Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:456.04 km (w terenie 43.00 km; 9.43%)
Czas w ruchu:27:32
Średnia prędkość:16.56 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:1300 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:41.46 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Po deszczowym weekendzie:/

Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Skandal! Jedynie 5 km w ten weekend! A miało być tak pięknie, Beskid Żywiecki, polanki, górki, widoczki... Trzeba było obejść się smakiem (który to już raz?)... W niedziele od rana czekaliśmy na jakiś znak z nieba - no i się doczekaliśmy. Przycedziło w pewnym momencie konkretnym deszczem i zamiast roweru wybraliśmy poobiednią drzemkę z przygrywającą w tle "trójeczką"
Remont mostu w Łodygowicach © k4r3l

Ok siedemnastej zrywam się na nogi, patrzę przez okno a tam pięknie przyświeca niestety już zachodzące słońce. Byliśmy już tak "zmięci", że odpuściliśmy i tą sposobność - z dwoma kółkami wygrała kawa, która w ten przymulony dzień była zwyczajną koniecznością.
Widoczek z Zarzecza © k4r3l

Dzisiaj rano pora na powrót, nie pada, a więc nie ma konieczności ponownej konfrontacji z "pkp". Śmigam swoim standardem pozwalając sobie zrobić kilka fotek z przymusowego, na jakiś czas, kalkulatora. Początek niesamowicie chłodny, najwyżej 8 kresek powyżej zera - inwestycja w rękawiczki z długimi palcami to chyba kwestia czasu...
Nad Jeziorem Żywieckim (Tresna) © k4r3l

Kierowcy oczywiście pchają się na chama, na styk, a ja się muszę martwić pozapadanymi przy krawężniku studzienkami, w niektórych brak nawet kratek, więc to tylko kwestia czasu, jak ktoś coś urwie... Najlepiej żeby to był jakiś wójt, radny czy inna persona "z dojściami" - z pewnością przyśpieszyło by to naprawę poboczy...
Boisko w Czernichowie, góra Żar © k4r3l

Z dużą ulgą wjeżdżam do Wielkiej Puszczy, gdzie wiem, że czeka mnie sielankowy przejazd po spokojnej okolicy. Po drodze oczywiście na zaporze w Porąbce znudzeni "polucjańci" w schowanej w cieniu drzew "suce" pilnują (już będzie chyba trzeci miesiąc) by nikt nie pchał się w rejon zagrożony osuwiskami. Myślę sobie: "takim to dobrze". A chwilę później: "zaraz, to na to idą pieniądze podatników?!". Bez komentarza.
Jedna z kaskad w Wielkiej Puszczy © k4r3l

Jeszcze tylko przełęcz Beskid Targanicki, wyścig z popieprzonymi, wiejskimi, luźno biegającymi czworonogami i zjazd do Targanic, na którym o mało co a nie rozjeżdżam siedzącego na środku drogi tłustego jamnikowatego osobnika, który mnie jeszcze bezczelnie raczył pogonić. Skandal!

PKP: kierunek Beskidy :)

Sobota, 28 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Po odebraniu roweru Ani z serwisu (przegląd generalny, wymieniona kaseta + łańcuch, klocki i niektóre linki oraz pancerze) mieliśmy w planach śmignąć już klasycznie przez Porąbkę, Międzybrodzie i Zarzecze do Kalnej (czyli naszej standardowej bazy wypadowej w Beskidy: Śląski / Żywiecki). Jednak dzisiejsza niepogoda sprawiła, że trasę pokonaliśmy za pośrednictwem Przewozów Regionalnych.
Na tyłach... © k4r3l

Jeszcze w serwisie/sklepie udało mi się kupić bez wahania, po bardzo okazyjnej, jak przystało na stałego klienta, cenie kask Kellys Diva, który nie dość że pasował, to jeszcze trafił w gust właścicielki perfekcyjnie. W sumie to ja trafiłem;)
Ciasno, ale jedziemy:) © k4r3l

Podróż "pkp" jak zwykle nie mogła odbyć się bez niespodzianek. Już na dzień dobry dowiadujemy się, że z z do Bielska kursują jako tzw. "komunikacja zastępcza" autobusy. Więc pojawił się oczywisty znak zapytania - jak zareaguje na rowery kierowca? Bilety kupujemy od razu do Łodygowic, żeby mieć w razie czego dodatkowy argument w ewentualnym sporze. Na miejscu okazuje się, że "drajwer" ma oczywiście w związku z nadbagażem kilka "ale", wymachuje nam przed nosem jakimś papierkiem, że niby nie może rowerów przewozić (a ja myślałem, że służbiści to już gatunek wymarły), jednak wspólnie z panią konduktor przekonujemy go, żeby sobie jaj nie robił i zabrał nas na pokład - w końcu kursuje tymczasowo pod banderą kolei, leje jak z cebra a my mamy już przejazd opłacony :)
W Łodygowicach... © k4r3l

W B-B czekamy kilkanaście minut na skład do Żyliny. Ten okazuje się być wyjątkowo punktualny - jest jednak jeden kluczowy problem - nie posiada ani jednego przedziału dla rowerów - same kuszetki. Wbijamy się więc do ostatniego wagonu skąd mamy fajny widoczek na tyły. Jest ciasno, ale przynajmniej nikt nam z tego powodu problemów nie robi.
Test nowego kasku i "chlapacza" :) © k4r3l

W Łodygowicach wciąż pada, pod dachem starego kiosku przygotowujemy się na najgorsze, czyli 5km w deszczu i przy niezbyt przyjemnym wietrze:) Po drodze zaliczamy kilka wymuszonych przez nagłe pogorszenie się warunków pogodowych postojów. "Chlapacz" Ani, mimo że prowizoryczny zdaje się spełniać swoje zadanie;)
Tu z reguły widać Skrzyczne... © k4r3l

Szanse na jakikolwiek rower są już dzisiaj znikome - zobaczymy co uda się ukręcić jutro. Ostatnio weekendy są bywają zupełnie nieprzychylne jakimkolwiek dalszym wypadom. Jesień chyba faktycznie zbliża się wielkimi krokami...

Nieznany Beskid Mały

Środa, 25 sierpnia 2010 · Komentarze(12)
Kwasożłopy w natarciu - jeszcze mocno wakacyjny, jajcarski singiel z nowej płyty z praktycznie samymi kołwerami! Będzie miazga!

Tą część Beskidu Małego, a w zasadzie ten specyficzny, niebieski szlak między Kocierzem a Czernichowem o długości 7km z hakiem chodził mi po głowie od jakiegoś czasu. Miałem jechać z rańca, jednak nie mogłem się zebrać - ciągle coś było do zrobienia...
Na szlaku... © k4r3l

W południe odezwał się na GG Shovel - tyski bajker, któremu teren i górskie szlaki obce nie są. Umawiamy się na parkingu pod kauflandem i coś po 14 ruszamy zdobywać Przełęcz Kocierską. Wieje, więc nie zamiast główną, otwartą drogą w kierunku Targanic prowadzę gościa bocznymi, interwałowymi asfalcikami Brzezinki schowanymi między licznymi domostwami.
Zjazd czerwonym :) © k4r3l

Tym razem przełęcz podjeżdżamy w równe 20 min, ale czas ten upływa na ciągłym gadaniu, więc w sumie luźno i bez napinki, ale jedzie mi się całkiem nieźle, powietrze rześkie po wczorajszych opadach. Pod ośrodkiem krótki postój i śmigamy początkowo czerwonym prowadzącym w stronę Żaru. Jest tak samo błotnisty jak ostatnio, ale tym razem nie ryzykujemy i objeżdżamy boczną, wydeptaną przez turystów ścieżką.
Shovel napiera:) © k4r3l

Tam gdzie trzeba podprowadzać, czyli pod Beskidem (759m n.p.m.) wybieramy alternatywną drogę, przeznaczoną do zwózki drewna, która, jak wynika z mapy gdzieś tam łączy się z czerwonym na górze. Jest ona na tyle szeroka, że próbujemy podjeżdżać. Bikewalking'u jednak nie unikniemy i w końcowym fragmencie targamy kilkadziesiąt metrów z buta. Dalszy odcinek to już 100% jazdy. Na rozdrożu przesiadamy się na szlak niebieski prowadzący pod Jaworzynę. W międzyczasie mijamy parkę również na rowerach (dziewczynie współczujemy - popatrzcie na czym jedzie:) i dwóch krosowców na motorach.
"Turystyka górska" © k4r3l

Niebieski szlak okazał się wymarzonym odcinkiem dla pod XC. Raz pod górkę, raz dłuższy zjazd, ale trzeba uważać na kamienie, błoto i gałęzie. Generalnie radość z jazdy była ogromna! Jeszcze przed Jaworzyną spotykamy grupę turystów, którzy z racji tego, że "skończyła się im mapa" pytają nas dokąd prowadzi ten szlak, a my w zamian prosimy ich o zrobienie nam wspólnej fotki. I to był błąd. Podczas oddawania aparatu nie złapałem go zbyt pewnie i nie zauważyłem, że tamta dziewczyna ma jeszcze opaskę na ręce. Szarpniecie, wyśliźnięcie i aparat z kilkoma rykoszetami ląduje z wysokości ponad metra na beskidzkich kamieniach. Początkowo wydaje się, ze wszystko ok, ale po chwili już wiem - dzisiaj już po zdjęciach - obiektyw się nie chowa, generalnie coś tam w środku lata (pewnie jakieś plastikowe części odpowiedzialne za mechanikę - oby :)
Ostatnia fotka z aparatu:( © k4r3l

No to pod Jaworzynę (864m n.p.m.) wspinam się "na chama", żeby rozładować negatywne emocje. Nie inaczej jest na zjeździe, kiedy to okazuje się, że przed nami niesamowicie widokowa część szlaku a ja zostałem bez aparatu. Rozwijam 40km/h i z impetem wpadam w jedną z <em>wiecznych kałuż</em> na szlaku. Ta była żółta i wyjątkowo śmierdząca, więc trochę zeszło zanim się domyłem :) Od razu lepiej - adrenalina wygrała z wkur***niem :)
Na Jaworzynie... © k4r3l

Widoczek na Beskid Śląski © k4r3l

Jezioro Międzybrodzkie (w tle Hrobacza) © k4r3l

Z tej strony Żaru jeszcze nie widziałem :) © k4r3l

W planach było całkowite wykorzystanie niebieskiego odcinka, ale nie zauważamy rozdroża i wlatujemy ni z tego ni z owego na żółty szlak prowadzący do Tresnej. W sumie ok, mi to obojętne, byle by było w dół. I było, oj było! Tutejszy żółty z pewnością przypadłby do gustu maniakom [i]enduro</em>. Generalnie jest to rynna, która ma w sobie wszystko. Po środku żleb i wystające kamienie, po bokach gałęzie i ziemia przypominająca celinę. Jak nie trudno się domyśleć ściąga rower wraz bajkerem do środka, tak że czujemy się jak w oku cyklonu :) Shovel zauważa, że powyżej znajduje się ścieżka alternatywna, znacznie bardziej odpowiednia dla naszych hardtail'ów.
Żółty szlak - jest ostro! © k4r3l

W Tresnej zajeżdżamy na chwilę nad Jezioro Żywieckie skąpane w promieniach zachodzącego słońca (nie wiedziałem o tej miejscówce, ale jest bardzo fajna i oferuje zacne widoczki).
Jezioro Żywieckie i Skrzyczne © k4r3l

Jako, że czas nam się kończy postanawiamy już tylko wrócić przez Łękawicę i Kocierz do Targanic. Na asfalcie nie wiele się dzieje, więc lajtowym tempem toczymy się w kierunku podjazdu. Z osławionej ulicy Widokowej tym razem rezygnujemy i wybieramy wariant dłuższy ale przyjemniejszy. Na górze już się zaczyna ściemniać a nas czeka zjazd zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Targanickiej. Shovel zakłada oświetlenie i wbijamy w las. Faktycznie, ledwo co widać, ale odcinek na tyle znany, że wiadomo, czego się spodziewać. Do Andrychowa mkniemy z prędkością grubo powyżej 40km/h i pod kauflandem następuje zamknięcie pętli. Dzięki dla mojego kompana za wspólny wyjazd - było mega, no i fajnie poznać kolejnego bikestatowicza!

Track z GPS pożyczony od Shovel'a.

Łysina wieczorową porą:)

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(18)
Nadrabianie straconego miesiąca maja, w którym to przejechałem 0 (słownie: zero!) kilometrów, w toku. W okolicy nie brak ciekawych miejscówek, ale jednak te klasyczne kuszą najbardziej. Jak się okazało nie tylko mnie, bo wjeżdżając na Przełęcz Kocierską (718m n.p.m.) mijałem sporo bikerów cisnących w dół. Jeden nawet pojawił się w zasięgu wzroku, tempo mieliśmy podobne, nawet chyba zbliżyłem się do niego w końcówce, bo widziałem jak odbija na czerwony szlak w kierunku Łamanej Skały. Tym razem zmierzyłem czas podjazdu i wyniósł on dzisiaj 18m10s (od znaku o 8% nachyleniu do tabliczek ze szlakami na przełęczy).
Bikestats rządzi w górach :) © k4r3l

No nic, ja postanowiłem zjechać tym razem kajmanowym skrótem i porobić trochę fot by pokazać jak ten podjazd mniej więcej wygląda. Oczywiście mijające się auta mają tam problem (jeden to nawet chciał trochę cofnąć pod górkę na wstecznym - pięknie go zniosło:) dla rowerzysty to już mniejsze zmartwienie - byleby klocki przyzwoicie hamowały:)
Trzeci podjazd kocierski 1 © k4r3l

Jeszcze rano wpadłem na pomysł by odwiedzić znajome sprzed roku miejsce. Ale wcześniej przejechałem się malowniczą doliną Kocierza Rychwałdzkiego. Chciałem ustrzelić jeden fajny wodospad, ale wszystko zajęte przez biwakujących ludzi, generalnie strach się zbliżać:) Ale za to odnalazłem ukryty za krzaczorami pomnik:
Pamięci żołnierzy... © k4r3l

Wspomniane miejsce to malowniczo położona wieś Łysina (ponad 700m n.p.m.). Żeby się tam dostać zmuszony byłem zjechać w penym momencie z głównej drogi i rozpoczęła się mozolna wspinaczka w poszukiwaniu zielonego szlaku, w towarzystwie wyjątkowo upierdliwej eskadry much :)
Droga przez Kocierz Rychwałdzki © k4r3l

Punkt czerpania wody © k4r3l

Do szlaku docieram po kilkunastu minutach na wysokości Gibasówki (842m n.p.m.). Szlak ostatnio zachwalał Shovel, tyle tylko że jechał w przeciwnym kierunku. Ja wybrałem przyjemniejszą, bardziej zjazdową opcję - w kierunku Ścieszków Gronia (779m n.p.m.). Do jaskiń, pomimo znaku, nie dotarłem - są dla rowerzysty poza zasięgiem, trzeba schodzić b.stromo w dół.
Do jaskiń "Czarne Działy" © k4r3l

Całkiem przyjemny zielony szlak... © k4r3l

Jaskini lodowej i tzw. "zamczyska" nawet nie szukałem - leżą poniżej zielonego szlaku, nie chciałem zjeżdżać z kursu, bo pora nie była już najwcześniejsza. Następnym razem poświęcę temu więcej czasu i uwagi - ponoć warto. Po drodze jest jednak na co patrzeć:
Paproć z Babią w tle :) © k4r3l

W stronę Kocierza... © k4r3l

Na szczycie chwila relaksu i bajeczne widoczki na masyw Babiej Góry, Pilsko i cały Beskid Żywiecki. Chciałoby się tam siedzieć i siedzieć, ale jako, że było już po 18 postanowiłem wracać. W tym celu zjechałem zielonym szlakiem w stronę Kocierza Rychwałdzkiego - bardzo fajny odcinek zjazdowy, momentami b. wymagający.
Medżik na Łysinie © k4r3l

Genialna panorama z Łysiny © k4r3l

Kapitalne miejsce na działeczkę:) © k4r3l

"Wsi spokojna, wsi wesoła..." © k4r3l

Na dole chwila zawahania - którędy podjeżdżać? Jednak opcja hardcore'owa, choć zdecydowanie krótsza wzięła górę i wybrałem trzeci podjazd kocierski;) Tym razem kręciło się gorzej niż ostatnio z Jackiem. Młynkowałem praktycznie non-stop czego rezultatem jest czas (liczony między znakami nakazującymi jazdę w łańcuchach), który wyniósł 11m09s. Przynajmniej teraz mam się do czego odnieść:)
Trzeci podjazd kocierski 2 © k4r3l

Dzisiaj zjazd z przełęczy wyjątkowo nieterenowy - szybko (max 71km/h) i do celu (przez Targanice do Andrychowa). I to by było na tyle. Polecam wszystkim odwiedzenie Łysiny (można ją także zdobyć pokonując wymagający podjazd od strony Okrajnika, tak jak robi to chociażby Jeremiks;).

Beskid Wielkopolski;)

Środa, 18 sierpnia 2010 · Komentarze(15)
Wspólnego kręcenia w towarzystwie najlepszego poznańskiego bikera Jacka ciąg dalszy. Skoro gość Eli i Piotra kocha góry, nie było innego wyjścia, jak tylko wyznaczyć trasę zawierającą dwa klasyczne beskidzkie podjazdy + jeden krótki odcinek terenowy:) Ze względów logistycznych padło na Hrobaczą Łąkę (828m n.p.m.) oraz Żar (761m n.p.m.).
Przymiarka do Hrobaczej ;) © k4r3l

Spod Hrobaczej startujemy pewnie mając w głowach obrazy samochodów zdychających tam na pierwszym biegu. Przez moment jedziemy wspólnie, jednak za czwartym czy piątym łukiem Jacek jest już dobre 200m z przodu;) Dobrze, że na początku pstryknąłem mu fotę z podjazdu, bo potem już nie miałem okazji:)
Jazda! © k4r3l

Obiecałem sobie, że jak będę ponownie atakował ten szczyt to tym razem przystanę i zrobię kilka fot genialnej panoramy, która odsłania się w pewnym momencie podjazdu. Tym razem, postój był mi nawet na rękę:)
Warto się zatrzymać... © k4r3l

Pasmo Magurki Wilkowickiej © k4r3l

Droga zmienia się mocno poszarpany, stary asfalt. Po drodzę goście komplementują mojego poprzednika. Wypada mi się tylko zgodzić i kontynuować mozolną wspinaczkę. Nieco wyżej scenka z Golfem w tle - biedaczek się zasapał na podjeździe, spod maski ostro się kopciło, a kierowca coś tam próbował zdziałać.
Ser szwajcarski ;) © k4r3l

Na wysokości schroniska widzę Jacka, który już ostro foci okolicę i swój sprzęt. Na szczyt wjeżdżamy razem, oklaskom, wiwatom, flash'om i fajerwerkom nie ma końca :) Jacek dokładnie przygląda się temu 35m krzyżowi a następnie swoją uwagę skupia gdzieś na horyzoncie...
Nawet się nie zmęczył;) © k4r3l

Bikestats jest wszędzie ;) © k4r3l

Mamy zjechać do Międzybrodzia Bialskiego, więc oczywistym jest, że nie będziemy się wracać tą samą drogą. Wiem, że górski teren to środowisko, w którym mój kompan czuje się najlepiej, więc proponuję wykorzystanie szlaków pieszych i zjechanie na Przełęcz Przegibek (663m n.p.m.). Czerwony ma to do siebie, że jest bardzo zróżnicowany. Po stromym zjeździe następuje konkretne podejście.
Ossstrrrroooo! © k4r3l

I z pokorą - wspinaczka na Groniczki ;) © k4r3l

Na wysokości Gaików (808m n.p.m.) wbijamy na niebieski i tam już ostro ciśniemy w dół. Po drodze dziadki się pytają czy już wynaleziono nawigację do łatwiejszego wyszukiwania grzybów i upewniają się co do drogi na Gaiki:) Lecimy ostro w dół po kamiorkach, mijamy szlaban i mamy jeszcze kilkadziesiąt metrów na Przegibek, gdzie urządzamy postój.
Trochę płaskiego nie zaszkodzi ;) © k4r3l

Asfaltowy zjazd do Międzybrodzia to poezja, ale tym razem, z powodu dość silnego wiatru, nie da się ukręcić maksa... Przed nami kolejny cel - Żar. Przyglądamy się mu z mostu w Międzybrodziu Żywieckim - czeka nas 7km wspinaczka górskimi serpentynami. I znowu Jacek poszedł jak strzała!;) Wcześniej jeszcze telefon do Piotra, okazuje się, że on właśnie podjeżdża i jest już nad nami - spotkamy się na górze.
Tak się wjeżdża na Żar ;) © k4r3l

Jacka widzę później dopiero na postoju - jeszcze nie na szczycie, ale w miejscu skąd roztacza się świetny widok na lewy bok zbiornika, Skrzyczne i przelatujące nisko szybowce. To tylko przedsmak tego, co można zobaczyć z samej góry!
Przed szczytem... © k4r3l

Gość z Wielkopolski jest uradowany nie tylko samym podjazdem, ale właśnie tymi widoczkami. Dobrze, że miał cyfrówkę, bo w przeciwnym razie z pewnością zużyłby kilka rolek filmu :)
Król jest tylko jeden ;) © k4r3l

I już w komplecie :) © k4r3l

Na szczycie wieje, widoczność nawet dobra, pora jednak wracać. Szybki zjazd, na którym udaje mi się wycisnąć 70,5km/h i dalej powrót wojewódzką "948". Rozstaję się z Jackiem i Piotrem w Porąbce. Do przejechania mam jeszcze kilkanaście kilometrów, w tym 200m w pionie, czyli Przełęcz Beskid Targanicki (705m n.p.m.).
Zmęczeni ale zadowoleni ;) © k4r3l

W Wielkiej Puszczy kryzys, robię postój. W międzyczasie przejeżdzają goście na nazwijmy to trekingach. Jednego z nich mijam na samym podjeździe, drugi już poza zasięgiem. Wyjechał z sakwami. Okazało się, że jego kompan miał mniej szczęścia i zerwał łańcuch (rozerwało ogniwo, a spinka cała). Klął potem pod nosem na Sram'owski wynalazek. Okazało się, że są to długodystansowcy i w sumie dzisiaj mają w planach ukręcić ze 150km. Kiedy widziałem, że sobie poradzą (przystąpili do zakładania drugiej spinki) zjechałem w stronę Targanic a następnie do domu. W tym miejscu wielkie gratki dla Jacka, który jak się okazało, jest urodzonym w Wielkopolsce góralem i pokazał mi przez te dwa dni, gdzie jest moje miejsce ;) Trzymaj się Jacek, szerokiej drogi i do rychłego kręcenia! Podziękowania również dla Piotra i Eli, którzy wzięli gościa pod swoje skrzydła! Pozdrówki dla Was wszystkich!

Maximum Kocierza!

Wtorek, 17 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Kolejny dzień spędzony rowerowo upłynął pod znakiem bikestatowej integracji. O tym, że Jacek (tak, ten słynny JPbike z Wielkopolski;) postanowił zawitać w Beskidy wiedziałem już od jakiegoś czasu i nie mogłem sobie odmówić przyjemności pokręcenia z tym jak się później okazało bardzo sympatycznym bajkerem, który jazdę (szczególnie po górkach) ma we krwi. Dnia poprzedniego nieźle popadało, na Kocierzu (mniej więcej na środku fotki) musiało się podczas tej burzy nieźle kotłować!
Burzowo... © k4r3l

Z racji oczywistej wypad przełożyliśmy na poranek dnia następnego. Miejsce zbiórki - włości Niradhary i Kajmana.
"Kajmanowo", czyli mała ojczyzna Eli i Piotra:) © k4r3l

Celem dzisiejszej wycieczki była Przełęcz Kocierska, ale podjechana w większości od nietypowej, dotąd nieznanej mi strony (tzw. Trzeci Podjazd Kocierski:). Jacek od rana zacierał ręce i cieszył się z każdego, nawet najmniejszego wzniesienia, co zresztą widać na załączonych obrazkach.
JPbike i Niradhara wjeżdżają na zaporę. © k4r3l

Zanim dotarliśmy do celu postanowiliśmy wyłapywać co ciekawsze widoki, a Jacek z poświęceniem godnym prawdziwego herosa wybierał najlepsze kadry:
Jacek stanął na wysokości zdania;) © k4r3l

Generalnie z obiektywu wieje ostro nudą - kto spodziewał się czegoś innego, niż zdjęcia gór, to niech lepiej przewinie trochę niżej:)
Żywieckie klimaty:) © k4r3l

Klimat skrzyczeński :) © k4r3l

Częściowo nasza trasa pokrywała się z jednym z etapów tegorocznego TdP, co oczywiście należało udokumentować;)
JPbike na tropie TdP;) © k4r3l

W Oczkowie przystanęliśmy by uchwycić tamtejszą genialną panoramę Jeziora Żywieckiego i szczytów Beskidu Śląskiego:
Zahipnotyzowany Jacek;) © k4r3l

Dalej czekał nas spokojny przejazd wzdłuż potoku Kocierzanka zwiastujący nieuchronnie zbliżający się sprawdzian - asfaltowy podjazd zamkniętą dla ogólnego ruchu asfaltową drogą, której fragment (ten wzmocniony płytami) ma ponoć w porywach 30 stopni (nie, nie procent:).
Kręcimy sobie na lajcie ;) © k4r3l

Ulica Widokowa, bo tak nazywa się ten odcinek, jest krótka ale na długości ok. 2km pokonuje się prawie 200m w pionie. I byłoby całkiem ok, podjechane bez postoju, gdyby nie mijające nas po drodze auta. Ale z jednym przystankiem to i tak spory sukces:)
Mówcie na nas debeściaki ;) © k4r3l

Z tego odcinka wyjeżdża się na główną drogę prowadzącą na przełęcz mniej więcej 1 km od szczytu. Przy samym ośrodku "Kocierz" podziwialiśmy z Jackiem panoramę Andrychowa i odległego, ale dzisiaj, z racji bardzo dobrej widoczności, wyjątkowo bliskiego Śląska. Pożegnałem się z Jackiem, który czekał na górze na jadących nieco dłuższym wariantem Kajmana i Niradharę. Myknąłem w dół moim ulubionym, wybitnie zjazdowym, zielonym szlakiem.
Kemping na Przełęczy Targanickiej © k4r3l

I tu żałowałem, że Jacka nie wziąłem ze sobą - na pewno by mu się spodobał ten odcinek. Dzięki za wspólną jazdę Jacku, może jeszcze będzie okazja zdobyć jakiś beskidzki szczyt:) Pozdrówki dla całej dzisiejszej ekipy!

Deszczowa integracja

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · Komentarze(6)
Pierwsza moja bikestats'owa integracja odbyła się w odrobinę niesprzyjających warunkach, pogodowych oczywiście:) Uczestniczyli w niej: Niradhara, Kajman oraz jak mawiają Brytole "last but not least" sir Hose. Kobierniccy bajkerzy wyruszyli na Ziemię Andrychowską w celu pokazania Hose'mu słynnych w niektórych kręgach "wybryków skalnych" zwanych łupkami na rzece Wieprzówce. Czemu by do nich nie dołączyć, skoro nadarza się okazja - pomyślałem.
W drodze na integracje - popadało... © k4r3l

Niedziela okazała się burzowo-deszczowa, co w tych rejonach nikogo nie dziwi. Pada cały dzień, burze co chwila powracają, ale kiedy tylko przejaśnia się na chwilę dostaję cynk, że wyruszają i wstępnie umawiamy się przy andrychowskim cmentarzu.
Pod zniszczoną mapą... © k4r3l

Jako, że wyjechałem wcześniej postanowiłem powitać ich mniej więcej na granicy Roczyn i Andrychowa. Po przywitaniu i krótkiej wymianie zdań oraz giftów (dzięki!) ruszyliśmy w stronę Zagórnika dobrze znanymi mi skrótami.
Na skrzyżowniu:) © k4r3l

Kierowcy widząc tak zacną rowerową ekipę przepuszczają nas do skrętu - rispekta musi być (a może to ta żółta kamizelka Eli ta na nich działa?:) Kilka wiraży dalej meldujemy się przy celu naszej krótkiej wycieczki. Hose dostaje bzika na punkcie tej miejscówki i zaczyna się tzw. one man show - efekty poniżej:)
Kajman foci Hose'go:) © k4r3l

Hose na celowniku Niradhary:) © k4r3l

No i ja go też ustrzeliłem :) © k4r3l

Z letargu wyrywa nas grzmot i ponowne opady deszczu - pora się zmywać. Odprowadzam ich do Roczyn, gdzie rozjeżdżamy się w swoje strony. Po drodze jeszcze mały epizod z czarnym kotem, który pogoniony przez dwa owczarki o mały włos a skończyłby w paszczy Kajman'a :D Najdłuższą drogę do przebycia ma Hose, przed którym bez mała 60 km pedałowania do domu. Jak sam przyznaje, nie lubi błotników, to też można sobie wyobrazić, że nie będzie to suchy powrót:) Ale odjechał niczym rasowy rewolwerowiec, w stronę zachodzącego słońca:)
Hrobacza i znikające słońce © k4r3l

Godzinę później mam taki oto widok z okna:) © k4r3l

Spotkanie totalnie pozytywne, wszyscy okazali się mocno zakręceni na punkcie dwóch kółek i wszystkiego co z nimi związane, także nie mogło być inaczej:) Pozdro i do następnego!

Z Kocierza na Żar (i jeszcze raz Kocierz:)

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · Komentarze(10)
Ponownie odrobina lokalnego patriotyzmu - ziomki z Bielska-Białej, nazywają się NeWBReeD. Sprawdźcie ich, bo wymiatają!

Plan był prosty - zdobyć Przełęcz Kocierską (718m n.p.m.) i stamtąd czmychnąć czerwonym szlakiem w stronę Żaru tak by w drodze powrotnej wjechać ponownie na Kocierz ale od strony Łękawicy. Jako że Ania w Beskidzie Małym debiutowała, więc z góry ustaliliśmy, że tempo będzie lajtowe, bez zbędnej napinki. Wspinaczka na przełęcz obfitowała w kilka przystanków, w tym jeden dłuższy, pod wyciągiem, spędzony na rozmowie z poznanym bajkerem na kolarce, któremu dałem cynk o BS, więc zobaczymy (pozdrawiamy!). Oprócz nas, Kocierz tego dnia zdobywał jeden gość na góralu i probikerka na szosówce, która jak szybko wjechała tak i zjechała, składając się odważnie na serpentynach. Chwilę później rozłączamy się z poznanym bikerem i docieramy na górę:
Widok z przełęczy © k4r3l

Tam przekraczamy granicę województw małopolskiego i śląskiego:
Zmiana województwa © k4r3l

Z ulgą wjeżdżamy w las, który wita nas całkiem sporą ilością błota. Na szczęście im dalej tym błota mniej i można swobodnie jechać. Na trasie czekają nas dwa podejścia. Pierwsze pod Kocierz 879m n.p.m) i drugie pod Kiczerę. Już podczas pierwszego (o długości ok. 500m) dowiadujemy się, że nie będzie łatwo. Jest stromo, są luźne kamienie i przede wszystkim spokoju nie dają nam bezlitosne owady, które towarzyszą nam przez cały ten czas pod górę.
Na Kocierzu © k4r3l

Zejścia także momentami nie nadają się do jazdy, a już na pewno dla kogoś, kto w Beskidzie Małym jest po raz pierwszy. Lepiej po prostu nie ryzykować i pokornie sprowadzić rower. Ja zjeżdżam:) Momentami jednak droga jest naprawdę przyjemna i co najważniejsze, widokowa.
W stronę Kiczery © k4r3l

Od lewej: Czupel i Magurka + Żar:) © k4r3l

Drugie podejście może nie tak długie jak pod Kocierz, ale także mocno odczuwalne w łydkach. Jak wiadomo bez bikewalkingu w Beskidach nie ujedziesz, więc z pokorą wpychamy nasze rumaki pod górę.
Pasma Beskidu Małego © k4r3l

Kiczera (831m n.p.m)to górka obfitująca w bardzo ciekawe widoczki, chyba nawet ładniejsze niż na samym Żarze. Dlaczego? Może dlatego, że widać z niej właśnie Żar?:)
Bez komentarza :) © k4r3l

Można też tamtąd rzucić okiem w kierunku Beskidu Śląskiego i Jeziora Żywieckiego, szczytów Beskidu Małego (Czupel, Magurkę, Hrobaczą Łąkę), jak podziwiać widok Jeziora Czanieckiego oraz okolic Porąbki i Kobiernic.
Zachodnie pasma Beskidu Małego © k4r3l

W stronę Porąbki (Z Hrobaczą w tle:) © k4r3l

Zjeżdzając asfaltową drogą z Żaru zatrzymujemy się jeszcze nad lotniskiem, gdzie zawsze coś się dzieje.
Lotnisko pod Żarem © k4r3l

Drogą przez Tresną, Oczków i Łękawice przedzieramy się w kierunku Andrychowa, by po raz kolejny dzisiaj zmierzyć się z podjazdem pod Przełęcz Kocierską. Po drodze jeszcze spojrzenie przez ramię:
Przez Oczków © k4r3l

Dużo ostatnio mówi się o zamkniętej drodze na Kocierz. Jak się okazuje ruch został otwarty, ale tylko dla samochodów do 7m długości (czyli praktycznie wszystko oprócz tirów). Ale nawierzchnia wciąż nie wygląda ciekawie:
Roboty drogowe © k4r3l

Skutki majowych kataklizmów © k4r3l

Na przełęczy szybki telefon do domu - meldujemy, że za 25 minut będziemy na obiedzie:)
Zjazd już bez większych komplikacji, ale nie ma się co dziwić, skoro nawierzchnia po tej stronie jest nienaruszona:
Zjazd do Targanic © k4r3l

Świetny trip w miłym towarzystwie:) Zmęczenie jak najbardziej pozytywne, w domku zasłużone zimne piwko i... 2 tony czarnego do przerzucenia :)

Wieczorny lajcik

Środa, 11 sierpnia 2010 · Komentarze(4)
Z Anią i siorą na wieczorne kręcenie po okolicy. Jako że komunijny rower siostry nie nadaje się zbytnio do jazdy przesiadła się na mojego Staruszka. Siodełko maksymalnie w dół, szybkie wytłumaczenie, którą dłonią ma najpierw hamować i jazda w miasto. Jedno rondo, drugie i w las:) Zawitaliśmy do Zagórnika zobaczyć jak się mają o tej porze roku Łupki Wierzchowskie na Rzyczance. W tym momencie aparat padł i udało się zrobić tylko jedną fotę:
Łupki wierzchowskie © k4r3l

Beskidy o poranku

Środa, 11 sierpnia 2010 · Komentarze(2)
Jak długo można nagrywać praktycznie identyczne, a zarazem porywające i chwytliwe płyty? Zapytajcie Iron Maiden:)

Powrót do domu w towarzystwie Anika:) W planach mały objazd Beskidu Małego celem pokazania jej tym razem moich terenów. Standardowo już zbaczamy z kursu nad Jezioro Żywieckie, nad którym unosi się tajemnicza mgiełka.
Żywieckie z mgiełką. © k4r3l

A może to pianka?:) © k4r3l

Dalej już klasycznie lecimy w stronę zapory w Tresnej, gdzie wspomniana mgła jeszcze się nie przedarła.
Cieśnina skutecznie zablokowała mgiełkę © k4r3l

Boczną drogą kulamy się do Międzybrodzia Żywieckiego i stamtąd już główną, ruchliwą niestety i w dodatku remontowaną drogą do Porąbki. Tirowcy nie mają litości i chyba rozumu - wyprzedzanie na łuku to norma, a zjechać nie ma gdzie...
Zjazd do Międzybrodzia Żywieckiego © k4r3l

Tam jak zwykle już postój na zaporze i sesja zdjęciowa.
Zapora Porąbka © k4r3l

Dalej przez Wielką Puszczę - to sprawdzona już trasa relaksacyjna. Przez 5 km lekko pnąca się w górę droga w dolince, wzdłuż szumiącego sielsko potoku.
Przez Wielką Puszczę © k4r3l

Sielankę przerywa drastycznie wspinaczka pod Przełęcz Beskid Targanicki. Ania pasuje, ja jadę na 1:1 próbując uchwycić na kalkulatorze nachylenie podjazdu. A wyszło to tak:
Podjazd 1 © k4r3l

Podjazd 2 © k4r3l

Podjazd 3 © k4r3l

Podjazd 4 © k4r3l

Na przełęczy... © k4r3l