Dolomiti Trippin' - numero duo

Piątek, 24 czerwca 2016 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Przekraczania swoich granic ciąg dalszy...
Dzień numer dwa przyniósł sporo wyzwań, zresztą wystarczy spojrzeć na profil - 4 przełęcze, 4 bardzo fajne podjazdy zwieńczone bajecznymi zjazdami po drogach szerokich i dobrej jakości. Słońce od rana dawało się we znaki, ale nie wyjechaliśmy z rana, bo ciężko było się ot tak zebrać - pierwsze porządne śniadanie a przede wszystkim kawa były niezbędne. Na przełęcz Falzarego dotarliśmy samochodem - czekał nas zjazd wczorajszym podjazdem i trochę męcząca, choć wcale nie jakaś ciężka przebitka do Arraby.


Pięknie się zapowiada:)

Wzorowe serpentynki. Poezja :)

Pierwszy podjazd dzisiejszego dnia do absolutny hit tamtejszej okolicy - Passo Pordoi była świadkiem wielu porażek jak i spektakularnych zwycięstw na Giro. Jest przy tym tak charakterystyczna (odkryta, bardzo kręta i niezbyt stroma), że z miejsca polecam ją jako rozpoczęcie swojej przygody z Dolomitami. Klimaty kolarskie daje się odczuć niemalże od samego początku - liczba rowerzystów na trasie robi wrażenie, kilku nawet wyprzedzam, paru wyprzedza mnie - generalnie dzieje się sporo, a ładowanie akumulatorów odbywa się metodą wzrokową - każda kolejna serpentyna odkrywa przed nami okolicę.

Wysoko, a można jeszcze wyżej. Kolejką :)

A tak to robi Mike Cotty:

Na górze czuć atmosferę kolarskiego regionu - wbetownowany karbonowy Willier pełniący rolę pomnika świetnie to obrazuje. Pojawiają się nawet prosi z Astany oraz ich wóz techniczny, wyprzedził mnie ktoś z FDJ, słowem: dzieje się! Mariusz postanawia zakosztować klimatów MTB, bo jego Agentka mimo iż na cienkich oponkach i sztywnym widelcu wyrywa się na szlak - wskakuje na singletracka i zjeżdża kawałek na tyle na ile łaskawe jest dla niego podłoże. Jak widać nie tylko szoszoni mają tam po co przyjeżdżać.

Kotlina dookoła podjazdu robi mega wrażenie!


Jakby komuś coś się popsuło to tutaj ma cały rower :D


Zjazd z Pordoi nie trwa długo, bo odbijamy na Sellę - kolejny, nie bójmy się tego słowo - w tym wypadku z pewnością go nie nadużywamy, kultowy podjazd - przełęcz Sella! Odcinek podjazdowy jest średnio ciężki, ja niestety z racji przełożeń (wszystko tam robiłem na 34*25) nie mogłem wolno jechać, stąd trochę się ujechałem pod górę, ale po drodzę mijając sporo zawodników jakiegoś lokalnego teamu. Na olśniewający szczyt dotarłem w miarę sprawnie, tam pogadałem chwilę z młodym Włochem, który wpadł w okolice na weekend z Werony. Wcześniej widziałem go na Pordoi - rzucał się w oczy jego Bianchi w tradycyjnym umaszczeniu "celeste".

Sella zniszczyła system i wybiła korki!

Jest tam obłędnie!

Sella to świetne miejsce oferujące fantastyczne doznania wzrokowe - z każdej strony coś ciekwego, momentami aż kolana się człowiekowi uginały a i łza w oku potrafiła się zakręcić - moc! Zjazd to majstersztyk, bardzo płynny, choć krótki, bo w kolejce czekała kolejna hopka - Passo Garda. Dosyć nietypowa, bo rozpoczynająca się serpentynami, następnie oferująca dość długie wypłaszczenie wzdłuż masywnych ścian z kilkunastometrowymi wodospadami i kończąca się raz jeszcze kilkoma ostrymi zawijasami. Na szczycie widoki, jak na Dolomity, takie sobie, więc już wszyscy razem zjeżdżamy do Corvary. Na zjeździe dopada nas lekki deszcz, ale do La Ville docieramy już mokrzy.

Na spotkanie z pierwszą dolomicką burzą ;)

Podjazd pod Valparolę sprawia jednak, że szybko pozbywamy się kurtek. Ten uphill to dopiero franca i chyba największa niespodzianka. Najpier długo, długo nic, potem coraz mocniej przez las i mordercza końcówka w księżycowym krajobrazie. Jako że Tomek na góralu miał ciut gorsze tempo wysyłam mu SMS'a, że zjeżdżamy do samochodu zostawionego na Falzarego a potem do Cortiny. Na tym ostatnim zjeździe dopada nas deszcz i burza - 5km przed centrum lokujemy się w opuszczonym garażu skąd obserwujemy pajęczyny błyskawic nad Dolomitami.


Zachwytom nie ma końca ;)

Kiedy deszcz słabnie ruszamy z lampkami, ale nasza droga nie trwa długo, bo opady kolejny raz przybierają na sile - wbijamy pod jakieś zadaszenie naprzeciwko hotelu Villa Argentina. Po 10 minutach podejmujemy decyzję - nie ma na co czekać, lepiej już nie będzie i już po zmroku kulamy się bardzo wolno w kierunku Cortiny. Jest ciepło i kiedy po 2 km docieramy do tarasu z widokiem na naszą miejscowość Mariusz postanawia porobić jakieś nocne fotki. Problem jednak w tym, że plecak z aparatem i telefonem... został na poprzednim postoju.


Na obcej planecie Valparoli :)

Emocje sięgają zenitu, dzwonie do Tomka, żeby zjeżdzając samochodem zatrzymał się w tamtym miejscu, niestety nie odbiera. Nie pozostało nam nic innego jak wrócić się pod górę te 2km. Jestesmy przemoczeni, więc jest nam wszystko jedno, ale myśl o tych wszystkich dotychczasowych zdjęciach zapisanych na karcie aparatu działa niezwykle mobilizująco. Zguba okazuje się być w tym samym miejscu, w którym ją nieopatrznie pozostawił właściciel. Uf! Na kemping docieramy ok. godz 22, jest ciepło, więc zanim idziemy pod prysznice obżeramy się czym popadnie ;) Dziś z przygodami, ale nawet one nie zdołały przyćmić potęgi Dolomitów - te kolejny raz pozostawiły niezatarte wspomnienia pięknej walki na podjazdach, rajskich panoram i miejscami technicznych zjazdów. Nikt nie ma prawa narzekać - było godnie.

Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze (6)

Adam: no nie wiem czy aż tak, ale te widoki wokół po prostu dodają kilka dodatkowych watów pod nogę ;)

Jakub: też zazdraszczałem, zanim się tam udałem ;) norma ;)

Dominik: spokojnie, z Waszą ekipą łatwo się zorganizujecie, a okolica jest warta grzechu!

Tomek: i co z Tatrami? :P ja jestem teraz drugi tydzien wyłączony, antybiotyk te sprawy, moze coś we wrześniu, ale nawet nie wiem czy mi się chce :D

Elu: no zdecydowanie! najpiekniejsze miejsce jakie do tej pory widziałem (ale kiepski ze mnie obieżyświat, hehe)

pozdrówki!

k4r3l 21:09 wtorek, 23 sierpnia 2016

Tak pięknie, że brak słów!

niradhara 14:18 niedziela, 17 lipca 2016

Pięknie!!!
A teraz powrót do przaśnej rzeczywistości i organizuj znajomym z BS Tour the Tatry jak tradycja coroczna nakazuje:)

funio 21:42 czwartek, 30 czerwca 2016

Jeździłby, troszkę zazdrości, ale kto wie, może i mnie będzie dane tam pojeździć.

miciu22 13:55 środa, 29 czerwca 2016

Zazdraszczam w fuj!

bobiko 13:47 środa, 29 czerwca 2016

Bajkowe widoki. Warto dla nich płuca wypluć i ścięgna zerwać :-)

limit 09:08 środa, 29 czerwca 2016
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa escia

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]