Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:131.44 km (w terenie 18.50 km; 14.07%)
Czas w ruchu:08:36
Średnia prędkość:15.28 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:43.81 km i 2h 52m
Więcej statystyk

Zjazd awaryjny:)

Poniedziałek, 28 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Szybko, bez dłuższych postojów i oglądania się za siebie. Jedna fotka (z trasy), bo baterie padły...
Jezioro Żywieckie, Tresna. © k4r3l

Średnia do Wielkiej Puszczy (przez Łodygowice, Zarzecze, Tresną, Międzybrodzie Żywieckie, Międzybrodzie Bialskie i Porąbkę) utrzymywała się powyżej 25 km/h, także całkiem nieźle jak na górala i tyle podjazdów po drodze. Z dobrych wieści, będzie można poprawić statystyki i przede wszystkim komfort, zjeżdżając z Przełęczy Targanickiej do Wlk. Puszczy gdyż w trzech miejscach, na odcinkach kilkusetmetrowych jest zerwana nawierzchnia i prawdopodobnie położą tam niedługo nowiutki asfalt. Dobrze, bo zjazd (lub ewentualnie podjazd) z tyloma dziurami był tragiczny... Minus? Będzie więcej aut a tym samym śmieci w lesie - dzisiaj widziałem przy potoku stertę roztrzaskanych telewizorów i monitorów. Skurwysyny są wszędzie! Tym razem przełęcz podszedłem (bikewalking rulez:), ale nie będę się przecież męczył z prawie 10 kg plecakiem:) Za to zjazd do Targanic już lajtowy - 63km/h to zasługa głównie ponad 100kg na 13kg rowerze :) 400m przed domem łańcuch znalazł się w potrzasku, więc tyle już przeszedłem z buta. Na szczęście bez większych strat - wystarczyło poluzowanie obejmy przedniej przerzutki, ale bez regulacji się nie obejdzie...
Ale się porobiło!:) © k4r3l

W potrzasku!:) © k4r3l


Wrong turn aka "k*** mać" i "ja p***":)

Niedziela, 27 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Na wstępie, dla odmiany utwór muzyczny, co by zapuścić do czytania i oglądania:)

Drugi dzień pierwszego letniego rowerowego weekendu przypadł na niedzielę. Miejscem zbiórki tradycyjnie już Buczkowice. Czekając na Khronosa, który przebija się z Bielska "dziewięćset czterdziestką dwójką", łakomimy się na jagodowo-śmietankowe lody włoskie:) Krótka narada nad mapą Beskidu Śląskiego i już wiemy, że pierwszym wyzwaniem będzie Przełęcz Karkoszczonka. A więc początkowy kierunek to Szczyrk Biła. Na przełęcz docieramy lżejsi o kilka litrów potu, po drodze oczywiście nie narzekamy na brak komentarzy ze strony emerytowanych spacerowiczów i innych niedzielnych turystów. Na górze zimny wiatr hula między drzewami, więc po krótkim odpoczynku wbijamy na czerwony prowadzący na Salmopol. Szlak jak szlak, początkowo łagodny, szeroki później przez większość czasu prowadzi wąskim singletrackiem wśród kamieni, korzeni i tarasujących drogę poprzewracanych drzew. Niby fajnie, ale to ciągłe zatrzymywanie się i przenoszenie roweru raz nad raz pod konarami daje się we znaki. Dalej sytuacja powraca do stanu początkowego, z tym że jest więcej widoczków i więcej... prowadzenia. Najbardziej dające się we znaki podejście to to na Hyrcę (jedyne 929m n.p.m.;) i jest jednym z głównych powodów, dla którego ten szlak powinno pokonywać się w odwrotną stronę. Dobitniej uświadamiają nam to napotkane grupki bikerów śmigających na lajcie w przeciwnym kierunku (pewnie i ze Skrzycznego nawet zjeżdżali). Ale odwrotu nie ma, przed nami Kotarz, czyli ostatni jak się później okazuje wspólny punkt programu. Miał być zjazd do Brennej, którymś ze szlaków, ale zeszło trochę na tym wprowadzaniu i nogi już nie podawały za dobrze, więc wybraliśmy wariant możliwie najkrótszy. Khronos pojechał na Salmopol, a my z racji tego, że w sumie byliśmy tam wczoraj postanowiliśmy wrócić do Szczyrku bezpośrednio z Kotarza nieoznakowaną ścieżką. Wybieramy "przecznicę" na wysokości odbijającego w kierunku Brennej niebieskiego szlaku. Niby wszystko wygląda normalnie, droga przejezdna, ale już kilkadziesiąt metrów niżej zaczynamy żałować wyboru. Przejeżdżamy między jakimiś zabudowaniami i docieramy do stromego, wykarczowanego zbocza. Trzeba sprowadzać, nie ma bata. I takim sposobem, żółwim tempem, docieramy do drogi wiodącej na Salmopol jednocześnie odbierając wiadomość od Khronosa siedzącego sobie od dobrych kilkudziesięciu minut na ławeczce w centrum Szczyrku:) Trochę nas jak widać doświadczyło, ale to ogólnie nie był nasz dzień... Zresztą żenująca średnia mówi sama za siebie:) Na koniec osładzamy sobie życie lodzikami w Buczkowicach. Jagodowo-śmietankowe się skończyły, ale za to były śmietankowe z domieszką toffi:)

P.S.
czy ktoś wie jak wyjustować tekst w tym szablonie?:)

Płytami na Karkoszczonkę © k4r3l

Widokówka z przełęczy © k4r3l

Na czerwonym szlaku © k4r3l

Podejście na Hyrcę (929 m n.p.m) © k4r3l

Kotarz zdobyty! © k4r3l

W dół, do Szczyrku. © k4r3l

Do źródeł Wisły

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Dwa miechy bez dwóch kółek to przesada, ale maj na południu polski jaki był to każdy wie. Potem bywało różnie, ale w końcu się udało. Sobotni poranek i wciąż niepewna pogoda. Ale zawierzamy meteogramowi, który pokazuje brak deszczu i ruszamy. Górskie szlaki początkowo odpuszczamy, po ostatnich deszczach może być tam nieciekawie. Kierunek: Szczyrk i Przełęcz Salmopolska. Podjazd na przełęcz, o dziwo, poszedł gładko. Po drodze mija nas team na szosach (już wiadomo, że taki to cię "weźmie bez słowa":). Na końcu za peletonem śmiga kolo na skuterku z dwoma kołami i napisem "coach" na dresie. Jeden jedyny szosowiec, zdecydowanie nie z tej grupy gburów, pozdrawia nas i wjeżdża na przełęcz. Zjazd do Wisły to bajka - w ub. roku zjeżdżaliśmy w deszczu, teraz było po prostu idealnie. Zatrzymujemy się już tradycyjnie przy dzikach i od starego górala dowiadujemy się, że część z nich uciekła do lasu oraz że jakiś Małysz dzisiaj skacze w Malince o 14 na igelicie :) Do Malinki owszem dojeżdżamy, ale zaraz za nią odbijamy w lewo w kierunku Jeziora Czerniańskiego, które objeżdżamy dookoła i włączamy się na niebieski szlak prowadzący nas doliną Białej Wisełki. Świetna okolica a rozmieszczone na całej długości tej przyjemnej drogi wysokie na kilkanaście metrów skały grzybowe robią kapitalne wrażenie, więc polecam każdemu. Droga się kończy a my obieramy azymut na Zielony Kopiec (tak, ten, przez który wiedzie szlak ze Skrzycznego na Baranią Górę). Jedziemy oczywiście w ciemno drogami utwardzonymi, ale takimi, które można zaliczyć do terenu. Po drodze krótka wymiana zdań na temat szczegółów geograficznych z bikerem, który sunął w dół właśnie tamtędy do Wisły. Jak zwykle, tam gdzie inni zjeżdżają, my jedziemy pod górę:) Ale trasa jest przyjemna, cała do podjechania. Jedyny moment, gdzie podprowadzaliśmy znajdował się pomiędzy Malinowską Skałą a Zielonym Kopcem. A my wyjechaliśmy właśnie w punkcie między tymi dwoma szczytami, gdzie łączą się szlaki niebieski, zielony i żółty. Jeszcze wcześniej na krótkim singielku zrobiliśmy miejsce dla innego bikera - kolejny szczęściarz, który śmigał w dół:) Odpuściliśmy już zdobywanie jakichkolwiek gór i puściliśmy się w dół żółtym. Chociaż trochę to za dużo powiedziane, bo szlak, tak jak i coraz więcej traktów w Beskidach, jest mocno wyniszczony. Ten na dodatek był błotnisty, kamienisty i momentami bardzo stromy. Generalnie radzimy unikać i nawet nie myśleć o podjeżdżaniu! Ulgę poczuliśmy dopiero mając pod kołami asfalt, bo nie o takim terenie myśleliśmy... Powrót przez znane już rejony: Ostre, Lipową i Słotwinę... Wyszedł z tego totalnie spontaniczny wypad z odrobiną terenu i fajnymi widoczkami - część z nich poniżej:)

Poszedł, ale pozdrowił:) © k4r3l

Widokówka z Salmopolu © k4r3l

Kaskada w Wiśle © k4r3l

Jezioro Czerniańskie © k4r3l

Skały grzybowe - pomnik przyrody © k4r3l

Skały grzybowe - pomnik przyrody (2) © k4r3l

Pod Zielonym Kopcem © k4r3l

Zielony Kopiec w całej okazałości © k4r3l

Skrzyczne, ale taki jakieś inne... © k4r3l

Żółty %!$@# szlak © k4r3l


A kto na AC/DC nie był, ten stracił takie obrazki. Czysty rock'n'roll!