Wpisy archiwalne w kategorii

Z kimś

Dystans całkowity:13524.27 km (w terenie 2433.50 km; 17.99%)
Czas w ruchu:797:06
Średnia prędkość:16.13 km/h
Maksymalna prędkość:82.10 km/h
Suma podjazdów:257723 m
Maks. tętno maksymalne:205 (105 %)
Maks. tętno średnie:151 (77 %)
Suma kalorii:31760 kcal
Liczba aktywności:170
Średnio na aktywność:79.55 km i 4h 53m
Więcej statystyk

MTB ( okolice Kocierza)

Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 · Komentarze(5)
Coś się zaczyna, coś się kończy. Nadszedł kres dla bielskiej punkowo-hardcore'owej kapeli Eye For An Eye - to chyba dobry moment, żeby w końcu nabyć ich ostatni materiał na CD. To smutne wydarzenie poprzedził jednak dość zabawny epizod, w którym jakaś grupka nacjonalistycznych dzieciaków użyła ich wersji coveru Warzone dla wzmocnienia przekazu swojej chorej ideologii. Beka z typów :D No i na pożegnanie jeden z ich najlepszych utworów korespondujący niejako z tym, co robimy na dwóch kółkach. Pasja.


Niedzielna depresja wynikająca z fatalnej pogody a tym samym braku rowerowania (i po części piwa, które postanowiło się skończyć;) sięgała zenitu, a poniedziałek wcale nie zapowiadał się lepszy. Z inicjatywą wyszedł jednak Damian, a wiadomo, że to zawsze większa motywacja jak się ma jakieś towarzystwo na odpowiednim poziomie ;) Trasę zaproponowałem ja, żeby nie męczyć kolejny raz okolic Leskowca pojechaliśmy w stronę Złotej Górki (ok.700m n.p.m.).

Taki warun, o. :)
Taki warun, o. :) © k4r3l
Zaciesz :)
Zaciesz :) © k4r3l

Dużo błota, ale od pewnej wysokości zaczął przeważać śnieg, raz zmrożony, innym razem kopny, który wymiksowany z błotem przybierał konsystencję kleju. W pewnym momencie z powodu zaciągającego łańcucha byłem wyłączony z młynka (strasznie irytująca rzecz kiedy jesteś w środku wymagającego podjazdu).

Czasami trzeba przybutować - w lecie się to podjeżdża ;)
Czasami trzeba przybutować - w lecie się to podjeżdża ;) © k4r3l
Singiele na mikrostoku narciarskim ;)
Singielek na mikrostoku narciarskim ;) © k4r3l

Na sam koniec zaliczyliśmy Przełęcz Kocierską, z której zjechaliśmy po swoich śladach, czyli fenomenalnym jak zawsze zielonym. Tym razem fun był większy - jazda w takich warunkach to świetny trening równowagi i opanowania koła ;) 3h jazdy, ponad 1h doprowadzania siebie, ciuchów i roweru do ładu - ale warto było, hehe.
Chyba przesadziłem z tymi oponami 2.4 ;)
Chyba przesadziłem z tymi oponami 2.4 ;) © k4r3l
Powrót ze śniegiem na giembie ;)
Powrót ze śniegiem na giembie ;) © k4r3l

Pętla beskidzka + Równica ;)

Sobota, 21 marca 2015 · Komentarze(10)
Olewasz przez lata zespół, bo w sumie nic ponadprzeciętnego sobą nie reprezentuje, a tu proszę, ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakują z takim "hiciorem". Norwegowie z Enslaved się po prostu wyrobili ;) Piękna rzecz, na mieście mówią, że to progresywny black metal, ale chyba przesadzają ;)



Prognozy na niedzielę były nieubłagane - deszcz, śnieg z deszczem, brak słońca. Należało bezwzględnie wykorzystać sobotę, nawet mimo mocnego wiatru, który był przewidziany. Ekipa z Bielska i Cieszyna wyruszyła na Pętlę Beskidzką, a ja im siedziałem na ogonie. Kiedy dojechałem do Węgierskiej Górki po morderczej walce z mordewindem na całym odcinku od Żywca okazało się, że są jeszcze na Matysce. Pokrążyłem więc po miłej okolicy i za 10 minut już wszyscy w komplecie śmigaliśmy w kierunku pierwszego podjazdu-killera: Kamesznicy (patrz profil). Górka mnie pokonała (jednak kaseta w szosie z 25 zębami to za mało na góry).

Boczne drogi Węgierskiej Górki ;)
Boczne drogi Węgierskiej Górki ;) © k4r3l
Jadymy ;)
Jadymy ;) © k4r3l
Kierunek: Kamesznica ;)
Kierunek: Kamesznica ;) © k4r3l

Następna była kultowa Ochodzita, na którą miałem plan wjechać rynienką - niestety, okazało się, to jeden wielki kanał i pozostało wspinanie się po ażurach. Do połowy dało radę, niestety z racji zalegającego pozimowego syfu tylne kółko zaczęło się uślizgiwać. Na górze jak to na Ochodzitej - wietrznie. Tutaj rozdzieliliśmy się z grupką - oni pojechali na Stecówkę a ja od razu na Kubalonkę. Szybki zjazd do Wisły, przebitka do Ustronia i kolejny atak - Równica. Chociaż prędzej był to zamach, na moje życie, hehe. Siły opuściły mnie przy tym 180 stopniowym zakręcie - na samą górę wjechałem na oparach.

Na góralu dawałem radę, ale na szosie odpadłem ;)
Na góralu dawałem radę, ale na szosie odpadłem ;) © k4r3l
Ochodzita na podjeżdzie ;)
Ochodzita na podjeżdzie ;) © k4r3l
Widokówka z Równicy ;)
Widokówka z Równicy ;) © k4r3l

Dwa oscypki, grillowany ziemniak z sosem czosnkowym plus radler postawiły mnie na nogi - niestety na krótko ;) Po zjeździe kierunek Skoczów, wcześniej odbitka na Górki Małe (tu kolejny bufet i uzupełnienie cukrów pepsi, banan, snickers), Brenną i przez Górki Wielkie do Jaworza a potem Bielska. Kolejny zgon dopadł mnie na podjeździe w Lipniku. Od Kóz jechało się już ok. Niby tylko trzy konkretne podjazdy, ale głównym winowajcą było chyba to cholerne wietrzysko. Następna pętla może pod koniec wakacji, tylko w drugą stronę z kultowymi podjazdami pod Zameczek, Salmopol, Kocierz i Przegibek ;) A może się szarpnę na oficjalny start w PB? Pożyjemy, zobaczymy.

Route 2,939,176 - powered by www.bikemap.net

Z braku laku - Krakoof ;)

Niedziela, 15 marca 2015 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Cudnej urody pieśń rodem z Kanady! Sajdprodżekt muzyków Fuck The Facts, więc trochę goryczki być musi ;)


Pochorobowo do Krakowa wg planu Kuby. Miał do nas dołączyć również Funio, ale się nie zgraliśmy czasowo. Z ciakwostek warto odnotować przeprawę promem na Wiśle w Czernichowie oraz kilka odcinków, które można spokojnie zakwalifikować pod przełaje. W Krakowie skorzystaliśmy ze świetnej ścieżki asfaltowej poprowadzonej po wiślanym wale - sporo na niej biegaczy, rowerzystów, rolkarzy i zwykłych spacerowiczów. Na rynku jak zawsze tłumnie i gwarno, dominował lans, obce narzecza i awangarda tekstylno-odzieżowa - słowem: marność :D

Taka sytuacja ;)
Taka sytuacja ;) © k4r3l
Fajna ścieżka rekreacyjna ;)
Fajna ścieżka rekreacyjna ;) © k4r3l

Powrót (kierunek Skawina) z kilkoma skrótami, które nie do końca skrótami się okazywały. Ostatecznie, żeby nie przedłużać, wróciliśmy korzystając z 28ki i 52ki. Momentami mocno zawiewało ze wschodu, ale w drodze powrotnej oznaczało to, że jechaliśmy z wiatrem. Git wypad, forma po chorobie nawet jakaś jest. Szkoda tylko ostatniego straconego weekendu - no ale jak się nie chce brać antybiotyku, to trzeba trochę dłużej pocierpieć ;)

Wiadomo ;)
Wiadomo ;) © k4r3l
Wiadomo 2 ;)
Wiadomo 2 ;) © k4r3l

Route 2,932,564 - powered by www.bikemap.net

Testowo-przełęczowo ;)

Sobota, 21 lutego 2015 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Każdy z takim syndromem czasem się spotkał. Grunt to wiedzieć jak go obejść ;) Odkopałem b.dobry kawał polskiego prog rocka/metalu. Jak widać nie samym Riverside możemy się poszczycić.


Miałem tylko wyjechać lokalnie przetestować nowy napęd (wypieprzyłem karbona fsa :) i założyłem kompakta 105tke + łanuch ultegry) no ale skoro odezwał się Seba, to nie mogłem odmówić towarzystwa. Zastanawiałem się tylko na czym przyjedzie po  ostatniej przygodzie. Jak się okazało wziął swojego złomka - 200km na tym sprzęcie to nie lada wyzwanie, na szczęście opony jakie tam miał założone były więcej warte niż cała reszta :D
Góry nie wysokie, a śnieg ciągle tam jest ;)
Góry niewysokie, a śnieg ciągle tam jest ;) © k4r3l
Atak na kolarskie procenty :)
Atak na kolarskie procenty :) © k4r3l

Plan był tylko na Kocierską, a skończyło się wszystko na Żarze i Przegibku na dobitkę. Wcześniej jeszcze spotkaliśmy Jakubiszona, ale niestety nie mógł do nas dołączyć, reszta lokalesów albo zajęta albo chora... Podjazd na Żar był urozmaicony plamami ciągle zalegającego śniegu, spotkaliśmy tam też monokolarza :) i trochę pogadaliśmy o warunkach, o sprzęcie i o wrażeniach z jazdy - trzeba przyznać, że to niezła zajawka, zwłaszcza jak jedynym hamulcem jest... kontra :)
Gustav z Pilskiem w tle :D
Gustav z Pilskiem w tle :D © k4r3l
Szara eminencja ;)
Szara eminencja ;) © k4r3l

Zjazd z Żaru już taki przyjemny nie był, zaczęło tak cholernie wiać, że szło zwariować. Na szczęście pod odbiciu na Bielsko trochę się uspokoił. Na Przegibku (kiedy oni tam asfalt zrobią!?) Seba pojechał robić ostatnie 80km :) a ja wróciłem przez Porąbkę i Czaniec. Dzięki za współudział :D
Na podjeździe na Żar: wybryk... technologiczny ;)
Na podjeździe na Żar: wybryk... technologiczny ;) © k4r3l
Do tego miejsca udało się wyjechać :)
Do tego miejsca udało się wyjechać :) © k4r3l

Route 2,910,411 - powered by www.bikemap.net

Setka pod wiater ;)

Niedziela, 11 stycznia 2015 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Dziś grała orkiestra. No to niech gra dalej :)



Żeby jeździć trzeba jeździć - ta prosta zasada znalazła dziś zastosowanie w praktyce. Jako że wypadała niedziela zadaliśmy sobie jedno zajebiście ważne pytanie - co na naszym miejscu zrobiłby Jezus? :D Nic nam niestety do głowy nie przyszło, ale jakimś "cudem" znaleźliśmy się w Kalwarii pod klasztorem i tamtejszych ścieżkach (oznaczone na czerwono - maryjne, na niebiesko - jezusowe;), którymi niestety nie dało się jeździć, gdyż ponieważ Jezus lubił skróty i często zbaczał z utwardzonych duktów. No cóż, uciekliśmy stamtąd czym prędzej szukać esencji kolarstwa, czyli podjazdów!
Góry zostawiamy z tyłu :(
Góry zostawiamy z tyłu :( © k4r3l
Ale jedziemy w stronę słońca :)
Ale jedziemy w stronę słońca :) © k4r3l
No i są widoczki :)
No i są widoczki :) © k4r3l

Kilka takich 'kolarskich golgot' po drodze było - najfajniejsza prowadziła do urokliwego ryneczku w centrum Lanckorony. Było pięknie a serpentyny miały coś ze szwajcarskiego... sera;) Gdyby tylko tak nie raczyło pizgać posiedziałby tam człowiek dłużej napawając się sielskim spokojem z widokiem na Koskową Górę (charakterystyczny maszt) i Babią Górę (charakterystyczne wszystko). Pięknie położona miejscowość!
Dróżki kalwaryjskie :D
Dróżki kalwaryjskie :D © k4r3l
Stare mościwo :)
Stare mościwo :) © k4r3l
W okolicy Świnnej Poręby :)
W okolicy Świnnej Poręby :) © k4r3l

Dalej już dróżkami mniej lub bardziej ciekawymi dotarliśmy do Zembrzyc. Tu trochę pokpiliśmy sprawę, bo wbiliśmy się na zalewowy teren w Mucharzu i musieliśmy zawrócić, gdyż nie wiadomo było dokąd ta droga prowadzi. Teraz już wiem, że spokojnie można było jechać dalej zamiast ruchliwą 28ką z całym tym wiatrem (przez moment sypało nawet śniegiem w twarz) i tymi blachosmrodami. Wyszła nam ogólnie fajna, bo nieprzesiedziana niedziela - dzięki Kuba za nawigowanie! Szoska hula aż miło :)

Bikezasping, czyli ekstremalna Barania Góra ;)

Sobota, 27 grudnia 2014 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Jeden z "moich" głosów Trójkowego TOPu Wszechczasów, na który można głosować do godz.12 30 grudnia. Emisja jak zawsze 1go stycznia. W ten dzień nie warto odchodzić od radioodbiorników. No chyba, że za potrzebą ;)

Plan zdobycia Baraniej Góry zrodził się w głowie Kuby. Przystałem na propozycję, choć przyznaję - miałem 5 minut zwątpienia ;) Ostatecznie wyszedł z tego szalony trip. Najpierw 45km dojazdówki przy -9,-10 stopniach do Węgierskiej Górki, gdzie czekał już na nas Marek - jak się później okazało - postać kluczowa w całej historii :) 
Zima zaskoczyła drogowców ;)
Zima zaskoczyła drogowców ;) © k4r3l

Czerwony szlak na Glinne był przejezdny połowicznie. Na pewnej wysokości byliśmy dodatkowo dopingowani przez słońce, którego ciężko było uświadczyć w zamglonych, szarych dolinach. Od mniej więcej 1000m n.p.m. zaczęła się mozolna walka ze śniegiem, którego w tej okolicy dosypało więcej, niż się spodziewaliśmy :) 
Gdzieś na początku czerwonego ;)
Gdzieś na początku czerwonego ;) © k4r3l
Póki co kręcimy ile się da ;)
Póki co kręcimy ile się da ;) © k4r3l

Jazda zamieniła się w spacer u boku roweru, ale póki było ciepło i nic nie zdołało jeszcze nam przemoknąć (wszyscy mieliśmy spd, my z Kubą wersję z ochraniaczami, Marek system woreczków wewnątrz buta - chyba jednak skuteczniejszy;) jechało się i prowadziło na zmianę w wybornych nastrojach.
Są też widoki!
Są też widoki! © k4r3l
Jazda w toku ;)
Jazda w toku ;) © k4r3l

Najwięcej frajdy dostarczały oczywiście zjazdy. Świeży puch gwarantował nie tylko dobry humor, ale także miejscami mocne emocje ;) Na Magurce Wiślańskiej morale zaczęły sukcesywnie spadać. Przebycie kilkunastu kilometrów zajęło nam znacznie więcej czasu niż ktokolwiek z nas był przewidział.
To co najlepsze tego dnia ;)
To co najlepsze tego dnia ;) © k4r3l
Gęba się cieszy ;)
Gęba się cieszy ;) © k4r3l

Do celu nie zostało jednak już daleko, aczkolwiek słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Dodatkowo kiedy weszliśmy w cień Baraniej Góry zrobiło się szaro i jakby... mniej optymistycznie. Ostatni morderczy wypych, krótki popas na szczycie i szpula w dół. No właśnie, nawet zjazdy nie były łatwe po tej stronie.
Świeży śnieżnobiały puch!
Świeży śnieżnobiały puch! © k4r3l
Kuba zjeżdzą na tle Skrzycznego ;)
Kuba zjeżdza na tle Skrzycznego ;) © k4r3l

Z czarnego zrezygnowaliśmy, bo był ledwo wydeptany i wybraliśmy wariant czerwony do schroniska na Przysłopie. Tam pogadaliśmy chwilę z opuszczającymi miejscówkę turystami i mikołajem, który poczęstował nas cukierkiem. Dalsza przeprawa nie należała już do najprzyjemniejszych. Nastał zmrok, a nam zostało kilka asflatowych podjazdów i zjazdów (m.in pod Stecówkę i Ochodzitą). Na jednym ze zjazdów wyglebiłem dość mocno, ale nie na tyle mocno, żeby sobie coś zrobić - widziałem tylko przelatujący nade mną rower ;)
Jedni prowadzą, inni próbują jechać ;)
Jedni prowadzą, inni próbują jechać ;) © k4r3l
Dużo biołego ;)
Dużo biołego ;) © k4r3l

Przysłowie mówi, że przyjaciół poznaje się w biedzie i takim właśnie osobnikiem okazał się Marek, który zamiast powrotu do Cieszyna zaoferował się, że zawiezie nas do domu. I chwała mu za to i stokrotne dzięki, bo gdyby nie on to pewnie odmrozilibyśmy sobie to i owo w drodze powrotnej czy nawet na PKP, gdzie mieliśmy i tak kawałek drogi.
U celu! :)
U celu! :) © k4r3l

Hardcore'owy trip, na kŧórym po raz kolejny okazało się, że to nie kondycja czy mięśnie jadą/idą a głowa! Co prawda my rozumy zostawiliśmy tego dnia w domu, ale siłą woli dopchaliśmy rowery do celu. Barania Góra zimą zdobyta! Straty? Złamany błotnik, obite kolano i lekko odmrożony duży palec w stopie ;) Czy było warto? Hell yeah! :) Dzięki chłopaki!

Żar z ekipą ;)

Niedziela, 14 grudnia 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Nowa płyta w starym stylu! Thrash metal prosto spod Czarnobyla! No dobra, żartowałem, chłopaki są z Kijowa;)


Sobota a w górach kupa błota. Odpuściłem. Przeserwisowałem sobie stery w góralu, bo po puszczeniu przedniego koła z kilkunastu centymetrów rama wpadała w dziwny rezonans. Jak się okazało dolne łożysko (zwykły wianek) złapało luz. Wymieniłem od razu oba obficie smarując. Powinno styknąć na zimę ;) Z racji planowanych wypadów w obuwiu cywilnym oraz gaciach narciarskich zamontowałem obciachową, ale jakże praktyczną osłonkę na blat ;) A w niedzielę przyszła pora na szosowanie. Chociaż jak się człowiek nasłuchał i naoglądał w ostatnich dniach jacy to zwyrodnialcy jeżdżą po naszych drogach to przyznam się szczerze - miałem pewne opory. Ale z drugiej strony - przecież nie zamknę się w czterech ścianach...
Pierwszy kompan ;)
Pierwszy kompan spod samiuśkich hołd ;) © k4r3l
Młodziczki z Sokoła Kęty na treningu ;)
Młodziczki z Sokoła Kęty na treningu ;) © k4r3l
Teee, bo Ci jakaś kulka z łożyska wypadła :D
Teee, bo Ci kulka z łożyska wypadła :D © k4r3l

Zgadaliśmy się w Kentaki na betonowym rynku (skąd ta moda, nie wiem) z Funiastym i Gustavsonem. Pierwszy dojechał rybnicki T-1000 i od razu zabrał się do macania mojej szosy ;) 10 minut później zameldował się Tomek z dziwną kulą u nogi (pewnie żona mu założyła, żeby się daleko nie zapuszczał - nie pomogło;) W okolicy cała kupa kolarzy i rowerzystów - od PROsów po typowych niedzielniaków. My to tak gdzieś chyba po środku z tendencją do niedzielnego rowerowania :D Miał być Kocierz ale ostatecznie padło na Żar. Taż fajnie w końcu to jeden z dłuższych i przyjemnych podjazdów w okolicy, na którym oddawaliśmy się pogadankom na tematy: antyklerykalne towarzyskie oraz techniczno-sprzętowe - niekoniecznie w tej kolejności ;) Nie mogło też zabraknąć klasycznych zjebek ;) Na szczycie jakaś marna kupka śniegu, dwa spasione koty, kilku downhillowców oraz oczywiście parki robiące słitfocie po przejażdżce kolejką. Za to widoki rewelacyjne - wiejąca w ostatnich dniach 'Ola' oczyściła zdecydowanie powietrze.
Nigdzie nam się nie śpieszyło zbytnio ;)
Nigdzie nam się nie śpieszyło zbytnio ;) © k4r3l
Na górze było zacnie!
Na górze było zacnie! © k4r3l
Pomykamy przez Wielką co się Puszcza ;)
Pomykamy przez Wielką co się Puszcza ;) © k4r3l

W dół poszło równie sprawnie, chociaż na dole wypadła mi buteleczka na wybojach ;) Ruszyliśmy nazot, bo w Porąbce miał czekać Krzysiek (tool). W czteroosobowej grupce pojechaliśmy sobie na lajcie przez Wielką Puszczę pokazać Sebie mini-hopkę, czyli sztywniutką Przełęcz Targanicką. Po tym punkcie wycieczki pożegnaliśmy Krzyśka a ja jeszcze pojechałem odprowadzić chłopaków przed Zator. Jechałbym dalej ale nie wziąłem lampek. Wracałem drogami drugiej kategorii i kląłem jak szwec pod nosem - wytrzęsło mnie za wsze czasy - osatni raz tamtędy jechałem. Udało się wrócić przed zmrokiem. Z dzisiejszej rajzy wyniosłem jednak kilka wniosków. Przede wszystkim, że tym przyjezdnym kolesiom w kaszę dmuchać nie wypada i swoje miejsce w szeregu znać trzeba. Funio mnie chciał do jakichś startów na szosie namówić - ale nie wiem czy w szerokich portkach można startować ;) Inna sprawa tyczy się jazdy na szosie - jak przystało na sportowy bolid mamy do czynienia z większym spalaniem... węgli ;) Także nie można lekceważyć regularnego tankowania w lidlach, biedrach czy innych aldikach ;) 

Błoto w Beskidzie ;)

Niedziela, 7 grudnia 2014 · Komentarze(1)
Uczestnicy
Pięknie Rosjanie zagrali - kolejny materiał na kasecie, więc jak ktoś jest jednak estetą może sobie posłuchać nieszumiącego materiału na bandcampie ;)


Po zeszłotygodniowym śniegu zostały tylko przybrudzone białe placki. I masa błocka. Takiej pogody zdecydowanie nie lubię mimo to fajnie było pokręcić po Beskidzie w zacnym towarzystwie: Pawła, Maćka i Kuby. Z Leskowca w stronę Potrójnej na lajcie. Przed czarnym Groniem dogania nas Jakubiszon i już w komplecie jadziemy się grzać do Chatki na Potrójnej. Ja zamoczyłem buta na 20km i musiałem szybko znaleźć źródło ciepła - tamtejszy kominek uratował mi tego dnia tyłek!
W rezerwacie Madohora ;)
W rezerwacie Madohora ;) © k4r3l
Na Przełęczy Kocierskiej zacny warun ;)
Na Przełęczy Kocierskiej zacny warun ;) © k4r3l
W oddali pasmo Łysiny - kolejny cel ;)
W oddali pasmo Łysiny - kolejny cel ;) © k4r3l

Dalej na Kocierz a następnie zielonym na Łysinę - kiedyś w końcu trzeba zrobić podjazd szlakiem, którego do tej pory unikałem jak ognia. Stromy i tylko miejscami niepodjeżdżalny (tu z pomocą przyszła droga leśników) - szybko jednak pozwolił zmienić pasmo. Na Ścieszków Groniu coraz chłodniej o pora coraz późniejsza. Rozjeżdżamy się i z Kubą atakujemy raz jeszcze Potrójną. Na podjeździe szlag mnie trafia z powodu zaciągającego łańcucha - błoto jest dosłownie wszędzie. Zjazd czarnym szlakiem i gibki asfaltowy desant we mgle. Jeszcze tylko szybkie mycie wodą ze studni i konserwacja łańcucha, co by nie był na drugi dzień złoty :) Git wypad, ale zdecydowanie wolę śnieg!
I już na górze ;)
I już na górze ;) © k4r3l
Podjazdy z bananem na gębie ;)
Podjazdy z bananem na gębie ;) © k4r3l

Po biołym w Beskidzie ;)

Niedziela, 30 listopada 2014 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Nowe AC/DC jakie jest każdy widzi. Wg mnie ostatnią wnoszącą coś do twórczości Australiczyków płytą była "Stiff Upper Lip" kolejne to już bardziej na zasadzie: "hej, żyjemy, mamy się świetnie, ciągle gramy tego swojego rock'n'rolla" :)

W odpowiedzi na wyzwanie rzucone przez Grzegorza stawiłem się na Magurce ok. godz. 10 gdzie już czekała cała ekipa bielsko-cieszyńska. W tej sporej grupce ruszyliśmy w stronę prawdziwej zimy, która zadomowiła się w okolicy najwyższego szczytu Beskidu Małego. Najniższa temperatura oscylowała tam w okolicy 6 kresek poniżej zera :)

Na magurskiej autostradzie :)
Na magurskiej autostradzie :) © k4r3l
Park maszyn pod schroniskiem :)
Park maszyn pod schroniskiem :) © k4r3l
Taki warun lubię! :)
Taki warun lubię! :) © k4r3l

Zjazd do Międzybrodzia był całkiem ok - czerwony szlak nie jest taki zły, na dodatek ma kilka ciekawych sekcji korzennych :) Dalej nowy wariant podjazdu na Hrobaczą Łąkę - słyszałem o nim, ale nigdy nie jechałem. Co to była za sztajfa! Klasyczny podjazd może się schować :)

Słońce, biały puch o konsystencji mąki... :)
Słońce, biały puch o konsystencji mąki... :) © k4r3l
Asfaltowa sztajfa też musiała być ;)
Asfaltowa sztajfa też musiała być ;) © k4r3l
Końcówka pod Hrobaczą Łąkę :)
Końcówka pod Hrobaczą Łąkę :) © k4r3l

Ze szczytu w stronę Przełęczy U Panienki i dalej kierunek Kozy-Kamieniołom. Tu już nie było tak przyjemnie, słońce zostało po drugiej stronie gór na dodatek wzmógł się mocny wiatr. Ekipa wróciła na Bielsko a mnie jeszcze Jakubiszon przeciorał znanymi sobie singlami nieopodal niebieskiego szlaku :) Gruba wyrypka i ekstra ekipa. Trza się powoli oswajać z białym puchem ;)

Poniżej 500m śniegu tyle co kot napłakał
Poniżej 500m śniegu tyle co kot napłakał © k4r3l
W lesie jest klimat :)
W lesie jest klimat :) © k4r3l
A na nizinach szaro
A na nizinach szaro © k4r3l
Z wizytą w kamieniołomie :)
Z wizytą w kamieniołomie :) © k4r3l

Niepodległościowe koło ;)

Wtorek, 11 listopada 2014 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Klarnet basowy - no kurde, ależ to robi robotę!


Tak zacnej ekipy pod chałupą się nie spodziewałem. Tomek w eskorcie Janusza i Radosława przyjechał na rejon przy okazji oddając pożyczone w niedzielę lampki. Tym razem na szosach, pełen lans. W drodze na Kocierz zgarnęliśmy przypadkowo Darka i Damiana. Podjazd poszedł średnio, chociaż chłopaki narzuciły niezłe tempo. Na Kocierzu każdy w swoją stronę.

Ekipa szosowa ;)
Ekipa szosowa ;) © k4r3l

Ja ugadałem się w Porąbce ze Zbyszkiem, który nadciągał od Oświęcimia. Zjechałem więc zielonym (miodzio, bo leśnicy pousuwali na bok drzewa po ścince - można?). Spotkaliśmy się w Wlkiej Puszczy i w stronę Kocierza pojechaliśmy nieoznakowaną, na szczęście przejezdną alternatywą.

Zbyszek napiera pod górę ;)
Zbyszek napiera pod górę ;) © k4r3l
Ups - tego nie było w planie :)))
Ups - tego nie było w planie :))) © k4r3l
Wielka Puszcza w całej okazałości ;)
Wielka Puszcza w całej okazałości ;) © k4r3l

Dalsza droga to miks szlaków i moich, nie zawsze trafionych, pomysłów. Spora wtopa nastąpiła na równoległej do czerwonego szlaku ścieżce, która jeszcze rok temu była nietknięta przez ciężki sprzęt, pokryta sięgającą kolan trawą. Tym razem była zaorana i to konkretnie.

Na tle Żaru ;)
Na tle Żaru ;) © k4r3l
Klasyczne ujęcie ;)
Klasyczne ujęcie ;) © k4r3l
Wolność ;)
Wolność ;) © k4r3l

Dalsza część tripu już bez większych niespodzianek. Podjechaliśmy jeszcze na moment na Trzonkę a później już tylko Żar. W pewnym momencie zza ostatniej serpentyny wyłania się jakiś kolo, pedałuje z dość wysoką jak na podjazd kadencją osiągając jednak prędkość nieproporcjonalnie większą - jak się okazało jakiś cwaniak popylał sobie z samego dołu na rowerze... elektrycznym! Przeszedł koło nas jak burza! Co jak co, ale ja bojkotuje te wynalazki - rozumiem dziadzio, jakiś weteran, a nie młody, zdrowy chłopak! No. Zjazd czerwonym, przysypanym kilkoma warstwami liści, szlakiem do Kozubnika i krótki popas w Porąbce pod sklepem. Całkiem urozmaicony dzionek w równie urozmaiconym towarzystwie ;)