Wpisy archiwalne w kategorii

woj.małopolskie

Dystans całkowity:16634.63 km (w terenie 2585.20 km; 15.54%)
Czas w ruchu:934:07
Średnia prędkość:17.66 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:297074 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:115327 kcal
Liczba aktywności:383
Średnio na aktywność:43.43 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Góry we mgle :)

Sobota, 23 listopada 2013 · Komentarze(5)
Termin 'mashup' w muzyce odnosi się do dwóch lub więcej utworów połączonych ze sobą w taki sposób, że ostateczny efekt bywa nierzadko zaskakująco rewelacyjny. Zresztą posłuchajcie tylko co może powstać w wyniku scalenia ze sobą klasyka Slayer oraz hitu Marvina Gaye'a. Coś niesamowitego.


Odrobiłem się w piątek, więc sobota "do południa" wolne ;) Zgadaliśmy się z Szymkiem z bbriderz na krótki objazd lokalnych górek. Nie ma za bardzo czasu ani możliwości na dalsze wypady, więc pozostaje cieszyć się tym, co się ma pod nosem
Na singielku pod Groniem JPII ;) © k4r3l

Ale to nie problem, w takich warunkach najbardziej objeżdżony szlak może się podobać. Duża wilgotność w powietrzu, gęsta mgła i pustki na trakcie...
Tak było koło schroniska ;) © k4r3l

A tak na szczycie - 922m n.p.m. ;) © k4r3l

Pogadaliśmy trochę o rowerach, trochę o maratonach i gdybaliśmy jakie świetne zdjęcia można by było robić w tych warunkach, gdyby tylko lepszy sprzęt nawinął się pod rękę ;)
W kierunku mgły jechaliśmy © k4r3l

I się z niej wyłanialiśmy ;) © k4r3l

Gdzieś po drodze mijamy stojących niemalże nieruchomo i w kompletnej ciszy myśliwych. Z dołu dobiega nas nawoływanie naganiaczy. Nie chcąc zarobić kulki zarządzamy ewakuację.
Historia pewnego zjazdu ;) © k4r3l

Kilka km dalej pada strzał. Potem drugi, trzeci... Więc albo zwierzyna duża albo mała i zwinna ;) Chyba, że pozostałe strzały były tylko salwami na wiwat. Jak dla mnie to jednak kiepska forma 'rozrywki'...
Liście-niespodzianki ;) © k4r3l

Testujemy wyciąg tydzień przed startem sezonu ;) © k4r3l

Z Potrójnej zjeżdżamy singielkiem, który poznaliśmy tydzień wcześniej z Damianem. Szkoda, że taki krótki... Z Rzyk wracamy obierając wariant jak najmniej asfaltowy. Zimno i ponuro, ale z perspektywy siodełka nie wyglądało to najgorzej :)
Widoczki były zależne od mgły ;) © k4r3l

Kilka sztuk płochliwej baraniny ;) © k4r3l

Mlekoride w Beskidzie Małym ;)

Sobota, 16 listopada 2013 · Komentarze(5)
Paranoia Inducta to polski projekt tworzący muzykę z pogranicza ambient, noise. Stojący za tym tworem Anthony A. Destroyer przypomniał mi się ostatnio nową płytą, która nie dość, że wydana jest w formie kapitalnego digipacku formatu A5, to przede wszystkim zawiera dźwięki, które malują w naszych głowach prawdziwe obrazy. Piękna płyta z muzyką wyobraźni, idealna jako podkład dźwiękowy to panujących za oknem warunków albo jako tło do dobrej książki (sprawdzałem;)! Wskazane słuchawki!


Tym razem nie było w planach żadnej ekstremalnie długiej trasy, choć i tak wyszło dalej niż zakładałem. Póki nie pada deszcz i nie sypie śnieg trzeba korzystać na maksa.
Mleko na dookoła, a w oponach dętki ;) © k4r3l

Ten podjazd robiłem 3 razy, bo mi się podoba ;) © k4r3l

Po pół godzinie szwendania się po okolicznej górce dołączył Damian i razem pojechaliśmy mieszając zielony szlak z asfaltami. Po drodze przypomniałem sobie o biegu górskim z Rzyk na Potrójną. Niestety musieli się szybko uwinąć, bo kiedy przyjechaliśmy na metę nikogo już nie zastaliśmy...
Damian napiera pod górkę - singiel świetny na podajzd, jeszcze lepszy na zjazd ;) © k4r3l

Po wyjechaniu z lasu taka oto panoramka ;) © k4r3l

A wystartowała prawie 100 niezrażonych potężną mgłą zawodników i zawodniczek. Jakoś tak kombinując, chcąc nie chcąc załapaliśmy się na fragmenty trasy biegowej (oznaczone biało-czerwoną taśmą) - i co tu dużo mówić, góry, to góry - lekko na pewno nie mieli ;) Ale na zdjęciach wszyscy zadowoleni - jednak ruch to nie tylko zdrowie, ale przede wszystkim masa pozytywnych endorfin ;)

Gdyby kogoś interesowało - poniżej wideorelacja z biegu:


To nie przypadek, że wyraz [mist]yczny, zawiera angielskie słowo oznaczające mgłę ;) © k4r3l

Powyżej 600m n.p.m. niespodzianka - zostawiamy mgłę pod sobą i wjeżdżamy na, jak zawsze, malowniczą polankę Potrójnej. Dalej szybki czerwony w kierunku Kocierza i dla urozmaicenia zjazd czarnym obok skalnej wychodni do Nowej Wsi. Po drodze na jednym z technicznych odcinków Damian zalicza glebkę, ale szczęśliwie nie groźną. Dojeżdżam do niego w momencie kiedy zaczyna się zbierać po otb na kilku większych głazach...
Ponad mistyczną krainą ;) © k4r3l

Wracając uciekamy z głównej drogi, na której widoczność jest ponownie mocno ograniczona, dodatkowo szybko zapadający zmierzch znacznie pogarsza sytuację. Bocznymi drogami docieramy do domów lekko po drodze marznąc :)

Beskidzki błotning ;)

Niedziela, 10 listopada 2013 · Komentarze(10)
Na samo hasło "norweski black metal" pewnie chowacie już swoje kobiety i dzieci do piwnic i barykadujecie drzwi, ale nie lękajcie się, albowiem dziś będzie na wesoło ;) Wprost bajkowo! (gdyby kogoś ciekawił oryginał to proszę: http://goo.gl/S0Y4mS)


Rano byłem bez chęci do życia, w efekcie potencjalne towarzystwo rowerowe pojechało se w pizdu, ja natomiast gnuśniałem tak w akompaniamencie Trójki do 13. Aż w końcu zmusiłem się (sick!), wchłonąłem makaron, wciągnąłem gatki i pojechałem. Przed siebie.
Takie widoki zostawiam w tyle ;) © k4r3l

Na rzecz czegoś takiego ;) © k4r3l

Dziś dużo było kombinowania, sprawdzania nowych ścieżek. Eksperymenta takie z reguły kończą się nie najlepiej i podobnie było w tym przypadku. A więc jak łatwo się domyślić trochę butowania i przedzierania się przez chaszcze zaliczyłem. Wylądowałem w ten sposób na zielonym szlaku przed Gibasami. Ruszyłem w stronę przeciwną niż zwykle, czyli do Łamanej Skały.
Krótki fragment gdzie da się jechać :) © k4r3l

Nagroda za wypych nr 1 ;) © k4r3l

Nagroda za wypych nr 2 ;) © k4r3l

Ten wariant jest, powiedzmy sobie szczerze, zdecydowanie trudniejszy, głównie za sprawą większej ilości podjazdów. Ale zawsze to jakieś urozmaicenie - momentami czułem się jak na jakimś nowym szlaku ;) Na dodatek, po nocnych opadach nasiliła się błotna masakra. Słońce, mimo iż świeciło cały dzień, nie oddawało wcale ciepła, w rzeczywistości było nawet chłodniej niż wczoraj.
Prawie cały Beskid Mały ;) © k4r3l

W stronę Ślunska ;) © k4r3l

Ostatnie minuty na szlaku ;) © k4r3l

Z przełęczy Anula zjechałem żółtym do Rzyk. Samiuśki początek to mega-drop (odpuściłem), później jeszcze kilka konkretnych głazów i na koniec błotnista maź, która załatwiła mnie na amen. Powrót już w kurtalonie, bo zimno. Co odczułem głównie na gołych łydkach i dłoniach (letnie rękawiczki długopalczaste). W stopy wyjątkowo ciepło chyba za sprawą zainstalowanych woreczków foliowych ;)

Błotna sobota w Beskidzie Małym;)

Sobota, 9 listopada 2013 · Komentarze(4)
Do pierwszej gwiazdki jeszcze daleko, ale przypomniałem sobie ostatnio o tej kapeli - Bethlehem. Niemiecki język może być piękny!


A cóż to za przerwa? Sam nie wiem, niemoc, pogodowa kiszka, wcześnie zapadający zmrok? Wszystkiego po trochu. Aż w końcu się zmobilizowałem i ruszyłem tyłek, co rzadko mi się zdarza, w sobotni poranek. Wcześniej jeszcze napisał Damian (bbriderz) i zgadaliśmy się na szybki objazd Beskidu Małego.
Nad jedną z 'wiecznych kałuż' ;) © k4r3l

Pojechaliśmy pierwsze szosą na Przełęcz Kocierską i stamtąd wbiliśmy się na czerwony szlak w stronę Potrójnej. Na trasie dużo błota i dużo liści, ale jazda była przednia. Kierunek jazdy wymuszał kilka technicznych podjazdów, na których trzeba było walczyć o jak najlepszą trakcję. Nie zawsze się udawało, przynajmniej mnie :)
Ołowiane chmury nad głowami ;) © k4r3l

Przed Leskowcem trochę postraszyło deszczem, ale ogólnie pogoda wytrzymała do końca. Na szlakach pomimo nieatrakcyjnej aury można było spotkać kilku piechurów. Na Leskowcu była nawet większa grupka i ognicho :) Dalej zielonym w kierunku Andrychowa - czyli jakieś 8km wyśmienitego szlaku dającego dużo frajdy.
Przy schronisku na Groniu JPII ;) © k4r3l

Na koniec jeszcze fajne singieli na Pańskiej Górze i wyjazd na wysokości stadionu na którym III ligowy Beskid podejmował lidera tabeli Granat Skarżysko-Kamienną. Wokół dużo policji i fanatyków KSB :) Damian pojechał na myjkę a ja do domu, jutro też rower upaćkam, więc nie ma sensu go myć.
Zanosi się na deszcz ;) © k4r3l

/651707

Kac Porąbka ;)

Niedziela, 27 października 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Jak ktoś kupuje kasetę za 5 dolców z Kanady i nie ma jej na czym przesłuchać, to może się już mianować fanem czy też nie? ;) Właśnie uzupełniam dyskografię fenomentalnych (taka zbitka słowna;) Kanadyjczyków i robiłbym to częściej, gdyby nie te zajebiście wysokie koszty transportu... Rzeczona kaseta rozpoczyna się (rzecz jasna na stronie A) tak:



Porąbkę opuściłem niemożebnie skacowany, co było efektem nocnej terapii przeciwzakwasowej. Tego dnia wiał halny. Wiał tak, że momentami chciał mnie razem z 70l plecakiem zepchnąć z drogi. A może to te zwodnicze procenty nocy minionej? Tak czy inaczej jakoś wróciłem, zgarniając na prośbę Moniki jeden z punktów wczorajszego KORNO. Punkt ten znajdował się na Przełęczy Targanickiej a przyjemność z jego zdobywania miała rowerowa gigówka :)
Nowa naklejka wprost z Rowerowej Norki :) © k4r3l

Jako, że ów punkt zobowiązałem się zwrócić orgom, to po prysznicu, makaronie, a nawet szybkiej przepierce (nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak przy halnym można szybko ciuchy wysuszyć;) wsiadłem ponownie na rower. Ubzdurałem sobie, że kolejny PK był na Przełęczy Kocierskiej i w tamtą stronę się udałem. Punktu nie było, ale uphill zaliczyłem. I ciągle te pytania turystów: "a nie lepiej na nogach?" NIE! ;)
Sigielek utworzyny przez wiatr i liście ;) © k4r3l

Następnie zjechałem z czerwonego szlaku i rozpocząłem jazdę kałużastą drogą trawersując oszlakowaną górkę. Fajna alternatywa dla lubiącego płatać figle czerwonego szlaku, ale niestety kończąca się bez ostrzeżenia po paru km chaszczami. Siłą rzeczy musiałem na ten szlak w pewnym momencie powrócić. Opłacało się, widok Tatr osłodził trudy krótkiego wypychu.
Ale tam w dole musi żyć dzikiej zwierzyny! © k4r3l

Na skrzyżowaniu szlaku czerwonego z niebieskim spotkałem starszego pana z rowerem na jakim zwykli starsi panowie jeździć. Upewnił się, że czerwony zaprowadzi go do Porąbki (z rozdroża 2h30m) i poszedł dalej. Do teraz mam wyrzuty sumienia, że nie zasugerowałem mu jakiejś alternatywy, nie uprzedziłem o tym nieszczęsnym osuwisku na końcu szlaku czy nie spytałem czy ma chociażby wodę... Jeszcze długo po tym fakcie byłem na siebie zły. Mam nadzieję, że cały i zdrowy dotarł do domu...
Chwilowo poza szlakiem ;) © k4r3l

Zjazd w dół do tej ścieżki w oddali ;) © k4r3l

Po pierwszym, stromym (kolejny raz, jak ten dziadzio tam sobie poradził?:/) wypychu pod Kiczorę postanowiłem dalej się nie męczyć i odbiłem na kolejną nieoznakowaną ścieżkę, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Zjazd mega frajda, ale co najważniejsze udało wyjechać w samym Kozubniku nad ruinami. Monika z Tomkiem mieli dla mnie pyszną niespodziankę. Piwo Jurajskie z browaru w Zawierciu smakowało wybornie, zwłaszcza w towarzystwie sympatycznych znajomych.
Zabytkowy rower marki Simson - pamięta lata 40te minionego stulecia ;) © k4r3l

Odrobina Jury w Beskidach ;) © k4r3l

Szybkie pożegnanie i raz jeszcze podziękowanie za świetną organizację rajdu - powrót dokładnie tą samą drogą co rano. Dlaczego? Bo najszybciej ;) Wypad ok, ale niesmak z powodu mojego nierozgarnięcia w sprawie z dziadkiem, pozostał... I po weekendzie. Ech...

Wieczorny trening.

Środa, 23 października 2013 · Komentarze(0)
Na szybkiego po pracy. Tym razem wjazd na Przełęcz Kocierską z Wielkiej Puszczy - na podjeździe spłoszyłem kilka saren, które żwawo uciekały przed snopem światła. Zjazd w całkowitych ciemnościach zielonym szlakiem robi wrażenie.

W Targanicach staruszka wpakowała się pod koła golfa - musiało to być dosłownie chwilę wcześniej. W momencie jak przejeżdżałem jakaś dziewczyna już się nią zajmowała. Na szczęście pogotowie pojawiło się po kilku minutach. Po tym wszystkim, mimo iż miałem lampki, wróciłem do domu bocznymi drogami...

Beskid Mały po bożemu, czyli klasycznie :D

Niedziela, 20 października 2013 · Komentarze(12)
Uczestnicy
Muzycznie trochę się działo w ostatnich dniach, już sam nie wiem od czego zacząć. Chyba największą niespodziewajką jest nowy numer A Perfect Circle. Ale to nie byle jaki numer! Muzyczny geniusz, perfekcyjne wykonanie i spora dawka emocji jak na niespełna 6 minut!


Długa przerwa spowodowana awarią bębenka zrobiła swoje. Przepadł jeden bardzo słoneczny i ciepły weekend. Na szczęście w ten ostatni również pogoda była łaskawa. Z bębenkiem historia potoczyła się tak, że samego bębenka nie dostałem. Postanowiłem zamówić nową, identyczną piastę SLX z zamiarem przekręcenia samego bębenka. No ale weź tu odkręć go, jak masz piastę luzem - nie ma szans, a w imadło pakować nie miałem zamiaru. Duży plus dla sklepu mbike z Krakowa, który po małym zamieszaniu dostarczył mi piastę kurierem w sobotę! Niestety, pojeździć się nie udało.
No i zaczynają się widoczki ;) © k4r3l

Wziąłem się jednak za rozmontowanie koła a następnie podjąłem próbę zaplatania na tych samych szprychach i nyplach na popularne 3 krzyże. Udało się za 4 razem i po kilku browarach - można poćwiczyć cierpliwość :) Dzięki temu zaoszczędziłem trochę kasy (i tak niepotrzebnie wydanej na piastę - jakby wiedział, wziąłbym zwykłą deorkę) i czasu serwisanta, któremu zostało tylko dociągnięcie szprych i centrowanie (kosztu usługi: 10PLN). Sama obręcz w tym roku trochę przeszła i jest już w jednym miejscu wgnieciona, ale nie przeszkadza to w eksploatacji.
Leskowiec (Tatry niestety pod słońce nie wyszły:) © k4r3l

I tak po dwóch tygodniach absencji rowerowej wybrałem się na prawdziwie jesienną górską wyrypę, czyli klasyk Beskidu Małego uwzględniający najważniejsze szczyty: Leskowiec, Łamaną Skałę, Potrójną, Kocierz, Żar (prawie), Magurkę Wilkowicką oraz najwyższy szczyt tych gór, czyli Czupel.
Z widokiem na Czarny Groń © k4r3l

Tempa nie forsowałem, widziałem, że czeka mnie kilka godzin konkretniej jazdy. Szlaki jeszcze nie do końca suche, bo w tygodniu kilka razy dość mocno padało. Na szczęście słońce rekompensowało czasami nieoczekiwane błotne kąpiele - kałuże ukryte pod liśćmi to prawdziwe utrapienie o tej porze roku.
Żółty szlak przed schroniskiem ;) © k4r3l

Od niemalże samego początku towarzyszyły mi niebanalne widoki. Błyszczące wierzchołki Tatr widziane z czterech miejsc robiły wrażenie, ale tak naprawdę dopiero panorama z najwyższego szczytu BM, czyli Czupla powaliła mnie na kolana. To był absolutnie najładniejszy obrazek jaki dany mi było oglądać w tych górach!
Na Potrójnej! ;) © k4r3l

Ludzi na szlakach całkiem sporo, po godzinie już nie miałem siły odpowiadać każdemu dzień dobry, cześć i serwus ;) Po zjeździe do Kozubnika odezwał się Kuba, który dopiero co wyjechał i był w okolicy.
Przed Żarem vis-a-vis Czupla ;) © k4r3l

Pojechaliśmy razem na Magurkę i Czupel. Na Magurkę większość trasy prowadziłem - zwyczajnie mnie odcięło. W 3/4 drogi można było jechać, ale trochę się już męczyłem i przyjemność z jazdy była znikoma. Na szczęście wspomnany widoczek z Czupla podładował baterie i zjazd oraz sam powrót był już całkiem szybki.
Ciekawa perspektywa wyszła - pod zbiornikiem Żaru ;) © k4r3l

Zjechaliśmy jakąś nieoznakowaną, kompletnie przykrytą liśćmi dróżką, która zaprowadziła nas na granicę Międzybrodzia Żywieckiego i Czernichowa. Spłoszyliśmy stado sarn pod przywództwem ogromnego jelenia - takiego w tutejszych górkach jeszcze nie widziałem.
Widoczek z drugiej strony (żółty szlak na Magurkę;) © k4r3l

Powrót już po zmroku asfaltami, a następnie przez Bukowiec i Czaniec. Dawno się tak nie zmęczyłem, ale tego mi właśnie było trzeba, bo zaczynałem gnuśnieć siedząc w chałupie. Przez chwilę nawet nie mając dwóch kółek zacząłem myśleć o bieganiu, ale na szczęście szybko mi przeszło, hehe.
Kuba napiera w kierunku Czupla ;) © k4r3l

Jednocześnie baterie zostały podładowane na kolejny 'roboczy' tydzień, który tym razem ma wyjątkowo 4 dni ;) A w tą sobotę Jesienne Beskidzkie Korno, czyli kosmiczny rajd na orientację na moich terenach.
Bezapelacyjnie foto roku ;) © k4r3l

Bida z nędzą ;)

Niedziela, 6 października 2013 · Komentarze(12)
... na dwóch kółkach pędzą ;)

Dziś krótko, ale zanim przejdę do rzeczy kilka fotek zacnej miejscówy, na której dirtowe dzieciaki wytyczyły fajne ścieżki, bandy a nawet hopki. Była więc okazja do poćwiczenia techniki i nacieszenia się fajnymi zjazdami. Fajne miejsce do wytyczenia niedużej pętli XC - krótkie i strome podjazdy, kręte szutrowe ścieżki, trawersujące singielki a wszytko to przypominające swoją gęstością pajęczynę....
Zajawkowa okolica, raptem 2km od domu ;) © k4r3l

Tak nędzny dystans jest efektem mojego sobotniego serwisu bębenka. Skręciłem wszystko, chodziło sobie pięknie do czasu kiedy poczułem opór tylnego koła - znowu coś nie gra. Po zawinięciu na chatę okazało się, że poluzowało się imbusowe mocowanie bębenka tak, że znajdujące się w nim kulki zajebiście obrobiły tę śrubę ;) A pomyśleć, że jeszcze wczoraj myślałem o jakimś środku do zabezpieczania gwintów - gdzie jak gdzie ale tam akurat pasowałoby go odrobinę kapnąć. To już trzeci raz jak luzuje mi się ta śruba, do te pory miałem to samo na ostatnim etapie Trophy i po maratonie w Istebnej, a więc po konkretnych górskich wyrypach. Dopiero teraz przeczytałem jakim momentem trzeba to przykręcać - generalnie: na chama! ;)
Jesienna panorama Beskidu Małego ;) © k4r3l

Bębenka nie idzie dostać, podobnie jak części do niego, więc zamówiłem całą piastę, ale jak to w sklepach internetowych bywa, niby mają, a nie mają i szlag trafił szybką dostawę:/ Jeszcze jeden dzień zwłoki i sklep przywołam z nazwy ;) Na razie przekręcę sam bębenek, a w zimie z nudów pewnie rozplotę i ponownie zaplotę koło na nowej piaście (to będzie jakby debiut, hehe).

ps. zapomniałbym, że 100 000 (słownie: sto tysięcy!) metrów w pionie w tym roku już pękło!

Żeby nie rozwalać tytułu i wstępu muzyczkę zostawiłem tym razem na koniec. TERAZ POLSKA. Blindead to zespół z wszech miar wyjątkowy, właśnie jesteśmy w przededniu premiery ich najnowszego krążka, który pilotuje ten singiel:

Awaryjny Beskid Mały, czyli mielonka trip ;)

Sobota, 5 października 2013 · Komentarze(13)
Uczestnicy
Jesiennych klimatów ciąg dalszy, czyli tonacja-Francja-elegancja. Alcest wyjątkowym zespołem jest i basta!


Załoga z Częstochowy kolejny raz nie mogła przyjechać, więc pojechałem tylko z Jakubiszonem. Szkoda, ale z drugiej strony może to i lepiej, bo podczas dzisiejszej trasy prześladował nas pech. Najpierw Kuba zjeżdża po 6km na pobocze ze słowami: "no to ja już mogę się wracać do domu". Patrzę: hak cały, rama cała, ciśnienie w oponach jest. Kuba pokazuje przednią oponę a tam dyntka wylazła przez 1,5cm rozcięcie...
Pierwszy pit-stop ;) © k4r3l

W teren mamy jechać, więc faktycznie nieciekawie, ale wyciągam zestaw pierwszej pomocy, czyli duck tape'a, Kuba dorzuca jakąś wizytówkę i tym sposobem łatamy dziurę od wewnątrz dzięki czemu guma nie wyłazi - sukces;) Jadymy dalej na poszukiwanie nowych ścieżek. Jest z tym w okolicy niemały problem, bo nawet jak się zaczyna jakiś obiecujący singiel to prawie zawsze kończy się on w czarnej D. ;)
Po takie widoczki się wjeżdża paręset metrów w górę ;) © k4r3l

Na jednym z takich odcinków zauważam niepokojący objaw - obracająca się korba podczas sprowadzania. Diagnoza może być tylko jedna - szlag trafił bębenek :/ Zjeżdżamy do Wielkiej Puszczy i zaczynamy odwrót. Żeby był ciut więcej terenu wybieram ostatnio odkryty wariant uphillowy po szutróweczce - konkretny podjazd będący alternatywą dla asfaltowej przełęczy Targanickiej. Tam bębenek zaczyna pracować normalnie, więc postanawiamy jeszcze trochę poszaleć w terenie.
Są zjazdy, jest fun ;) © k4r3l

Niedługo to jednak trwa, bo awaria się odnawia. Na całe szczęście jesteśmy niedaleko domu, szkoda tylko, że najprzyjemniejszy odcinek zjazdowy jestem zmuszony butować :/ W sumie wyszła z tego tripu kupa, dobrze, że chociaż udało się trochę przewyższeń nabić. Pogoda wyśmienita, zajebiście ciepło, fajne widoczki... Było gites! Dalsza część wpisu to już techniczne mambo-dżambo - jeżeli kogoś interesuje, zapraszam ;)
O jednym takim co chciał wyrzucić koło ;) © k4r3l

Przyczyną awarii była ułamana jedna z czterech zamontowanych w tym modelu zapadek. Widocznie odłamek odpadając przyblokował mechanizm powodując w kasecie efekt ostrego koła :) Wracając do domu (oczywiście pedałując non-stop, nawet na zjazdach trzymając jednocześnie zaciśnięte klamki hamulca, żeby się zanadto nie rozpędzić;) przypomniałem sobie o starej piaście Deore (M530), która zdaje się posiadała działający bębenek.
Winowajca zlokalizowany, swoją drogą co za patent..:) © k4r3l

Owszem, bębenek działał, jednak okazał się niekompatybilny z również kulkową piastą SLX :/ Ową różnicę widać na poniższym zdjęciu. Po założeniu bębenka deore do piasty slx pojawiało się zbyt duże tarcie będące wynikiem różnic w budowie zarówno kołnierza piasty jak i samego bębenka. No trudno, zobaczymy wobec tego co kryją w sobie oba bębenki (w takich przypadkach posiadanie własnych narzędzi to nieoceniona sprawa).
Deore z lewej, SLX z prawej ;) © k4r3l

Oczywiście zapadki w bębenku deore jak łatwo się domyślić nie są kompatybilne, na dodatek są tylko 3... Skoro jednak w deorce są trzy może i trzy zadziałają w slxie? Z godnie z przesłaniem kabaretowego klasyka nie ma co szerzyć defetyzmu, w końcu to nie traktor się zepsuł tylko koło jest zepsute. Jedno jest zespute, a trzy są dobre, TRZY DOBRE! Od razu lepiej brzmi ;)
A tu dla odmiany SLX z lewek a deorka z prawej ;) © k4r3l

Założyłem te trzy, przesmarowałem, poskładałem do kupy kulki, a było ich wszystkich pindziesiąt!, poskręcałem i co? I nic, tyrka sobie, jak za dobrych czasów :) Nie wiem tylko na jak długo wystarczy, ale zima idzie więc dłuższych wypadów nie planuję - najwyżej (odpukać) przybutuję pewnego dnia (i obym w tym dniu miał w termosie herbatę z wkładką, co by nie przymarznąć w ciemnym lesie, hehe).

Szelest spod kół i zmarznięte stopy ;)

Czwartek, 3 października 2013 · Komentarze(4)
Ampacity pochodzą z Gdańska i kilka miesięcy temu wydali swój debiutancki album "Encounter One". Doprawdy kosmiczna płyta i hołd dla epoki wypalanego w horrendalnych ilościach haszu i rockowego jazgotu - lat 70 tych! Ciekawostkę stanowi fakt, iż album został nagrany na klasyczną setkę! I to słychać! Dziś już się tak płyt nie nagrywa! Krążek wypuściło wydawnictwo o enigmatycznej nazwie Nasiono. Przypadek?


Zapraszamy do reklamy:


http://rajdynaorientacje.rowerowanorka.pl/jesienne-beskidzkie-korno/

I po reklamie ;)

Od rana świeciło słońce, choć wcale nie było czuć jego działania - pizga zdrowo! Najważniejsze, że od dłuższego czasu nie padało i można było śmiało ruszyć w teren. Początek taki sam jak ostatnio z Jakubiszonem, czyli ostra ścianka najpierw po asfalcie, później po płytach, a na końcu już drogą gruntową - uff, mocne intro!
U góry - Jawornica, na dole: droga z Wlk.Puszczy na Kocierz ;) © k4r3l

Miałem jechać na Kocierz terenem od Wielkiej Puszczy, więc postanowiłem zjechać nieznaną mi szutróweczką w owym kierunku. Zjazd przyjemny, choć mało techniczny, za to w drugą stronę będzie się fajnie podjeżdżało :) Sam podjazd na przełęcz jest mi dobrze znany, trochę drażniące jest fragmentami kamieniste podłoże, ale ogólnie wjeżdża się tamtędy spokczo. Z Kocierza zleciałem na szybkości zielonym. Na Targanickiej ubieram kurtalona i wracam asfaltami, na których mi zdrowo wypizgało! Jednak woreczki spożywcze w espeedach to już za mało na takie warunki, hehe.