Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:379.33 km (w terenie 10.20 km; 2.69%)
Czas w ruchu:18:56
Średnia prędkość:20.04 km/h
Maksymalna prędkość:67.00 km/h
Suma podjazdów:5787 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:54.19 km i 2h 42m
Więcej statystyk

Kocierz do znudzenia (tym razem po pracy:)

Czwartek, 28 kwietnia 2011 · Komentarze(15)
Nowa płyta Totem już na rynku, więc warto się zainteresować :) Jakoś tym razem mi nie podeszła od razu, ale jest tu kilka świetnych kawałków. Wybrałem ten spokojniejszy, w którym Wera udowadnia, że nie tylko ryczeć potrafi, ale i klawo zaśpiewać. Enjoy!


Po pracy do Ani by odebrać Medżika, który nie wrócił ze mną po świetach, wszak lepiej późno niż wcale spalić nagromadzone tłuszcze :) A przybyło ich aż 4 kg :) W pracy dzisiaj przemeblówka - taszczenie regałów na 2 piętro (bo winda była za mała) to nic przyjemnego :)
Popas Medżika nad Żywieckim :) © k4r3l

Uzupełniam zapasy Oshee - mogę wybrać z 4 różnych kolorów/smaków, bo Ani spiżarka jest jak dobrze zaopatrzony barek dla rowerzystów, ale i nie tylko :) Padło na duet czerń i turkus :) Zresztą, wszystkie są bardzo smaczne i chyba spełniają swoją rolę - a może to tylko autosugestia?:)
Dziś wyjątkowo ładny widok z Tresnej ;) © k4r3l

Chwila przerwy nad Żywieckim - w tygodniu wały w Zarzeczu znacznie bardziej wyludnione, więc jedzie się git! Na podjazdach i otwartych przestrzeniach wieje dokuczliwy wiatr, ale z drugiej strony przynosi on potrzebne orzeźwienie, tyle tylko, że w pedał trzeba mocniej depnąć :)
Troszkę dalej i równie piękny widoczek :) © k4r3l

Na drodze sporo aut, więc olewam Międzybrodzie i śmigam szybko w stronę Żywca, by za moment odbić na spokojniejszą trasę przez Łękawicę i oba Kocierze. Tam też jak zwykle wiatrowe apogeum, ale do tego już przywykłem.
Napieranie przez Kocierz Moszczanicki;) © k4r3l

Odbijam sobie na podjeździe pod przełęcz, który, biorąc pod uwagę wcześniejszą harówkę w pracy, przebiega zadziwiająco dobrze. Trochę we znaki dają się plecy - to chyba wina długiego mostka, a może za nisko umieszczonej kierownicy? Albo plecaka ;) Po niespełna 18 minutach kręcenia pod górę melduję się przy zajeździe.
Kocierz zdobyty - 17m46s :) © k4r3l

Na koniec już tylko zjazd do Andrychowa. Uważajcie na tym odcinku, bo drogowcy łatali dziury i zostawili trochę syfu na drodze. Zresztą o wszystkim informują znaki, nie mogłem tylko zgodzić się z jednym - ograniczyć prędkość do 30 km/h - więc jechałem o 20 więcej. Szkoda trochę okładzin na hamowanie a i przyjemność z tego żadna;)

Baba, pedały i góry ;)

Sobota, 23 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Zapakowawszy świąteczną babkę w plecak udałem się standardem w kierunku południowo-zachodnim ;). Gdyby nie ona pewnie wybrałbym wariant terenowy (Kocierz, a następnie szlak czerwony i niebieski w kierunku Tresnej - a więc pasmo Jaworzyny), ale bałem się, że nie dojedzie w jednym kawałku ;) Z pozytywów to ostatni przejazd przez zielony szlak uświadomił mi, że w terenie, w górach można już bez problemu śmigać. No cóż, może następnym razem...
Przez Targanice :) © k4r3l

Pod Przełęcz Beskidek wspinam się w największym upale - słońce wysoko i mocno praży - nie ma lekko, ale podjazd stosunkowo szybko mija. Na szczycie krótki postój i prawie 7 km zjazd do Porąbki przez Wlk. Puszczę. Odcinek ów wyłożony kompletnie nowym asfaltem, więc i przyjemność z jazdy spora.
Pasmo Jaworzyny - maybe next time ;) © k4r3l

Przed zaporą w Porąbce odmachuję kcpr1 - nie było okazji do pogadania, bo tam pobocza brak a i objazd z powodu remontu mostu w Kobiernicach spowodował, że ruch na tym odcinku jest znacznie bardziej obfity. Generalnie bikerów na trasie mnóstwo - naliczyłem ok 20 sztuk, co daje 1 bikera na 2 km trasy :)
Popas nad Żywieckim ;) © k4r3l

Na pozostałym odcinku bez rewelacji - spodziewałem się więcej patroli policyjnych, ale nie spotkałem żadnego, pewnie pojawią się dopiero w poniedziałek. Na moment zawitałem nad Jezioro Żywieckie - chwila wytchnienia na jednej wolnej ławeczce i pora ruszać w drogę. Ogólnie jechało się git, ale powiewający wiatr skutecznie obniżał średnią.
Chmura nad Skrzycznym :) © k4r3l

Misja baba na rowerze zakończona powodzeniem. Na koniec pokropiło, ale był to na szczęście tylko straszak. Wieczorem pobłyskiwało się w oddali i na tym się na szczęście skończyło... Spokojnego wypoczynku dla wszystkich BS'owiczy!

Popracowo - uphill & teren ;)

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Węgrzy w natarcu :) Szybki utwór na szybką trasę :)



W pracy zajob taki, że się czasem odechciewa, ale w drodze powrotnej obmyślam złowieszczy plan krótkiego rowerowania. Pada na klasyk objeżdżony przeze mnie do znudzenia. Ale jest na tej trasie wszystko: interwały, ciekawy podjazd, widoczki, terenowy odcinek oraz asfaltowy zjazd gwarantujący błyskawiczny powrót ze średnią 40km/h :) Mniej więcej wygląda to tak:

Jeden z mini-podjaździków :) © k4r3l

Początek podjazdu :) © k4r3l

Poziom wyżej :) © k4r3l

Zasłużony odpoczynek :) © k4r3l

Szlak zielony, czyli terenowy debeściak! ;) © k4r3l


I na koniec mapka (niestety, tak szybko się zbierałem, że Holux nie zdążył złapać sygnału, więc brakuje ok 4km odcinka;)

Uphill beskidzki ;)

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(24)
Wake up! Ten numer znalazł się na soundtracku do Matrixa - filmu, który już 12 lat trzyma taki poziom, że współczesne produkcje do pięt mu nie dorastają a rzeczony utwór został wpleciony w finałową scenę niemalże idealnie! A Rage Against The Machine to klasa sama w sobie - reaktywowali się na koncerty, więc jeżeli tylko będą u nas, nie ma bata - jadę :)


Plan był prosty, jest pogoda jest kręcenie. A więc kilka zaplanowanych na ten rok uphill'ów w Beskidzie Małym. Przede wszystkim - Przegibek od strony Międzybrodzia. Wierzcie lub nie, ale jeszcze tego wariantu nie jechałem:) Pora więc na niego.
Standard przez Czaniec... © k4r3l

Podjazd sprawia wrażenie ciągnącego się w nieskończoność, głównie za sprawą długich, lekko wznoszących się prostych w Międzybrodziu. Jednak od momentu pierwszej serpentynki zaczyna się jazda górska ;) Sprawdzam GPS'a - oczywiście się świnia wyłączyła po drodze, więc liczyć zaczyna od momentu którejś z rzędu sperpentynki. Trudno :)
Serpentynka na podjeździe pod Przegibek... © k4r3l

Na Przegibku las aut, parking zawalony na maksa i nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby tam zrobić postój. Robię go nieco niżej przy malowniczej widokówce z Klimczokiem w tle! :) Pieprzona "turystyka samochodowa" doprowadza mnie ostatnio do szału. Niech to paliwo wskoczy na 6 zeta, to może będzie chociaż w weekend spokój na drogach...
Widokówka na B. Śląski poniżej przełęczy ;) © k4r3l

W Straconce fragment wydrukowanej mapy Wujka Google niezbyt zdaje egzamin, stąd małe kluczenie aż w końcu postanawiam nadłożyć drogi i wrócić na właściwy szlak. Żółty, w kierunku Łysej Przełęczy, zwanej również Siodłem. Fajna okolica, szlak jak najbardziej podjazdowy z jednym dosłownie 100 metrowym odcinkiem wyłożonym kamolami. Powyżej przełęczy spotykam bajkera i pytam o czarny szlak, którym on właśnie wyprowadził rower, Mówi, że na zjazd OK, ale ponoć robili go na siłę, bo jakiś bogacz postawił sobie chałupę na przełęczy i musieli zreorganizować przebieg szlaku. Wniosek: masz kasę, jesteś bogiem i nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa. Żegnamy się z bajkerem, on uderza czerwonym na Magurkę, ja mam trochę inny plan - również Magurka (909 m n.p.m.) ale asfaltem - czyli tradycyjny uphill beskidzki ;>
Kaskada przy ul Małej Straconki ;) © k4r3l

Trochę kręcę się przy Stalowniku - kolos robi wrażenie, podobnie jak wybrukowana droga prowadząca do niego. Koszmar :) Dalej czeka mnie fragment ruchliwą o każdej porze ul. Żywiecką. Na światłach odbijam w stronę Wilkowic i praktycznie od tego momentu zaczyna się zdobywanie Magurki. Choć ten właściwy podjazd jest znacznie później.
Czarny szlak z Łysej Przełęczy w kierunku Stalownika;) © k4r3l

Magurka, to prawdziwa su..a :) Oczywiście podjechanie jej w czasie poniżej 25 min. uważam, za mistrzostwo świata, może ze świeżym zapasem sił, ale po dwóch przełęczach zajęło mi to coś koło 31 minut (lol):) Po drodze wkurwiają mnie zjeżdżające audice i bmw - na wąskiej drodze, pełnej spacerowiczów z dziećmi, turystów - typowy objaw bezmyślności, próżności, lenistwa i lansu, zwany w skrócie debilizmem. Na szczycie coś się szykuje, są jakieś fundamenty i ogólny syf, błoto, a turyści zamiast na polance siedzą przy schronisku. Nie zabawiam tam długo, wykonuję telefon do bazy w Kalnej z meldunkiem, że zaraz tam się stawię :)
Zrujnowany Stalownik ;) © k4r3l

Po przyjeździe na miejsce wcinam przepyszną jajkownicę na masełku i z boczkiem (dzięki Anik!:), uzupełniam Oshee (tak to reklama, bo dobre :) i po tym małym co nieco mogę się zbierać w drogę powrotną :) Nie mam siły na walkę z kolejnym długim podjazdem, więc zamiast przez Kocierz, wracam tak jak wczoraj, przez Wielką Puszczę. Sporo patroli policji na drogach i dobrze, bo debili nie brakuje... Pod Przełęczą Targanicką opadam z sił (to już 90 kilometr więc nie ma się za bardzo czego wstydzić :), zrzucam ze średniej i młynkuję pod górę do samego końca ;)
Medżik na Magurce podziwia panoramę Beskidu Śląskiego ;) © k4r3l

Powrót już wiadomą trasą, bez zbędnego szarpania się. Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że do "setki" brakło 100m, mówi się trudno, masochistą nie jestem :) Jest pretekst by to poprawić :) Najbardziej martwi mnie jednak brak całkowitej sumy podjazdów, ale myślę, że spokojnie do uzyskanego wyniku można dodać z 200m :)

P.s. dorzucam garść fotek, co by zaspokoić potrzeby niektórych bikestatowiczy:)

Pasmo Klimczoka :) © k4r3l

A pod Magurką rewolucja :) © k4r3l

Ostatni zakręt przed szczytem :) © k4r3l

Na szczycie rewolucji ciąg dalszy :) © k4r3l

Sharp ride through hell ze Skrzycznym w tle :) © k4r3l

Droga przez Łodygowice :) © k4r3l


Ale wkoło jest zielono... o0O :)

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Jest! Ukazała się wreszcie nowa płyta The Hillbilly Moon Explosion - tylko dlaczego nie można jej nigdzie kupić? Jakoś płacenie za "cyfrową wersję albumu" mnie nie jara, więc uczyniłem, to co zasugerował mi ostatni człon tytułu nowego longplaya Szwajcarów: "Buy, Beg or Steal" :) Poniżej znakomity singiel promujący to wydawnictwo:


Prologiem do dzisiejszego wypadu była wczorajsza akcja pod kryptonimem "interes życia". Od jakiegoś czasu na wyświetlaczu licznika dane były ledwo widoczne, bateria padła w piątek, więc wyskoczyłem z pracy do zegarmistrza na Komorowicką. Potrzebowałem 2 sztuki CR 2032, w końcu wziąłem dwie (w myśl zasady: "weź dwie, przecież się nie zmarnuje";). Zachęcony przez zegarmistrza, jakoby miał on najlepsze ceny i specjalnie dla mnie (bo byłem tu drugi raz, wcześniej go nie zastałem) zaoferuje mi jedyne 6 PLN za sztukę :) Oczywiście coś mi tu zaśmierdziało, więc po powrocie do pracy wbijam na allegro, patrzę, a tam za 11 PLN (z przesyłką!) mam nie 2 a 5 sztuk dokładnie takiego samego typu baterii :) Mądry Polak po szkodzie, again... ;)
Jadymy! ;) © k4r3l

Atak na Kocierz (z widoczkami;) © k4r3l

Sobota. Zapowiadana na ICMie poprawa pogody przeszła w fazę realizacji, więc od rana wziąłem się za warsztat, który w moim przypadku ogranicza się do zdjęcia kół, łańcucha i wyczyszczenia tego i owego, nasmarowania - cóż, nie każdy jest majster numero uno :) Na rower jednak wsiadłem dopiero po godz 15, bowiem jazda jazdą, a obowiązki obowiązkami :)
Sielankowa dolina Kocierza! © k4r3l

Plan był prosty, krótka pętla zawierająca klasyczne beskidzkie podjazdy. W pierwszej kolejności postawiłem na Kocierz (17min23sek) by następnie przez Łękawice, Międzybrodzie Żywieckie i Bielskie, oraz Porąbkę i Wielką Puszczę zmierzyć się z Przełęczą Targanicką.
A wiata jak leżała, tak leży :) © k4r3l

Jechało się całkiem znośnie, na drogach trochę bajkerów (jeden na kolarce to miał chyba z 70 lat - respekt!). Widoczków nie brakowało, ośnieżone szczyty świetnie wyglądały w promieniach wiosennego słońca a do tego nóżka podawała.
Tresna jak zwykle oblegana przez /turystów/ :) © k4r3l

Do żadnych incydentów po drodze na szczęście nie doszło, na samym końcu przy zjeździe z Przełęczy Beskidek niepotrzebnie wpakowałem się za babkę z punciaku. Jechała bardzo zachowawczo, jednak nie winię jej wcale, wszak wiozła i męża i dziecko :) W końcu zwolniła do tego stopnia, że zmuszony byłem wyminąć ją z prawej strony...
Portret z Żarem w tle :) © k4r3l

A tu już Beskid Andrychowski :) © k4r3l

Powrót do domu przez Targanice i Sułkowice z, jak zwykle w takich warunkach, średnią w okolicy 35 km/h. I tak właśnie lubię :)

Przeminęło z wiatrem...

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(11)
Nowe Guano Apes jest świetne, haha! Pod warunkiem, że nie słucha się tego krążka myśląc, że to Guano Apes. Serio, "Bel-Air" zagościło na mojej playliście w ub. tygodniu i póki co z niej nie schodzi! Się porobiło! Czasami wieje kiczem, odpycha dyskotekowym plastikiem, ale generalnie to znakomity popis niemieckiej myśli aranżacyjno-wokalnej!
Tym razem coś bardziej klasycznego - Foo Fighters, jak zwykle minimalistyczni, jak zwykle szorstcy, po prostu dobre rockowe granie! Klip rządzi!


Się uparłem i pojechałem. Słonko ładnie grzało, tylko ten wiatr... Momentami lodowaty, a na dokładkę tak silny, że nie raz, nie dwa jechałem slalomem albo przechylałem się na jedną stronę, co by mnie nie zrzucił z siodła...
Widoczek na Beskid Żywiecki;) © k4r3l

Standardowo zaglądnąłem nad Żywieckie. Niestrudzeni wędkarze nie znają pojęć koniec / początek sezonu - można ich tam zastać o każdej porze dnia i nocy. Widoczność nie najgorsza, nawet ładnie się to wszystko prezentowało w promieniach słońca. Jednak pędzące po niebie chmury nie dały do końca zapomnieć, jaki żywioł dziś gra pierwsze skrzypce.
A po drugiej stronie Pasmo Magurki Wilkowickiej;) © k4r3l

Jako że ruch dzisiaj na drogach spory olałem przeprawę ruchliwą drogą 941 przez Międzybrodzia dwa i Porąbkę i na zaporze w Tresnej skierowałem się na Oczków. Droga niby wciąż ta sama, ale odcinek krótszy a wiedziałem, że później czeka mnie zjazd do Kocierza Moszczanickiego drogą o wiele mniej ruchliwą...
Wały nad Jeziorem Żywieckim;) © k4r3l

W drodze mijam kilku rowerzystów, w tym gości na szosach (tym razem machają pierwsi;). To co miało być lajtową przejażdżką doliną Kocierza okazało się wiatrową gehenną. W ostatnich dniach musiało wiać tam naprawdę konkretnie, bo przewróciło przystankową wiatę, więc wystarczy sobie wyobrazić, co się tam działo z rowerzystą :)
Skrzyczne widziane z Oczkowa;) © k4r3l

Na podjeździe, zaraz na początku, mijam trzech bajkerów, pozdrawiamy się i jadę dalej. Jakoś gładko poszło, choć momentami, we fragmentach nie osłoniętych jak zwykle wiatr folgował sobie w najlepsze. Mimo to przełęcz zdobyłem w czasie 19 minut i 20 sekund (licząc tym razem od rozjazdu aż do wjazdu do Zajazdu:). Przy bramie krótki postój, 'fonkol' do bazy i pora się zbierać, bo nie chciałem, żeby mnie tam zawiało. W międzyczasie od strony Targanic wjeżdża samotny bajker - to była ostatnia osoba na dwóch kółkach jaką tego dnia spotkałem. Ale tu, po drugiej stronie przełęczy pogoda zdecydowanie nie zachęcała do wyjścia na rower.
Beskidzki tryptyk: Żar, Tresna, Żywieckie... ;) © k4r3l

Na szczęście pozostało już tylko zjechać z górki, co jednak nie było do końca takie przyjemne. Przede wszystkim wiatr i widmo spychającego mnie żywiołu na barierki lub miejsca gdzie ich akurat nie ma :/ Ech, nie ma co ryzykować :) W Targanicach, na wysokości kościoła, odbijam z głównej drogi na asfaltowe interwały w kierunku Brzezinki - nie szło wytrzymać na prostej drodze, gdzie normalnie śmiga się cały czas "pod czterdziestkę" tak, że przełożeń brak. Teraz miałem ich aż nadto, najcięższych jednak nie szło zwyczajnie wykorzystać...

Pasmo Równicy - pętla :)

Sobota, 2 kwietnia 2011 · Komentarze(18)
Nie podoba mi się nowa płyta Guano Apes, ale singlowy kawałek ma w sobie takiego pozytywnego "powera". Resztę można przesłuchać, ale naprawdę wybiórczo, klimat starych albumów gdzieś zwyczajnie wywietrzał...
[/youtube]
Wypad z rodzaju tych rekreacyjnych, chociaż ilość przewyższeń oraz długość trasy mogą mówić co innego. Jednak jechaliśmy sobie spokojnie, bo sama trasa była wymagająca, a Ania pierwszy raz w tym roku kręciła "pod chmurką".
Płyty na Karkoszczonkę... © k4r3l

Tych chmurek było dziś sporo, ale nie spadła na szczęście ani jedna kropla deszczu. Zaczęliśmy ostro, od ataku na Przełęcz Karkoszczonkę. Ten podjazd, choć sam w sobie krótki, potrafi złamać najwytrwalszych uphillowców. Przede wszystkim we znaki dają się betonowe płyty a la ser szwajcarski o całkiem sporym nachyleniu. Moment nieuwagi i już podpieramy się nóżką;)
Chłopaki chyba zbłądzili:) © k4r3l

Także technika podjazdu ma tu ogromne znaczenie. Mnie wystarczyło jej oraz sił do charakterystycznego skrętu w lewo. Tam zatrzymałem się i już nie ruszyłem. Do momentu rozpoczęcia się terenu właściwego wprowadziliśmy sobie rowerki bez napinki.
Widok z przełęczy, dziś raczej marny... © k4r3l

Po krótkim popasie na przełęczy zjeżdżamy do Brennej szlakiem żółtym. Tym razem jest więcej błota niż ostatnio, ale nie zrażając się tym ciśniemy z bananem na gębie w dół :) W planach jest zaciśnięcie na Paśmie Równicy małej pętelki.
Czantoria? O weryfikację proszę lokalesów :) © k4r3l

Korzystając ze szlaków rowerowych równoległych do głównej i ruchliwej drogi pokonujemy beztrosko kolejne kilometry. Rozwiązanie to jest całkiem ok, ale nierzadko napotykamy na utrudnienia, co często kończy się przenoszeniem rowerów przez strumyki czy większe krzaczory. Ale wszystko przyjmujemy na spokojnie, żeby nie powiedzieć na wesoło :)
Fragment ścieżki w Wiśle... © k4r3l

Po lewej mamy cały czas wspomniane pasmo i w momencie kiedy wyraźnie traci ono na wysokości postanawiamy obrać kierunek na Ustroń. Trafiamy niemalże idealnie na ulicę Lipowską, a następnie Leśną, którą zjeżdżamy z Górek Wielkich do Ustronia.
Skocznia w Malince - Adam dziękujemy! © k4r3l

Liczba rowerzystów w tych rejonach pozytywnie nakręca. Jeździ tu każdy, babcie, ciocie, dziadkowie (na rowerkach elektrycznych:), probajkerzy i bajkerzy niedzielni - słowem kręcą tutaj wszyscy! Także wszyscy sobie elegancko odmachujemy, bo to przecież nic nie kosztuje.
Sporo i takich 'bajkerów' na trasie... © k4r3l

I tak sobie mkniemy zielonym, a później niebieskim szlakiem rowerowym aż docieramy do Wisły. Trochę te ścieżki są robione czasami na siłę, bo nieraz prowadzą przez czyjeś pola i niezbyt przypominają te tradycyjne, znane z miast. Ale przynajmniej nie ma kostki, co oczywiście nas cieszy:)
Widokówka z Przełęczy Salmopolskiej (także marna :) © k4r3l

W Wiśle tłumy, więc jedyny krótki postój robimy sobie pod skocznią imienia Adama Małysza w Wiśle Malince. Dalej na przystanku przed ostatnim podjazdem tego popołudnia uzupełniamy zapasy - w ruch idzie tabliczka czekolady wespół z Oshee. Pod Przełęcz Salmopolską startujemy sobie na luzie, bo i czasu mamy sporo, a ścigać się nie ma z kim i po co :)
A to już skocznie w Szczyrku... © k4r3l

Podjazd jest jednym z dłuższych jakie w tym roku pokonałem, ale wydaje się całkiem przyjemny. Na pewno chciałbym sobie zrobić na nim czasówkę i zobaczyć w jakim rzeczywistym czasie mogę go zrobić. Może będzie jeszcze okazja w tym roku :) Zjazd do Szczyrku to już jeden wielki zieeeewww - prawie siedem dyszek na budziku i ogień:)