Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2016

Dystans całkowity:916.90 km (w terenie 78.00 km; 8.51%)
Czas w ruchu:51:30
Średnia prędkość:17.80 km/h
Suma podjazdów:17382 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:61.13 km i 3h 26m
Więcej statystyk

MTB #17/2016

Niedziela, 25 września 2016 · Komentarze(2)
Kategoria bike: Prymityw
Uczestnicy
Ten niezręczny moment, kiedy kurczak okazuje się bardziej uzdolnionym pianistą niż ty kiedykolwiek będziesz ;)


Że też człowiekowi się chce. Niedziela rano, nie aż takie rano jak zeszła sobota, ale jednak. Na umówione miejsce dotarłem oczywiście spóźniony, tym razem o jakieś 3 kwadranse! Niestety, ale jazda czołgiem po asfaltach w klimacie a la Silent Hill do najprzyjemniejszych nie należy.



Do naszej dwójki dołączył Maks, który poprowadził nas sobie znanymi drogami (bardzo wymagający podjazd) na Klimczok. Gość ma parę, dzień wcześniej trafił pudło w swojej kategorii na oficjalnym uphillu na Magurkę Wilkowicką a dziś szedł pod górę jak dziki i jeszcze nadawał o tym i o tamtym więcej niż my dwaj razem wzięci :D



Dalej nie było wcale lepiej. Najpierw wypych pod szczyt Klimczoka - idiotyczny wariant, ale chociaż przy dobrych wiatrach można liczyć na klawe widoki. Niestety, dziś dowiedziałem się tylko z tamtejszych tabliczek (kto na to zgodę wyraził, żeby tak górę oszpecić?), że znalazłem się bliżej boga. Ale fakt, coś w tym jest, bo czułem się jak z krzyża zdjęty ;)



Zjazd w kierunku Błatniej miejscami fajny (korzonki) a miejscami be! (pie&*%$% kamerdolnia). Śląski to jest po tym względem dramat jednak. Na Błatniej Mariuszowi schodzi powoli powietrze, nie możemy zlokalizować dziury i dopiero wypatrzona przeze mnie wanna (tak, wanna, w sercu Beskidów) z zawartością wątpliwej jakości (deszczówka rodem z Czarnobyla) okazuje się wybawieniem.



Zjazd do Brennej (szlak zielony) podobnie jak poprzedni zjazd "pół na pół". Kamieniste i wkurzające pół jednak jakby przeważało ;) Natomiast podjazd pod Kotarz szlakiem niebieskim przez Halę Jaworową to absolutna wisienka na torcie. O ile ktoś lubi takie sakramencko ciężkie wyzwania.


Rezygnujemy z podjazdu pod Malinów na rzecz spychaczówki i ostatkiem sił docieramy do Malinowskiej Skały. Tu nasze drogi się rozchodzą Mariusz ciśnie do Lipowej a ja na Skrzyczne. Ze Skrzycznego to już klasyk, podczas którego dwukrotnie zostaję wezwany przez Matkę Ziemię. Raz udaje się wybronić (fragment zaraz za nartostradą w prawo - uskok z fikuśnie zawiniętym korzeniem), za drugim razem (zalesiony, stromy i kamienisty fragment z głazem po środku czerwonego) zaliczam lot przez kierownicę zakończony słowiańskim przykucem połączonym z telemarkiem na oczach turystów, którzy zdołali wykrzesać z siebie jedynie słowa otuchy: "trochę ciężki szlak na rower". Tak, trochę ;)



Szosa #65/2016

Sobota, 24 września 2016 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Z Mariuszem na Przegibek. Po drodze dopadł nas deszcz, więc przed zjazdem dozbroiliśmy się w gustowne dupochrony :D Mariusz pierwszy raz na szosie atakował tą przełęcz, chyba był zadowolony, zwłaszcza, że szybko przeleciała. Nie to co zjazd :D



MTB #14/2016. Inspekcja na Enduro Trails ;)

Sobota, 17 września 2016 · Komentarze(4)


Żeby nikt z BB nie chciał się wybrać na lokalne ścieżki z samego rana zanim okolice nawiedzą prognozowane opady i zrobi się delikatnie mówiąc: do dupy (do dupy, ale klimatycznie!)? A to za wcześnie, a to zmęczenie tygodniem, a to "ochujałeś?" :D Jak to mawia Gustav: wymówki :D Wbiłem w pocionk przed 4 rano i o 6 zameldowałem się u stóp Koziej Góry. Po rundzie na Twisterze i Starym Zielonym spotkałem Janka, który przyjechał do BB... z Warszawy. Nie chciało jeździć Bielsko, może być Warszawa :P



Janek wporzo gość, ujeżdżał, podobnie jak ja, hardtaila, który wyszedł spod polskiej ręki inżynierskiej - Kross Dust 2.0. Nie podobają mi się krzykliwe malowania tych ram, natomiast sama rama na żywo wygląda super, no i ma sztywną ośkę z tyłu, czego ja w moim Primalu niestety nie mam ;) Przy kolejnym podejściu do "tłista" rozpadało się na dobre, ale nie przeszkodziło nam to w dobrej zabawie i zjechaliśmy w tych warunkach go dwa razy! Napęd oraz moje buty były wyraźnie niezadowolone zadowolone z ilości błota, które bryzgało nań z szybko powstałych w zagłębieniach trasy kałużach.





Przed ostatnim zjazdem trafiliśmy na szkolenie zorganizowane przez trenera Mai Włoszczowskiej - Arka Perina z myślą o samych paniach. Brawo dla nich, bo pomimo słabej pogody zebrało ich się grubo ponad dwadzieścia sztuk! Janek postanowił jeszcze pokręcić się po okolicy, ja udałem się na myjkę i na dworzec, gdzie zajadając bułę z pieczarkami i oglądając paradę pojazdów militarnych pożegnałem się gościnnym jak zawsze Bielskiem!





Post scriptum.

Powróciłem na Twistera prawie po roku przerwy. Ostatni raz byłem na nim w dniu otwarcia. Po stanie w jakim znajduje się obecnie można stwierdzić, że to chyba najczęściej uczęszczana trasa w Polsce. Ogólnokrajowy fejm i niedawne wakacje pewnie zrobiły swoje. Nie ma tragedii, ale miejscami trzeba uważać na luźniejsze kamienie, ogólnie charakter trasy zmienił się na bardziej szorstki, choć oczywiście to nie Stary Zielony, gdzie korzeń goni korzeń ;) Dobra wiadomość jest taka, że chłopaki pracują obecnie nad alternatywą dla podjazdowych, momentami ciężkich, szutrów. Ma być łatwiej, przyjemniej i bardziej klimatycznie (trawersujący, ubity singiel).



Tradycyjnie już miałem dwie awaryjne sytuacje. W obu w efekcie "odpuszczenia / rozkojarzenia" wypięły mi się bloki z pedałów, ale jakoś się wyratowałem przed glebą, choć było ciepło. Na zielonym po serii korzeni w dolnej części trasy dodatkowo zwiedziłem okolice poza trasą ;)

Szosa #62/2016 (nieoczekiwane spotkanie;)

Środa, 14 września 2016 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Ugadałem się z Kubą w okolicach )( Przegibek na zwrot lampek, których mi pożyczył w sobotę jednak na przełęcz nie dotarłem, bo wcześniej spotkałem... Elę! Tradycyjnie już tematy krążyły wokół zdrowia, uchodźców, systemu edukacji i rowerów ;) A tak zupełnie serio to bardzo miła niespodzianka na trasie.


Kuba oczywiście dojechał i zaciągnął mnie do jednego sklepu w Kobiernicach. Polskie Delikatesy powinny przemianować się na "rajskie" - ścianka piwna pełna autentycznych pereł przemysłu browarniczego, podobnie zresztą jak dzisiejsze nieoczekiwane spotkanie spowodowała, że łezka się w oku zakręciła ;) Obydwaj rozjechaliśmy się do domów z butelkowanymi zdobyczami ;)

Szosa #61/2016

Niedziela, 11 września 2016 · Komentarze(0)
Nogi po wczorajszym żywieckim raczej nie nadawały się do jakiejś konkretnej jazdy, a więc lekko, leniwie z minimalną ilością przewyższeń, w okolice, w które rzadko się zapuszczam, a które potrafią być urokliwe i ciekawe pod względem szosy. Na drogach pusto i spokojnie.