Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Prymityw

Dystans całkowity:564.50 km (w terenie 181.00 km; 32.06%)
Czas w ruchu:41:15
Średnia prędkość:13.68 km/h
Suma podjazdów:13673 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:56.45 km i 4h 07m
Więcej statystyk

MTB #18/2016

Niedziela, 2 października 2016 · Komentarze(0)
Uczestnicy
To miał być kolejny super dzień spędzony na bielskich ścieżkach. Zaczęło się perfekcyjnie - bajeczny wschód słońca nad Magurką oglądany z Koziej Góry uświadomił mi, że zwleczenie się kolejny raz wyra o nieludzkiej porze (4 nad ranem) to nie był wcale taki zły pomysł. Zanim skończyłem śniadanie na górę dotarł Konrad i po chwili już razem mknęliśmy Twisterem.



Po powrocie na górę postanowiliśmy zjechać DH+ - dla mnie to był pierwszy kontakt z ta ścieżką. Jechałem zachowawczo, ale też nie powiedziałbym, żeby mi się ta trasa jakoś szczególnie podobała, aczkolwiek miała swoje "momenty", takie jak bardzo fajne techniczne ścianki w lesie, które pewnie prosi przelatują na full gazie. Dla mnie one były wymagające i ciekawe, jazda piecem to nie jest moja mocna strona ;)



Trzeci i jak się później okazało ostatni zjazd to znany już "Stary Zielony". Ścieżka z pewnością ma większy flow niż DH+, ale ciągle potrafi spłatać figla (korzonki). Na samym dole Konrad dobija koło, kiedy kończy łatać dętkę postanawiam zjechać kawałek dalej i zrobić mu zdjęcie. Tak niefortunie wylatuję, że glebię na stosunkowo banalnym odcinku - wystarczył korzonek.  Ból w okolicach kostki jest na tyle alarmujący, że przeczuwam iż mam na dziś pojeżdżone. Jakoś kulamy się jeszcze na piwo na Magurkę (o ile pedałuję nie czuję bólu, ale wokół kostki pojawia się znaczna opuchlizna). Okład z zimnej butelki raczej nie działa ;)



Po powrocie do domu wcale lepiej nie ma, podejrzewam skręcenie, czego na wstępie nie dopuszczałem do myśli. Na drugi dzień w poniedziałek się potwierdza - skręcenie II stopnia, 3 tygodnie zwolnienia, orteza, kula. No to na ten rok już pojeżdżone ;) Jakieś fatum czyha na mnie na ścieżkach Enduro Trails - druga moja tam wizyta i kolejna kontuzja praktycznie równy rok po ubiegłorocznym stłuczeniu kolana. Samo życie i brak skilla ;) O rehabilitacji i powrocie do jako-takiej sprawności może coś po nowym roku skrobnę w przypływie weny. Tymczasem do siego roku wszystkim!

MTB #17/2016

Niedziela, 25 września 2016 · Komentarze(2)
Kategoria bike: Prymityw
Uczestnicy
Ten niezręczny moment, kiedy kurczak okazuje się bardziej uzdolnionym pianistą niż ty kiedykolwiek będziesz ;)


Że też człowiekowi się chce. Niedziela rano, nie aż takie rano jak zeszła sobota, ale jednak. Na umówione miejsce dotarłem oczywiście spóźniony, tym razem o jakieś 3 kwadranse! Niestety, ale jazda czołgiem po asfaltach w klimacie a la Silent Hill do najprzyjemniejszych nie należy.



Do naszej dwójki dołączył Maks, który poprowadził nas sobie znanymi drogami (bardzo wymagający podjazd) na Klimczok. Gość ma parę, dzień wcześniej trafił pudło w swojej kategorii na oficjalnym uphillu na Magurkę Wilkowicką a dziś szedł pod górę jak dziki i jeszcze nadawał o tym i o tamtym więcej niż my dwaj razem wzięci :D



Dalej nie było wcale lepiej. Najpierw wypych pod szczyt Klimczoka - idiotyczny wariant, ale chociaż przy dobrych wiatrach można liczyć na klawe widoki. Niestety, dziś dowiedziałem się tylko z tamtejszych tabliczek (kto na to zgodę wyraził, żeby tak górę oszpecić?), że znalazłem się bliżej boga. Ale fakt, coś w tym jest, bo czułem się jak z krzyża zdjęty ;)



Zjazd w kierunku Błatniej miejscami fajny (korzonki) a miejscami be! (pie&*%$% kamerdolnia). Śląski to jest po tym względem dramat jednak. Na Błatniej Mariuszowi schodzi powoli powietrze, nie możemy zlokalizować dziury i dopiero wypatrzona przeze mnie wanna (tak, wanna, w sercu Beskidów) z zawartością wątpliwej jakości (deszczówka rodem z Czarnobyla) okazuje się wybawieniem.



Zjazd do Brennej (szlak zielony) podobnie jak poprzedni zjazd "pół na pół". Kamieniste i wkurzające pół jednak jakby przeważało ;) Natomiast podjazd pod Kotarz szlakiem niebieskim przez Halę Jaworową to absolutna wisienka na torcie. O ile ktoś lubi takie sakramencko ciężkie wyzwania.


Rezygnujemy z podjazdu pod Malinów na rzecz spychaczówki i ostatkiem sił docieramy do Malinowskiej Skały. Tu nasze drogi się rozchodzą Mariusz ciśnie do Lipowej a ja na Skrzyczne. Ze Skrzycznego to już klasyk, podczas którego dwukrotnie zostaję wezwany przez Matkę Ziemię. Raz udaje się wybronić (fragment zaraz za nartostradą w prawo - uskok z fikuśnie zawiniętym korzeniem), za drugim razem (zalesiony, stromy i kamienisty fragment z głazem po środku czerwonego) zaliczam lot przez kierownicę zakończony słowiańskim przykucem połączonym z telemarkiem na oczach turystów, którzy zdołali wykrzesać z siebie jedynie słowa otuchy: "trochę ciężki szlak na rower". Tak, trochę ;)



MTB #14/2016. Inspekcja na Enduro Trails ;)

Sobota, 17 września 2016 · Komentarze(4)


Żeby nikt z BB nie chciał się wybrać na lokalne ścieżki z samego rana zanim okolice nawiedzą prognozowane opady i zrobi się delikatnie mówiąc: do dupy (do dupy, ale klimatycznie!)? A to za wcześnie, a to zmęczenie tygodniem, a to "ochujałeś?" :D Jak to mawia Gustav: wymówki :D Wbiłem w pocionk przed 4 rano i o 6 zameldowałem się u stóp Koziej Góry. Po rundzie na Twisterze i Starym Zielonym spotkałem Janka, który przyjechał do BB... z Warszawy. Nie chciało jeździć Bielsko, może być Warszawa :P



Janek wporzo gość, ujeżdżał, podobnie jak ja, hardtaila, który wyszedł spod polskiej ręki inżynierskiej - Kross Dust 2.0. Nie podobają mi się krzykliwe malowania tych ram, natomiast sama rama na żywo wygląda super, no i ma sztywną ośkę z tyłu, czego ja w moim Primalu niestety nie mam ;) Przy kolejnym podejściu do "tłista" rozpadało się na dobre, ale nie przeszkodziło nam to w dobrej zabawie i zjechaliśmy w tych warunkach go dwa razy! Napęd oraz moje buty były wyraźnie niezadowolone zadowolone z ilości błota, które bryzgało nań z szybko powstałych w zagłębieniach trasy kałużach.





Przed ostatnim zjazdem trafiliśmy na szkolenie zorganizowane przez trenera Mai Włoszczowskiej - Arka Perina z myślą o samych paniach. Brawo dla nich, bo pomimo słabej pogody zebrało ich się grubo ponad dwadzieścia sztuk! Janek postanowił jeszcze pokręcić się po okolicy, ja udałem się na myjkę i na dworzec, gdzie zajadając bułę z pieczarkami i oglądając paradę pojazdów militarnych pożegnałem się gościnnym jak zawsze Bielskiem!





Post scriptum.

Powróciłem na Twistera prawie po roku przerwy. Ostatni raz byłem na nim w dniu otwarcia. Po stanie w jakim znajduje się obecnie można stwierdzić, że to chyba najczęściej uczęszczana trasa w Polsce. Ogólnokrajowy fejm i niedawne wakacje pewnie zrobiły swoje. Nie ma tragedii, ale miejscami trzeba uważać na luźniejsze kamienie, ogólnie charakter trasy zmienił się na bardziej szorstki, choć oczywiście to nie Stary Zielony, gdzie korzeń goni korzeń ;) Dobra wiadomość jest taka, że chłopaki pracują obecnie nad alternatywą dla podjazdowych, momentami ciężkich, szutrów. Ma być łatwiej, przyjemniej i bardziej klimatycznie (trawersujący, ubity singiel).



Tradycyjnie już miałem dwie awaryjne sytuacje. W obu w efekcie "odpuszczenia / rozkojarzenia" wypięły mi się bloki z pedałów, ale jakoś się wyratowałem przed glebą, choć było ciepło. Na zielonym po serii korzeni w dolnej części trasy dodatkowo zwiedziłem okolice poza trasą ;)

MTB #13/2016 (Wielka Racza)

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Ostatnio ciężko było się zgadać na jakiegokolwiek wspólnego tripa w większym gronie - generalnie im więcej potencjalnych chętnych tym trudniej to zgrać - gdzie te czasy, kiedy po prostu każdy wychodził na rower / przychodził na boisko? Jak już w końcu się udało to dzięki Markowi i jego gps'owi udało nam się śmignąć jeden z etapów Trophy uwzględniający wizytę w okolicach Worka Raczańskiego.




Golonkowe trasy to wirtuozeria - mega szywne podjazdy,  nie wiadomo jakim cudem wytropione single, solidna porcja beskidzkich landszaftów. Pierwszy raz jechałem na Raczę od strony Przegibka i muszę przyznać, że jest to piekielnie ciężki wariant. Ale w ekipie raźniej i szybciej można zażegnać kryzysy.





Trasa zaliczona bez jakiś większych ekscesów, choć zdarzały się glebki (na szczęście niegroźne) i jeden snejk już pod sam koniec. Trochę nam zeszło i ja z Kubą wracaliśmy PKP, a Marek i Mariusz na kole. W BB okazuje się, że nie mam pociągu do A-chowa, więc pożyczam od Kuby lampki i dokręcam 25km. Jak dobrze, że wrzesień póki co jest łaskawy, bo dzięki temu możliwe są takie epickie wyrypy - oby jak najdłużej!









MTB #12/2016

Sobota, 3 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Fatalny początek, bo może na 3 km łapię kapcia - jeszcze człowiek z miasta nie wyjechał a już się wkurwił i to na singlu pokonywanym wielokrotnie, tyle że w przeciwnym kierunku. Szczęście w nieszczęściu w przednim kole ;) Zmianę umila opowieściami ze Słowenii Jakubiszon, także nie ma źle, ale jakoś morale siadają i jedzie się później z blokadą w głowie spowodowaną brakiem zapasu :/ Generalnie typowe beskidzkie klimaty z masą ciężkich zjazdów i podjazdów, zakończone przedzieraniem się przez chaszcze - tak to jest jak się próbuje jeździć nowymi drogami, które istnieją tylko teoretycznie, znaczy się na mapie ;) Poza tym temperatura i suche powietrze to jakaś tragedia - jechało się źle :/





MTB #11/2016

Poniedziałek, 29 sierpnia 2016 · Komentarze(1)
Takie poniedziałki lubię. Miało padać od rana, ale przez nocny wiatr opady przesunęły się na popołudnie dzięki czemu udało się zrobić krótką klasyczną pętlę po Beskidzie Małym. Ostry podjazd pod Potrójną na raty, ale prawie w siodle ;) Osłabienie antybiotykowe ciągle odczuwalne, ale samopoczucie wreszcie ok. Od tego siedzenia w chałupie to się jeszcze bardziej pochorować można ;) Już coś zaczyna strzelać w suporcie (Accent), ale już przywykłem, że na tych podjazdach to idzie tyle watów, że łożyska się buntują ;)






MTB #10/2016

Niedziela, 28 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Wreszcie jakieś poważniejsze testy Prymitywa - dziś głównie podjazdowo. Wnioski? Rower z dużą ilością skoku (140mm) nie musi wcale oznaczać utrudnionego podjeżdżania. Przewaga kół 27.5 nad poczciwą 26'' jest w tym aspekcie dość istotna. Prowadzi się fajnie, duża baza kół dodaje sporo pewności, ale jednocześnie trzeba uważać na nisko zawieszony suport, bo można przyhaczyć.





MTB #9/2016 (idzie nowe)

Sobota, 13 sierpnia 2016 · Komentarze(2)

Po okresie wyrzeczeń (hehe) w końcu udało się sfinalizować projekt "fun bike". Co prawda już połowa sezonu za nami, ale po cichu liczę na złotą polską jesień i to, że w takich właśnie godnych warunkach Prymityw da się poznać ze swojej najlepszej możliwej strony. Rower poskładałem, z wyjątkiem przegwintowania mufy w lokalnym sklepie rowerowym, zupełnie sam.


W naturalnym środowisku ;)

Specyfikacja na profilu roweru, wagi brak, bo kompletnie mnie ten parametr nie interesuje. Wystarczy mi świadomość, że rower idzie pod górę jak dziki, a w dół... jak dziki do kwadratu ;) Rozmiar ramy największy, ale i tak brakuje 1-2cm podsiodłówki do pełni szczęścia - więc trochę przesadzona jest rozpiska Dartmoora jakoby kwalifikował się do wzrostu 200cm. Przy moich 194 jest na styk. Na pierwszym tripie rozpoznawczym tradycyjnie dokręcanie części, które naturalnie musiały się poluzować, a więc stery, mostek, adaptery hamulców. Poza tym brak powodów do narzekań.


Rower do trailu (nie mylić z trialem;) na trailu ;)