Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:247.33 km (w terenie 54.00 km; 21.83%)
Czas w ruchu:15:05
Średnia prędkość:16.40 km/h
Maksymalna prędkość:70.00 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:41.22 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Asfaltowy Beskid: Rewers

Poniedziałek, 26 lipca 2010 · Komentarze(13)
Król powrócił:

Powrót do domu, po w sumie mało rowerowym weekendzie głównie ze względu na niesprzyjające warunki pogodowe. Szkoda, ale ja kto mówią, co się odwlecze, to nie uciecze.
Widoczek na Beskid Żywiecki © k4r3l

Standardowo już zawitałem do Zarzecza gdzie przetoczyłem się przez półtorakilometrowy wał okalający Jezioro Żywieckie. Prace na żwirowni trwają od bladego świtu, przy brzegu nie brakuje także rybaków, których nad jeziorem można spotkać o każdej porze dnia i nocy, również deszczowa aura im nie straszna...
Żwirownia nad Żywieckim © k4r3l

Wędkarstwo po żywiecku © k4r3l

Dalej jazda szosą w stronę Tresnej. W Trójce określili obecną pogodę jesienną i w sumie dużo w tym racji. Chociaż brakuje tego chłodu, który czuć zaraz po tym, jak ubrania nasiąkają wodą (nawet jeżeli jest to zwyczajna mżawka). Góry się gniewają, Żar chyba najbardziej...
Przystań w Tresnej © k4r3l

Rozgniewana góra Żar © k4r3l

Żar po "norwesku":) © k4r3l

W Wielkiej Puszczy mżawka ewoluuje do postaci gęstego kapuśniaczku, ale nawet pomimo tego jedzie się całkiem przyjemnie o czym świadczy chociażby udany podjazd na Beskid Targanicki (od strony 'wielkiej ściany'). Od Targanic powrót do Andrychowa ze średnią blisko 40km/h. Minus? Maseczka błotna z wszelkimi rodzajami płynów samochodowych znajdującymi się w przykrawężnikowych kałużach.

Pogodowy lipton

Sobota, 24 lipca 2010 · Komentarze(5)
Kategoria 0-30, Drogi, Z kimś
Niedościgniony, oldschoolowy oryginał:

W planach na sobotę był wyjazd w Beskid Żywiecki naszą kochaną koleją. Niestety, po całym tygodniu nieznośnych upałów, pogoda postanowiła zmienić swoje oblicze właśnie na weekend... W sumie spodziewaliśmy się trochę tego, ale nadzieja na bezdeszczowy weekend tliła się w nas do ostatnich godzin przed wyjazdem. Zmuszeni zostaliśmy do zmiany planów i postanowiliśmy pierwszy raz w tym roku śmignąć na górę Żar. Jednak, o ile pogooda we wczesnych godzinach porannych umożliwiała dalszą wycieczkę, to już kilka godzin później sytuacja uległa diametralnej zmianie. Nieboskłon pokryły niskie, ciemne, deszczowe chmury. Mniej więcej wyglądało to tak, że co chwilę jak nie mżyło, to wiało zapowiadając intesywniejsze opady, dlatego nie ryzykując większego przemoczenia zdołaliśmy dotrzeć tylko do Zarzecza, gdzie poinformowaliśmy Khronos'a, z którym mieliśmy się spotkać w Międzybrodziu Żywieckim, że dalsza jazda pozbawiona jest sensu. Postanawiamy zawrócić i podjeżdżamy na moment nad Jezioro Żywieckie.
Jezioro Żywieckie 1 © k4r3l

Tutaj dokładnie widać jak deszczowo zapowiada się dzień w całej okolicy. Mamy też widok na pozbawioną zapewne warunków krajobrazowych Magurkę Wilkowicką, którą nasz niedoszły towarzysz wycieczki postanawia zaatakować będąc w tym momencie na Przegibku.
Pasmo Magurki Wilkowickiej © k4r3l

Po chwili zrywa się wiatr a my uciekamy do domu, zostawiając za sobą niesamowity widok jeziora, nad którym dominowały dzisiaj ciężkie i gęste chmury. Maybe next time...
Jezioro Żywieckie 2 © k4r3l

Jezioro Żywieckie 3 © k4r3l

Asfaltowy Beskid

Piątek, 23 lipca 2010 · Komentarze(6)
Coś żwawego, coś polskiego:

Dziś standardowy przejazd asfaltowy od bazy wypadowej w Kalnej. Start był ciężki, ale generalnie dobrze się kręciło. Trochę wcześniej polało, ochłodziło się, więc po godzinie 17 można było już kręcić. Kolejny raz podjazd pod Przełęcz Beskid Targanicki pomimo balastu w postaci kilkukilogramowego plecaka "wszedł" bez postoju. Zjazd doliną Wielkiej Puszczy na początkowym odcinku rewelacja - nowy asfalt pozwala na kompletne odstresowanie się podczas jazdy. Szkoda tylko, że to raptem 1/4 całej drogi - dalej nawierzchnia jest niesamowicie zniszczona i o przyjemności ze zjadu można zapomnieć.
Warning! © k4r3l

Crime scene :) © k4r3l

Zapora z Hrobaczą w tle © k4r3l

Na zaporze w Porąbce już nie ma radiowozu pilnującego by kierowcy nie zapuszczali się rejon góry Żar (początek czerwonego szlaku) zagrożony osuwiskami... Ruch na drodze nr 948 całkiem spory - mijam się tam z innymi bajkerami. Żar w promieniach zachodzącego nad Beskidem Małym słońca wygląda niesamowicie, jednak ruchliwa droga zniechęca mnie do postoju i pstryknięcia fotki. Zatrzymuje się dopiero przy zaporze w Tresnej, gdzie trzaskam kilka zdjęć.
Śluza na Tresnej © k4r3l

Śluza w Tresnej pt 2 © k4r3l

Dalej już standardowo drogą wijącą się wokół Jeziora Żywieckiego przez Bierną, Zarzecze i Łodygowice.

Beskid Mały (na okrągło;)

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(22)
Pozytywny temat muzyczny:

Plan dzisiejszego tripu zrodził się podczas porannego śnadania. Podjazd na Hrobaczą Łąkę (828 m n.p.m.) już od dawna nie dawał mi spokoju. Jednak żeby tam się dostać trzeba pokonać inny, nieco mniejszy, ale jednak dający się we znaki podjazd na Przełęcz Beskid Targanicki (705 m n.p.m.). Tym razem bez postoju - poszło nadspodziewanie gładko. Na przełęczy szybka regulacja rozregulowanego tylnego vbrake'a i można śmigać w dół delektując się kilkukilometrowym zjazdem przez Wielką Puszczę. Nieźle tam potrafi wypizgać, kiedy słońce nie jest jeszcze dostatecznie wysoko. Krótki posiłek nad brzegiem Soły z widokiem na majestatyczny szczyt Bujakowskiego Gronia i można ruszać w kierunku Hrobaczej.
Soła w Porąbce już spokojna © k4r3l

Zapora w Porąbce © k4r3l

Pierwsze dwa kilometry to elegancki asfalt, oglądam się za siebie i walczę z myślą o postoju i sfotografowaniu niesamowitej panoramy. Trudno, to ujęcie musi poczekać na ewentualny zjazd tamtą drogą, ja mam w planie podjechać Hrobaczą bez przystanków. Co w dalszej części drogi staje się nieco trudniejsze. Kończy się ten gładziutki asfalt i zaczyna się robić bardziej terenowo, a to za sprawą starej nawierzchni pełnej dziur i drobnych kamyków. Ale temat spokojnie jest do podjechania. Kiedy nad konarami drzew ukazuje się wierzchołek stalowego, trzydziestopięciometrowego kolosa, można odetchnąć z ulgą, choć koncentracja jest potrzebna nawet na tych ostatnich metrach - łatwo wypaść z tempa za sprawą nieco większych skał i korzeni przy samym schronisku.
Medżik na Hrobaczej:) © k4r3l

Panorama z Hrobaczej to w sumie nic rewelacyjnego - płaskie tereny, dymiące kominy, trzeba zmykać w las. Obieram azymut na Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m.), czyli najpierw czerwonym (niestety ze dwa razy rower na plecach) potem niebieski i tu już raczej tylko w dół. Na Przegibku pora na uzupełnienie wody - 3,5 PLN to trochę drogo jak za cisowiankę, ale już 1,5 PLN wydane na big milka okazuje się dobrą inwestycją:
Szkoda, że to nie Lotto :P © k4r3l

Z Przegibka niebieski na Magurkę Wilkowicką (909 m n.p.m.) to istna katorga. Fragmentami można jechać, ale szkoda się męczyć na dłuższą metę. Znacznie lepiej sobie przystanąć i odsapnąć podziwiając widoki. Po drodze natykam się na zorganizowane grupy borówkarskie (w skórcie ZGB) plądrujące okoliczne krzaczki. Nie wiem czy mają swoje legitymacje, ale łatwo ich rozpoznać po zabarwionych na fioletowo rękach i okolicach ust:)
W drodze na Magurkę © k4r3l

Na Magurce spotykam krowę i kilkoro amatorów kąpieli słonecznych. Niestety, drzewa i słupy sieciowe skutecznie psują panoramę Beskidu Śląskiego. Trzymając się dalej niebieskiego ruszam w kierunku Czupla (933 m n.p.m.). Trasa znana, zupełnie lajtowa i szybka do przejechania. Na szczycie jak zwykle miażdżące widoczki.
Medżik na najwyższym szczycie Beskidu Małego © k4r3l

Zjazd to taka mała kombinacja czterech szlaków. Kawałek niebieskim, następnie czerwony w kierunku Łodygowic, odbicie na żółty do Tresnej i na końcu przesiadka na zielony prowadzący do Czernichowa. Fragment czerwonego mimo, że w dół, jest bardzo ciężki, dobrze, że mnie oświeciło wcześniej, że zaczyna się zjazd i wypadałoby obniżyć siodło, bo OTB miałbym już przy pierwszej znaczącej nierówności terenu.
Najgorszy odcinek czerwonego © k4r3l

Natomiast dalsza jazda żółtym a potem zielonym to poezja! Dla takich odcinków warto się pomęczyć czy to podchodząc czy to sprowadzając. Najważniejsze, że po drodze nie brakuje malowniczych polanek, takich jak na przykład ta:
Żar z nowej perspektywy © k4r3l

Po opuszczeniu lasu zielony prowadzi w dół do Czernichowa świetnym asfaltem, którego nachylenie momentami wprawia w zdumienie (to byłby dopiero podjazd!). Jakby ktoś kiedyś chciał go sprawdzić, to ta droga, która odbija w górę obok Urzędu Gminy. Spokojnie dojeżdżam na zaporę w Tresnej.
Nieskazitelna tafla Żywieckiego © k4r3l

Tam rodzi się plan złowieszczy - a może by tak jeszcze jeden podjeździk?:) Przełęcz Kocierska (718 m n.p.m.) jest w zasięgu i wydaje się być optymalnym rozwiązaniem! A więc jazda! W dolinie Kocierza Moszczanickiego ciepły wiatr skutecznie obniża średnią.
W drodze na Przełęcz Kocierską © k4r3l

Pierwszy zakaz wjazdu pojawia się na rozdrożu pomiędzy podjazdem właściwym na przełęcz a drogą w stronę Kocierza Rychwałdzkiego. Jak się okazuje nie powstrzymało to kilku kierowców samochodów (no i mnie) od pokonania tego odcinka. Chwilę po minięciu znaku spotykam przy poboczu wystraszoną żmijkę:
Żmijka, mała taka © k4r3l

Droga na tym odcinku jest momentami mocno podziurawiona a w jednym miejscu nawierzchnia się po prostu zapadła, a więc wszyscy jeżdżący tamtędy muszą pamiętać, że robią to na własną odpowiedzialność - można stracić znacznie więcej niż kilka złotych więcej na objazd. Przełęcz Kocierska raz jeszcze bez postoju - świadczy to mniej więcej o tym, że dobrze się dzisiaj kręciło:) Na koniec zostawiam sobie jeden z moich ulubionych odcinków terenowych - zielony szlak łączący dwie przełęcze: Kocierską z Beskidem Targanickim.
Wylot zielonego (Wielka Bukówka) © k4r3l

Prawie 4 kilometry atrakcyjnego zjazdowo szlaku. Kapitalny etap, polecam każdemu rozszerzenie go o dalszy 'zielony odcinek specjalny' prowadzący aż do Porąbki - nie będziecie żałować!
Na Przełęczy Beskid Targanicki © k4r3l

Mistyczny Beskid Mały

Poniedziałek, 5 lipca 2010 · Komentarze(16)

Po żenującym, zawierającym nędzny kilometraż, mało rowerowym wpisie o baskecie czas na konkrety :) Pobudka o 05:00, szybki prysznic i lajtowy makaron, żeby nie spuchnąć za szybko:) Cel dzisiejszej wycieczki? W sumie było ich kilka. Sprawdzić żółty szlak z Kaczyny do Świnnej Poręby, następnie obadać kombinację czarny + niebieski ze Śleszowic jako wariant podjazdu na Leskowiec (922 m n.p.m.), no i w końcu przejechać czerwonym trasę Leskowiec - Przełęcz Kocierska (w odwrotnym niż ostatnio, ponoć lepszym, kierunku). Do Kaczyny standardowym już wariantem przez Zagórnik i Rzyki (os. Młocki Dolne).
Między Rzykami a Kaczyną © k4r3l

Żółty szlak zaczyna się dosyć niewinnie, ale nadzieja pryska za pierwszym skrętem - głęboka, stroma i kręta rynna - trzeba prowadzić. Bikewalking mam jak widać we krwi:) Tak jest praktycznie do samych Bliźniaków (564 m n.p.m) a nawet jeszcze kawałeczek dalej. Trud tej wspinaczki wynagradza dalszy (mniej więcej od Łysej Góry), znakomity odcinek tego szlaku, który jest praktycznie w 100% przejezdny, momentami można zaszaleć. Przy wylocie na drogę przesiadam się na czarny prowadzący do Ponikwi. Stamtąd, żeby uniknąć głównej drogi na Suchą Beskidzką, przemierzam wieś Koziniec. Jest trochę kluczenia, zaczyna mżyć, droga bardzo szybko robi się mokra, więc postój pod wiatą przystanku jak najbardziej wskazany. Przejazd odcinkiem remontowanej drogi numer "dwadzieścia osiem" (ruch wahadłowy) jest nieunikniony, ale o dziwo samochody długo stoją na światłach więc mogę śmignąć bezstresowo.
Szlakiem premiera - Świnna Poręba :) © k4r3l

Dalej poszukiwania odnogi prowadzącej do Śleszowic. Ta pnie się początkowo w górę i mam kolejny sprawdzian dla nóg:) Na granicy Mucharza i Śleszowic krótki postój przy sklepiku i uzupełnienie zapasów - w sumie wyjechałem tylko z pół litrową 'limonką':) Banany: check!, baton Lew razy 4: check!, Bystrzanka: check! i można dalej śmigać. Droga wyraźnie drugiej, albo nawet i dalszej kategorii - łata na łacie, dziura na dziurze, ale sama miejscowość bardzo ładnie położona.
Okolice Śleszowic © k4r3l

Czarny szlak z początku wije się między gospodarstwami by nieco dalej zamienić się w trawiasto-kamienisty podjazd. Mokra i wysoka trawa bez problemu dobiera się do napędu i trzeba kilka razy stawać i wyciągać tę cholerę. Szlak w pewnym momencie gubię, drogę tarasuje mi zwalone drzewo i trzeba przez te chaszcze jakoś je obejść. Wychodzę na przyjemną szutróweczkę, próbuję każdej opcji, po czym obieram stosowny kierunek, jak się w końcu okazuje, słuszny. Szlak robi się bardziej wymagający i płynnie przechodzi w niebieski na wysokości Skrzyżowania pod Makowską Górą (1h 20min na Leskowiec). Niebieski szlak tylko na początku nadaje się tylko do podprowadzania - dalsze jego etapy mają takie nachylenie, że siłą rzeczy wymuszają jazdę. I dobrze, bo bym się załamał, gdybym musiał na sam szczyt prowadzić...
Mistyczny niebieski © k4r3l

Nie mija kilkadziesiąt minut i wyłaniają się zabudowania schroniska na Groniu JP II. Na Leskowcu jak można było się spodziewać po okolicznościach aury widoczność zerowa, ale i tak banan na twarzy (i w ręce:) jest.
Mgliście na Leskowcu © k4r3l

Chodził mi po głowie dojazd na Łamaną Skałę i stamtąd zielonym na malowniczą Łysinę. Ale odpuściłem, bo w nogach już nie było takiego powera, żeby stamtąd wrócić przez Kocierz.
Panorama z Leskowca i wszystko jasne :) © k4r3l

Rewers czerwonego faktycznie ok - nie wiem jak ja to przejechałem w ub. roku, chyba tylko siłą woli:) Słońce pokazuje się jedynie na moment w okolicach Potrójnej. Od tego momentu szlak zmienia kolejny raz swoją postać.
Medżik i beskidzkie skały © k4r3l

Korzenie i skały charakterystyczne dla rezerwatu Madohora i okolic Łamanej Skały ustępują miejsca luźnym, typowo beskidzkim kamiorom. Ręce opadają, ale chociaż jest w dół:) Przełęcz Kocierska terenowo zdobyta :)
Przełęcz "Anula" © k4r3l

Teraz już bez kombinacji - puszczam się w dół do Targanic eleganckim asfaltem, gdzie na mojej ulubionej prostej z ograniczeniem do 60km/h rozwijam 10km/h więcej :P A więc siedem dyszek i "Medżik" w jednym kawałku - słowacka myśl technologiczna przetrwała próbę prędkościową!
Stacja wyciągu "Pracicy" © k4r3l

No i to by było na tyle, Beskid Mały kolejny raz mnie sprawdził. Jak to już kiedyś ktoś napisał: mały to on jest tylko z nazwy, bo wymagania wobec bikerów ma całkiem duże...
Pasma Beskidu Małego © k4r3l

2 x basket

Sobota, 3 lipca 2010 · Komentarze(6)
Łączny dystans z wyjazdów na boisko (pt, sobota). Terenu nie ma, chociaż można by wpisać kilkaset metrów ze względu na rozkopaną ulicę Grunwaldzką:)

Boisko jak widać betonowe, więc skakanie nie służy stawom, zwłaszcza jak każdy mecz gra się do 100 pkt... Trzeba będzie zrobić sobie małą przerwę od kosza...

Rower wyregulowany, ale oddam go chyba na przegląd gwarancyjny, bo jakieś luzy w czuje w supporcie. Nie ma co ryzykować.

Kilka przygodnych fotek z, jak to Sikor ładnie nazywa, kalkulatora :)

Meczyk © k4r3l

W drodze do domu - Beskid Mały zaprasza!:) © k4r3l

Zapraszamy w Beskidy! © k4r3l


I na koniec trochę patriotyzmu lokalnego - bielska hardcorowa załoga: