Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:421.94 km (w terenie 12.00 km; 2.84%)
Czas w ruchu:19:10
Średnia prędkość:22.01 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:5200 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:60.28 km i 2h 44m
Więcej statystyk

Pracowo-deszczowo ;)

Wtorek, 28 czerwca 2011 · Komentarze(11)
Ech, czym byłby dojazd do pracy bez niespodzianek? Zwykłym, nudnym dojazdem do pracy ;) Rano rześko, 11*C ale jadę na krótko, wszak mam plan się zagrzać na podjazdach, a pierwszy mam przecież po kilkudziesięciu metrach...
Ten zajebisty widoczek niedługo przysłoni kolejna świątynia... © k4r3l

Czasu podjazdu na Przegibek od Międzybrodzia nie mierzę - na oko wyszło coś koło 25 minut. Przez miasto jedzie się ok, ruch spory ale mam farta i na światłach nie stoję długo. Standardowo składam wizytę Ani, a potem już do siebie, do tyry.
Nieśpiesznie do pracy - przystanek nad Jeziorem Czanieckim :) © k4r3l

Już podczas pracy pogoda zaczęła się chrzanić, ale wg prognoz miało padać dopiero po 19, więc miałem dojechać suchy do domu... Na Przegibkiem wiszą nieprzyjazne chmurzyska - czyżby więc powtórka z rozrywki? Już raz dopadła mnie tam ulewa z burzą, tym razem tylko na szczęście postraszyło...
Nad Przegibkiem znowu nieciekawie... © k4r3l

Aaa, tym razem czas zmierzyłem, bo brakowało mi tego pomiaru do kolekcji i wyszło od BP 23m59s więc całkiem przyzwoicie myślę, jak na jazdę po robocie...
Widoczek na zatoczkę i kultowy Żar :) © k4r3l

Na dobre rozpadało się w Wielkiej Puszczy. Początkowe siąpienie przerodziło się w regularny deszcz, którego nasilenie przeczekałem pod wiatą przystanku... Czasu jednak szkoda, poza tym zaczynało się robić chłodno, więc ruszyłem tyłek i powoli zacząłem podjazd na Beskidek...
Wielka i na dodatek mokra puszcza :) © k4r3l

Od tego momentu już wiedziałem, że suchy do domu na pewno nie dojadę:) Brak błotników, do tego letni, ale jednak zawsze, deszcz - po paru kilometrach było już mi wszystko jedno więc podkręciłem tempo wzbudzając zdziwienie poubieranych i oparasolowionych lokalesów wychodzących z kościoła :) Więcej grzechów nie pamiętam...
Takie se, że niby artistiko :) © k4r3l

Po żywieckiej stronie mocy ;)

Sobota, 25 czerwca 2011 · Komentarze(13)
Sobie odświeżyłem ostatnio jedną taką nieistniejącą już szwedzką kapelkę. Utwór jest zwyczajnie zajebisty i świetnie się przy nim kręci, zwłaszcza pod górę! Gardenian...


Luźna wyprawa w rejony, po których śmiga znany żywiecki uphill'owiec - Jeremiks :) Za cel obrałem sobie dwie tamtejsze przełęcze: Ślemieńską i Rychwałdek.
Początek podjazdu pod Przełęcz Ślemieńską;) © k4r3l

Najpierw musiałem się przedostać na drugą stronę (tj. do innego województwa;) standardowo przez Przełęcz Kocierską. Podjazd spokojny, bez pomiaru czasu, nie było też z kim się ścigać, bo wszyscy jechali w przeciwnym kierunku;) Na zjeździe trochę chłodno, kapryśne słońce chowa się za nadchodzące chmury, zaczyna kropić.
Przystanek z widoczkiem ;) © k4r3l

Widoczek z przełęczy nr 1... ;) © k4r3l

Widoczek z przełęczy nr 2... ;) © k4r3l

Widoczek z przełęczy nr 3... ;) © k4r3l

Zaczynam wątpić w powodzenie tej wyprawy, ale nie zatrzymuję się pod żadną wiatą, bo ten letni deszczyk nie jest wcale taki tragiczny a i szkoda trochę czasu;) Pada tak sobie lajtowo w całą drogę przez Łękawicę i Gilowice. Kiedy zaczyna się podjazd pod pierwszą tamtejszą przełęcz wychodzi słońce! Razem z genialnymi widoczkami i klimatem daje mi to potrzebnego kopa.
Początek ataku na Rychwałdek:) © k4r3l

I to mi się podoba :) © k4r3l

Podjeżdża się w takich okolicznościach :) © k4r3l

Następnie zjazd i atak na drugą przełęcz w okolicy z dwóch możliwych opcji wybieram ul. Karpacką. Jeszcze przyjdzie czas na drugi, ponoć bardziej stromy wariant. Podjeżdża się przyjemnie i jak się okazuje nie taki diabeł straszny;) Trzeba będzie jeszcze zrobić rewers tej trasy, bo zaprawdę powiadam Wam - warto!
Widoczek z przełęczy w stronę Łysiny i Kocierza ;) © k4r3l

Cholernie spodobały mi się tamtejsze okolice, cisza, spokój, fajne choć krótkie podjazdy - słowem raj! Poza tym przy dobrych warunkach można nacieszyć oczy kapitalnymi widoczkami! Mniam!
A to już widokówka z zapory w Porąbce ;) © k4r3l

Powrót zakładałem przez Kocierz, ale czarne, nad tym rejonem, chmurzyska skutecznie mnie od tego pomysłu odwiodły. Wracam więc przez Tresną, Międzybrodzia i Porąbkę. Droga od Tresnej mokrusieńka, więc i dupa mokra i twarz utytłana:) I tak już do samego domu. Jeszcze na koniec atak na Przełęcz Beskidek - spodziewałem się odcięcia prądu, ale udało się tego uniknąć i wjechałem bez problemu.
Na Przełęczy Targanickiej ;) © k4r3l

A pomyśleć, że miałem siedzieć tego dnia w domu... Fakt, wiatr momentami mógł być słabszy, poza tym ta niepewna pogoda ciągle nie dawała gwarancji na udany wypad. Jednak opłacało się przełamać, bo trasę śmiało mogę zaliczyć do jednych z lepszych jakie jeździłem a z pogodą miałem farta! (rozpadało się na mojej ulicy:) Polecam każdemu wycieczkę do gmin Gilowice i Ślemień - nie pożałujecie!

DPD vol.3

Środa, 22 czerwca 2011 · Komentarze(12)
Cotygodniowe DPD. Miałem jechać wczoraj, ale nie mogłem się zebrać, w sumie dobrze, bo i tak mi łeb ostro napieprzał. Dzisiaj straszyli burzami, gradobiciem, a okazało się, że był to typowy upalny dzionek z mnóstwem słońca :) Po drodze nie wydarzyło się nic szczególnego, więc dziś tylko kilka fotek dla urozmaicenia:) Z innej beczki: zaciekawił mnie ten tekst >KLIK<. Fajna inicjatywa, chociaż za moje 70 km dziennie raczej nie byliby chętni do wypłaty świadczenia :) Zresztą, nie oszukujmy się - przy obecnej czarnej dziurze budżetowej nie ma u nas szans na takie luksusy:)

Bociek na wypasie ;) © k4r3l

W stronę Porąbki:) © k4r3l

Medżik odpoczywa, a ja tyram ;) © k4r3l

Przerwa na widoczek ;) © k4r3l

Trzeci podjazd kocierski ;)

Niedziela, 19 czerwca 2011 · Komentarze(8)
Powrót do domu i jednocześnie powrót do rzeczywistości. Dwa tygodnie urlopu - bo tyle należy się przeciętnemu zjadaczowi chleba to stanowczo za mało... Trzeba będzie zacząć kombinować i przedłużać, z tego co zostało, weekendy;)
Po drodze nie brakuje malowniczych pejzaży... © k4r3l

Urlop był mało rowerowy - generalnie skupiliśmy się na wypoczynku, bo ten rok jak i poprzedni nie należały do najprzyjemniejszych... Dzisiejsza trasa bez większych urozmaiceń, więc można potraktować jako standard. Ale póki co się nie nudzi ;) Poza tym fiksująca co jakiś czas pogoda dodawała całości smaczku ;)
... jak i ciekawych przystanków na trasie ;) © k4r3l

Z racji powrotu do życia codziennego poświęciłem chwilę na uaktualnienie wiadomości z regionu. Cóż, oprócz tych prozaicznych natrafiłem na dwie dość skrajne. Pierwsza to wczorajsza tragiczna śmierć motocyklisty w Kocierzu Moszczanickim. Dzisiaj tamtędy przejeżdżałem - znicze na poboczu, pozostały jeszcze policyjne numerki - nie wyglądało to ciekawie. A scenariusz klasyczny: 30to latek wypada z drogi na ostrym zakręcie i kończy w przydrożnym rowie. Należy dodać, że nie posiadał on kasku a prosta, którą uprzednio jechał pozwala spokojnie rozwinąć maksymalną prędkość... Kolejny przydrożny krzyż niedługo zasili tą już bogatą w te symbole okolicę... Przykre...
Prosta + ostry skręt + brak wyobraźni= ... © k4r3l

Druga informacja to już z typu tragikomicznych. Otóż 28latek skoczył do rzeki Białki w centrum Bielska-Białej po wcześniejszej sprzeczce z dziewczyną. Chłop połamał dwie nogi i śmiem wątpić czy gra była warta świeczki. Od razu pojawiły się komentarze życzliwych Internautów, że jak chciał się zabić to powinien na główkę skoczyć itp. Słowem, w regionie się dzieje, oj dzieje ;)
Początek konkretnego podjazdu! © k4r3l

Na przełęcz podjechałem sobie trzecim podjazdem kocierskim, bo w tym roku jeszcze tamtędy nie jechałem i powiem Wam, że to jest ściana! Nie wiem, w ubiegłym roku nie wydawała mi się taka stroma, ale dziś jechało się tragicznie. Oczywiście na młynku, bo jakże inaczej:) Czas jakiś totalnie beznadziejny, więc nawet nie podaję ;P Na profilu wysokościowym widać bardzo ładnie jaka to ścianka - krótka ale treściwa ;)
Ciekawostka... dla złomiarzy ;) © k4r3l


Szybcy i wściekli :)

Piątek, 17 czerwca 2011 · Komentarze(7)
Dziś mało zdjęć bo i focić nie było kiedy - rywale, a zwłaszcza jeden taki, mocno naciskali i denerwująco długo siedzieli na kole :) Na weekend do Kalnej tym razem przez Kocierz - tu wszystko się zaczęło. Najpierw za pierwszym zakrętem podjazdu pod przełęcz znika mi bajker, więc nie ma zmiłuj - cisnę za nim ;) Dwa wiraże dalej oglądam się i co widzę? Napierającego kolarza na szosie. Ten mija mnie, pozdrawia i bierze się za tymczasowego "lidera" :)
Górzyste okolice Targanic :) © k4r3l

Z szosowcem nie mam szans, więc nawet nie próbuję, ale tego niby niepozornego rowerzystę w czapeczce i okularkach wyprzedzam. Jakież jest moje zdziwienie gdy dwa zakręty przed szczytem gość siada mi na kole. Nienawidzę tego, więc jadę swoje i tuż przed przełęczą wrzucam kolejny bieg i finishuje. Muszę wykonać fonkol więc się zatrzymuję a gość jedzie w stronę zajazdu... Po telefonie pora na zjazd - rywala już nie widać i raczej nie robię sobie nadziei, że go jeszcze spotkam. A tymczasem w Kocierzu Moszczanickim dostrzegam na horyzoncie niebieską koszulkę wspomnianego jegomościa :>
Niebieski "predator" ahead ;) © k4r3l

Chyba nie muszę mówić, co się dalej dzieje:) Na prostej wyprzedzam go kolejny raz machając mu ręką, ale trzeba mu przyznać, że ostro ciśnie. Na skrzyżowaniu znowu mnie dochodzi i zaczyna się powtórka z rozrywki. W międzyczasie "miśki" machają lizakiem, w sumie nie wiem czy się zatrzymywać czy nie, ale tym razem to nie bajkerzy byli na celowniku ;) Gość ciągle nie odpuszcza se myślę - wpadłem, bo już nie mam pary:) Jeszcze trochę ciągnę go za sobą pod górę (cwaniak jeden:) a on wyprzedza mnie dopiero na zjeździe... Zaczynają się jaja bo przed nami pojawia się kolejny kolarz i gość widać, że i jemu chce uprzykrzyć życie.
Taka franca wlazła mi w oponę... © k4r3l

Jedziemy ostro aż do końca zapory w Tresnej, auta nas nie wyprzedzają, bo po co jak na budziku mamy spokojnie 35km/h. Mój udział w rywalizacji kończy się na zaporze w Tresnej - obijam na Zarzecze a kolesie jadą w stronę Międzybrodzia. Ciekawe jak to się w ich przypadku skończyło. Ale normalnie szacun dla typa - dał mi niezły wycisk ;)
Przydrożny warsztat ;) © k4r3l

Za zaporą okazuje się, że złapałem gumę - chyba jednak niedokładnie oglądnąłem wczoraj oponę, bo wyciągam z niej malutki odłamek szkła... Na szczęście w pogotowiu mam ostatni połatany zapas, więc zmieniam i coś tam podpompowuję, na tyle na ile pozwala mi ledwo żywa uszczelka w pompce... Na miejsce docieram wykończony, ale usatysfakcjonowany - nie codziennie zdarza się pościgać po okolicy :)

Standard (tam i z powrotem)

Czwartek, 16 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Wyjazd przed godz 7 rano, więc kręci się całkiem sympatycznie. Na trasie mały ruch, ale i tak zamiast przez Czaniec wybieram drogę przez Wielką Puszczę.
Międzybrodzkie o poranku ;) © k4r3l

Czas podjazdu pod Przełęcz Targanicką od skrzyżowania wynosi 8min 19 sek. Szału nie ma, ale to tak poglądowo, żeby mieć jakieś odniesienie do czasu pokonania tego wzniesienia ;)
Budowa drogi ekspresowej w Łodygowicach © k4r3l

W Kalnej posilamy się pysznymi gołąbkami i już z Anią wracamy do Andrychowa. Przed nami burza, ale na szczęście udaje się nam ją ominąć. Potem siada nam na kole, więc podkręcamy tempo żeby uniknąć zmoknięcia :)
Ania napiera, a w tle widoczek ;) © k4r3l

W niektórych miejscach musiało solidnie polać, co jeszcze widać po mokrej nawierzchni. Powietrze gęstnieje a za nami rozciąga się duża czarna chmura.
Zielono na Przełęczy Targanickiej © k4r3l

Na całe szczęście udaje nam się dotrzeć do celu moknąc jedynie od własnego potu:) W Targanicach wyjeżdża na drogę traktorek z kupą siana na wozie, wyprzedzenie graniczy z cudem a oczami wyobraźni widzimy siebie z rowerami i browarem na tym sianku;)
Ostatni podjazd ;) © k4r3l

W domu okazuje się, że złapałem kapcia a więc ta wkładka antyprzebiciowa w Kendach Khanach nie zadziałała. Cudów się jednak po tym wynalazku nie spodziewałem, zwłaszcza przy swojej wadze;) Dziura została nawet w oponie na samej górze, ale myślę, że jeszcze na nich pojeżdżę...
Zawalidroga, czyli kupa siana na kołach :) © k4r3l

Klątwa Leskowca

Wtorek, 14 czerwca 2011 · Komentarze(8)
Po tygodniu byczenia się, obżarstwa i generalnego nic nie robienia pora trochę się rozruszać. Jako, że w nadbałtyckim krajobrazie doskwiera brak większych wzniesień to też oczywistym jest, że wybrałem się w teren. Szybka zmiana opon i można ruszać...
Czas beztroski :) © k4r3l

W Zagórniku wpadam na szlak zielony prowadzący w stronę Gancarza. Wiem co mnie czeka, bo podchodziłem pod ten szczyt już wielokrotnie, ale jakoś mi to nie przeszkadza... Po drodze gubię licznik (cholerne twist-locki Sigmy) więc wracam się po niego kilkanaście metrów, na szczęście znajduje...
Gancarz, ktoś zajumał tabliczkę PTTK, ale wysokość wciąż 802m n.p.m. © k4r3l

Na Gancarzu jak zwykle spokój i ładne widoczki. Ogólne wrażenie psuje niestety chmara much, które się mnie uczepiły jak rzep psiego ogona. Walka z nimi nie ma sensu, dobrze, że jest szybki zjazd i można uciec:) Szlak w kierunku Leskowca trochę zniszczony, zwłaszcza fragment podjazdowy pod Groń JP II - tam powstały bardzo głębokie żleby, które uniemożliwiają wjazd.
Panoramka z Gancarza - warto się wspinać! © k4r3l

Na samym szczycie pustki - to właśnie lubię. Ale to trzeba mieć czas w tygodniu żeby móc się delektować takim spokojem, ciszą i przestrzenią. Ja niestety go nie mam... W drodze powrotnej planuje zjechać drogą od Gancarza w kierunku Rzyk, żeby przetestować ewentualny dogodniejszy podjazd.
Jest Leskowiec, są widoczki ;) © k4r3l

Niestety moja ukryta natura blondyna na szlaku daje o sobie znać, bo zaliczam glebę na prostym odcinku jadąc może 8km/h. Kierownica w jednej ręce, w drugiej mp3ka i tak to się właśnie robi :) Jak widać dużo nie trzeba. W efekcie mam malownicze szramy na piszczelu i potłuczone pozostałe kończyny.
Na szczycie spokój i pucha :) © k4r3l

To już trzeci raz jak jestem na Leskowcu i trzecia gleba (wcześniej potłukłem dupę uślizgując się na resztkach śniegu i przeleciałem przez kierę na korzeniach zjeżdżając czarnym szlakiem:) Widać, że do tej góry nie mam szczęścia, ale będę próbował do skutku:)
Efekt bezmyślnej gleby :) © k4r3l

Z racji uszczerbku na piszczelu wracam znanym szlakiem serduszkowym a następnie czarnym (tutaj maks asekuracja:) przez Rzyki Jagódki do Andrychowa. Po drodze się okazuje, że coś skrzypi w okolicy amortyzatora/sterów - kij wie co to jest, ale fakt faktem rama jest z dupy, a raczej z gumy... Powoli zaczyna mnie drażnić ten kellys'owski bubel... Poza tym fajnie jest znowu śmigać po górkach:)