Po zmro(c)ku: Kocierz :)
No to sobie pojechałem :) Dziś dzień słoneczny, acz chłodny. Ja mimo to postanowiłem zaczekać aż się ściemni i wyszedłem na rower po 17. Cel teoretycznie prosty: Kocierz jednak teoria jak wiadomo rzadko kiedy ma z praktyką po drodze. Od połowy serpentyn towarzyszył mi brudny, zmrożony śnieg zalegający na poboczu. Im wyżej tym zimniej, ciemniej, a przed szczytem dodatkowo zaczęło prószyć. Na górze 5 minut odpoczynku i herbata z termosu. Temperatura około-zerowa, śnieg przymarznięty. Zjazd dość asekuracyjny, gdyż mokry asfalt łygotał się w blasku księżyca a gdzieniegdzie (głównie na zakrętach) przykrywała go drobna warstewka śniegu rzuconego przez podmuch wywołany szybko zjeżdżającym pojazdem bądź też halnym lubiącym sobie w tych okolicach pofolgować.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie :)© k4r3l
Rowerzystów nie spotkałem po drodze żadnych, ale nie ma się co dziwić, o tej porze łatwiej trafić na złodziei choinek bądź też na gwałcicieli-pederastów w kostiumach św.Mikołaja. Ja chyba trafiłem na tych pierwszych, aczkolwiek równie dobrze mógł to być jakiś gajowy, który na legalu wiózł na swojej terenówce kilka upchniętych na pace świerków :) Tak czy inaczej było fajnie. Ps. "jajco" na full-trybie świeci spokojnie 5h (sprawdzone na akumulatorkach wyciągniętych prosto z blistra) a więc producent nie kłamie.