Błotne szlaki Beskidu Małego
No to mi się zachciało gór!:) Nie zważając na informacje o błocie na szlakach oraz na kompletne nieprzygotowanie kondycyjne postanowiłem zmierzyć się z Hrobaczą Łąką :) W tym celu, w towarzystwie nieuprzejmego w dniu dzisiejszym żywiołu najmniej przyjaznego rowerzystom udałem się do Porąbki przez Czaniec i spokojną, mieszczącą się z dala od zgiełku ulicznego, wieś Bukowiec.
Przez wieś Bukowiec - ależ wieje!© k4r3l
Po drodze boczne podmuchy rzucały mną na lewo i prawo - naprawdę nieprzyjemne uczucie. No ale cóż, raz rozpoczętą walkę z żywiołem należy zakończyć :) Po drodze sporo rowerzystów, generalnie dominowali seniorzy, tym większą radość miałem, mogąc ich pozdrowić podziwiając jednocześnie ich sprawność fizyczną :)
Postój na zaporze w Porąbce...© k4r3l
Halny nie przestawał, apogeum miało miejsce w okolicy Jeziora Międzybrodzkiego, ale ten krótki odcinek pokonałem szybko. Na podjeździe, o dziwo, wiać przestało, aczkolwiek przydałby się delikatny podmuch w plecy :) No cóż, nie tym razem...
A tu już fotka z podjazdu - w tle Babia, ale telefon nie złapał:(© k4r3l
Podjazd wymęczył mnie okropnie! Pod krzyżem zameldowałem się po 39 minutach, robiąc po drodze kilka postojów (a to trzeba było podregulować siodełko, a to fotkę pstryknąć, więc tak się jakoś złożyło:) Pod schroniskiem i na samym szczycie sporo ludzi. Jaki to dziś dzień - hmmm - niedziela... i przestałem się dziwić. Martwił mnie tylko ten numerek widniejący przy dniu tygodnia - trzynastka...
Pod 35 metrowym kolosem! (Hrobacza Łąka 828 m n.p.m.)© k4r3l
Nie byłem pewien, gdzie chcę dalej jechać, więc wymyśliłem, że szlakiem papieskim (takie żółte krzyżyki, no bo cóż innego, malowane na drzewkach) w kierunku kamieniołomu w Kozach. Momentami hardcore i w ogóle stromizna straszna, sprowadzać trzeba było, ale zaraz za pierwszym skrętem o 180* droga zrobiła się znacznie bardziej przyjazna...
Fotka ze szlaku - w kierunku kamieniołomu.© k4r3l
Tak mi się ten zjazd spodobał, że przegapiłem jeden skręt i znalazłem się poza szlakiem. Ale jechałem w dół, więc w sumie było mi już wszystko jedno. Pogodziłem się z myślą, że nie zobaczę kamieniołomu z bliska i puściłem hample :)
Można trochę przygrzać! :)© k4r3l
Po wjeździe na asfalt znalazłem szybko szlak niebieski, zerknąłem na mapę i wywnioskowałem z niej, że będzie to być może całkiem sympatyczna opcja przedostania się z powrotem do Porąbki. Ale oczywiście pomylić się to rzecz ludzka - jak szybko wjechałem w teren tak jeszcze szybciej zsiadłem z roweru i czekało mnie kilkusetmetrowe butowanie w pieprzonej celinie - błocku wymieszanym ze ściółką - pozostałości po pracach ciężkiego sprzętu. Fuck!
Chyba chciały mi powiedzieć, żebym się nie pchał w to bagno...© k4r3l
I tu nasuwa się pytanie dnia - czy te k...a p....e debile muszą zawsze wj..ać się na pieszy szlak z tym całym swoim żelastwem!?! To co tam zastałem to zwyczajny armageddon! Koła przestają się kręcić, wszędzie błoto, trzeba się dobrze pilnować, żeby nie zgubić w tym syfie buta... Na domiar złego szlak cały czas pnie się w górę. Shit!
... bagno we własnej osobie! :/© k4r3l
Szlak ów błyskawicznie wskoczył na miejsce pierwsze w moim prywatnym rankingu szlaków nieprzejezdnych i niepolecanych nawet najbardziej zawziętym góralom! Zrozumcie to jak najszybciej i zapomnijcie o tej opcji, w którąkolwiek stronę by ona nie była. Najlepiej niech go ściągną z map wszelakich, bo to jedna wielka i rozpaczliwa bez-na-dzie-ja!
Totalny syf na szlaku!© k4r3l
Po osiągnięciu pewnego pułapu można wsiąść na rower i strawersować górujący nad Kobiernicami i Porąbką Bujakowski Groń. Ale przyjemność z jazdy jest praktycznie zerowa. Pewnie to też wina bieżącej pory roku, ale i tak środkowy palec w kierunku tamtejszych drwali jest jak najbardziej na miejscu!
Dobrze, że chociaż miejscami jest na co poptrzeć! ;)© k4r3l
Się jeszcze okazuje po drodze, że docieram do rezerwatu przyrody, który jak wynika z pkt. 12 tablicy wypełnionej tylko i wyłącznie zakazami, nie toleruje jazdy rowerem. I dobrze, szkoda tylko, że nie postawili tego wcześniej, to bym się jeszcze namyślił - teraz było już za późno. Ten odcinek szlaku przebiegający przez rezerwat schodzi w dół. Ale zapomnijcie o zjeździe, bo tam liści jest po kolana, a wąski singiel poprzecinany konarami-gigantami także nie zachęca do szaleństw. Ta końcówka mnie po prostu wykończyła. Ja wiem, że mtb, to sport wyczynowy, ale nie ekstremalny! A tam dostało mi się wszystkiego po trochu: wspinaczki, surivala, czołgania, skakania przez kłody z rowerem na plecach itp. :)
No i mam uchwycony Żar od strony północnej - to już chyba komplet :)© k4r3l
Kiedy w końcu udało mi się zjechać na drogę poczułem ulgę. Nie sądziłem, że aż tak się ucieszę na widok szarego, nudnego i dziurawego asfaltu. A jednak :) Pognałem do Porąbki przez zaporę, na której machnąłem dwóm szosowcom - ale to jakieś drewna były, bo zdobyli się tylko na głupi uśmiech. Depnąłem więc w pedał i zostawiłem cieci daleko z tyłu...
Rezerwat nie toleruje rowerzystów :/© k4r3l
Nad rzeczką doprowadziłem się do stanu pozwalającego mi na wejście do sklepu bez wywoływania sensacji wśród lokalesów. Uzupełniłem prowiant i ruszyłem w kierunku Wielkiej Puszczy. Ależ tym nowiutkim asfalcikiem się śmiga! Zdecydowanie fajniej będzie w drugą stronę, z górki :) Z przykrością jednak stwierdzam, ze zgodnie z przewidywaniami natężenie ruchu samochodowego w tej pięknej okolicy wzrosło:/
Z cyklu przeszkody na szlaku - to chyba 10ta z rzędu taka niespodzianka:/© k4r3l
Na Przełęcz Beskid Targanicki wjechałem elegancko, szkoda mi było zrzucać na najmniejszą zębatkę, więc pocisnąłem z "dwójki". Przed szczytem dostałem wiatru w plecy (cud!) i tym sposobem przedostałem się na swoje tereny.
Ostatni podjazd za mną :) Teraz już tylko ze średnią grubo powyżej 30 :)© k4r3l
Wyjazd mimo wspomnianych nieprzyjemności udany, przynajmniej wiem już, gdzie nie jechać drugi raz :) No i się okazało, że z formą nie jest tak źle jak myślałem, że jest :)