Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:707.90 km (w terenie 280.00 km; 39.55%)
Czas w ruchu:44:02
Średnia prędkość:14.71 km/h
Suma podjazdów:17919 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:88.49 km i 6h 17m
Więcej statystyk

Mędralowa przy full lampie ;)

Niedziela, 29 czerwca 2014 · Komentarze(10)
Uczestnicy
Krótko, szybko, głośno. Nowy kawałek Eye For An Eye!

Zdobywania beskidzkich szczytów ciąg dalszy. Tym razem padło na Mędralową, czyli najbardziej na północ wysunięty fragment Słowacji :) Dojechaliśmy do Jeleśni asfaltami zaliczając po drodze Kocierz i trochę czerwonego szlaku a następnie przez Rychwałdek. Przy PKP są już Dawid i Maćkiem i we czterech rozmawiając o dupie Marynie (dosłownie;) ruszyliśmy do Przyborowa, gdzie czeka nas podjazd asfaltowy do czarnego szlaku.

Taki se skrót wymyśliliśmy :D
Taki se skrót wymyśliliśmy :D © k4r3l

Od rana jechało się ciężko - o godzinie 8 było już 26 stopni, duchota na maksa, powietrza brak. Ten podjazd okazał piekielnie ciężką francą. Niezbyt długi, początkowo łagodny, następnie coraz badziej sztywny. Rewelacja, polecam szosowcom :) Tak gdzie asfalt się skończył miał się zaczynać czarny szlak, ale że znaków po drodze nie było pojechaliśmy dalej docierając do szlaku granicznego, którym zaczęliśmy się wspinać.

Podjazd z Przyborowa ;)
Podjazd z Przyborowa ;) © k4r3l

Jedno z podejść nas odstraszyło i zjechaliśmy na słowacką stronę by starymi asfaltami objechać trochę ten niewygodny fragment. Jak to zwykle bywa eksperymenty skończyły się w czarnej dupie i koniec końców urządziliśmy sobie 10 minutowy wypych. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - wylądowaliśmy bezpośrednio na szczycie Mędralowej - 1169m n.p.m. Ze szczytu ukazały nam się kolejne górki, a daleko w tyle majestatyczny kopiec Jałowca 1111m n.p.m. - nasz drugi główny cel dzisiejszego tripu.

Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;)
Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;) © k4r3l

To co było pomiędzy można nazwać czystą poezją MTB. Singiel za Mędralową (szlak zielony) to wzorcowy przykład funu w MTB. Najpierw kilkaset metrów wąskiej ścieżki pomiędzy falującymi na wietrze trawami, a następnie zjawiskowo techniczny, wyjątkowo korzenisty i momentami bardzo widokowy odcinek trawersujący zbocze Kolistego Gronia. To był zdecydowanie fragment dnia! Dla tego odcinka warto było się tutaj fatygować.

Kaskadery na szlaku ;)
Kaskadery na szlaku ;) © k4r3l

Droga na Jałowiec to dla mnie droga przez mękę. Odstaję praktycznie na każdym podjeździe, potem dodatkowo przejeżdżamy skrzyżowanie szlaków i musimy wracać pół kilometra... pod górę :) A na koniec raz jeszcze wysyający wszystkie siły podjazd z Przełęczy Suchej na sam szczyt Jałowca w pełnym słońcu. Znowu zamykam tyły z kilkunastosekundową stratą ;) Na szczytowej polanie świetny klimat. Pierwszy raz mamy możliwość nacieszyć oczy piękną panoramą, jest super, ale zjeżdżamy do jednego z moich ulubionych schronisk w Beskidach - Opaczne.

11/10 ;)
11/10 ;) © k4r3l

Na miejscu niespodzianka - schronisko się rozbudowuje. Nie jest to jakaś ogromna inwestycja, ale szczerze powiedziawszy przyda się tam więcej miejsca, bo ostatnio musieliśmy prosić o dodatkowe krzesła z kuchni a jedyny stolik jaki był wolny okupowany był przez akwarium ;) Tak czy inaczje schronisko i jego lokalizacja (nad Zawoją, z widokiem na Okrąglicę, Policę, Babią Górę i dalsze szczyty Beskidu Sądeckiego oraz Gorców) wydaje się być idealna. W takich okolicznościach jadło, nie wspominając o piwie, smakuje wyśmienicie!

Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;)
Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;) © k4r3l
Widok spod schroniska Opaczne!
Widok spod schroniska Opaczne! © k4r3l

Żeby nie wracać się na Jałowiec objeżdżamy jego szczyt czerwoną rowerówką, a następnie żółtym i niebieskim lecimy w dół. Chwilę później rozstajemy się z Maćkiem i Dawidem, którzy wracają do Jeleśni. Nas czeka jeszcze długa droga. Ta okazuje się nieco komplikować bo nagle znikają oznaczenia niebieskiego szlaku. Tak czy inaczej lądujemy w Lachowicach, gdzie po krótkiej przerwie w lewiatanie pniemy się asfaltem na Mączne, żeby przebić się do Tarnawy i stamtąd zaatakować Leskowiec.

Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;)
Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;) © k4r3l

Zielony szlak początkowo rokuje nadzieję na ciekawy uphill, niestety im dalej tym ciężej, ostatecznie trzeba wypychać. Zdecydowanie jednak będzie to miodny szlak na zjazd - singiel, którym z bólem serca wypychaliśmy rowery był kapitalny! Po osiągnięciu pasma w eskorcie miliona much lecimy w stronę Leskowca. Jeszcze krótki pit-stop na zmianę dętki (odkleiła mi się stara łatka) i jesteśmy na szczycie. Szybki zjazd do Rzyk i dalej już tylko asfalty. Dobre podsumowanie czerwca, trzeci z rzędu setkowy wypad z 3000m w pionie ;)

Atrakcyjny Makowski ;)

Sobota, 21 czerwca 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Ktoś był na tyle uprzejmy, że wrzucił całą nową płytę Mastodon do Sieci i chwała mu za to, bo już wiem gdzie w przyszłym miesiącu ulokuję kilka złotówek. "Once Round More To The Sun" zwyczajnie zachwyca świeżością i zaskakuje... melodyjnością! Dali radę!


Dzień letniego przesilenia przywitał nas aurą pochmurną z tendencją do opadów. Nie zdołało to nas jednak odwieść od planu, który zakładał eksplorację terenów do tej pory nieznanych - północnego pasma Beskidu Makowskiego. Na początek rozgrzewka i podjazd pod Groń JPII. Następnie zjazd mega fajnym niebieskim/czarnym do Śleszowic (do tej pory jechałem go tylko w drugą stronę).

Atakujemy z Zembrzyc ;)
Atakujemy z Zembrzyc ;) © k4r3l
Łysa Góra jest jak widać łysa ;)
Łysa Góra jest jak widać łysa ;) © k4r3l

Tam szybka przebitka szosą do Zembrzyc i rozpoczynamy asfaltowy uphill na Łysą Górę (515m). Jak widać wysokości nie są jakieś znaczne, ale nie ma to znaczenia, bo widoki właśnie z takich pasm są rewelacyjne. Na dzień dobry mamy problem ze zorientowaniem się w terenie, ale pomagają nam w tym przykryte chmurami szczyty Babiej Góry i Pilska.

Widokoa część czerwonego ;)
Widokowa część czerwonego ;) © k4r3l
Zjazd do Palczy ;)
Zjazd do Palczy ;) © k4r3l

Czerwony szlak w kierunku Myślenic to nieustanna droga interwałowa, która potrafi zmęczyć, ale potrafi dać również mnóstwo pozytywnych wrażeń (głównie widokowych) oraz frajdę ze świetnych, szybkich zjazdów. Nawet mimo tak niewielkich wysokości nie unikamy krótkiego wypychu tuż za miejscowością Palcza. Wychodzi słońce i dalej jedzie się wręcz wybornie, choć powoli zaczynamy się obawiać czy starczy czasu.

Przed nami Myślenice ;)
Przed nami Myślenice ;) © k4r3l
Myślenicki ratusz ;)
Myślenicki ratusz ;) © k4r3l

Pokusa dotarcia do Myślenic jest jednak silniejsza - zjazd do tego urokliwego miasteczka z całkiem zgrabnym ryneczkiem, to jeden z najlepszych fragmentów jeżeli chodzi o tamtejsze MTB! Lokalizujemy pizzerię i po 'diabelskiej' oraz kilku skrzydełkach kurczaka zbieramy się w drogę powrotną. Asfaltami na Budzów (stara droga wzdłuż ekspresówki S7) i tam odnajdujemy szlak podjazdowy - zielony. Początek ok, ale w lesie zaczyna się sieczka totalna - kolejny fragment, który musimy wypychać. Odnalezione źródełko podnosi morale a chwilę później wchodzimy na szeroką (4m?) drogę (szutrowo-żwirową), która prowadzi nas do kolejnego skrzyżowania szlaków.

Rzeka raba - po drugiej stronie, na tzw. Zarabiu, wiedzie trasa Bike Maratonu ;)
Rzeka raba - po drugiej stronie, na tzw. Zarabiu, wiedzie trasa Bike Maratonu ;) © k4r3l
Wypas lokalizacja!
Wypas lokalizacja! © k4r3l

Znak opisujący żółty szlak mówi jedno: 6h15 minut do Makowa Podhalańskiego! Czyli optymistycznie jakieś 3h rowerem - na 19:30 powinniśmy tam dotrzeć;) A po drodze kilka wymuszonych przerw na zdjęcia kapitalnych widoków. Masa zjazdów ale i jedno dłuższe podejście pod górę, której nazwa wzięła się najpewniej od tego fragmentu: Parszywka (852). Wioska u stóp tego szczytu to fenomentalna lokalizacja - nie mamy dziś dobrej widoczności. ale po chwili przyglądania się dostrzegamy ośnieżone stoki Tatr!

Nawet przy sadzeniu ziemniaków trzeba mieć fantazję ;)
Nawet przy sadzeniu ziemniaków trzeba mieć fantazję ;) © k4r3l

Kolejny taki szczyt już za moment - Koskowa Góra to trochę butowania, ale panorama ze szczytu (o rozpiętości ok. 270 stopni) jest wystarczającą rekompensatą. Tylko 867m a widoki takie, że na kończynach pojawia sięgęsia skórka (a widoczność była "tylko" dobra!). Czas zaczyna nas gonić, zjeżdżamy na czarny a potem na niebieski szlak, który jednak opuszczamy kiedy zaczyna piąć się w górę. Po skoszonym sianie, po stromym asfalcie zjeżdżamy do Makowa tuż przed Suchą Beskidzką. Jest 19 a do domu jeszcze szmat drogi.

Kuba zdobywa Koskową Górę!
Kuba zdobywa Koskową Górę! © k4r3l

Wybieramy chyba jedyną logiczną opcję - asfalty do Żywca. Kto tam jechał to wie, że po dłuższej trasie jest to droga przez mękę, ale nie poddajemy się i robiąc co chwile zmiany meldujemy się grubo po 20 u stóp Kocierza, który zdobywamy już po zmroku. Zjazd w kompletnych ciemnościach rozświetla tylko dioda telefonu przyczepionego na taśmie do plecaka - dobre i to.

A ta w nagrodę odwdzięcza się wyborną panoramą ;)
A ta w nagrodę odwdzięcza się wyborną panoramą ;) © k4r3l

W domu łapie mnie maksymalne odcięcie - sok piję bez wody, duszkiem, a miód wyjadam łyżeczką ze słoika - po jakimś czasie dochodzę do siebie. Mimo iż nawadnialiśmy się regularnie i jedliśmy sporo (batony, owoce, ciepły posiłek) to jednak trudy trasy dały się we znaki. Wypad z cyklu epickich. Miało być "turystycznie", w końcu pasma niskie, a wyszło jak zwykle, czyli ekstremalnie ;)

Żywiecki again

Czwartek, 19 czerwca 2014 · Komentarze(9)
Uczestnicy
How cool is that? :)
Czwartek, 8:00. Punkt zbiórki: rondo na wjeździe do Żywca. Jestem przed czasem, a po chwili dojeżdża resztę bandy: Dawid, Konrad, Kuba i Maks. Konrad pisał, że nie ma czasu na całodniowy trip, więc przyjechał na... kolarce ;) Do Węgierskiej Górki tempo mocne, ale nie przeszkadzające pogaduszkom ;) W Żabnicy odbijamy na czerwony szlak i po sesji przy bunkrze Konrad nas opuszcza.

Jadymy! ;)
Jadymy! ;) © k4r3l

Czerwony szlak w kierunku Rysianki może się podobać, ale nie jest do końca przejezdny. Czasem przeszkadza luźne podłoże, czasem bałagan, który zostawili leśnicy innym razem metrowe półki skalne z... łańcuchami ;) Niezrażeni kontynuujemy wspinaczkę - późniejsze singielki ze wspaniałymi panoramami rekompensują trud prowadzenia rowerów na tych krótkich odcinkach.

Podjazd pod Abrahamów ;)
Podjazd pod Abrahamów ;) © k4r3l
Łańcuchy na zboczach Romanki ;)
Łańcuchy na zboczach Romanki ;) © k4r3l

Na Rysiance chwila odpoczynku i i zjazd.. nie tam gdzie trzeba :) A więc z powrotem pod schronisku i tym razem już w dobrym kierunku. Z Lipowskiej mieliśmy w planach ponoć świetny niebieski do Złatnej ale informacja o zamkniętym szlaku z powodu wiatrołomów odwiodła nas od tego pomysłu. Nie pozostało nic innego jak zjechać (drugi raz w tym miesiącu;) zielonym szlakiem na Boraczą.

Tamtejsze singielki wymiatają :)
Tamtejsze singielki wymiatają :) © k4r3l
Zaciesz Maksa po zjeździe ;)
Zaciesz Maksa po zjeździe ;) © k4r3l

Po tym mega-fajnym odcinku dłuższa chwila relaksu na Boraczej, kawka i tamtejszy specjał, czyli jagodzianka. Przed nami podjazd na Prusów, który w pełnym słońcu potrafi osłabić każdego. Dalej już zjazd do Węgierskiej Górki - niezbyt wymagający, ale też i nie jakiś rewelacyjny - po prostu szybki sposób na dotarcie do cywilizacji. Ale żeby tak łatwo nie było Dawid łapie gumę i tu ciekawostka: na liczniku dystans wskazuje 66,6km...

Trochę otwartej przestrzeni ;)
Trochę otwartej przestrzeni ;) © k4r3l
W drodze na Prusów ;)
W drodze na Prusów ;) © k4r3l

Tam rozstajemy się z Dawidem i Maksem i jedziemy z Kubą czarnym rowerowym przez Cięcinę Górną (mijamy rozlewnię wód Żywiec Zdrój) i odbijamy na jeden z bardziej wymagających podjazdów tego dnia - na Butorówkę. Dżizas, ale ta niepozorna górka dała się nam we znaki. Tam żółtą rowerówką pokonujemy Magurę i Skałę po raz drugi zaglądamy na Słowiankę, gdzie uzupełniamy zapasy i rozpoczynamy odwrót. Najpierw niebieskim a później żółtym, na którym gałąź o średnicy kilku cm wygina mi szprychę... w nowym kółku... #%^%$^! O dziwo nie ma bicia i można jechać dalej.

Początek podjazdu dnia ;)
Początek podjazdu dnia ;) © k4r3l

Do pokonania została przełęcz w Juszczynie, po której rozjeżdżamy się z Kubą w Żywcu. A ja cisnę przez Kocierz by zaliczyć ostatni tego dnia podjazd. Na takich oponach i przy tak niskim ciśnieniu idzie jak po grudzie. Całkiem udany dzień, znowu mnie spaliło to niepozorne słońce, a więc tanlajny w toku :)

O trzech takich co pojechali na Bałakany :)

Sobota, 14 czerwca 2014 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Nie będzie tu żadna "Bałkanica" rozbrzmiewać, bo to gniot straszliwy niegodny szyldu Piersi. Piersi są tylko jedne, znaczy te z Kukizem Pawłem, bo te pozostałe nader często bywają w duecie.


Wycieczkę sponsoruje cyferka 3 (słownie: trzy). 3 rowerzystów, 3 tygodnie jazdy, 3 tysiące km i TRZYnaście państw ;) Co by chłopakom nie było smutno w trakcie opuszczania tej krainy miodem i mlekiem płynącej postanowiliśmy wesprzeć ich kołem w ostatnich godzinach pobytu w ojczyźnie. Trzech śmiałków i ich trzy potwory - bo ciężko nazwać rowerem coś co waży ponad TRZYdzieści kilgramów ;) Jakubiszon miał tę frajdę iż dosiadał przez kilka kilometrów (napisałbym, że trzy, ale byłaby to nieprawda) maszyny już nie TRZYdziestoletniego Janusza ;)

Jadą czterej jeźdźcy, jadą ;)
Jadą czterej jeźdźcy, jadą ;) © k4r3l
Mimo deszczu... ;)
Mimo deszczu... ;) © k4r3l

Całą to trójkową magię zepsuł w pewnym momencie niejaki Lama (czy jednak 'm' w jego nicku nie przypomina leżącej trójki? think about it! :), który niczym szpieg z krainy deszczowców znalazł nas mimo iż próbowaliśmy się przed nim skryć w bramie obok pewnego niepozornego sklepiku w Jeleśni. Posiedzenie to zarejestrowała tamtejsza kamera przemysłowa. Na szczęście nie widać tutaj nielegalnych trunków, którymi raczył się jeden z uczestników tej rajzy ;)

Materiały operacyjne
Materiały operacyjne "brama gate" ;) © k4r3l

Do punktu odprawy paszportowej dotarliśmy tuż przed totalnym oberwaniem chmury - mówię Wam, to kara boska za opuszczenie narodu polskiego w potrzebie. Zresztą co jo godom, po "taśma gejt" państwo polskie przeca już nie istnieje... Ja nie wiem czy oni mają jeszcze do czego wracać z tych Bałkan. Może z Bałkanów prędzej?

Janusz i Koval nie zdążyli :P
Janusz i Koval nie zdążyli :P © k4r3l
Konkretna pompa ;)
Konkretna pompa ;) © k4r3l

Odjechali w stronę wyłaniającego się zza chmur słońca a my z Jakubiszonem, zdruzgotani totalnie. postanowiliśmy się rzucić... do odwrotu. W ramach pokuty zafundowaliśmy sobie kilka przełęczy, tak, że poszło nam nie tylko w łydy, ale i w pięty. Stówka pękła, ale jakoś świadomość, że nasi ziomkowie przebywają teraz wśród narodów dzikich i niecywilizowanych nie pozwala się do tego faktu należycie, a więc z humorem, ustosunkować. Niech Matka Boska Shimanowska z całą TRÓJCĄ prześwietną mają ich w opiece. Ament.

Niech im Słowacja lekką będzie ;)
Niech im Słowacja i reszta trasy lekką będzie ;) © k4r3l
W drodze powrotnej jakby się przejaśniło ;)
W drodze powrotnej jakby się przejaśniło ;) © k4r3l

MTB po patelni w Żywieckim

Niedziela, 8 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Nie dość, że fajny klip to i muzyczka całkiem znośna ;) Nowy Mastodon buja!


Bębenek składałem do 23 - chodzi, jak przystało na shimano, po japońsku, czyli jako-tako ;) Niedziela, wstać się nie chce, a budzik nie daje za wygraną. Jest 4:45. Do wypicia kawa, do zjedzenia makaron, toaleta i w drogę. Z Jakubiszonem wbijamy do naszego ukochanego pekape i jadymy na podbój Beskidu Żywieckiego. Z jedną przesiadką w Bielsku-Białej cała podróż zajmuje nam łącznie jakieś 2h, a więc do przeżycia. Gdyby kogoś interesowało to bilet na rower kosztuje 5 PLN, trochę dużo, zwłaszcza, że kiedyś w weekendy był za złotówkę, ale zmienił się przewoźnik a wraz z nim stawki...

Pędzimy pendolino ku przygodzie ;)
Pędzimy pendolino ku przygodzie ;) © k4r3l

Ruszamy z Rajczy w kierunku Ujsół i w międzyczasie łapiemy kontakt z grupą nr 1, w której jest Marzena, Grzegorz, Marek i reszta cieszyńskiej bandy ;) Mają nad nami ok. 30 minut przewagi. Pokusa spotkania się z nimi jest silniejsza i modyfikujemy naszą zaplanowaną trasę, tak żeby ich dogonić.

Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;)
Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;) © k4r3l


Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;)
Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;) © k4r3l

Gonitwy z pewnością nie ułatwia konkretny podjazd pod Kubiesówkę - można tam zdechnąć. Dalsza część żółtego szlaku jest strasznie błotnista i rozjeżdżona przez ciężki sprzęt. Krawców Wierch wita nas pierwszymi magicznymi widokami. Żółty/niebieski graniczny w kierunku Trzech Kopców to głównie fajne single, szkoda tylko, że co kilkanaście metrów trzeba schodzić z roweru - powalone drzewa robią z tego szlaku naturalny tor przeszkód.

W tle majaczą Taterki ;)
W tle majaczą Taterki ;) © k4r3l

W międzyczasie wymijają nas crossowcy-debile w liczbie ok. 5 sztuk. Robią tyle hałasu, że odechciewa się jazdy. Ale weź tu złap takiego na tak ogromnej powierzchni. Są bezkarni... Ekipę doganiamy na Trzech Kopcach i postanawiamy z nimi ruszyć w kierunku Hali Miziowej. Szlak z kilkoma ciężkimi podjazdami i jakiś taki szeroki. Gdzieś w połowie dopiero co poznany Arek zrywa niestety hak i zmuszony jest rozpocząć odwrót. Szkoda, bo nie było okazji pogadać. Nadrobimy.

Napieranie w stronę H.Miziowej ;)
Napieranie w stronę H.Miziowej ;) © k4r3l
Marzen walczy z podjazdem ;)
Marzen walczy z podjazdem ;) © k4r3l

Na Miziowej kupa ludzi i świetny grill, gdzie można bez konieczności stania w kolejce (jak w schronisku) zakupić pyszną kaszaneczkę ;) Ja wiozę dodatkowo przygotowany wcześniej makaron, więc kalorie uzupełniam aż nadto ;) Bieżąca woda ratuje życie, lokuje się w cieniu, bo jestem konkretnie przegrzany, a ostatnie czego mi potrzeba to udar (wiem czym to się kończy a więc nigdy więcej).

Część ekipy na Miziowej ;)
Część ekipy na Miziowej ;) © k4r3l

Tutaj nasze drogi się rozchodzą, ekipa ma w planach powrót tą samą drogą na Rysiankę. My również chcemy się tam dostać, ale nie tak łatwo ;) Zjeżdżamy więc zielonym do Soptoni Wielkiej Kolonii. Szlak początkowo świetny, zamienia się w końcówce w kamienisty potok, ale nie narzekamy ;)
Zielony od Sopotni ;)
Zielony do Sopotni ;) © k4r3l
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;)
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;) © k4r3l

Dalej kawałek asfaltem, chwilę niebieskim, potem na azymut i po morderczym podejściu, a w końcówce podjeździe lądujemy w miejscu kultowym - Hala Pawlusia. Widoki przepiękne, wiatr głaszcze wysokie trawy, a słońce nie chce przestać grzać. Bez polewania co jakiś czas buffa na głowie byłbym się ugotował...

Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;)
Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;) © k4r3l
Mega widoczki z Pawlusiej ;)
Mega widoczki z Pawlusiej ;) © k4r3l

Jeszcze kawałek i ostatni cel górski osiągnięty - Rysianka. Świetne miejsce z piękną panoramą na Tatry. Dwie porcje żurku (b.pyszny - polecam) i zimniuteńki radler wchodzą jak złoto. A na koniec wisienka na torcie, czyli zjazd zielonym szlakiem na Halę Boraczą i później do Milówki. Każdy kto lubi ekstremalne i techniczne zjazdy, single nad urwiskami, mnóstwo korzeni musi ten wariant zaliczyć! Mimo, że łapska bolały jakbym conajmniej kilka ton węgla przerzucił, to banan nie znikał z gęby! Absolutna rewelacja!

Żurek z Tatrami w tle ;)
Żurek z Tatrami w tle ;) © k4r3l
Zjeżdżamy do Milówki ;)
Zjeżdżamy do Milówki ;) © k4r3l

Na stację przyjeżdżamy kilkanaście minut przed pociągiem, a więc jest czas żeby jeszcze zaliczyć toaletę w pobliskiej Sole i jakoś w miarę jak ludzie wsiąść do pociągu nie byle jakiego ;) Klimatyzowane pendolino dowozi nas do BB, mnie jeszcze czeka przesiadka i powrót do Andrychowa a Kuba jedzie jak zwykle, na piwo :) Dzień wykorzystany maksymalnie, fajnie było poznać nowych ludzi i rozerwać się w górach. Po takim dniu żaden poniedziałek niestraszny ;)

Fragment zielonego na Boraczą :)
Fragment zielonego na Boraczą :) © k4r3l

Chorzowski Beskid Mały ;)

Sobota, 7 czerwca 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Nowa Anathema w trakcie rozkminiania. Jest OK o chociaż niektórych już nudzą od dawna to jednak poziom wciąż trzymają wysoki.



Z chłopakami z Chorzowa (Mariusz i Tomek) umówiłem się przed weekendem na objazd moich okolicznych górek. Było mi to niezwykle na rękę, bo na nd zaplanowany był wypad w Beskid Żywiecki. Krążyłem sobie więc pół godziny przed ich przyjazdem po okolicy kiedy zadzownił Marusia z informacją, że są już na miejscu.

Mariusz na piera pod górkę ;)
Mariusz napiera pod górkę ;) © k4r3l

Nie kombinowaliśmy. Zapytałem tylko czy mają jakieś ograniczenia czasowe (nie mieli;) i można było udać się na eksplorację Beskidu Małego. Zaczęliśmy dość ostro i moi goście nie spodziewali się od razu tak stromego odcinka, ale później już było coraz lepiej i podjazd na Leskowiec poszedł bardzo sprawnie.

Goście na gościnnym Leskowcu ;)
Goście na gościnnym Leskowcu ;) © k4r3l

Podobnie jak reszta szlaku. Po drodze zbaczamy z drogi do źródełka, którego moc była w tych warunkach nieoceniona (i to na pewno nie zasługa sporej ilości krzyżyków i świętych symboli w tamtym miejscu;). Wracamy na szlak i flow jaki się nam udziela sprawia, iż kompletnie zapominam, że mieliśmy odbić na zieloną nitkę w kierunku Gibasów. No nic, zjeżdżamy do dolinki kocierskiej i rozpoczynamy mozolną wspinaczkę na Gibasy po drodze zatrzymując się przy kolejnym górskim źródełku.

Tomek i jego fullik ;)
Tomek i jego fullik ;) © k4r3l

Wyjątkowo źle mi się jedzie tym pasmem. Na Łysinie wstępujemy do "Zamczyska" gdzie natykamy się na grupę speleologów z Jastrzębia Zdroju penetrujących jedną z kilku tamtejszych jaskiń. Podjeżdżamy jeszcze na moment do punktu widokowego "pod drewnianym aniołem" i po chwili odpoczynku wracamy na szlak.

Sekcja kamienno-korzonkowa odhaczona ;)
Sekcja kamienno-korzonkowa odhaczona ;) © k4r3l

Chłopaki chcą zaliczyć jeszcze ul. Widokową, a że gościom się nie odmawia, to też jedziemy w tamtym kierunku. To już trzeci raz w tym roku odhaczam ten wariant, ale jak się hartować to właśnie na takich ściankach ;) Na Kocierzu czeka na nas Damian z nadzieją na dalszy trening.

I jeszcze raz ;)
I jeszcze raz ;) © k4r3l

Niestety, z planów nici, bo chwilę wcześniej zaliczam awarię bębenka - kolejny raz pęknięta zapadka blokuje cały mechanizm tworząc losowo ostre koło zmuszające do pedałowania nawet na zjazdach... Mam pecha do tego elementu, to już druga taka awaria na przestrzeni ostatnich 12 mcy. Akurat jak wymieniłem szprychy w tylnym kole. Szit hapens ;)

Widokami z Lysiny można nacieszyć oko!
Widokami z Lysiny można nacieszyć oko! © k4r3l

Damian jedzie dalej a my z racji awarii tudzież dającego powoli o sobie znać zmęczenia wracamy asfaltami do Andrychowa. Lekki niedosyt pozostał, myślę, że gdyby nie moje zagapienie się na szlaku udałoby się chłopakom coś jeszcze pokręcić, niestety zbyt wiele sił zostawiliśmy na jednym z dodatkowych podjazdów i trzeba było się obejść smakiem. Mimo to mam nadzieję, że się podobało. Do następnego!

A to jeszcze ja na swoich śmieciach - fotka od Mariusza ;)
A to jeszcze ja na swoich śmieciach - fotka od Mariusza ;) © k4r3l

Klasyk Beskidu Małego

Niedziela, 1 czerwca 2014 · Komentarze(7)
Dziś w słuchawkach nowy Guano Apes. Nie, nie kupiłem płyty, bo chwilowo mnie nie stać, poza tym wspieram polski przemysł muzyczny, a Niemiaszki nie zbiednieją jak sobie ściągnę ich album (spiracony przez Ruskich;). Zresztą płyta do wybitnych się nie zalicza, choć niektórych kawałków słucha się fajnie no i przede wszystkim sprawdza się jako soundtrack do treningu ;)


Leniwa niedziela zebrała żniowo - wstałem po 10, a wyjechałem dopiero przed 14 po wyścigu elity kobiet w Albstadt. Nie kombinowałem zbytnio, chciałem się zwyczajnie sponiewierać w terenie. Pierwszy singielek ;)
Pierwszy singielek ;) © k4r3l

Do tego idealnie nadaje się trasa Kocierz-Potrójna-Łamana Skała-Leskowiec czyli tytułowy klasyk BM. W tym kierunku jest z pewnością bardziej wymagający, dodatkowo opady (ostatni deszcz spadł na dokładkę poprzedniej nocy) mocno urozmaiciły teren i wyciągnęły na wierzch kilka nowych korzonków i kamyków ;)
Poważniejsze korzonki ;)
Poważniejsze korzonki ;) © k4r3l

Na zjeździe za Łamaną Skałą czekam aż podejdą piechurzy no i przy okazji dorobiłem się publiczności. "Ja chcę zobaczyć jak ty to zjeżdżasz". ;) No dobra, ale "trzymajcie kciuki, żebyście mnie nie musieli zeskrobywać z kamieni". Nie musieli ;)
W rezerwacie jak zwykle coś się dzieje ;)
W rezerwacie jak zwykle coś się dzieje ;) © k4r3l

Mniam ;)
Mniam ;) © k4r3l

Na Leskowcu dwie parki jakieś a na zjeździe mijam dwójkę rowerzystów. Zjazd wczorajszym podejściem - całkiem spoko. Wracam się jeszcze trochę serduszkowym, żeby zaliczyć końcowy odcinek czarnego szlaku.

A na deser taka wizualizacja z serwisu veloviewer.com (bo zwykłe wykresy są już passe;).

Taka ciekawostka 3D ;) © k4r3l