Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:437.00 km (w terenie 220.00 km; 50.34%)
Czas w ruchu:37:12
Średnia prędkość:11.75 km/h
Suma podjazdów:14929 m
Suma kalorii:20 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:43.70 km i 3h 43m
Więcej statystyk

Poranny Leskowiec ;)

Sobota, 31 maja 2014 · Komentarze(4)
Nie popieram picia na umór, ale ten utwór z nowej płyty Vader to zwyczajnie hymn "fszystkich metalofcóf" ;) Polski tekst dodaje mu smaczku, pod warunkiem, że ma się do niego odrobinę dystansu. No i uśmiałem się na podjeździe kiedy rozbrzmiały te dźwięki w słuchawkach ;)


Poranny sobotni trening w obawie przed prognozowanymi popołudniowymi deszczami. Nie sprawdziły się ;) Ale co pokręciłem to moje. Błota wcale nie było dużo, ot tyle co zwykle po jednej intensywnej nocy opadów. A tu przecież padało cały tydzień... W porannej rosie ;)
W porannej rosie ;) © k4r3l

Na szlakach cisza, spokój, pustki. Spotkałem na grzbiecie parę biegaczy (szacun!) a później dopiero kilku piechurów na zjeździe czarnym szlakiem. Fajnie, że ludzie ciągną w góry skoro świt.
Najwyższy ounk programu - Leskowiec ;)
Najwyższy punkt programu - Leskowiec ;) © k4r3l

Przy okazji przetestowałem stare kółko złożone na nowych szprychach DT - nie rozleciało się, więc chyba wszystko gra. W maju dużo nie pokręciłem (pieprzona pogoda), dystans całkowity tylko trochę lepszy od... styczniowego. Za to podgoniłem w metrach w pionie, wreszcie konkretna liczba: prawie 15000! ;)
Nadciągają chmury
Nadciągają chmury © k4r3l

Puchar Świata XCO Nove Mesto na Morave

Niedziela, 25 maja 2014 · Komentarze(6)
Zamiast muzyczki materiał video, który pokazuje dobitnie czeskiego bzika na punkcie MTB!

BEST OF MTB WORLD CUP NOVE MESTO 2014 / Official Summary from Slavik Petr on Vimeo.

Oglądanie pucharu świata na redbull.tv (kto nie widział może sobie oglądnąć powtórkę!) to bez wątpienia emocje, ale co tu kryć, takie trochę naciągane. Co innego na żywo! Fantastyczne przeżycie w klimacie wielkiego święta - Czesi wiedzą jak uczcić takie wydarzenie, a ponad 19 tysięcy widzów, które przewinęło się w samą tylko niedzielę przez arenę to nie przypadek.

Kompleks sportowy w Novym Meście robi wrażenie, co ciekawe w zimie wykorzystywany jest jako baza biathlonowa. Natomiast idealnie nadaje się również jako miejscówka na zawody XC. Wysokie, bardzo pojemne trybuny pęcznieją podczas startu, finiszu i dekoracji. Na czas wyścigu większość przenosi się na trasę, na której można wyróżnić kilka naprawdę widowiskowych sekcji. Pomiędzy wyścigami można zaglądnąć do rozgrzewających się zawodników lub pozwiedzać namioty producentów rowerów i sprzętu kolarskiego.

W kasach sympatyczna obsługa, szybki zakup wejściówki (250Kc) - oprócz biletu obowiązkowy przewodnik z informacjami o zawodnikach, trasie oraz ksera list startowych, dzięki którym można było zidentyfikować mniej znanych zawodników. Na stadion dotarliśmy dosłownie na sekundy przed startem elity kobiet - atmosfera kosmiczna, muzyka budująca napięcie podczas odliczania, nagle cisza, START i niewyobrażalna wręcz wrzawa (natężenie rzędu 108 dB!), na którą składają się okrzyki, gwizdy, odgłosy trąbek i wszystkiego co tylko mogło robić za akcesoria pomocnicze ;) Start elity mężczyzn oglądaliśmy już z bliska, z bardzo bliska. Poprzedził go powietrzny pokaz ewolucji redbull'owskiego samolotu. Natomiast pęd powietrza jaki wytworzyli przejeżdżający zawodnicy był porównywalny z przejeżdżającym bardzo blisko pociągiem pośpiesznym. Wow!

Sama trasa? Myślę, że bardzo ciekawa. Przy '"Rubena Choice" dostawiono dodatkową trybunkę, bo jest to odcinek niezwykle techniczny. Ciężko było się tam dopchać. Znacznie więcej luzu, choć i tak tłoczno, było na "BMX" gdzie zawodnicy, rzadziej zawodniczki, dosłownie latali. "AC/DC" to kręte, techniczne single, przy których można było znaleźć się bardzo blisko zawodników - po pierwszym okrążeniu nieźle się tam kotłowało, później kiedy czołówka się urwała przejazdy odbywałay się tam znacznie płynniej. W sumie nie byłem tylko przy "Vertical Dropie" - z tego co widać na filmikach to całkiem fajna ścianka ;)

Doping kibiców świetny - u niejednego kolarza można było dostrzec uśmiech zadowolenia, wielu pisało później, że dzięki okrzykom zachęty zapominali o bólu w nogach i w płucach. Tak samo miał Marek Konwa, dla którego tam m.in. przyjechaliśmy. Twierdzi, że gdyby nie my-kibice, byłoby mu ciężko ukończyć ten wymagający wyścig. Po zajęciu bardzo dobrego 5 miejsca w piątkowym Eliminatorze (XCE) dziś wyraźnie brakowało mocy...


W elicie panów wygrał, jak można się było domyślić powracający w wielkim stylu Szwajcar Nino Schurter, który przez większość czasu miał na kole Martina Fangera (ostatecznie 14ty), drugi był Stephane Tempier a trzeci Moritz Milatz. Natomiast wśród kobiet dominowała Pauline Ferrand-Prevot, co było kompletnym zaskoczeniem dla wszystkich łącznie z nią samą! Łapaliśmy się za głowę kiedy z rundy na rundę jej przewaga rosła w zastraszającym tempie. Intrygujący jest fakt, że oboje triumfatorzy zaliczyli wcześniej dość udany romans z kolarstwem szosowym, co jak widać poskutkowało rezultatami najlepszymi z możliwych. Przewaga Pauline na mecie nad drugą Kanadyjką Pendrell była gigantyczna (2min50sek). Norweska weteranka Gunn-Rita straciła do zwyciężczyni 3min 30 sek, ale mimo to zajęła 3cie miejsce i zasługje na równie wielkie słowa uznania. Nasza Majka była 12, a Kasia Solus-Miskowicz 17, co również nas cieszyło.

Już po ceremonii wręczenia pucharów kobiet natknęliśmy się na nieco smutną Julie Bresset - złotą medalistkę olimpijską z Londynu, Mistrzynię Świata oraz triumfatorkę Pucharu w Nowym Meście sprzed dwóch lat. Jak się okazało wyścig się jej nie ułożył, zaliczyła upadek i ostatecznie dojechała dopiero na 26 pozycji. Ale wspólnego zdjęcia nam nie odmówiła ;)

I tym sympatycznym akcentem zakończyła się nasza przygoda z Pucharem Świata. Pozostało mnóstwo wspomnień, emocji. Brawa dla Czechów za wspaniałą organizację oraz za gościnę. Do zobaczenia za rok! I oby za dwa lata również w ramach Mistrzostw Świata, o organizację których Nove Mesto na Morave będzie się ubiegało!

Wyjątkowo krótki trening ;)

Środa, 21 maja 2014 · Komentarze(11)
Po 200m padła bateria w loggerze, po 1,5km miałem już po wieczornym treningu ;)
Ale urwał ;)
Ale urwał ;) © k4r3l

Zaniosłem obręcz i piastę do Goodsportu, Bartek obiecał, że złoży na środę (strasznie duży tam ruch mają), także póki co jestem uziemniony. Wybrałem czarne DT champion i tu mała ciekawostka - ponoć srebrne (ogólnie) są bardziej wytrzymałe ;) Może następnym razem ;)
Akcesoria cheerleaderów :))))
Akcesoria cheerleaderów :)))) © k4r3l

W niedzielę wyjazd z chłopakami z bbRiderZ do Novego Mesta pokibicować naszym (Majka, Marek) w Pucharze Świata.

Popracowy uphill ;)

Wtorek, 20 maja 2014 · Komentarze(2)
Podobno jakieś wybory się zbliżają, wie ktoś coś? ;) Ja głosuję. Co tydzień. Na "Listę Przebojów Trójki", hehe. Już drugi raz zapomniałem uwzględnić w swojej 10tce Jacka White'a, a to przecież taka pozytywna i energetyczna nuta (zupełnie jakby połączyć RHCP z RATM). Biję się w pierś i obiecuję poprawę ;)


Wtorkowy afterwork, czyli coś szybkiego i coś fajnego. Leskowiec. Sporo asfaltów na dojazdówkach, ale górka jest warta zdzierania bieżnika na takiej nawierzchni. Na górze cisza i pustki. Klimat psują tylko śmieci i butelki po piwach. Po chwili od strony Ponikwi dojeżdża endurak na wypasionym "szkocie". Gadamy chwilę podziwiając błyszczące w zachodzącym słońcu Tatry, które wyłoniły się zza Babiej Góry - często tam bywam, ale trafić na taką widoczność nie jest łatwo. Tym razem było idealnie.
Mógłbym tam siedzieć godzinami ;)
Mógłbym tam siedzieć godzinami ;) © k4r3l

W oddali słychać odgłosy burzy - przechodzę na drugą stronę góry a tam pojedyncza chmurka niesie ze sobą widoczną falę deszczu i front burzowy. Zjeżdżam czarnym, na którym dowiaduję się o zdolnościach wokalnych nowych okładzin - wysoki falset a2zetów postawił z pewnością w stan pogotowia całą okoliczną faunę ;) Do domu przyjeżdżam na sekundy przed mocniejszymi, typowo letnimi opadami ;) Niedobra chmurka ;)
Niedobra chmurka ;) © k4r3l

Afterpotopowa jazda ;)

Niedziela, 18 maja 2014 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Tyski Catharsis doczekał się w końcu debiutanckiego krążka. Jako że wspieram polską scenę to też nie mogłem oprzeć się pokusie by sprawdzić co też ciekawego stworzyli na "Rhyming Life and Death". Trochę ponad dwa kwadranse technicznego i odrobinę melodyjnego metalu - mnie tam się nawet podoba ;) Dla fanów starszego Scepic, Cynik czy Atheist.


Przetrwaliśmy potop, chociaż w robocie skręciliśmy dwie drewniane skrzynie na paletach, tak pro-forma, hehe. W sobotę było jeszcze ciulato, ale w nd już całkiem normalnie. Zgadaliśmy się z Kubą gdzieś w Porąbce. Pięć minut po mnie dojechał Kuba z Dawidem i tak sobie pojechaliśmy na lajcie - najpierw Targanicka potem Kocierska.
Kawa z mlykiem ;)
Kawa z mlykiem ;) © k4r3l
Nowe osuwiska w Wielkiej Puszczy
Nowe osuwiska w Wielkiej Puszczy © k4r3l

Ale żeby było ciekawiej trzeba było zjechać z wygodnych i względnie suchych asfaltów w teren. A w terenie jedna wielka niewiadoma - po ulewach byliśmy przygotowani na najgorsze. Jak się okazało niepotrzebnie, bo było zwyczajnie, jak po deszczu dnia wczorajszego. Orzeźwiające błotko i kałuże w kolorze kawy z mlekiem robiły dziś za spa.
Zjazd zielonym z Kocierza :)
Zjazd zielonym z Kocierza :) © k4r3l
Golonkowe klimaty ;)
Golonkowe klimaty ;) © k4r3l

Strukturę tą rekompensowały zacne widoczki, a wśród nich pięknie migocące w słońcu Taterki, które udało się dostrzec z okolic Trzonki. Tam sobie zjechaliśmy kultową rynienką na zielonym szlaku i rozjechaliśmy się w swoją stronę. Dawid pomknął do Bielska przez Przegibek a Kuba pokazał mi jeszcze kilka skrótów, dzięki którym dotarłem bez konieczności jazdy główną drogą aż do Brzezinki. Było jak zawsze w tej ekipie git.
Chwila na widokową zwieszkę ;)
Chwila na widokową zwieszkę ;) © k4r3l
Zapora w dole - tam zaczynaliśmy ;)
Zapora w dole - tam zaczynaliśmy ;) © k4r3l

MiniMTB przed deszczem ;)

Wtorek, 13 maja 2014 · Komentarze(2)


Wchłonąłem ostatnio "Moją Trójkę" książkę Bartosza Janiszewskiego. Lektura na kilka godzin, kilka bardzo przyjemnych godzin dodajmy. Może dla urozmaicenia fragment - wypowiedź słynnego "Dzwonnika", czyli Pana Marka z Katowic, który wydzwaniał swojego czasu do radia i tworzył takie mini-audycje z wykorzystaniem różnych efektów dźwiękowych oraz z dużą dawką humoru:

"Mam lat trzydzieści dziewięć. To jest dużo, tak mi się wydaje. Na tyle dużo, że u ludzi, których znam ze swojego środowiska, nastąpił szereg zmian, to są ludzie, którzy mają już swój dorobek i przez to są uwiązani. Stali się sztywni i banalni. Mają gombrowiczowską gębę. Często jest to gęba kołtuna, drobnomieszczańska. Ludzie, którzy są w tym wieku jak ja, są po prostu nieciekawi, smutni, ubrani w banał. Często boją się własnych poglądów, a więc zamiast nich mają takie protezy, wyciągnięte z gazet nie najwyższego lotu, albo z telewizji. I tymi protezami zastępują swoje poglądy. Nie potrafią się śmiać. A ja potrafię. Człowiek, nawet jeśli nie jest bardzo wykształcony i mądry, powinien zachować swoją naturalność. Powinien być kolorowy".

I jeden z jego telefonów:
"Chciałem przypomnieć, że dzisiaj tematem przewodnim audycji jest spektroskopia molekularna. Chyba z godzinę nad tym myślałem, co to jest petroskop molekularny i wymyśliłem. Jest to urządzenie, które służy do tego, żeby podglądać krasnoludki grające kulami na mole w bilard. Ktoś powie: Panie! to można zobaczyć gołym okiem! Tak? A widział ktoś kiedyś krasnoludki grające w bilard kulami na mole? Nie, bo do tego jest niezbędny petroskop molekularny".

Taki trochę Monthy Python przez telefon :D Ciut więcej tutaj: http://www.polskieradio.pl/9/1690/Artykul/577590,Nieoceniony-wklad-Sluchaczy-Trojki-na-przykladzie-Pani-Babci-i-Pana-Dzwonnika

Ostatni wyjazd przez zapowiadanymi ulewami. Trochę na siłę i bez przekonania. Roztargnienie max w najmniej pożądanym miejscu - na skrzyżowaniu. Przestrzeliwuję blokiem pedał i wtaczam się nieporadnie na główną arterię zajeżdżając drogę pędzącemu od Targanic kolażowi, ech... Na szczęście im dalej poza małomiejską dżunglę tym lepiej.
Całkiem niezły warun na modling (jeżeli ktoś uprawia;)
Całkiem niezły warun na modling (jeżeli ktoś uprawia;) © k4r3l

Podjazd pod Krzyż Tysiąclecia w Zagórniku to dla mnie nowość, ale po prostu miałem dość asfaltów. Okazuje się rewelacyjny i dość sztywny w końcówce. Z daleka widać ogrodzenie, na szczęście furtka się nie domyka, można jechać dalej. Końcówka to już tradycyjnie leśne i dość strome interwały połączone z technicznymi zjazdami. I tak jak Grabek o swoich mini-dystansach mówi, że może je przejechać praktycznie każdy, to ja o tych 20km nie mógłbym powiedzieć tego samego ;)

Rowerowy masochizm ;)

Niedziela, 11 maja 2014 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Zapomniałem sobie o oryginalnym dość zespole jakim swojego czasu był System of A Down. Pamiętam oburzenie fanów Slayer, kiedy to właśnie SOAD byli koncertowym supportem legendy thrash metalu. Ponoć na koncercie w Katowicach doszło z tego powodu nawet do jakichś incydentów. Wtedy też takie połączenie wydawało mi się absurdalne, ale dziś już patrzę na to inaczej. Zwłaszcza jak słucham sobie debiutu z 1998 roku, który, jak się okazało przeszedł już do kanonu ciężkich brzmień.


Masochiści - tak w skrócie można nas nazwać. 81km, 2600m w pionie - podjazdy, mimo iż w większości tymi nowymi i coraz częstszymi w Beskidach "autostradami" były godne samego Golonki. Rano pieruńsko wiało, przez co na Przegibku, gdzie czekał już Kuba, zameldowałem się dopiero po niespełna 30 minutach od krzyżówki w Międzybrodziu.
Słoneczna sielanka ;)
Słoneczna sielanka ;) © k4r3l

Z Przegibka nową drogą utorowaną przez ciężki sprzęt - nie powiem, podjazd przez to łatwiejszy, ale ten widok? Porażający! Źle się dzieje... Na Magurce jakieś zamieszanie związane z biegiem na Magurkę, a my ciśniemy w dół trasami zeszłotygodniowego Enduro Trails ( tutaj świetny filmik z tych zawodów). Oczywiście zjeżdżamy jak ostatnie lamy, ale takiego mamy stajla, hehe.
Załamka :/
Załamka :/ © k4r3l

Później kawałek asfaltem do chatki na Rogaczu - tam foto i tel. do Dawida - niestety, dziś się minęliśmy, a więc powrót kilkaset metrów do kolejnego singla, tym razem o wiele cięższego. Bandy, chopki, strome zjazdy, agrafki o 180 stopni i sporym nachyleniu - jest gdzie walczyć, jest gdzie glebić. Żałuję, że nie mogłem oglądać zawodów, ale komunistyczne... tfu... komunijne (też nie lepiej:) obowiązki mi to uniemożliwiły ;)
Widoeczek spod Rogacza ;)
Widoczek spod Rogacza ;) © k4r3l

Kierunek Straconka i postój w cukierniczym raju - Ciachomania :D Torcik szwarcwaldzki wchodzi jak złoto i można dalej cisnąć w górę. A co to był za uphill to chyba Wam tylko Kuba powie - to ponoć jego treningowa trasa. Sorry, ale po kilku takich "treningach" to on będzie ładnym killerem podjazdowym. Mnóstwo trawersów, trochę błądzenia, w międzyczasie drobny opad atmosferyczny i mój kryzys, który nie pozwolił na jazdę na stromym odcinku.
Niebieski z Gaików - świetny szlak! :)
Niebieski z Gaików - świetny szlak! :) © k4r3l

Na Gaikach klasycznie zielonym, w połowie Kuba odbija do Międzybrodzia a ja cisnę do Porąbki na coś słodkiego, co by się poratować w odcięciu ;) Mimo niedalekiej okolicy świetny trip przy niepewnej pogodzie. Udało się zrobić sporo kmów i nie zmoknąć. Godzinę po powrocie lunęło jak z cebra! Mission accomplished! ;)
Taki tam przejazd przez potok ;)
Taki tam przejazd przez potok ;) © k4r3l

Dziki Beskid ;)

Sobota, 10 maja 2014 · Komentarze(7)
Po tym jak w mediach zawrzało po performensie kobiety z brodą nabrałem ochoty na Marilyn Manson'a. To był prawdziwy freak a nie to co teraz się wyprawia. Ostatnio uśmiałem się z jego epizodu w "Californication", więc powróciłem do jego muzyki, która swojego czasu budziła spore kontrowersje. No co, chłop też się malował a dodatkowo kreował na antychrysta. Wszystko będzie lepsze od baby z brodą...

Pierwszy wyjazd w nowym rondlu, czyli uvex'owskim hełmofonie ;) Przy okazji dotrzeć okładziny a2z gold. Padło na okolicę choć tym razem dla odmiany dziką i nieprzebytą. Leśnicy zniszczyli mój zajebisty singielek nad Wielką Puszczą, więc pojechałem szukać szczęścia do Małej Puszczy, czyli drogi prowadzącej do Kozubnika. Tam podobnie jak w ub. roku z SCSZ OZOSami ul. Kiczory w górę w poszukiwaniu alternatywy do wjazdu na Żar. Niestety w pewnym momencie zboczyłem zwabiony ciekawą ścieżką i zacząłem zjeżdżać w dół. I tak sobie zjechałem, znowu do Wielkiej Puszczy :)
Taki tam widoczek ;)
Taki tam widoczek ;) © k4r3l

Tam odbitka w kierunku żołnierskiej mogiły z czasów II WŚ - często mijałem znak przy głównej drodze, teraz postanowiłem odwiedzić to miejsce. Po drodze mijam inne miejsca, nad którymi wypadałoby się pochylić - to rozjeżdżone przez koparki place, na których leżą setki pociętych drzew... Puszcze nam grabią!
Na malowniczej polance ;)
Na malowniczej polance ;) © k4r3l

Później już klasycznie - podjazd na Kocierz i zjazd zielonym na Przełęcz Targanicką. Chwila namysłu i moim łupem pada kolejnych kilkadziesiąt metrów w pionie - ul.Złota Górka to taka mała franca ;) Późna pora zmusiła mnie do skrócenia wariantu i zjechania do Targanic. Wypad ok, ale trochę podłamałem się tym drzewokradztwem - owszem, widać to przy drogach, ale to co się dzieje w głębi lasów to jeszcze większa tragedyja...

Leśne XC ;)

Wtorek, 6 maja 2014 · Komentarze(2)
Legendarna polska kapela awangardowo-black metalowa powraca z niebytu. "Kołysanki" zaskoczą każdego. Coś dla fanów niekonwencjonalnych dźwięków i filmów Smarzowskiego! Póki co sam nie wiem, co o tej płycie sądzić, w każdym razie wciąga. Panie i panowie - nowa Lux Occulta :)


Szybki popracowy wypad, którego jedynym celem była dobra zabawa na lokalnych ścieżkach i trakach wytyczonych przez dirtowców. Mnóstwo singli, korzeni, jakieś bandy. Trasa mocno interwałowa i zakręcona jeżeli chodzi o przebieg, co zresztą widać wyraźnie na mapce ;) Kilka podjazdów pod Pańską Górę dało w kość i w sumie zrobił się z tego mocny trening ;)
Korzonek na singielku - jeden z wielu ;)
Korzonek na singielku - jeden z wielu ;) © k4r3l

Jałowiec z burzą w tle ;)

Piątek, 2 maja 2014 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Chodziła ta płyta za mną od jakiegoś czasu. Nie słuchałem jej już dobrych kilka lat. Romek Kostrzewski jako psychodeliczny wokalista Alkatraz - klasyczny przykład zespołu jednej płyty. Album to kontrowersyjny, ale i wyjątkowy. Czegoś takiego do tej pory polska scena muzyczna nie znała! ERROR wciąż brzmi świeżo.


Niespełna rok temu pojechaliśmy na górkę Jałowcem (1111m) zwaną, która nęciła swoją świetną lokalizacją (na styku Beskidu Żywieckiego i Makowskiego) a także kapitalną panoramą ropozścierającą się z jej szczytu. Niestety wówczas nie było nam dane zobaczyć niczego oddalonego więcej niż 10m od własnego nosa z powodu pieruńskiej mgły. Tym razem miał być rewanż.
Na Leskowcu full lampa ;)
Na Leskowcu full lampa ;) © k4r3l

Zaczynamy od wjazdu na Leskowiec (922m), żeby sprawnie przebić się na drugą stronę Beskidu Małego. Na szczycie full lampa, choć wg prognoz miało się pogorszyć w przeciągu kilku godzin. Zjazd czerwonym do Krzeszowa jak zwykle szybki, bez możliwości podziwiania widoków - nie opłacało się zatrzymywać - taki był flow!
Czerwony wodny szlak ;)
Czerwony wodny szlak ;) © k4r3l

Na dole spontaniczna decyzja - zaliczamy dodatkowo Pasmo Żurawnicy (Żurawnica 724m) i słynne Kozie Skały. Szlak dziki, rzadko uczęszczany a przez to odrobinę pozarastany, ale mimo to rewelacyjny. Końcówka to czarna rowerowa asfaltówka i zjazd z ponad 60km na budziku przy ograniczeniu do 30 ;)
Zdobywamy Żurawnicę ;)
Zdobywamy Żurawnicę ;) © k4r3l

Jak na razie jest dobrze, choć na horyzoncie pojawiają się już pierwsze, niestety burzowe chmury. Czyżby szykowała się powtórka z rozrywki? Jesteśmy jednak dobrej myśli. Na końcówce niebieskiego w okolicy kurortu "Beskidzki Raj" spadają pierwsze krople i na Przełęcz Przysłop (661m) dojeżdżamy w lekkim deszczyku.
Chwila po płaskim ;)
Chwila po płaskim ;) © k4r3l

Póki co jest dobrze, bo za naszymi plecami w Beskidzie Małym musi się konkretnie kotłować - czarno-granatowe chmury i odgłosy grzmotów są bardzo wymowne. Uciekamy w las, tym razem chcemy sprawdzić cały żółty szlak, więc z początku czeka nas trochę butowania pod Kiczorę (905m).
Deszczowo-burzowe chmury nad nami ;)
Deszczowo-burzowe chmury nad nami ;) © k4r3l

Natomiast dalsza część żółtego to już poezja sama w sobie, sporo interwałów i masa obłędnych widoków. Chatki na zboczach Kolędówki (883m) to wymarzone miejsce na chałupkę czy chociażby starą przyczepę kempingową ;) Mieszkałbym ;)
Na żółtym szlaku ;)
Na żółtym szlaku ;) © k4r3l

Do schroniska Opaczne docieramy tuż przed większym deszczem Wchodzimy a tam pełno ludzi. Prosimy o dodatkowe taborety i lokujemy się przy stoliku z akwarium i z widokiem na pogniewaną Babią Górę, która raz po raz prowokuje ciemne chmury do wyładowań atmosferycznych - co za widok!
Widok spod schroniska Opaczne ;)
Widok spod schroniska Opaczne ;) © k4r3l

Załapuje się na ostatnie piwo (Kuba ku mojemu zaskoczeniu nie pije!:) i pół porcji chleba ze smalcem (zaopatrzenie ma dopiero dojechać) - to ma wystarczyć w oczekiwaniu na gorącą pomidorową ;) Po posiłku pora się zbierać - dochodzi 15 a czeka nas jeszcze 30km drogi powrotnej i trzy konkretne podjazdy.
Jałowiec zdobyty ponownie! ;)
Jałowiec zdobyty ponownie! ;) © k4r3l

Przed Jałowcem (1111m) jeszcze trochę butowania dość stromego butowania (tak się właśnie zastanawialiśmy, że w drugą stronę to będzie równie piękny i wymagający zjazd - trzeba zrobić rewers tego tripu!) a na szczycie? Wreszcie coś widać! I to widać nie mało! Babia, Pilsko, Mędralowa, Skrzyczne, Jez. Żywieckie, jakieś górki na Słowacji. Szału co prawda nie ma, bo powietrze przejrzystością nie grzeszy, ale i tak jest dobrze.
Taka tam panorama z Jałowca ;)
Taka tam panorama z Jałowca ;) © k4r3l

Zjazd niebieskim to bardzo wymagający odcinek! Co prawda początkowo popsuty przez zwózkę ale od krzyżówki z żółtym jest już świetny. W połowie odbijamy na rowerówkę i a dalej zielonym pędzimy w stronę Huciska. Tam Kuba wpada na szalony pomysł zdobycia Czeretników (766m)megakonkretnym asfaltowym uphillem. Wow, co to był za podjazd! Na szosie byłaby to katorżnicza walka o utrzymanie równowagi. Zjazd do Ślemienia równie wyborny.
Taka sytuacja ;)
Taka sytuacja ;) © k4r3l

Chwila pod sklepem i bierzemy się za Gibasowe Siodło (829m) podjazdem poleconym przez koleżankę. Może jeszcze kilka godzin temu był to fajny podjazd (droga dojazdowa) ale po oberwaniu chmury jakie tu musiało przejść zamienił się w jeden wielki rynsztok wypełniony błotem wymieszanym z wciąż zalegającym gradem i posiekanymi liścmi - co za widok! Ostatecznie pchamy przez 2/3 drogi.
Nie da się za bardzo jechać
Nie da się za bardzo jechać © k4r3l

Na Gibasach klimat sielankowy, nawet nie robimy wrażenia na wyraźnie znudzonym owczarku. Przejrzystość powietrza genialna - jak to po burzy... Zjeżdżamy z zielonego szlaku pierwszą lepszą drogą do Kocierza Moszczanickiego i pada kolejny wariacki pomysł: a może by tak Widokowa? No czemu, kurde, nie? ;) Skąd te siły? Chyba bliskość domu wyzwoliła dodatkowe pokłady energii.
I na koniec widoczek z Gibasów ;)
I na koniec widoczek z Gibasów ;) © k4r3l

Powrót po 17, z błotem w zębach jak i na każdej części roweru - było warto, ale jeszcze nie rozliczyliśmy się z Jałowcem w 100%. Nie damy za wygraną i z pewnością jeszcze mu pokażemy, kto rządzi.