Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:161.16 km (w terenie 8.00 km; 4.96%)
Czas w ruchu:09:38
Średnia prędkość:16.73 km/h
Maksymalna prędkość:58.50 km/h
Suma podjazdów:2378 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:40.29 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Kurier beskidzki ;)

Sobota, 26 marca 2011 · Komentarze(17)
Rowerowy song - nie moje klimaty, ale pieśn z jajem i trochę kolorów się przyda, bo na fotach ponuro...


Do ostatniej chwili wahałem się czy jechać na rowerze czy wsiąść w pociąg. Na szczęście wygrały dwa kółka czego nie żałuję, bo pomimo zapowiadanego załamania pogody na południu - spadku temperatury i opadów śniegu z deszczem - mogłem pokonać ten dystans bezproblemowo.
Medżik nad j. Czanieckim ;) © k4r3l

Głównym celem tej misji było przywiezienie dwóch plakatów do najnowszej serii Lego Star Wars 3 oraz samej gry na szóste urodziny bliźniaków. O ile grę wsadziłem do plecaka, to już z plakatami musiałem sobie inaczej poradzić ;) Udało się śmignąć standardową trasą i nawet nie zmoknąć. Jak zwykle nie zabrakło kilku krótkich postojów w charakterystycznych miejscach trasy...
Elektrownia wodna w Porąbce... © k4r3l

W Międzybrodziu przejeżdżam obok patrolu policyjnego - akurat byli zajęci kontrolą kierowcy starego forda, więc nikt mi lizakiem nie zdążył machnąć;)
Elektrownia wodna w Tresnej. © k4r3l

Od Tresnej zaczyna się robić chłodniej, najbardziej odczuwalne jest to w palcach stóp. Ale już niedaleko, więc zaciskam zęby i cisnę dalej.
Tresna od strony zaporowej. © k4r3l

Prace związane z obwodnicą Bielska-Białej dotarły już do Łodygowic. Można to odczuć na własnych czterech literach jadąc drogą w kierunku Szczyrku, zdemolowanej przez ciężki sprzęt. W oczy rzucają się także daleko na horyzoncie filary przyszłej estakady. Cześć niewielkiego lasku została z tego powodu wykarczowana...
Wycinka w Łodygowicach... © k4r3l

Jednym z plusów wyjechania o wczesnej porze (ok. 7 rano) jest stosunkowo mały ruch w okolicach Porąbki, co przy zamkniętym moście w Kobiernicach trochę mnie zaskoczyło. Na dalszych etapach również całkiem spokojnie, na żadnego wariata nie natrafiłem, co na tym odcinku zdarzało się mi się przecież nagminnie.

Nawiązując do wątku o kaskach rowerowych na bs'owym forum, dodam tylko, że jakoś nie zauważyłem, by kierowcy omijali mnie "na zapałkę". Dystans zachowywali przyzwoity, więc to chyba mit, że traktują oni okaskowanego bikera, jako kogoś bardziej doświadczonego.

Pożegnanie zimy na Kocierzu ;)

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(17)
Chyba najbardziej niedoceniany album Slayer. Pamiętam, że non-stop słuchałem tej kasety pożyczonej od kumpla na walkmanie :D Wstęp do tego kawałka miażdzy! Się proszę tam nie wystraszyć co poniektórzy :)

Wczorajszy wypadł nie doszedł do skutku. Po półgodzinnych przygotowaniach, kiedy już w pełnym rynsztunku wyszedłem podpompować koło.... zaczęło mżyć:/ Jako, że nie posiadam nic przeciwdeszczowego musiałem skapitulować...
Standard przez Targanice (w tle Złota Góra) © k4r3l

Dzisiaj od rana mnie nosiło, więc po krótkich oględzinach dróg podczas porannego spaceru doszedłem do wniosku, że mimo iż pizga, to koniecznie trzeba dziś wyjść na rower. Padło na Przełęcz Kocierską - górkę, którą w ub. roku również w marcu podjeżdżałem.
Jawornica dziś ponura i groźna:) © k4r3l

Drugi powód to taki, że nie będę w stanie należycie świetować jutro nadejścia kalendarzowej wiosny, dlatego postanowiłem pożegnać zimę w iście rowerowo-wiosennym stylu - niech idzie w cholerę! ;). Wiosna ponoć czai się gdzieś za rogiem, bo tam gdzie pojechałem na pewno jej nie ma i jeszcze długo nie będzie:)
Widoczek z podjazdu (w stronę Potrójnej i Łamanej Skały) © k4r3l

Na podjeździe trochę się zagotowałem, ale musiałem ubrać się "cebulowo", bo wiedziałem, że w drodze powrotnej będzie nieźle wiało. Gdzieś w połowie serpentynek mijam się z kolarzem na klasyku - pozdrawiamy się (wszak wiemy obaj, że jesteśmy hardcorami:) i każdy z nas jedzie swoje.
Na finishu - za zakrętem pomiar czasu :d © k4r3l

Przełęcz zdobywam w czasie 19m18sek. a więc nie najgorzej. Po drodze żadnej przerwy, fotki strzelam podczas jazdy na mniej stromych fragmentach. Z kolejnymi metrami krajobraz przybiera typowych zimowych barw - im wyżej tym więcej śniegu i chłodniej. Jak zwykle zdjęcia tego nie oddadzą, ale na górze panuje świetny klimat - jak w środku zimy...
Widoczek z przełęczy (w stronę Ścieszków Gronia vel Łysiny) © k4r3l

Chciałem sobie zjechać do Kocierza Rychwałdzkiego, ale droga jaką zastałem tuż za skrętem do zajazdu nie nadawała się pod rower. Czarny asfalt nagle zniknął pod sporej grubości warstwą zlodowaciałego śniegu. Ujechałem kawałek w tej brei (dziwne to uczucie kiedy czujemy, że koło gubi kontakt z podłożem;) i w momencie zawróciłem. Teoretycznie droga ta wciąż jest zamknięta, a więc i nie ma potrzeby jej zimowego utrzymywania...
Tylko dla mieszkańców - początek zjazdu! © k4r3l

Tutaj skończyła się dalsza jazda ;) © k4r3l

Podjechałem jeszcze na moment do zajazdu, tam krótka sesja zdjęciowa i pora wracać. Chyba nie muszę mówić, że na zjeździe ciepło nie było. W tym momencie się utwierdziłem w przekonaniu, że wcale nie ubrałem się za grubo, aczkolwiek brakowało trochę windstoperów na nogach i stopach. Reszta, jak i cały trip OK;)
Medżik pod zajazdem Kocierz ;) © k4r3l


Błotne szlaki Beskidu Małego

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(19)
Niniejszy utwór muzyczny dedykuję wszystkim bezmyślnym drwalom robiącym syf na szlakach w Beskidzie Małym i Nadleśnictwu Andrychów, które na takie coś zezwala! AAARRRRGGGHHH!!!!


No to mi się zachciało gór!:) Nie zważając na informacje o błocie na szlakach oraz na kompletne nieprzygotowanie kondycyjne postanowiłem zmierzyć się z Hrobaczą Łąką :) W tym celu, w towarzystwie nieuprzejmego w dniu dzisiejszym żywiołu najmniej przyjaznego rowerzystom udałem się do Porąbki przez Czaniec i spokojną, mieszczącą się z dala od zgiełku ulicznego, wieś Bukowiec.
Przez wieś Bukowiec - ależ wieje! © k4r3l

Po drodze boczne podmuchy rzucały mną na lewo i prawo - naprawdę nieprzyjemne uczucie. No ale cóż, raz rozpoczętą walkę z żywiołem należy zakończyć :) Po drodze sporo rowerzystów, generalnie dominowali seniorzy, tym większą radość miałem, mogąc ich pozdrowić podziwiając jednocześnie ich sprawność fizyczną :)
Postój na zaporze w Porąbce... © k4r3l

Halny nie przestawał, apogeum miało miejsce w okolicy Jeziora Międzybrodzkiego, ale ten krótki odcinek pokonałem szybko. Na podjeździe, o dziwo, wiać przestało, aczkolwiek przydałby się delikatny podmuch w plecy :) No cóż, nie tym razem...
A tu już fotka z podjazdu - w tle Babia, ale telefon nie złapał:( © k4r3l

Podjazd wymęczył mnie okropnie! Pod krzyżem zameldowałem się po 39 minutach, robiąc po drodze kilka postojów (a to trzeba było podregulować siodełko, a to fotkę pstryknąć, więc tak się jakoś złożyło:) Pod schroniskiem i na samym szczycie sporo ludzi. Jaki to dziś dzień - hmmm - niedziela... i przestałem się dziwić. Martwił mnie tylko ten numerek widniejący przy dniu tygodnia - trzynastka...
Pod 35 metrowym kolosem! (Hrobacza Łąka 828 m n.p.m.) © k4r3l

Nie byłem pewien, gdzie chcę dalej jechać, więc wymyśliłem, że szlakiem papieskim (takie żółte krzyżyki, no bo cóż innego, malowane na drzewkach) w kierunku kamieniołomu w Kozach. Momentami hardcore i w ogóle stromizna straszna, sprowadzać trzeba było, ale zaraz za pierwszym skrętem o 180* droga zrobiła się znacznie bardziej przyjazna...
Fotka ze szlaku - w kierunku kamieniołomu. © k4r3l

Tak mi się ten zjazd spodobał, że przegapiłem jeden skręt i znalazłem się poza szlakiem. Ale jechałem w dół, więc w sumie było mi już wszystko jedno. Pogodziłem się z myślą, że nie zobaczę kamieniołomu z bliska i puściłem hample :)
Można trochę przygrzać! :) © k4r3l

Po wjeździe na asfalt znalazłem szybko szlak niebieski, zerknąłem na mapę i wywnioskowałem z niej, że będzie to być może całkiem sympatyczna opcja przedostania się z powrotem do Porąbki. Ale oczywiście pomylić się to rzecz ludzka - jak szybko wjechałem w teren tak jeszcze szybciej zsiadłem z roweru i czekało mnie kilkusetmetrowe butowanie w pieprzonej celinie - błocku wymieszanym ze ściółką - pozostałości po pracach ciężkiego sprzętu. Fuck!
Chyba chciały mi powiedzieć, żebym się nie pchał w to bagno... © k4r3l

I tu nasuwa się pytanie dnia - czy te k...a p....e debile muszą zawsze wj..ać się na pieszy szlak z tym całym swoim żelastwem!?! To co tam zastałem to zwyczajny armageddon! Koła przestają się kręcić, wszędzie błoto, trzeba się dobrze pilnować, żeby nie zgubić w tym syfie buta... Na domiar złego szlak cały czas pnie się w górę. Shit!
... bagno we własnej osobie! :/ © k4r3l

Szlak ów błyskawicznie wskoczył na miejsce pierwsze w moim prywatnym rankingu szlaków nieprzejezdnych i niepolecanych nawet najbardziej zawziętym góralom! Zrozumcie to jak najszybciej i zapomnijcie o tej opcji, w którąkolwiek stronę by ona nie była. Najlepiej niech go ściągną z map wszelakich, bo to jedna wielka i rozpaczliwa bez-na-dzie-ja!
Totalny syf na szlaku! © k4r3l

Po osiągnięciu pewnego pułapu można wsiąść na rower i strawersować górujący nad Kobiernicami i Porąbką Bujakowski Groń. Ale przyjemność z jazdy jest praktycznie zerowa. Pewnie to też wina bieżącej pory roku, ale i tak środkowy palec w kierunku tamtejszych drwali jest jak najbardziej na miejscu!
Dobrze, że chociaż miejscami jest na co poptrzeć! ;) © k4r3l

Się jeszcze okazuje po drodze, że docieram do rezerwatu przyrody, który jak wynika z pkt. 12 tablicy wypełnionej tylko i wyłącznie zakazami, nie toleruje jazdy rowerem. I dobrze, szkoda tylko, że nie postawili tego wcześniej, to bym się jeszcze namyślił - teraz było już za późno. Ten odcinek szlaku przebiegający przez rezerwat schodzi w dół. Ale zapomnijcie o zjeździe, bo tam liści jest po kolana, a wąski singiel poprzecinany konarami-gigantami także nie zachęca do szaleństw. Ta końcówka mnie po prostu wykończyła. Ja wiem, że mtb, to sport wyczynowy, ale nie ekstremalny! A tam dostało mi się wszystkiego po trochu: wspinaczki, surivala, czołgania, skakania przez kłody z rowerem na plecach itp. :)
No i mam uchwycony Żar od strony północnej - to już chyba komplet :) © k4r3l

Kiedy w końcu udało mi się zjechać na drogę poczułem ulgę. Nie sądziłem, że aż tak się ucieszę na widok szarego, nudnego i dziurawego asfaltu. A jednak :) Pognałem do Porąbki przez zaporę, na której machnąłem dwóm szosowcom - ale to jakieś drewna były, bo zdobyli się tylko na głupi uśmiech. Depnąłem więc w pedał i zostawiłem cieci daleko z tyłu...
Rezerwat nie toleruje rowerzystów :/ © k4r3l

Nad rzeczką doprowadziłem się do stanu pozwalającego mi na wejście do sklepu bez wywoływania sensacji wśród lokalesów. Uzupełniłem prowiant i ruszyłem w kierunku Wielkiej Puszczy. Ależ tym nowiutkim asfalcikiem się śmiga! Zdecydowanie fajniej będzie w drugą stronę, z górki :) Z przykrością jednak stwierdzam, ze zgodnie z przewidywaniami natężenie ruchu samochodowego w tej pięknej okolicy wzrosło:/
Z cyklu przeszkody na szlaku - to chyba 10ta z rzędu taka niespodzianka:/ © k4r3l

Na Przełęcz Beskid Targanicki wjechałem elegancko, szkoda mi było zrzucać na najmniejszą zębatkę, więc pocisnąłem z "dwójki". Przed szczytem dostałem wiatru w plecy (cud!) i tym sposobem przedostałem się na swoje tereny.
Ostatni podjazd za mną :) Teraz już tylko ze średnią grubo powyżej 30 :) © k4r3l

Wyjazd mimo wspomnianych nieprzyjemności udany, przynajmniej wiem już, gdzie nie jechać drugi raz :) No i się okazało, że z formą nie jest tak źle jak myślałem, że jest :)

Karpioland

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(12)
Zanim przeczytasz, włącz! Dali czadu w schronisku na Szyndzielni w ramach "Bielskiej Zadymki Jazzowej" (tyle tylko, że z jazz'em nie mają wiele wspólnego :) Nie było mnie tam, ale oglądałem sobie live stream'a :)


Mniej więcej w południe dzwoni telefon. To Piotr z informacją, że są z Elą w Sułkowicach i z zapytaniem czy abym nie reflektował na jazdę. Jako, że kilka godzin wcześniej odebrałem rower (w stanie niezmienionym, po prostu przezimował w serwisie :) toteż chętnie na tę propozycję przystałem. I stało się, sezon napocząłem...
Na początek 14, w porywach 15 % :) © k4r3l

W tym roku miesiąc później niż w ubiegłym, ale mam nadzieję, że tegoroczna aura będzie sprzyjała częstszym wypadom, bo ubiegły rok pokrzyżował zdecydowanie zbyt wiele planów... Ela wymyśliła, że ten rok upłynie jej pod nazwą zapomnianych zameczków, dworków i pałaców. Ponoć w naszej okolicy można na takie różne okazy natrafić.
Bajeczne ruiny, jest co oglądać! © k4r3l

Tego właściwego nie było nam dane odnaleźć, ale za to prawie pod sam koniec trafił się nam prawdziwy "rodzynek". Jeszcze wcześniej Piotr, łapie kapcia na jakimś mega-gwoździsku. Szczęście w nieszczęściu, wziąłem na pokład jedną "dyntkę", co prawda na Preście, ale montaż w otworze po Schraderze, mimo obaw, nie przysporzył nam większego kłopotu, gorzej ze zdjęciem opony;)
Baaaardzo stare schody. © k4r3l

Wspomniany architektoniczny rarytasik znajdował się w Głębowicach, ukryty w gęstym zagajniku niedaleko drogi. Nie przeszkodziło nam to jednak przyjrzeć się mu dokładnie z bliska. Obiekt robi wrażenie, niegdyś musiał być naprawdę piękny.
Tylko dla najlżejszych :) © k4r3l

Po dokładnych oględzinach i obowiązkowej sesji foto nasze drogi się rozchodzą. Ja mykam na Nidek i przez "Białą Drogę" do Andrychowa, a Ela z Piotrem obierają kierunek na Witkowice przez Bulowice i Czaniec.
Andrychów - chyba to jednak Podbeskdzie :) © k4r3l

Także pierwsze koty za płoty - nie było tak źle, bo 4 miesiącach weekendów przesiedzianych i tygodni przepracowanych wydawało mi się, że będzie ciężko. A więc sezon 2011 w toku! Jaki będzie? Tego nie wie nikt. Oby tylko nie był gorszy od poprzedniego :)