Wpisy archiwalne w kategorii

REKORD

Dystans całkowity:1350.50 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:55:14
Średnia prędkość:24.45 km/h
Suma podjazdów:17833 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:337.62 km i 13h 48m
Więcej statystyk

Tour de Tatry ;)

Sobota, 1 sierpnia 2015 · Komentarze(20)
Uczestnicy
Plan na trasę roku zrealizowany, teraz potrzebny już tylko przeszczep kolan ;) Szczerze? Mogę już do końca roku nie wsiadać na rower. Dlaczego? Ano dlatego, że nie przypuszczam, żeby przytrafiła się w najbliższych 5 m-cach równie szalona rajza. Ale tak to już jest z tymi wyjątkowymi tripami. Po 3 godzinach snu taka trasa to nie był najlepszy pomysł, ale co mają powiedzieć Ci co nie zmrużyli oka praktycznie wcale? Start z Żywca o godz. 3 nad ranem - nieprzyzwoicie nieludzka pora, ale co zrobisz? Nic nie zrobisz ;)

Ekipa w komplecie, a Lama pod drzewkiem ;)
Ekipa w komplecie, a Lama pod drzewkiem ;) © k4r3l

Do Zakopca bez udziwnień - sprawdzoną trasą przez Namestów, Trzcianę i Chochołów. Zjazd do Namestova był jednym z tych najzimniejszych - 3 stopnie powyżej zera przy krótkich gaciach (Lama cwaniak miał nogawki) to nie był szczyt komfortu. Zresztą najbardziej i tak ucierpiały palce w rękach - sine jak przy grudniowym mrozie. A tu sierpień ledwo się zaczął - sorry, taki mamy klimat ;)

Obłędne Jezioro Orawskie ;)
Obłędne Jezioro Orawskie ;) © k4r3l
No to jazda ;)
No to jazda ;) © k4r3l

W Zakopanym spokojnie - to pewnie z powodu wczesnej pory. Nie zatrzymujemy się tam i od razu ciśniemy sympatyczną i osławioną drogą Oswalda Balzera do Łysej Polany, by tam ponownie przekroczyć granicę polsko-słowacką. Na koniec uskuteczniamy slalom pomiędzy samochodami stojącymi w korku przed skrętem do Morskiego Oka - a właściciele gruntów trzepią na nich niezłą kasiorę ;) Od tego miejsca zaczął się raj!

Jest pięknie ;)
Jest pięknie ;) © k4r3l

Aż chce się kręcić ;)
Aż chce się kręcić ;) © k4r3l

Słowacjo, ojczyzno moja, tyś jest jak zdrowie... Serio, nie jestem obieżyświatem, ale to co tam zastałem przeszło moje wyobrażenia. Okolice Zdziaru czy Tatrzańskiej Łomnicy (widok Lomnicy był niesamowity) to jedne z piękniejszych miejsc, które mijaliśmy - zielone łąki a na nich owce, majestatycznie pnące się szczyty i ta drogowa kultura Słowaków (nie wspominając o urodzie Słowaczek;) - mimo, że lubią przycisnąć mocniej pedał gazu to jednak w zdecydowanej większości wyprzedzają rowerzystów z zachowaniem stosownej odległości, czasem trąbią, ale lekko, ostrzegawczo.

Chwilowo po polskiej stronie ;)
Chwilowo po polskiej stronie ;) © k4r3l

Droga Oswalda Balzera ;)
Droga Oswalda Balzera ;) © k4r3l

Na ciepły posiłek zatrzymaliśmy się dopiero w okolicy Starego Smokovca - spaghetti/pizza nie zagrzały jednak miejsca w baku na długo, bo Marek przygotował dla nas "mały" bonus - 6.5 kilometrowy podjazd na wysokość ponad 1650m (600m przewyższenia) - czyli Sliezky Dom. Podjazd o nawierzchni asfaltowej, ale znacząco uszkodzonej w środkowej części, co nie zmienia faktu, że wjazd tam uważam za jeden z najlepszych momentów tripu - widok stamtąd może nie był powalający, ale bliskość skalnych dwutysięczników potęgował wrażnie naszej maluczkości ;)

Zjazd do Łysej Polany ;)
Zjazd do Łysej Polany ;) © k4r3l

Słowacja jest piękna! ;)
Słowacja jest piękna! ;) © k4r3l

Droga Strbskiego Plesa ciągnęła się strasznie, ale nie była wcale nudna - z lewej mieliśmy widok na południową część Słowacji (Tatry Niskie) a z prawej raz za razem wyłaniały się kolejne szczyty Tatr Wysokich. W Szczyrbskim Plesie kolejny popas: kilka żymłów i batonów musiało tym razem wystarczyć - ceny w sklepach z potravinami są znośne, nie to co w knajpach (euro deset za colę 0.3 ml! - to tyle co za duże piwo w tej samej knajpie;) czy pseudo-schroniskach na większych wysokościach.

Łomnicki Szczyt niczym twierdza z Dział Navarony ;)
Łomnicki Szczyt niczym twierdza z Dział Navarony ;) © k4r3l

Końcówka podjazdu na Sliezky Dom ;)
Końcówka podjazdu na Sliezky Dom ;) © k4r3l

Wg profilu miał nas czekać przyjemny zjazd aż to Liptovskiego Mikulasza - w rzeczywistości bez pedałowania jednak się nie obyło ;) Za tą miejscowością rozpoczęliśmy odwrót zostawiając to co najlepsze za sobą. Przed nami było jeszcze trochę górek, w tym wjazd na Przełęcz Huty - na świeżego bym ją ubóstwiał, ale po tylu km było ciężko. Chwilę wcześniej Marek złapał kolejnego kapcia i musiał z racji braku zapasów (wcześniej zmieniał już dwukrotnie - zniszczona od środka opona robiła robotę :/) łatać dętkę. Na jego wyraźną prośbę pojechaliśmy dalej (do granicy zostało niewiele km, miał przy sobie eurasy - nie zginie ;).

Najwyższy punkt programu ;)
Najwyższy punkt programu ;) © k4r3l

Po zjeździe z przełęczy rozpoczęliśmy nerwowe poszukiwanie czynnego sklepu - market w centrum Zuberca był nieczynny. Z pomocą przyszedł rowerzysta z córką w foteliku (to zresztą był bardzo częsty widok dzisiejszego dnia, nawet na trasie pod Tatrami!) i pokierował nas do czynnego jeszcze, obleganego niczym Częstochowa w sezonie pielgrzymkowym (tudzież XVIII wieku;),  sklepiku w jednej z bocznych uliczek.

Szum wodospadu niósł się po okolicy ;)
Szum wodospadu niósł się po okolicy ;) © k4r3l

Do Marka zadzwoniliśmy z Twardoszyna - był mniej więcej 5 km za nami, cały i zdrowy. Ale nie planował jechać do Korbielowa, tylko odbić w Namestovie na zachód, by wjechać do Polski od strony Ujsoł - szacun, bo ja bym tam po zmroku chyba zawału dostał! Nie wiem skąd wzięliśmy tyle energii ale od Namestowa, przez Korbielów aż do samego Żywca lecieliśmy kosmicznym tempem. Przed przełęczą podpuściłem jeszcze Lamę i Gustava, żeby zaczęli się ścigać o premię górską - mieliśmy mega polewkę z tyłu widząc oddalające się czerwone światełka. Gustav mimo 400km w szłapach objechał Lamę "o błysk szprychy", ale potem się to zemściło, bo chłopa odcinało ;)

Strbskie Pleso odhaczone ;)
Strbskie Pleso odhaczone ;) © k4r3l

Na stacji benzynowej wciągnąłem z Tomkiem zapiekankę, którą zapiliśmy kawą - tego nam było trzeba, czegoś ciepłego, czegoś niesłodkiego i czegoś wyrazistego w smaku ;) Po czteropaka kasztelana wpadł nawet Kamil Stoch z małżonką, ale nie poznał nas :( Dałem jeszcze Sebastianowi kurtkę na drogę, mnie się by raczej nie przydała i pojechaliśmy każdy w swoją stronę.

Kolarstwo doda ci skrzydeł ;)
Kolarstwo doda ci skrzydeł ;) © k4r3l

Co za wypad, co za trasa - best of the best jak to mówią ;) Jak zdrowie pozwoli chciałbym ją robić raz w roku, taki rytuał, wiecie, jak Kocierz min. raz w tygodniu :D Po powrocie do domu otwieram cydr, odpalam fejsa i co widzę? Dookoła Tatr w ten sam dzień (tylko chyba w przeciwnym kierunku) jechała na rowerze także... Justyna Kowalczyk! Wniosek jest jeden: jesteśmy miszczami :D Ps. właśnie czytam na profilu Stylówa.PRO, że dziś Tatry przywitały ich deszczem - a więc udało nam się objechać całość przy rewelacyjnej pogodzie - jak widać trzeba było zmarznąć, żeby nie zmoknąć, zawsze jest to "coś za coś" ;)

Do Okocimia w wiadomym celu ;)

Piątek, 3 lipca 2015 · Komentarze(11)
Head Control System, czyli zespół (projekt?) jednej płyty - "Murder Nature". Dla fanów Tool, Katatonia czy Faith No More ;)



Trasa wymyślona i zaplanowana przez Kubę. Wolne w piątek i hajda na trasę. Nie obyło się bez kilku wpadek logistycznych, jak np. kilometrowy odcinek przełajowy między polami (ale za to widokowy;). W Brzesku niestety nie ma knajpy przy browarze, ale niedaleko jest restauracja Pawilon (klimaty PSS Społem, wystrój rodem z prl, tv ustawione na PoloTV, radio łapie tylko rozgłośnię z Torunia, ale bardzo miła obsługa;), gdzie w cieniu drzew można się było napić chłodnego Okocimia i zjeść dobry, niedrogi obiad. W drodze powrotnej Kubę dopadł kryzys i ratował się paroma krótkimi drzemkami na przystankach. Ja z kolei nie wziąłem lampki (poranna myśl: "nie biorę, bo przecież najpóźniej na 22 będę w domu"). W progu domu zameldowałem się o 00:36 :DDD Całą drogę w ciemnościach udało się jechać bezpiecznie dzięki halogenowi Kuby. A końcówkę od Międzybrodzia przejechałem z odpaloną diodą w telefonie ;) Temperatury wahały się między 14 a 30 stopni, po drodze nie brakowało górek (praktycznie co chwila znak sygnalizujący większy podjazd). Asfalty od naprawdę dziurawych po niemalże pokryte jedwabiem :))), po których jechało się kompletnie bez wysiłku. To była rzeźnia!

ps. Życiówka pobita po raz kolejny w tym roku. Ciągle bez 300 :DDDD

Poranne widoczki ;)
Poranne widoczki ;) © k4r3l

Lanckorona zawsze spoko ;)
Lanckorona zawsze spoko ;) © k4r3l

Dobczyce - piękny zalew, ale NIE dla rowerów na koronie zapory :/
Dobczyce - piękny zalew, ale NIE dla rowerów na koronie zapory :/ © k4r3l

Cel osiągnięty - Browar Okocim ;)
Cel osiągnięty - Browar Okocim ;) © k4r3l

Browar w Brzesku, ale w sąsiedztwie Okocimia ;)
Browar w Brzesku, ale w sąsiedztwie Okocimia ;) © k4r3l

Widok z koryta... rzeki ;)
Widok z koryta... rzeki ;) © k4r3l

Pachamy, pchamy, czyli miejscowość rodzinna Rafała Majki ;)
Pchamy, pchamy, czyli miejscowość rodzinna Rafała Majki ;) © k4r3l

Taką szosą to ja mogę zjeżdżać ;)
Taką szosą to ja mogę zjeżdżać ;) © k4r3l

Nie chciała siedzieć w foteliku :)))
Nie chciała siedzieć w foteliku :))) © k4r3l

Jurajsko-szosońsko

Niedziela, 14 czerwca 2015 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Ostatnio słuchane - Naumachia (Polska). "Analogowy" kawałek na cyfrowej płycie ;)


Nawet nie dziwiłem się tym mijanym po drodze grupkom kolarzy, którzy obrali kierunek przeciwny do naszego - góry przyciągają, ale nawet takim "góralom" jak my zdarza się czasem odstępstwo od reguły. Szybki przelot do Babic i meeting z Tomkiem przy podzamkowym skansenie - dziś tylko on był dysponowany, a szkoda, bo liczyliśmy na większą grupkę jaworznickich reprezentantów ;)

Wypas ;)
Wypas ;) © k4r3l
Dziś było dużo dobrej jakości asfaltów ;)
Dziś było dużo dobrej jakości asfaltów ;) © k4r3l

Ale zdarzały się i takie obrazki ;)
Ale zdarzały się i takie obrazki ;) © k4r3l

Tutaj myślenie nawigacyjne kompletnie mi się wyłączyło - oddałem się rowerowaniu ustalając swoją lokalizację dopiero przy bardziej charakterystycznych miejscach. A tych dziś nie brakowało, o czym nasz przewodnik zawsze w kilku, niekoniecznie nadających się do publikacji, słowach informował ;)
Pustynia Błędowska jest OK :)
Pustynia Błędowska jest OK :) © k4r3l
Znowu zamek, znowu ruina - wiało nudą ;)
Znowu zamek, znowu ruina - wiało nudą ;) © k4r3l

Jurajskie miejscówki są bardzo urokliwe - kątem oka zerkaliśmy także w las, gdzie wiły się zachęcająco wyglądające single, ale dziś miała być tylko szosa. No właśnie, miała... Odcinki przełajowe czy jak ten wybitnie górski (od zamku w Pieskowej Skale) dały się we znaki 25mm continentalom nabitym do 6.5 bara ;)

Skała :)
Skała :) © k4r3l
Rowerowo i zamkowo ;)
Rowerowo i zamkowo ;) © k4r3l

Ruiny jak to ruiny - robią wrażenie, choć nie wszędzie da się dotrzeć na szosie, niekiedy było koniecznie prowadzenie, innym razem odpuszczaliśmy, ale Kuba dzielnie na góralu wjeżdżał wszędzie (m.in. Smoleń(sk) czy ostatni na trasie Tenczynek) - szacun!

Przełaje ;)
Przełaje ;) © k4r3l
Szosa MTB - prawie jak w Beskidach ;)
Szosa MTB - prawie jak w Beskidach ;) © k4r3l

Świetne wrażenie robiła także Pustynia Błędowska, chociaż tamtejszy krajobraz coraz bardziej zielony. Majaczące na horyzoncie zabudowania np. Dąbrowy Górniczej prezentowały się zacnie. To również był ciekawy punkt trasy a zwłaszcza informacja naszego przewodnika (tak na marginesie strasznie wulgarny typ, nie polecam;) o tym, że można tam zrobić niezłe rowerowe safari. Słowem: jeździłbym ;)

Bruki też były ;)
Bruki też były ;) © k4r3l
Zamek Tenczn :)
Zamek Tenczn :) © k4r3l

Rozdzieliliśmy się tradycyjnie w Babicach i pomknęliśmy z Kubą na Wadowice. Tam krótki i ostatni już popas we Frydrychowicach. Nie smakowało już nic - pepsi be, banany bez smaku, jabłka ohydne, ice-tea po minucie zamieniająca się w ciepły rosół ;) A jeść i pić trzeba! ;) W Andrychowie podejmuję decyzję - robię atak na życiówkę. Poprzedni rekord to pamiętna wyprawa do Zakopca z zacną ekipą sprzed dwóch lat - najwyższy czas to poprawić. Zwłaszcza, że szosa zobowiązuje ;) Zegnam się z Kubą i jadę po kilka dodatkowych km'ów.

Nocna Targanica - ktoś naprawił znak ;)
Nocna Targanica - ktoś naprawił znak ;) © k4r3l

W Roczynach kurs na Porąbkę, lecę przez Kobiernicę na zaporę. Tam pierwsze krople deszczu i błyski w oddali. A tu jeszcze trzeba wrócić przez... Wielką (i mroczną o tej porze;) Puszczę, na końcu której czeka... Przełęcz Targanicka. Świetny wypad krajoznawczy, dzięki za towarzystwo i przewodnictwo, życiówka pobita, a na 300 jeszcze przyjdzie czas, ale bez napinki - ultrasem nie jestem ;)