Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2011

Dystans całkowity:447.51 km (w terenie 15.00 km; 3.35%)
Czas w ruchu:20:55
Średnia prędkość:21.39 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:7882 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:55.94 km i 2h 36m
Więcej statystyk

DPD z przygodami :)

Wtorek, 31 maja 2011 · Komentarze(11)
Jadąc sobie po górkach słuchałem sobie najnowszej Pati Yang. Jak zwykle genialna nutka! Chyba jedyne "elektroniczne" dźwięki jakie mi się podobają (mam wszystkie albumy, pora na kolejny:) Tym razem bliżej Boga... Pewnie klip kręcony w Świebodzinie:)


Kontynuacja ubiegłotygodniowego postanowienia, a więc kolejny raz do pracy na 2 kółkach:) Dziś wyraźnie cieplej niż ostatnio, jedzie się bajecznie:) Przegibek zdobywam tym razem w czasie 24:15, a więc poprzedni rezultat poprawiony o prawie 40s :) Na jakiś czas robię przerwę z podliczaniem, niech sobie nóżki odpoczną :)
Taki widoczek zostawiam za sobą :) © k4r3l

Będąc już w stolicy Podbeskdzia zaglądam do Ani i sprawdzam czy się nie obija w pracy ;) Później przez centrum koło teatru, Cechową i obok C.H. Sfera., gdzie stoi nowy pomnik dwóch kreskówkowych bohaterów: Bolko i Lolko :) (btw: dziś w "Trójce" z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka trwa dzień z Bolkiem i Lolkiem - ich przygody przedstawia Anna Maria Jopek:)
Bolek i Lolek w jednym stali domu, czy jakoś tak :))) © k4r3l

Po pracy misja: przebijanie się przez zakorkowane miasto - tym razem sprawniej niż tydzień temu, kierowcy zostawiają sporo miejsca po prawej stronie, można zawsze podjechać bliżej na skrzyżowaniu i zająć pole position:)
Czarno nad Straconką :) © k4r3l

W Straconce na horyzoncie pokazuje się granatowe niebo, to znak, że nad Przegibkiem zbierają się burzowe chmury. Ulewa dopada mnie na ostatnim łuku przed prostą prowadzącą do parkingu na szczycie. Tam znajduję schronienie pod daszkiem sklepiku, gdzie już ulokował się jeden endurowiec. Z krótkiej wymiany zdań dowiaduję się, że ma zamiar przez górki przedostać się do Kóz... A deszcz napieprza konkretnie, pioruny w walą niepokojąco blisko, nagle zrobiło się zimno jak diabli...
Nie widać, ale trwa właśnie nawałnica :) © k4r3l

Po jakichś 40 min przestaje, można się brać za zjazd. Jeden z moich najwolniejszych (ok. 18km/h:) i bardzo mokrych. Już dawno tak asekuracyjnie nie jechałem, ale te Kendy nie nadają się na mokre warunki... Strasznie człowiek marznie na zjeździe, kiedy nie musi pedałować... A dupa mokra :)
Zjazd do Międzybrodzia, na drodze ślisko i mokro:) © k4r3l

W Międzybrdziu już zdecydowanie cieplej, a w Porąbce po deszczu ani śladu, asfalty suchusieńkie... Wielka Puszcza mija ok, podobnie jak wyjazd na Przełęcz Beskid Targanicki... Krótki oddech i można toczyć się z górki do domu.
Droga się urywa? Nie, to podjazd na Beskidek:) © k4r3l

Uphill'owa trójca :)

Niedziela, 29 maja 2011 · Komentarze(19)
Wysyp płyt normalnie! A to nowy Amorphis, a to industrialny Pain... No i właśnie ten drugi tym razem, bo wyszło trochę zaskakująco, baaardzo rock'n'rollowo:) Czad!

W związku z organizowanym przez Niradharę i Kajmana "Meeting'iem u Niezależnych Krokodyli" postaram się uzupełnić ich i tak już bogate archiwum:) Kto jeszcze się nie zdecydował, niech wie, że to może być naprawdę udany weekend! Ot właśnie taki jak na załączonych fotkach:)

Niedziela. Poranki wiadomo, leniwe, więc wyruszam dopiero po 14. Bez planu, może jeden, bliski podjazd, co by nie wypaść z formy:) Wiadomo, musi to być Kocierz, bo to dobry podjazd jest... na początek :) Jedzie się obłędnie, słonko po wczorajszych ulewach praży ze zdwojoną mocą, a lekki wiaterek działa orzeźwiająco...
Kocierz ahead :) © k4r3l

Stoper jak zwykle włączam przy znaku /\ 8% i jazda. Po drodze wyprzedzam jednego bikera, kilku zjeżdżających macha powitalnie. Odmachuję ofkors, a wyprzedzanego naturalnie również pozdrawiam w ramach otuchy :) Na przełęczy jestem już po 16min i 31 sek, a więc rezultat zadowalający:) Pora na zjazd, początkowo miałem jechać na Łysinę, ale jakoś odbiłem w kierunku Międzybrodzia...
W tym miejscu zawsze wieje :))) © k4r3l

Za zaporą w Tresnej mija mnie dwóch szosowców-seniorów. Trzeba przyznać, że ładnie jadą, równo, a mną telepie na wszelkich nierównościach, nie znoszę tego, a tam jak na złość dziura na dziurze... Wspomniani kolarze odbijają w kierunku Żaru i ja kierowany intuicją również. To w sumie pierwszy tegoroczny atak na Żar, w dodatku nie planowany, chociaż zarzekałem się, że w niedzielę, przy tych tłumach nie będę tam wjeżdżał...
A to już zjazd i połatany asfalt... © k4r3l

Ale kiedy jak nie w niedzielę, po pracy czasu nie mam zbyt wiele, a sił też by raczej nie wystarczyło na taki szturm. Więc olewam te tłumy i nie myślę o niczym innym jak o dobrym czasie tego uphill'u. Po drodze wyprzedzam dwóch bikerów (jeden w jeansach, więc rispekta:) i siadam na koło wspomnianych szosowcom.
Widoczki na serpentynkach :) © k4r3l

Po kilkuset metrach dochodzę do wniosku, że nie odpowiada mi ich tempo i daje dyla :) Ale trzeba im przyznać, że trzymali się dzielnie. Chciałbym w tym wieku pomykać po takich górkach:)
Jeszcze o tym nie wiem, ale to następny cel :) © k4r3l

Na szczycie apogeum, ludu, że tak powiem, w pizdu! Dominujący strój to: faceci: jeansy, adidaski (koniecznie białe!), dziunki: cyc i pół dupy na wierzchu, obowiązkowo szpilki, w najlepszym wypadku gladiatorki:) Do przewidzenia, ale za każdym razem te ilości pseudoturystów mnie przerażają. Zostaję na start paralotniarzy i robię ewakuację. Aha, podjechałem w 31min i 15 sekund (licząc od kościoła do zbiornika).
Gładka jak szpachla tafla zbiornika :) © k4r3l

Zjazd ok, na niższych serpentynkach jakieś gówniarstwo pali gumę na skuterach. Szczyt debilizmu, bo cały żwir z pobocza ląduje na drodze, ale nie mam siły im wbijać do łba jakie mogą być tego konsekwencje, bo szczerze powątpiewałem w skuteczność przekazu lub może bardziej odbioru :)
Poszli! A raczej pobiegli, a potem odlecieli:) © k4r3l

Droga do Porąbki standard, ciągnę jeszcze mocno, chociaż czuć te dwa podjazdy w kolanie. Na szczęście droga przez Wielką Puszczę jak i podjazd pod Przełęcz Targanicką mogę uznać za udane :) Wcześniej blokuje dociśnięty amortyzator, co by się lepiej podjeżdżało z niższym kokpitem i to mi bardzo pomaga:)
Na szczyt można także dostać się łatwiejszą drogą :) © k4r3l

Kręciło się dzisiaj wyśmienicie! Dużo bikerów na trasie, od amatorów, po całe rodziny, fajnie...

Pracowo-uphill'owo:)

Czwartek, 26 maja 2011 · Komentarze(12)
In Flames to już nie ten sam zespół, co kiedyś... Nowy album zbliża się wielkimi krokami i jako, że posiadam wszystkie ich nagrania, moim obowiązkiem jest przedstawienie najnowszego singla Szwedów. Albo nie, zróbmy inaczej, bo singiel jest słaby, za to "A New Dawn" ma potencjał! Słuchać! ;)


Pierwsze D-P-D w sezonie :) No cóż, nie każdy ma do pracy rzut beretem :) Wiec w ramach walki z rutyną (dojazd PKP:) i leniem postanowiłem ruszyć tyłek godzinę wcześniej niż zwykle i pojechać do tyry na rowerze :) Wyjazd punkt 6, a więc rześko, co daje się odczuć na zjazdach :)
Taki sobie beskidzki widoczek ;) © k4r3l

Rewelacji nie będzie - trasa praktycznie ta sama co dwie ostatnie, więc nuda, ale to najciekawszy wariant dojazdu, obejmujący Przegibek (663m n.p.m.) :) Czas wyjazdu lepszy od ostatniego o niecałe dwie minuty, a więc od + w Międzybrodziu: 24min 53sek). Późnej odpowiednio ulicami: Górską, Straconki, Dobrą, Akademii Umiejętności, Marii-Curie Skłodowskiej, PCK, objazd na wysokości ratusza, i później wbitka na Komorowicką :)
Skrót (w oddali widać poranną mgiełkę - tam jadę :) © k4r3l

Z powrotem podobnie, z tym, że swoje na światłach odstać trzeba, ale po 20 minutach dojeżdżam do Straconki skąd atakuję Przegibek "łan more tajm tudej" :) Po 8h tyry jedzie się kapitalnie:) Najbardziej bolą ramiona od wczorajszego kosza, nogi jakoś dają radę :) Czasu nie mierzę, bo jadę na lajcie, ale czuję, wyprzedzając dwóch bikerów, że jest OK:)
Na "stopie" - remont ul.Dmowskiego (os. Śródmiejskie) © k4r3l

Zjazd to wiadomo, pełen chill:) Na krzyżówce w Międzybrodziu dostrzegam kolejnych dwóch bikerów jadących w kierunku Porąbki. Mówię sobie, nie popuszczę :) Dochodzę ich jeszcze przed zaporą, pozdrawiam i odjeżdżam :) Dalej już klasyk, spokojnie przez Wielką Puszczę i na koniec nie byle co - atak na Przełęcz Beskid Targanicki (705m n.p.m.), bez młynka!
Korek na ul.Akademii Umiejętności z powodu karetki na poboczu... © k4r3l

Także od dzisiaj wprowadzam do swojego grafiku jeden DPD w tygodniu. Zobaczymy na dłuższą metę co z tego wyjdzie, może jak organizm nie będzie się buntował, pozwolę sobie na więcej :)
EDIT: Przeszedłem z serwisu Gpsies na bikemap.net - zobaczymy co z tego wyjdzie. Teraz przewyższenia wg bikemap są oczywiście mniejsze jednak bardziej prawdopodobne patrząc na profil trasy...

Przełęcze dwie... :)

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(6)
Dawno nie było u mnie coverów. Tak sobie myślałem co dać i wymyśliłem: Machine Head przerabiający The Police. I co Wy na to? Mnie się to podoba!


Końca świata nie było (nie licząc oczywiście porannego mega-kaca:), więc pora na rewers wczorajszej trasy :) Z małymi odchyleniami od pierwowzoru, ale kluczowe punkty zaliczone! Tym razem jadę częściowo przez Wilkowice - mniejszy ruch i trochę ciekawsza (czyt. uphillowa trasa:). Po wyjeździe na ul.Żywiecką wiadomo, stary, dziurawy asfalt, więc można zapomnieć o komforcie.
Skrzyczne zostaje za plecami... © k4r3l

Przy BP w Straconce włączam stoper jednocześnie pozdrawiając się z dwójką bikerów. Tych na drodze jest dzisiaj całe multum! W tej dzielnicy Bielska chyba ostro popadało, a więc dupa musi trochę zmoknąć :) Wjazd od tej strony jest IMHO lepszy, co jednak nie znajduje odbicia w czasie. 27minut i 54 sekundy (z kilkoma poświęconymi na regulację siodła:) - tyle zajmuje mi dotarcie pod mapę na przełęczy...
Wiadukt nad Żywiecką, się robi:) © k4r3l

Zjazd jak zwykle super, w oddali słychać burzę, przed którą chyba uciekłem (słychać, że kotłuje się w Beskidzie Śląskim. Na początku wyprzedzam seicento, bo kobita jedzie ciut przesadnie zachowawczo i dalej już bez problemu. Przy skrzyżowaniu korek, swoje trzeba odstać (miejsca z prawej strony brak, a jazda chodnikiem jest dla lamerów:) i można dalej śmigać do Porąbki...
Żar dziś prezentował się kapitalnie! © k4r3l

W Wielkiej Puszczy jak zwykle świetnie, kręci się ok, mijam 4 osobowe "żółte grupetto" i jadę w kierunku francy "Beskidka":) Na szczycie widzę ludziska w kaskach więc przyciskam w pedał, co by wstydu nie było :) Jak się okazuje stoją nad borockiem, który zerwał łańcuch na tym krótkim aczkolwiek sztywnym podjeździe. Było tam chyba z 10 chłopa, a ostatni jeszcze podjeżdżali...
Pit-stop w Wielkiej Puszczy :) © k4r3l

W Targanicach siada mi na kole jakiś biker, ale nie mija chwila i zostawiam go "far, far away w krainie bajki" :) Jeszcze mały epizod przy andrychowskim cmentarzu. Na skrzyżowaniu ucieka mi przednie koło, bo tam niedawno solidnie popadało i opona nie "złapała się" dobrze nawierzchni - trzeba się pilnować, bo nie wiele brakowało i byłaby gleba...

Przewyższenia nie podaję takiego jak na profilu, bo widać, że GPS momentami wariował, ale na pewno było kilkadziesiąt metrów więcej niż wczoraj, a to z racji wspinania się przez Wilkowice...

Dwie przełęcze... :)

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(6)
Uwielbiam undergroundowe perełki... Na Energy Level Low trafiłem przypadkiem i od razu wpadłem w sidła tej nieszablonowej twórczości. Wojtek działa w pojedynkę, ale nie przeszkadza mu to tworzyć rzeczy wyjątkowych - świetny klimat i przemyślane, czasami dosadne, teksty. Jak dobrze poszukacie, to znajdziecie jego płyty dostępne legalnie w necie. Polecam!


Wyjazd po godz. 9, skwar niemożebny, kręci się ciężkawo. Pod Przełęczą Targanicką robię przystanek nad pętlą autobusową, bo zwyczajnie sił brak i nie ma czym oddychać - tak parno. Zjazd przez Wielką Puszczę bez incydentów, trochę wieje, ale z górki jest i nie trzeba się męczyć...
Beskid Mały jak zwykle daje radę :) © k4r3l

W Międzybrodziu na skrzyżowaniu odbijam w stronę Przegibka, po raz drugi zmierzyć się z podjazdem od tej strony. Upał się wzmaga, powietrze duszne, burzowe... Mija 26 minut i 10 sekund - melduję się przy zajeździe na przełęczy. Nie było lekko, ale od tej strony wjeżdża się, przynajmniej dla mnie, ciężko.
Wielka Puszcza = wielka frajda :) © k4r3l

Po drodze sporo bikerów, wszyscy jadą od strony Bielska do Międzybrodzia - pewnie na Żar albo nad jeziorka (całkiem słuszna koncepcja:). Był też jeden osioł w starej beemce, który ścinał ostro zakręty, ale takim to nie przegadasz... Chcąc sobie skrócić drogę wjeżdżam w jakąś uliczkę w Straconce i po raz drugi gubię się w tej okolicy:) Olewam te zagadkowe skróty i jadę prosto do skrzyżowania z ul.Żywiecką świadom tego co mnie zaraz czeka.
Początek podjazdu na Przegibek... się ciągnie i ciągnie :) © k4r3l

O dziwo nie ma tragedii. Oczywiście ruch spory, ale po tej stronie została położona nowa warstwa asfaltu, więc jedzie się bezproblemowo. Sznur aut ciągnie się w nieskończoność, ale tego można się było spodziewać. W pewnym momencie odbijam na Rybarzowice i tak docieram do Buczkowic. Przed rondem w Buczkowicach stara warstwa asfaltu na sporym odcinku została zdjęta, więc jedzie się tragicznie. W tym momencie dziwię się jak szosowcy dają radę na swoich oponach z takim ciśnieniem, jak ja na swoich 1.75 i nabitych do ok 5 barów mam już serdecznie dość tego mocno zrytego asfaltu na naszych drogach :)
I juz na sam koniec Skrzyczne - tam byliśmy tydzień temu :) © k4r3l


Standardowo-asfaltowo ;)

Środa, 18 maja 2011 · Komentarze(12)
Nightingale to jeden mniej znanych i niedocenianych zespołów prog-rockowych. Śpiewa w nim Dan Swano legenda szwedzkiego death metalu a obecnie producent muzyczny. Polecam ten kawałek fanom Dream Theater, Opeth i tym podobnych..., może jednak w studyjnej wersji, która jest zwyczajnie perfekcyjna...


Powrót do domu po pracy trasą, że tak powiem, oklepaną. Ale to że już znana nie znaczy, że już nic się nie może po drodze wydarzyć;) W Łodygowicach zostają przepuszczony na skrzyżowaniu Żywieckiej przez parę motocyklistów, w Zarzeczu z kolei ciśnienie podnosi mi kierowca ciężarówki z przyczepą, który spycha mnie na pobocze, pieprzony gbur!
W Zarzeczu (Jezioro Żywieckie i Beskid Żywiecki) © k4r3l

W Wilczym Jarze, gdzie w latach 70 ubiegłego stulecia miała miejsce jedna z najtragiczniejszych katastrof autobusowych zatrzymuję się, by z bliska obejrzeć postawiony ku czci zmarłych tragicznie pomnik. Rozpościera się stamtąd ciekawa panorama na Jezioro Żywieckie, a wysokość tego mostu robi wrażenie....
Widok z Wilczego Jaru... © k4r3l

Pomnik ofiar katastrofy autobusowej z roku 1978... © k4r3l

Przed podjazdem na Kocierz zatrzymuję się na chwilę by ustawić stoper, w międzyczasie dochodzi mnie kolarz na szosie i zaczyna podjazd. Przez pierwsze 2-3 serpentynki mam go na oku, ale z każdą chwilą odjeżdża coraz bardziej:) Mijam się z nim nieco powyżej ul. Widokowej, więc chyba nie najgorzej mi poszło - patrzę na stoper i widzę 17min 10sek, a więc całkiem ok :) Może bez plecaka byłoby lepiej...
Widok z Łękawicy na Beskid Śląski :) © k4r3l

Zjazd z Kocierza to już formalność, prędkość maksymalna to typowe dla tego zjazdu 68km/h. Całkiem przyjemny powrót ze średnią przez całe Targanice i Sułkowice powyżej 40km/h :)

Co się odwlecze, to... czyli w końcu góry!

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(22)
Oto zwiastun nowego albumu Chrome Division i motoryczny kawałek na dobry początek lektury :) Zastanawiam się czy jest to klip niskobudżetowy :D Przyznaję, głupie to, ale fajnie się przy tym jeździ :) No to jaaaazdaaaa!


Poranek był rześki, żeby nie powiedzieć chłodny. Parę kilometrów po wyjeździe zaczęliśmy żałować, że nie zabraliśmy nogawek, ale perspektywa długiego podjazdu nasłonecznionym zboczem Skrzycznego dodawała nam otuchy :)
Niewinny asfaltowy początek :) © k4r3l

Nie specjalnie się spieszyliśmy, bo stęskniliśmy się za górskimi widoczkami, które postanowiliśmy teraz chłonąć jak najintensywniej się da. O tym, że tempo było turystyczne niech świadczy fakt, że na 3/4 podjazdu doszedł nas endurowiec na fullu (prawdopodobnie był to znany z opowieści Autochotna, Maciej syn Kazimierza - pozdro!:)
Z każdym kilometrem poprzeczka idzie w górę :) © k4r3l

Podjazd jak już wielokrotnie opisywałem jest stosunkowo długi, ale niezwykle widokowy i stosunkowo łatwy. Niestety tym razy widoczki nie były perfekcyjne, zieleń została zastąpiona odcieniem niebieskiego - brakowało tej przejrzystości powietrza co chociażby w ubiegły weekend czy nawet dzień wcześniej...
Dłuuuugi podjazd ;) © k4r3l

Sesja niedaleko szczytu :) © k4r3l

Jako, że nie pokrywa się ten uphill z żadnym szlakiem turystycznym, toteż na trasie w górę nie spotkaliśmy praktycznie nikogo. Co innego natomiast na szczycie i zielonym w kierunku Malinowskiej. Tam aż roi się od ludzików :) Popas urządziliśmy pod wieżą nad schroniskiem, z dala od tych tłumów. Po kilkunastu minutach postanawiamy się zbierać i ruszamy w kierunku wspomnianej Malinowskiej Skały.
Popas pod masztem radiowo-telewizyjnym :) © k4r3l

Ów szlak jest niezwykle widokowy, momentami naprawdę szybki i dający generalnie dużo frajdy z jazdy! Po drodze wyprzedzają nas bajkerzy, jedni się witają, drudzy nie odzywają się nawet słowem, nie wiem od czego to zależy, mnie to w sumie zaczyna już powoli zwisać :) Pod Malinowską jak zwykle mały bikewalking a na szczycie straszne larmo, które narobiła spora grupka turystów, odstrasza nas i czym prędzej kierujemy się w stronę czerwonego szlaku, który ma nas zaprowadzić na Salmopol.
Jeden z szybszych fragmentów trasy ;) © k4r3l

Tym odcinkiem jeszcze nie jechaliśmy, więc okazuje się totalną zagadką. Początek trudny, ostry zjazd, głębokie żleby, a więc łatwo o glebę. Dalej już nieco łatwiej, ale widniejący w oddali szczyt Malinowa zwiastuje nieuchronnie zbliżający się konkretny podjazd...
Ostatnia przeszkoda na trasie - Malinów... :) © k4r3l

To dobry sprawdzian dla przyczepności Karm, które wyposażone w świeży bieżnik i dość konkretny rozmiar jak na xc (2.20) elegancko wspinają się w górę, nawet kiedy podniesie się cztery litery z siodełka. Ale jest oczywiście sucho, więc nie ma problemów z uślizgiwaniem.. I tak podjeżdżam kawałek po kawałeczku mniej więcej do połowy, dalej już niestety pary brak :)
Konkret! ;) © k4r3l

Zjazd z Malinowa nie jest jakiś rewelacyjny, czerwony szlak na tym odcinku jest nieprzewidywalny i trzeba się pilnować, a więc bez szaleństw. Ale jakoś się kulamy w dół i docieramy do zabudowań na Przełęczy Salmopolskiej. Jako, że czas mamy już ograniczony, więc odpuszczamy dalszą jazdę terenową w stronę Przełęczy Karkoszczonki i zjeżdżamy do Szczyrku.
Rzut oka na przejechaną trasę :) © k4r3l

Karmy na asfalcie szumią przeraźliwie, Rafałki to przy nich super-ciche gumy:) Ale to nie o hałas chodzi a o stosunek ceny do jakości - po pierwszym wypadzie na Kendach jestem maksymalnie zadowolony, dwie opony za cenę jednej i w dodatku tak dobrze sobie radzące w terenie. Ale czas pokaże czy mój optymizm nie jest przedwczesny :) Poza tym było oczywiście wypaśnie - w końcu to góry :)



Na koniec świata :)

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(12)
Dzisiaj Creed, bo Creed dobry jest, a nawet wyśmienity rzekłbym;)


No dobra, żartowałem:) Aż tak daleko nie pojechałem. Pobudka o 4 nad ranem, godzinę później wyjazd w góry :) W plecaku pompka i komplet opon zwijanych w teren;) Na kołach założone asfaltowe śmiganty i od razu zrobiło się... ciszej :)
Na moście pod Żarem :) © k4r3l

Nie wiem czy szybciej, bo wiało takie wiatrzysko, że momentami prędkość spadała nawet do 18km/h, co na tej trasie jest niezwykle cieniackim rezultatem :)
Mgła nad zaporą w Tresnej :) © k4r3l

Od Jeziora Żywieckiego dodatkową atrakcją jest mgła, ale szybko się przez nią przedzieram i docieram na "koniec świata", który... okazuje się być gdzieś na wysokości Zarzecza :)
Na końcu świata... a droga idzie dalej :) © k4r3l

Po przyjeździe śniadanie, zmiana opon (dwóch kompletów;) i o 9 jesteśmy gotowi by atakować Skrzyczne :) To be continued...

Angino! Ty franco!

Czwartek, 5 maja 2011 · Komentarze(18)
Szlag trafił rowerowe plany na weekend. Zamiast urlopu i 4 dniowego weekendu jest 5 dniowe L4... I tak co roku... To jak już mam tak siedzieć na dupie to wolałbym przy jakiejś gorszej pogodzie, ale nie - się musiało to choróbsko przyplątać w momencie kiedy ma nastąpić poprawa warunków. Oj, nie prędko w te góry dotrzemy, nie prędko... Na otarcie łez muzyczka :) Trochę horror punka co by rozruszać spróchniałe kości:) Misfits!

Dziś warsztatowo, czyli wpis "0wy". Przyszła pora na wymianę ogumienia, wszak na komplecie Racing Raplhów Evo 2.1 jeżdżę od nowości, a więc jakieś 2500 km. Głównie po asfaltach, do czego przecież nie zostały stworzone, ale i w ostrym terenie i wysokich górach sobie użyły. Ich stan wizualny mówi sam za siebie. Tak wyglądają opony zajeżdżone przez 90kg osobnika na przestrzeni półtorej roku;)
Dzielny Rafałek po przejściach :) © k4r3l

Wraz ze zmianą opon przyszła mi na myśl lekka modyfikacja i zamiast jednego kompletu opon zaopatrzyłem się w dwa. Głupota, prawda? No ale cóż, nie jestem Blake'iem Carrington'em, więc wszystko odbyło się po kosztach :) Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka K - wybór padł bowiem na firmę Kenda i modele: Karma i Khan :)
Od lewej: Kenda Karma 2.2 / Kenda Khan 1.75 © k4r3l

Karmy wiadomo, w góry, na szlaki. Rozmiar 2.20 to najszerszy na jakim mi było dane jeździć, przy Rafałkach wyglądają jak czołg, choć wg producenta różnica w szerokości jest niewielka: 56 do 54 na korzyść Karmy. To także moja pierwsza opona zwijana, a więc lżejsza i delikatniejsza od drutowych poprzedniczek. Do tego ta cena w porównaniu z konkurencją... Zobaczymy czy to wszystko będzie miało wpływ na 'awaryjność' - oby nie :)
W teren pojadę na tym :) © k4r3l

Na asfalty wybrałem, po niedługim namyśle, Kendy Khan o wymiarze 1.75. Dodatkowo wersja ta jest wyposażona w jakąś ceramiczną wkładkę (http://kenda.pl/index.php?page=k-shield), która ma zmniejszać ryzyko przebicia. Choć mając w pamięci Kajmanowego gwoździa dochodzę do wniosku, że niektórych rzeczy po prostu nie da się przeskoczyć... Oponki prezentują się zadziornie i już nie mogę się doczekać jakiegoś asfaltowego uphillu :) Oczywiście ważą sporo, ale to mnie akurat nie interesuje w tym wypadku, ważne, żeby się dobrze toczyły i wolno ścierały :)
A po asfalcie toczyć się będą Khany :) © k4r3l

Na zmianie ogumienia się nie skończyło, bowiem dotarło do mnie, że dwie tak różne opony oznaczają dwie różne wartości, które wklepujemy do licznika. Niestety moja Sigma nie posiada takiej funkcji, więc powoli rozglądam się za czymś oferującym taką możliwość... Drugą rzeczą, która wydaje się niezbędna przy tej konfiguracji to dobra pompka - kto dysponuje czterema kółkami problem rozwiązuje zapewne przy pomocy kompresora. Jednak dla mnie machanie miniaturową pompką wszędzie poza trasą jest delikatnie mówiąc mało komfortowe, więc pora chyba wybrać jakiś model stacjonarny z manometrem i dobrą końcówką:) Być może będzie to właśnie takie cuś:

Ok, to tymczasem! Nie wrzucajcie za dużo zdjęć, żebym się z zazdrości nie pochorował jeszcze bardziej :) Pozdro!