Wpisy archiwalne w kategorii

woj.śląskie

Dystans całkowity:17913.96 km (w terenie 1517.50 km; 8.47%)
Czas w ruchu:918:05
Średnia prędkość:19.10 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:296250 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:191 (98 %)
Suma kalorii:74861 kcal
Liczba aktywności:241
Średnio na aktywność:74.33 km i 3h 53m
Więcej statystyk

Żywiecki uphill ;)

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(8)
Szwecja. Kraj mlekiem i metalem płynący ;) Dziś zarzuciłem sobie na uszy kilka starych płytek reaktywowanego ostatnio Transport League. Niedługo wydają nową płytę i kto mniej więcej czai klimaty Entombed czy Danzig ten wie, że będzie miał do czynienia z brudnym, bujającym rock'n'rollem. Dobrze nakręca do jazdy ;)


Mówiłem już, że urlop w poniedziałek to najlepsza rzecz w całym tygodniu?:) Dziś pogoda jak z bajki, no może odrobinę wietrznej bajki, ale i tak było bosko - pierwszy raz na krótko od kolan w dół ;) Się więc wybrałem pouphillować, bo wczorajsza setka była baaardzo płaściutka, hehe. Na dobry początek Przełęcz Kocierska, później Przełęcz Ślemieńska i chwilę później Przełęcz Rychwałdzka, po raz pierwszy ul.Szkolną, gdzie nachylenie momentami ścinało z nóg ;)
Podjazd ul.Jasnogórską :) na Przełęcz Ślemienska ;) © k4r3l

Później, żeby trochę rozprostować ścięgna pocisnąłem do Tresnej - na zaporze chwilowy postój; w międzyczasie przebiegał jeden trenujący gość - trzeba Wam wiedzieć, że raz do roku, albo dwa, nie pamiętam dokładnie, organizowany jest tutaj maraton dookoła Jeziora Żywieckiego. W Międzybordziu spotkałem kolarza z kołem w ręku - podjechałem spytać czy nie potrzebuje pomocy, właśnie rzucał k*rwami do słuchawki - oponę szlag trafił. Na takie coś raczej nie mógłbym nic zaradzić, więc pożyczyłem mu powodzenia i odjechałem - był z okolic Żarnówki, więc nie tak wcale daleko domu.
Na przełęczy - okolica zachwyca :) © k4r3l

A to już okolice Rychwałdu - widoczek na ośnieżaone Skrzyczne ;) © k4r3l

Wielka Puszcza to temat na osobny wpis - o każdej porze roku urzeka. Dziś wyjątkowo raczyła mnie słońcem prześwitującym przez gałęzie drzew i szumem potoku, którym zima spływa z Beskidu Małego ;) Na zjeździe z Przełęczy Targanickiej wyrzuciło mnie na zakręcie (żwirek) i wylądowałem w niewielkim rowie ograniczonym na szczęscie wysoką ścianką, także tylko się do niej "przytuliłem", hehe. Pierwsze (oby i ostatnie;) szlify i stłuczenia zaliczone!
Prawie w domu ;) © k4r3l

Niniejszym namawiam wszystkich do poniedziałkowych urlopów - jeden taki w miesiącu i od razu człowiek czuje, że żyje ;) Widać, że nie tylko ja miałem taki plan, bo na drogach spotkałem sporo kręcących. Roboty drogowe na Żywiecczyźnie w toku - co chwila przejeżdżałem przez powycinane fragmenty dróg gotowe do załatania - pod tym względem nic się nie zmieniło, co roku ta sama przeprawa :/

Zaporowa seta z bbRiderZ ;)

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(9)
Uczestnicy
Wzięło mnie wczoraj na starocie i zaliczyłem powrót do lat 70. Budgie coverowała bodajże dwukrotnie Metallica, zawsze były to bardziej żywiołowe kawałki typu "Bredfan" czy "Crash Course In Brain Surgery". Ale wg mnie sedno tamtego złotego okresu dla muzyki ujęte zostało w "Hammer And Tongs" tak bezczelnie nawiązującym do "Daze and Confused" Led Zeppelin. Nic to jednak, bo utwór jest zacny i znakomicie oddaje klimat tamtych wyjątkowych lat.


No to się nam niedziela udała a i, co ostatnio jest rzadkością (sobotni deszcz średnio co 2h), pogoda wytrzymała!. Plan był na pierwszą poważniejszą szosę tej wiosny. W grupie. Czekając w Czańcu na Kubę wygrzewałem się na przystanku, chwilę później ruszyliśmy głównymi drogami do Bielska na lotnisko, gdzie już czekali zniecierpliwieni BB Riderz w liczbie, no cóż, dużej. Na początku było może 12-13 sztuk, potem stopniowo ekipa się wykruszała z przyczyn różnorakich.
Podjazd pod zaporę ;) © k4r3l

Chwilę za Wapienicą już nie wiedziałem gdzie się znajdujemy, więc żeby nie zgubić peletonu zamykałem tyły ucinając sobie pogawędkę z Dominikiem, który testował swoją nowiuteńką szosę. Przewodnicy byli obeznani w terenie i jakimś tylko sobie znanym sposobem doprowadzili nas drogami przeróżnej kategorii do celu - zalewu w Goczałkowicach. Tam szybka przerwę na fotkę i lans po zaporze. Już wtedy zostało nas tylko 10 osób.
Lans na zaporze ;) © k4r3l

W drodze powrotnej zgubiliśmy jeszcze jednego gościa - ale po telefonicznej konsultacji miał sobie dać radę sam. I tym sposobem wróciliśmy do Bielska gdzie po serii pożegnań ruszyliśmy z Jakubiszonem w drogę powrotną. A że nam było mało padło na Przegibek. Poszło zadziwiająco dobrze, na górze cola i frytki - czyli taka już jakby tradycja. Na deser zostawiliśmy sobie jeszcze przełęcz Targanicką, którą z racji przebytej drogi pokonaliśmy na młynku. Wypad jak najbardziej udany, ekipa, mimo, ze nie znałem tam praktycznie nikogo, okazała się konkretnymi wyjadaczami. No i nie muszę mówić jaki był respekt wymieszany ze zdziwieniem u mijanych przez nas ludzi. Jednak co peleton to peleton ;)

Brain damage :)

Niedziela, 24 marca 2013 · Komentarze(12)
Dziś nie mogło pojawić się tutaj nic innego. Bo właśnie dziś fani Pink Floyd świętują 40-lecie (tak, tak! ) chyba najbardziej rozpoznawalnego albumu, który wg różnych źródeł na całym świecie sprzedał się w liczbie prawie 50 milionów egzemplarzy i tym samym znajduje się w pierwszej trójce najchętniej kupowanych płyt wszechczasów! Imponujące, prawda? Jako, że jest to koncept album uprasza się by słuchać w całości od A do Ż! ;) See you on the dark side of the moon :)


Do tego tripu pasowałby jednak "Brain Damage", bo chyba mnie powaliło, żeby jechać tak daleko przy -5*C o czym się przekonałem w samej końcówce, gdzie wypizgało mi na zjeździe z Kocierza i dodatkowo odcięło! Ale po kolei. Tradycyjnie szybki szpil przez Czaniec, Porąbkę i oba Międzybrodzia w pięknym, popołudniowym słońcu. Praktycznie do Rychwałdku ze średnią 29km/h - czuło się power.
Klasyczny widoczek Beskidu Małego ;) © k4r3l

Schody zaczęły się w momencie kiedy podjechałem pod sklep, gdzie okazało się, że włożony uprzednio do kieszonki w spodenkach banknot 20 złotowy wyfrunął wpizdu, nawet nie wiem jak, ani tym bardziej gdzie. Cóż, oby znalazł go ktoś, kto akurat będzie potrzebował go najbardziej ;) Mnie w jednej chwili żołądek skurczył się do rozmiarów ziarnka grochu. Byłem, jak to mówią, w czarnej dupie, nawet nie na półmetku a przede mną dwa dość mocne podjazdy - zachwalane przez Jeremiksa Hucisko, no i Kocierz...
Taka ulicap owinna być w każdej wsi i w każdym mieście ;) © k4r3l

Na dodatek miałem na kilku odcinkach ostro pod wiatr (wschodni, prawie 15km/h :/), co jeszcze bardziej mnie demotywowało. Ratowałem się co jakiś czas słodką, coraz zimniejszą herbatą z termosu i zimną (naturalne kostki lodu included;) wodą mineralną. Kiedy w Koconiu dokonałem nawrotu siły jakby wróciły, znów można było cisnąć 30 parę kilo na godzinę, ale nie oszukujmy się, miałem jakby z górki, hehe.
Z Huciska rozlegają się bajeczne widoki! © k4r3l

Nie mniej ładne są po drugiej stronie w Koconiu ;) © k4r3l

Podjazd pod Kocierz drugi raz z rzędu na odcięciu, zjazd jak wspomniałem na początku, zachęcający do używania łacińskich zwrotów potocznie uznawanych za obelżywe. W domu, kiedy tylko palcach wróciło czucie (hehe), przyrządziłem herbacinę po góralsku i wspomogłem się gorącym prysznicem. Co za ulga! No tak, niedziela palmowa, to i palma odbija :)
Na własnych śmieciach, choć województwo jeszcze śląskie ;) © k4r3l


Beskid na okrągło ;)

Niedziela, 17 marca 2013 · Komentarze(11)
Ponoć najnowsza płyta Davida Bowiego to najważniejsza premiera tego roku. Trudno się z tym nie zgodzić, bo chyba mało kto spodziewał się tak genialnego powrotu. Ja jednak mam dla Was jego stary kawałek, który Tarantino wykorzystał w kultowej scenie swojego przedostatniego filmu "Bękarty wojny". Efekt - ciary, ciary i jeszcze raz ciary!


Znowu zrobiła się zima, a ja jak na złość założyłem sliki. Żeby jednak odpuścić taką aurę? E-e, trzeba wykorzystywać każde pogodowe okienko, zwłaszcza, że pomimo lekkiego mroziku piękne słońce zachęcało do jazdy. Wymyśliłem sobie Przegibek i jak będzie ok, to powrót dłuższym wariantem. Przed Porąbką natknąłem się na Niradharę i, uwaga!, Kajmana! - jednak te nasze apele odniosły skutek i Piotr zadebiutował jeszcze tej zimy na rowerze :) Porozmawialiśmy chwilę a później odprowadziłem ich do centrum Porąbki, gdzie nasze drogi się rozeszły.
Kajmany w środowisku naturalnym ;) © k4r3l

Na głównych arteriach asfalty mokre, na lokalnych z kolei ślisko. Przegibek poszedł sprawnie, jak na pierwszy raz w tym roku - w Międzybrodziu minąłem się z jednym bikerem, natomiast na zjeździe do Bielska mijałem dwóch podjeżdżających od Straconki kolarzy. Zawitałem na chwilę pod Magurkę Wilkowicką, ale odpuściłem uphill, zwłaszcza, że czekał mnie powrót przez dawno nie jechany Kocierz. Znalazł się jednak jeden śmiałek, który zatrzymał się nade mną chyba z zamiarem wjazdu na szczyt....
Kolorwa tablica historyczna pod Magurką :) © k4r3l

Dalsza droga bez ekscesów, bo ruch jak na niedzielę przystało umiarkowany. Trochę pod Kocierzem osłabłem (jednak jazda na kanapkach to nie to samo co po makaronie;) i trochę się wlokłem. Rower uświniony, więc po powrocie tylko krótka konserwacja, bo na mycie za zimno...

Wokół jeziora ;)

Poniedziałek, 4 marca 2013 · Komentarze(12)
Nie tak dawno temu obchodziliśmy 33 rocznicę śmierci Bona Scotta - niezrównanego i wyjątkowego frontmana AC/DC! Skończył, co tu dużo gadać, marnie, ale to co po sobie pozostawił jest już nieśmiertelne i nikt mu tego nie odbierze! Trochę wesołego rock'n'rolla na dobry początek tygodnia ;)


Wybierałem się na ten urlop jak sójka za morze, w końcu się udało 'zabookować' jeden dzień i to na dodatek poniedziałek! Generalnie większość wita ten dzień niemrawą "kur*ą" rytualnie rzuconą tuż po przebudzeniu. Tak mam i ja, ale nie dziś. Dziś miało być inaczej. Pojechałem z myślą okrążenia Jeziora Żywieckiego. Na zaporze spotkałem sympatycznego kolarza z Kęt, który za dwa miech skończy 60tkę. Niezły jubileusz! On zawrócił na drugą zmianę, ja pojechałem w kierunku Żywca...
Bikestats! ;) © k4r3l

Chciałem sobie dychnąć w parku, ale słowo daję, to miasto jest antykomunikacyjne. To, że pobłądziłem to osobna kwestia, ale wystarczy, że człek przegapi jeden skręt i musi drałować kolejną rundę dookoła. Jednekierunkowych tam jak psów, tłok na ulicach, ludzi od groma. Wcale się nie dziwię Jeremiksowi, że tak często stamtąd wybywa w dalsze trasy, hehe.
Dziś wyjątkowo bez 'szczytowania', raczej płasko ;) © k4r3l

Olałem centrum i pojechałem na wały. Zjechałem nad samo jeziorko co przypłaciłem kilogramami szlamu na kołach, napędzie. Nawet pod tarczą zaczęło nieprzyjemnie zgrzytać, więc zdjąłem koło i wyczyściłem szczelinę między okładzinami... W drodze powrotnej sobie przypomniałem o "Krokodylach" i Funiu. Telefon, memory fajf i po chwili byłem w Kobiernicach.
Nadjeziornie, górsko, epicko! © k4r3l

Porozmawialiśmy chwilę z Elą i Funiem, Piotra niestety nie zastałem. Co do Funia, głównego gwiazdora, to ciężko go już nazwać psiną, bo wyrósł z niego owczarek-olbrzym! Bardzo sympatyczny zresztą, co widać na poniższych zdjęciach. Powrót przez Wielką Puszczę, a na końcu... do roboty, bo w tzw. międzyczasie miałem chyba z 5 telefonów. I weź tu urlop... ;)
najpierw cukierek © niradhara

a potem buzi © niradhara


;)

ps.nowe kółka idą do centrowania, standard ;)

Pętla na mokro :/

Niedziela, 24 lutego 2013 · Komentarze(6)
Na ten klip wpadłem totalnie przypadkowo. Niemiaszki z Debauchery (z ang. rozpusta;) uprawiają death'n'rolla czyli jak się ktoś jeszcze nie domyślił miks death metalu i rock'n'rolla. To tak jakby wrzucić do blendera płytę "Back in Black" AC/DC i "Slowly We Rot" Obituary, hehe. Chyba nie ma lepszego podsumowania na to co się tu dzieje niż jeden z komentarzy zamieszczony pod filmem: "This porn has some nice music. :D". Na niedzielę jak znalazł :)


Od dwóch dni w okolicy panuje odwilż, wszechobecne białe stało się brunatno-szarą bezkształtną masą a na drogach zrobiło się morko od licznych strumieni przecinających je w poprzek. Doprawdy, bardziej gównianej pogody chyba być nie może - pomyślałem wsiadając dziś na rower. A jednak myliłem się, bo chwilę po przekroczeniu granicy województw w okolicach Kocierza zaczęło siąpić... Śląskie przywitało mnie deszczem. W lutym! No litości! Początkowo jeszcze jechało się ok, przeciwdeszczówka wytrzymywała napór, ochraniacze spełniały rolę, ale górna część nóg i dłonie mokły... Odpuściłem dłuższe szwędanie i tradycyjnie przez Wielką Puszczę wróciłem do domu. GPS zwariował przez tą pogodę, track zamiast trzymać się dróg (bo tylko nimi się dziś poruszałem) błądzi gdzieś po manowcach wskazując najwyższy punkt 1100m n.p.m (w miejscu gdzie jest max. 400;). Nie chce mi się rysować ścieżki w GPSies, bo tam jeszcze większe dziadostwo się zrobi... Przewyższenia na oko - zaniżone, co by samego siebie nie zwodzić ;)
Kocierz i zapora w Tresnej ;) © k4r3l

761

Niedziela, 17 lutego 2013 · Komentarze(9)
Kidneythieves to nie tylko elektronika wepchana pomiędzy kąśliwe gitarowe riffy, to także akustyczne nagrania ukazujące głębię i wrażliwość tej muzyki. Tutaj wersja unplugged kawałka "Before I'm Dead", który w oryginale (również zajebistym;) pojawił się w filmie "Queen of the Damned". Ja tego nie widziałem, ale może ktoś widział i skojarzy ;)


Wyjazd raczej spontaniczny, chciałem pokręcić się po bliskiej okolicy ze wskazaniem na Kozubnik. No i faktycznie do Kozubnika dotarłem swoim ulubionym wariantem, czyli przez Bukowiec a później podjazdem ul.Karpacką. Budynki jeszcze stoją, śladów po rzekomym inwestorze brak. Może to i lepiej? W takiej formie to chyba zdecydowanie bardziej kultowa miejscówka, choć pytanie brzmi jak długo jeszcze te budynki będą opierać się próbie czasu?
Ul. Karpacka i najbardziej charakterystyczny budynek Kozubnika ;) © k4r3l

Z Kozubnika chciałem wracać przez Kocierz, ale w Międzybrodziu Żywieckim skusiłem się na wizytę przy dolnej stacji kolejki w celu małego rekonesansu. Jakoś tak wyszło, że na tym nie poprzestałem. Trochę wyżej, czyli gdzieś tak w od połowy drogi na Żar droga stawała się coraz bardziej biała. Mówię Wam, inny świat, piękniejszy - nie to co ta szaruga w dole i mokre asfalty. No i tym sposobem miałem 'terenowy' podjazd pod Żar;) Na szczycie widoków brak i zimno, a na dodatek oszczekał mnie stróżujący tam owczarek (swoją drogą współczuję biedakowi - mam nadzieję, że ma chociaż wypasioną budę), więc czym prędzej zacząłem odwrót. Chyba pierwszy raz czas podjazdu i zjazdu były tak do siebie zbliżone, hehe.
Żar w III aktach - parking pod stacją kolejki, mgła i szczyt :) © k4r3l

Na dole wybiłem sobie Kocierz z głowy i postanowiłem wracać przez Wielką Puszczę. Palce w stopach powoli zaczęły się odzywać, a na dodatek zaczęło wiać i ściemniać się. Przez Puszczę szybciutko pod Targanicką, tam butowałem trochę, żeby poprawić sobie krążenie przedniej części stopy. Ostatnie kilometry w kompletnej ciemności - dobrze, że chociaż lampkę tylną zabrałem i oczojebnego kurtalona a la Funio ;)

ps. podany uphill różni się od tego, co podaje GPSies, gdyż jest średnią wskazań odbiornika gps oraz wyliczeń GPSies :)

HZ: 21% - 0:44:35
FZ: 24% - 0:52:13
PZ: 46% - 1:38:44


Koziańskie dożynki :)

Niedziela, 26 sierpnia 2012 · Komentarze(7)
Dobrze jest mieć pasję, prawda? O tym też śpiewa Anka na nowej pycie Eye For An Eye. Mój ulubiony, megapozytywny kawałek z płyty pod tytułem "Krawędź". Nie mogłem nigdzie znaleźć tego kawałka, więc wrzuciłem go sam na YT :) Jest krótki, więc spokojnie możecie odpalić podgłaśniając nieco volume :))


Mimo ciulatej pogody postanowiłem przejechać się rekreacyjnie. Wybrałem się do Kóz na oficjalne dożynki województwa śląskiego by przyjrzeć się warsztatom dekupażu prowadzonym przez Bulmę (www.bulma.art.pl). Miałem jechać bocznymi drogami ale się oczywiście pogubiłem i wyjechałem z powrotem na krajówkę w Bujakowie.
Słomiany starosta zaprasza do Kóz:) © k4r3l

Na miejscu ludzi w tzw. cholerę :) Ulokowałem się z rowerem pod namiotami za przyzwoleniem szanownego grona >>_LGD i stamtąd obserwowałem całe to dożynkowe towarzystwo:) Atmosfera sielankowa, ze sceny niosło się gorolskie zaciąganie, piski, okrzyki i inne folkowe dźwięki. Powrót przez Podlesie bezstresowy, trochę po drodze siąpiło, ale daleki jestem od stwierdzenia, że jechało się źle.
U stóp Magurki, czyli uphill palcem po mapie :DDDD © k4r3l

Generalnie gdyby nie te warsztaty pewnie nie wychyliłbym dziś nosa poza drzwi. A tak to miałem pretekst by się przejechać i wyjść do ludzi, hehe.

Sobota po raz drugi:)

Sobota, 18 sierpnia 2012 · Komentarze(0)
Drugi sobotni wyjazd. Z racji wcześniejszej rozgrzewki jechało się świetnie o czym świadczy chociażby średnia :) Trasa niby malownicza, wzdłuż jezior, ale jakoś pomysłu na fotki nie miałem. Gdybym tylko miał możliwość zrobiłbym kilka zdjęc kretynom w blaszakach. Gdzieś czytałem, że nie należy ustępować miejsca na drodze samochodom (może się to na przykład zakończyć wylądowaniem w rowie). Tu się zgodzę, jednak czując na plecach dużego TIRa staram się zwalniać wychodząc z założenia, że im szybciej mnie wyprzedzi tym lepiej dla nas obu...

10.000km z Bikestats :)

Środa, 15 sierpnia 2012 · Komentarze(12)
Szwedzka Katatoniato perełka na skandynawskiej scenie, ich ewolucja z albumu na album to postawa godna naśladowania. Premiera najnowszego krążka zbliża się wielkimi krokami, więc jeśli lubisz ambitne rockowe granie to dobrze trafiłeś:)


Trzeba było godnie uczcić taki jubileusz:) Pojechałem na Hrobaczą (ileż można na ten Kocierz ciągle jeździć?:). Czas od głównej do schroniska 26:53! Pod krzyż się nie pchałem, bo raz, że za duże kamienie, dwa spotkałem Jakubiszona, który dzisiaj porwał się na zaliczenie wszystkich ważniejszych szczytów w Beskidzie Małym - miazga co ten chopok wyprawia! ;) Zaraz na początku gorszej połówki podjazdu pojawiło się nieprzyjemne błotko, będące efektem zwózki drzewa :/ Jeszcze gorzej się po czymś takim zjeżdżało...
Cel nr 2 :) © k4r3l

Ja dzisiaj wyjątkowo skromnie pokręciłem, bo po Hrobaczej udałem się tylko na Żar, gdzie spotkałem pewnego jegomościa z Aeroklubu Bielskiego, byłego mistrza. Pogadaliśmy trochę o lataniu na paralotni, wznoszeniu (czyli takim szybowcowym uphillu:) i o rowerach :) Jak się okazało jego żona pochodzi z Andrychowa, hehe. Na szczycie oblężenie - oczywiście najliczniejsi to "kolejkowicze" - łatwo poznać, głównie po obuwiu (kozaki (!) - to chyba przeciw żmijom :D, balerinki, sandałki, etc. :)
Kuba ciśnie pod Żar :) © k4r3l

Po ostrym zjeździe w Międzybrodziu się rozdzieliliśmy, Kuba pojechał zdobywać Magurkę a ja tylko, w drodze do domu, marną Przełęcz(kę) Targanicką:) Przed Porąbką minęła mnie dość długa kolumna zabytkowych autek (od Trabanta po Cadillaca:) Jednym Słowakom w takiej "perełce" się naraziłem, bo mnie strąbili kiedy wziąłem się za wyprzedzanie wolniejszej rowerzystki. A co to, że niby rowerzysta to wolno jechać musi? Rękę wystawiłem, więc nie wiem w czym mieli problem...

A tu poniżej taka panoramka z Żaru wykonana w darmowej i co najważniejsze online'owej aplikacji Dermandar



ps. Koncert Madonny dokładnie rok temu to pikuś przy moich dzisiejszych
przewyższeniach i dystansie! \m/

HZ: 31% - 1:02:15
FZ: 19% - 0:36:55
PZ: 40% - 1:19:32