Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Medżik

Dystans całkowity:15951.04 km (w terenie 2015.20 km; 12.63%)
Czas w ruchu:868:37
Średnia prędkość:18.11 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:281975 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:173797 kcal
Liczba aktywności:312
Średnio na aktywność:51.13 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Beskid Mały w mikroskali :)

Niedziela, 6 listopada 2011 · Komentarze(16)
Mastodon to zespół nieprzeciętny, wybitny, klasowy! Ostatnia płytka, tak jak i poprzednie, pokazują w pełni potencjał tych post-metalowych wywrotowców. Tutaj w kawałku zdecydowanie najbardziej łagodnym, z lekkim tylko pazurem. Na numer można oddać swój głos, gdyż znajduje się on w poczekalni Listy Przebojów Programu III Polskiego Radia. Ja już zagłosowałem, pora na Ciebie :)


Kolejna bajeczna niedziela. Na zegarze jedenasta, pogoda po wyklarowaniu jest wymarzona do kręcenia, a ja siedzę już godzinę nad mapą i kombinuję jak tu ugryźć Beskid Mały. Praktycznie wszystko w ostatnich tygodniach objeździłem. Zostały tylko szlaki kończące się na jakiejś głównej drodze, bądź też takie oznaczające dłuższy spacer z rowerem na plecach. Wybrałem wariant pośredni i zważywszy, że nie chciałem dzisiaj za dużo kręcić - stosunkowo krótki:)
Na Przełęczy Targanickiej :) © k4r3l

Na Kocierzu już przygotowani na zimę :) © k4r3l

Postanowiłem zrobić w odwrotnym kierunku kilka szlaków i tym sposobem dostac się na jeden z najbardziej atrakcyjnych widokowo szczytów w Beskidzie Małym - Potrójną. Zaczęło się konkretnie od asfaltowego uphillu na przełęcz Beskid Targanicki - po wypluciu płuc ruszyłem dalej zielonym w stronę Kocierza. Co tu dużo mówić - ten szlak ma jeden jedyny słuszny kierunek. I nie był to ten wariant, który mnie dziś czekał. Ale dużo prowadzenia nie było. Na tym odcinku, co mnie zaskoczyło, całkiem sporo turystów z kijami, psami, dziećmi...
Lagodniejszy fragment czerwonego w stronę Potrójnej :) © k4r3l

Polanka niedaleko Potrójnej - można nacieszyć oczy :) © k4r3l

Jednak prawdziwe oblężenie przeżywał szlak czerwony prowadzący od Kocierza na Potrójną. Momentami czułem się jak na jakiejś marketowej wyprzedaży :) Ale to z prostego względu - docierając na Przełęcz Kocierską samochodem nie trzeba się zbytnio namęczyć, żeby dojść na Potrójną. Co innego rowerem:) Zwłaszcza jesienią, kiedy to gruba warstwa liści skutecznie utrudnia podjeżdżanie. Ten odcinek także należy pokonywać w stronę przeciwną, czyli jedziemy od Leskowca w stronę Kocierza, a nie na odwrót:)
W stronę Leskowca i Gancarza :) © k4r3l

W stronę Skrzycznego, Żaru i Hrobaczej :) © k4r3l

No ale uparłem się i zrobiłem to w rewersie. O prawidłowym kierunku przypomniał mi mijany na szlaku rowerzysta, który oczywiście popylał sobie leciutko w dół podczas gdy ja walczyłem z upierdliwościami terenu. Na Potrójnej jak zwykle przy niedzieli całkiem sporo grupek turystów. Oddalam się nieco od tego zgiełku i już w ciszy i spokoju podziwiam rozległą panoramę: Leskowiec, Babia Góra, leciutko zarysowane za nią Tatry, Pilsko, Gibasów Groń, Skrzyczne, Żar, Hrobaczą Łąkę - poezja!
Na żółtym szlaku naprawdę żółto :) © k4r3l

Jawornicki krzyż na pamiątkę tragicznej śmierci andrychowskich narciarzy na Babiej Górze. © k4r3l

Zjazd do Targanic zapomnianym już żółtym szlakiem przez Jawornicę. Mniej więcej po jakichś 3 km zaczyna się ostra jazda w dół. Momentami trzeba sprowadzać - takiego skupiska liści i kamieni przy jednoczesnej stromiźnie dawno nie widziałem. Uff, na dole można odetchnąć. Szlak oczywiście fajny jeżeli chodzi o szybkość dotarcia do cywilizacji, ale przyjemności z jazdy nim nie ma praktycznie żadnej. Zresztą wszystko widać na poniższym profilu;)

HZ: 29% - 0:40:17
FZ: 23% - 0:31:45
PZ: 43% - 0:59:00


Pierwszolistopadowa Grupa Żurawnicy (i Leskowiec :)

Wtorek, 1 listopada 2011 · Komentarze(13)
Dziś na tapecie Lecznica Stałych Doznań - młoda kapela z Wrocławia, która sobie tak sprytnie żongluje stylami uzyskując w efekcie całkiem niezłe rozwiązania:) A przy okazji myślę, że kawałek wpisuje się w jeszcze obowiązującą stylistykę halloween'ową :) Polecam kupno tej płytki, zwłaszcza, że dochód ze sprzedaży jest przeznaczony na zbożny cel :) Obiecuję, że i ja stanę się nabywcą, jak tylko finanse wyjdą na prostą :)


Z rana krótka wizyta na cmentarzu w celu zapalenia lampek. W domu piekielnie ostry makaron z pomidorami i czosnkiem - idealne połączenie na tę porę roku - daje kopa i dodatkowo chroni organizm przed różnymi dziadostwami :) Początek tradycyjnie asfaltowy i mocno interwałowy w celu dotarcia do Rzyk, skąd udaję się na Leskowiec (922m n.p.m.), tym razem poprawnym wariantem, w 95% faktycznie nadającym się do jazdy. Przed samym szczytem mijam sztuk kilka zjeżdżających i kulturalnie witających się enduraków - nieźle sobie folgują na tych luźnych kamieniach :) Na górze krótki popas, żółtym szlakiem od strony Targoszowa podjeżdża chłopak z dziewczyną (także na fullach), kilka osób się wygrzewa w południowym słońcu - generalnie mocno rowerowa okolica się zrobiła....
Droga przez malowniczą wioskę Rzyki:) © k4r3l

Pierwsze widoczki z nowego podjazdu :) © k4r3l

Dziwna warstwa chmur - front czy pieron jakiś :) © k4r3l

Zjazd czerwonym to reminiscencja ostatniego wypadu z chłopakami z Bikestats. Z tym, że wówczas wspinaliśmy się tamtędy na Leskowiec - teraz postanowiłem zjechać sobie, bo z tego co zapamiętałem, szlak jest zacny:) I faktycznie, jeden z bardziej urozmaiconych zjazdów z tego szczytu. Dalej miałem wątpliwości czy przejechać całe pasmo Grupy Żurawicy czy też skrócić i od razu jechać na Śleszowice. Jako że słońce było wysoko wybrałem dłuższy wariant, oczywiście terenowy :) Gdzieś w połowie na zjeździe widząc swój wyprzedzający mnie nietypowy cień przełykam nerwowo ślinę i zatrzymuję się. Z podsiodłówki zwisa sobie luźna dętka... A więc o kluczach i spinkach mogę już zapomnieć. Wracam się kawałek do miejsca gdzie słyszałem metaliczny odgłos, ale wydawało mi się wtedy, że to kamień odbił się od ramy. Chwilę chodzę w tym miejscu ze wzrokiem wpatrzonym w podłoże - udaje się znaleźć tylko skuwacz - dobrze, że go miałem osobno :)
Widokówka z zielonego szlaku - z tamtych górek zjechałem:) © k4r3l

Dalej na zielonym - widok na Beskid Żywiecki :) © k4r3l

A tak wyglądają Śleszowice z czarnego szlaku :) © k4r3l

Pasmo Żurawnicy jest niezwykle malownicze, szlak wiedzie zarówno przez widokowe polany, między domostwami, jak i przez gęsty las. Zjeżdżalność tego wszystkiego jest spokojnie na poziomie 99% - są odcinki nieco bardziej błotniste, rozjeżdżone przez ciężki sprzęt, ale ogólnie jedzie się super! Po dotarciu do głównej drogi w Zembrzycach kieruję się asfaltem przez Tarnawę Dolną do Śleszowic, skąd mam zaplanowany kolejny uphill na Groń JP II. Tym razem kombinacją szlaków czarnego i niebieskiego. Czarny jest kapitalny, głównie trawiasty o niewielkim nachyleniu, ale leśne OSy również się zdarzają. Niebieski to już wyższy szczebel - ale również całość oprócz może 100m wypychu podjeżdżalna z młynka. Przy schronisku już pustawo, ostatni snikers i szpula w dół.
Tutaj musiałem się zatrzymać (Leskowiec / Rzyki) © k4r3l

Niesamowita paleta barw z widokiem na polankę "za" Leskowcem :) © k4r3l

Mua :) © k4r3l

Jestem pod wrażeniem tego jak ta pora roku upiększyła wszystkie góry dookoła - dzisiejszy dzień był jednym z najpiękniejszych i najcieplejszych ostatnio. Szkoda tylko, że już taki krótki ale i tak nie spodziewałem się tyle wykręcić, zwłaszcza, że wyjechałem dopiero przed 11. Ponoć taka pogoda ma się utrzymać jeszcze przez co najmniej dwa weekendy - a więc zapraszam w Beskid Mały i okoliczne pasma :)


HZ: 17% - 0:52:36
FZ: 21% - 1:02:51
PZ: 60% - 2:59:45

Wielka improwizacja w Małym Beskidzie ;)

Niedziela, 30 października 2011 · Komentarze(9)
Nowy sezon "Misfits" już czai sie za rogiem - macie jeszcze szanse, aby nadrobić zaległości (2 sezony po 6 odcinków - co to dla was:) A ja sobie dalej słucham w ramach odpoczynku od metalowego łomotu soundtracku z tego kapitalnego serialu, wypełnionego po brzegi niebanalną muzyką. Dziś takie sobie melancholijno-schizoidalne klimaty, jesiennie :)


Trip bez jakiegoś większego pomysłu - głównie po okolicy, a przy okazji przetestować szlaki przeze mnie jeszcze nie sprawdzane. Zacząłem od rzucającej o wschodzie cień na Andrychów Pańskiej Góry - i już na podjeździe złapałem zadyszkę:) Ogólnie miejsce jest bardzo fajne, przykładowo dla zaczynających przygodę z xc/mtb. Jazda po dywanie z liści oraz ukrytych pod nimi korzonkach daje wiele frajdy. Zielonym szlakiem udałem się dalej w kierunku Gancarza, ale żeby nie było tak klasycznie postanowiłem objechać jeden stromy podjazd w Zagórniku wyglądającym zachęcająco trawersem. Ten niestety wyprowadził mnie w pole, ale trzeba przyznać, że był to kapitalny odcinek. Jednak zyskaną wysokość niepotrzebnie straciłem - ale jechało się bosko ;)
Dolinki w objęciach Beskidu Małego :) © k4r3l

W tym miejscu rozpoczął się wypych żółtym szlakiem, który docelowo dochodzi do pierwotnie zaplanowanego zielonego. Ogólnie w górę nie było łatwo, ale jakby ktoś miał rower z pełnym zawieszeniem, mógłby sobie po tych wszystkich korzeniach pohasać zjeżdżając w przeciwnym kierunku.. W międzyczasie zrodził się w głowie plan - jadę na Leskowiec - to co, że drugi raz z rzędu:) Z tego szczytu jest kilka fajnych opcji zjazdowych, więc czemu nie. Oczywiście wypych pod Gancarz zaliczono - dziś w sumie uzbierało się ok 3 kwadransów samego podchodzenia - nie ma lekko:)
Wymagające korzonki na zielonym :) © k4r3l

Na szczycie spotykam ok. 50cio letniego bajkera z Choczni. Gość mnie zadziwia swoimi opowieściami o zdobywaniu Krowiarek i innych równie odległych miejscówek. A jeździ na podobnej budżetówce jak ja - Kellysie Salamandrze kupionym jak się okazuje w moim mieście za na posezonowej wyprzedaży za 900PLN. Jak widać do zdobywania kilometrów wcale nie potrzeba super sprzętu. Pogadaliśmy na Gancarzu jakąś chwilę i ruszyliśmy w stronę Leskowca. Facet całkiem nieźle podjeżdżał - praktycznie wszystko zrobiliśmy w siodle nie licząc kilku kamienisto-korzonkowych fragmentów skutecznie wybijających z rytmu.
Tym razem widok z Leskowca w kierunku zbiornika Świnna Poręba :) © k4r3l

Pod schroniskiem spora grupka turystów, w tym rowerzystów (także na full'ach) - widać, że to mekka miłośników dwóch kółek. Fajnie:) Na szczycie już luźniej - jak zwykle chwila na refleksje w towarzystwie niezbyt dziś widokowej panoramy i pora na powrót. Pożegnałem się kulturalnie i pognałem w kierunku żółtego szlaku prowadzącego do Gorzenia. Jeszcze tędy nie jechałem i przyznam, że żadna to rewelacja choć po drodze atrakcji nie brakuje (olbrzymie głazy zatopione częściowo w ziemi, po wielgachne skały w okolicach szczytu o słusznej nazwie Kamień). Ale to tyle - zjazdowo trochę się wymęczyłem głównie za sprawą sporej ilości luźnych kamyczków skrytych pod cienką warstwą liści i o mały włos a zaliczyłbym niezbyt przyjemne OTB - w porę się wyratowałem :)
Atrakcje na szlaku zjazdowym - tu: jeden z głazów :) © k4r3l

Atrakcji c.d. - zespół olbrzymich skał, ponoć wspinaczkowych:) © k4r3l

Po wyjeździe na asfalt udałem się czarnym szlakiem w kierunku Wadowic by tam znaleźć czerwony szlak rowerowy. Udało się, jednak przez słabe oznaczenia lub też moje roztargnienie gubię go i ląduję w... Kaczynie :) Niech to szlag :) Ale, ale przypominam sobie o żółtym szlaku, który przecina tę malutką miejscowość i może zaprowadzić mnie do domu. Znalezienie go nie było takie trudne, pododobnie jak początek podjazdu. Kilkaset metrów dalej trzeba było już skapitulować - ten odcinek miał dość spore nachylenie. Ale to tyle z niespodzianek - reszta tego szlaku nadawała się do pokonania go w siodle.
Powrót w promieniach szybko zachodzącego po zmianie czasu słońca :) © k4r3l

Pomimo czasem niezbyt trafionych wyborów (kilka upierdliwych wypychów;) to jestem zadowolony - pozytywne zmęczenie to jest jednak to :) Najbliższa okolica pokazała pazur - zresztą ponad 4h jazdy i zaledwie 50 przejechanych kilometrów mówi samo za siebie :) No i co najważniejsze - aura iście jesienna, a do tego słonecznie, ciepło - wszędzie dookoła kolory tożsame ze szlakami, którymi się poruszałem. Przypadek? :)

Nietypowy Leskowiec i część Beskidu Małego :)

Niedziela, 23 października 2011 · Komentarze(13)
Mało kto pewnie przetrwa ten soniczny atak kanadyjskiego Fuck The Facts, ale mnie ich ostatnia płyta pochłonęła na dobre. Dodam tylko, że za mikrofonem stoi kobita, jakby się ktoś nie zorientował w pierwszej kolejności :) Takie granie nazywa się dumnie "matematycznym" - a to dlatego między innymi, że jest niezbyt przyswajalne:) Zgadzacie się?


No i zachciało mi się gór, znowu;) Pogoda niezbyt zachęcająca - poranne mgły zamiast opaść wciąż niezbyt estetycznie prezentowały się za oknem. Ostatnie porcje makaronu na talerzu, banany spakowane, obcisłe przygotowane, więc nie było już odwrotu :) Do Rzyk dotarłem nawet szybko asfaltem, a pamiętam z młodszych lat, że ten odcinek to była trasa życia :)
Widoczki z podejścia :) © k4r3l

Na Leskowcu fajne widoczki, choć bywało lepiej ;) © k4r3l

W planach miałem podjazd na Leskowiec podpowiedzianą przez Shovel'a trasą w dużej mierze podjeżdżalną. Niestety, nawigatorem okazałem się w tym wypadku fatalnym, bo zamiast odbić w lewo przyjemną ścieżką wybrałem strome podejście na prawo. Podchodziłem, podchodziłem - a końca nie było widać - kapitalnie wyszedł ten odcinek na profilu wysokościowym :) Na szczycie wylazłem zza krzyża, czyli z najbardziej nieoczekiwanej strony;)
Widoczek ze szlaku w stronę wyciągu Pracica :) © k4r3l

Kapitalny trawers pod Gibasowy Groń :) © k4r3l

Na szczycie jak zawsze w takie dni sporo ludzi. Także dwóch endurowców, którzy puścili się w dół w stronę schroniska (nie obyło się bez instrukcji: "rozluźnij się [...] biegi masz ustawione" - dobrze, że siedziałem, bo bym się chyba przewrócił :))). Ale przede wszystkim mnóstwo słońca, co w dolinach niestety nie było takie oczywiste. W momencie zapomniałem o ostatnim półgodzinnym wypychu i ruszyłem dalej na szlak w stronę Łamanej Skały.
Trawiaście-zajebiaście :) © k4r3l

Zajazd na Gibasowym Groniu - można się napić czegoś ciepłego:) © k4r3l

Na Przełęczy Anula odbijam na szlak zielony - kolejną perełkę Beskidu Małego. Momentami wymagający, ale też i szybki (prędkości dochodzące do 40km/h mówią same za siebie). Obfity w atrakcje takie jak zespół jaskiń "Czarne Działy" oraz gigantyczne skały zwane "Zamczyskiem". Odsłaniający przed nami wspaniałe panoramy Beskidu Żywieckiego. Niestety dzisiaj widoczność nie była najlepsza, mogę się tylko domyślać, jak tutaj było tydzień temu...
Na trasie naprawdę dużo szybkich odcinków :) © k4r3l

Widoczki z okolic Łysiny (Ścieszków Gronia:) © k4r3l

Zjazd zielonym szlakiem w stronę Kocierza jak zwykle ekstremalny :) Dużo kamieni i piechurów. Ci najmłodsi donośnym głosem ostrzegali znajdujących się niżej towarzyszy krzycząc: roweeeeerr! :) Bardzo fajnie się tamtędy zjeżdża, ale zdecydowanie za krótko:) Teraz czeka mnie kolejny punkt programu czyli asfaltowy upill na Kocierz. A pomyśleć, że przed chwilą jeszcze byłem na podobnej wysokości, którą teraz musiałem wytracić, ech...
Ciekawostka: znak z dodatkowymi tabliczkami :) © k4r3l

Tamtędy czeka mnie podjazd :) © k4r3l

Podjazd bez napinki, końcówka sezonu więc nie ma co szaleć. Pod szczytem niespodzianka - wielgachna dziura w drodze już zasypana. Szosa czeka na nową nawierzchnię i chyba, co najbardziej zaskakujące, wyrobią się w terminie! Miało być zrobione na grudzień, więc wziąwszy pod uwagę finalne prace i odbiory techniczne raczej się zmieszczą w czasie!
Kościółek w malowniczej dolince Kocierza:) © k4r3l

Ten sam obiekt, inna perspektywa :) © k4r3l

Z Kocierza jeszcze jeden krótki odcinek w terenie - kapitalny flow, szum liści i blask zachodzącego powoli słońca. Na Beskidku niespodzianka - w dolinach niesamowicie szaro, mgliście! Jaki z tego wniosek? Nie ma się co sugerować pogodą na dole, wszak zawsze jest szansa, że na górze powyżej pewnego pułapu aura dopisze - będzie słonecznie i ciepło.

Ps. jestem ciekaw na jakim odcinku miałem to maksymalne tętno - ale to chyba błąd jakiś, było może góra 200 :) Generalnie większość trasy w Power Zone, więc jak widać Beskid Mały daje popalić :)


HZ: 20% - 0:49:01
FZ: 18% - 0:45:22
PZ: 55% - 2:13:52

Beskid Mały eMTeBe :)

Niedziela, 16 października 2011 · Komentarze(17)
Skończyłem drugi sezon "Wyklętych" i już niecierpliwie czekam na premierowe odcinki sezonu trzeciego. Tym czasem kolejny muzyczny kąsek, który znalazł się na soundtracku do tego serialu. Oto co ciekawego może wyjść ze współpracy szwedzkiego duetu: producenta i perkusisty Kleerup i wokalistki Lykke Li:


Kolejny jesienny wypad eMTeBe. Raz jeszcze po Beskidzie Małym - co tu dużo gadać, atrakcji tutaj co niemiara. Wybrałem się na Kocierz, by stamtąd zjechać do Czernichowa korzystając ze szlaków kolejno czerwonego (ostatnio jechałem tędy z chłopakami z BS;), a następnie niebieskiego. To właśnie na tym drugim szlaku straciłem rok temu aparat podczas wycieczki z Shovelem.
Babia Góra w jesiennej szacie ;) © k4r3l

Na czerwonym szlaku;) © k4r3l

Już na samym początku jazdy w terenie przystaję i podziwiam... Tatry! kapitalnie wyłaniające się zza Babiej Góry. Czegoś takiego jeszcze tutaj nie widziałem. Śnieżno-białe, ostre jak szpilki granie w południowym słońcu prezentowały się megadostojnie! Oczywiście na moich biednych fotach ich nie uświadczycie, ale na szczęście, co widziałem, to moje ;)
Na Taterki w takich okolicznościach można patrzeć godzinami ;) © k4r3l

Żar i Jezioro Międzybrodzkie (w tle pasmo Hrobaczej Łąki;) © k4r3l

Ten widok towarzyszył mi także na dalszych etapach wycieczki. Na Jaworzynie ucinam sobie pogawędkę ze starszym panem. Narzekamy sobie, tak tradycyjnie, po polsku, na dziadostwo na szlakach oraz na motocyklistów, których pełno w lasach. Mnie wyprzedziło dwóch takich, oczywiście nie muszę mówić ile przy okazji narobili hałasu. Debile...
Fragment niebieskiego z widokiem na Jezioro Żywieckie;) © k4r3l

Zjazd niebieskim trzeba zaliczyć do tych z górnej półki - należy się pilnować, bo miejsc do zaliczenia gleby po drodze nie brakuje;) Dużo luźnych kamieni, wypłukana ziemia uformowana w zdradzieckie rynny - fajnie;)
Pasmo Magruki Wilkowickiej i Czupla ;) © k4r3l

Wyjeżdżam na wysokości zapory w Tresnej i kieruję się asfaltami w stronę Przegibka by stamtąd wbić się na niebieski prowadzący na Gaiki. Już na szlaku mijam parę staruszków, którzy informują mnie, że przede mną jechało tędy sporo rowerzystów. Heh, i w w tym miejscu stara prawda, że świat jest mały, kolejny raz się potwierdza. W ogonie tej, jak się później dowiedziałem pokaźnej enduro-watahy spotykam Shovel'a wraz z dwójką znajomych. Wspinamy się wspólnie do Gaików i tam się rozjeżdżamy.
Popas na polance z epickim widoczkiem na Tatry ;) © k4r3l

Oni jadą na "kultowe agrafki" a ja mam w planach sprawdzenie zielonego szlaku w dół do Międzybrodzia Bialskiego. I co tu dużo pisać - szlak jest kapitalny. Może niezbyt wymagający, wręcz przeciwnie, łagodny, szeroki, ale ma taki, że się tak z angielska wyrażę "flow'", że po prostu się jedzie a gęba się cieszy. Robię krótki popas na polance gdzieś w połowie drogi. Stamtąd również kapitalnie widać Babią i Tatry - epicki widoczek!
Miedziany Żar ;) © k4r3l

Malutka zapora w Porąbce ;) © k4r3l

Powrót do domu tradycyjnie przez Wielką Puszczę. Już mnie ta droga nudzi, ale cóż, lepsza taka niż ruchliwa szosa przez Czaniec. Cisza, spokój, szum gum i strumienia płynącego wzdłuż drogi. Kolejne szlaki Beskidu Małego zostały spenetrowane. Raz jeszcze okazało się, że ta okolica ma spory potencjał. Zapraszam każdego, kto ma możliwość do wypróbowania tych jak i pozostałych prezentowanych na blogu wariantów.


HZ: 28% - 1:18:20
FZ: 16% - 0:43:47
PZ: 52% - 2:25:48

Deszczowo - urodzinowo:)

Czwartek, 13 października 2011 · Komentarze(5)
Wkręciłem się ostatnio w konkretnie zryty serial Misfits (w listopadzie startuje sezon 3). Dużo tam muzyki klubowej, ogólnie elektronicznej (dubstep, trip-hop etc.). Może to i nie moje klimaty, ale kilka ciekawych kąsków się znajdzie. Poniżej jeden z nich ;)


Do Ani z prezentami :) Jak już ubrałem się w obcisłe za oknem przechodziła właśnie kolejna deszczowa fala. Jednak po kilkunastu kilometrach pokazało się piękne słońce i tylko w oddali straszył granatowo-szary nieboskłon. Droga mokra, więc trzeba było jechać nie za szybko w ostateczności i tak przyjmując na gębę trochę brudu z szosy :)
Zapora w Porąbce - wcześniej musiało tu konkretnie polać ;) © k4r3l

W Łodygowicach, na 5km przed celem, słyszę tykanie gdzieś w tylnym kole a za chwilę wystrzał i charakterystyczne "pfffff". Powietrze ulotniło się z dętki błyskawicznie, więc nie było wyjścia (ani też czasu;) więc zmieniam. Nie namierzyłem podczas zmiany dziury w oponie, natomiast ta w dętce była spora. Defekt ujawnił się dopiero po lekkim nabiciu dętki - dziura w oponie na wysokości drutów. I tak Khany dokonały żywota po niespełna 3 tys km... :(
Żar schowany za drzwami ;) © k4r3l

Zużyta uszczelka w pompce skutecznie utrudniła pompowanie więc na flaku przybyłem do solenizantki. Po życzeniach i rozpakowaniu prezentów (chyba się podobały;) zabrałem się za przeszczep opony. Tymczasowym dawcą został Kross Ani - przyznam, że dziwnie wyglądał rower z założonym z przodu slickiem a z tyłu Karmą 2.0 - ale co najważniejsze - nadawał się do jazdy. Przy okazji przetestowałem przejściówkę (za 5 zeta z allegro;) z presta na shradder'a - przy pompowaniu samochodowym kompresorem zdała egzamin :)
Chodnikiem przez Czernichów ;) © k4r3l

Powrót już w chłodniejszych okolicznościach. Bluza w windstopperem, takaż sama czapeczka pod kask i długie rękawiczki poszły w ruch, przydała też się pierwsza warstwa craft'a oraz nogawki:) Na domiar złego zmrok zapadał coraz szybciej. Baterie w przedniej lampce padły w Wielkiej Puszczy, więc odpaliłem latarkę w telefonie, co by być choć odrobinę widocznym. I w ten sposób dokulałem się jakoś do domu. Z przygodami, ale najważniejsze, że mission accomplished :)


HZ: 29% - 1:18:57
FZ: 19% - 0:52:24
PZ: 40% - 1:52:03

Beskidzkie MTB :)

Niedziela, 2 października 2011 · Komentarze(19)
Dobrego melodeathu nigdy nie za dużo. Nightrage właśnie wydają nowy krążek, bądźcie pewni, że go nie przegapicie. Mój tyłek już skopali ;) Dla fanów starego Arch Enemy, starego In Flames, Gardenian...


No i narobili mi ludziska, przykładowo Adamuso ;), smaka na małe co nieco w terenie ;) Miało być tylko do Gaików, ale to przecież dystans ciot-eczny, więc rozwinąłem go o konkretne kilometry beskidzkiego eMTeBe ;) Na dzień dobry pojechałem na Kocierz by tam rozpocząć przygodę ze szlakami. Przed szczytem na plecach siadł mi kolarz (tak, właśnie nie bajker, tylko kolarz:), ale nie dałem mu dojść ;D Chyba się oburzył, bo nawet cześć później nie raczył z siebie wyrzucić ;) Aaa, w porównaniu z piątkowym podjazdem, tym razem aż o dwie minuty szybciej, czyli forma is back ;)
Człowiek-pająk:) © k4r3l

Polanka za Trzonką (zajebisty zielony;) © k4r3l

Żeby nie było, że ściemniam i mnie tam nie było - voila ;) © k4r3l

Plan obejmował zielony (tak, ten zajebisty zielony;) szlak aż do Porąbki. Ostatnio Marusia wspominał, że ma na niego ochotę, więc na zachętę kilka fotek tu znajdzie. To, jak i moja rekomendacja muszą mu wystarczyć :) Na przełęczy Beskid Targanicki wziąłem się za wypych zapominając, że można podjechać ten odcinek objazdem. Cóż, mae culpa :) Dalej to już poezja, choć upragnionych widoczków dziś nie było - jakaś tajemnicza mgła raczyła się pojawić i popsuć mi wrażenia wizualne... Zjazd do samej Porąbki to istne ekstremum - stromizna niesamowita, ale dałem radę na tych swoich startych v-brake'ach :)
Na zielonym jest fajnie, ale łatwo nie ma ;) © k4r3l

Fotka z podjazdu na Hrobaczą ;) © k4r3l

A tu już podjazd na Magurkę (z Czuplem w tle;) © k4r3l

Krótki asfaltowy szpil i już jestem u podnóża jednej z konkretniejszych podjazdowo górek w Beskidzie Małym - Hrobaczej Łąki. Ależ mi on (znaczy ten uphill:) nie wyszedł - kilka postojów i od połowy (czyt. starej nawierzchni) młynkowanie. Przed schroniskiem mijają mnie zjeżdżający kolarze, mówią, że już końcówka. Dzięki, fajnie, ale to akurat żaden njus - przeca nie jestem tu pierwszy raz:) Na szczycie trwa oblężenie krzyża - myślałem, że to jakaś delegacja ze stołecznego Krakowskiego Przedmieścia, ale nikt nie śpiewał ani się nie modlił... To zwykli rezydenci fejsbuka i naszej-klasy, więc zlewka, na mnie i tak pora :)
Widoczek z Magurki na inny kultowy szczyt - Skrzyczne ;) © k4r3l

Tym się żywiłem - pyszności, zwłaszcza Corny bananowo-czekoladowe :) © k4r3l

Szlak czerwony w kierunku Przegibka jest ok - strome, kamieniste zjazdy, fajne płaskie, niekiedy piaszczyste, odcinki między drzewami, jeden fragment z rowerem na plecach - esencja mtb/xc/fr ;) Pierwotnie plan zakładał powrót zielonym (jeszcze nie sprawdzony) z Gaików do Międzybrodzia, ale nie byłbym sobą, gdyby nie doszło do zmiany :) Zamiast tego wybrałem kolejną wspinaczkę, tym razem na Magurkę Wilkowicką. Z Przegibka szlakiem narciarskim - początek rewelacja, ale tak w 3/4 drogi trzeba skapitulować i trochę podprowadzić. Na szczycie tradycyjnie tłumy, ojcowie z wózkami, matki z aparatami, dziadki z lornetkami, ogniska, piwka, słowem: czilałt...
Zaczynają się schody - czyli w dół ekstremalnym czerwonym ;) © k4r3l

Wyłonił się inny obiekt kultu uphillowców - Góra Żar :) © k4r3l

Ostatni odcinek (szlak niebieski) na Czupel można pokonać całkowicie w siodle - po 30 minutach melduję się na najwyższym szczycie Beskidu Małego. O walorach widokowych tego miejsca nie muszę chyba wspominać, wrzuciłbym jakieś foty ale z komórki to nie ma sensu, bo mało co widać... W dół postanawiam zjechać mało znanym wariantem - ostatnio przemierzałem go chyba przeszło 2 lata temu. Jest to kombinacja 4 szlaków: niebieski, czerwony (do Łodygowic), żółty (uwaga, łatwo przeoczyć odbicie!) i zielony do Czernichowa. Najtrudniejszy odcinek to środek czerwonego. Im dalej tym płynniej można kręcić. Zdecydowanie ten miks należy do jednych z moich faworytów w tej części Beskidów.
Jesień w Beskidach ;) © k4r3l

Nawet na szlakach czają się paparazzi ;) © k4r3l

Powrót do domu asfaltem przez Międzybrodzie Bialskie, Porąbkę, Wielką Puszczę, Targanice i Sułkowice. Co do przebytej trasy myślę, że to niezła konkurencja do głównych szlaków w okolicy (z Leskowca na Żar chociażby). Zdecydowanie polecam wszystkim kręcącym w Beskdizie Małym zarówno regularnie jak i okazyjnie - nie
zawiedziecie się :)

HZ: 30% - 1:43:21
FZ: 20% - 1:09:29
PZ: 46% - 2:36:58


Lokalny klasyk ;)

Piątek, 30 września 2011 · Komentarze(7)
Krótki wyjazd po godzinie 17. Tym razem padło na najbliższy z możliwych uphill'i, czyli Przełęcz Kocierską. Od wczoraj nie zmieniałem opon, więc szło dość topornie (18m24s), ale za to odbiłem sobie na zjeździe szlakiem zielonym - oj, już zapomniałem jak tam się kapitalnie śmiga :)
Pod bramą ośrodka konferencyjno-wypoczynkowego "Kocierz" ;) © k4r3l


HZ: 20% - 0:14:37
FZ: 16% - 0:12:05
PZ: 61% - 0:44:37


Jesienna kaskada Soły

Czwartek, 29 września 2011 · Komentarze(9)
Dziś krótko i wciąż standardowo ;) Tym razem powrót do domu wzdłuż Kaskady Soły. Wyjazd o godzinie 17 i nadal ciepło;) Dopiero w Wielkiej Puszczy (przed godz. 18) zrobiło się chłodniej :) Jazda asfaltem na terenowych oponach o szerokości 2.2'' upłynęła pod znakiem nieustającego szumu i dużych oporów toczenia;) Ale pomimo tego udało się przejechać tą trasę poniżej 1:30.00 :)
Żar w jesiennej szacie ;) © k4r3l

Poniżej mapka i dane z pulsometru, którego cały czas testuje. Już nie mogę się doczekać jakiegoś poważniejszego uphillu - zobaczymy czy puls wariuje czy jest w miarę stabilny :)


HZ: 12% - 0:10:34
FZ: 25% - 0:22:37
PZ: 57% - 0:51:04

Szybkie Skrzyczne ;)

Poniedziałek, 26 września 2011 · Komentarze(16)
Nie rzucam słów na wiatr :) I jak zapowiadałem, tak też i uczyniłem - tym razem w towarzystwie. Razem z Anią, pozwoliliśmy sobie na krótką wycieczkę na Skrzyczne. Wiem, że Seba też kręcił się gdzieś w okolicy, ale tym razem nie miałem aż tyle czasu na integracje...
Klasyczna beskidzka ścinka ;) © k4r3l

Widoczki z lekka niewyraźne ;) © k4r3l

Końcówka września to trochę za wcześnie by cieszyć się typowo jesiennymi widokami, drzewa wciąż jeszcze zielone, ale za to słońce wysoko i wciąż bardzo ciepło:) Podjeżdżaliśmy standardowo od Lipowej, więc szału nie ma. Droga przyjemna, choć już nie taka jak pół roku temu - wypłukane / rozjeżdżone ciężkim sprzętem szutry stały się miejscami mocno kamieniste.
Na jednej z wielu szutrowych serpentyn :) © k4r3l

Podjazdy są w tej okolicy całkiem przyjemne ;) © k4r3l

Na Skrzycznem naprawdę tłoczno. Tym razem rozłożyliśmy się niedaleko wyciągu, spod którego co chwila nadciągały nowe chmary turystów. Rowerzystów także dużo - przekrój wiekowy spory. Godzina minęła strasznie szybko na konwersacji i kontemplacji widoczków, w pełnym słońcu wygrzaliśmy się konkretnie ;)
Panoramka ze szczytu ;) © k4r3l

Droga powrotna odbyła się zielonym szlakiem w kierunku Małego Skrzycznego, za którym sprowadziliśmy rowery kilkadziesiąt metrów w dół do drogi nadającej się do jazdy. Zjazd o dziwo bez szaleństw, jakoś nigdzie się nam nie spieszyło. No może później, na asfaltach dostaliśmy speeda na myśl o frytkach, giczkach i zimnym piwku :)
Na zjeździe można wymiatać :) © k4r3l

Momentami trzeba cenić rozwagę ponad ambicje ;) © k4r3l

Przy okazji tego tripu testowałem sobie pulsometr PC-15. Fajny gadżet, jednak mam na jego temat kilka spostrzeżeń. Ludziska narzekali na słaby pasek i szczerze to się nie dziwię, ale to chyba efekt montażu pulsometru na kierownicy. Strasznie toporny ten uchwyt i ciężko zapina się pulsometr, więc założyłem tradycyjnie na rękę. Poza tym wygląd ma strasznie odpustowy ;))
Zgrzyta, ale na 1257m n.p.m. jeszcze się wdrapał ;) © k4r3l

PC-15 poza głównymi funkcjami wybrałem głównie ze względu na stoper - ale tutaj zawiodłem się srogo, bo zliczanie w sportowym zegarku z dokładnością do sekundy to duże nieporozumienie. Aaa i wyłączyłem na dzień dobry pikanie, bo to strasznie drażniący dźwięk, zwłaszcza biorąc pod uwagę dużo przejść z jednej strefy do drugiej... Poza tym to same plusy, opaska na klatkę do regulacji, bo na wydechu trochę się luzowała, ale to oczywiście pikuś ;)

HZ: 46% - 1:31:46
FZ: 15% - 0:29:35
PZ: 18% - 0:35:29