Wpisy archiwalne w kategorii

woj.śląskie

Dystans całkowity:17913.96 km (w terenie 1517.50 km; 8.47%)
Czas w ruchu:918:05
Średnia prędkość:19.10 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:296250 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:191 (98 %)
Suma kalorii:74861 kcal
Liczba aktywności:241
Średnio na aktywność:74.33 km i 3h 53m
Więcej statystyk

Misja: Lego Przyjaciele:)

Środa, 30 maja 2012 · Komentarze(7)
Nie znałem tej kapeli, a trzeba przyznać, że są oryginalni. Pochodzą z Austrii ale ich wokalistką jest nasza rodaczka. Polecam nie tylko muzykę, ale także klip - jodłujące skarpetki to nie jest coś, z czym można się spotkać na codzień:)


Ha, niespodzianka, zdjęć nie będzie. Trasa już tak oblatana, że naprawdę nie ma czego specjalnie focić. Dziś dzień warsztatowy. Wymiana jednego odcinka pancerza tylnej zmieniarki na dłuższy (ostatnio coś źle przyciąłem i strasznie był momentami naciągnięty) wymusiła także nieplanowaną zmianę linki... Teraz śmiga jak trzeba i już nie przeskakuje na trybikach, co strasznie mnie wkurzało i wybijało z rytmu na podjazdach . Przy okazji dokręciłem sobie kasetę, bo trzy najmniejsze zębatki zdążyły się poluzować. Łańcuch przeczyszczony i nasmarowany, pracuje płynnie i cicho. Po 1000km podmieniam na nowy... Zobaczymy czy metoda wielołańcuchowa jest czegoś warta. Tyle.

HZ: 34% - 1:02:25
FZ: 31% - 0:57:16
PZ: 25% - 0:45:03




Leniwy weekend ;)

Poniedziałek, 28 maja 2012 · Komentarze(3)
Irlandzka kapela z kobietą-basistką, utalentowanym wokalistą i polskim rodzynkiem na perkusji, z którym miałem okazję kilka razy spotkać się na koncertach w Polsce, kiedy to jeszcze grał w innych zespołach. Szacun!


Sobotnie "do" i niedzielne "z" zebrane w jednym wpisie, czyli klasyczny tour de jeziora. Dłuższy postój zrobiłem sobie nad jak zwykle malowniczym Jeziorem Żywieckim na wałach w Zarzeczu. Sezon łódkowy już w pełni, o rybackim nie wspomnę, bo on trwa cały rok:)
Przy zaporze na Tresnej:) © k4r3l

Niedzielny powrót bez pary, może dlatego, że akurat w radiowej Trójce trwała sobie w najlepsze "Siesta", czyli jak zwykł mawiać jej autor "dwie godziny niezobowiązującej, niczym nie skrępowanej muzyki przyjaznej człowiekowi". Wszystko ok, tylko takie granie dobre jest na popołudniową drzemkę, a nie na rower...
Sielanka na wałach w Zarzeczu:) © k4r3l


Strefy tylko z drogi powrotnej, wcześniej pulsak coś świrował...

HZ: 52% - 0:45:25
FZ: 16% - 0:13:30
PZ: 11% - 0:09:47

Na kaca najlepsza uphill'owa praca :)

Niedziela, 6 maja 2012 · Komentarze(8)
Yo! Pewnie wiecie lub nie wiecie, że zmarło się wokaliście Beastie Boys. Chłop nie stary, nie młody, ale zdecydowanie za wcześnie poszedł w piach. Takie to życie jest... Dlatego teraz tribjut dla tego wyjątkowego zespołu - ich ostatni, jajcarski klip z Frodo w roli demolującego sklepy i wykonującego obsceniczne gesty w kierunku przechodniów rapera (kukiełki a la Benny Hill w tych teledyskach wymiatają:) Peace!


W piątek, zaledwie po kawie, szybki poranny szpil. Z tego co pamiętam niecałe 40km pokonałem w 1h 20 min, a więc ekspresowo:) Zdążyłem przed deszczem, który jak się okazało zadomowił się na Podbeskidziu na cały dzień...
Śniadanie nad zaporą :) © k4r3l


Powrót w niedzielę, na mega kacu poweselnym (z łóżka byłem ściągany za obie nogi:). Na szczęście mogłem przełknąć już drugi obiad:) Po tym zdecydowanie mi się poprawiło i wróciłem tempem typowo niedzielnym przez Przegibek i Beskidek do domu. Powrót do rzeczywistości po 9 dniach wolnego - tragedia...
Coś te chmury się uwzięły na to Skrzyczne :) © k4r3l

Góra-magnes, czasami muszę się po prostu zatrzymać :) © k4r3l


HZ: 23% - 0:46:51
FZ: 32% - 1:05:09
PZ: 36% - 1:13:16


Uphillowa mała franca :)

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · Komentarze(8)
Dziś słuchałem sobie jak zawsze słonecznej Holenderki - Anneke van Giersbergen. Drugi singiel z jej ostatniej solowej płyty jest całkiem ok i bardzo dobrze się przy tej nucie kręci. Zwłaszcza pod górę, hehe.


Urlopik, więc pora wykręcić coś konkretniejszego. Nęciły mnie Krowiarki, ale kiedy jest już po wszystkim, cieszę się, że tam nie pojechałem, bo w ten skwar bym wyzionął gdzieś po drodze ducha:) Udałem się pozaliczać żywieckie górki. Zacząłem klasycznie od Kocierza, by po chwili znaleźć się pod Rychwałdkiem. Lubię ten podjazd, może trochę za dużo domostw po drodze, ale ten stopień nachylenia mi odpowiada. Na zjeździe vmax, czyli 68km/h potem powolne wtaczanie się na Przełęcz Ślemieńską.
Standardowo przez Kocierz (w dole moja mieścina:) © k4r3l

Orzeźwienie w Rychwałdzie :) © k4r3l

Dużo przystanków, a to na fotografowanie widoczków, a to na opłukiwanie się z soli w przydrożnych potokach. Generalnie jazda na lajcie i bez napinki. Zwłaszcza, że na danie główne zostawiłem sobie Łysinę:) Czyli tzw. małą francę, jeden z trudniejszych podjazdów w Beskidzie Małym, spokojnie możemy mu dać 3 miejsce, zaraz po Hrobaczej i Magurce...
Na przełęczy Ślemieńskiej :) © k4r3l

Powyżej przełęczy też fajnie:) © k4r3l

Na górze widoki cud malina i apogeum zmęczenia. Posiadówka dłuższa niż zwykle, głównie z powodu jednej z najlepszych panoram w okolicy - Babia Góra, Pilsko, słowackie Tatry, dolinki żywieckie, wszystko to na wyciągnięcie ręki - bajka! Powrót bez udziwnień, po przerwie na lodzika i colę na sam koniec zostawiłem sobie raz jeszcze Przełęcz Kocierską. O dziwo bardzo dobrze się podjeżdżało. Czego nie mogę powiedzieć o Łysinie (zrzuciłbym na młynek, ale sprzęt odmówił posłuszeństwa, więc się trochę szarpałem;). Do domu dojechałem skonany, szybki grillek i zasłużony zimny browar na dobitkę:) No i trochę mnie zjarało :)
Łysina, czyli franca mniejsza :) © k4r3l

Najlepsza panorama w okolicy! :) © k4r3l


HZ: 26% - 1:03:25
FZ: 22% - 0:53:45
PZ: 39% - 1:33:46


Tam i nazad :)

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · Komentarze(4)
Odświeżyłem sobie ten band. Kapela z Bielska-Białej, klimaty stoner/hardcore. Materiał można sobie zassać z neta legalnie za free. No i ta nazwa - idealnie pasująca do dzisiejszego dnia. Lejdis end dżentelmen: Sunday Driver On Tour:


W sumie bez rewelacji tym razem, trasa z miejsca na miejscę, choć po drodze atrakcji nie brakuje. Przede wszystkim upał, tak to jedna z nich :) Na Beskidku, w sobotę, spotykam grupkę rowerzystów. Jedni (sakwiarze) jadą w moim kierunku, natomiast dwóch bikerów wraca właśnie do Andrychowa. Jeden z nich wprowadza rower pod tą górkę, więc na otuchę opowiadam o ludziach, którzy tam łańchuchy zrywali :). Śmieje się i mówi: "i właśnie dlatego wprowadzam", hehe.
W drodzę przez Porąbkę :) © k4r3l

Niestety nie dane mi było pojeździć z szturmującą okolice ekipą Funia - dzięki raz jeszczę za zapkę, następnym razem może wypali:) Jazda z plecakiem jest do bani i powie to każdy uphillowiec. Zwłaszcza w taki upał:) Ja nie miałem wyjścia. Ale rychła perspektywa kilku zimnych browarów i talerza pełnego prażonek napawała mnie optymizmem:)
A tu już teleport pod Skrzczne :) © k4r3l

Powrót w niedzielę na totalnym lajcie. Cały dzień wiało i zastanawiałem się jak idzie Webit'owi na Pętli Beskidzkiej. Chociaż trzeba przyznać, że u stóp Skrzycznego można było dziś dostrzec naprawdę wielu rowerzystów niezrażonych pierońsko wręcz dującym wiatrem. Szacun dla nich, ja śmignąłem jak już się nieco uspokoiło i kiedy dwa poranne browce zdążyły wyparować:)
I na koniec coś idealnego na takie upały: woda! :) © k4r3l

Więcej wody!:) © k4r3l


Dorzucić do pieca!

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(18)
Dziś słuchałem sobie i Septic Flesh i The Hill Billy Moon Explosion na koniec odpaliłem trochę death metalu, hehe - dziwne połączenie, ale takie granie pozytywnie nakręca do jazdy;) Jednak teraz mam siłę tylko na takie lajtowe granie, Anathema...



Glinne pamiętam z ub. roku jako wylajtowaną przełęcz, z tym jednym mankamentem, że jest nieco daleko :) A po drodze górek nie brakuje. Na dzień dobry Kocierz poszedł gładko, znam na pamięć każdy zakręt, każdą pochyłość. Niestety warunków dzisiaj idealnych nie było, bo oprócz słońca niemiłosiernie wiało, o czym miałem się jeszcze przekonać dotkliwiej drodze powrotnej...
Wyszło, że reklamuje ośrodek, ale mnie o przełęcz chodzi :) © k4r3l

Zjazd do Zywca - bajka :) © k4r3l

Pod Rychwałdkiem jak zwykle same święte krowy - dosłownie, bo właśnie skończyła się msza w sanktuarium to lezą środkiem drogi. Tym razem chciałem zacząć od długiego podjazdu pod przełęcz w Juszczynie. Rok temu jechał w przeciwną stronę. Na przełęczy wiatr jakby mocniejszy, ale za to widoki bajeczne! Zaraz potem krótki 10% zjazd, na którym udaje się wykręcić 74km/h i zaczyna się kolejny uphill.
Juszczyna - i panorama Beskidu Śląskiego:) © k4r3l

Przełęcz "U Poloka" nie jest jakoś specjalnie ciężka, ale jak się ma kilkadziesiąt kilometrów w nogach to potrafi dać nieźle po łydzie. Na górze za to rekompensata w postaci królowej Beskidów - ośnieżona Babia jak na dłoni! Teraz już prosto - do Korbielowa.
U Poloka jak zwykle zacnie :) © k4r3l

Mam farta do tej trasy bo raz jeszcze udało mi się wyprzedzić kolarza - na takie pościgi zawsze znajdą się siły. Tym razem, z racji wcześniej pokonanych wzniesień i ciągłego wiatru na przygraniczną przełęcz Glinne wjeżdżało się ciężej. Na górze pustki, więc szybka sesja foto i chwila na ławeczce w pełnym słońcu. A kolarz nie nadjechał... Czyżby zawrócił? :P
Testowanie samowyzwalacza na granicy:) © k4r3l

Trochę się zawiodłem, bo myślałem, że droga powrotna to będzie bułka z masłem, jak się jednak okazało, była gehenną. Sprawcą mojego upodlenia był, nie za przeproszeniem, pieprzony wicher, który może i gębę mi zacnie osmalił, ale na zjeździe wyhamowywał mnie do 25km/h - skandal! I wlokłem się aż do Kalnej. Myślałem, że pizdnę tym rowerem do rowu i przejdę się kawałek, albo do pekaesu wsiądę. Jeszcze wybrałem sobie fajny "skrót" przez żywieckie Podlesie, Pietrzykowice i Lipową - boli dupa, bolą plecy, bolą nogi a tu jeszcze 5 dych do domu:)
Żywiec z podjazdu pod Pietrzykowice :) © k4r3l

W Kalnej nabrałem trochę sił przy herbatce i torciku i ruszyłem znaną trasą w drogę powrotną co chwilę poprawiając pozycję na siodełku, które oficjalnie nadaje się tylko na dystanse do 100km. Ten odcinek poszedł jednak gładko - nie było odcięcia tylko zmęczenie. Koniec końców nie odpuściłem nawet Beskidkowi, którego wziąłem z drugiej tarczy, żeby mieć go szybciej za sobą. Dobry trip, ale nie przy takim halnym! Ps. kółko tylne do centrowania, siodełko do wyj... wyregulowania:), a po ostatniej zmianie linek przerzutki do ustawienia :)

HZ: 12% - 0:43:05
FZ: 31% - 1:50:30
PZ: 55% - 3:16:24




EDIT: sprawdziłem różnicę wysokości na innej niż bikemap stronie - jak się okazało, różnica jest znacząca, bikemap zaniżył o prawie 200m!

http://www.geocontext.org/publ/2010/04/profiler/obj/v2/?sub_v=1&topo_ha=20120321651142829&size=medium&storke_color=000000&storke_weight=3&color=ff6556&units=km

Jadymy z tym koksem! :)

Niedziela, 18 marca 2012 · Komentarze(17)
Powrót do rockabilly! W taką pogodę jak dzisiaj to właśnie taka muzyczka nakręcała pozytywnie do jazdy - gdy nogi miękły to gęba się śmiała i tak w kółko:) Kawałek co prawda o kultowym modelu Jaguara, ale na rowerze kręci się przy nim wyśmienicie!


Ech, fajnie pokręcić w takich warunkach. Dziś coś konkretnego - Salmopol :) Ale na początek był Przegibek - czasowo nie najgorzej, ale definitywnie sporo brakuje do pełni formy. Już od samego początku mijałem się ze sporą ilością bikerów, ale tak naprawdę prym wiedli dziś 'dawcy organów'. Mam wrażenie, że z roku na rok jest ich coraz więcej... Jednak odmachiwaniu nie było końca:) Na ul. Żywieckiej minąłem całkiem sporą ekipę (na oko 30 rowerzystów) - ale coś wolno jechali :)
Postój na Przegibku (w tle Gawra:) © k4r3l

Cały Szczyrk pod wiatr:/ Osłabłem do tego stopnia, że zacząłem puchnąć na wysokości wiszących zbójów, jednak po krótkiej przerwie doszedłem do siebie i dalej już poszło gładko. Na przełęczy narciarzy od groma - śnieg jest, wyciągi działają, ludzie się bawią:) Dobrze że zabrałem nogawki - w tych okolicach jeszcze długo nie pojeździmy "na krótko";)
Tutaj zaniemogłem, chwilowo na szczęście :) © k4r3l

Na czas zjazdu musiałem zmontować swój patent - oshee-błotnik, bo droga była poprzecinana strumieniami wody. Błotnik dał radę, ale niestety ucierpiała moja twarz. Zapamiętać: nie golić się przed jazdą, ale z drugiej strony niedziela przecież :) Oczywiście nie obyło się bez ekscesu drogowego - jedna debilka włączająca się do ruchu niebieską pandą zrobiła to na tyle bezmyślne, że musiałem salwować się zjechaniem do środka jezdni. Szlag by trafił ten Szczyrk - niech zainwestują w jakieś parkingi, bo to stawanie na chodnikach doprowadza mnie do szału.
Wciąż śniegowa kraina :) © k4r3l

Dalej już drogą znaną i lubianą przez Kalną (z krótkim postojem na herbatkę i ciacho:) a następnie Tresna, Wielka Puszcza i na samym końcu uphill pod Beskidek. Na Tresnej stało chyba z 50 motocykli - nie wiem czy to zlot czy co, ale robiło to wrażenie. Fajnie jest się tak porządnie zmęczyć :) Ale niestety nie poratuje się piwkiem, bo dziś wyjątkowo nie mogę:/

HZ: 13% - 0:38:07
FZ: 21% - 1:02:00
PZ: 64% - 3:06:01


Prawieżar :)

Niedziela, 11 grudnia 2011 · Komentarze(13)
Dziś rano w trójkowej audycji "Historia jednej płyty" rozprawiano o albumie Grzegorza z Ciechowa - "ojDADAna". Jakoś nigdy nie byłem wielkim fanem Republiki i Grzegorza Ciechowskiego, ale ten album jego projektu uświadomił mi, że straciliśmy wielkiego wizjonera muzycznego. Na youtubie nie ma tej pieśni, więc posiłkuję się 'wrzutą'. Ukłony dla tego pana!


Chyba mnie porypało z tymi wyjazdami - raptem kilka stopni na plusie w słońcu, w cieniu pizga za to niemiłosiernie.
[Dwa dni wcześniej...] Cóż, miałem ci ja luzy w sterach, rozkręciłem, przeczyściłem, skręciłem - luzy jakby mniejsze. Przy okazji rozłożyłem sobie też amortyzator - w efekcie czego teraz mam sztywniaka z przodu - nie ugina się za cholerę, ale w sumie olewka - po asfaltach jeżdżę :)
Cel numero uno a w finale ostateczny:) © k4r3l

Górki co nimi ostatnio śmigałem są już z lekka przyprószone :) © k4r3l

Trasa się mi we łbie zmieniała z minuty na minutę, najpierw zachciało mi się Żaru, ale po drodze za Porąbką uświadomiwszy sobie, że jednak pizgać poczęło jakby konkretniej postanowiłem, że pocisnę ile sił i wrócę przez Kocierz zanim się ściemni. Los jednak chciał, że zatrzymałem się na moście w Międzybrodziu na herbatkę z termosidła i tak mnie ta miedziana góra szybowcowa jęła nęcić swoimi wdziękami, że uległem pokusie.
Pod Żarem - kluczowy moment wycieczki :) © k4r3l

Tym latającym to dopiero musi pizgać :) © k4r3l

A co tam, skoro dzieciaki z lampionami dymają na 6 rano na roraty, to ja tym bardziej dam radę wjechać sobie na Żar w grudniu. Chciałem sobie zmierzyć nawet czas, ale niestety życie zweryfikowało kolejny raz moje plany. Po dojeździe do zbiornika okazało się, że dalej nie da rady, chyba że się uprzednio wyposażyło opony w kolce jakieś. Szklanka taka, że na sankach to by efekt był co najmniej taki jak w przypadku Grizwaldów zjeżdżających w jednym z świątecznych hitów na wookach:)
Beskidzkie szczyty w blasku zachodzącego grudniowego słońca:) © k4r3l

Kres mojej podróży - dalej nie pojadę, by zęby uchować:) © k4r3l

A więc zawróciłem niepocieszony, po czym zacząłem ostro w korbę naparzać, bo na zjeździe to myślałem, że mi palce w stopach będą musieli amputować. Jednak parę głębszych (łyczków herbaty oczywiście) na końcu Wielkiej Puszczy przywróciło im krążenie i wstąpiły we mnie energii nowe pokłady. Tym o to sposobem wgramoliłem się na przełęcz Targanicką, gdzie przywitał mnie okrąglutki łysy żółtek - dyć to dzisiaj pełnia. Nie zabawiłem tam długo i dalej już tradycyjnym duktem skierowałem się ku memu domostwu.

HZ: 14% - 0:21:47
FZ: 14% - 0:22:16
PZ: 68% - 1:49:02


Andrzejkowo-urodzinowo :)

Niedziela, 27 listopada 2011 · Komentarze(16)
Rammstein jak zwykle w formie :) Nigdy nie byłem jakimś ultra-fanem ich twórczości, ale szczerze to nie znam ich słabego albumu. Zawodzili chyba tylko wtedy, gdy Til'owi zachciewało się śpiewać w języku Szekspira. Tym razem jest patriotycznie: germańskie party na kalifornijskiej plaży, czyli słowem: prześmiesznie :) Polecam klip :)


Po tygodniu kuracji antybiotykowej, a w sumie po dwóch tygodniach zupełnego niekręcenia w końcu ruszyłem tyłek i zrobiłem sobie taki wypad łączący przyjemne z pożytecznym:) Gdzieś po drodze zatrzymałem się na zakupy w małym wiejskim punkcie zaopatrzeniowym - tak sobie teraz myślę, że zziajany rowerzysta, który wpada pod koniec listopada do sklepu i prosi o 0,7 wyborowej, to musi być niecodzienny widok :) Także w związku z powyższym całe sobotnie popołudnie upłynęło dość szybko :)
Ponura zapora :) © k4r3l

Błotna masakra w Łodygowicach przy budowie nowej obwodnicy... © k4r3l

W niedzielę przyszedł czas na powrót. Jako, że kac wyparował już z poranną kawą, więc wydawać by się mogło, że kręcić będzie się lekko. Niestety, psikusa sprawił wiatr, który przez całą trasę uprzykrzał mi jazdę. Postanowiłem wracać przez Przegibek. Jeszcze wcześniej na Żywieckiej targały mną niespodziewane podmuchy bocznego wiatru połączonego z tumanami kurzu z pobliskiej budowy. Na przełęcz wkulałem się po japońsku, czyli jako tako :)
Skrzyczne niedzielnio-popołudniowe :) © k4r3l

Magurka Wilkowicka w promieniach zachodzącego słońca... © k4r3l

W Wielkiej Puszczy znalazłem się już po zachodzie słońca, a więc w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Na Beskid Targanicki wjechałem nie bez zadyszki :) Widać już oznaki schyłku formy - nie ma co ukrywać, w tym sezonie najlepsze dni mam już za sobą :) Do tego dochodzi też kolejny krzyżyk - tak, tak, starość nie radość, ale kręcić trzeba :) Ogólnie niedziela słoneczna, z naprawdę dobrą widocznością (nocny halny przegonił cały smog znad okolicy). Ciągle da się kręcić. Gdyby tylko to wiatrzysko raczyło się wyciszyć... Póki co sezon wciąż uznaję za czynny :)
Widoczek na Bielsko z podjazdu pod Przegibek :) © k4r3l

Fale na jeziorze to jeden ze sposobów na prezentację wiatru:) © k4r3l


Beskidzkie asfalty ;)

Piątek, 11 listopada 2011 · Komentarze(9)
Pewnej niedzieli słuchałem sobie jak zwykle przedpołudniowej audycji Wojciecha Mann'a "Piosenki bez granic". Tradycyjnie już jacyś słuchacze piszą, żeby poleciało coś z kopem, bo niby prowadzący przynudza jakimiś blues'ami :) No i zaczyna się to kapitalne intro, a potem już sam utwór. Na koniec dowiaduje się, że było to nagranie zespołu Alter Bridge, niegdyś polecanego na tym blogu przez Kacpra. I co tu dużo gadać - kawałek mną pozamiatał. Mega :)


Po pseudoserwisie supportu - nie mogłem odkręcić prawej miski - doszedłem do wniosku, że luzów nie ma, nic się nie posypało, skręciłem wszystko do kupy:) Wiadomo, po 5 intensywnych tysiącach sprzęt już nie jest pierwszej młodości, choć niektórzy pokonują znacznie więcej na jednym napędzie. Mnie się marzy zmiana, a więc plan minimum na zimę to: support, korby, kaseta i 2 łańcuchy plus może jeszcze jakieś kosmetyczne dodatki :) Bez szaleństw, tak by zamknąć się w kilku stówach, a więc pewnie padnie na "ore, ore siabadabada dełore":)
W Wielkiej Puszczy wielka złota polska jesień:) © k4r3l

Zapora w Porąbce z kultowym widoczkiem na Hrobaczą :) © k4r3l

Założyłem sobie ponownie węższe laczki - w miejsce rozwalonej Kendy Khan trafiła czeska Rubena Flash 1.75. Mówię wam, różnica między tym produktem, a większością tajwańsko-chińskich gum jest widoczna na pierwszy rzut oka. Już żałuję, że nie zakupiłem kompletu (potrzebowałem coś na teraz, a z kasą było krucho). Poszła na tył, bo nauczony przykrymi doświadczeniami poprzedniczki wolę nie obciążać Kendy zbytnio:)
Klasyczny już widoczek, nie trzeba przedstawiać :) © k4r3l

Obwodnica w Łodygowicach, w tle zmrożone Skrzyczne :) © k4r3l

Wracając przez Kocierz trafiłem na kilku debili w stuningowanym oplu w jaskrawych kolorach - urządzali sobie rajd serpentynami, tam i z powrotem. W końcu ktoś z budowy wyleciał i zwrócił im uwagę, ale wyglądało tak jakby gadał do ściany. Dużo do nieszczęścia nie trzeba - droga niby nadal zamknięta, ale ludzie dojeżdżają tamtędy do domów, nie brakuje rowerzystów i piechurów (przez drogę przebiega zielony szlak). Ale to oczywiście wymaga odrobiny wysiłku intelektualnego, a z tym jak wiadomo takie typy mają spory problem... Wcześniej jeszcze jakiś buc wyjeżdżając z podporządkowanej w ogóle nie patrzył w moja stronę, do tego stopnia, że wjechał na pas i ledwo go minąłem. Myślenie za innych na polskich drogach to norma... Na zjeździe z Kocierza myślałem, że odpadną mi ręce - jednym słowem wypizg :)
Coś tam działają w dolince kocierskiej:) © k4r3l

Po wykopaliskach nie ma śladu, w zamian jest nowa nawierzchnia :) © k4r3l

A poza tym co u mnie? Praca się znalazła, i trochę się różni od poprzedniej. Przede wszystkim jest lżejsza, lepiej płatana i znajduje się bliżej. Czego chcieć więcej? Może jeszcze żeby godziny były korzystniejsze:) Jednak z racji bliskości odpadają dojazdy do pracy na dwóch kółkach. Ale z drugiej, jest więcej czasu dla siebie, a przy dobrych warunkach można zawsze pokręcić po pracy:) Dzięki wszystkim za wsparcie:)


HZ: 20% - 0:42:05
FZ: 29% - 1:01:53
PZ: 47% - 1:39:58