Prawieżar :)
Niedziela, 11 grudnia 2011
· Komentarze(13)
Kategoria 30-60, bike: Medżik, Drogi, Sam, woj.śląskie
Dziś rano w trójkowej audycji "Historia jednej płyty" rozprawiano o albumie Grzegorza z Ciechowa - "ojDADAna". Jakoś nigdy nie byłem wielkim fanem Republiki i Grzegorza Ciechowskiego, ale ten album jego projektu uświadomił mi, że straciliśmy wielkiego wizjonera muzycznego. Na youtubie nie ma tej pieśni, więc posiłkuję się 'wrzutą'. Ukłony dla tego pana!
Chyba mnie porypało z tymi wyjazdami - raptem kilka stopni na plusie w słońcu, w cieniu pizga za to niemiłosiernie.
[Dwa dni wcześniej...] Cóż, miałem ci ja luzy w sterach, rozkręciłem, przeczyściłem, skręciłem - luzy jakby mniejsze. Przy okazji rozłożyłem sobie też amortyzator - w efekcie czego teraz mam sztywniaka z przodu - nie ugina się za cholerę, ale w sumie olewka - po asfaltach jeżdżę :)
Trasa się mi we łbie zmieniała z minuty na minutę, najpierw zachciało mi się Żaru, ale po drodze za Porąbką uświadomiwszy sobie, że jednak pizgać poczęło jakby konkretniej postanowiłem, że pocisnę ile sił i wrócę przez Kocierz zanim się ściemni. Los jednak chciał, że zatrzymałem się na moście w Międzybrodziu na herbatkę z termosidła i tak mnie ta miedziana góra szybowcowa jęła nęcić swoimi wdziękami, że uległem pokusie.
A co tam, skoro dzieciaki z lampionami dymają na 6 rano na roraty, to ja tym bardziej dam radę wjechać sobie na Żar w grudniu. Chciałem sobie zmierzyć nawet czas, ale niestety życie zweryfikowało kolejny raz moje plany. Po dojeździe do zbiornika okazało się, że dalej nie da rady, chyba że się uprzednio wyposażyło opony w kolce jakieś. Szklanka taka, że na sankach to by efekt był co najmniej taki jak w przypadku Grizwaldów zjeżdżających w jednym z świątecznych hitów na wookach:)
A więc zawróciłem niepocieszony, po czym zacząłem ostro w korbę naparzać, bo na zjeździe to myślałem, że mi palce w stopach będą musieli amputować. Jednak parę głębszych (łyczków herbaty oczywiście) na końcu Wielkiej Puszczy przywróciło im krążenie i wstąpiły we mnie energii nowe pokłady. Tym o to sposobem wgramoliłem się na przełęcz Targanicką, gdzie przywitał mnie okrąglutki łysy żółtek - dyć to dzisiaj pełnia. Nie zabawiłem tam długo i dalej już tradycyjnym duktem skierowałem się ku memu domostwu.
HZ: 14% - 0:21:47
FZ: 14% - 0:22:16
PZ: 68% - 1:49:02
Chyba mnie porypało z tymi wyjazdami - raptem kilka stopni na plusie w słońcu, w cieniu pizga za to niemiłosiernie.
[Dwa dni wcześniej...] Cóż, miałem ci ja luzy w sterach, rozkręciłem, przeczyściłem, skręciłem - luzy jakby mniejsze. Przy okazji rozłożyłem sobie też amortyzator - w efekcie czego teraz mam sztywniaka z przodu - nie ugina się za cholerę, ale w sumie olewka - po asfaltach jeżdżę :)
Cel numero uno a w finale ostateczny:)© k4r3l
Górki co nimi ostatnio śmigałem są już z lekka przyprószone :)© k4r3l
Trasa się mi we łbie zmieniała z minuty na minutę, najpierw zachciało mi się Żaru, ale po drodze za Porąbką uświadomiwszy sobie, że jednak pizgać poczęło jakby konkretniej postanowiłem, że pocisnę ile sił i wrócę przez Kocierz zanim się ściemni. Los jednak chciał, że zatrzymałem się na moście w Międzybrodziu na herbatkę z termosidła i tak mnie ta miedziana góra szybowcowa jęła nęcić swoimi wdziękami, że uległem pokusie.
Pod Żarem - kluczowy moment wycieczki :)© k4r3l
Tym latającym to dopiero musi pizgać :)© k4r3l
A co tam, skoro dzieciaki z lampionami dymają na 6 rano na roraty, to ja tym bardziej dam radę wjechać sobie na Żar w grudniu. Chciałem sobie zmierzyć nawet czas, ale niestety życie zweryfikowało kolejny raz moje plany. Po dojeździe do zbiornika okazało się, że dalej nie da rady, chyba że się uprzednio wyposażyło opony w kolce jakieś. Szklanka taka, że na sankach to by efekt był co najmniej taki jak w przypadku Grizwaldów zjeżdżających w jednym z świątecznych hitów na wookach:)
Beskidzkie szczyty w blasku zachodzącego grudniowego słońca:)© k4r3l
Kres mojej podróży - dalej nie pojadę, by zęby uchować:)© k4r3l
A więc zawróciłem niepocieszony, po czym zacząłem ostro w korbę naparzać, bo na zjeździe to myślałem, że mi palce w stopach będą musieli amputować. Jednak parę głębszych (łyczków herbaty oczywiście) na końcu Wielkiej Puszczy przywróciło im krążenie i wstąpiły we mnie energii nowe pokłady. Tym o to sposobem wgramoliłem się na przełęcz Targanicką, gdzie przywitał mnie okrąglutki łysy żółtek - dyć to dzisiaj pełnia. Nie zabawiłem tam długo i dalej już tradycyjnym duktem skierowałem się ku memu domostwu.
HZ: 14% - 0:21:47
FZ: 14% - 0:22:16
PZ: 68% - 1:49:02