Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:164.00 km (w terenie 24.00 km; 14.63%)
Czas w ruchu:10:22
Średnia prędkość:15.82 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Suma podjazdów:4140 m
Maks. tętno maksymalne:200 (103 %)
Maks. tętno średnie:161 (82 %)
Suma kalorii:5330 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:41.00 km i 2h 35m
Więcej statystyk

Beskid Mały uphillowo-sylwestrowo ;)

Poniedziałek, 31 grudnia 2012 · Komentarze(9)
Niby sylwek, więc i dźwiękowo powinna być petarda, ale jakoś nie mogę zdecydować się na żadną bombę. Wybieram wariant pośredni czyli miks Type O Negative i The Beatles. Ci pierwsi coverują tych drugich. Zajebisty spowalniacz, typowe TON'owe brzmienia i niesamowity Peter Steele na wokalach, ponoć laskom miękną kolana na sam jego głos, hehe.


Ostatki na rowerze. Samemu by mi się pewnie nie chciało ruszyć, ale zgadaliśmy się na porannego tripa z Jakubiszonem, który podczas tej wycieczki pokonał barierę 4k :) Ja już takiego ciśnienia nie miałem, od początku skrupulatnie jedyne dane jakie gromadzę to te dotyczące przewyższeń. To też na rękę była mi wspinaczka na francę beskidów czyli Hrobaczą Łąkę.
Kuba zaopatruje się w płyny - parking w towarzystwie klasyków ;) © k4r3l

A to już na szczycie Hrobaczej - śniegu brak ;) © k4r3l

Po drodze pozdejmowałem co się dało, bo podjeżdżaliśmy w pełnym słońcu i momentami czułem się jak w lecie - idzie się tam cholernie zagotować;) Poszło mi sprawnie, dołożyłem Kubie na tym podjeździe kilka minut ;) Na szczycie chwila dla reportera, którym okazał się sympatyczny pan z Czechowic-Dziedzic. Pada hasło "Gaiki" no i poszliśmy czerwonym :)
Kuba dojeżdża kilka minut po mnie ;) © k4r3l

Fotka made by przypadkowy turysta w towarzystwie małżonki ;) © k4r3l

Ja z uszkodzoną obręczą już tak nie szalałem jak wczoraj, poza tym to miał być z założenia lajtowy wypad. Herbatka ze świeżo nabitym prądem rozgrzewała kończyny. Na tym leśnym odcinku było sporo oblodzonych fragmentów. Zaliczyliśmy standardowy wypych pod jedną górkę, a potem już prosto w kierunku na Gaiki.
Zjazd przy akompaniamencie hamulców :) Gdyby nie one to bym go zgubił ;) © k4r3l

Chwilę przed odbijamy na zielony i ciśniemy w dół przez Nowy Świat do Porąbki. Szlak ten nie należy do wymagających, mało tego, można sobie pohasać, a dodatkowo napatrzeć na fajne górskie widoczki. Namawiam Kubę do powrotu przez Wielką Puszczę, bo jazda wyjątkowo ruchliwymi ulicami nie należała do najprzyjemniejszych... Jeszcze tylko Przełęcz Targanicka i rozjeżdżamy się.
Świetny widoczek na... zamglone niestety Tatry ;) © k4r3l

Końcówka zielonego, już na asfalcie (w tle zapora w Porąbce;) © k4r3l

Podsumowania nie będzie. Może tylko napomknę, że w tym roku pokonałem skromne 84950m (~85km;) w pionie, co przy 97 wycieczkach daje średnią 875m przewyższeń na wycieczkę;) Teraz zimowa przerwa na podreperowanie kolana i gromadzenie rzeczy, które po prostu muszę wymienić, bo się sypią (się jeździ, się zużywa;). Amor, koła i hample. Pierwszy wyjazd w 2013? Się zobaczy... Do siego roku!



HZ: 22% - 0:43:39
FZ: 18% - 0:35:30
PZ: 55% - 1:51:05

Przedostatni?

Niedziela, 30 grudnia 2012 · Komentarze(7)
Kategoria 30-60, bike: Medżik, BS
Dziś będzie lajtowo. Ostatnio sobie przypomniałem o tym zespole, bo to kawał genialnego rockowego materiału. Norweski Green Carnation zaczynał jako doom/death metalowa kapela, ale niedługo wytrzymali w tej stylistyce. Słuchając chociażby tego kawałka śmiem twierdzić, że lepiej się nie mogło stać. Te hammondy! Lata 70te spotykają 90te (czyli wszystko co najlepsze w muzyce). Arcydzieło!


Kiedy wyciągnąłem w sobotę Medżika z ciemni szczęka mi opadała - wszystkie błyszczące części pokryte były rudo-rdzawym nalotem, z którym uporałem się częściowo za pomocą... pepsi i szczoteczki :) To pozostałości po ostatnim wypadzie... W niedzielę pojechałem kontrolnie w teren sprawdzić czy wymroziło to ostatnie błoto. Faktycznie, na odcinku w stronę Kocierza suchutko, ale końcówka zielonego to białe pozostałości po nartostradzie, a więc z buta...
Na lodzie ;) © k4r3l

Na zjeździe mijam dwóch bikerów stojących na skrzyżowaniu, jadę chwilę dalej, ale nie dają mi spokoju. Chwilę później dotarło do mnie, że to przecież Funio buja się wszędzie w tej oczojebnej kurteczce no i bez kasku;) Zatrzymuję się pod kościołem w Targanicach, wyciągam telefon, dzwonie do niego... patrze a tu jadą - Tomek i Janusz. Te jaworznickie bestyje dotarły aż tutaj, szacun dla nich, bo siły mają niespożyte. Niestety nie chcieli skosztować mojej herbatki "z prundem" (malina + krupnik cytrynowy:) Odprowadziłem ich do Andrychowa a potem odbitka na Rzyki Jagódki.
Audyt z Jaworzna ;) © k4r3l

Zachciało mi się Leskowca i pojechałem, na początku ok, sucho, problemy zaczęły się na singielku pod Groniem JPII - szklanka taka, że musiałem iść z rowerem na plecach kilka metrów powyżej tego traktu. Koło schorniska pustki, jeszcze tylko kilka oblodzonych fragmentów i jest szczyt. Wieje jak cholera wiec łyczek na rozgrzewkę i powrót:)
Prawie początek podjazdu :) © k4r3l

Śniegu w górach ni ma :( © k4r3l
Zjazd czarnym (bardzo fajny, stromy zjazd) i potem serduszkowym do Rzyk. Na samym końcu dobijam obręczą w jakiś leżący konar i za chwilę potem zmieniam dętkacza. W obręczy pozostało znaczne wgniecenie, ale na szczęście już od dawna planowałem wymianę, bo już prawie nie znać tego rowka oznaczającego zużycie... Git wypad, mimo wiatru słonecznie. Pod koniec zaczęło pizgać a herbatka się skończyła:/
Czarny i grudniowa jesień :) © k4r3l

Auć, nie ma co klepać idzie na złom... ;) © k4r3l


HZ: 11% - 0:23:02
FZ: 17% - 0:33:38
PZ: 60% - 2:01:31

Mini-max beskidzki ;)

Niedziela, 16 grudnia 2012 · Komentarze(5)
Tommy Say No to kapela z Bielska-Białej, a więc po sąsiedzku. Właśnie wracają do gry i lada dzień wydadzą swój najnowszy album! Czekam na tą płytę (pamiętam też jeden koncert na BB Feście), bo chłopaki tworzą kawał energetycznej muzy, a czego jak czego, ale energii na zimę nigdy nie za dużo! Ogień!


16 grudnia i temperatura plusowa, fachowcy nazywają ten czas... tada-bum-tss - przedzimiem ;) Kiedy wyjeżdżałem słońce jeszcze świeciło, ale wkrótce poddało się chmurom, które sprowadził południowy wiatr. Wyjazd bez planu, żeby się spocić i trochę podreperować sflaczałą łydę :) Po wczorajszej odwilży większość białego przepadła, pojechałem więc go szukać nieco wyżej, czyli na Kocierz.
Był śnieg i nie ma śniegu ;) © k4r3l

Na przełęczy pod ośrodkiem ruch znikomy, aut mało, spacerujących jeszcze mniej - widać wystraszyli się tej niezimowej aury. Ale przynajmniej znalazłem to czego szukałem, pół metrowa pokrywa śnieżna na stoku narciarskim robi wrażenie, strasznie ten śnieg jednak oblodzony i taki nienaturalny ;)
Na szczęście jest tam gdzie być powinien - w górach :) © k4r3l

Zjazd do doliny Kocierza Moszczanickiego na lajcie, buff dobrze chroni twarz przed pryskającym spod przedniego koła błotem. Co jakiś czas robiłem przystanki z przerwą na herbatkę. Na dole po drugiej stronie zdecydowanie zimniej, ale do tej pory jechało mi się dobrze, więc zdecydowałem, że to właśnie dzisiaj zrobię tytułowy mini-max, czyli jak największą liczbę przewyższeń na jak najmniejszym dystansie;) Wracając skręciłem w magiczną ulicę Widokową...
Na zjazdach się nie śpieszyłem ;) © k4r3l

Ci, którzy tam bywają, wiedzą z czym to się je;) Nie ujechałem 100m a już musiałem pomagać wyjechać chłopaczkowi, któremu zniosło tył auta poza drogę a napęd na przód i chyba nie do końca zimowy bieżnik sprawy nie ułatwiały. Ale udało się :) Jak widać, te znaki na początku tej drogi o wymaganych łańcuchach na koła nie są wcale przesadzone:)
Na dole szaro, buro i zimno :) © k4r3l

Droga jest fatalnie utrzymana, gdyby nie 'domowe sposoby' okolicznych mieszkańców, fragmenty z ażurowych płyt byłoby jeszcze gorzej. Zjechać zjechałem po drodze ostrzeżony przez kobitę, że poniżej wcale nie jest lepiej. Będąc na dole zmniejszyłem ciśnienie w kołach, wyjechałem na 3 barach, wróciłem chyba na 2 ;) Ale i tak koła uślizgiwały się pod górę.
Chyba wiadomo dlaczego ta ulica to Widokowa ;) © k4r3l

Trochę zaczęło mżyć na Kocierzu, ale nie zraziłem się tym i pojechałem jeszcze na Targanicką, by i ją zrobić naturalnie z dwóch stron ;) Wcześniej po drodze miałem jeszcze dwa starcia z luźno biegającymi czworonogami. Jeden, taka baryła na krótich nóżkach dotknąl mnie nawet nosem w kostkę, ale chyba nie był głodny ;) Wystraszył się odgłosu wypinanego buta ;)
Łańcuchy na koła albo piechotka ;) © k4r3l

Drugi notorycznie biega koło jednego gospodarstwa i wybiega na drogę jak gdyby nigdy nic. Ciągle sobie obiecuję, że zadzwonię na Straż Miejską, żeby zrobili z tym porządek i ciągle zapominam :) Pomimo gównianej pogody wyjazd udany, dodatnia temperatura i brak większych opadów pozwoliły na małe co nieco :)
Brzydka Targanicka ;) © k4r3l


Pierwszy grudniowy ;)

Niedziela, 9 grudnia 2012 · Komentarze(4)
Z okazji zbliżającego się końca świata absolutnie fenomenalny band The Project Hate MCMXCIX i kawałek z ich opus magnum o jakże dźwięcznym tytule "Armageddon March Eternal (Symphony of Slit Wrists)". Potrafią konkretnie przywalić obrazoburczym death metalem, ale w tym numerze po prostu grają inaczej...


Skromny wyjazd by trochę się rozruszać i sprawdzić czy ciuchy dają radę przy -10. Oprócz rękawiczek Chiba, w których mi wypizgało na zjeździe, wszystko ok. Kurtalon by się jeno przydał jakiś ortalionowy bo windstopper ma tylko membranę na przodzie a tył cały paruje i pokrywa się szronem ;) Po drodze spotkałem tylko czy może aż jednego maniaka zjeżdżającego niezwykle asekuracyjnie z przełęczy. Na Kocierzu masa śniegu i pustki, czyli to co lubię :)
Przerwa na herbatę z termosu i fotę ;) © k4r3l

Na koniec kilka, niestety gorzkich, słów o zamawianiu szpejów rowerowych w necie. Z racji dnia darmowej wysyłki postanowiłem zamówić amortyzator. Już jakiś czas temu zdecydowałem się na Epicona - to w końcu i tak model dwie klasy lepszy od obecnego XCRa. Wypatrzyłem "świętną okazję" w CentrumRowerowe.com - prawie 200 PLN taniej niż na allegro za model z 2011 roku. Termin realizacji 5-10 dni, myślę sobie, ok, nie śpieszy się. Do zamówienia dorzuciłem trochę pierdół typu łyżki itp. Dzień później dostaję maila, że niestety, ale promocja jest nieaktualna i mogę mieć ten sam amortyzator za 100 PLN więcej. Troszkę mnie to zbiło z tropu, ale też specjalnego ciśnienia nie miałem - to wciąż taniej niż u konkurencji. Szkoda tylko, że mój budżet nie zakładał takiej sumy. Miałem dwa wyjścia, albo olać ich pokazując co myślę o ich usługach albo wziąć ten amor, to w końcu ciągle tzw. okazja;) Wybrałem opcję nr 2 z myślą, że jak będę chciał to obsmaruję ich chociażby tutaj :)
Na szczycie na szczęscie słonecznie ale i mroźno ;) © k4r3l

Z doświadczenia wiem także, że podobne rzeczy mają miejsce gdy sklep internetowy wystawia równocześnie swoje rzeczy na allegro (tu z kolei ukłony w stronę Bikestacji;). Także rada na przyszłość, dzwońcie i pytajcie o stan faktyczny magazynów i promocji, żeby uniknąć rozczarowania i niepotrzebnych nerwów.