Wpisy archiwalne w kategorii

woj.małopolskie

Dystans całkowity:16634.63 km (w terenie 2585.20 km; 15.54%)
Czas w ruchu:934:07
Średnia prędkość:17.66 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:297074 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:115327 kcal
Liczba aktywności:383
Średnio na aktywność:43.43 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Rozjazd kocierski ;)

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · Komentarze(8)
Poniedziałkowy wypad na Kocierz celem rozprostowania gnatów po leniwej niedzieli. Tour de Babia to już historia, myślimy teraz nad podobnym objazdem tym razem Pilska :) Może kogoś to zainteresuje - ja się nawet ucieszyłem: na zjeździe do Kocierza Rychwałdzkiego niespodzianka - kilka długich, świeżych pasów nowiutkiego, jeszcze śmierdzącego asfaltu! Nareszcie :)

Dowody na pojawienie się fragmentów nowej nawierzchni :) © k4r3l

Na schabowego do Zakopanego ;)

Sobota, 15 czerwca 2013 · Komentarze(20)
Uczestnicy
Przekonałem się do nowego albumu Alice in Chains już po kilku przesłuchaniach. Teraz mam ich na koncie już kilkanaście i nie mogę uwolnić się spod czaru tej płyty! Niespodziewanie dobra rzecz!


Idea tego wypadu zrodziła się mniej więcej rok temu, kiedy to z Dominikiem i Darkiem wracaliśmy z wypadu na Przełęcz Krowiarki. Ktoś wtedy rzucił: "a może by tak objechać Babią Górę dookoła?". Pamiętam, że po powrocie z tamtego tripu (najdłuższy dotychczasowy dystans 165km - umarłem ;). Przyszła jesień, zima i żeby temat nie przepadł założyłem wątek na bikestatowym forum. Temat ożył, pojawiało się coraz więcej osób zainteresowanych i tak ostateczny skład skrystalizował się na dosłownie kilka dni przed godziną "0".
Więcej was mama nie miała?:) © k4r3l

15 osób, w tym aż 14 bikestatowiczy zgadało się na rondzie w Żywcu by stamtąd rozpocząć atak na korbielowską Przełęcz Glinne. W międzyczasie telefon od Daniela - trochę się spóźni. Postanawiamy wyruszyć "turystycznym" tempem w nadziei, że nas dojdzie. W Jeleśni zgarniamy po drodze Ludwika (Tlenek) i w tym składzie ciśniemy do Korbielowa. Mega zdziwienie ogarnia nas kiedy widzimy napierającego jak ogień Daniela, który mija nas z prędkością światła, mówi "cześć" i rzuca się w pogoń za resztą ;) Na szczęście reszta daleko nie odjechała i zatrzymujemy się w centrum Korbielowa, gdzie nabijamy kasę małego sklepiku spożywczo-monopolowego zaopatrując się przed wjazdem na Słowację.
Pierwszy popas, na razie spożywczy ;) © k4r3l

Gruppen foto by kobita ze sklepu :) ps. komu pomidorki, komu? :D © k4r3l

Po przekroczeniu granicy i jeździe przez kraj naszych południowych sąsiadów można obalić dwa mity: słowackich dobrych dróg i Słowaków jako kierowców kulturalnych! Drogi tragedia, dziurawe jak nasze, a kierowcy to debile jeszcze więksi niż nasi o czym kilkukrotnie możemy się niestety przekonać. Są też i miłe aspekty - traktorzyści jadący z naprzeciwka wesoło trąbią widząc taki mini-peletonik, ale im wiadomo, nigdzie się nie śpieszy, chyba, że po piwo do sklepu ;)
Już po słowackiej stronie ;) © k4r3l

Słowacki widoczek :) © k4r3l

W Namestovie moja grupka jadąca z tyłu przegapia skręt i trochę nadrabiamy. Kilka telefonów i jak się okazuje, reszta już jest nad zaporą w Trzcianie. No nic gonimy, ale tempo narzucili takie, że po przyjeździe Tomek daje reszcie burę napominając, że umawialiśmy się na jazdę wspólną a nie ścig po medale :) Tam ustalamy by jechać ze średnią 25km/h - to i tak więcej niż zakładana. Długo jednak chłopaki nie wytrzymują - szosowcy wyraźnie męczą się jadąc tak "wolno" więc po kolejnym przekroczeniu granicy ekipa ponownie się rozrywa. Trudno.
Słowcja, kraj dziwnych znaków i debili w samochodach ;) © k4r3l

Słowacki widoczek :) © k4r3l

Już po polskiej stronie, przed Kościeliskiem, robimy postój pod sklepem z pasącymi się obok (ł)owiec(z)kami (jedna zajebista, łaciata;) i walimy z Januszem po browarze. Warka Radler to może nie piwo w pełnym tego słowa znaczeniu, ale przy panującej temperaturze robi naprawdę dobrze ;) Pod sklepem jak to zwykle bywa jaja i rozmowy z góralami - oczywiście wszystko zainicjowane przez Janusza, przez którego bardziej niż dupa po tej trasie, bolał mnie brzuch. Ze śmiechu oczywiście :D Tam rozłączamy się z Waldkiem, który jedzie tylko do Zakopanego i sugeruje nam byśmy jechali sobie własnym tempem, bo i tak jest już prawie na miejscu a drogę zna. Chwilę później natrafiamy na dwóch Tomków (Funio i majorus), którzy stołowali się dwa sklepy dalej ;)
Janusz i łowce ;) © k4r3l

W drodze do Zakopanego ;) © k4r3l

W takiej ekipie (Webit, Tlenek, Gustav, Funio, Majorus, Piofci, Kovval, Janusz507) wjeżdżamy do centrum Zakopca, gdzie pierwsza grupka już ulokowała się w jadłodajni tuż naprzeciwko wejścia na Krupówki. Jako, że na pierogi musiałbym czekać ~1h decyduję się, tak jak większość, na schabowego i piwko! Zakopiec jako miasto to jakaś przerąbana miejscówka - bez urazy dla wszystkich miejscowych, ale odpocząć to się tam nie da. Liczba ludzi, która przełazi koło mojego obiadu jest delikatnie mówiąc irytująca.
Funio-orędownik i reszta turystycznej grupki ;) © k4r3l

Uciekamy z Zakopca ;) © k4r3l

Za namową Janusza postanawiamy zaatakować Gubałówkę od ul.Salamandry. Piękny podjazd, ale nawet na nim opadam z sił i mimo, że jestem po objedzie, wsuwam na jednym zacienionym wypłaszczeniu pączka. Podjazd jest kapitalny, za plecami Giewont i Tatry, z góry grzeje piekące straszliwe słońce, jest parno, jakby się miało zbierać na burzę. Gubałówka to kolejne miejsce w Zakopcu, gdzie liczba ludzi mnie po prostu wkurwia, zwłaszcza łażąca po szlaku jak chce i gdzie chce. Szybka fota z widokiem na Tatry i spieprzamy stamtąd.
Janusz walczy z podjazdem pod Gubałówkę ;) © k4r3l

No tu nas jeszcze nie było ;) © k4r3l

Jeszcze jeden krótki postój w markecie, uzupełnienie prowiantu i czeka nas kapitalny długi zjazd przez Ratułów aż do Czarnego Dunajca. Mieliśmy unikać tych głównych dróg, ale ruch był na tyle znikomy i jechało się nad wyraz dobrze, że te odcinki były bardzo ok. Za Czarnym Dunajcem jedziemy już tylko w jednej grupce - Ci co chcieli bardziej napierać z werwą godną protour'owców odjechali już na znaczną odległość i tyleśmy ich widzieli :)
Na Gubałówce tłok i ciekawe widoczki ;) © k4r3l

Z grupką "turystyczną" robimy dłuższą przerwę w dobrze zaopatrzonym (hehe) sklepie w Zubrzycy Górnej. Teraz czekają nas już "tylko" Krowiarki, ponoć łatwe od tej strony. Niestety, wjeżdża mi się na tą przełęcz fatalnie. Zamulam, ale w końcu wyjeżdżam na szczyt. Szybka przerwa na fizjologiczne sprawy i chwilę później można się ochłodzić źródełku. Zjazd z Krowiarek jak zwykle błyskawiczny, w Zawoi żegnamy się z Tlenkiem i ruszamy by zaatakować kolejną przełęcz - Przysłop. Słońce wciąż mocno przypieka.
W stronę Krowiarek ;) © k4r3l

Teraz już prosta droga do domu - choć nie łatwa. Z jednym postojem pod nieczynnym już sklepem docieramy do Międzybrodzia Bialskiego, gdzie każdy jedzie w swoją stronę. Dwa Tomki na rowerach do Jaworzna, Sebastian na rowerze do Rybnika! (chłop robi atak na 500km! stąd nikogo nie powinny dziwić wystające z jego kieszonek dwa bochenki chleba, dwie czekolady, serek i butelka mineralnej :). Janusz z Piotrkiem i Mariuszem pakują manatki do aut a my z Kubą wracamy przez lajtową Wielką Puszczę i Przełęcz Targanicką, pod którą jak nigdy młynkujemy :)
Pożegnanie z Tatrami ;) © k4r3l

Dla wielu z nas była to walka o życiówkę. I tak moją udało mi się poprawić aż o 110km! Ale to nie najistotniejsze. Najważniejsze, że pomimo tak wielkiej odległości nas dzielącej udało się doprowadzić ten wyjazd do skutku. W tak zajebistej ekipie wyjazd był znacznie łatwiejszy i ciekawszy :) Pogoda, pomimo wielu obaw i niepewnych prognoz dopisała o czym świadczy typowo kolarska
spalenizna;) Dzięki wszystkim za współudział - widzimy się na Tour de Pilsko? :)

Odczyty z pulsaka:
HZ: 30% (3:41:23)
FZ: 34% (4:06:22)
PZ: 24% (2:56:25)

Czas:
11h30m w siodle / 16h na trasie

Prowiant:
Śniadanie: makaron z kiełbasą, cebulą i jajkiem, kanapki z dżemem + kawa ;)
W trasie: 2,8L izotonika 4move, 1L wody, 2 piwa ;), 4 banany, 4 batony musli, 1 pawełek, 1 bułka z gyrosem, schabowy z ziemniaczkami, 1 eklerka, 1 pączek + 1 ciastko z cukierni w Międzybrodziu na osłodę :)
Po trasie: piwko i ryż z sosem ;)
http://www.bikemap.net/en/route/2184979

Środowo-beznapinkowo ;)

Środa, 22 maja 2013 · Komentarze(4)
Po ostatniej wyrypie dwugłowe bolały mnie jeszcze dwa dni. Podczas tego tripu zgubiłem po drodze aż 5kg, które odzyskałem już dzień później ;) W sumie dziwne, że po takim tripie do domu przywiozłem jeszcze trochę rozcieńczonego izotonika w bukłaku, ale jak widać to, że się pić nie chce nie oznacza wcale, że organizm nie potrzebuje nawodnienia. Na rozjazd pojechałem dopiero we środę, nie chciałem przesilić mięśnia, więc do tej pory uzupełniałem minerały i wspomagałem się maścią ;) We środę wieczorem baaardzo lajtowo do Porąbki nad zaporę. Dawno tak spokojnie nie jechałem.

Tempo najlepiej zobrazuje Wam ten piękny utwór Filter, którego oczywiście sobie podczas jazdy słuchałem na fula!


A jako bonus panoramka z niedzielnego wypadu ;)

Panoramka na Czechy ;) © k4r3l

Krótki beskidzki szpil ;)

Sobota, 18 maja 2013 · Komentarze(14)
Nowy Filter na horyzoncie a tymczasem ostra grzałka z ostatniego jak do tej pory albumu "The Trouble With Angels". Panów z pewnością ucieszy obecność w klipie Carmen Electry ;) Zresztą, whatever, liczą się dźwięki ;)


Krótko, żeby przetestować rower przed niedzielną, konkretniejszą trasą. Wyczyszczone i nasmarowane łożyska w suporcie ucichły, teraz z kolei wyczuwam skrzypienie z okolicy mostka/sterów, hehe. Mam nadzieję, że to nie ze starości a jedynie z powodu syfu, który gdzieś tam się przedostał...
Kapkę terenu musiałem zaliczyć (w górę i w dół;) © k4r3l

Dziś bardzo wietrzny dzień więc wyjechałem dopiero pod wieczór. Pojechałem do Porąbki, potem Wielka Puszcza a na koniec zostawiłem sobie Kocierz terenem. Bardzo przyjemnie na trasie, spotkałem kilku rowerzystów w tym dwójkę pro-ubranych w jednakowe stroje - zero odzewu/gestu z ich strony, pfff... Końcówka trasy w towarzystwie olbrzymiej tęczy, którą też uwieczniłem na załączonej panoramce ;)
Beskidowo-tęczowo ;) © k4r3l


ps. mapka w kształcie galopującej lamy :D

Wieczorny Leskowiec ;)

Środa, 15 maja 2013 · Komentarze(7)
Nightly Gale pochodzą z Zabrza. To zespół, który polskim podziemiu ma ugruntowaną pozycję choć trzeba przyznać, że ich twórczość nie do każdego przemówi. Wystarczy popatrzyć na teledysk... Czekam na nową płytę, która po wcześniejszych problemach ponoć ma trafić niedługo na półki empików a przez neta zamówić się póki co nie da:/ Krążek zatytułowany jest "Lust" i oprócz autorskich kompozycji zespołu znajdziecie na nim też brawurowe wykonanie klasycznego numeru Alice in Chains!


Wypad z cyklu krótko i treściwie ;) W robocie dzień "unplugged", w związku z tym odpaliliśmy generator, niestety - tuż pod moim oknem :) Dlatego też po pracy pojechałem tam, gdzie cisza absolutna - w las ;) A dokładniej na Leskowiec ;) Na szczycie zameldowałem się po 19. Co ciekawe, po drodze minąłem dwóch rowerzystów i jednego trekkingowaca z synem. Trzeba powiedzieć, że gość ostro cisnął pod górkę, kilkuletni chłopak zresztą nie gorzej ;). Jako, że się kilka razy mijaliśmy to sobie dogadywaliśmy. On zaczął, bo krótszym i bardziej stromym (zupełnie nie do podjechania) czarnym szlakiem wszedł na Leskowiec wcześniej, podczas gdy ja jechałem sobie naokoło, przez Groń JP2, więc stwierdził, że szybciej na nogach. Odbiłem sobie na zjeździe, gdy wyprzedzając ich na końcówce czarnego rzuciłem przez ramię, że jednak w dół szybciej na dwóch kółkach ;)
Singielek pod Groniem JP2 ;) © k4r3l


/

Pod wieczór na Trzonkę ;)

Wtorek, 14 maja 2013 · Komentarze(5)
Jest! Nowa płyta The Hillbilly Moon Explosion - "Damn Right, Honey!". Kurczę, szkoda, że albumy Szwajcarów są nie do kupienia w Polsce, bo od czasu kiedy oglądałem relację z ich koncertu w schronisku na Szyndzielni zwariowałem na ich punkcie! Są świetni na żywo, z albumów nie gorsi... To chyba jakiś nowy utwór, bo nie kojarzę, żeby wcześniej go słyszał ;)


W las - krótko ale zawsze ;) Taka połączona jazda terenowa z podjazdami to bardzo dobry trening. Niestety, dziś po raz kolejny zakłócony dobywającym się z okolic korby cykaniem. Teraz obstawiam pedały, choć ktoś kiedyś zlikwidował podobne odgłosy dokręcając hak tylnej przerzutki, więc tak naprawdę to może być wszystko ;) Dziś oprócz podziwiania widoczków z zielonego szlaku w okolicach Trzonki na stromym zjeździe do Porąbki docierałem półmetaliki Baradine (takie niebieskie;). Myślę, że jeszcze jeden, dwa takie tripy i będą git. Później sprawdzimy shimanowskie metaliki... Zaliczyłem wielką Puszczę a na sam koniec zachciało mi się jechać na Kocierz - tym razem zielonym szlakiem ;)
Zero retuszu, filtrów, kontrastów - tak po prostu dziś było ;) © k4r3l


Kocierz v.2.2

Poniedziałek, 13 maja 2013 · Komentarze(3)
Teraz kawałek z płyty idealnie wpasowującej się do tego wszystkiego co dzieje ostatnio za oknem... Ponownie Szwedzi z Wolverine z ich ostatniego jak do tej pory albumu "Communication Lost". W ten sposób pokutuję fakt, iż przespałem kilka ich płyt ;) Tak dużo dzieje się w muzyce dobrego, że nie sposób wszystkiego ogarnąć. No, to moje mocne postanowienie poprawy, hehe.


Ależ mi głód jazdy doskwierał. Po totalnie wykańczającym psychicznie weekendzie nadszedł wcale nie lepszy poniedziałek, jednak po południu przestało padać i jakby się przejaśniło. O wyjeździe w teren mogłem zapomnieć, więc postanowiłem wytopić trzydniowego lenia na podjazdach. Z obszernego menu zafundowałem sobie podwójny Kocierz, podwójną Targanicką i na deser dwie krótkie, choć strome i sztywne tasiemki w tej samej okolicy. Na dobrą sprawę, gdyby dorzucić do tego jeszcze 'trzeci podjazd kocierski' wyszłaby z tego dobra traska do robienia siły ;) Opon nie zmieniałem, dopompowałem tylko powyżej 3bar i mimo rozmiaru 2.2 kręciło się nadzwyczaj dobrze. Czasami dłuższa przerwa jest wskazana, nie ma się co przepalać...
A po drodze było tak ;) © k4r3l


Lipa a nie trening :/

Czwartek, 9 maja 2013 · Komentarze(4)
Bez sensu ten wyjazd. Z roboty wróciłem zmęczony i wcale nie miałem ochoty na jazdę, ale jak zobaczyłem weekendową prognozę to się zwlokłem, przebrałem i pojechałem. Ale co to była za jazda... Zaduch, zero wiatru i znowu to popieprzone cykanie z supportu - może za mocno ostatnim razem skręciłem miski? Do tego doszła rozregulowana przerzutka - pora chyba wymienić pancerze i linki, bo tak dłużej być nie może... Na domiar złego skrzypiące siodło dało o sobie znać. Zdegustowany zawróciłem po kilku kilometrach i ledwie liźnięciu terenu. Po powrocie szybki serwis, podczas którego okazało się jeszcze, że tylna piasta złapała luz i coś niepokojąco zaczęło tam stukać... Normalnie rower orkiestra! ;)

Wokół Leskowca na czuja ;)

Niedziela, 5 maja 2013 · Komentarze(14)
Kiedyś moja ulubiona kapela, dawno tego nie słuchałem. Piękna rzecz!


Spontan po dawno albo wcale nie jeżdżonych szlakach. Spodziewałem się trochę taszczenia roweru, ale nie aż tyle. Ale to było upodlenie na własne życzenie - zachciało się zjechać ze szlaku i poeksperymentować. Żeby było śmieszniej na dzień dobry zaliczyłem glebkę na zielonym szlaku w okolicach Andrychowa. Leżąca w poprzek szlaku gałąź vs Karel: 1:0 ;) Milczeniem pominę wypych na Bliźniaki (572m n.p.m.) - to akurat było wkalkulowane w trip, natomiast dalsza część żółtego to już inna bajka - 5km kapitalnego zjazdu do wsi Koziniec niedaleko Świnnej Poręby.
Po mozolnym wypychu ;) © k4r3l

Widok na estakadę i tereny, którę za kilka lat znikną pod wodą ;) © k4r3l

Tam rozpocząłem poszukiwania zielonego szlaku, jednak bez powodzenia. I tak nieoznakowaną drogą zwózkową (trzeba dodać wyjątkowo bardzo dobrej jakości) kierowałem się na azymut i po kilku kilometrach dojechałem do poszukiwanego zielonego. Będzie trzeba nim zjechać, żeby sprawdzić gdzie się zaczyna ;)
Popas w przyjemnych okolicznościach ;) © k4r3l

Konkretny uphill w stronę Gronia JPII ;) © k4r3l

Na Leskowiec tym razem nie wjeżdżałem, a pod schroniskiem na Groniu byłem ok.14 i standardowo zamówiłem dużego okocimia oraz dla odmiany słuszną porcję frytków ;) Żeby nie powtarzać ubiegłotygodniowych odcinków wymyśliłem sobie zjazd czerwonym do Krzeszowa. Szlak ten jest świetny, przy dobrych warunkach przejezdny w dwie strony, niestety dziś, po 2 dniach intensywnych ulew, nadawał się tylko na zjazd. Było wodniście i błotniście, ale na tym etapie było mi to obojętne. Poza tym po piwku jakby blokada na zjazdach puściła i można było przygrzać w dół ;)
Dolny odcinek czerwonego - kumulacja strumeni ;) © k4r3l

A to już migawka ze szlaku skałek ;) © k4r3l

Z Krzeszowa skierowałem się na Targoszów by tam wspiąć się do pasma, z którego dopiero co zjechałem, jednak gdzieś zgubiłem planowany zielony szlak i znalazłem się na tzw. szlaku skałek. Generalnie nie polecam w tą stronę, dużo pchania mało jazdy ze względu na strome i kamieniste odcinki...
Ostatim razem krajobraz w tym miejscu zasnuty był mgłą ;) © k4r3l

Przerwa na Potrójnej... ;) © k4r3l

Droga powrotna już cały czas w siodle - tradycyjnie czerwonym szlakiem przez Łamaną Skałę, Potrójną i Kocierz. Na Anuli jak i Potrójnej krótka pogawędka z turystami, Ci pierwsi proponowali mi zjazd na zimne piwko do Krzeszowa, ale z przykrością musiałem odmówić ;) Powrót z Kocierza standardowo zielonym szlakiem, na zjazdach już dużo pewniej. I z takiego niepozornego tripu wyszło prawie 70km, gdzie 45km to ciężki teren a 29km to same podjazdy! ;)

Nieudany wypad + obszerny test opony :)

Piątek, 3 maja 2013 · Komentarze(6)
Dziś wszystkie portale muzyczne i nie tylko obiegła w błyskwicznym tempie wiadomość o śmierci Jeffa Hannemana - założyciela, głównego kompozytora, gitarzysty i tekściarza ikony thrash metalu - Slayer. 30 lat gry, 10 albumów, tysiące koncertów - to musi budzić szacunek!


To jeden z najkrótszych wyjazdów w sezonie, raptem 9km ale przynajmniej jest pretekst, żeby coś napisać ;) Rano sms od Seby, potem telefon do Wojtka i Kuby - plan zakładał wypad na Magurkę. Niestety w Czańcu się rozlało na maksa, Kuba drugi raz w ciągu kilku dni zerwał łańcuch, a na dodatek mnie coś irytująco cykało w supporcie... Mimo wszystko byłem zdziwiony, że po drodze spotkałem kilku zapaleńców: najpierw małą grupkę a później jeszcze dwie sztuki - jak widać majówka pogody nie wybiera... Żeby było śmieszniej zajebista pogoda ma być od poniedziałku, hehe. Przy okazji przetestowałem kurtkę Accenta - model Aqua jest przeciwdeszczowy chyba tylko z nazwy, może nadaje się na wiosenną mżawkę ale przy konkretnym opadzie wymięka... Jak się komuś nudzi zapraszam do lektury małego testu opony raczej nieznanej, choć wg mnie bardzo dobrej jak się okazuje marki...
Przymusowy postój na granicy województw ;) © k4r3l

Lekka, dobrze wykonana, zwijana i tania opona do MTB - może się zdziwicie, ale taka utopijna wizja wcale nie jest skazana na porażkę. Kiedyś gumą, która w prawie stu procentach odpowiadała temu opisowi była Kenda Karma wybierana przez liczne grono zwolenników górskich eskapad i zawodników. Nie była to jednak guma uniwersalna o czym świadczyły słabe osiągi w terenie błotnistym i grząskim. Jednak w tym przypadku mało która flagowa opona Schwalbe, Conti czy Maxxisa daje radę w takich warunkach i trzeba sięgać po ogumienie dedykowane. To jednak oznacza dodatkowe koszty i ma sens chyba tylko w przypadku jazdy na poziomie zawodniczym. W każdej innej sytuacji poradzimy sobie na tradycyjnych oponach, z tym że będzie odrobinę weselej kiedy trafimy na błoto (czyt. dancefloor;) Na Karmach przejeździłem dwa sezony w Beskidach - głównie Małym i Śląskim. Rozmiar 2.2 sprawia, że jest to jedna z szerszych gum, co wpływa znacznie na pewność w prowadzeniu roweru. Kiedy przyszedł czas na zmianę postanowiłem poeksperymentować i wybrać coś z wyższej półki, choć ciągle w wersji ekono - padło na Continentala i sugerowany przez producenta zestaw: Mountain King (w moim przypadku MK II) na froncie / X-King, oba w rozmiarze 2.2. O ile przedni MKII to opona, którą w pełni mogę zarekomendować (niezbyt szeroka, za to znakomicie wgryza się w glebę i ma bardzo dobrą przyczepność) o tyle wolałbym jak najszybciej zapomnieć o 'królu'. Już na dzień dobry zaskoczyły mnie drobniutkie, niskie i rzadko rozmieszczone klocki przypominające trochę Racing Ralpha. No cóż, dla 85kg rowerzysty to trochę za mało w Beskidy o czym przekonałem się już na drugim kontrolnym wypadzie w okolice Złotej Górki / Kocierza (B.Mały). Po powrocie okazało się, że opona jest lekko nacięta (prawdopodobnie winowajcą był jakiś ostry kamień) i brakuje kilku jakby urwanych klocków. Na dodatek mógłbym dużo napisać na temat przyczepności na szlakach, a raczej jej braku. Ciągłe gubienie kontaktu z podłożem doprowadzało mnie do szewskiej pasji i jak szybko ją założyłem, tak jeszcze szybciej ściągnąłem i rzuciłem równowartość ponad 80PLN w kąt.Nie chcąc kolejny raz przepłacać postanowiłem poszukać czegoś tańszego. Karmy już nie kupicie tak tanio jak kiedyś (jak ktoś miał szczęście mógł wyrwać tą oponę za niecałe 50PLN!). Ale tak się złożyło, że googlując za nowymi oponami trafiłem do sklepu sprzedającego... części do crossów/quadów i całego tego zmechanizowanego off-roadowego światka :) Zaciekawił mnie zwłaszcza jeden odnośnik, a mianowicie "Opony rowerowe MTB" a w nim kilka sztuk ogumienia o różnym przeznaczeniu i rozmiarach (od szosowych przecinaków po pancerne gumy do 29tek) jednego producenta: firmę Duro.
Trójząb w pełnej krasie ;) © k4r3l

Pierwsze słyszę, pomyślałem, ale zacząłem przeglądać i tak trafiłem na swój poszukiwany ideał. Jako, że jeszcze się nie zreformowałem i wciąż jeżdżę na 26'' to wybrałem model Triton w jedynie słusznym rozmiarze 2.20 i całkiem sympatycznym oplocie 60TPI. Darmowa przesyłka kurierska jeszcze bardziej zachęciła mnie do zakupu. Wizualnie oponka sprawiała bardzo dobre wrażenie. Klocki wyglądały na solidne i gęsto rozmieszczone. Zwłaszcza ucieszył mnie boczny bieżnik z naprawdę dużymi i trwałymi klockami, które przynajmniej teoretycznie powinny zapewnić dobrą przyczepność i stabilność w terenie. Tak szybko się pośpieszyłem z montażem, że zapomniałem o ważeniu, ale umówmy się, w takiej cenie to nie jest najważniejszy parametr. Producent podaje jednak, że jest to ~620g, a więc jeżeli wierzyć tym zapewnieniom bardzo przyzwoity wynik. Cechą charakterystyczną tej opony jest kierunkowość bieżnika, oczywiście możemy założyć ją odwrotnie zyskując prawdopodobnie kilka procent przyczepności kosztem szybkości, ale nawet i bez tego ten ważny w górach aspekt jest jakim trakcja wypada znakomicie. Nie było absolutnie żadnego problemu z montażem, bo trzeba przyznać, że trafiały mi się egzemplarze opon tak ciasnych, że każdorazowa zmiana przyprawiała mnie o skok ciśnienia. Oponę wcisnąłem na tył i w konfiguracji Continental MKII / Duro Triton ruszyłem na podbój Beskidu Małego (Żar-Kocierz-Leskowiec-ŁamanaSkała-Ścieszków Groń). Wszystkie te niedogodności wymienione przy okazji jazdy na Continentalu X-King zwyczajnie ustąpiły. Skończyło się nerwowe uślizgiwanie, skakanie po drobnych kamyczkach. Żeby jednak tak było musicie pamiętać, by nie przekraczać 3 BAR. Przy mojej wadze oscylującej w graniach 85kg, po uprzednim napompowaniu oponki do ciśnienia 3.2 BAR zmuszony byłem, po chwili wjechania w teren, o spuszczenie nadmiaru powietrza, co znacznie wpłynęło na komfort jazdy. Szlaki tego dnia były zawilgocone, wokół panowała gęsta mgła, temperatura nie przekraczała 15 kreski a na dodatek dzień wcześniej padało. Na ziemi wciaż sporo liści, a pod nimi cała masa niespodzianek. W takiej sytuacji chyba żadna opona nie będzie idealna, ale Triton (charakterystyczny, turkusowy trójząb na boku opony:) walczył dzielnie. Opona toczyła się pewnie i tak samo czułem się ja popylając, z prędkością dochodzącą momentami do ~35km/h, zielonym szlakiem w stronę Łysiny. Dość istotny wydaje się fakt, że oponka nie zabierała wszystkiego z podłoża, a jeżeli już coś się znalazło między klockami, to nie miała problemu by się pozbyć dajmy na to mieszanki błota ze ściółką.
Bieżnik Tritona 2.20;) © k4r3l

Generalnie każdy kto choć raz odwiedził tą część Beskidów wie, że tu nie ma żartów i dobra guma (oprócz oczywiście sprawnych hampli) to podstawa bezpiecznego i komfortowego przejazdu tymi szlakami. Po 44km ciężkiego terenu wróciłem z tarczą - tajwański trójząb uchronił mnie od złapania gumy czy wypadnięcia poza szlak a to wszystko za jedyne 49,83. W tym momencie śmiecham z tych wszystkich, którzy bujają się na gumach wartych 3 razy tyle i wracam do sklepu zanim z półek poznikają albo w najlepszym wypadku podrożeją najciekawsze modele marki Duro. Polecam! ps. o namiary na sklep z darmową póki co wysyłką pytać na priva;)