Dziś nie mogło pojawić się tutaj nic innego. Bo właśnie dziś fani Pink Floyd świętują 40-lecie (tak, tak! ) chyba najbardziej rozpoznawalnego albumu, który wg różnych źródeł na całym świecie sprzedał się w liczbie prawie 50 milionów egzemplarzy i tym samym znajduje się w pierwszej trójce najchętniej kupowanych płyt wszechczasów! Imponujące, prawda? Jako, że jest to koncept album uprasza się by słuchać w całości od A do Ż! ;) See you on the dark side of the moon :)
Do tego tripu pasowałby jednak "Brain Damage", bo chyba mnie powaliło, żeby jechać tak daleko przy -5*C o czym się przekonałem w samej końcówce, gdzie wypizgało mi na zjeździe z Kocierza i dodatkowo odcięło! Ale po kolei. Tradycyjnie szybki szpil przez Czaniec, Porąbkę i oba Międzybrodzia w pięknym, popołudniowym słońcu. Praktycznie do Rychwałdku ze średnią 29km/h - czuło się power.
Schody zaczęły się w momencie kiedy podjechałem pod sklep, gdzie okazało się, że włożony uprzednio do kieszonki w spodenkach banknot 20 złotowy wyfrunął wpizdu, nawet nie wiem jak, ani tym bardziej gdzie. Cóż, oby znalazł go ktoś, kto akurat będzie potrzebował go najbardziej ;) Mnie w jednej chwili żołądek skurczył się do rozmiarów ziarnka grochu. Byłem, jak to mówią, w czarnej dupie, nawet nie na półmetku a przede mną dwa dość mocne podjazdy - zachwalane przez Jeremiksa Hucisko, no i Kocierz...
Na dodatek miałem na kilku odcinkach ostro pod wiatr (wschodni, prawie 15km/h :/), co jeszcze bardziej mnie demotywowało. Ratowałem się co jakiś czas słodką, coraz zimniejszą herbatą z termosu i zimną (naturalne kostki lodu included;) wodą mineralną. Kiedy w Koconiu dokonałem nawrotu siły jakby wróciły, znów można było cisnąć 30 parę kilo na godzinę, ale nie oszukujmy się, miałem jakby z górki, hehe.
Podjazd pod Kocierz drugi raz z rzędu na odcięciu, zjazd jak wspomniałem na początku, zachęcający do używania łacińskich zwrotów potocznie uznawanych za obelżywe. W domu, kiedy tylko palcach wróciło czucie (hehe), przyrządziłem herbacinę po góralsku i wspomogłem się gorącym prysznicem. Co za ulga! No tak, niedziela palmowa, to i palma odbija :)
Niestety drogi mokre przez ten topniejący śnieg eh ale jak masz rower uwalony od błota to nie robi różnicy hehe także spokojnie możesz jechać, chociaż masz błotniki, także jesteś w lepszej sytuacji. Na kocierz się wybieram i jakoś wybrać się nie mogę...
U nas już dawno zero śniegu , Ty natomiast walczysz dalej pewnie hehe , ja wciąż nie mam czasu zawitać w Twoje rejony by podziwiać piękne zimowe widoczki :D:D:D:D:D:D
No to dzisiaj porządziłeś!! Wielki SZACUN!!! Szkoda tylko kasiory bo zapewne by się przydała na takiej pizgawicy :/. Wielkie GRATKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Cóż za straszliwe rozczarowanie! W takich chwilach chyba podwójnie chce się jeść. Na szczęście herbatka po góralsku nawet nieboszczyka może postawić na nogi ;-)
Widzę, że brak wiosny i jeszcze zimowa pogoda w niczym Ci nie przeszkadza i robisz już piękne trasy. Jest szansa, że te 20 złotych znajdzie jakiś inny zmarznięty rowerzysta i go to poratuje.