Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1009.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:52:45
Średnia prędkość:19.14 km/h
Suma podjazdów:14500 m
Maks. tętno maksymalne:192 (98 %)
Maks. tętno średnie:133 (68 %)
Suma kalorii:8395 kcal
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:77.65 km i 4h 03m
Więcej statystyk

Asfaltowy rozruch ;)

Sobota, 8 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Ok, a to kawałek z płyty absolutnie genialnej, którą wałkuję ostatnimi dniami non-stop. Filter trafił idealnie z klimatem w czas...


Pierwszy wyjazd po tygodniowej regeneracji na siedząco, hehe. Trophy dało w kość nie tylko sprzętowi ale i mnie. Organizm osłabł, doszło przeziębienie i ogólne osłabienie. Z piątku na sobotę reanimowałem 'medżika', który bardzo dzielnie spisywał się w Istebnej - nie oglądając się na karbony, Foxy i XTRy dowoził mnie do mety każdego etapu, hehe. Konieczna była wymiana linek i pancerzy - błoto było dosłownie wszędzie. Tradycyjny przegląd supportu to już formalność. Po tych operacjach korby kręcą się bezgłośnie a biegi zmieniają się wręcz rewelacyjnie - prawie pięcioletni XT shadow pomimo luzów pracuje nadal bardzo przyzwoicie.
Nieprzyjemnie na horyzoncie ;) © k4r3l

Dziś zwyczajna pętelka po okolicy, oczywiście z podjazdami - Przełęcz Kocierska i Targanicka included ;) Sliki założone i nabite do 5bar rozkręcają sprzęt całkiem nieźle niestety przenosząc wszystkie niedoskonałości terenu na ręce :/ Chwilowo teren mi zbrzydł, zresztą nie chcę tam się pakować zaliczając powtórkę z rozrywki. Na szlaku znajdę się ponownie jak tylko zniknie stamtąd ta pierdząca brązowo-szara maź ;)
Jedna z lepszych widokówek w okolicy ;) © k4r3l

Dla przypomnienia poniżej zamieszczam zebrane linki do relacji z wszystkich 4 etapów Beskidy MTB Trophy 2013 ;)
Etap 1 Czantoria
Etap 2 Rysianka
Etap 3 Wielka Racza
Etap 4 Salmopol, Kubalonka

MTB Trophy 2013 - etap 4

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(23)
Uczestnicy
-----------> MTB Trophy 2013 - etap 3

Czwarty i ostatni etap to była, dla kogoś kogo nie pokonały dotychczasowe warunki i zdążył się obyć z górami, formalność. Przynajmniej teoretycznie. 20 minut przed startem oddaję rower do regulacji przerzutek naszym niezastąpionym Czechom - mają polew jak widzą 'zabandażowaną' złamaną klamkę hamulca.
Chwila dla Medżika - czyli Czesi w akcji ;) © k4r3l

Tym razem Grzegorz nie przebierał w środkach i na dzień dobry grubą czarną krechą odkreślił ponad 20km odcinek między Grabową a Malinowską Skałą w związku z czym Klimczok wypadł z gry, a my jechaliśmy bezpośrednio z Salmopolu fragment szutrówką, by chwilę później puśćić się w dół niezłym singlem rozgrzewając tarcze do czerwoności. Okolice są mi znane, ale niektóre opcje, głównie zjazdowe to popis Golonkowej wirtuozerii.
A tak się robi kiedy nie ma potrzebnego rodzaju klocków pod ręką ;) © k4r3l

Dziś wszystko od samego początku układało się po mojej myśli. Przede wszystkim pogoda - wreszcie mocne, czasem nawet zbyt mocne słońce sprawiało, że na podjazdach wreszcie można było się porządnie spocić. Etap może krótki ale miał kapitalny flow, zjeżdżałem prawie wszystko, no może oprócz stromej końcówki na początkowym odcinku.

Zjazd ze Smerekowca to istny ogień i gdyby nie pozamykane na trasie szlabany byłoby ostro na maksa. Na pierwszym bufecie nawet się nie zatrzymuję, proszę tylko o izo, a dziewczyna wrzuca mi jeszcze banana do kieszonki i cisnę w górę. Ale nie ma nic za darmo - na zajebiście długim i radosnym podjeździe pod Grabową, podczas którego udało się zmiażdżyć psychę wyprzedanych proriderów orientuję się, że tylne koło pomimo zamkniętego poprawnie zacisku, lata mi na boki. Pytanie, zjeżdżać ostrożnie czy cisnąć na maksa? To w końcu ostatni etap, krótki, więc najwyżej dojdę z buta - no to ogień! W międzyczasie spotykam Maćka z TWRu, który ma problemy z piastą, co kilka obrotów pojawia się jeden jałowy. Dopinguję go by próbował, może zaskoczy i faktycznie udaje się. Ale Maciek to żaden leszcz - pod górę ma wyraźnie mocniejsze kopyto ode mnie a i na zjazdach śmiga jak kozica rzuacając na jednym z nich przez ramie: "puść te klamki!!" ;) Na jednym ze zjazdów pytam ciągle teleportującego się na trasie Grzegorza ile jeszcze do mechaników - odpowiada, że na końcu zjazdu za jakieś 4km, hehe. Po takich zjazdach to ręce odpadają.
Jeden z wielu podjazdów na Trophy ;) © k4r3l

Przy bufecie okazuje się, że to nie konusy tylko jakaś śruba, do tej pory nie wiem co to, bo jeszcze tam nie zaglądałem. Pytam tylko Czecha czy dojadę na tym kole, kiwa twierdząco głową - mając świadomość ich bezcennej wiedzy i ogromnego doświadczenia postanawiam zaufać mu jak najlepszemu przyjacielowi i rozpoczynam mozolny podjazdo-wypych w kierunku Cienkowa Wyżnego. Tuż przede mną gość zrywa albo łańcuch albo hak, mówię mu, że ma szczęście, że tu akurat są mechanicy - on ich chyba nawet nie zauważył, hehe. Po zdobyciu szczytu zaczyna się kolejna seria ostrych zjazdów przerywana od czasu do czasu widoczkami z rozległych polan.
Wreszcie suchy etap ;) © k4r3l

Zjeżdżamy nad zaporę w Wiśle i atakujemy niczym zawodnicy TdP Kubalonkę od strony zameczku. Początkowo ciągnę pedały żywiołowo, potem niepotrzebnie zagaduję się z Rosjaninem, odpuszczam, wrzucam młynek tylko po to by chłop mi uciekł na zjeździe, hehe. Na tym samym zjeździe mija mnie też Marek, niewiele brakło bym go dziś objechał, hehe. Po drodze dużo dopingujących dzieciaków pytających o bidony. Gdyby stali gdzieś przy ostrzejszych zjazdach na pewno by się obłowili;) Ostatni fragment to kultowe już singielki w lasku przed samą metą, niestety odrobinę błotniste i korzeniste, więc trochę się męczę. Na metę wpadamy jeszcze z innej strony cisnąc po ścieżce usłanej drobnymi kamyczkami. Przy linii końcowej stoi jeszcze Marc, z bananami na gębach przybijamy piąteczkę i odbieramy gratulacje razem z koszulką "Made in Bangladesh", ale z jakże kultowym napisem: F I N I S H E R!
Niekończąca się ucieczka ;) © k4r3l

Czas 3:46:31 (181/325), na międzyczasie lepiej od Marka o prawie dwie minuty (na końcu dołożył mi 21 sekund, Maciek był lepszy o 2 minuty, a Mariusz (szybszy o 25min) jak zwykle poza konkurencją ;)

--

Co za weekend! Bez dwóch zdań polecam każdemu udział w Trophy pod jednym tylko warunkiem: nie róbcie siary i nie przyjeżdżajcie w Beskidy pierwszy raz właśnie na Trophy. Znajdźcie czas i wpadnijcie tu kilka razy w roku, oswójcie się z długimi podjazdami i wymagającymi zjazdami, dla bezpieczeństwa przemnóżcie tę trudność jaką Wam to sprawia razy dwa, bo jak pokazała tegoroczna edycja hasło, które przyświeca tym zawodom, czyli: spodziewaj się niespodziewanego to nie tylko chwytliwy slogan, to przede wszystkim przestroga!

Po spakowaniu manatek udajemy się z Markiem, Mariuszem, Maćkiem (później dochodzi także Kamil) na pizzę - pełny talerz, 32cm na grubym cieście, z podwójnym serem i brokułami nie robi na mnie wrażenia - znika to w zastraszającym tempie. Zimne piwo smakuje jak nigdy! Wszystko co dobre szybko się kończy - słowa niby wyświechtane ale jakże adekwatne do tego co działo się w Istebnej przez ostatnie cztery dni! Było genialnie! Wielkie dzięki dla Maćka z TWRu, który w drodze do Krakowa podrzucił mnie do domu. Podziwam chłopaka za upór - na pierwszym etapie połamał karbonową ramę, ale go ukończył. Wrócił się jeszcze w ten sam dzień do Krakowa po drugi rower i mógł spokojnie wystartować i przede wszystkim ukończyć Trophy. Bez determinacji nie ma satysfakcji!

Było tak jak w tytule!<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/TLXo9IFVboY"> <embed src="http://www.youtube.com/v/TLXo9IFVboY" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object><br>
Jedyny oficjalny reprezentant BS na Trophy - reszta się chowała w innych team'ach ;) © k4r3l


Wyniki:
Open: 243/314, M2: 66
Całkowity czas jazdy:11:02:30.1

MTB Trophy 2013 - etap 3

Sobota, 1 czerwca 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
-----------> MTB Trophy 2013 - etap 2

Nostalgicznie:

Zapowiadał się świetny dzień, jakoś kompletnie przeoczyłem Ochodzitą przeglądając mapy, więc ucieszyłem się na myśl o tym kultowym podjeździe. Na starcie poznaję Dorotę (czarnaMamba) oraz Mariusza (klosiu).
Małopolska i Wielkopolska w jednym kadrze ;) © k4r3l

Od samego początku jechało mi się wyśmienicie i co chwila wyprzedzanie, głównie oczywiście na podjazdach. Wjazd na główną drogę był oczywiście zabezpieczony przez straż i policję - dzięki im w tym miejscu, bo wykonali kawał dobrej pracy! Magiczne płyty na Ochodzitą są ok - można sobie odpocząć przed wymagającym zjazdem ;P który był dla mnie niewiadomą. Ale po udanym podjeździe poczułem jak wzbiera we mnie pewność siebie i ze zwiększonymi moralami zaliczyłem również cały techniczno-błotnisty zjazd. Tylu driftów nie wykonałem chyba przez całe swoje życie co na tym jednym Trophy :D Balans ciałem na takiej nawierzchni to podstawa ;)

Ten etap był również skrócony i była to chyba najlepsza decyzja jaką w tym momencie można było podjąć. Jeżeli popatrzycie na mapę (http://www.mtbtrophy.com/data/files/image/x/sqdqax.jpeg) to po drugim bufecie nie jechaliśmy na Przegibek, tylko od razu żółtym, szerokim i kamienistym trawersem na Wielką Raczę. Na podjeździe jak zwykle mozolne, ale zawsze, wyprzedzanko. Na sam szczyt jednak nie podjeżdżam - tuż przed uślizguje mi się koło i ostatnie metry wprowadzam. Na szczycie mgła absolutna, nie bardzo wiadomo gdzie zaczyna się zjazd. Chwilę później już leżę w borówkach z obitymi jajami, hehe. Chwila na czuły masaż i można jechać dalej.
Odrobina asfaltu przed drugim bufetem ;) © k4r3l

Ten odcinek zjazdowy był jednym z lepszych tego dnia - cieszyłem się jak małe dziecko pokonując to wszystko bez problemu. Szczególnie te wąskie singielki a na nich balans ciałem, żeby nie polecieć w dół - to było coś kapitalnego! Wszystko szło jak po maśle, aż do feralnego ok. 44km. Gdzieś między Magurą a Kilkulą zachciało mi się podjechać stromą ściankę i w tym momencie zerwałem hak... Spoko myślę sobie, mam zapas - 10 minut i będzie po robocie. Tak, ale serwis w błocie i w wysokiej trawie to był błąd. Zadowolony wyciągam drugi hak, chcę przykręcać a tu nie ma do czego! Tulejka z tylnego trójkąta, do której się go wkręca zaginęła podczas nieostrożnego demontażu urwanej części.

Byłem wtedy w czarnej dupie, w najgorszym miejscu całej trasy. Poświęciłem jeszcze chwilę na przeczesywanie najbliższych zarośli - niestety bezskutecznie. Pozostał demontaż przerzutki, skrócenie łańcucha i jazda na jednym biegu przez następnych 30km... To było coś zajebistego. 30km na jednym biegu w Beskidach! Tak tam przemarzłem, że musiałem ubrać kurtkę, ale w ręce z powodu przemoczonych i ubłoconych rękawiczek pizgało zdrowo. Na szczęśćie następne było podejście pod Kilkulę - czyli drugi najbardziej ch..owy odcinek Trophy 2013! Co tam się działo! Tego nie pokażą Wam żadne zdjęcia, bo żaden fotograf o zdrowych zmysłach nie zapuściłby się w tą błotną krainę... Na szczycie trzeba było to błoto zeskrobywać znalezionymi patykami i kamieniami, bo wszystko było maksymalnie pozapychane.

Dalej zjazd, więc moment gdzie mogłem spokojnie jechać i nie odstawać za bardzo od reszty. Wcześniej jeszcze minął mnie Marek i wtedy dopiero dotarło do mnie jaki do momentu awarii miałem dobry czas... No cóż, całe Trophy! Pierwszy raz cieszyłem się tak bardzo ze zjazdów, hehe. Na tym biegu mogłem tylko pokręcić z dużą kadencją po płaskim i pokonywać niewielkie wzniesienia. A łańcuch był napięty jak bycze jaja, ale w linii prostej, więc zerwanie mi nie groziło. Na ostatni bufet zajechałem gwiżdżąc sobie wesoło i kiedy pokazałem chłopakom z obsługi o co chodzi zrozumieli, co to za wesołek zajechał. Niestety, na tym bufecie serwisu nie było, a do mety pozostało wciąż ~20km.
Jak widać, haka i przerzutki już nie widać :P © k4r3l

Najciekawsze jest to, że na błotnisto-trawiastych podjazdach wcale dużo nie traciłem prowadząc. Prędzej czy później nawet Ci ze sprawnymi maszynami odpuszczali. Tam zgadałem się z innym debiutantem z Gdańska na fullu speca (pozdrawiam). Profil trasy był taki, że dotrzymywałem mu koła przez dłuższy czas. Aż w końcu odjechał...

Końcówka trasy to błądzenie z Bogdanem Kamińskim (M4) z Gerappy. W porządku gość, ale tak się zagadaliśmy, że przeoczyliśmy strzałki i zafundowaliśmy sobie dodatkowy stromy uphill aż do... centrum Istebnej, haha. Musieliśmy się wracać i szukać tego feralnego miejsca. Fakt, to był ostry skręt po stromym zjeździe, strzałki na drodze przysypał żwirek więc były odrobinę niewyraźne. Tuż przed metą Grzegorz G. uraczył nas leśnym, tym razem dla odmiany, korzenno-błotnym singlem. Jadąc tuż za Bogdanem nie udaje mi się podjechać dość konkretnych korzeni i ląduję z impetem w trawie. Na metę wjeżdżamy praktycznie razem, przybijamy żółwika i umieramy :D Chwilę późnie patrzę na kierownicę a tu nie mam licznika - musiałem urwać z całym gniazdem przy ostatniej glebce...
Kilka podpórek na trasie się przytrafiło - piękne błotko, prawda?:) © k4r3l

Królewski etap ukończony! Strata duuuża, jak pomyślę co by było gdyby... to aż żal dupę ściska. Niestety Trophy to bezlitosny eliminator. Po tym etapie wycofało się sporo zawodników, wielu też nie zostało sklasyfikowanych z powodu przekroczenia limitu czasowego. Mimo to ja wciąż byłem w grze. Idę z rowerm do myjek, zaczyna lać jak z cebra, jestem przemoczony, zmarznięty, ale usatysfakcjonowany. Od czeskich serwisantów (zajebiści magicy!) dostaję część, dzięki której będę mógł wystartować w ostatnim etapie Trophy! Fuck yeah! ;)

-----------> MTB Trophy 2013 - etap 4