MTB po patelni w Żywieckim
Niedziela, 8 czerwca 2014
· Komentarze(3)
Kategoria 30-60, bike: Ciorny, Góry, HG-73, woj.śląskie
Nie dość, że fajny klip to i muzyczka całkiem znośna ;) Nowy Mastodon buja!
Bębenek składałem do 23 - chodzi, jak przystało na shimano, po japońsku, czyli jako-tako ;) Niedziela, wstać się nie chce, a budzik nie daje za wygraną. Jest 4:45. Do wypicia kawa, do zjedzenia makaron, toaleta i w drogę. Z Jakubiszonem wbijamy do naszego ukochanego pekape i jadymy na podbój Beskidu Żywieckiego. Z jedną przesiadką w Bielsku-Białej cała podróż zajmuje nam łącznie jakieś 2h, a więc do przeżycia. Gdyby kogoś interesowało to bilet na rower kosztuje 5 PLN, trochę dużo, zwłaszcza, że kiedyś w weekendy był za złotówkę, ale zmienił się przewoźnik a wraz z nim stawki...
Pędzimy pendolino ku przygodzie ;) © k4r3l
Ruszamy z Rajczy w kierunku Ujsół i w międzyczasie łapiemy kontakt z grupą nr 1, w której jest Marzena, Grzegorz, Marek i reszta cieszyńskiej bandy ;) Mają nad nami ok. 30 minut przewagi. Pokusa spotkania się z nimi jest silniejsza i modyfikujemy naszą zaplanowaną trasę, tak żeby ich dogonić.
Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;) © k4r3l
Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;) © k4r3l
Gonitwy z pewnością nie ułatwia konkretny podjazd pod Kubiesówkę - można tam zdechnąć. Dalsza część żółtego szlaku jest strasznie błotnista i rozjeżdżona przez ciężki sprzęt. Krawców Wierch wita nas pierwszymi magicznymi widokami. Żółty/niebieski graniczny w kierunku Trzech Kopców to głównie fajne single, szkoda tylko, że co kilkanaście metrów trzeba schodzić z roweru - powalone drzewa robią z tego szlaku naturalny tor przeszkód.
W tle majaczą Taterki ;) © k4r3l
W międzyczasie wymijają nas crossowcy-debile w liczbie ok. 5 sztuk. Robią tyle hałasu, że odechciewa się jazdy. Ale weź tu złap takiego na tak ogromnej powierzchni. Są bezkarni... Ekipę doganiamy na Trzech Kopcach i postanawiamy z nimi ruszyć w kierunku Hali Miziowej. Szlak z kilkoma ciężkimi podjazdami i jakiś taki szeroki. Gdzieś w połowie dopiero co poznany Arek zrywa niestety hak i zmuszony jest rozpocząć odwrót. Szkoda, bo nie było okazji pogadać. Nadrobimy.
Napieranie w stronę H.Miziowej ;) © k4r3l
Marzen walczy z podjazdem ;) © k4r3l
Na Miziowej kupa ludzi i świetny grill, gdzie można bez konieczności stania w kolejce (jak w schronisku) zakupić pyszną kaszaneczkę ;) Ja wiozę dodatkowo przygotowany wcześniej makaron, więc kalorie uzupełniam aż nadto ;) Bieżąca woda ratuje życie, lokuje się w cieniu, bo jestem konkretnie przegrzany, a ostatnie czego mi potrzeba to udar (wiem czym to się kończy a więc nigdy więcej).
Część ekipy na Miziowej ;) © k4r3l
Tutaj nasze drogi się rozchodzą, ekipa ma w planach powrót tą samą drogą na Rysiankę. My również chcemy się tam dostać, ale nie tak łatwo ;) Zjeżdżamy więc zielonym do Soptoni Wielkiej Kolonii. Szlak początkowo świetny, zamienia się w końcówce w kamienisty potok, ale nie narzekamy ;)
Zielony do Sopotni ;) © k4r3l
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;) © k4r3l
Dalej kawałek asfaltem, chwilę niebieskim, potem na azymut i po morderczym podejściu, a w końcówce podjeździe lądujemy w miejscu kultowym - Hala Pawlusia. Widoki przepiękne, wiatr głaszcze wysokie trawy, a słońce nie chce przestać grzać. Bez polewania co jakiś czas buffa na głowie byłbym się ugotował...
Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;) © k4r3l
Mega widoczki z Pawlusiej ;) © k4r3l
Jeszcze kawałek i ostatni cel górski osiągnięty - Rysianka. Świetne miejsce z piękną panoramą na Tatry. Dwie porcje żurku (b.pyszny - polecam) i zimniuteńki radler wchodzą jak złoto. A na koniec wisienka na torcie, czyli zjazd zielonym szlakiem na Halę Boraczą i później do Milówki. Każdy kto lubi ekstremalne i techniczne zjazdy, single nad urwiskami, mnóstwo korzeni musi ten wariant zaliczyć! Mimo, że łapska bolały jakbym conajmniej kilka ton węgla przerzucił, to banan nie znikał z gęby! Absolutna rewelacja!
Żurek z Tatrami w tle ;) © k4r3l
Zjeżdżamy do Milówki ;) © k4r3l
Na stację przyjeżdżamy kilkanaście minut przed pociągiem, a więc jest czas żeby jeszcze zaliczyć toaletę w pobliskiej Sole i jakoś w miarę jak ludzie wsiąść do pociągu nie byle jakiego ;) Klimatyzowane pendolino dowozi nas do BB, mnie jeszcze czeka przesiadka i powrót do Andrychowa a Kuba jedzie jak zwykle, na piwo :) Dzień wykorzystany maksymalnie, fajnie było poznać nowych ludzi i rozerwać się w górach. Po takim dniu żaden poniedziałek niestraszny ;)
Fragment zielonego na Boraczą :) © k4r3l
Bębenek składałem do 23 - chodzi, jak przystało na shimano, po japońsku, czyli jako-tako ;) Niedziela, wstać się nie chce, a budzik nie daje za wygraną. Jest 4:45. Do wypicia kawa, do zjedzenia makaron, toaleta i w drogę. Z Jakubiszonem wbijamy do naszego ukochanego pekape i jadymy na podbój Beskidu Żywieckiego. Z jedną przesiadką w Bielsku-Białej cała podróż zajmuje nam łącznie jakieś 2h, a więc do przeżycia. Gdyby kogoś interesowało to bilet na rower kosztuje 5 PLN, trochę dużo, zwłaszcza, że kiedyś w weekendy był za złotówkę, ale zmienił się przewoźnik a wraz z nim stawki...
Pędzimy pendolino ku przygodzie ;) © k4r3l
Ruszamy z Rajczy w kierunku Ujsół i w międzyczasie łapiemy kontakt z grupą nr 1, w której jest Marzena, Grzegorz, Marek i reszta cieszyńskiej bandy ;) Mają nad nami ok. 30 minut przewagi. Pokusa spotkania się z nimi jest silniejsza i modyfikujemy naszą zaplanowaną trasę, tak żeby ich dogonić.
Krawców Wierch i Mała Fatra w tle ;) © k4r3l
Ładniejszy fragment szlaku granicznego ;) © k4r3l
Gonitwy z pewnością nie ułatwia konkretny podjazd pod Kubiesówkę - można tam zdechnąć. Dalsza część żółtego szlaku jest strasznie błotnista i rozjeżdżona przez ciężki sprzęt. Krawców Wierch wita nas pierwszymi magicznymi widokami. Żółty/niebieski graniczny w kierunku Trzech Kopców to głównie fajne single, szkoda tylko, że co kilkanaście metrów trzeba schodzić z roweru - powalone drzewa robią z tego szlaku naturalny tor przeszkód.
W tle majaczą Taterki ;) © k4r3l
W międzyczasie wymijają nas crossowcy-debile w liczbie ok. 5 sztuk. Robią tyle hałasu, że odechciewa się jazdy. Ale weź tu złap takiego na tak ogromnej powierzchni. Są bezkarni... Ekipę doganiamy na Trzech Kopcach i postanawiamy z nimi ruszyć w kierunku Hali Miziowej. Szlak z kilkoma ciężkimi podjazdami i jakiś taki szeroki. Gdzieś w połowie dopiero co poznany Arek zrywa niestety hak i zmuszony jest rozpocząć odwrót. Szkoda, bo nie było okazji pogadać. Nadrobimy.
Napieranie w stronę H.Miziowej ;) © k4r3l
Marzen walczy z podjazdem ;) © k4r3l
Na Miziowej kupa ludzi i świetny grill, gdzie można bez konieczności stania w kolejce (jak w schronisku) zakupić pyszną kaszaneczkę ;) Ja wiozę dodatkowo przygotowany wcześniej makaron, więc kalorie uzupełniam aż nadto ;) Bieżąca woda ratuje życie, lokuje się w cieniu, bo jestem konkretnie przegrzany, a ostatnie czego mi potrzeba to udar (wiem czym to się kończy a więc nigdy więcej).
Część ekipy na Miziowej ;) © k4r3l
Tutaj nasze drogi się rozchodzą, ekipa ma w planach powrót tą samą drogą na Rysiankę. My również chcemy się tam dostać, ale nie tak łatwo ;) Zjeżdżamy więc zielonym do Soptoni Wielkiej Kolonii. Szlak początkowo świetny, zamienia się w końcówce w kamienisty potok, ale nie narzekamy ;)
Zielony do Sopotni ;) © k4r3l
Ostatnie tankowanie przed atakiem Rysianki ;) © k4r3l
Dalej kawałek asfaltem, chwilę niebieskim, potem na azymut i po morderczym podejściu, a w końcówce podjeździe lądujemy w miejscu kultowym - Hala Pawlusia. Widoki przepiękne, wiatr głaszcze wysokie trawy, a słońce nie chce przestać grzać. Bez polewania co jakiś czas buffa na głowie byłbym się ugotował...
Nagroda za morderczy podjazdo-wypych ;) © k4r3l
Mega widoczki z Pawlusiej ;) © k4r3l
Jeszcze kawałek i ostatni cel górski osiągnięty - Rysianka. Świetne miejsce z piękną panoramą na Tatry. Dwie porcje żurku (b.pyszny - polecam) i zimniuteńki radler wchodzą jak złoto. A na koniec wisienka na torcie, czyli zjazd zielonym szlakiem na Halę Boraczą i później do Milówki. Każdy kto lubi ekstremalne i techniczne zjazdy, single nad urwiskami, mnóstwo korzeni musi ten wariant zaliczyć! Mimo, że łapska bolały jakbym conajmniej kilka ton węgla przerzucił, to banan nie znikał z gęby! Absolutna rewelacja!
Żurek z Tatrami w tle ;) © k4r3l
Zjeżdżamy do Milówki ;) © k4r3l
Na stację przyjeżdżamy kilkanaście minut przed pociągiem, a więc jest czas żeby jeszcze zaliczyć toaletę w pobliskiej Sole i jakoś w miarę jak ludzie wsiąść do pociągu nie byle jakiego ;) Klimatyzowane pendolino dowozi nas do BB, mnie jeszcze czeka przesiadka i powrót do Andrychowa a Kuba jedzie jak zwykle, na piwo :) Dzień wykorzystany maksymalnie, fajnie było poznać nowych ludzi i rozerwać się w górach. Po takim dniu żaden poniedziałek niestraszny ;)
Fragment zielonego na Boraczą :) © k4r3l