Wpisy archiwalne w kategorii

woj.małopolskie

Dystans całkowity:16634.63 km (w terenie 2585.20 km; 15.54%)
Czas w ruchu:934:07
Średnia prędkość:17.66 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:297074 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:115327 kcal
Liczba aktywności:383
Średnio na aktywność:43.43 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Beskidzkie żenua ;)

Piątek, 27 września 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Z lekka dający popalić wyjazd, bo po primo: nieźle już pizga, zwłaszcza późnym popołudniem; secundo: zwodowałem w błotnistej kałuży dopiero co wyczyszczonego i wysuszonego po Istebnej buta (gdybym się nie zdążył wypiąć leżałbym w tej kałuży cały!), tertio: konkretny rozpiehdol na szlaku - dlaczego te ch*je od drzew nigdy po sobie nie sprzątają? Dlaczego robią taki syf, w dodatku na szlaku!? Mnie zawsze uczono, że należy posprzątać po skończonej robocie...
Jedna z lepszych widokówek w okolicy ;) © k4r3l

W sumie nie mogę narzekać, bo to tylko i wyłącznie moja wina - miał być asfaltowy Kocierz i takaż sama Targanicka, ale ja niczym siedzący i kuszący na ramieniu diobeł powtarzałem: "jedźmy w teren, będzie fajnie", hehe. Nie było. Żeby było ciekawiej Jakubiszon złapał gumę na zjeździe ze Złotej Górki, na szczęście w przednim kole, więc zmiana nie nastręczała kłopotu... Zniesmaczony i przemarznięty wróciłem po marnych 20km...

Nóżka zaczęła podawać pod górkę;)

Czwartek, 12 września 2013 · Komentarze(5)
Z cyklu TERAZ POLSKA kawałek z płyty, która w roku bieżącym jest moim absolutnym numerem jeden w skali nie tylko krajowej. Panie i panowie: oto powracający w znakomitej formie łódzki Tenebris! Ps. domyślam się, że odbiór tego utworu może być ciężki, dlatego zaleca się przesłuchanie "Alpha Orionis" od a do z - wtedy czuć magię najpełniej!


Czwartek. Dzisiejszy trip to powtórzony wtorkowy, asflatowy trening (2 x Przełęcz Kocierska) z podwójną Przełęczą Targanicką, czyli taki uphillowy "le big mac", hehe. Kręciło się wybornie, wtorkowe zamulanie odeszło w niepamięć. Teraz już tylko zmienić ogumienie na jakiś konkretniejszy bieżnik i przypomnieć sobie jazdę w terenie, bo w sobotę maraton w Istebnej, w którym postanowiłem, z racji braku laku, wystartować. Nie ma to jak stanąć na starcie po raz pierwszy w ostatnim wyścigu cyklu (hehe), ale zachciało mi się podładować adrenaliną i endorfinami przed zbliżającą się zimą ;) No i jest okazja spotkania się dawno niewidzianymi kumplami :)
Szybko zaczyna już niestety zmierzchać :/ © k4r3l

Standard kocierski ;)

Wtorek, 10 września 2013 · Komentarze(3)
Wtorek. Trzeba wykorzystać okienko pogodowe, zwłaszcza, że na wg prognoz w kolejnych dniach będzie różnie a nie ma nic gorszego jak odpuścić, a potem żałować, że się nie pojechało. W końcu to 1,5h dla zdrowia, hehe. Klasyk kocierski mam już objechany do bólu, ale tym razem jechało mi się średniawo, a na dodatek w drodze powrotnej odezwał się mały głód, który przy dłuższym dystansie skonczył by się zapewne odcięciem. Poskromiłem go batonem musli i powróciłem bak tu hom ;) Dziś bez rekordów, bardziej rozjazdowo ;) A z racji, żem trochę zamulał zrobiłem foto na podjeździe, a co ;)
Jesień zagląda w Beskidy ;) © k4r3l

Szybki rower :)

Wtorek, 3 września 2013 · Komentarze(0)
Po robocie wpadłem do sąsiada pomóc w skonfigurowaniu wi-fi, a już po godzinie jechałem w stronę Kocierza :) O 18tej można załapać się jeszcze na słońce, ale powrót bywa już rześki ;) Będąc na szczycie nie potrafię sobie odmówić zjazdu na drugą stronę, żeby wspiąć się ponownie na tę przyjemną przełęcz ;)

Z widokiem na niziny ;) © k4r3l

Wymuszone niziny ;)

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(2)
Wspomnienie sobotniej trójkowej Ciemnej Strony Mocy:


Od rana deszcz, więc szlag trafił ambitniejsze plany. Na szczęście dziś ostatni dzień Mistrzostw Świata w RPA, więc na nudę narzekać nie można było. Najpierw emocjonujący eliminator XC a później festiwal szaleństwa podczas zawodów downhill'owych. Zza chmur zaczęło przebijać się słońce, co uznałem za dobry omen i po poszukiwaniu jesiennych ciuchów byłem gotów. Jednak nadciągające od zachodu granatowe chmurzyska zweryfikowały mój początkowy optymizm. Trzeba było uciekać w przeciwną stronę, czyli na płaskie... Raz do roku można sobie pozwolić ;)
P(ł)aścizna z górkami w tle ;) © k4r3l

Po kilku mocno interwałowych odcinkach na rozgrzewkę pojechałem czerwoną rowerówką w stronę Wadowic po drodze odbijając na Frydrychowice, Przybradz i Głębowice. Mimo longsleave'a i rękawków wcale nie było mi za gorąco, natomiast gacie 3/4 to fajny wynalazek. Najbardziej ucierpiały uszy - nie było czasu na poszukiwanie buffa, więc poratowałem się słuchawkami z muzą ;) Po drodze, jak na płaski i stosunkowo otwarty teren, wiało dość mocno, ale postanowiłem się nie dać. Trening zakończyłem dokładnie po 2h ze średnią ponad 26km/h, więc nie było tak źle ;) A no i suma summarum przewyższenia jakieś wyszły;)

Uphillowy rozjazd ;)

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Można sobie potupać nóżką, a nawet dwiema :)


I weź tu zrób rozjazd po płaskim... No nie da się. Może się da, ale jak mam jechać w stronę tej plaskatości to aż mnie słabi;) Wolę już po raz n-ty jechać na Kocierz. No i pojechałem ;)

Nóżki po sobotnim uphillu wyraźnie odczuwalne, ale tylko do czasu gdy w Kocierzu Moszczanickim na kole siadł mi jakiś kolarz... Nie lubię być wyprzedzanym pod górkę, to taki deprymujące... Wobec czego zapomniałem o wczorajszych zawodach i czym prędzej się oddaliłem na bezpieczną odległość ;)

Próba generalna przed Uphill Równica ;)

Środa, 21 sierpnia 2013 · Komentarze(8)
Pierwszy od soboty wyjazd typowo treningowy, a więc żadnych rozjazdów po drodze :) Szybko i bez kombinacji na Kocierz sprawdzić jak noga podaje przed uphillem na Równicę. Udało się poprawić czas o przeszło minutę, a więc chyba dobrze ;) Aktualny rekord wynosi 14m15s (licząc od znaku 8% do ostatniego zakrętu w prawo przed wypłaszczeniem). Na Równicy będzie ciężko bo podjazd jest dłuższy od tego odcinka o ponad 1000m, z czego ostatnie ~600m to prosta, na której wypadałoby iść w trupa krzycząc w głowie: shut up legs! ;)
Suport z nowymi łożyskami :) © k4r3l

Dziś dokonałem wymiany łożysk w suporcie. Oryginalne (First - na allegro można dostać też całe suporty tego nieznanego mi producenta) wytrzymały raptem 4000km (w tym kilka błotnych dni w górach i myjkę ciśnieniową). Jako, że mam Accenta BB EX Pro wchodzą tam najprostsze "chinole" (6805 2RS) za 5 zeta na Allegro. Ja dałem 12PLN/szt. ale w sklepie stacjonarnym... Oferowali mi co prawda Koyo (80PLN za komplet, w sklepie internetowym dwa razy taniej;), ale nie byłem przekonany co do zasadności takiego wydatku. Zobaczymy ile się korba pokręci na takich budżetowych kulkach, najwyżej następnym razem wezmę te lepsze ;)

Beskid Mały z SCS OSOZ ;)

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(11)
Uczestnicy
Niby mocna wyrypa domaga się mocnych dźwięków, ale po powrocie miałem siłę tylko na coś lajtowego, a więc:


Co za dzień! Rzadko ruszam tyłek w sobotę z rana, ale tym razem zapowiadał się mocny wycisk. Do Międzybrodzia wpadło dwóch reprezentantów SCS OSOZ - Adam i Janusz i zaproponowali spacyfikowanie Beskidu Małego. Widziałem, że lekko nie będzie, i tak było! Tempo z początku niemrawe, na rozpoznanie. Podjazd (wstyd, bo chłopaki z Katowic pokazali mi tę drogę:) początkowo płynny, łatwo można było zdobywać wysokość (jakieś 200m na lajcie), później zaczęło się kombinowanie i przedzieranie przez krzaczory.
Zaczynamy w Kozubniku :) © k4r3l

Dotarliśmy do czerwonego szlaku u stóp Żaru i tym krętym oraz niestety zarośniętym z racji nieużywania singielkiem dostaliśmy się w okolice Kiczory. Dalej kolejna nowość - zamiast wypychu szutrowa alternatywa. Ja wymiękam, a chłopaki ekstra podjeżdżają. Gdyby to był maraton nie zobaczyłbym ich już do samej mety. Na szczęście czekali ;) Kawałek niebieskiego i znowu czerwony szlak. Trasa znana więc, bez szału.
SCS napierają pod Kiczerę ;) © k4r3l

Na Kocierzu Adam częstuje mnie batonem Nutrenda - smakowo ekstra, ale czy dał kopa? Ja tam nic nie poczułem - tak czy inaczej dzięki ;) Czerwony w stronę Łamanej Skały jest ekstra, ale chłopaki znowu na podjazdach odchodzą - Adam ujeżdża 29tke, Janusz fulla - oba carbony, ale to tylko szczegół, bo przecież rower sam nie jeździ :) Za Łamaną Skałą nawrót i polecany przeze mnie zielony szlak w stronę Kocierza. Chyba nikt nie mógł narzekać, bo na szlaku wszystko co najlepsze: techniczne i kamieniste odcinki, piaszczyste fragmenty, fajne podjazdy i szybkie zjazdy, na których aż geba się cieszy (ok. 2km genialnego flow przy prędkościach ~30km/h!).
A to już zielony szlak w stronę Ścieszków Gronia ;) © k4r3l

Zjeżdżamy do dolinki, krótka rozkmina którędy dalej. Adam proponuje asfaltową ściankę, czyli epicki podjazd ul. Widokową. Że też na to nie wpadłem. Oczywiście wjeżdża pierwszy - dla mnie przy tym upale to po prostu katorga! Dalej asfaltem z powrotem pod ośrodek i zielony na Przełęcz Beskid Targanicki. Zjeżdżam ostatni i widzę Adama majstrującego coś w markeciaku jednego z dwójki młodych chłopaczków - urywał pęknięty błotnik, żeby mogli dalej sobie śmigać. Postawa godna naśladowania - kto wie, może zarażą się chłopaki cyklozą?
Asflat na Kocierz :) © k4r3l

Profesjonalny serwis ;) © k4r3l

Proponuję przed kolejnym wjazdem w teren wizytę w sklepiku i uzupełnienie zapasów. Adam stawia po tyskaczu - postanawiamy je obalić po zasłużonym uphillu, który również dał nam się we znaki. Czuję, że to już mnie powoli przerasta, ale się jedzie, nie ma, że boli. Znajdujemy fajną zacienioną miejscówkę i gramy hejnał na trzy butelki ;) Ruszyć się po złocistym jest cholernie ciężko, znowu zostaję za chłopakami, a Ci uprzejmie czekają nieco dalej. Zjazd do Porąbki jak zawsze ekstremalny (z roku na rok coraz bardziej!) - Janusz o mało co nie taranuje szlabanu. Swoją drogą po kiego czorta go zamykać, jak i tak na szlaku widzieliśmy crossowców?
Zdrówko! ;) © k4r3l

Spotkany po drodze sympatyczny sakwiarz ;) © k4r3l

Teraz już tylko pozostaje spiekota asfaltu i szybki szpil do Międzybrodzia. Tam żegnam się z chłopakami (raz jeszcze dzięki za browar i wycisk;) i jadę jeszcze nad Jezioro odsapnąć trochę. Spotykam też sakwiarza - sympatycznego starszego jegomościa ze Skoczowa. Zagaduję i okazuje się, że wraca właśnie z Zakopanego objuczony w karimatę, namiot i bagaż w sakwach... Trochę pogadaliśmy, powspominaliśmy drogę na Zakopiec i rozjechaliśmy się pod sklepem życząc sobie powodzenia. Nad jeziorem dwie godzinki czilałtu, lodzik, powerade, słonce ;) Powrót resztką sił, ale do odcięcia jeszcze sporo brakowało - po prostu z racji mega podjazdowego dnia bolały i łydy i dupa ;)

HZ: 12% - 0:51:08
FZ: 26% - 1:52:04
PZ: 57% - 4:02:19

Jezioro i o stchórzeniu przed Korbielowem słów kilka ;)

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · Komentarze(6)
Zaległy wpis sprzed tygodnia, czyli poniedziałkowy wypad nadjeziorny, jeszcze przed zapowiadanymi afrykańskimi upałami ;) Nad samym jeziorem (wał w Zarzeczu) świetnie, ciepło, nie za dużo ludzi, trochę zwierzaków i babka kąpiąca się w ubraniu, hehe.

Dziś jest już niedziela, a więc dzień po maratonie w Korbielowie, który mimo szczerych chęci odpuściłem. Po oberwaniu chmury z piątku na sobotę wiedziałem co będzie czekało na zawodników. Poranny telefon od Tomka: "Hej, gdzie jesteś?". "Odpuściłem" - odpowiadam. Tomasz zdaje krótką mini-relację: "cały czas mży, trasa skrócona (giga=mega+mini)" - dokładnie nie wiem jak to wygląda, ale tego się mniej więcej spodziewałem. Dlatego z żalem, ale jednak postanowiłem zrezygnować, żeby nie wyglądać jak 1 czerwca br. (wprawne oko dojrzy brak haka i łańcuch napięty jak plandeka na żuku;)
Migawka z Trophy - feralny III etap ;) © k4r3l

Może się uda przenieść opłatę na Istebną, choć najlepiej chyba wnosić opłaty w biurze w dzień zawodów, co by nie być stratnym. Dodam tylko, że udział w TAKIM maratonie, w TAKICH górach mógłbym przypłacić stratami nie tylko sprzętowymi, co zdrowotnymi... A jako że nie posiadam sponsora, sztabu mechaników ani zastępów masażystek zwyciężył zdrowy rozsądek i teraz już się z tego śmieje, czytając na stronie organizatora fragment zapowiedzi tego kultowego etapu:

"Czując na skórze ostatnie upały liczymy, że limit deszczu na ten sezon wyczerpał się w Beskidzie Sądeckim. Zapraszamy do Korbielowa, nie pożałujecie." ;) - współczuję Grzegorzowi i zastanawiam się jak wiele da zmiana terminu przyszłorocznego Trophy, hehe.

Czekam na relacje startujących ;)

Szlakami Beskidu Małego ;)

Niedziela, 21 lipca 2013 · Komentarze(12)
Gdzieś ostatnio wyczytałem, że stal, zwłaszcza ta wysokogatunkowa, jako materiał na rowerowe ramy, ciągle jest w cenie. No to muzycznie nawiążemy sobie to tego tematu ;) Przy tych dźwiękach upłynęło mi niedzielne kręcenie ;)


Niedziela to ostatnio standardowo już dzień święty - rowerowo oczywiście :) Anyłej miało być coś grubszego, ale trochę mi nie pasowały proponowane ustawki: Grzegorz z Marzeną wybierali się na Łysą Horę, ale o horrendalnie wczesnej porze, natomiast Maciek z Dawidem w towarzystwie Mistrza Polski Marka Konwy kręcili w Beskidzie Żywieckim i nie chciałem im się wtarabaniać ze swoją amatorszczyzną w towarzystwo ;) Wybrałem więc opcję samotnego objazdu Beskidu Małego. Dawno mnie tam nie było.
Adekwatne do uphillu ;) © k4r3l

Malownicze okolice Złotej Górki (w tle Kiczera-będę tam;) © k4r3l

Start tradycyjnie swoją wersją uphillu na Przełęcz Kocierską. Pierwsze kilometry w pionie przy lejącym się z nieba żarze dały się ostro we znaki - na półmetku lało się ze mnie ciurkiem ;) Na przełęczy wszelkie możliwe atrakcje łącznie z parkiem linowym i restauracją okupowane przez niezliczone tabuny ludzi. Szybko zwijam się na czerwony szlak w kierunku Żaru. Po drodze mijam najpierw grupkę 5-6 rowerzystów, wszyscy zgodnie 'cześć', no to 'cześć' ;) Nieco dalej spotykam podjeżdżającego gościa w koszulinie Gomoli - ostrzega mnie żebym nie szarżował na zjeździe ze względu na zbliżających się turystów. Intencje miał zapewne dobre, ale z całym szacunkiem, kultury osobistej i zachowania na szlaku to mógłbym uczyć ja, hehe.
Na Kocierzu jak zwykle moc atrakcji ;) © k4r3l

A tu już czerwony szlak i majaczące Taterki ;) © k4r3l

Jadąc powoli dochodzi do mnie, a raczej do mojego coraz bardziej cierpiącego tyłka, że okoliczne trakty od ostatniego czasu mocno się zniszczyły. Wiadomo, tu zawsze była "beskidzka rąbanka", ale po ostatnich ulewnych deszczach mniejsze i większe kamienie pokazały swoje kolejne oblicze. Jest hardcore! Nie kręci mi się za dobrze, nie przywykł czlowiek jeszcze do takich upałów, ale narzekać trzeba, bo to taka nasza polska tradycja. A więc szczerze i bez kitu - wolę już ten mglisty i lekko błotnisty klimat, hehe.
Obfitość widoków porażająca - tym razem Skrzyczne w oddali ;) © k4r3l

Kotlina Żywiecka widziana z Kiczery ;) © k4r3l

Na Żarze jakieś apogeum - ilość ludzi mnie przytłacza - gorzej niż na Krupówkach i krakowskim rynku razem wziętych (w przeliczeniu na m2;). Spadam stamtąd bez chwili namysłu czerwonym w dół. Tym razem nie przegapiam skrętu ale łapy pod sam koniec odpadają - przyjemność ze zjazdu tym szlakiem jest znikoma. Jeszcze to osuwisko na końcu - zejść tamtędy z rowerem to nie lada sztuka. Po krótkiej rozkminie nad zaporą jadę w stronę Gaików, ale zamiast zielonego szlaku wybieram nieoznakowaną dróżkę z Żarnówki. Po drodze jest tyle różnych opcji i rozgałęzień, że nie wiem gdzie jechać - pozostaje kierować się na tzw. czuja. Tym sposobem docieram ostatecznie do końcówki zielonego szlaku, którym jako tako dojeżdżam do wspomnianych Gaików. Tam znak informuje, że znajdujemy się na 808m n.p.m. natomiast logger uparcie twierdzi, że to tylko 720m...
Potok w Żarnówce ;) © k4r3l

Na Gaikach - cisza i spokój ;) © k4r3l

Przez Przegibek postanawiam udać się na Magurkę Wilkowicką narciarskim. Nie udało się szosowo w tym roku, musi udać się w terenie. Początek ok, ale końcówka to już pchanie aż do złączenia się z pieszymi: niebieskim i żółtym. Może nei jakieś szczególnie trudne, ale lekko irytujące. Na Magurce zaskakująco mało ludzi - pod schroniskiem dosłownie kilka sztuk, drugie tyle na platformie widokowej (dżizas, ale to jest architektoniczne ohydztwo;) i kilka pojedynczych sztuk w trawie i borówkach ;) Będąc tam grzechem byłoby nie zaglądnąć na najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel. Wiodący nań szlak jest stosunkowo łatwy, ale nadal potrafi podkurwić kilkoma beznadziejnie kamienistymi odcinkami. Szczyt zdążył od ostatniego czasu zarosnąć i trzeba się trochę postarać, żeby uchwycić na zdjęciach tę wyjątkową panoramę jaką można z niego podziwiać.
Schronisko na Magurce ;) © k4r3l

Czupel i miejsce na odpoczynek ;) © k4r3l

Powrót już bez kombinacji. Do Miedzybrodzia zjeżdżam żółtym, który w dziecinny sposób gubię i nadrabiam trochę kilometrów (głównie w pionie;). Teraz już czeka mnie 20km czystego asfaltu przez Porąbkę i WielkąPuszczę gdzie zawsze sobie odpoczywam jadąc na totalnym lajcie. Pod koniec trochę mi odcina prąd, więc przełęcz robię już z młynka. Na koniec jeszcze jeden krótki postój w sklepie na pepsi i ciacho plus piwo na wynos, bo przypomniałem sobie, że w lodówce pustki :)