Brain damage :)
Do tego tripu pasowałby jednak "Brain Damage", bo chyba mnie powaliło, żeby jechać tak daleko przy -5*C o czym się przekonałem w samej końcówce, gdzie wypizgało mi na zjeździe z Kocierza i dodatkowo odcięło! Ale po kolei. Tradycyjnie szybki szpil przez Czaniec, Porąbkę i oba Międzybrodzia w pięknym, popołudniowym słońcu. Praktycznie do Rychwałdku ze średnią 29km/h - czuło się power.
Klasyczny widoczek Beskidu Małego ;)© k4r3l
Schody zaczęły się w momencie kiedy podjechałem pod sklep, gdzie okazało się, że włożony uprzednio do kieszonki w spodenkach banknot 20 złotowy wyfrunął wpizdu, nawet nie wiem jak, ani tym bardziej gdzie. Cóż, oby znalazł go ktoś, kto akurat będzie potrzebował go najbardziej ;) Mnie w jednej chwili żołądek skurczył się do rozmiarów ziarnka grochu. Byłem, jak to mówią, w czarnej dupie, nawet nie na półmetku a przede mną dwa dość mocne podjazdy - zachwalane przez Jeremiksa Hucisko, no i Kocierz...
Taka ulicap owinna być w każdej wsi i w każdym mieście ;)© k4r3l
Na dodatek miałem na kilku odcinkach ostro pod wiatr (wschodni, prawie 15km/h :/), co jeszcze bardziej mnie demotywowało. Ratowałem się co jakiś czas słodką, coraz zimniejszą herbatą z termosu i zimną (naturalne kostki lodu included;) wodą mineralną. Kiedy w Koconiu dokonałem nawrotu siły jakby wróciły, znów można było cisnąć 30 parę kilo na godzinę, ale nie oszukujmy się, miałem jakby z górki, hehe.
Z Huciska rozlegają się bajeczne widoki!© k4r3l
Nie mniej ładne są po drugiej stronie w Koconiu ;)© k4r3l
Podjazd pod Kocierz drugi raz z rzędu na odcięciu, zjazd jak wspomniałem na początku, zachęcający do używania łacińskich zwrotów potocznie uznawanych za obelżywe. W domu, kiedy tylko palcach wróciło czucie (hehe), przyrządziłem herbacinę po góralsku i wspomogłem się gorącym prysznicem. Co za ulga! No tak, niedziela palmowa, to i palma odbija :)
Na własnych śmieciach, choć województwo jeszcze śląskie ;)© k4r3l