Wpisy archiwalne w kategorii

woj.małopolskie

Dystans całkowity:16634.63 km (w terenie 2585.20 km; 15.54%)
Czas w ruchu:934:07
Średnia prędkość:17.66 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:297074 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:115327 kcal
Liczba aktywności:383
Średnio na aktywność:43.43 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Leskowiec na szybko ;)

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(5)
Grzejemy szwedzkiego d-beat'a ;)


Zmiana gum, dość tego asfaltu na jakiś czas. Mimo, że noc wcześniej trochę popadało wybrałem się w teren, na Leskowiec. Zmieniłem nieco konfigurację opon - z kąta wygrzebałem X-Kinga 2.2, na którego tak kląłem gdy miałem założonego z tyłu i wpieprzyłem na przód - swoją drogą mimo drobnego bieżnika to niezły balon! A na tył wciepałem niezniszczalnego Mountain Kinga II (również 2.2) - balon nieco mniejszy, ale klocki wielgachne!
Gdzieś w Rzykach ;) © k4r3l

Niestety tak zachwalany przeze mnie Triton marki Duro okazał się zużywać bieżnik szybciej niż przypuszczałem - w zasadzie po Trophy nadawawał się już tylko na wyjazdy po bułki. Tak więc szlag trafił mój początkowy entuzjazm - użyta w tym modelu mieszanka gumy ściera się zaskakująco szybko (może to moja waga albo styl jazdy?) i tu już wiadomo skąd taka niska cena...
Na Groniu JPII ;) © k4r3l

Continentale w tej konfiguracji pracują lepiej niż założone na odwrót - przede wszystkim nie ma tego dziwnego uślizgiwania się tylnego koła, bo w przeciwieństwie do nerwowego na beskidzkim szlaku X-K, MKII pięknie się do wszystkiego klei. Chyba jedynym słusznym rozwiązaniem jest założenie kompletu takowych, tak jak zrobił to Marc.
Chwilowa cisza na szczycie ;) © k4r3l

Podjazd właściwy to 4km terenem i 400m przewyższenia. Na szczycie kontemplacja i podziwianie widoków zagłuszona przez debili na quadach i crossach, pojeby jeżdżą po szlaku jak gdyby nic. A szkoda, bo Babia jak na dłoni, podobnie Pilsko i bliższe pasma. Zjazd prawie tą sama drogą z lekkim odbiciem na techniczny odcinek czarnego szlaku - tam to zawsze łapska odpadają. Szybki asfaltowy powrót na dogasającego gryla i zimny browar :)

ps. SMS od Jacka - dotarli z Jarkiem właśnie pod Wieżę Eiffla. Przejechali prawie 1600km w 8 dni. Szacun! Jutro więc można wytężać wzrok oglądając ostatni etap Tour De France w Eurosporcie - może gdzieś tam migną nam znajome twarze ;)))

Kocierz z Krzyśkiem ;)

Czwartek, 18 lipca 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Wieczorna szybka rundka z Krzyśkiem (tool). Magurka nie wypaliła, ale w tygodniu naprawdę ciężko się zgrać z chłopakami z Bielska - czas i odległość robią swoje. Z Krzyśkiem jeszcze nie miałem okazji pokręcić, więc jazda na Kocierz upłynęła na pogawędkach i opowieściach okołorowerowych ;) Z tej racji tempa nie forsowaliśmy. Krzysiek na co dzień zasuwa na leciwym Authorze Mystic, który przynajmniej dla mnie wydaje się niezniszczalny. Mój model jest o rok starszy, ale prezentuje się równie dobrze, co przypomina mi o tym jak solidne sprzęty produkowała swego czasu ta czeska firma. Pewnie dalej bym na nim jeździł gdyby nie fakt, że odrobinę mi się z niego wyrosło i rama 19,5'' jest już niestety za mała...
Kiepsko wykadrowana fotka ze Złotą Górką w tle ;) © k4r3l

Żeby było ciekawiej namówiłem Krzyśka na zjazd do Kocierza Moszczanickiego, żeby wjechać na przełęcz z drugiej strony. Kolejny podjazd na spokojnie, ale mimo to coś zgłodniałem i musiałem się poratować batonem musli, żeby nie zaliczyć odcięcia jak Froome, hehe. Na szczęście nie spotkała mnie z tego powodu żadna kara czasowa ani tym bardziej finansowa, hehe. Zjazd z przełęczy już w kompletnych ciemnościach a jako, że nie dałem się wyprzedzić samochodowi i miałem kilka lumenów zza pleców gratis ;) Z Krzyśkiem rozstajemy się po jeszcze jednym mikrouphillu. Dzięki za wieczorne zakręcenie i udanego wypoczynku!

A na koniec jeszcze filmowa wspominajka z tegorocznego Trophy (wybaczcie ten niestrawny podkład muzyczny, ale na to wpływu akurat nie miałem;). Tak na marginesie, to dziś w radiowej Trójce była mowa o nadużywaniu młodzieżowego słowa "epicko", ale jak inaczej określić te 4 dni w Beskidach? Powiem więc, że było za-je-biś-cie oraz, że z przyjemnością wrócę tam za rok!

Ulewny Kocierz ;)

Sobota, 13 lipca 2013 · Komentarze(5)
Wziąłem się i naprawiłem! Złamaną klamkę oczywiście. Udało się wymienić samą dźwignię (niestety, żeby ją wymienić musiałem kupić całą nową klamkę, bo używek nigdzie nie widziałem:/). Bez konieczności odkręcania przewodu hydraulicznego i wymiany całego korpusu. Konstrukcja prosta jak budowa cepa, chociaż gdyby nie internetowy poradnik pewnie nie wiedziałbym o istnieniu pewnej kluczowej śrubki na imbusa '2'. Przy okazji zauważyłem uszczerbiony centymetrowy fragment korpusu drugiej klamki (po miesiącu od Trophy;) - to się nazywa spostrzegawczość, hehe. Na szczęście w tym przypadku ucierpiała tylko estetyka i obejdzie się bez wymiany. W zoologicznym zakupiłem wężyk akwarystyczny (1,5PLN za 1m) - jeszcze jeden taki pojebany i deszczowy tydzień a biorę się za wymianę oleju i odpowietrzanie hampli :) Tylne koło wróciło z centrowania - ponoć było pięknie zwichrowane, na szczęście obręcz prosta, kwestia tylko podociągania szprych (10PLN za 15 min roboty;)


Sobota wieczór. Cały dzień leje, więc za bardzo nie ma kiedy pokręcić. Ale nosi mnie, bo poprzedni tydzień był "przesiedziany". W końcu deszcz chwilowo ustaje. Ubieram się chyba z 15min, wychodzę - zaczyna mżyć. Wracam się po kurtkę i nauczony doświadczeniem zabieram też ochraniacze.

Jaka pogoda, takie zdjęcie - do dupy! ;) © k4r3l


Trasa standardowa na szybkie przepalenie. Na początku podjazdu pod Kocierz zaczyna się regularna ulewa, ale nie mam ochoty się wracać - i tak już jestem cały przemoczony. Na górze wyżymam napuchnięte wodą rękawiczki i odwrót. Leje coraz bardziej. Ale jak się okazało to tylko nad Kocierzem coś się kotłowało, bo już w Targanicach sucho i nawet się przejaśnia. W butach pomimo ochraniaczy wesoło chlupocze woda - czad! ;)

Kraków z blatu ;)

Niedziela, 7 lipca 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Do tej pory wydawało mi się, że najzabawniejszym w całym teamie Orica Green Edge jest kierowca autobusu (tego autobusu;). Ale jak się okazuje wszyscy tam mają nierówno pod kopułą. W pozytywnym tego słowa znaczeniu ;) No i wyszło, że znowu będzie ACe piorun DeCe ;)


Pomysł na trasę wyklarował się pod koniec tygodnia. Kierunek dla mnie do tej pory nieznany i nieco sceptycznie podchodziłem do niego: że jak to Kraków? A gdzie tam są góry?;) Ale z drugiej strony kusiło zrobić coś dłuższego nieco żwawszym tempem. I tak zgadaliśmy się z Pawłem i Dominikiem na niedzielę. W międzyczasie odezwał się Kamil szukający pomysłu na niedzielne kręcenie, więc go przygarnęliśmy. Kuba niestety zaniemógł i odpuścił.
Dinoland w Zatorze i jeden dość szczególny okaz mojego wzrostu ;) © k4r3l

Asfalty gładkie, można pogodać nie przejmując się dziurami ;) © k4r3l

Poranek nieco pochmurny, ale przedmieścia Krakowa przywitały nas już pięknym słońcem. Jechało się świetnie, ruch umiarkowany, więc można było pogadać. W Krakowie krótki lans bulwarami i szpula na rynek - po drodze Dominik łapie kapcia, ale szybko się uwija. Niby dopiero 10 rano a krakowski rynek tętni życiem i pełen jest turystów. Dzięki wskazówkom znajomego Pawła udajemy się na ul.Grodzką do fajnej knajpki "Kwadrans" - siedzenie na rynku w takich warunkach mijałoby się z celem.
Paweł prowadzi nas do centrum ;) ul. Wadowicka:) © k4r3l

Bulwarowy lans ;) © k4r3l

Na pierogi nie czekamy zbyt długo. Tankujemy colę i zbieramy się w drogę powrotną. Jeszcze na tej samej ulicy zaliczam gofra a Dominik pakuje w kieszonkę obwarzanka dla córki ;) Obieramy drogę na Oświęcim - tu już nie ma lekko - ruch jest całkiem spory, więc gadkę ograniczamy do minimum. Po drodze kilka postojów w tym jeden w Brzeszczach na pożegnanie się z Kamilem - chłopak jak czasem przycisnął na prostej to nie szło go dogonić ;) Mieliśmy jechać na Bielsko, ale jakoś na jednym rondzie odruchowo skręcam na Kęty. W sumie co to za różnica. W Wilamowicach robimy ostatni tego dnia postój - na ciacho i izotonika. Chwilę później się rozjeżdżamy - chłopaki do Bielska ja na Kęty i Kobiernice.
Pod Mariackim ;) © k4r3l

W Porąbce wybieram drogę przez Puszczę - czyli rewers fragmentu wczorajszej Pętli Beskidzkiej. Na końcu zaliczam wreszcie jakąś większą górkę (Hopka Targanicka;), bo nie ukrywajmy, na tej trasie pod tym względem było wyjątkowo plaskato. Dzięki za współudział (hehe), sam bym pewnie w życiu nie pojechał w tym kierunku, a tak to było się można na czyimś kole przewieźć ;) Do następnego!

Road Maraton: Pętla Beskidzka 2013

Sobota, 6 lipca 2013 · Komentarze(8)
Uczestnicy
Ten kto robił ten amatorski klip do tego genialnego kawałka miał fantazję. Propsy za scenkę z "Califonication", natomiast osobiście brakuje mi tam Siostrzyczki z "Maczety" Rodrigueza :D


Pokibicować na trasie Pętli Beskidzkiej. Nie byłem pewien czy w ogóle wystartują, bo nocna nawałnica i oberwanie chmury mogło pokrzyżować plany organizatorowi. Trasa wypasiona i dobrze znana, kilka zajebistych przełęczy do łyknięcia, gdybym tylko miał szosę pojechałbym. A tak to wybrałem się na lajcie idealnie obliczając godzinę pojawienia się zawodników w okolicy Przełęczy Kocierskiej (ok.70km trasy).
Jedna z pierwszych grupek pościgowych ;) © k4r3l

Pierwszy, tuż za pilotującym motocyklem jechał kolo z Szymonbike'a (widać pro skarpetki 'shut up legs' robią swoje;), który na tym podjeździe wypracował sobie 5-6 minut przewagi nad drugim zawodnikiem Sokoła Kęty. Później były już mniejsze i większe grupki. Zamieniam kilka słów z gościem z samochodu pilotującego stojącego na poboczu - wydaje mi się dziwnie znajomy. Chwila zastanowienia i oczywiście! - to główny znakujący tegoroczną trasę Beskidy MTB Trophy! Mały ten świat, ale co się dziwić, skoro jego dewiza to: "gdzie coś się dzieje w kolarstwie tam i ja jestem". Rispekt!
Typowy pociąg, choć w tym wypadku bardziej kolejka górska ;) © k4r3l

Postanawiam sobie zjechać do dolinki ale kilka serpentyn niżej następna niespodzianka. Ten, który się zarzekał, jaki to jest bez formy, że nie pojedzie tego dystansu i w ogóle typowe polskie narzekactwo ;) Funio! Postanowiłem go powku*wiać moimi lajtowymi przełożeniami, co oczywiście musiało być zripostowane: "cwaniak, bo 20minut temu z domu wyjechał" - no tak, to ja ;) Tomasz cisnął z niewielką i niezbyt rozmowną grupką - cóż, kadencja, równy oddech, to się liczy na takich pro-tourach. Żeby trochę rozerwać (allah akbar!;) towarzystwo wypalił: "to moja ulubiona przełęcz, wjeżdżam tu częściej niż wy wchodzicie na wasze baby" :DDDD.
Tomek zadowolony, bo jest prawie, że u siebie ;) © k4r3l

Jazda pod górę - lubię to ;) © k4r3l

Jako, że tempo mi nie odpowiadało a chciałem jeszcze pofocić trochę na podjeździe pod Targanicką urwałem się ~1km przed przełęczą i pocisnąłem w dół. Ale chłopaki na zjeździe przycisnęli i za chwilę miałem ich na kole. Ładnie rozprowadziłem ich do zajazdu autobusowego pod kolejną przełęczą i pojechałem przodem. Tomek początkowo cisnął konkret, ale kilkanaście metrów przed szczytem urwał się Wojtek z Gomoli i było po premii ;)
A tu już Przełęcz Targanicka... ;) © k4r3l

Postałem jeszcze chwilę i pofociłem ogon wyścigu dopingując maruderów. Pogadałem też z okolicznymi kosiarzami, bo byli ciekawi co to za wyścig, skąd jadą, ile jadą i takie tam rzeczy. Na koniec trafiła się jedna dziewczyna czego oczywiście panowie nie pozostawili bez słowa... [aby przeczytać dalszy ciąg relacji wyślij pusty SMS na nr 666, koszt 1 SMSa to 6,66 plus vat]
Humory dopisywały, a nachylenie rosło ;) © k4r3l

Wspomniana dziewczyna, może się mylę, ale chyba jedyna na tym dystansie? Szacun! © k4r3l

Wieczorny klasyk uphillowy ;)

Czwartek, 4 lipca 2013 · Komentarze(4)
Czwartkowe wieczorne kręcenie rozpocząłem nieco wcześniej, choć nie chciało mi się jak cholera ;) Wybrałem wariant klasyczny, tak by się nie najeździć ale się zmęczyć, czyli Kocierz razy dwa. Jazda na lajcie, bo duszno i wciąż jeszcze pomimo 20tej na zegarze, ciepło.
Independence Day czy może jednak Star Trek? :) © k4r3l

Dzień wcześniej widziałem samochód - pilot na kogucie i gościa z pędzlem malującym strzałki na asfalcie przy skręcie na Targanicką. Szybka weryfikacja internetowych zasobów i już wszystko jasne - w sobotę w ramach Road Maratonu rusza w Wiśle kultowa Pętla Beskidzka organizowana przez Wiesława Legierskiego. Jak pogoda dopisze wpadnę na przełęcz pokibicować. Póki co jest burzowo i deszczowo - jak to przy weekendzie...

Ekipą na Krowiarki ;)

Niedziela, 30 czerwca 2013 · Komentarze(14)
Uczestnicy
Ok, będzie trochę strasznie i mrocznie, ale nic na to nie poradzę. "Karma Obscura" - nowa płyta polskiej legendy death metalu, zespołu Trauma, robi furorę w moich głośnikach. Na razie co prawda w wersji cyfrowej, ale listonosz powinien dostarczyć fizyczny nośnik lada dzień!


W sobotę po południu dostaję mesydż od Tomka z propozycją wypadu na Krowiarki. Myślę, fajnie, będzie okazja znowu pojeździć w grupie i przy okazji rozkręcić trochę nogę po zupełnie nierowerowym tygodniu. Wcześniej daje cynk Tlenkowi, który także wyraża zainteresowanie wspólną jazdą. Umawiamy się ok. 9 rano w Wadowicach. Na miejsce dojeżdżamy niemalże w tym samym czasie. Tomkowi towarzyszy Aniuta, której to mają być pierwsze poważniejsze górki jak i dystans. Jak się później okazuje to chyba najbardziej rozgadana jaworzańska bikerka z tendencją do fochów :))))
Zapora w Świnnej już na ukończeniu ;) © k4r3l

Wesoły team z Jaworzna ;) © k4r3l

Już w trzyosobowym składzie jedziemy sobie w kierunku Suchej Beskidzkiej, zatrzymując się po drodze nad będącą w wiecznej budowie zaporą w Świnnej, następnie oglądamy sobie zameczek na przedmieściach i po telefonie do Ludwika zgadujemy się na rynku w Suchej. Dojeżdża Tlenek, gadka szmatka, kilka fotopstryków i można kręcić w stronę Zawoi. Tym razem nie jedziemy przez Przełęcz Przysłop tylko odbijamy na Maków Podhalański i stamtąd przez Białkę i Skawnicę ciśniemy w kierunku Krowiarek.
Dzień święty święcić, czyli Funio dobijający się do ks. Janusza ;) © k4r3l

Miało być grupowe foto, ale Telnek znalazł się poza kadrem :/ © k4r3l

Pod wyciągiem w Zawoi urządzamy krótki postój, czekolady, lodziki, batoniki - ogólnie pełna gama niezdrowej żywności ;) Tuż obok trwają przygotowania do zawodów downhillowych - Tomek nie omieszkał przymierzyć się do jednej z takich maszyn - średnio to jego obcisłe pasowało do tego wyjątkowo topornego sprzętu ;)
Jak Tomek postanowił zostać zjazdowcem ;) © k4r3l

Zaczyna mżyć, więc chowamy się pod przystankiem. Na szczęście nie jest to jakiś duży opad a po chwili ustaje całkowicie. Robi się jednak nieprzyjemnie zimno jak na tę porę roku. Żeby nie ostygnąć wsiadamy i bierzemy się za zdobywanie Przełęczy Krowiarki. Po drodze rozmawiamy sobie z Tlenkiem o okołorowerowych pierdołach i nawet nie spostrzegliśmy się kiedy znaleźliśmy się na szczycie. Aniuta z Funiem przyjeżdżają parę minut po nas - jak się okazało Tomek na podjeździe zagadywał Aniutę odwracając jej uwagę od rosnącego przewyższenia - nie powiem, ciekawa taktyka, hehe.
Atak mgły na Krowiarkach ;) © k4r3l

Na górze nie ma za bardzo co siedzieć - robi się coraz bardziej mgliście i chłodno. Po 15 minutach już jesteśmy gotowi na zjazd. Z przykrością odpuszczam zaproponowaną kiedyś przez Ludwika Przełęcz Zubrzycką - może innym razem... Zjazd do Zawoi był jednym z najzimniejszych w tym roku, a jeździłem zimą, więc można sobie wyobrazić skalę tego chłodu :) Dobrze, że miałem buffa, więc mogłem go naciągnąć na uszy. Podkoszulek również okazał się niegłupim pomysłem a już najbardziej byłem rad z rękawków. Mgła była tak gęsta, że odczuwało się ją niczym jakiś niewielki opad - okulary w momencie zaparowane, po nogach pizga a człowiek trzęsie się jak osika. Ekstra ;)
Schronienie przed zimnem ;) © k4r3l

Powrót bez większych kombinacji tą samą trasą. W Suchej zatrzymujemy się na małe co nieco w "Fred Kebab" czy jakoś tak ;) Biorę duży zestaw gyrosa, reszta również idzie w moje ślady. Porcja jest ogromna i co najważniejsze, ciepła i smaczna. Czas upływa na Tomkowych opowieściach z wojska - wkładki z bromu rulez, hehe. Żegnamy się z Tlenkiem i jedziemy dalej. W Mucharzu Tomasz najeżdża na jakieś cholerstwo i w efekcie rozcina z wielkim hukiem i świstem oponę. Na szczęście nacięcie jest niewielkie - wystarczy podkleić wnętrze opony standardową łatką a dzięki magicznej pompce Aniuty można nabić stosowną ilość atmosfer ;) W Wadowicach się żegnamy i ciśniemy w swoją stronę. Dziękówka, było jak zwykle do dupy :D
Pit-stop w Mucharzu ;) © k4r3l

Średnia wypadu mnie rozwaliła! Fakt, musiałem czasem dokręcać ze stójki, bo jednak na szosach to ciągnęli ostro, ale i tak, póki co to pod tym względem "personal best" ;) I to na takiej trasie!

Ps. pierwszy raz udało mi się przekroczyć 1000km w jednym miesiącu. Też nieźle ;)

Kocierz i Targanicka późną porą ;)

Piątek, 21 czerwca 2013 · Komentarze(5)


Już miałem tym razem nigdzie nie jechać, ale zupełnie przypadkowo wszedłem na bikestats i zupełnie niezamierzenie przeczytałem wpis Mariusza, który wspominał coś o przyjemnym wieczornym treningu - no i nie wytrzymałem ;) Co ten bikestats robi z człowiekiem? ;) Poza tym, to pierwszy dzień lata, więc szkoda byłoby tego faktu nie uczcić - nawet w tak skromy sposób ;)
Nocna Targanicka ;) © k4r3l

Zrobiłem lokalną typówkę z dwoma najbliższymi przełęczami. Jazda po płaskim mnie zupełnie nie bawi. Tym razem nic szczególnego po drodze się nie wydarzyło. Nic włochatego nie wbiegło mi pod koła, nic nie chciało wyskoczyć na mnie z krzaków. Polecam wszystkim wieczorno-nocne treningi - to zupełnie nowa jakość, która sprawa, że objeżdżone na maksa trasy stają się na nowo atrakcyjne :)

Nocne wioskowanie ;)

Czwartek, 20 czerwca 2013 · Komentarze(7)


Trochę bez pomysłu, a więc po okolicznych wioskach. Trasa wyszła nieco interwałowa, bo po drodze kilka krótkich, ale pierońsko sztywnych podjazdów. W okolicy Pańskiej Góry spotykam grupkę szalejących i niczego się nie bojących kun - prześmieszne zwierzaki :) Dalej jazda w kierunku Zagórnika (kolejna fajna górka;) i potem przebijanie się w kierunku Sułkowic. Nie obyło się bez błądzenia - urywający się nagle asfalt zmusił mnie raz do zawrócenia.
Na mostku w Targanicach ;) © k4r3l

Przy okazji mogłem jednak zaobserwować kilka ciekawostek architektonicznych. Niektórym fantazji nie brakuje - olbrzymia, mosiężna puma podświetlona snopem światła tuż nad frontowymi drzwiami to raczej niecodzienny widok. Trąci to trochę cebulą, ale ponoć o gustach się nie dyskutuje, hehe. Na koniec już miałem jechać na Kocierz, bo wiało nudą na takiej trasie, ale przypomniałem sobie, że nie mam nic do jedzenia, więc zawróciłem, co by nie zamulać z tego powodu...

Nocny Kocierz, czyli na tropie zagubionych glassów ;)

Wtorek, 18 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Zaczęło się! Od 7 do 21 lampa taka, że się odechciewa wszelkiej aktywności fizycznej ponad to, co konieczne. Dlatego też zebrałem się dopiero przed 22, kiedy temperatura i ogólne warunki były wręcz idealne. Wreszcie ciepły, delikatny wiaterek i powietrze, którym bez problemu dało się oddychać. Cel - szybka Przełęcz Kocierska. Dawno nie jechałem po zmroku i zapomniałem już jakie to fajne uczucie. Czmychające przed snopem światła żyjątka (1 kuna, tuptający jeżyk, kilka kotów i jedna szalona jaszczurka, która chyba nie zdążyła uciec spod koła:/) to taka dodatkowa atrakcja. A już na maksa podniosło mi się ciśnienie, gdy na najbardziej zaciemnionym odcinku coś większego zaszeleściło w krzakach - kadencja momentalnie kosmiczna i nerwowe oglądanie się za siebie, hehe - stary a głupi ;)
Zguba, czyli najbrzydsze zdjęcie na blogu ;) © k4r3l

Przed jednym ze zjazdów chciałem ubrać okulary, do których zakładając szkła męczyłem się z dobre 5 minut. Sięgam do kieszonki na plecach a tu tylko pompka (wcześniej oderwał mi się uchwyt spod koszyka). Kojarzę, że poprawiając ją poczułem, że zahaczam jeszcze o coś ale nie skojarzyłem w pierwszej chwili, że to okulary. Dlatego wracam do domu z myślą, że prędzej ich nie zabrałem... Jak się okazuje - jednak musiałem zabrać... Niechętnie (aczkolwiek 100 PLN piechotą nie chodzi;) jadę z powrotem do tego feralnego miejsca (na szczęście bardzo charakterystyczne), jest już dawno po 23. Tam odnajduję zgubę leżącą na miękkiej trawce (to tłumaczy dlaczego nie słyszałem, jak spadają). Tym samym wyszło trochę więcej i dłużej niż zakładałem :) Powrót bez kombinacji, drogą którą jechałem jakieś 15 minut temu :) Konkluzja? Nocna jazda to jest to! ;)