Awaryjny Beskid Mały, czyli mielonka trip ;)
Załoga z Częstochowy kolejny raz nie mogła przyjechać, więc pojechałem tylko z Jakubiszonem. Szkoda, ale z drugiej strony może to i lepiej, bo podczas dzisiejszej trasy prześladował nas pech. Najpierw Kuba zjeżdża po 6km na pobocze ze słowami: "no to ja już mogę się wracać do domu". Patrzę: hak cały, rama cała, ciśnienie w oponach jest. Kuba pokazuje przednią oponę a tam dyntka wylazła przez 1,5cm rozcięcie...
Pierwszy pit-stop ;)© k4r3l
W teren mamy jechać, więc faktycznie nieciekawie, ale wyciągam zestaw pierwszej pomocy, czyli duck tape'a, Kuba dorzuca jakąś wizytówkę i tym sposobem łatamy dziurę od wewnątrz dzięki czemu guma nie wyłazi - sukces;) Jadymy dalej na poszukiwanie nowych ścieżek. Jest z tym w okolicy niemały problem, bo nawet jak się zaczyna jakiś obiecujący singiel to prawie zawsze kończy się on w czarnej D. ;)
Po takie widoczki się wjeżdża paręset metrów w górę ;)© k4r3l
Na jednym z takich odcinków zauważam niepokojący objaw - obracająca się korba podczas sprowadzania. Diagnoza może być tylko jedna - szlag trafił bębenek :/ Zjeżdżamy do Wielkiej Puszczy i zaczynamy odwrót. Żeby był ciut więcej terenu wybieram ostatnio odkryty wariant uphillowy po szutróweczce - konkretny podjazd będący alternatywą dla asfaltowej przełęczy Targanickiej. Tam bębenek zaczyna pracować normalnie, więc postanawiamy jeszcze trochę poszaleć w terenie.
Są zjazdy, jest fun ;)© k4r3l
Niedługo to jednak trwa, bo awaria się odnawia. Na całe szczęście jesteśmy niedaleko domu, szkoda tylko, że najprzyjemniejszy odcinek zjazdowy jestem zmuszony butować :/ W sumie wyszła z tego tripu kupa, dobrze, że chociaż udało się trochę przewyższeń nabić. Pogoda wyśmienita, zajebiście ciepło, fajne widoczki... Było gites! Dalsza część wpisu to już techniczne mambo-dżambo - jeżeli kogoś interesuje, zapraszam ;)
O jednym takim co chciał wyrzucić koło ;)© k4r3l
Przyczyną awarii była ułamana jedna z czterech zamontowanych w tym modelu zapadek. Widocznie odłamek odpadając przyblokował mechanizm powodując w kasecie efekt ostrego koła :) Wracając do domu (oczywiście pedałując non-stop, nawet na zjazdach trzymając jednocześnie zaciśnięte klamki hamulca, żeby się zanadto nie rozpędzić;) przypomniałem sobie o starej piaście Deore (M530), która zdaje się posiadała działający bębenek.
Winowajca zlokalizowany, swoją drogą co za patent..:)© k4r3l
Owszem, bębenek działał, jednak okazał się niekompatybilny z również kulkową piastą SLX :/ Ową różnicę widać na poniższym zdjęciu. Po założeniu bębenka deore do piasty slx pojawiało się zbyt duże tarcie będące wynikiem różnic w budowie zarówno kołnierza piasty jak i samego bębenka. No trudno, zobaczymy wobec tego co kryją w sobie oba bębenki (w takich przypadkach posiadanie własnych narzędzi to nieoceniona sprawa).
Deore z lewej, SLX z prawej ;)© k4r3l
Oczywiście zapadki w bębenku deore jak łatwo się domyślić nie są kompatybilne, na dodatek są tylko 3... Skoro jednak w deorce są trzy może i trzy zadziałają w slxie? Z godnie z przesłaniem kabaretowego klasyka nie ma co szerzyć defetyzmu, w końcu to nie traktor się zepsuł tylko koło jest zepsute. Jedno jest zespute, a trzy są dobre, TRZY DOBRE! Od razu lepiej brzmi ;)
A tu dla odmiany SLX z lewek a deorka z prawej ;)© k4r3l
Założyłem te trzy, przesmarowałem, poskładałem do kupy kulki, a było ich wszystkich pindziesiąt!, poskręcałem i co? I nic, tyrka sobie, jak za dobrych czasów :) Nie wiem tylko na jak długo wystarczy, ale zima idzie więc dłuższych wypadów nie planuję - najwyżej (odpukać) przybutuję pewnego dnia (i obym w tym dniu miał w termosie herbatę z wkładką, co by nie przymarznąć w ciemnym lesie, hehe).