Wyjazd kompletnie bez pomysłu. Myślałem o Krowiarkach, ale setki samemu mi się nie chciało trzaskać. Pozostało pokręcić się po okolicy. To był błąd. Ludzi pierońsko dużo. Pod Kocierzem przepełnione parkingi, na zaporze w Tresnej oczywiście także ludzi jak mrówków. Jechałem zupełnie od niechcenia.Zatrzymując się raz po raz w spokojniejszych miejscach...
Oczywiście niedziela bez jakiegoś drogowego incydentu nie była by dniem świętym. A ten jak wiadomo trzeba święcić. Najlepiej oblewając z samochodu rowerzystę śmierdzącym piwskiem zapewne marki DIT. Ciśnienie oczywiście skoczyło mi na maksa, jednocześnie wiedziałem, że mogę im skoczyć. Może w mieście by dogonił, ale nie na takiej drodze, bez skrzyżowań ze światłami. Samochód na tyskich blachach (oczywiście marki golf, rocznik pewnie 95) za szybko odjechał i nawet nie miałem możliwości zczytania numerów, że o zrobieniu fotki nie wspomnę. No i w ten wielce pierdolony sposób odechciało mi się dalszej jazdy.
Przez 18 lat spędzonych na trasach, jeszcze nie miałem incydentu z kierowcą, ale wiem, że się zdarza... No cóż, nic na to nie poradzisz, po prostu trza olać takich dupków... pozdro :)
Na mnie wczoraj babka w seicento też wymusiła pierwszenstwo, wyprzedziła mnie i odrazu skręciła w prawo, hamowałem z całej siły, ale i tak przeleciałęm przed samą maską, jeszcze mnie ztrąbiła, a to ja miałem pierwszeństwo, widocznie nie zna przepisów, że musi przepuszczac rowerzyste przy skręcie w prawo, zajechała mi droge, i prawie bym leżał. Chamstwa jest pełno, szczególnie w niedziele :(
@ Angelino: nie inaczej, choć ja bym bez problemu znalazł kilka określeń zastępczych :)
@ Batou: no to masz szczęście, bo później już mi się odechciało pozdrawiania :) Następnym razem krzyknij BIKESTATS to pogadamy, hehe.
@ Domink: dobry pomysł :) trzeba wygospodarować jakiś wolny dzień na ten wypad, może zbierze się ekipa?:)
@ Piotr: oj szkoda, ale dochodzę do wniosku, że niedziela w tych okolicach pełna jest ''odpoczywających'' debili. Trzeba się brać konkretniej za miasto...
@ Este: jedyne co miałem do rzucenia to pół butelki Oshee, ale to by im krzywdy nie wyrządziło:) Ale chyba masz rację: metoda fight fire with fire to chyba najskuteczniejszy sposób na walkę z takimi gnojami:)
@ Roadrunner1984: pewnie tak, w sumie jebie mnie to skąd:) ja jak się melanżuje to nie robię syfu, więc stawiam, że to jakieś gówniarstwo było i gruby, czarny pal im w dupę :)
Buraki... A w ogóle to mijaliśmy się pod Kocierzem. Ten koleś w czarnej koszulce, który Cię pozdrawiał w bramie ośrodka to byłem ja :) Co czyni Cię chyba 3 pozdrawiającym na trasie z mijanych kilkunastu.