Wpisy archiwalne w kategorii

woj.śląskie

Dystans całkowity:17913.96 km (w terenie 1517.50 km; 8.47%)
Czas w ruchu:918:05
Średnia prędkość:19.10 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:296250 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:191 (98 %)
Suma kalorii:74861 kcal
Liczba aktywności:241
Średnio na aktywność:74.33 km i 3h 53m
Więcej statystyk

Deszczowo - urodzinowo:)

Czwartek, 13 października 2011 · Komentarze(5)
Wkręciłem się ostatnio w konkretnie zryty serial Misfits (w listopadzie startuje sezon 3). Dużo tam muzyki klubowej, ogólnie elektronicznej (dubstep, trip-hop etc.). Może to i nie moje klimaty, ale kilka ciekawych kąsków się znajdzie. Poniżej jeden z nich ;)


Do Ani z prezentami :) Jak już ubrałem się w obcisłe za oknem przechodziła właśnie kolejna deszczowa fala. Jednak po kilkunastu kilometrach pokazało się piękne słońce i tylko w oddali straszył granatowo-szary nieboskłon. Droga mokra, więc trzeba było jechać nie za szybko w ostateczności i tak przyjmując na gębę trochę brudu z szosy :)
Zapora w Porąbce - wcześniej musiało tu konkretnie polać ;) © k4r3l

W Łodygowicach, na 5km przed celem, słyszę tykanie gdzieś w tylnym kole a za chwilę wystrzał i charakterystyczne "pfffff". Powietrze ulotniło się z dętki błyskawicznie, więc nie było wyjścia (ani też czasu;) więc zmieniam. Nie namierzyłem podczas zmiany dziury w oponie, natomiast ta w dętce była spora. Defekt ujawnił się dopiero po lekkim nabiciu dętki - dziura w oponie na wysokości drutów. I tak Khany dokonały żywota po niespełna 3 tys km... :(
Żar schowany za drzwami ;) © k4r3l

Zużyta uszczelka w pompce skutecznie utrudniła pompowanie więc na flaku przybyłem do solenizantki. Po życzeniach i rozpakowaniu prezentów (chyba się podobały;) zabrałem się za przeszczep opony. Tymczasowym dawcą został Kross Ani - przyznam, że dziwnie wyglądał rower z założonym z przodu slickiem a z tyłu Karmą 2.0 - ale co najważniejsze - nadawał się do jazdy. Przy okazji przetestowałem przejściówkę (za 5 zeta z allegro;) z presta na shradder'a - przy pompowaniu samochodowym kompresorem zdała egzamin :)
Chodnikiem przez Czernichów ;) © k4r3l

Powrót już w chłodniejszych okolicznościach. Bluza w windstopperem, takaż sama czapeczka pod kask i długie rękawiczki poszły w ruch, przydała też się pierwsza warstwa craft'a oraz nogawki:) Na domiar złego zmrok zapadał coraz szybciej. Baterie w przedniej lampce padły w Wielkiej Puszczy, więc odpaliłem latarkę w telefonie, co by być choć odrobinę widocznym. I w ten sposób dokulałem się jakoś do domu. Z przygodami, ale najważniejsze, że mission accomplished :)


HZ: 29% - 1:18:57
FZ: 19% - 0:52:24
PZ: 40% - 1:52:03

Beskidzkie MTB :)

Niedziela, 2 października 2011 · Komentarze(19)
Dobrego melodeathu nigdy nie za dużo. Nightrage właśnie wydają nowy krążek, bądźcie pewni, że go nie przegapicie. Mój tyłek już skopali ;) Dla fanów starego Arch Enemy, starego In Flames, Gardenian...


No i narobili mi ludziska, przykładowo Adamuso ;), smaka na małe co nieco w terenie ;) Miało być tylko do Gaików, ale to przecież dystans ciot-eczny, więc rozwinąłem go o konkretne kilometry beskidzkiego eMTeBe ;) Na dzień dobry pojechałem na Kocierz by tam rozpocząć przygodę ze szlakami. Przed szczytem na plecach siadł mi kolarz (tak, właśnie nie bajker, tylko kolarz:), ale nie dałem mu dojść ;D Chyba się oburzył, bo nawet cześć później nie raczył z siebie wyrzucić ;) Aaa, w porównaniu z piątkowym podjazdem, tym razem aż o dwie minuty szybciej, czyli forma is back ;)
Człowiek-pająk:) © k4r3l

Polanka za Trzonką (zajebisty zielony;) © k4r3l

Żeby nie było, że ściemniam i mnie tam nie było - voila ;) © k4r3l

Plan obejmował zielony (tak, ten zajebisty zielony;) szlak aż do Porąbki. Ostatnio Marusia wspominał, że ma na niego ochotę, więc na zachętę kilka fotek tu znajdzie. To, jak i moja rekomendacja muszą mu wystarczyć :) Na przełęczy Beskid Targanicki wziąłem się za wypych zapominając, że można podjechać ten odcinek objazdem. Cóż, mae culpa :) Dalej to już poezja, choć upragnionych widoczków dziś nie było - jakaś tajemnicza mgła raczyła się pojawić i popsuć mi wrażenia wizualne... Zjazd do samej Porąbki to istne ekstremum - stromizna niesamowita, ale dałem radę na tych swoich startych v-brake'ach :)
Na zielonym jest fajnie, ale łatwo nie ma ;) © k4r3l

Fotka z podjazdu na Hrobaczą ;) © k4r3l

A tu już podjazd na Magurkę (z Czuplem w tle;) © k4r3l

Krótki asfaltowy szpil i już jestem u podnóża jednej z konkretniejszych podjazdowo górek w Beskidzie Małym - Hrobaczej Łąki. Ależ mi on (znaczy ten uphill:) nie wyszedł - kilka postojów i od połowy (czyt. starej nawierzchni) młynkowanie. Przed schroniskiem mijają mnie zjeżdżający kolarze, mówią, że już końcówka. Dzięki, fajnie, ale to akurat żaden njus - przeca nie jestem tu pierwszy raz:) Na szczycie trwa oblężenie krzyża - myślałem, że to jakaś delegacja ze stołecznego Krakowskiego Przedmieścia, ale nikt nie śpiewał ani się nie modlił... To zwykli rezydenci fejsbuka i naszej-klasy, więc zlewka, na mnie i tak pora :)
Widoczek z Magurki na inny kultowy szczyt - Skrzyczne ;) © k4r3l

Tym się żywiłem - pyszności, zwłaszcza Corny bananowo-czekoladowe :) © k4r3l

Szlak czerwony w kierunku Przegibka jest ok - strome, kamieniste zjazdy, fajne płaskie, niekiedy piaszczyste, odcinki między drzewami, jeden fragment z rowerem na plecach - esencja mtb/xc/fr ;) Pierwotnie plan zakładał powrót zielonym (jeszcze nie sprawdzony) z Gaików do Międzybrodzia, ale nie byłbym sobą, gdyby nie doszło do zmiany :) Zamiast tego wybrałem kolejną wspinaczkę, tym razem na Magurkę Wilkowicką. Z Przegibka szlakiem narciarskim - początek rewelacja, ale tak w 3/4 drogi trzeba skapitulować i trochę podprowadzić. Na szczycie tradycyjnie tłumy, ojcowie z wózkami, matki z aparatami, dziadki z lornetkami, ogniska, piwka, słowem: czilałt...
Zaczynają się schody - czyli w dół ekstremalnym czerwonym ;) © k4r3l

Wyłonił się inny obiekt kultu uphillowców - Góra Żar :) © k4r3l

Ostatni odcinek (szlak niebieski) na Czupel można pokonać całkowicie w siodle - po 30 minutach melduję się na najwyższym szczycie Beskidu Małego. O walorach widokowych tego miejsca nie muszę chyba wspominać, wrzuciłbym jakieś foty ale z komórki to nie ma sensu, bo mało co widać... W dół postanawiam zjechać mało znanym wariantem - ostatnio przemierzałem go chyba przeszło 2 lata temu. Jest to kombinacja 4 szlaków: niebieski, czerwony (do Łodygowic), żółty (uwaga, łatwo przeoczyć odbicie!) i zielony do Czernichowa. Najtrudniejszy odcinek to środek czerwonego. Im dalej tym płynniej można kręcić. Zdecydowanie ten miks należy do jednych z moich faworytów w tej części Beskidów.
Jesień w Beskidach ;) © k4r3l

Nawet na szlakach czają się paparazzi ;) © k4r3l

Powrót do domu asfaltem przez Międzybrodzie Bialskie, Porąbkę, Wielką Puszczę, Targanice i Sułkowice. Co do przebytej trasy myślę, że to niezła konkurencja do głównych szlaków w okolicy (z Leskowca na Żar chociażby). Zdecydowanie polecam wszystkim kręcącym w Beskdizie Małym zarówno regularnie jak i okazyjnie - nie
zawiedziecie się :)

HZ: 30% - 1:43:21
FZ: 20% - 1:09:29
PZ: 46% - 2:36:58


Szybkie Skrzyczne ;)

Poniedziałek, 26 września 2011 · Komentarze(16)
Nie rzucam słów na wiatr :) I jak zapowiadałem, tak też i uczyniłem - tym razem w towarzystwie. Razem z Anią, pozwoliliśmy sobie na krótką wycieczkę na Skrzyczne. Wiem, że Seba też kręcił się gdzieś w okolicy, ale tym razem nie miałem aż tyle czasu na integracje...
Klasyczna beskidzka ścinka ;) © k4r3l

Widoczki z lekka niewyraźne ;) © k4r3l

Końcówka września to trochę za wcześnie by cieszyć się typowo jesiennymi widokami, drzewa wciąż jeszcze zielone, ale za to słońce wysoko i wciąż bardzo ciepło:) Podjeżdżaliśmy standardowo od Lipowej, więc szału nie ma. Droga przyjemna, choć już nie taka jak pół roku temu - wypłukane / rozjeżdżone ciężkim sprzętem szutry stały się miejscami mocno kamieniste.
Na jednej z wielu szutrowych serpentyn :) © k4r3l

Podjazdy są w tej okolicy całkiem przyjemne ;) © k4r3l

Na Skrzycznem naprawdę tłoczno. Tym razem rozłożyliśmy się niedaleko wyciągu, spod którego co chwila nadciągały nowe chmary turystów. Rowerzystów także dużo - przekrój wiekowy spory. Godzina minęła strasznie szybko na konwersacji i kontemplacji widoczków, w pełnym słońcu wygrzaliśmy się konkretnie ;)
Panoramka ze szczytu ;) © k4r3l

Droga powrotna odbyła się zielonym szlakiem w kierunku Małego Skrzycznego, za którym sprowadziliśmy rowery kilkadziesiąt metrów w dół do drogi nadającej się do jazdy. Zjazd o dziwo bez szaleństw, jakoś nigdzie się nam nie spieszyło. No może później, na asfaltach dostaliśmy speeda na myśl o frytkach, giczkach i zimnym piwku :)
Na zjeździe można wymiatać :) © k4r3l

Momentami trzeba cenić rozwagę ponad ambicje ;) © k4r3l

Przy okazji tego tripu testowałem sobie pulsometr PC-15. Fajny gadżet, jednak mam na jego temat kilka spostrzeżeń. Ludziska narzekali na słaby pasek i szczerze to się nie dziwię, ale to chyba efekt montażu pulsometru na kierownicy. Strasznie toporny ten uchwyt i ciężko zapina się pulsometr, więc założyłem tradycyjnie na rękę. Poza tym wygląd ma strasznie odpustowy ;))
Zgrzyta, ale na 1257m n.p.m. jeszcze się wdrapał ;) © k4r3l

PC-15 poza głównymi funkcjami wybrałem głównie ze względu na stoper - ale tutaj zawiodłem się srogo, bo zliczanie w sportowym zegarku z dokładnością do sekundy to duże nieporozumienie. Aaa i wyłączyłem na dzień dobry pikanie, bo to strasznie drażniący dźwięk, zwłaszcza biorąc pod uwagę dużo przejść z jednej strefy do drugiej... Poza tym to same plusy, opaska na klatkę do regulacji, bo na wydechu trochę się luzowała, ale to oczywiście pikuś ;)

HZ: 46% - 1:31:46
FZ: 15% - 0:29:35
PZ: 18% - 0:35:29


Klasyczny standard :)

Niedziela, 18 września 2011 · Komentarze(13)
Kolejne muzyczne oblicze Toma Morello - to co robi w Street Sweeper Social Club jest chyba najbliższe temu, co ukazywało się pod szyldem Rage Against The Machine. Wiadomo, nie ma co liczyć na reinkarnację RATM, ale fajnie słucha się niektórych fragmentów przywodzących na myśl najlepsze ich kawałki. Poza tym bez Zack'a za mikrofonem to jest bieda...

Ostatnio naszło mnie na wymianę linki w przerzutce przedniej. Wiadomo, że jak linka to i pancerze. Do zakupionych na allegro obcinaczek u tego samego gościa wziąłem "standardowy zestaw" linek, pancerz i końcówki. Co się uwk...wiałem to moje;) Dwa razy zerwałem ten łepek mocowany w manetce próbując wyregulować zmieniarkę. Dobrze, że stało się to w domu a nie w trasie... Na drugi dzień poszedłem do mojego rowerowego i zakupiłem potrzebny stuff. Cóż, jak widać na takich rzeczach nie ma co oszczędzać. A już na pewno nie założę linek z tego zestawu do hamulców:))
Przez zaporę :) © k4r3l

W ten weekend odpuściłem setki i ogólnie jakieś większe kręcenie pozwalając sobie na dwie klasyczne 40ki. Jak wiadomo nie samym rowerem człowiek żyje. Poza tym napęd mam w opłakanym stanie. Jednak takie te wszystkie uphille znacznie skracają żywotność łańcucha i zębatek. Łańcuch wygląda okropnie, tylko czekam aż się rozleci, bo ma strasznie luzy a i rozciągnął się o cm, może półtorej... Wiadomo, jak zmienię łańcuch to trzeba będzie wymienić korbę i kasetę, ale te inwestycje muszą poczekać na zimę, wtedy sobie podłubię przy rowerze i miejmy nadzieję, że pozakładam nowe szpeje ;)
Postój pod Żarem:) © k4r3l

Dojazdy do pracy na jakiś czas odpadają z powodu bardzo prozaicznego - po prostu z niej zrezygnowałem;) Ale trzeba przyznać, że nie było aż tak źle - dzięki temu miałem możliwość do częstszego pokręcenia. W robocie wiadomo, wszyscy rispekta i szczeny na wysokości wykładziny;) Ale ileż można:) Raz, że dystans szalony, to jeszcze górki plus popracowe zmęczenie... Nie chciałem zostać strzępem człowieka :) Z kolei wracając w domu po godzinie 18 nie miałem ochoty żeby wsiadać na rower. Cóż, będzie co ma być :)
Na zaporze w Tresnej :) © k4r3l

Plan na ten rok, jeśli takowy w ogóle był, zrealizowany - 3000km strzeliło nawet nie wiem kiedy. Mało to czy dużo - nie mnie to oceniać, ale raczej już do 4k nie dociągnę... Za to poprzedni miesiąc rewelacja: 850km i ponad 13000m przewyższeń - tu się przyznam, że zaskoczyłem sam siebie :D Jak widać asfalt nie jest wcale taki zły, ale nie ukrywam, że przydałoby się jeszcze zakosztować odrobiny terenu i przykładowo wdrapać się na Skrzyczne jak pogoda pozwoli - w jesiennych klimatach podjeżdża się tam rewelacyjnie:)
Świetnie się kręci mając taki widok przed sobą ;) © k4r3l

Up, up and away!

Niedziela, 4 września 2011 · Komentarze(9)
Puddle of Mudd w coverze Stones'ów odwalili kawał niezłej roboty - podoba mi się tak samo jak i cała płyta "Re:(disc)overed". W sumie w czasie jazdy towarzyszyły mi 3 albumy z "klasycznymi rimejkami": Powerman 5000, Faster Pussycat oraz autorzy dzisiejszego soundtracka:

Dzisiejszy wypad sponsorują następujące przełęcze: Beskid Targanicki, Salmopol, Kocierz. A w ramach premii klasyczny uphill pod Orle Gniazdo w Szczyrku. Dzisiaj kręciło się ok, ale tylko do 70 km. Później zrobiło się strasznie gorąco i duszno.
Atak na Przełęcz Beskid Targanicki (krótko/sztywno;) © k4r3l

Widok z kładki w Czernichowie na Żar ;) © k4r3l

Jednak jeszcze na podjeżdzie pod Salmopol wyprzedziłem dwóch innych podjeżdżających, więc forma była. Szkoda, że nie starczyło jej na przejechanie całej trasy w takim tempie. Przez całutki Szczyrk jechałem pod wiatr, stąd też pewnie i taki a nie inny czas (od ronda w Buczkowicach - 44:14).
Przełęcz Salmopolska w krzywym zwierciadle ;) © k4r3l

Na górze - 934m n.p.m. ;) © k4r3l

I jeszcze klasyczny widoczek z przełęczy ;) © k4r3l

Na szczycie tłumy, ale w niedzielę to nic nowego. Miałem plan by zjechać do Wisły i podjechać Biały Krzyż od drugiej strony, ale na szczęście odpuściłem, bo nie wiem jak bym wrócił do domu:) Wybrałem się za to pod Orle Gniazdo, bo to akurat miałem po drodze;) O ile Salmopol zrobiłem na średniej tarczy to Orle jak i powrotny Kocierz cisnąłem z młynka, bo coś źle wyregulowałem wczoraj przednią przerzutkę i strasznie łańcuch wadził się z prowadnicą :) Także na 1-4 wjeżdżałem:)
Droga na Orle Gniazdo - od razu zaczyna się ścianka ;) © k4r3l

Widoczek spod sanktuarium ;) © k4r3l

Zjazd po ażurach do centrum Szczyrku ;) © k4r3l

Po dwugodzinnym postoju w Kalnej (pyszny obiadek i deser:) ruszyłem w drogę powrotną. Wybór Kocierza był średnio udany, zwłaszcza, że dopadła mnie jakaś niemoc wymieszana z bólem łba. Wkulałem się na górę ze średnią w granicach 9,5-10km/h, co przy tych warunkach pogodowych było jedynym na co mnie stać.
Powrót przez jak zawsze malownicze Zarzecze ;) © k4r3l

Pod Kocierzem ciąg dalszy wykopalisk, ale jest już jakby płyciej ;) © k4r3l

Na szczęście tym razem obyło się bez żadnych drogowych incydentów, choć ruch spory jak na te rejony przystało. Muszę się zacząć tuczyć, bo coś mi waga poleciała przez te uphille na łeb, na szyję;) Przydałyby się jakieś święta albo wesele - wtedy najszybciej można osiągnąć "dobry rezultat";)

ZRDR (satysfakcja/niesmak/satysfakcja)

Środa, 31 sierpnia 2011 · Komentarze(10)
Dzisiejszy dojazd musiał dojść do skutku. Raz, że to ostatni dzień wakacji, dwa, że była szansa na zamknięcie miesiąca sierpnia z nienagannym rezultatem. Udało, się nawet z nawiązką :) Rano rześkoooo - tylko 9*C. Ale za to kręciło się OK, bo zagrzewał The Nightwatchman, czyli jego wysokość Tom Morello!

W drodze powrotnej kilka małych epizodów. Wpierw na wysokości kościoła w Straconce zauważam przed sobą dwóch szosowców, jadę swoje, zbliżam się, więc naturalnie wyprzedzam machając i odjeżdżam. I kto wie czy nie był to najlepszy dotychczasowy czas podjazdu - niestety skupiłem się na powiększaniu przewagi a nie na mierzeniu czasu. Specjalnie na Przegibku sobie poczekałem, zakupiłem bigmilka, żeby sprawdzić jak daleko uciekłem. Po 3 minutach i połowie mojej algidy wjeżdżają - satysfakcja jest ;) Później coś tam długo grzebali przy jednym z rowerów, więc może to jakiś defekt, ale to nie istotne. Świetnie podjeżdża się mając kogoś na plecach:)
Horseje na tle Beskidu Małego (ten z pierwszego planu trochę ciekawski;) © k4r3l

Podczas mojego postoju zjeżdża z Gaików starszy gość na góralu. Zagajam o stan szlaków, mówi, że sucho tylko jak zwykle walają się po ziemi nieuprzątnięte gałęzie ze zwózki. Zaczyna się: patrzy na moje hamulce (v-brake'i) i się pyta czy jeżdżę na nich po górach i czy nie szkoda mi zdrowia. Odpowiadam, że tylko ręce są najbardziej poszkodowane i nic więcej. Jednocześnie sobie pomyślałem czy jemu nie szkoda zdrowia jeżdżąc po górach bez kasku... Potem jeszcze porusza temat spd, że niby poleca i w ogóle takie tam mało ciekawe rzeczy ;) Konkluzja mnie się nasuwa następująca: nie mam nic do ludzi, naprawdę, ale po prostu irytują mnie u niektórych osobników procesy myślowe i wypowiadane kwestie;) Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym coś komuś sugerował, bo wiem, że nie pozjadałem wszystkich rozumów na świecie. No ale cóż, niektórzy po prostu nie mogą wytrzymać, bez wygłoszenia kilku uwag. Pożegnaliśmy się kulturalnie i tyle, ale pewien niesmak pozostał...
Bielski ratusz robi wrażenie ;) © k4r3l

Po zjeździe wbijam się na krzyżówce w Międzybrodziu przed kolejnego szosowca, który nadciąga od strony Tresnej. Na tym odcinku lubię przycisnąć, ale predator nie odpuszcza i wyprzedza mnie na podjeździe ze "stójki". Doganiam france na zjeździe z zapory w Porąbce, ale nie cieszę się długo z "koszulki lidera", bo gość nie odpuszcza i kolejny raz mnie wyprzedza. Pewnie odpadłbym na dłuższym dystansie, bo tylko szaleniec na góralu porywa się na rywalizację z szosowcem i to w dodatku takim pro, w sensie z ogolonymi nogami! Na szczęście ja skręcałem w kierunku W. Puszczy on jechał do centrum Porąbki, więc wstydu nie było, a satysfakcja pozostała...

ZRDR (Doom, Be Doomed, Ör Fuck Off)

Poniedziałek, 29 sierpnia 2011 · Komentarze(9)
Się usłyszy o godzinie 6 rano taki riff, to od razu człowiekowi chce się depnąć mocniej w pedał :) Trochę wokalista mnie irytuje, ale ogólnie do posłuchania ;)


Dzisiaj zrobiłem dwie czasówki pod Przegibek z obu stron. W drodze do pracy, od krzyżówki w Międzybrodziu - 23min51sek. - nawet najs:) Ale zgrzałem się ostro, bo przez włączony stoper nie miałem jak ściągnąć nogawek;)
Medżik pod fantastyczną ścianą ;) © k4r3l

W drodze powrotnej policzyłem sobie czas od mostku (tylko nie wiem czy to ten mostek, o którym pisał ostatnio Webit) tuż przed źródełkiem. Wyszło chyba nie najgorzej, bo 14min09sek.

ZRDR (poranne mgły, popołudniowe upały;)

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · Komentarze(6)
O poranku jazda w iście londyńskich klimatach, czyli mgła na wysokości zapory w Porąbce aż do Międzybrodzia Bialskiego. Podjazd na Przegibek już w piękniejszych okolicznościach. Nogawki i longsleev'e do pewnego momentu nawet się przydają;)
Medżik pod muralem ;) © k4r3l

Powrót, z racji upału, tempem lajtowym, ale własnym, czyli niekoniecznie wolniej od innych ;) I to wszystko...

Chłopaki nagrały nową płytę dla Metal Mind Records. Komu jak komu, ale im się należało! Posłuchajcie NeWBReeD:)

Na minutkę na Słowację ;)

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · Komentarze(13)
Kolejna piękna niedziela, kolejna fajna traska. Wcześniej nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tak blisko mam do granicy. Postanowiłem pojechać sobie do Korbielowa by tam zaatakować Przełęcz Glinne (809m n.p.m.). Jednak z atakiem nie miało to zbyt wiele wspólnego, bo co tu dużo mówić - podjazd ten jest cienki jak makaron Czaniecki ;)
Kopa siana = kupa frajdy ;) © k4r3l

Droga przez Korbielów ;) © k4r3l

Standard przez Kocierz to dla mnie chleb powszedni. Ale za każdym razem mam satysfakcję ze zdobycia tej przełęczy. Dziś zapełni się ona "turystami", ale takimi, o których Kazimierz Nowak pisze w ten sposób: "Są wprawdzie ludzie, którzy przez Saharę jadą i zajadają lody, piją mrożone napoje, spożywają tuziny konserw, nie są to jednak wolni koczownicy Sahary, jak ja. To niewolnicy swych wygód, którzy trzymać się muszą utartego szlaku."
Po słowackiej stronie mocy ;) © k4r3l

Na obczyźnie ;) © k4r3l

Sam Korbielów również niczym szczególnym mnie nie zaskoczył. Może dlatego, że nie było tam tylu palantów za kółkiem co ostatnim razem w Szczyrku... Mieścina spokojna, ruch umiarkowany no i to stare przejście graniczne... Budynki widmo wciąż stoją, ale już nikt nie zatrzymuje się do kontroli, więc wszelkie znaki stopu są obecnie ignorowane...
Polskaaaa, mieszkam w Pooolsssceeee, mieszkam tu tu tu ...;) © k4r3l

Zaledwie po dwóch krokach po słowackiej stronie zostaję zbombardowany sieciowymi sms'ami z T-mobile informującymi o kosztach rozmów/sms'ów itp. na terenie sąsiedniego kraju. Po wypróbowaniu słowackiego powietrza, sprawdzeniu ichniejszego stanu nawierzchni i fotkach wracam do kraju ;)
Podjazd na przełęcz "U Poloka" ;) © k4r3l

Chociaż przyznaję, że kusi tabliczka informująca o platformie widokowej na Tatry w Oravaskiej Polhorze. To raptem 6km od granicy, ale tym razem odpuszczam. Zostawiam to sobie na następny raz, przynajmniej będzie powód by tu jeszcze wrócić ;)
Widoki na przełęczy są kapitalne (z jednej strony Babia, z drugiej Skrzyczne) © k4r3l

Powrót przez Sopotnię Małą, Juszczynę i Trzebinię. Tam podjeżdżam Przełęcz "U Poloka" - wrażenia widokowe jak najbardziej ok (Babia, Pilsko i cholera wie jeszcze jakie inne szczyty;), ale żeby się bardziej zmęczyć polecam robić ją od strony Żywca - siódme poty wylane na długim podjeździe (dla mnie to był niestety zjazd) gwarantowane.
Stare śmieci, czyli łękawicki pejzaż ze Skrzycznym w tle ;) © k4r3l

Ostatnie wzniesienie do pokonania to ponownie Przełęcz Kocierska. Tym razem podjeżdżam ją wariantem klasycznym. W miejscu gdzie trwa remont rower prowadzę / podjeżdżam terenem. Spotykam starszego gościa na kolarce i pyta czy tam niżej jest asfalt;) Mówię, że jest, ale w opłakanym stanie. Chyba jednak ucieszył się mimo wszystko ;) Po 5h jazdy i utrwalania kolarskiej opalenizny melduję w domu, gdzie po ożywczym prysznicu spożywam, pisząc te właśnie słowa, wybornie schłodzoną Łomżę. Zdrówko i do następnego;)

ZRDR (drugi dzień z rzędu)

Czwartek, 18 sierpnia 2011 · Komentarze(7)
Załączam muzyczkę, bo dziś wpis niezbyt obfity w treść. Za to muzyczka będzie wyjątkowo soczysta - aaarggghhh! ;)


To samo co dzień wcześniej, nawet zdjęcie z poprzedniego dojazdu, bo tym razem jakoś weny brakło. Jednak jazda do pracy z dnia na dzień mi nie służy, ale chciałem sprawdzić czy dam radę, w razie 48 godzinnego strajku PR :) Dać dałem, ale strasznie to wszystko wyszło na siłę. Nic dodać, nic ująć.
W Międzybrodziu (z Żarem w tle;) © k4r3l