Wpisy archiwalne w kategorii

woj.śląskie

Dystans całkowity:17913.96 km (w terenie 1517.50 km; 8.47%)
Czas w ruchu:918:05
Średnia prędkość:19.10 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:296250 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:191 (98 %)
Suma kalorii:74861 kcal
Liczba aktywności:241
Średnio na aktywność:74.33 km i 3h 53m
Więcej statystyk

Dookoła Jeziora Żywieckiego ;)

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · Komentarze(5)
Ostatnio Dominik zapodawał na blogu regionalny hip-hop, to ja sprezentuję Wam najbardziej znaną hardcore'ową kapelę z Bielska-Białej, w której śpiewa sympatyczna nauczycielka języka polskiego:) Właśnie zamówiłem sobie ich najnowszą płytkę, bo jest ogień! Oi!


Dzisiaj wreszcie można było gdzieś pojechać, niebo odrobinę pojaśniało, ale wciąż było bliżej deszczu niż dalej. Udało się nie zmoknąć. Na pierwszy ogień poszedł "dawno nie jeżdżony" Kocierz. Na dojeździe do Żywca niespodzianka - droga zamknięta (naprawiają jakieś osuwisko) - objazd w stronę Rychwałdku i wjazd do zakorkowanego centrum od cmentarza. Dalej szybki myk na puściutką obwodnicę i kierunek Bielsko.
Remont mostu w Kocierzu Moszczanickim;) © k4r3l

Powrót przez Tresną i ponownie Kocierz. Jakoś gorzej się jechało w tą stronę. Na podjeździe zatrzymała mnie para turystów - zgubili zielony szlak. W sumie się nie dziwię - po wyjściu z lasu na drogę oznaczenia nagle znikają. Pewnie ktoś wyciął nie to drzewo co trzeba...
Budowa ekspresówki na wysokości Łodygowic © k4r3l

Detonatory są ok, chociaż szalonej różnicy szybkościowej nie ma. Mało tego, mam wrażenie, że na zjazdach jadę wolniej (może to przez ich mniejszą wagę? Albo, co bardziej prawdopodobne, strach przed nieznaną mieszanką? hehe)

Standard środowo-czwartkowy:)

Czwartek, 9 sierpnia 2012 · Komentarze(12)
Czy tylko ja mam wrażenie, że ten cover Iron Maiden jest lepszy od oryginału?:) Jest moc, w końcu to klasyka!


Nie chce mi się rozdrabniać i robić dwóch osobnych wpisów, więc połączę 2 w 1. Zwłaszcza, że trasa oklepana. We środę z rana było bardzo ciepło. Powrót w czwartkowy wieczór w zgoła odmiennych warunkach - mocny wiatr i już niższa temperatura. Odczuwalna jednak tylko na początkowych zjazdach, po krótkiej rozgrzewce było mi już ciepło.
Dobre miejsce na reklamę gwarancją sukcesu :) © k4r3l

Po poniedziałkowej przygodzie z oponą postanowiłem zamówić komplet nowych i porządniejszych, które już za mną od jakiegoś czasu chodziły. Wybór padł na Maxxisy Detonatory w wersji drutowej 1.5 (60TPI, 5,5 Bar max.), czyli typowo asfaltowe przecinaki.
Asfaltowe przecinaki Maxxis'a;) © k4r3l


Poniżej tego, z racji swojej wagi, raczej nie zejdę:) Co ciekawe w obydwu andrychowskich sklepach rowerowych dętek pod ten rozmiar brak. Ale jak się dowiedziałem od jednego sprzedawcy on sam zakłada standardowe 1.75 - 2,2 i nie ma problemu (niektórzy wręcz zalecają rozmiar szerszą niż opona dętkę). Nabiłem do 5 barów i czekam na poprawę pogody, bo póki co jest do dupy.

Pętla bez Kicka :)

Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 · Komentarze(17)
Czyli doroczne naginanie po beskidzkich asfaltach z uwzględnieniem fajnych podjazdów:) Trasa jaka jest każdy widzi na mapce. Od siebie dodam tylko kilka kluczowych wydarzeń. Na postoju w Ciścu minęło mnie grupetto błękitno-białych kolarzy, ale że tempo mieli turystyczne, to ich chwilę później wyprzedziłem. Się okazało, że kilkaset metrów dalej czeka na nich... fotograf :) Jak wszedłem w kadr to sorry :)))
Taki tam slogan :) © k4r3l

Podjazd pod Przełęcz Koniakowską tragedia, aż musiałem kilka razy przystanąć, niby na zdjęcia, hehe. Ta cholera dała mi się wybitnie we znaki. Nic dziwnego, że trasa oficjalnej Pętli Beskidzkiej ją omija, hehe. Na Ochodzitą ścigałem się po płytach z biegnącymi dzieciakami, a na szczycie wiało jak cholera. Nie wiedziałem jak tamtędy zjechać na drugą stronę więc wróciłem po płytach (niezbyt przyjemne uczucie:).
Mordęga pod Koniakowską :) © k4r3l

Z tego rozpędu od Ochodzitej dotarłem aż do Jaworzynki - jakoś umknęły mi po drodze wcześniejsze zjazdy. Na drodze wicher miotał mną jak szatan. Podjazd do Istebnej - yeah, sztywniutki chociaż tłoczny. Nie inaczej pod Kubalonkę. Tam mnie wyprzedził jeden szosowiec, z którym później kilkakrotnie jeszcze się mijałem.
Na Ochodzitej :) © k4r3l

Na zjeździe obok zameczku wyprzedził mnie samochód, musiałem więc później ostro naciskać na klamki. Po chwili słyszę ciche i następnie coraz głośniejsze: cyk, cyk, CYK... i JEB! Niczym odpustowy kapiszon. To jest moment, kiedy w życie wchodzi tzw. czarny scenariusz. Gdyby to była dętka, to pikuś, ale kolejny raz rozwaliło mi oponę przy drucie. Starawa opona, wysoka temperatura obręczy, dętka na wierzchu - efekt wiadomy.
Efekt jebnięcia :) © k4r3l

W międzyczasie zatrzymuje się bajker z Warszawy na wypasionym Cannondale'u i pyta czy dam sobie radę. Gadamy chwilę, a on chwilę później myka na Salmopol. Korzystając z jego rady urywam kawałek starej dętki owijam nową a jako główne zabezpieczanie wykorzystuję... banknot 10 zł :D Wyczytałem kiedyś o tym patencie w książce Zinna, więc pora była odpowiednia by obalić ewentualny mit.
Naprwę sponsoruje Narodowy Bank Polski :) © k4r3l

A niech mnie, udało się - niskie ciśnienie, oprócz kilku szwów nic nie wyłazi - można jechać. Można, ale na pewno nie przez kolejne 70km. Pofarciło mi się cholernie, bo trafiam na >>_sklepik rowerowy tuż przed skrzyżowaniem z główną drogą na Salmopol. Szybki rekonesans portfela - łącznie z dychą w oponie są trzy dychy, karty brak. Najtańsza opona 50 PLN :/ Pytam więc czy nie znalazłoby się coś używanego, i w tym momencie sympatyczny sprzedawca sięga do rogu gdzie leżą zużyte oponki i wyciąga dla mnie starą Kendę w rozmiarze... 1.75 - perfekt. Nie chciał za nią kasy więc podskoczyłem do pobliskiego sklepu i sprezentowałem mu czteropaka Żywca (mam nadzieję, że tu w Wiśle takie piją:). Skorzystałem jeszcze z pompki stacjonarnej i mogłem bez-kompleksowo zacząć powrót.
Serwis właściwy :) © k4r3l

Te podjazdy, które mnie czekały, czyli Salmopol, Przegibek i Przełęcz Taganicka poszły, co tu kryć - fatalnie. Ale powyżej 100km przejechanych w mega upale szybko trzeba wziąć poprawkę na tak ambitne zamiary:) Na Przegibku pierwszy ciepły posiłek dzisiejszego dnia - frytki z colą:) I to by było na tyle - atrakcji i przygód ponad miarę, czyli dzień można zaliczyć do udanych:)
Posiłek dnia :) © k4r3l


HZ: 22% - 1:39:41
FZ: 26% - 1:58:33
PZ: 43% - 3:11:30


A miało być lajtowo ;)

Niedziela, 29 lipca 2012 · Komentarze(11)
Po 4 latach wróciła legenda thrashu czyli Testament. Wydawać by się mogło, że najlepsze czasy mają za sobą, ale nowy krążek zdaje się potwierdzać, że w metalu zasada mówiąca iż muzyk jest jak widno - im starszy tym lepszy, jest trafna. Tak sobie pogrywają w utworze tytułowym - prawda, że ładnie buja?:) Przypomina mi także klasyk Pantery "This love".


Niedziela z założenia miała być bez podjazdów, o taki szybkie "Tour de Międzybrodzie" z powrotem na mecz Radwańskiej. Oczywiście jak to moje plany, nie wyszły, w sensie zdobyłem górkę, a nawet dwie, bo już w drodze powrotnej po zaliczeniu Przełęczy Targanickiej z racji sił, które ujść nie zdołały postanowiłem się wkulać na, i tu uwaga, będzie sensacyjnie - na Kocierz:)
Kokpit na Kocierzu ;) © k4r3l

Po drodze pod tą górkę wyminąłem dwójkę rowerzystów, którym wyraźnie ten chamski upał i dziwnie mocne podmuchy wiatru nie służyły. Jak wracałem, to jeszcze ich mijałem na podjeździe. No ale kurde, tu są góry, nie ma że boli :) Teraz oczywiście się rozpadało na dobre, krążą burze, więc udało się zrobić fajny trening w sprzyjających warunkach. Oby nikogo nie pokusiło jechać w góry, bo taką pogodę zapowiadali nie od dziś... No a wracając do igrzysk - niech chociaż siatkarze nie dadzą plamy...

HZ: 15% - 0:19:41
FZ: 27% - 0:35:56
PZ: 53% - 1:11:08


Poniedziałkowy szpil :)

Poniedziałek, 23 lipca 2012 · Komentarze(4)
Chyba lepszej rock'n'rollowej płyty w tym roku nie będzie! Turbonegro!!!



Cel podobny jak w niedzielę, tyle tylko, że tym razem z racji innych priorytetów i ograniczonego czasu odpuściłem jezioro i uphill przez Kocierz. Powrót po zmroku, na szczęście wieczór był ciepły... Fotka z niedzieli, dziś nie było a) czasu, b) weny c) światła :)

Czasami warto zjechać z głównej drogi;) © k4r3l


HZ: 23% - 0:44:51
FZ: 18% - 0:35:19
PZ: 40% - 1:17:22


Niedzielnie, nadjeziornie ;)

Niedziela, 22 lipca 2012 · Komentarze(2)
Ulver to zespół, na przykładzie którego można tłumaczyć pojęcie ewolucji. Droga jaką przebyli w skrócie wyglądała tak: od pogańskich black metalowych dźwięków poprzez elektronikę na psychodelicznym rocku (jak na razie) skończywszy. Tegoroczny album jest zbiorem coverów utworów powstałych dawno temu, bo jeszcze w latach 60! Trzeba przyznać, że Norwegowie kapitalnie odnaleźli się w tej stylistyce.


Nad Żywieckie i z powrotem (w dobrym tempie). Tym razem bez loggera, stąd bzdety typu 3700m przewyższeń w googlach. Tak naprawdę było lekko ponad 1km:) Nawet pulsometru zwariował pokazując 147% max.

Na jeziorze tłoczno :) © k4r3l


HZ: 23% - 0:44:51
FZ: 18% - 0:35:19
PZ: 40% - 1:17:22


Piekielne Krowiarki ;)

Niedziela, 1 lipca 2012 · Komentarze(20)
Dziś song słoneczny, pozytywny, taki tribjut dla cudownych dla rock'n'rolla lat 70tych (Kiss i te klimaty:) Poza tym kojarzy mi się z perypetiami Hank'a Moody'ego z "Californication".


Czyste szaleństwo. Tak w skrócie można nazwać ten trip. Pomimo 35*C nikt nie oponował - także we trójkę razem z Dominikiem i Darkiem wyruszyliśmy o 8 rano z Żywca zdobywać Krowiarki. Ja godzinę wcześniej, bo musiałem tam dojechać, oczywiście przez Kocierz, hehe. W Żywcu pomyliłem uliczkę i wylądowałem na jednej z tych jednokierunkowych usłanych kostką o skoku co najmniej 20mm - nic przyjemnego, hehe. Ale na ulicach wyjątkowy spokój, więc przerzuciłem się na chodnik:)
W drodze do Żywca :) © k4r3l

Chłopaki dojechali punktualnie i rozpoczęliśmy z wysokiego "C". Droga przez Gilowice i Ślemień minęła bardzo szybko :) W sumie zapamiętałem z niej tylko postój na światłach koło kościoła :) Dalej zaczęło się improwizowanie, czyli jazda wg tego, co pamiętałem z ostatniego wypadu. Wtedy miałem mapę, teraz niestety nie. Jak się okazało w kilku momentach musiałem ostro wytężać pamięć, ale głownie jechaliśmy na azymut przez wioski, w których czas jakby zatrzymał się w miejscu. Dużo podjazdów i zjazdów, także nogi cały czas się hartowały.
Darek i Dominik przed skrętem na Zawoję :) © k4r3l

Po zakupach w ostro klimatyzowanym markecie nadszedł czas na Przełęcz Przysłop. Dla chłopaków to był pierwszy poważniejszy sprawdzian tego dnia, który zdali bez zająknięcia;) Jazda przez Zawoję (najdłuższa wieś w Polsce) wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Na dodatek nie wiadomo skąd zaczęło wiać, oczywiście w twarz:/ Wymęczeni dotarliśmy do Mosornego, który można uznać za początek właściwego podjazdu pod Krowiarki. I we trzech jechaliśmy sobie razem ustępując tylko nadjeżdżającym pojazdom.
Ekipa na Krowiarkach (od L: ja, gość z Łodzi, Domink i Darek:) © k4r3l

Na przełęczy wyjątkowo mało ludzi. Pamiętam z ostatniego razu długo ciągnące się samochody zaparkowane po obu stronach drogi, tak dzisiaj było ich zaledwie kilka. Raz minęła nas tylko wycieczka słowackich turystów pytających się czy zabieramy rowery na Babią. W nawiązaniu do ostatniego wyczynu Wilka, mówię, że z rowerem to tylko na Rysy, hehe. Na szczycie pogadaliśmy chwilę z bajkerem z Lodzi (przyjechał do rodziny z Zawoi). Stwierdził, że ten podjazd, który właśnie zrobiliśmy jest znacznie cięższy od tego z Zubrzycy. Po wspólnej fotce pora było wracać, w tym momencie miałem na liczniku 100km, przede mną jeszcze 2/3 tego i dwie przełęcze po drodze :)
Co za ulga :) © k4r3l

Przysłop poszedł nawet ok, dalej postanowiliśmy wracać główną droga, bo chłopaki miały ograniczenia czasowe. Ostrzegałem ich przed tą drogą, ale w sumie nie mieliśmy dużego wyboru. Początek ok, do momentu kiedy zaczęły się fałdy. Jazda w pełnym słońcu z kilkoma taki podjazdami totalnie mnie wycieńczyła. Także w momencie kiedy każdy z nas pojechał w swoją stronę (chłopaki na Ślemień, ja do Lękawicy) zacząłem robić coraz częstsze postoje. Ten dłuższy zrobiłem nad potokiem kocierskim przy wodospadzie. Przegonił mnie dopiero płynący w moją stronę 1,5 metrowy wąż. Jak się okazało, to był niegroźny zaskroniec, który wydawał się bardziej wystraszony niż ja (w sumie do tej pory nie wiem czy żmije pływają, pewnie jak muszą, to pływają, hehe).

HZ: 22% - 1:32:03
FZ: 18% - 1:16:26
PZ: 54% - 3:46:38


Dalsza droga to już podjazd pod Kocierz, uwaga, z postojami, hehe. Jeden niewymuszony, na zmoczenie buffa, który dzisiaj działał wyjątkowo dobrze utrzymując kark i głowę w odpowiedniej temperaturze, drugi już mniej przyjemny, spowodowany złapaniem gumy:/ Serwis na poboczu w towarzystwie gryzących owadów i przejeżdżających samochodów zajął mi z 20 minut:) Ale przynajmniej przetestowałem pompkę. Intensywność pompowania takim gówienkiem zbliżona jest do częstotliwości uderzeń skrzydeł kolibra, ale jakoś poszło:) To był jeden z gorszych fragmentów na trasie, na szczęście już niedaleko domu:)



Dzięki chłopaki za wspólną jazdę i wzajemną motywację. Do następnego!

ps. gdzieś po drodze zgubiłem 4kg :) Nie żebym potrzebował, ale jakby ktoś widział proszę o kontakt :))

Rozwkit drogowego chamstwa...

Niedziela, 24 czerwca 2012 · Komentarze(14)
Wyjazd kompletnie bez pomysłu. Myślałem o Krowiarkach, ale setki samemu mi się nie chciało trzaskać. Pozostało pokręcić się po okolicy. To był błąd. Ludzi pierońsko dużo. Pod Kocierzem przepełnione parkingi, na zaporze w Tresnej oczywiście także ludzi jak mrówków. Jechałem zupełnie od niechcenia.Zatrzymując się raz po raz w spokojniejszych miejscach...
Na wodzie dużo się dzieje :)` © k4r3l


Oczywiście niedziela bez jakiegoś drogowego incydentu nie była by dniem świętym. A ten jak wiadomo trzeba święcić. Najlepiej oblewając z samochodu rowerzystę śmierdzącym piwskiem zapewne marki DIT. Ciśnienie oczywiście skoczyło mi na maksa, jednocześnie wiedziałem, że mogę im skoczyć. Może w mieście by dogonił, ale nie na takiej drodze, bez skrzyżowań ze światłami. Samochód na tyskich blachach (oczywiście marki golf, rocznik pewnie 95) za szybko odjechał i nawet nie miałem możliwości zczytania numerów, że o zrobieniu fotki nie wspomnę. No i w ten wielce pierdolony sposób odechciało mi się dalszej jazdy.
Taka sobie inna perspektywa :) © k4r3l


HZ: 26% - 0:37:14
FZ: 30% - 0:43:24
PZ: 33% - 0:47:56


No i na wkurwienie jak zawsze kanadyjski Fuck The Facts!

Barany i matoły. A tak poza tym to było uphillowo :)

Czwartek, 7 czerwca 2012 · Komentarze(11)
Trochę post metalu wrzucę, bo choć słucham tego rzadko, to tym razem jestem po prostu wpiekłowzięty. Total Devastation zaczynali jak większość Finów, łupiąc sobie death metal, grind. Tym razem polecieli w kosmos! Chociaż nie do końca, bo nowy album można podzielić na dwie części: tą mocniejszą i tą z klimatem! Ta druga to dla mnie transowe mistrzostwo!


Dziś troszkę dalej i raczej nieplanowany Salmopol. Trochę ciężko było przewidzieć czy będzie padać czy nie, w każdym razie duchota panowała typowo przedburzowa. W Międzybrodziu jakiś baran nie mógł mnie wyprzedzić i po chwili usłyszałem coś jakby przez megafon, że mam zjeżdżać z drogi. Przynajmniej takie skrawki dotarły do mnie. Myślałem, że mnie chuj strzeli. Pan i władca jechał z lawetą a na niej łódka. Wyprzedzając jego synalek jął szczerzyć zęby. Myślałem, że go dorwę nad jeziorem i zapytam co miał mi tam wtedy na drodze do powiedzenia i z tego wszystkiego przegapiłem skręt na Przegibek. Gościa już nie znalazłem więc pojechałem dalej...
Salmopol jaki jest każdy widzi :) © k4r3l

Generalnie dzisiaj wkurwiało mnie kilka rzeczy. Głównie myślenie za innych uczestników ruchu (pieszych, kierowców a nawet czworonogów:). O ile psa, którego nieomal nie rozjechałem w drodze powrotnej można usprawiedliwić (ciężko zaponować nad wszystkimi czterema łapami na raz:), to już na pewno nie można odpuszczać tępym babom wysiadających w centrum Szczyrku z aut zaparkowanych na chodniku jak gdyby zaparkowały bezpośrednio w salonie fryzjerskim czy kosmetycznym, przechodniom łażacym po ulicy tam i nazad oraz gościom w cinquecento wymuszającym pierwszeństwo tylko po to, żeby bezczelnie mnie blokować na drodze. Barny i matoły dzisiaj dominowały na drogach.
Tędy sobie podjeżdżali zawodnicy MTB Trophy :) © k4r3l

Słowo daję, jeszcze kilka takich tripów i spierdzielam do lasu z przyrodą się zasymilować i poobijać na szlakach. Co mi właściwie dzisiaj przypomnieli uczestnicy MTB Trophy, których miałem przyjemność wyprzedzić na asfaltowym odcinku prowadzącym do bufetu na Salmopolu. Nie znam się na ścigach, ale chyba "cześć" się nie mówi a przynajmniej nie odpowiada. Zamiast tego jakieś tajemnicze "lewa wolna" albo "prawą będę ciął" (lub coś w ten deseń;) Chociaż z drugiej strony jak teraz przewinę pamięć do tego momentu, to wydaje mi się, iż jeden z nich był zawodnikiem czeskiego teamu, więc pewnie udawał Greka. Cwaniak. A i tak wam dupę skopiemy na Euro :) Szkoda, że zamiast frajerskiego "cześć" nie wykrzyczałem mu do ucha "Lewandowski, kurwa!" - pewnie by poskutkowało, w ten czy inny sposób, hehe.
Przystanek pod Przegibkiem na małe co nieco :) © k4r3l


HZ: 20% - 0:57:33
FZ: 22% - 1:03:19
PZ: 53% - 2:30:20