Czyli doroczne naginanie po beskidzkich asfaltach z uwzględnieniem fajnych podjazdów:) Trasa jaka jest każdy widzi na mapce. Od siebie dodam tylko kilka kluczowych wydarzeń. Na postoju w Ciścu minęło mnie grupetto błękitno-białych kolarzy, ale że tempo mieli turystyczne, to ich chwilę później wyprzedziłem. Się okazało, że kilkaset metrów dalej czeka na nich... fotograf :) Jak wszedłem w kadr to sorry :)))
Podjazd pod Przełęcz Koniakowską tragedia, aż musiałem kilka razy przystanąć, niby na zdjęcia, hehe. Ta cholera dała mi się wybitnie we znaki. Nic dziwnego, że trasa oficjalnej Pętli Beskidzkiej ją omija, hehe. Na Ochodzitą ścigałem się po płytach z biegnącymi dzieciakami, a na szczycie wiało jak cholera. Nie wiedziałem jak tamtędy zjechać na drugą stronę więc wróciłem po płytach (niezbyt przyjemne uczucie:).
Z tego rozpędu od Ochodzitej dotarłem aż do Jaworzynki - jakoś umknęły mi po drodze wcześniejsze zjazdy. Na drodze wicher miotał mną jak szatan. Podjazd do Istebnej - yeah, sztywniutki chociaż tłoczny. Nie inaczej pod Kubalonkę. Tam mnie wyprzedził jeden szosowiec, z którym później kilkakrotnie jeszcze się mijałem.
Na zjeździe obok zameczku wyprzedził mnie samochód, musiałem więc później ostro naciskać na klamki. Po chwili słyszę ciche i następnie coraz głośniejsze: cyk, cyk, CYK... i JEB! Niczym odpustowy kapiszon. To jest moment, kiedy w życie wchodzi tzw. czarny scenariusz. Gdyby to była dętka, to pikuś, ale kolejny raz rozwaliło mi oponę przy drucie. Starawa opona, wysoka temperatura obręczy, dętka na wierzchu - efekt wiadomy.
W międzyczasie zatrzymuje się bajker z Warszawy na wypasionym Cannondale'u i pyta czy dam sobie radę. Gadamy chwilę, a on chwilę później myka na Salmopol. Korzystając z jego rady urywam kawałek starej dętki owijam nową a jako główne zabezpieczanie wykorzystuję... banknot 10 zł :D Wyczytałem kiedyś o tym patencie w książce Zinna, więc pora była odpowiednia by obalić ewentualny mit.
A niech mnie, udało się - niskie ciśnienie, oprócz kilku szwów nic nie wyłazi - można jechać. Można, ale na pewno nie przez kolejne 70km. Pofarciło mi się cholernie, bo trafiam na >>_sklepik rowerowy tuż przed skrzyżowaniem z główną drogą na Salmopol. Szybki rekonesans portfela - łącznie z dychą w oponie są trzy dychy, karty brak. Najtańsza opona 50 PLN :/ Pytam więc czy nie znalazłoby się coś używanego, i w tym momencie sympatyczny sprzedawca sięga do rogu gdzie leżą zużyte oponki i wyciąga dla mnie starą Kendę w rozmiarze... 1.75 - perfekt. Nie chciał za nią kasy więc podskoczyłem do pobliskiego sklepu i sprezentowałem mu czteropaka Żywca (mam nadzieję, że tu w Wiśle takie piją:). Skorzystałem jeszcze z pompki stacjonarnej i mogłem bez-kompleksowo zacząć powrót.
Te podjazdy, które mnie czekały, czyli Salmopol, Przegibek i Przełęcz Taganicka poszły, co tu kryć - fatalnie. Ale powyżej 100km przejechanych w mega upale szybko trzeba wziąć poprawkę na tak ambitne zamiary:) Na Przegibku pierwszy ciepły posiłek dzisiejszego dnia - frytki z colą:) I to by było na tyle - atrakcji i przygód ponad miarę, czyli dzień można zaliczyć do udanych:)
No to zaszalałeś. Szkoda, że brakło 6 metrów przewyższenia, takie ładne 3000 by było :) Spodobało mi się to hasło z pierwszego zdjęcia a i numer z banknotem muszę zapamiętać. Tyle mądrości w jednym wpisie.
@ Domink: ee tam, sam robiłeś podobną ostatnio, nie bądź taki skromny :)))
@ Jacek: Dokładnie, uphill rządzi :)
@ Kuba: dzięki, tempo właśnie niezbyt rewelacyjne, trochę mnie psychicznie ta awaria wykończyła, no i nie było czasu (ani też kasy:) na porządny obiad na półmetku:) a podjazdy to oczywista oczywistość :)
@ Seba: wiem, posiłek marny, ale musiał wystarczyć na 30 km. Po 120km batonów, bananów, lodów i wody :)
@ Daniel: Widziałem na mapie jakieś ścieżki, ale nie chciałem ryzykować pogubienia. Zresztą, to miała być typowa asfaltówka :)
@ Tlenek: ja na tej trasie zawsze mam pecha, ostatnio mi łańcuch się zakleszczył, teraz opona. To wiadome, że im dłuższa trasa tym więcej może się przytrafić niespodziewajek :)
@ Wojtek: owszem, po górach tarcze jak najbardziej, głównie dlatego, że wygodne, skuteczne, ręce tak nie bolą. Ale w góry to też lepszy rower trzeba mieć, ja ze swojego zrobiłem póki co przecinaka asfaltowego :)
@ Funio: jak pisałem wcześniej, na szosę dobre vki (a takie mam, avidy sd7) w zupełności wystarczą. Jakoś do szos jeszcze nie zaczęli montować tarcz, a cantilivery już też swoje lata mają:)
@ Tlenek: dokładnie, poza tym dobry komplet hamulców tarczowych to wydatek rzędu kilku stów, do roweru wartego 2 tysie z taką badziewną ramą się nie opłaca. Mam za to dobre v-ki za stówkę :)
@ Jeremiks: heh, z tą książką to pojechałeś po bandzie :) ale jak opublikujesz swoją, nawet w wersji elektronicznej to koniecznie proszę o przesłanie kopii :)
@ Este: trzeba tylko wcześnie wstać i jechać nie zapominając o odpowiednim sprzętowym przygotowaniu oraz o kasie na niespodziewane wydatki i dobry obiad :))
@ Shem: Ponoć papierowe pieniądze są bardzo trwałe, choć tu akurat polecałbym inną niż polski złoty walutę. Nie pamiętam dokładnie jaką, ale są takie, które naprawdę ciężko przerwać (jakby laminowane dodatkowo)
Koniakowska wymiata... ostrzegałem :))) Tak poważnie, to szacun za pętlę w takim upale, do tego ten niefart z oponą... No cóż, będziesz miał o czym książkę napisać :)) Mnie różnego typu ekstremalnych sytuacji nazbierało się mnóstwo, myślę, by to kiedyś wydać, ale to już jak wejdę w kapcie :))) Tak trzymaj Qba!!!!!!!!!!!!
Nie wiem co złego widzicie w V-kach. Dobre V-ki są lepsze niż tanie tarcze, i przynajmniej działąją, hamują wtedy co mają hamować, i nie ściskają obręczy jak nie trzeba, a tanie tarczówki, często nie dają się wyregulować, i cały czas hamują, co spowalnia. V-ki są dobre
No to gratulacje, też ostatnio jadąc trochę Pętli Beskidzkiej złapałem gume. Kawałek za ochodzitą, w kierunku węgierskiej górki. Przewyższenia mega. Pozdro.
miałeś przygody dętkowo oponowe... współczuje, też tego nie lubię, hehe po takim posiłku nie chciało by mi sie jechać.. musiał by być kebab i browar :)
moje gratulacje!! Piękny dystans i to jeszcze w takim tempie?? Poszedłeś po bandzie :) . Widzę, że pech nie tylko mnie ostatnio prześladuję, ale Ty przynajmniej miałeś więcej szczęścia :). P.S. Nie wspominając o przewyższeniach!!!!
Takie wypady z sporym trzaskaniem metrów w pionie to jest to (dla mnie również) :) Upał miałeś niezły, no i fajnie że poszczęściło się Ci z zdobyciem oponki :)