Jałowiec z burzą w tle ;)
Niespełna rok temu pojechaliśmy na górkę Jałowcem (1111m) zwaną, która nęciła swoją świetną lokalizacją (na styku Beskidu Żywieckiego i Makowskiego) a także kapitalną panoramą ropozścierającą się z jej szczytu. Niestety wówczas nie było nam dane zobaczyć niczego oddalonego więcej niż 10m od własnego nosa z powodu pieruńskiej mgły. Tym razem miał być rewanż.
Na Leskowcu full lampa ;) © k4r3l
Zaczynamy od wjazdu na Leskowiec (922m), żeby sprawnie przebić się na drugą stronę Beskidu Małego. Na szczycie full lampa, choć wg prognoz miało się pogorszyć w przeciągu kilku godzin. Zjazd czerwonym do Krzeszowa jak zwykle szybki, bez możliwości podziwiania widoków - nie opłacało się zatrzymywać - taki był flow!
Czerwony wodny szlak ;) © k4r3l
Na dole spontaniczna decyzja - zaliczamy dodatkowo Pasmo Żurawnicy (Żurawnica 724m) i słynne Kozie Skały. Szlak dziki, rzadko uczęszczany a przez to odrobinę pozarastany, ale mimo to rewelacyjny. Końcówka to czarna rowerowa asfaltówka i zjazd z ponad 60km na budziku przy ograniczeniu do 30 ;)
Zdobywamy Żurawnicę ;) © k4r3l
Jak na razie jest dobrze, choć na horyzoncie pojawiają się już pierwsze, niestety burzowe chmury. Czyżby szykowała się powtórka z rozrywki? Jesteśmy jednak dobrej myśli. Na końcówce niebieskiego w okolicy kurortu "Beskidzki Raj" spadają pierwsze krople i na Przełęcz Przysłop (661m) dojeżdżamy w lekkim deszczyku.
Chwila po płaskim ;) © k4r3l
Póki co jest dobrze, bo za naszymi plecami w Beskidzie Małym musi się konkretnie kotłować - czarno-granatowe chmury i odgłosy grzmotów są bardzo wymowne. Uciekamy w las, tym razem chcemy sprawdzić cały żółty szlak, więc z początku czeka nas trochę butowania pod Kiczorę (905m).
Deszczowo-burzowe chmury nad nami ;) © k4r3l
Natomiast dalsza część żółtego to już poezja sama w sobie, sporo interwałów i masa obłędnych widoków. Chatki na zboczach Kolędówki (883m) to wymarzone miejsce na chałupkę czy chociażby starą przyczepę kempingową ;) Mieszkałbym ;)
Na żółtym szlaku ;) © k4r3l
Do schroniska Opaczne docieramy tuż przed większym deszczem Wchodzimy a tam pełno ludzi. Prosimy o dodatkowe taborety i lokujemy się przy stoliku z akwarium i z widokiem na pogniewaną Babią Górę, która raz po raz prowokuje ciemne chmury do wyładowań atmosferycznych - co za widok!
Widok spod schroniska Opaczne ;) © k4r3l
Załapuje się na ostatnie piwo (Kuba ku mojemu zaskoczeniu nie pije!:) i pół porcji chleba ze smalcem (zaopatrzenie ma dopiero dojechać) - to ma wystarczyć w oczekiwaniu na gorącą pomidorową ;) Po posiłku pora się zbierać - dochodzi 15 a czeka nas jeszcze 30km drogi powrotnej i trzy konkretne podjazdy.
Jałowiec zdobyty ponownie! ;) © k4r3l
Przed Jałowcem (1111m) jeszcze trochę butowania dość stromego butowania (tak się właśnie zastanawialiśmy, że w drugą stronę to będzie równie piękny i wymagający zjazd - trzeba zrobić rewers tego tripu!) a na szczycie? Wreszcie coś widać! I to widać nie mało! Babia, Pilsko, Mędralowa, Skrzyczne, Jez. Żywieckie, jakieś górki na Słowacji. Szału co prawda nie ma, bo powietrze przejrzystością nie grzeszy, ale i tak jest dobrze.
Taka tam panorama z Jałowca ;) © k4r3l
Zjazd niebieskim to bardzo wymagający odcinek! Co prawda początkowo popsuty przez zwózkę ale od krzyżówki z żółtym jest już świetny. W połowie odbijamy na rowerówkę i a dalej zielonym pędzimy w stronę Huciska. Tam Kuba wpada na szalony pomysł zdobycia Czeretników (766m)megakonkretnym asfaltowym uphillem. Wow, co to był za podjazd! Na szosie byłaby to katorżnicza walka o utrzymanie równowagi. Zjazd do Ślemienia równie wyborny.
Taka sytuacja ;) © k4r3l
Chwila pod sklepem i bierzemy się za Gibasowe Siodło (829m) podjazdem poleconym przez koleżankę. Może jeszcze kilka godzin temu był to fajny podjazd (droga dojazdowa) ale po oberwaniu chmury jakie tu musiało przejść zamienił się w jeden wielki rynsztok wypełniony błotem wymieszanym z wciąż zalegającym gradem i posiekanymi liścmi - co za widok! Ostatecznie pchamy przez 2/3 drogi.
Nie da się za bardzo jechać © k4r3l
Na Gibasach klimat sielankowy, nawet nie robimy wrażenia na wyraźnie znudzonym owczarku. Przejrzystość powietrza genialna - jak to po burzy... Zjeżdżamy z zielonego szlaku pierwszą lepszą drogą do Kocierza Moszczanickiego i pada kolejny wariacki pomysł: a może by tak Widokowa? No czemu, kurde, nie? ;) Skąd te siły? Chyba bliskość domu wyzwoliła dodatkowe pokłady energii.
I na koniec widoczek z Gibasów ;) © k4r3l
Powrót po 17, z błotem w zębach jak i na każdej części roweru - było warto, ale jeszcze nie rozliczyliśmy się z Jałowcem w 100%. Nie damy za wygraną i z pewnością jeszcze mu pokażemy, kto rządzi.