Mędralowa przy full lampie ;)
Niedziela, 29 czerwca 2014
· Komentarze(10)
Kategoria >100, bike: Ciorny, BS, Góry, KMC9.93, woj.śląskie, Z kimś
Krótko, szybko, głośno. Nowy kawałek Eye For An Eye!
Zdobywania beskidzkich szczytów ciąg dalszy. Tym razem padło na Mędralową, czyli najbardziej na północ wysunięty fragment Słowacji :) Dojechaliśmy do Jeleśni asfaltami zaliczając po drodze Kocierz i trochę czerwonego szlaku a następnie przez Rychwałdek. Przy PKP są już Dawid i Maćkiem i we czterech rozmawiając o dupie Marynie (dosłownie;) ruszyliśmy do Przyborowa, gdzie czeka nas podjazd asfaltowy do czarnego szlaku.
Taki se skrót wymyśliliśmy :D © k4r3l
Od rana jechało się ciężko - o godzinie 8 było już 26 stopni, duchota na maksa, powietrza brak. Ten podjazd okazał piekielnie ciężką francą. Niezbyt długi, początkowo łagodny, następnie coraz badziej sztywny. Rewelacja, polecam szosowcom :) Tak gdzie asfalt się skończył miał się zaczynać czarny szlak, ale że znaków po drodze nie było pojechaliśmy dalej docierając do szlaku granicznego, którym zaczęliśmy się wspinać.
Podjazd z Przyborowa ;) © k4r3l
Jedno z podejść nas odstraszyło i zjechaliśmy na słowacką stronę by starymi asfaltami objechać trochę ten niewygodny fragment. Jak to zwykle bywa eksperymenty skończyły się w czarnej dupie i koniec końców urządziliśmy sobie 10 minutowy wypych. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - wylądowaliśmy bezpośrednio na szczycie Mędralowej - 1169m n.p.m. Ze szczytu ukazały nam się kolejne górki, a daleko w tyle majestatyczny kopiec Jałowca 1111m n.p.m. - nasz drugi główny cel dzisiejszego tripu.
Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;) © k4r3l
To co było pomiędzy można nazwać czystą poezją MTB. Singiel za Mędralową (szlak zielony) to wzorcowy przykład funu w MTB. Najpierw kilkaset metrów wąskiej ścieżki pomiędzy falującymi na wietrze trawami, a następnie zjawiskowo techniczny, wyjątkowo korzenisty i momentami bardzo widokowy odcinek trawersujący zbocze Kolistego Gronia. To był zdecydowanie fragment dnia! Dla tego odcinka warto było się tutaj fatygować.
Kaskadery na szlaku ;) © k4r3l
Droga na Jałowiec to dla mnie droga przez mękę. Odstaję praktycznie na każdym podjeździe, potem dodatkowo przejeżdżamy skrzyżowanie szlaków i musimy wracać pół kilometra... pod górę :) A na koniec raz jeszcze wysyający wszystkie siły podjazd z Przełęczy Suchej na sam szczyt Jałowca w pełnym słońcu. Znowu zamykam tyły z kilkunastosekundową stratą ;) Na szczytowej polanie świetny klimat. Pierwszy raz mamy możliwość nacieszyć oczy piękną panoramą, jest super, ale zjeżdżamy do jednego z moich ulubionych schronisk w Beskidach - Opaczne.
11/10 ;) © k4r3l
Na miejscu niespodzianka - schronisko się rozbudowuje. Nie jest to jakaś ogromna inwestycja, ale szczerze powiedziawszy przyda się tam więcej miejsca, bo ostatnio musieliśmy prosić o dodatkowe krzesła z kuchni a jedyny stolik jaki był wolny okupowany był przez akwarium ;) Tak czy inaczje schronisko i jego lokalizacja (nad Zawoją, z widokiem na Okrąglicę, Policę, Babią Górę i dalsze szczyty Beskidu Sądeckiego oraz Gorców) wydaje się być idealna. W takich okolicznościach jadło, nie wspominając o piwie, smakuje wyśmienicie!
Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;) © k4r3l
Widok spod schroniska Opaczne! © k4r3l
Żeby nie wracać się na Jałowiec objeżdżamy jego szczyt czerwoną rowerówką, a następnie żółtym i niebieskim lecimy w dół. Chwilę później rozstajemy się z Maćkiem i Dawidem, którzy wracają do Jeleśni. Nas czeka jeszcze długa droga. Ta okazuje się nieco komplikować bo nagle znikają oznaczenia niebieskiego szlaku. Tak czy inaczej lądujemy w Lachowicach, gdzie po krótkiej przerwie w lewiatanie pniemy się asfaltem na Mączne, żeby przebić się do Tarnawy i stamtąd zaatakować Leskowiec.
Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;) © k4r3l
Zielony szlak początkowo rokuje nadzieję na ciekawy uphill, niestety im dalej tym ciężej, ostatecznie trzeba wypychać. Zdecydowanie jednak będzie to miodny szlak na zjazd - singiel, którym z bólem serca wypychaliśmy rowery był kapitalny! Po osiągnięciu pasma w eskorcie miliona much lecimy w stronę Leskowca. Jeszcze krótki pit-stop na zmianę dętki (odkleiła mi się stara łatka) i jesteśmy na szczycie. Szybki zjazd do Rzyk i dalej już tylko asfalty. Dobre podsumowanie czerwca, trzeci z rzędu setkowy wypad z 3000m w pionie ;)
Zdobywania beskidzkich szczytów ciąg dalszy. Tym razem padło na Mędralową, czyli najbardziej na północ wysunięty fragment Słowacji :) Dojechaliśmy do Jeleśni asfaltami zaliczając po drodze Kocierz i trochę czerwonego szlaku a następnie przez Rychwałdek. Przy PKP są już Dawid i Maćkiem i we czterech rozmawiając o dupie Marynie (dosłownie;) ruszyliśmy do Przyborowa, gdzie czeka nas podjazd asfaltowy do czarnego szlaku.
Taki se skrót wymyśliliśmy :D © k4r3l
Od rana jechało się ciężko - o godzinie 8 było już 26 stopni, duchota na maksa, powietrza brak. Ten podjazd okazał piekielnie ciężką francą. Niezbyt długi, początkowo łagodny, następnie coraz badziej sztywny. Rewelacja, polecam szosowcom :) Tak gdzie asfalt się skończył miał się zaczynać czarny szlak, ale że znaków po drodze nie było pojechaliśmy dalej docierając do szlaku granicznego, którym zaczęliśmy się wspinać.
Podjazd z Przyborowa ;) © k4r3l
Jedno z podejść nas odstraszyło i zjechaliśmy na słowacką stronę by starymi asfaltami objechać trochę ten niewygodny fragment. Jak to zwykle bywa eksperymenty skończyły się w czarnej dupie i koniec końców urządziliśmy sobie 10 minutowy wypych. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło - wylądowaliśmy bezpośrednio na szczycie Mędralowej - 1169m n.p.m. Ze szczytu ukazały nam się kolejne górki, a daleko w tyle majestatyczny kopiec Jałowca 1111m n.p.m. - nasz drugi główny cel dzisiejszego tripu.
Na Mędralowej czilałt (w tle Jałowiec;) © k4r3l
To co było pomiędzy można nazwać czystą poezją MTB. Singiel za Mędralową (szlak zielony) to wzorcowy przykład funu w MTB. Najpierw kilkaset metrów wąskiej ścieżki pomiędzy falującymi na wietrze trawami, a następnie zjawiskowo techniczny, wyjątkowo korzenisty i momentami bardzo widokowy odcinek trawersujący zbocze Kolistego Gronia. To był zdecydowanie fragment dnia! Dla tego odcinka warto było się tutaj fatygować.
Kaskadery na szlaku ;) © k4r3l
Droga na Jałowiec to dla mnie droga przez mękę. Odstaję praktycznie na każdym podjeździe, potem dodatkowo przejeżdżamy skrzyżowanie szlaków i musimy wracać pół kilometra... pod górę :) A na koniec raz jeszcze wysyający wszystkie siły podjazd z Przełęczy Suchej na sam szczyt Jałowca w pełnym słońcu. Znowu zamykam tyły z kilkunastosekundową stratą ;) Na szczytowej polanie świetny klimat. Pierwszy raz mamy możliwość nacieszyć oczy piękną panoramą, jest super, ale zjeżdżamy do jednego z moich ulubionych schronisk w Beskidach - Opaczne.
11/10 ;) © k4r3l
Na miejscu niespodzianka - schronisko się rozbudowuje. Nie jest to jakaś ogromna inwestycja, ale szczerze powiedziawszy przyda się tam więcej miejsca, bo ostatnio musieliśmy prosić o dodatkowe krzesła z kuchni a jedyny stolik jaki był wolny okupowany był przez akwarium ;) Tak czy inaczje schronisko i jego lokalizacja (nad Zawoją, z widokiem na Okrąglicę, Policę, Babią Górę i dalsze szczyty Beskidu Sądeckiego oraz Gorców) wydaje się być idealna. W takich okolicznościach jadło, nie wspominając o piwie, smakuje wyśmienicie!
Łaskawy Jałowiec i jego panoramiczny potencjał ;) © k4r3l
Widok spod schroniska Opaczne! © k4r3l
Żeby nie wracać się na Jałowiec objeżdżamy jego szczyt czerwoną rowerówką, a następnie żółtym i niebieskim lecimy w dół. Chwilę później rozstajemy się z Maćkiem i Dawidem, którzy wracają do Jeleśni. Nas czeka jeszcze długa droga. Ta okazuje się nieco komplikować bo nagle znikają oznaczenia niebieskiego szlaku. Tak czy inaczej lądujemy w Lachowicach, gdzie po krótkiej przerwie w lewiatanie pniemy się asfaltem na Mączne, żeby przebić się do Tarnawy i stamtąd zaatakować Leskowiec.
Za plecami na zielonym szlaku pod Leskowcem ;) © k4r3l
Zielony szlak początkowo rokuje nadzieję na ciekawy uphill, niestety im dalej tym ciężej, ostatecznie trzeba wypychać. Zdecydowanie jednak będzie to miodny szlak na zjazd - singiel, którym z bólem serca wypychaliśmy rowery był kapitalny! Po osiągnięciu pasma w eskorcie miliona much lecimy w stronę Leskowca. Jeszcze krótki pit-stop na zmianę dętki (odkleiła mi się stara łatka) i jesteśmy na szczycie. Szybki zjazd do Rzyk i dalej już tylko asfalty. Dobre podsumowanie czerwca, trzeci z rzędu setkowy wypad z 3000m w pionie ;)