Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:6243.61 km (w terenie 681.00 km; 10.91%)
Czas w ruchu:309:01
Średnia prędkość:19.75 km/h
Maksymalna prędkość:75.20 km/h
Suma podjazdów:107279 m
Maks. tętno maksymalne:198 (102 %)
Maks. tętno średnie:155 (79 %)
Suma kalorii:31082 kcal
Liczba aktywności:50
Średnio na aktywność:124.87 km i 6h 18m
Więcej statystyk

MTB #13/2016 (Wielka Racza)

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Ostatnio ciężko było się zgadać na jakiegokolwiek wspólnego tripa w większym gronie - generalnie im więcej potencjalnych chętnych tym trudniej to zgrać - gdzie te czasy, kiedy po prostu każdy wychodził na rower / przychodził na boisko? Jak już w końcu się udało to dzięki Markowi i jego gps'owi udało nam się śmignąć jeden z etapów Trophy uwzględniający wizytę w okolicach Worka Raczańskiego.




Golonkowe trasy to wirtuozeria - mega szywne podjazdy,  nie wiadomo jakim cudem wytropione single, solidna porcja beskidzkich landszaftów. Pierwszy raz jechałem na Raczę od strony Przegibka i muszę przyznać, że jest to piekielnie ciężki wariant. Ale w ekipie raźniej i szybciej można zażegnać kryzysy.





Trasa zaliczona bez jakiś większych ekscesów, choć zdarzały się glebki (na szczęście niegroźne) i jeden snejk już pod sam koniec. Trochę nam zeszło i ja z Kubą wracaliśmy PKP, a Marek i Mariusz na kole. W BB okazuje się, że nie mam pociągu do A-chowa, więc pożyczam od Kuby lampki i dokręcam 25km. Jak dobrze, że wrzesień póki co jest łaskawy, bo dzięki temu możliwe są takie epickie wyrypy - oby jak najdłużej!









Szosa #58/2016 (Tour de Pasmo Pewelskie)

Niedziela, 4 września 2016 · Komentarze(2)
Uczestnicy
Bez ambitniejszego pomysłu postanowiłem oprowadzić Mariusza po asfaltach wokół Pasma Pewelskiego. Tempo turystyczne, ale też i upał i naciągnięte dzień wcześniej ścięgna nie pozwalały na wincyj. Wpadliśmy na ściankę pod )( Klekociny, która dała nam solidnie w kość - polecam wszystkim śmiałkom, chociaż w okolicy (Przyborów, Koszarawa) znalazło by się kilka podobnych ;)







MTB #6/2016 (wyrypa w Żywieckim)

Niedziela, 10 lipca 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy


Stromo? :D Nowa wersja niebieskiego szlaku na Prusów!

W tle Hala Pawlusia - tam się kierujemy :)

Niebieski z Lipowskiej ;)

Na niebieskim :)

Za chwilę będziemy się wracać tym szutrem ;)

So Tatery! ;)

Zielony z Lipowskiej na Boraczą!

Dolomiti Trippin' - numero duo

Piątek, 24 czerwca 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Przekraczania swoich granic ciąg dalszy...
Dzień numer dwa przyniósł sporo wyzwań, zresztą wystarczy spojrzeć na profil - 4 przełęcze, 4 bardzo fajne podjazdy zwieńczone bajecznymi zjazdami po drogach szerokich i dobrej jakości. Słońce od rana dawało się we znaki, ale nie wyjechaliśmy z rana, bo ciężko było się ot tak zebrać - pierwsze porządne śniadanie a przede wszystkim kawa były niezbędne. Na przełęcz Falzarego dotarliśmy samochodem - czekał nas zjazd wczorajszym podjazdem i trochę męcząca, choć wcale nie jakaś ciężka przebitka do Arraby.


Pięknie się zapowiada:)

Wzorowe serpentynki. Poezja :)

Pierwszy podjazd dzisiejszego dnia do absolutny hit tamtejszej okolicy - Passo Pordoi była świadkiem wielu porażek jak i spektakularnych zwycięstw na Giro. Jest przy tym tak charakterystyczna (odkryta, bardzo kręta i niezbyt stroma), że z miejsca polecam ją jako rozpoczęcie swojej przygody z Dolomitami. Klimaty kolarskie daje się odczuć niemalże od samego początku - liczba rowerzystów na trasie robi wrażenie, kilku nawet wyprzedzam, paru wyprzedza mnie - generalnie dzieje się sporo, a ładowanie akumulatorów odbywa się metodą wzrokową - każda kolejna serpentyna odkrywa przed nami okolicę.

Wysoko, a można jeszcze wyżej. Kolejką :)

A tak to robi Mike Cotty:

Na górze czuć atmosferę kolarskiego regionu - wbetownowany karbonowy Willier pełniący rolę pomnika świetnie to obrazuje. Pojawiają się nawet prosi z Astany oraz ich wóz techniczny, wyprzedził mnie ktoś z FDJ, słowem: dzieje się! Mariusz postanawia zakosztować klimatów MTB, bo jego Agentka mimo iż na cienkich oponkach i sztywnym widelcu wyrywa się na szlak - wskakuje na singletracka i zjeżdża kawałek na tyle na ile łaskawe jest dla niego podłoże. Jak widać nie tylko szoszoni mają tam po co przyjeżdżać.

Kotlina dookoła podjazdu robi mega wrażenie!


Jakby komuś coś się popsuło to tutaj ma cały rower :D


Zjazd z Pordoi nie trwa długo, bo odbijamy na Sellę - kolejny, nie bójmy się tego słowo - w tym wypadku z pewnością go nie nadużywamy, kultowy podjazd - przełęcz Sella! Odcinek podjazdowy jest średnio ciężki, ja niestety z racji przełożeń (wszystko tam robiłem na 34*25) nie mogłem wolno jechać, stąd trochę się ujechałem pod górę, ale po drodzę mijając sporo zawodników jakiegoś lokalnego teamu. Na olśniewający szczyt dotarłem w miarę sprawnie, tam pogadałem chwilę z młodym Włochem, który wpadł w okolice na weekend z Werony. Wcześniej widziałem go na Pordoi - rzucał się w oczy jego Bianchi w tradycyjnym umaszczeniu "celeste".

Sella zniszczyła system i wybiła korki!

Jest tam obłędnie!

Sella to świetne miejsce oferujące fantastyczne doznania wzrokowe - z każdej strony coś ciekwego, momentami aż kolana się człowiekowi uginały a i łza w oku potrafiła się zakręcić - moc! Zjazd to majstersztyk, bardzo płynny, choć krótki, bo w kolejce czekała kolejna hopka - Passo Garda. Dosyć nietypowa, bo rozpoczynająca się serpentynami, następnie oferująca dość długie wypłaszczenie wzdłuż masywnych ścian z kilkunastometrowymi wodospadami i kończąca się raz jeszcze kilkoma ostrymi zawijasami. Na szczycie widoki, jak na Dolomity, takie sobie, więc już wszyscy razem zjeżdżamy do Corvary. Na zjeździe dopada nas lekki deszcz, ale do La Ville docieramy już mokrzy.

Na spotkanie z pierwszą dolomicką burzą ;)

Podjazd pod Valparolę sprawia jednak, że szybko pozbywamy się kurtek. Ten uphill to dopiero franca i chyba największa niespodzianka. Najpier długo, długo nic, potem coraz mocniej przez las i mordercza końcówka w księżycowym krajobrazie. Jako że Tomek na góralu miał ciut gorsze tempo wysyłam mu SMS'a, że zjeżdżamy do samochodu zostawionego na Falzarego a potem do Cortiny. Na tym ostatnim zjeździe dopada nas deszcz i burza - 5km przed centrum lokujemy się w opuszczonym garażu skąd obserwujemy pajęczyny błyskawic nad Dolomitami.


Zachwytom nie ma końca ;)

Kiedy deszcz słabnie ruszamy z lampkami, ale nasza droga nie trwa długo, bo opady kolejny raz przybierają na sile - wbijamy pod jakieś zadaszenie naprzeciwko hotelu Villa Argentina. Po 10 minutach podejmujemy decyzję - nie ma na co czekać, lepiej już nie będzie i już po zmroku kulamy się bardzo wolno w kierunku Cortiny. Jest ciepło i kiedy po 2 km docieramy do tarasu z widokiem na naszą miejscowość Mariusz postanawia porobić jakieś nocne fotki. Problem jednak w tym, że plecak z aparatem i telefonem... został na poprzednim postoju.


Na obcej planecie Valparoli :)

Emocje sięgają zenitu, dzwonie do Tomka, żeby zjeżdzając samochodem zatrzymał się w tamtym miejscu, niestety nie odbiera. Nie pozostało nam nic innego jak wrócić się pod górę te 2km. Jestesmy przemoczeni, więc jest nam wszystko jedno, ale myśl o tych wszystkich dotychczasowych zdjęciach zapisanych na karcie aparatu działa niezwykle mobilizująco. Zguba okazuje się być w tym samym miejscu, w którym ją nieopatrznie pozostawił właściciel. Uf! Na kemping docieramy ok. godz 22, jest ciepło, więc zanim idziemy pod prysznice obżeramy się czym popadnie ;) Dziś z przygodami, ale nawet one nie zdołały przyćmić potęgi Dolomitów - te kolejny raz pozostawiły niezatarte wspomnienia pięknej walki na podjazdach, rajskich panoram i miejscami technicznych zjazdów. Nikt nie ma prawa narzekać - było godnie.

Ciąg dalszy nastąpi...

Szosa #34 (Hopki z Ultracyklistą;)

Niedziela, 12 czerwca 2016 · Komentarze(3)
Uczestnicy
Seba rzucił w sobotę hasło "Żar" na co ja nie mając rozplanowanej niedzieli wstępnie się zgodziłem. W nd było już jasne, że mogę z nim się pobujać po okolicy do woli i wymyśliłem mu zamiast komercyjnego Żaru - totalnie niekomercyjną i nieznaną Łysinę, na której jeszcze nie był. Ogólnie chyba nie narzekoł ;) Myślę, że taki górski trening przyda się każdemu, nawet długodystansowcowi jak un. Na koniec odprowadzam go za Kentucky, bo chłop chce zdążyć na mecz a sam wracam przez Osiek, Gierałtowice i Wieprz do domu. Szłapy zmęczone w opór, ale przy takiej średniej i tylu przewyższeniach to norma. Do zaś! ps. Vmax znowu 66,6km/h :DDDDDDDD


Niezwyciężone barwy biało-czerwone ;)))))))


20%, ale dopiero w końcówce piekło najmocniej ;)


Klawo, co nie? :)


Pół zapki w doner kingu - człowiek z dwoma żołądkami zjadł 1.5 :DDDDD


Szosa #25/2016

Niedziela, 15 maja 2016 · Komentarze(3)
Zimna Zocha dała popalić - dawno tak nie zmarzłem a deszczowe chmury znad Ustronia przegoniły mnie z powrotem na rodzinne tereny. Widać Równica musi poczekać ;) Na zjeździe z Kocierza mijałem tabuny rowerzystów nie zrażonych kapryśną aurą a w drodze powrotnej na granicy Porąbki i Czańca spotkałem ex-bikestatowicza Krzyśka (tool), który właśnie wyjechał na swoją niedzielną rundę ;) 


Przez tą chmurkę zarządziłem odwrót ;)


Nieśpiesznie pod górę ;)


Wreszcie słońce :)


Szosa #11/2016

Sobota, 19 marca 2016 · Komentarze(3)


Nie będę się rozpisywał, bo wyjazd ten to dla mnie chlyb powszedni (amen), jeno towarzystwo było jakby niecodzienne. Znany vloger, Ślunzok i ultras w jednym (nie wiem tylko w jakiej kolejności;) przyjechał se na Żar. Oczywiście nie obyło się bez dwóch pit-stopów przy biedronkach (chyba ma tam jakieś zniżki czy coś) i jednego wypasionego postoju w cukierni na granicy Wilkowic i Bielska-Białej, którą niniejszym polecam ;) Udało się objechać wszystko przed zapadnięciem zmroku, na który to się nie przygotowałem, więc presja czasu była jakby obecna ;)







height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/521192399/embed/3b478951f6c3ec4e596d60c19dffadc5c5a034eb">

Szosa #5/2016

Niedziela, 14 lutego 2016 · Komentarze(7)
Spontan. Na początku sprinterski (kierunek Zator), a na końcu zakończony umieralnią pod Kocierzem. W Wadowicach skapnąłem się, że dzwonił Funio - zaś nam nie było dane pokręcić i się rozminęliśmy. Taki lajf ;) Temperatura dziś wahała się znacznie - od 12 stopni i full lampy do ok. 5 w Suchej Beskidzkiej i 0 w Okrajniku / Kocierzu Moszczanickim.





Szosa #4/2016

Niedziela, 7 lutego 2016 · Komentarze(2)
Kategoria >100
Miało być z ekipą, ale "tajming" był z czapy :) Dogoniłem Funia dopiero na )( Kocierskiej w momencie kiedy brali się już za zjazd - no nic, przynajmniej go zobaczyłem w tej śmisznej czopce :D Jakoś te tornada się nie sprawdziły, było nie gorzej niż tydzień temu w sobotę :)










Słoneczna wrześniowa szosa ;)

Niedziela, 13 września 2015 · Komentarze(3)
Niedzielna szosa wydaję się optymalnym rozwiązaniem. Na drogach ruch znikomy, panuje względny spokój. Tak jest w zasadzie do późnych godzin popołudniowych kiedy to ludzie zaczynają wracać do domów i tworzą się potężne korki. I tak co tydzień. Ale nie zawsze bywa tak sielankowo, o czym przekonał się nasz kolega Paweł, który tydzień temu w drodze na wczesnoporanną zgrupkę miał niestety dość poważny w skutkach wypadek. Klasycznie już wymuszenie samochodziarza... Pawłowi życzę szybkiego powrotu do zdrowia a Was uczulam, że nawet na względnie spokojnej drodze trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte! Dziś kolejny raz wyprzedzał mnie na centymetry rozpędzony, nie bójmy się tego słowa: IDIOTA z bielskiego PKSu. Zatrzymał się na przystanku, ale tym razem nie chciałem sobie psuć niedzieli, choć należał się mu solidny opierdol przez duże O.

Migawki z trasy ;)
Migawki z trasy ;) © k4r3l