Wpisy archiwalne w kategorii

Maraton

Dystans całkowity:78.20 km (w terenie 60.00 km; 76.73%)
Czas w ruchu:06:04
Średnia prędkość:12.89 km/h
Suma podjazdów:2700 m
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:78.20 km i 6h 04m
Więcej statystyk

Istebna (MTB Marathon)

Sobota, 21 września 2013 · Komentarze(11)
"Drive" śpiewała. No i pojechałem :)


Pobudka o 7. Śniadanie u gospodarzy pierwsza klasa. Jajecznica, sery, warzywa, pieczywo, wędliny, ciasto, kawa i herbata:) Okazuje się, że w nocy dojechali goście z Mazowsza a wśród nich Tomek (ktone) z dziewczyną Magdą (magdafisz) oraz ich znajomi z Rowerowego Kampinosu. Całą noc padało i po 9 ciągle pada! Na miejsce startu (ok.2km) dojeżdżamy kompletnie przemoczeni. Przed skrętem na boisko spotykam Tomasza (BBriderZ), który startuje dopiero za godzinę, ale przyjechał nieco wcześniej poczuć atmosferę :)
Maratonowy zgiełk w kadrze ;) © k4r3l

Zamieniamy słów kilka i pora oblukać mapę. Wczoraj na czytniku wskazało mi 61km, a więc dystans okrojony. Faktycznie na mapie widać zmienione odcinki (nie ma słynnych korzonków, ale to chyba w trosce o mniej pracy pogotowia:), ale dystans nie wydaje się być wcale krótszy od planowanych 78km. Jak się okazało, nie był! :) Jeszcze pod mapą poznaję bikestatową lemurizę, czyli Izę :)
Start z mojej perspektywy :) © k4r3l

Jak widać zamykamy stawkę ;) © k4r3l

W kolejce do biura zawodów spotykam Adama (Piksel) z Częstochowy - również chwilę rozmawiamy i umawiamy się wstępnie na jakąś traskę w Beskidzie Małym;) Jacek zajmuje swój wypracowany sektor, a ja trafiam do vipów, czyli grupki za ostatnią taśmą ;) Tam natrafiam na Bartka (BBriderz), który jak się okazało na mecie dołożył mi godzinę - ech, młodość, hehe.

Fotki zapożyczone od Izy, więc niech Was opis nie myli :)

Pani Krystyna i Pan Marcin © lemuriza1972


Pani Krystyna © lemuriza1972


Start jak zwykle spokojny, asfalty i pierwsze koty za płoty. Po wjeździe w teren zaczęła się walka z przyczepnością. W takich warunkach nic tak nie deprymuje jak przystanięcie w miejscu i szukanie kolejnego miejsca zaczepienia. Generalnie dużo fragmentów pamiętałem z Trophy i przykładowo wiedziałem, że po pierwszych 3 "!" będę sprowadzał - miejsce widokowe to też i sporo fotografów na singlu - w tym czasie przepuściłem dwóch wymiataczy...

Foto @ Andrzej Doktor

Jeszcze przed Ochodzitą na rozgrzewkę strome asfalty i betonowe płyty. Nie ubierałem kurtki a czuję, że się grzeję i parę metrów muszę podprowadzić. Pierwszy żel wchłonięty;) Pod samą Ochodzitą wjeżdża się ok i znów temperatura spada - sporo było na trasie takich wahnięć:) Zjazd, jak to zjazd - zarzuca dupą na boki a poza tym z reguły tracę na takich odcinkach przynajmniej jedną pozycję...


Foto @ bikelife

Słowackie odcinki to głównie trawiaste hale, na których można puścić klamki. Tam dojeżdża do mnie Tomek (ktone), który narzeka na problemy z młynkiem. Zjazdy idą mu wyraźnie lepiej i mi odjeżdża. Zatrzymuję się przed bufetem, bo banan, zatopienie zębów w pomarańczy i kubek izotonika to był plan na każdy pit-stop. Trawiaste megapodejście w pełnym (o dziwo!) słońcu wytapia z człowieka resztki sił - nie ma lekko. Szacun dla tych którzy to podjechali, jeden nawet mnie wyprzedził! Wcześniej wciągnąłem żela, ale chyba zbyt późno zadziałał.


Foto @ bikelife.pl

Po czeskiej stronie dużo asfaltowych podjazdów. Łańcuch w kolorze brunatnym, grubszy o kilka milimetrów niż zwykle, prowadnicy niemalże nie widać - tak wszystko usyfione. Ale gęba się śmieje. Po 3cim bufecie zaczynają wyprzedzać pierwsi megowcy. Oczywiście na zjazdach :) Tam jedziemy z gigowcem-gomolowcem, który jednak odjeżdża mi znacznie po ostatnim bufecie przed megadługim podjazdem pod Stożek. Opróżniam żela otrzymanego na przedostatnim bufecie i jadę swoim tempem. Chwilę później dojeżdża mnie Jarek, który walczy o podium w swojej kategorii (M5). Ma chłop zdrowie!


Foto @ Andrzej Doktor

Zaczyna się to czego się obawiałem - skurcze. Magnez został na kwaterze, pozostało nawadnianie. Apogeum łapię na czerwonym szlaku po czeskiej stronie gdzie drwale zorganizowali nam tor przeszkód - 3 raje drzew leżących w poprzek drogi - za każdym razem skurcz jest okrutny. Tam tracę ze dwie pozycje. Na błotnistym zjeździe w mrocznym lesie wyprzedza mnie gość z SCS OSOZ - łapię jego koło, bo dobrze zjeżdżać za kimś komu to wychodzi lepiej. Wcześniej jeszcze przejeżdżamy obok pamiętnego płotku, na którym straciłem w maju klamkę hamulca - mijam go z zachowaniem ostrożności :)


Foto @ bikelife.pl

Mam farta, bo do trawersującego zbocze świetnego singla dojeżdżam pierwszy po drodze wyprzedzając na asfalcie wspomnianego zawodnika SCS. Tuż za mną czai się kolejny oponent. Potoku nie przejeżdżam, na szczęście rywale też odpuszczają. Po przeprawie szybkie asfalty do mety - dostaję mocnego kopa, wrzucam blat i odjeżdżam. Korzonki w lasku przed metą tym razem odpuszczam - dziwne, za pierwszym razem zjechałem, teraz jakaś blokada. Schody też sobie daruję, bo śliskie... Kilka szybkich szutrowych wiraży i meta :)


Foto @ bikelife.pl

Wynik? Cienko, ale przynajmniej bez awarii i cały. Jak na pierwsze giga, ba!, pierwszy maraton (nie licząc Trophy;), to nie mam powodów do narzekań :)

70/82 (open) - w sumie wystartowała 100 zawodników, ale było trochę dnfów i jedno dsq.

18/21(M2) - w przyszłym roku M3, więc może będą większe szanse na lepszy wynik w kategorii ;)


Foto @ bikelife.pl

Przed myjkami jeszcze słówko z poznanym na Trophy Michałem Cesarczykiem i pora zawijać na kwaterę. Browar is calling! ;)
/204783