Ekipą na Krowiarki ;)
Niedziela, 30 czerwca 2013
· Komentarze(14)
Kategoria >100, bike: Medżik, BS, woj.małopolskie, Z kimś
Ok, będzie trochę strasznie i mrocznie, ale nic na to nie poradzę. "Karma Obscura" - nowa płyta polskiej legendy death metalu, zespołu Trauma, robi furorę w moich głośnikach. Na razie co prawda w wersji cyfrowej, ale listonosz powinien dostarczyć fizyczny nośnik lada dzień!
W sobotę po południu dostaję mesydż od Tomka z propozycją wypadu na Krowiarki. Myślę, fajnie, będzie okazja znowu pojeździć w grupie i przy okazji rozkręcić trochę nogę po zupełnie nierowerowym tygodniu. Wcześniej daje cynk Tlenkowi, który także wyraża zainteresowanie wspólną jazdą. Umawiamy się ok. 9 rano w Wadowicach. Na miejsce dojeżdżamy niemalże w tym samym czasie. Tomkowi towarzyszy Aniuta, której to mają być pierwsze poważniejsze górki jak i dystans. Jak się później okazuje to chyba najbardziej rozgadana jaworzańska bikerka z tendencją do fochów :))))
Już w trzyosobowym składzie jedziemy sobie w kierunku Suchej Beskidzkiej, zatrzymując się po drodze nad będącą w wiecznej budowie zaporą w Świnnej, następnie oglądamy sobie zameczek na przedmieściach i po telefonie do Ludwika zgadujemy się na rynku w Suchej. Dojeżdża Tlenek, gadka szmatka, kilka fotopstryków i można kręcić w stronę Zawoi. Tym razem nie jedziemy przez Przełęcz Przysłop tylko odbijamy na Maków Podhalański i stamtąd przez Białkę i Skawnicę ciśniemy w kierunku Krowiarek.
Pod wyciągiem w Zawoi urządzamy krótki postój, czekolady, lodziki, batoniki - ogólnie pełna gama niezdrowej żywności ;) Tuż obok trwają przygotowania do zawodów downhillowych - Tomek nie omieszkał przymierzyć się do jednej z takich maszyn - średnio to jego obcisłe pasowało do tego wyjątkowo topornego sprzętu ;)
Zaczyna mżyć, więc chowamy się pod przystankiem. Na szczęście nie jest to jakiś duży opad a po chwili ustaje całkowicie. Robi się jednak nieprzyjemnie zimno jak na tę porę roku. Żeby nie ostygnąć wsiadamy i bierzemy się za zdobywanie Przełęczy Krowiarki. Po drodze rozmawiamy sobie z Tlenkiem o okołorowerowych pierdołach i nawet nie spostrzegliśmy się kiedy znaleźliśmy się na szczycie. Aniuta z Funiem przyjeżdżają parę minut po nas - jak się okazało Tomek na podjeździe zagadywał Aniutę odwracając jej uwagę od rosnącego przewyższenia - nie powiem, ciekawa taktyka, hehe.
Na górze nie ma za bardzo co siedzieć - robi się coraz bardziej mgliście i chłodno. Po 15 minutach już jesteśmy gotowi na zjazd. Z przykrością odpuszczam zaproponowaną kiedyś przez Ludwika Przełęcz Zubrzycką - może innym razem... Zjazd do Zawoi był jednym z najzimniejszych w tym roku, a jeździłem zimą, więc można sobie wyobrazić skalę tego chłodu :) Dobrze, że miałem buffa, więc mogłem go naciągnąć na uszy. Podkoszulek również okazał się niegłupim pomysłem a już najbardziej byłem rad z rękawków. Mgła była tak gęsta, że odczuwało się ją niczym jakiś niewielki opad - okulary w momencie zaparowane, po nogach pizga a człowiek trzęsie się jak osika. Ekstra ;)
Powrót bez większych kombinacji tą samą trasą. W Suchej zatrzymujemy się na małe co nieco w "Fred Kebab" czy jakoś tak ;) Biorę duży zestaw gyrosa, reszta również idzie w moje ślady. Porcja jest ogromna i co najważniejsze, ciepła i smaczna. Czas upływa na Tomkowych opowieściach z wojska - wkładki z bromu rulez, hehe. Żegnamy się z Tlenkiem i jedziemy dalej. W Mucharzu Tomasz najeżdża na jakieś cholerstwo i w efekcie rozcina z wielkim hukiem i świstem oponę. Na szczęście nacięcie jest niewielkie - wystarczy podkleić wnętrze opony standardową łatką a dzięki magicznej pompce Aniuty można nabić stosowną ilość atmosfer ;) W Wadowicach się żegnamy i ciśniemy w swoją stronę. Dziękówka, było jak zwykle do dupy :D
Średnia wypadu mnie rozwaliła! Fakt, musiałem czasem dokręcać ze stójki, bo jednak na szosach to ciągnęli ostro, ale i tak, póki co to pod tym względem "personal best" ;) I to na takiej trasie!
Ps. pierwszy raz udało mi się przekroczyć 1000km w jednym miesiącu. Też nieźle ;)
W sobotę po południu dostaję mesydż od Tomka z propozycją wypadu na Krowiarki. Myślę, fajnie, będzie okazja znowu pojeździć w grupie i przy okazji rozkręcić trochę nogę po zupełnie nierowerowym tygodniu. Wcześniej daje cynk Tlenkowi, który także wyraża zainteresowanie wspólną jazdą. Umawiamy się ok. 9 rano w Wadowicach. Na miejsce dojeżdżamy niemalże w tym samym czasie. Tomkowi towarzyszy Aniuta, której to mają być pierwsze poważniejsze górki jak i dystans. Jak się później okazuje to chyba najbardziej rozgadana jaworzańska bikerka z tendencją do fochów :))))
Zapora w Świnnej już na ukończeniu ;)© k4r3l
Wesoły team z Jaworzna ;)© k4r3l
Już w trzyosobowym składzie jedziemy sobie w kierunku Suchej Beskidzkiej, zatrzymując się po drodze nad będącą w wiecznej budowie zaporą w Świnnej, następnie oglądamy sobie zameczek na przedmieściach i po telefonie do Ludwika zgadujemy się na rynku w Suchej. Dojeżdża Tlenek, gadka szmatka, kilka fotopstryków i można kręcić w stronę Zawoi. Tym razem nie jedziemy przez Przełęcz Przysłop tylko odbijamy na Maków Podhalański i stamtąd przez Białkę i Skawnicę ciśniemy w kierunku Krowiarek.
Dzień święty święcić, czyli Funio dobijający się do ks. Janusza ;)© k4r3l
Miało być grupowe foto, ale Telnek znalazł się poza kadrem :/© k4r3l
Pod wyciągiem w Zawoi urządzamy krótki postój, czekolady, lodziki, batoniki - ogólnie pełna gama niezdrowej żywności ;) Tuż obok trwają przygotowania do zawodów downhillowych - Tomek nie omieszkał przymierzyć się do jednej z takich maszyn - średnio to jego obcisłe pasowało do tego wyjątkowo topornego sprzętu ;)
Jak Tomek postanowił zostać zjazdowcem ;)© k4r3l
Zaczyna mżyć, więc chowamy się pod przystankiem. Na szczęście nie jest to jakiś duży opad a po chwili ustaje całkowicie. Robi się jednak nieprzyjemnie zimno jak na tę porę roku. Żeby nie ostygnąć wsiadamy i bierzemy się za zdobywanie Przełęczy Krowiarki. Po drodze rozmawiamy sobie z Tlenkiem o okołorowerowych pierdołach i nawet nie spostrzegliśmy się kiedy znaleźliśmy się na szczycie. Aniuta z Funiem przyjeżdżają parę minut po nas - jak się okazało Tomek na podjeździe zagadywał Aniutę odwracając jej uwagę od rosnącego przewyższenia - nie powiem, ciekawa taktyka, hehe.
Atak mgły na Krowiarkach ;)© k4r3l
Na górze nie ma za bardzo co siedzieć - robi się coraz bardziej mgliście i chłodno. Po 15 minutach już jesteśmy gotowi na zjazd. Z przykrością odpuszczam zaproponowaną kiedyś przez Ludwika Przełęcz Zubrzycką - może innym razem... Zjazd do Zawoi był jednym z najzimniejszych w tym roku, a jeździłem zimą, więc można sobie wyobrazić skalę tego chłodu :) Dobrze, że miałem buffa, więc mogłem go naciągnąć na uszy. Podkoszulek również okazał się niegłupim pomysłem a już najbardziej byłem rad z rękawków. Mgła była tak gęsta, że odczuwało się ją niczym jakiś niewielki opad - okulary w momencie zaparowane, po nogach pizga a człowiek trzęsie się jak osika. Ekstra ;)
Schronienie przed zimnem ;)© k4r3l
Powrót bez większych kombinacji tą samą trasą. W Suchej zatrzymujemy się na małe co nieco w "Fred Kebab" czy jakoś tak ;) Biorę duży zestaw gyrosa, reszta również idzie w moje ślady. Porcja jest ogromna i co najważniejsze, ciepła i smaczna. Czas upływa na Tomkowych opowieściach z wojska - wkładki z bromu rulez, hehe. Żegnamy się z Tlenkiem i jedziemy dalej. W Mucharzu Tomasz najeżdża na jakieś cholerstwo i w efekcie rozcina z wielkim hukiem i świstem oponę. Na szczęście nacięcie jest niewielkie - wystarczy podkleić wnętrze opony standardową łatką a dzięki magicznej pompce Aniuty można nabić stosowną ilość atmosfer ;) W Wadowicach się żegnamy i ciśniemy w swoją stronę. Dziękówka, było jak zwykle do dupy :D
Pit-stop w Mucharzu ;)© k4r3l
Średnia wypadu mnie rozwaliła! Fakt, musiałem czasem dokręcać ze stójki, bo jednak na szosach to ciągnęli ostro, ale i tak, póki co to pod tym względem "personal best" ;) I to na takiej trasie!
Ps. pierwszy raz udało mi się przekroczyć 1000km w jednym miesiącu. Też nieźle ;)