Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:11463.42 km (w terenie 3837.70 km; 33.48%)
Czas w ruchu:804:06
Średnia prędkość:13.67 km/h
Maksymalna prędkość:71.50 km/h
Suma podjazdów:258184 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:163 (84 %)
Suma kalorii:69886 kcal
Liczba aktywności:220
Średnio na aktywność:52.11 km i 3h 47m
Więcej statystyk

Beskid Mały (na okrągło;)

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(22)
Pozytywny temat muzyczny:

Plan dzisiejszego tripu zrodził się podczas porannego śnadania. Podjazd na Hrobaczą Łąkę (828 m n.p.m.) już od dawna nie dawał mi spokoju. Jednak żeby tam się dostać trzeba pokonać inny, nieco mniejszy, ale jednak dający się we znaki podjazd na Przełęcz Beskid Targanicki (705 m n.p.m.). Tym razem bez postoju - poszło nadspodziewanie gładko. Na przełęczy szybka regulacja rozregulowanego tylnego vbrake'a i można śmigać w dół delektując się kilkukilometrowym zjazdem przez Wielką Puszczę. Nieźle tam potrafi wypizgać, kiedy słońce nie jest jeszcze dostatecznie wysoko. Krótki posiłek nad brzegiem Soły z widokiem na majestatyczny szczyt Bujakowskiego Gronia i można ruszać w kierunku Hrobaczej.
Soła w Porąbce już spokojna © k4r3l

Zapora w Porąbce © k4r3l

Pierwsze dwa kilometry to elegancki asfalt, oglądam się za siebie i walczę z myślą o postoju i sfotografowaniu niesamowitej panoramy. Trudno, to ujęcie musi poczekać na ewentualny zjazd tamtą drogą, ja mam w planie podjechać Hrobaczą bez przystanków. Co w dalszej części drogi staje się nieco trudniejsze. Kończy się ten gładziutki asfalt i zaczyna się robić bardziej terenowo, a to za sprawą starej nawierzchni pełnej dziur i drobnych kamyków. Ale temat spokojnie jest do podjechania. Kiedy nad konarami drzew ukazuje się wierzchołek stalowego, trzydziestopięciometrowego kolosa, można odetchnąć z ulgą, choć koncentracja jest potrzebna nawet na tych ostatnich metrach - łatwo wypaść z tempa za sprawą nieco większych skał i korzeni przy samym schronisku.
Medżik na Hrobaczej:) © k4r3l

Panorama z Hrobaczej to w sumie nic rewelacyjnego - płaskie tereny, dymiące kominy, trzeba zmykać w las. Obieram azymut na Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m.), czyli najpierw czerwonym (niestety ze dwa razy rower na plecach) potem niebieski i tu już raczej tylko w dół. Na Przegibku pora na uzupełnienie wody - 3,5 PLN to trochę drogo jak za cisowiankę, ale już 1,5 PLN wydane na big milka okazuje się dobrą inwestycją:
Szkoda, że to nie Lotto :P © k4r3l

Z Przegibka niebieski na Magurkę Wilkowicką (909 m n.p.m.) to istna katorga. Fragmentami można jechać, ale szkoda się męczyć na dłuższą metę. Znacznie lepiej sobie przystanąć i odsapnąć podziwiając widoki. Po drodze natykam się na zorganizowane grupy borówkarskie (w skórcie ZGB) plądrujące okoliczne krzaczki. Nie wiem czy mają swoje legitymacje, ale łatwo ich rozpoznać po zabarwionych na fioletowo rękach i okolicach ust:)
W drodze na Magurkę © k4r3l

Na Magurce spotykam krowę i kilkoro amatorów kąpieli słonecznych. Niestety, drzewa i słupy sieciowe skutecznie psują panoramę Beskidu Śląskiego. Trzymając się dalej niebieskiego ruszam w kierunku Czupla (933 m n.p.m.). Trasa znana, zupełnie lajtowa i szybka do przejechania. Na szczycie jak zwykle miażdżące widoczki.
Medżik na najwyższym szczycie Beskidu Małego © k4r3l

Zjazd to taka mała kombinacja czterech szlaków. Kawałek niebieskim, następnie czerwony w kierunku Łodygowic, odbicie na żółty do Tresnej i na końcu przesiadka na zielony prowadzący do Czernichowa. Fragment czerwonego mimo, że w dół, jest bardzo ciężki, dobrze, że mnie oświeciło wcześniej, że zaczyna się zjazd i wypadałoby obniżyć siodło, bo OTB miałbym już przy pierwszej znaczącej nierówności terenu.
Najgorszy odcinek czerwonego © k4r3l

Natomiast dalsza jazda żółtym a potem zielonym to poezja! Dla takich odcinków warto się pomęczyć czy to podchodząc czy to sprowadzając. Najważniejsze, że po drodze nie brakuje malowniczych polanek, takich jak na przykład ta:
Żar z nowej perspektywy © k4r3l

Po opuszczeniu lasu zielony prowadzi w dół do Czernichowa świetnym asfaltem, którego nachylenie momentami wprawia w zdumienie (to byłby dopiero podjazd!). Jakby ktoś kiedyś chciał go sprawdzić, to ta droga, która odbija w górę obok Urzędu Gminy. Spokojnie dojeżdżam na zaporę w Tresnej.
Nieskazitelna tafla Żywieckiego © k4r3l

Tam rodzi się plan złowieszczy - a może by tak jeszcze jeden podjeździk?:) Przełęcz Kocierska (718 m n.p.m.) jest w zasięgu i wydaje się być optymalnym rozwiązaniem! A więc jazda! W dolinie Kocierza Moszczanickiego ciepły wiatr skutecznie obniża średnią.
W drodze na Przełęcz Kocierską © k4r3l

Pierwszy zakaz wjazdu pojawia się na rozdrożu pomiędzy podjazdem właściwym na przełęcz a drogą w stronę Kocierza Rychwałdzkiego. Jak się okazuje nie powstrzymało to kilku kierowców samochodów (no i mnie) od pokonania tego odcinka. Chwilę po minięciu znaku spotykam przy poboczu wystraszoną żmijkę:
Żmijka, mała taka © k4r3l

Droga na tym odcinku jest momentami mocno podziurawiona a w jednym miejscu nawierzchnia się po prostu zapadła, a więc wszyscy jeżdżący tamtędy muszą pamiętać, że robią to na własną odpowiedzialność - można stracić znacznie więcej niż kilka złotych więcej na objazd. Przełęcz Kocierska raz jeszcze bez postoju - świadczy to mniej więcej o tym, że dobrze się dzisiaj kręciło:) Na koniec zostawiam sobie jeden z moich ulubionych odcinków terenowych - zielony szlak łączący dwie przełęcze: Kocierską z Beskidem Targanickim.
Wylot zielonego (Wielka Bukówka) © k4r3l

Prawie 4 kilometry atrakcyjnego zjazdowo szlaku. Kapitalny etap, polecam każdemu rozszerzenie go o dalszy 'zielony odcinek specjalny' prowadzący aż do Porąbki - nie będziecie żałować!
Na Przełęczy Beskid Targanicki © k4r3l

Mistyczny Beskid Mały

Poniedziałek, 5 lipca 2010 · Komentarze(16)

Po żenującym, zawierającym nędzny kilometraż, mało rowerowym wpisie o baskecie czas na konkrety :) Pobudka o 05:00, szybki prysznic i lajtowy makaron, żeby nie spuchnąć za szybko:) Cel dzisiejszej wycieczki? W sumie było ich kilka. Sprawdzić żółty szlak z Kaczyny do Świnnej Poręby, następnie obadać kombinację czarny + niebieski ze Śleszowic jako wariant podjazdu na Leskowiec (922 m n.p.m.), no i w końcu przejechać czerwonym trasę Leskowiec - Przełęcz Kocierska (w odwrotnym niż ostatnio, ponoć lepszym, kierunku). Do Kaczyny standardowym już wariantem przez Zagórnik i Rzyki (os. Młocki Dolne).
Między Rzykami a Kaczyną © k4r3l

Żółty szlak zaczyna się dosyć niewinnie, ale nadzieja pryska za pierwszym skrętem - głęboka, stroma i kręta rynna - trzeba prowadzić. Bikewalking mam jak widać we krwi:) Tak jest praktycznie do samych Bliźniaków (564 m n.p.m) a nawet jeszcze kawałeczek dalej. Trud tej wspinaczki wynagradza dalszy (mniej więcej od Łysej Góry), znakomity odcinek tego szlaku, który jest praktycznie w 100% przejezdny, momentami można zaszaleć. Przy wylocie na drogę przesiadam się na czarny prowadzący do Ponikwi. Stamtąd, żeby uniknąć głównej drogi na Suchą Beskidzką, przemierzam wieś Koziniec. Jest trochę kluczenia, zaczyna mżyć, droga bardzo szybko robi się mokra, więc postój pod wiatą przystanku jak najbardziej wskazany. Przejazd odcinkiem remontowanej drogi numer "dwadzieścia osiem" (ruch wahadłowy) jest nieunikniony, ale o dziwo samochody długo stoją na światłach więc mogę śmignąć bezstresowo.
Szlakiem premiera - Świnna Poręba :) © k4r3l

Dalej poszukiwania odnogi prowadzącej do Śleszowic. Ta pnie się początkowo w górę i mam kolejny sprawdzian dla nóg:) Na granicy Mucharza i Śleszowic krótki postój przy sklepiku i uzupełnienie zapasów - w sumie wyjechałem tylko z pół litrową 'limonką':) Banany: check!, baton Lew razy 4: check!, Bystrzanka: check! i można dalej śmigać. Droga wyraźnie drugiej, albo nawet i dalszej kategorii - łata na łacie, dziura na dziurze, ale sama miejscowość bardzo ładnie położona.
Okolice Śleszowic © k4r3l

Czarny szlak z początku wije się między gospodarstwami by nieco dalej zamienić się w trawiasto-kamienisty podjazd. Mokra i wysoka trawa bez problemu dobiera się do napędu i trzeba kilka razy stawać i wyciągać tę cholerę. Szlak w pewnym momencie gubię, drogę tarasuje mi zwalone drzewo i trzeba przez te chaszcze jakoś je obejść. Wychodzę na przyjemną szutróweczkę, próbuję każdej opcji, po czym obieram stosowny kierunek, jak się w końcu okazuje, słuszny. Szlak robi się bardziej wymagający i płynnie przechodzi w niebieski na wysokości Skrzyżowania pod Makowską Górą (1h 20min na Leskowiec). Niebieski szlak tylko na początku nadaje się tylko do podprowadzania - dalsze jego etapy mają takie nachylenie, że siłą rzeczy wymuszają jazdę. I dobrze, bo bym się załamał, gdybym musiał na sam szczyt prowadzić...
Mistyczny niebieski © k4r3l

Nie mija kilkadziesiąt minut i wyłaniają się zabudowania schroniska na Groniu JP II. Na Leskowcu jak można było się spodziewać po okolicznościach aury widoczność zerowa, ale i tak banan na twarzy (i w ręce:) jest.
Mgliście na Leskowcu © k4r3l

Chodził mi po głowie dojazd na Łamaną Skałę i stamtąd zielonym na malowniczą Łysinę. Ale odpuściłem, bo w nogach już nie było takiego powera, żeby stamtąd wrócić przez Kocierz.
Panorama z Leskowca i wszystko jasne :) © k4r3l

Rewers czerwonego faktycznie ok - nie wiem jak ja to przejechałem w ub. roku, chyba tylko siłą woli:) Słońce pokazuje się jedynie na moment w okolicach Potrójnej. Od tego momentu szlak zmienia kolejny raz swoją postać.
Medżik i beskidzkie skały © k4r3l

Korzenie i skały charakterystyczne dla rezerwatu Madohora i okolic Łamanej Skały ustępują miejsca luźnym, typowo beskidzkim kamiorom. Ręce opadają, ale chociaż jest w dół:) Przełęcz Kocierska terenowo zdobyta :)
Przełęcz "Anula" © k4r3l

Teraz już bez kombinacji - puszczam się w dół do Targanic eleganckim asfaltem, gdzie na mojej ulubionej prostej z ograniczeniem do 60km/h rozwijam 10km/h więcej :P A więc siedem dyszek i "Medżik" w jednym kawałku - słowacka myśl technologiczna przetrwała próbę prędkościową!
Stacja wyciągu "Pracicy" © k4r3l

No i to by było na tyle, Beskid Mały kolejny raz mnie sprawdził. Jak to już kiedyś ktoś napisał: mały to on jest tylko z nazwy, bo wymagania wobec bikerów ma całkiem duże...
Pasma Beskidu Małego © k4r3l

Wrong turn aka "k*** mać" i "ja p***":)

Niedziela, 27 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Na wstępie, dla odmiany utwór muzyczny, co by zapuścić do czytania i oglądania:)

Drugi dzień pierwszego letniego rowerowego weekendu przypadł na niedzielę. Miejscem zbiórki tradycyjnie już Buczkowice. Czekając na Khronosa, który przebija się z Bielska "dziewięćset czterdziestką dwójką", łakomimy się na jagodowo-śmietankowe lody włoskie:) Krótka narada nad mapą Beskidu Śląskiego i już wiemy, że pierwszym wyzwaniem będzie Przełęcz Karkoszczonka. A więc początkowy kierunek to Szczyrk Biła. Na przełęcz docieramy lżejsi o kilka litrów potu, po drodze oczywiście nie narzekamy na brak komentarzy ze strony emerytowanych spacerowiczów i innych niedzielnych turystów. Na górze zimny wiatr hula między drzewami, więc po krótkim odpoczynku wbijamy na czerwony prowadzący na Salmopol. Szlak jak szlak, początkowo łagodny, szeroki później przez większość czasu prowadzi wąskim singletrackiem wśród kamieni, korzeni i tarasujących drogę poprzewracanych drzew. Niby fajnie, ale to ciągłe zatrzymywanie się i przenoszenie roweru raz nad raz pod konarami daje się we znaki. Dalej sytuacja powraca do stanu początkowego, z tym że jest więcej widoczków i więcej... prowadzenia. Najbardziej dające się we znaki podejście to to na Hyrcę (jedyne 929m n.p.m.;) i jest jednym z głównych powodów, dla którego ten szlak powinno pokonywać się w odwrotną stronę. Dobitniej uświadamiają nam to napotkane grupki bikerów śmigających na lajcie w przeciwnym kierunku (pewnie i ze Skrzycznego nawet zjeżdżali). Ale odwrotu nie ma, przed nami Kotarz, czyli ostatni jak się później okazuje wspólny punkt programu. Miał być zjazd do Brennej, którymś ze szlaków, ale zeszło trochę na tym wprowadzaniu i nogi już nie podawały za dobrze, więc wybraliśmy wariant możliwie najkrótszy. Khronos pojechał na Salmopol, a my z racji tego, że w sumie byliśmy tam wczoraj postanowiliśmy wrócić do Szczyrku bezpośrednio z Kotarza nieoznakowaną ścieżką. Wybieramy "przecznicę" na wysokości odbijającego w kierunku Brennej niebieskiego szlaku. Niby wszystko wygląda normalnie, droga przejezdna, ale już kilkadziesiąt metrów niżej zaczynamy żałować wyboru. Przejeżdżamy między jakimiś zabudowaniami i docieramy do stromego, wykarczowanego zbocza. Trzeba sprowadzać, nie ma bata. I takim sposobem, żółwim tempem, docieramy do drogi wiodącej na Salmopol jednocześnie odbierając wiadomość od Khronosa siedzącego sobie od dobrych kilkudziesięciu minut na ławeczce w centrum Szczyrku:) Trochę nas jak widać doświadczyło, ale to ogólnie nie był nasz dzień... Zresztą żenująca średnia mówi sama za siebie:) Na koniec osładzamy sobie życie lodzikami w Buczkowicach. Jagodowo-śmietankowe się skończyły, ale za to były śmietankowe z domieszką toffi:)

P.S.
czy ktoś wie jak wyjustować tekst w tym szablonie?:)

Płytami na Karkoszczonkę © k4r3l

Widokówka z przełęczy © k4r3l

Na czerwonym szlaku © k4r3l

Podejście na Hyrcę (929 m n.p.m) © k4r3l

Kotarz zdobyty! © k4r3l

W dół, do Szczyrku. © k4r3l

Do źródeł Wisły

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Dwa miechy bez dwóch kółek to przesada, ale maj na południu polski jaki był to każdy wie. Potem bywało różnie, ale w końcu się udało. Sobotni poranek i wciąż niepewna pogoda. Ale zawierzamy meteogramowi, który pokazuje brak deszczu i ruszamy. Górskie szlaki początkowo odpuszczamy, po ostatnich deszczach może być tam nieciekawie. Kierunek: Szczyrk i Przełęcz Salmopolska. Podjazd na przełęcz, o dziwo, poszedł gładko. Po drodze mija nas team na szosach (już wiadomo, że taki to cię "weźmie bez słowa":). Na końcu za peletonem śmiga kolo na skuterku z dwoma kołami i napisem "coach" na dresie. Jeden jedyny szosowiec, zdecydowanie nie z tej grupy gburów, pozdrawia nas i wjeżdża na przełęcz. Zjazd do Wisły to bajka - w ub. roku zjeżdżaliśmy w deszczu, teraz było po prostu idealnie. Zatrzymujemy się już tradycyjnie przy dzikach i od starego górala dowiadujemy się, że część z nich uciekła do lasu oraz że jakiś Małysz dzisiaj skacze w Malince o 14 na igelicie :) Do Malinki owszem dojeżdżamy, ale zaraz za nią odbijamy w lewo w kierunku Jeziora Czerniańskiego, które objeżdżamy dookoła i włączamy się na niebieski szlak prowadzący nas doliną Białej Wisełki. Świetna okolica a rozmieszczone na całej długości tej przyjemnej drogi wysokie na kilkanaście metrów skały grzybowe robią kapitalne wrażenie, więc polecam każdemu. Droga się kończy a my obieramy azymut na Zielony Kopiec (tak, ten, przez który wiedzie szlak ze Skrzycznego na Baranią Górę). Jedziemy oczywiście w ciemno drogami utwardzonymi, ale takimi, które można zaliczyć do terenu. Po drodze krótka wymiana zdań na temat szczegółów geograficznych z bikerem, który sunął w dół właśnie tamtędy do Wisły. Jak zwykle, tam gdzie inni zjeżdżają, my jedziemy pod górę:) Ale trasa jest przyjemna, cała do podjechania. Jedyny moment, gdzie podprowadzaliśmy znajdował się pomiędzy Malinowską Skałą a Zielonym Kopcem. A my wyjechaliśmy właśnie w punkcie między tymi dwoma szczytami, gdzie łączą się szlaki niebieski, zielony i żółty. Jeszcze wcześniej na krótkim singielku zrobiliśmy miejsce dla innego bikera - kolejny szczęściarz, który śmigał w dół:) Odpuściliśmy już zdobywanie jakichkolwiek gór i puściliśmy się w dół żółtym. Chociaż trochę to za dużo powiedziane, bo szlak, tak jak i coraz więcej traktów w Beskidach, jest mocno wyniszczony. Ten na dodatek był błotnisty, kamienisty i momentami bardzo stromy. Generalnie radzimy unikać i nawet nie myśleć o podjeżdżaniu! Ulgę poczuliśmy dopiero mając pod kołami asfalt, bo nie o takim terenie myśleliśmy... Powrót przez znane już rejony: Ostre, Lipową i Słotwinę... Wyszedł z tego totalnie spontaniczny wypad z odrobiną terenu i fajnymi widoczkami - część z nich poniżej:)

Poszedł, ale pozdrowił:) © k4r3l

Widokówka z Salmopolu © k4r3l

Kaskada w Wiśle © k4r3l

Jezioro Czerniańskie © k4r3l

Skały grzybowe - pomnik przyrody © k4r3l

Skały grzybowe - pomnik przyrody (2) © k4r3l

Pod Zielonym Kopcem © k4r3l

Zielony Kopiec w całej okazałości © k4r3l

Skrzyczne, ale taki jakieś inne... © k4r3l

Żółty %!$@# szlak © k4r3l


A kto na AC/DC nie był, ten stracił takie obrazki. Czysty rock'n'roll!

Beskid Śląski (Błatnia, Klimczok)

Piątek, 30 kwietnia 2010 · Komentarze(19)
Plan był prosty, wbijam do PKP, dojeżdzam do Bielska i uderzamy do Wapienicy pod zaporę, by stamtąd zaatakować Błatnią i Klimczok. Poranek był nieco zabiegany, czasu mało, ale jakoś się zebrałem. W pociągu miła niespodzianka - rower jedzie gratis :D Jednak kilka lat dojeżdzania do pracy tym środkiem transportu popłaciło :D Ok, w BB przebijam się z centrum na Cieszyńską, gdzie byłem umówiony z Khronos'em. Za Hulanką kierujemy się na ścieżkę rowerową przebiegającą obok lotniska. Na trasie mnóstwo rowerzystów i jakiś taki komfort psychiczny wynikający chyba z bezpieczeństwa jakie gwarantuje wyznaczony pas dla bikerów. Nieco dalej okazuje się, że jedziemy fragmentem Wiślańskiej Trasy Rowerowej, fajnie. Odbijamy w kierunku zapory i spod jeziora Wielka Łąka wpychamy rowery niebieskim szlakiem przez dobre dwadzieściakilka minut, który prowadzi nas na Palenicę (668 m n.p.m.) Od tego momentuy zaczyna się przyjemna jazda terenowa. Aczkowliek wymagających podjazdów nie brakuje - z każdym kilometrem robi się ciekawej i goręcej! Słońce nie opuszcza nas na krok - z trudem znajdujemy odrobinę cienia, a drzew przecież na trasie całkiem sporo... Cały czas trzymamy się szlaku niebieskiego, a więc zaliczamy po kolei szczyty takie jak: Kopany (690m n.p.m.), Wysokie (756 m n.p.m.) i Przykra (818 m n.p.m.). Błatnia wita nas zwiększoną dawką promieni słonecznych i zacnymi widokami na Pasmo Równicy i dalsze wzniesienia, nie wykluczone, że również te należące już do naszych południowych sąsiadów. W drodze na Stołów (1041 m n.p.m.) atakajue nas mocny wiatr od strony doliny Brennej, ale i tak zatrzymujemy się na chwilę, by przyjrzeć się sięgającym horyzontu pasmom górskim. Dalej trasa przypomina sinusoidę - raz zjeżdzamy, a raz pchamy. Zaliczamy Trzy Kopce (1080 m n.p.m.) skąd mamy już kawałek na Klimczok (1117 m n.p.m.). Na szczycie widokami delektuje się kilka grupek turystów, ale do tłumów jest jeszcze daleko (i całe szczęście!). Zmykamy w dół do schroniska w poszukiwaniu cienia i czegoś wygodnieszego do siedzenia. Cel osiągnięty, droga powrotna, to niebieski szlak do Bystrej. Momentami zjazdy są rewelacyjne, jednakże dyskomfort spowodowany przez dużą ilość kamieni jest nieunikniony. Gdzieś w połowie przełączamy się na czarno-czerwony i tym sposobem docieramy do asflatów Bystrej. Z tamtąd każdy w swoją stronę - ja na Godziszkę bocznymi drogami przez Meszną i Buczkowice. Pomimo tylko kilku nieszczęsnych podjazdów, na których nic oprócz prowdzenia nie wchodziło w grę, wypad należy zaliczyć do udanych. Przynajmniej już wiemy jak nie jechać:) Kolejne beskidzkie szczyty zaliczone.

Jezioro Wielka Łąka © k4r3l

Schronisko na Błatniej © k4r3l

Panorama z Błatniej © k4r3l

W drodze na Stołów... © k4r3l

Widoczek z hali nad Błatnią. © k4r3l

Gdzieś przed Trzema Kopcami... © k4r3l

Medżik na wypasie - Klimczok zdobyty :) © k4r3l

Zjazd niebieskim do Bystrej. © k4r3l

Klasycznie: Skrzyczne widziane z Bystrej... © k4r3l


Z cyklu metamorfozy - wokalista boysbandu Just 5 w progresywnie rockowo metalowych klimatach, czyli Terminal:)

Beskid Mały (Magurka i Czupel)

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(8)
Ciąg dalszy realizacji noworocznych planów, a więc objazd najciekawszych szczytów górskich w okolicy. Tym razem padło na jeden z ciekawszych podjazdów, czyli Magurka Wilkowicka (909 m n.p.m.) od strony Łodygowic. Poranek słoneczny acz rześki, ruszamy. Do Wilkowic dojeżdzamy w tempie typowo rekreacyjnym, tam czekamy na Khronos'a w okolicy kościoła. Po 5 minutach jesteśmy w komplecie, pora ruszać. Oczywiście mamy problem, ze znalezieniem odpowiedniej drogi, ale w końcu, po konsulatacji z lokalsami, nam się udaje. Od samego początku wiadomo, że łatwo nie będzie. Po drodze miajmy entuzjastów turystyki pieszej z dziećmi, czworonogami a nawet wózkami (to chyba za karę:). Podjazd, mimo iż asfaltowy, daje się we znaki i trzeba robić co jakiś czas postój. Zza każdego łuku wyłania się jeszcze większa stromizna. Po kilkudziesięciu minutach oczom ukazuje się charakterystyczny zielony dach schroniska i już wiadomo, że cel osiągnięty. Na górze tłumy! Wszyscy skąpani w prawdziwie dziś łaskawym, wiosennym słońcu. Chwila odpoczynku na polance zleciała na luźnych gadkach i podziwianiu przelatujących całkiem nisko szybowców. W międzyczasie zastanawiamy się gdzie jechać. Tak żeby każdemu pasowało obstawiamy Czupel (933 m n.p.m. czyli najwyższy szczyt Beskidu Małego). Z Magurki prowadzi tam niebieski, miejscami mocno kaministy szlak. To raptem niecałe 3 km, więc droga w terenie mija szybko. Na szczycie Czupla przekonujemy się jaki wspaniały widok roztacza się na pobliskie okolice (Żar, Hrobacza Łąka, Jezioro Międzybrodzkie). Sesja zdjęciowa trwa w najlepsze, ale chłodny w tym rejonie wiatr daje się we znaki, więc wracamy z powrotem na Magurkę. Zjazd bez większych kombinacji tą samą drogą asfaltową. Oczywiście gdzie tylko się da to palce z klamek, ale w sumie na wiele nie można sobie pozwolić, za dużo ostrych zakrętów. Kilkudziesiącio minutowy podjazd rekompensuje ten zaledwie kilkuminutowy zjazd - no cóż, życie :) Na dole krótki przystanek i rozjeżdzamy się w swoje strony. Jak zwykle było super. Pogoda jak i towarzystwo dopisało. Po drodze mijaliśmy chmary bikerów i bikerek, wszystko to sprawiło, że najbliższy weekend majowy zapowiada się również pod znakiem dwóch kółek.

Garść fotek (polecam otworzyć panoramy w nowym oknie!)

Startujemy na Magurkę. © k4r3l

Jest stromoooo... © k4r3l

Malownicza działeczka. © k4r3l

Droga do schroniska © k4r3l

Panorama Beskidu Śląskiego © k4r3l

Jedziemy na Czupel © k4r3l

Międzybrodzie Bialskie © k4r3l

Kamienisty podjazd na Czupel © k4r3l

Magurka została w tyle... © k4r3l

A na górze było tak... © k4r3l

...i tak:) © k4r3l


Beskidzki klasyk (nieco inaczej:)

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(11)
Dzisiaj modyfikacja ubiegłorocznej wyprawy na Skrzyczne (1257 m n.p.m.). Szczyt oczywiście podjeżdzamy od strony Ostrego, tak jak to wcześniej opisywał Autochton. Trasę znamy na pamięc, więc wiemy czego się spodziewać. Pod szczytem oczywiście trochę błota i resztki śniegu, ale co to dla nas - prowadzimy :D Kilkanaście minut popasu pod schroniskiem, ludzi mało, bo kolejkę konserwują i nie jeździ:) Ceny jak zawsze zabójcze, 5 zeta za Bystrzankę to zdzierstwo, ale jak się nie chciało wziąc butelki to teraz płać i płacz :) Lodów nie ma, bo ponoć jeszcze nie sezon. No ale jak w słońcu jest +20*C, to by się loda zjadło :) Trudno, tym razem trzeba sie było obejść smakiem. Podeszliśmy jeszcze na szczyt, kilka fotek i dalej powrót, żeby się nie powtarzać, zielonym szlakiem przez Małe Skrzyczne (1211 mn.p.m). Niestety rowerowanie zaczęliśmy późno, bo przed 14 i Malinowska Skała musi jeszcze na nas trochę poczekać. Plan był taki, żeby zjechać skrótem między M.Skrzyczym a Kopą Skrzyczeńską (1189m n.p.m.) na drogę poniżej zielonego szlaku doń równoległą. Niestety mapa mapą a skrót skrótem :) To co na mapie wyglądało na łagodną ścieżynkę okazało się hardcorowym zjazdem zakończonym sprowadzaniem rowerów ze skarpy. Powrót odbywał się już bez niespodzianek, drogą u podnóży Kościelca (1022m n.p.m - to ten trawers na fotce w tle bloga) dzięki czemu mogliśmy przyjżeć się trasię naszego podjazdu. Na jednej z prostych, gdzie zaczęło się coś, co mogło przypominać asfalt, wypuściłem się do przodu. Efekt - 68km/h i ani grama więcej, bo się bałem, że śrubki pogubię, poza tym powoli zaczynałem tracić kontrolę nad kierownicą:) Miałem więcej szczęścia niz rozumu... Powrót tą samą drogą czyli przez Lipową i Słotwinę. Idealna pogoda, choć widoczność mogła by być ciut lepsza. Ale to przecież nie pierwszy ani też i ostatni raz kiedy zdobywamy ten szczyt...

Obiecane fotki, polecam otworzyć w pełnym oknie!:)

W drodze na Skrzyczne © k4r3l

Zaczyna się teren... © k4r3l

Pierwsze widoczki. © k4r3l

Fragment podjazdu © k4r3l

Maszyny na wypasie :D © k4r3l

Widok na Malinowską Skałę © k4r3l

Spojrzenie przez ramię... © k4r3l

Ziemia jest okrągła, to widać:) Droga na Małe Skrzyczne. © k4r3l

Tamtędy będziemy zaraz jechać :D © k4r3l

Trawers Kościelca z naszej perspektywy. © k4r3l

Końcówka zjadu - v.max 68 km/h :D © k4r3l

Żegnamy Skrzyczne, ale nie na długo... © k4r3l


Do posłuchania Filter, świetny soundtrack do tych wszystkich widoków, które dzisiaj nam towarzyszyły:
</big>

07. Leskowiec i Gancarz

Piątek, 26 marca 2010 · Komentarze(20)
Aż się nie chce wierzyć, że pogoda może się jutro zepsuć. Zobaczymy! W Beskidzie Małym wieje halny a ten jak wiadomo przynosi zmianę pogody, czyli najczęściej deszcz. Korzystając z "z ostatniego pogodnego dnia" przed weekendem wybrałem się w górki, najbliższe, ale też i te najbardziej znane. Początek terenu, czyli gdzieś w Rzykach:
Początek terenu © k4r3l

Początek terenu - widoczek © k4r3l

Nie chciałem podchodzić na Gancarz od strony Andrychowa, ale tak się złożyło, że wjechałem za wcześnie na szlak zielony (na wysokości Kobylej Głowy) i czekał mnie stromy, kamienisty, wręcz niemożliwy do podjechania z tej strony, odcinek. To oznaczało jedno - pchanie roweru 200 metrów w pionie...
Kobyla Głowa © k4r3l

Podejście na Gancarz © k4r3l

Zdjąłem licznik i po niespełna półgodzinnej wspinaczce zameldowałem się pod charakterystycznym krzyżem na szczycie Gancarza z przepiękną panoramą na wieś Kaczynę oraz szczyty takie jak Bliźniaki, Kokocznik czy Smużka. Następnym razem trzeba sprawdzić podejście od strony Rzyk - choć nieoznakowane powinno być łagodniejsze.
Krzyż na Gancarzu © k4r3l

Medżik na Gancarzu © k4r3l

Panorama z Gancarza © k4r3l

Zjazd z Gancarza w kierunku Przełęczy Pod Gancarzem (mogli się bardziej wysilić:) to prawdziwe cudeńko. Nie ma co prawda z niego jakichś specjalnych widoków, ale można to sobie odbić na prędkości:) Od tego momentu zaczyna się podejście na Leskowiec. Na tym odcinku sporo przymarzniętego śniegu.
Śnieg pod Groniem JPII © k4r3l

Na Groń JP II niestety rower trzeba także wprowadzać. Koła grzęzną w błocie i ślizgają się na śniegu. Ale za ten trud jest oczywiście przewidziana nagroda - patrz niżej.
Panorama z Gronia JP II © k4r3l

Panorama z Gronia JP II © k4r3l

Mijam schronisko i już czerwonym szlakiem podjeżdżam na sam Leskowiec (922 m.n.p.m). Oczywiście z podjeżdżaniem ma to niewiele wspólnego, bo w tym miejscu także cała masa śniegu/lodu. Na szlaku zero ludzi, jakaś para i jeden gość, w sezonie byłoby to nie do pomyślenia. Na szczycie wiatr osiąga apogeum, ale i tak jest przyjemnie. Jest ciepło, bo słońce wciąż wysoko. Cykam kilka fotek i chowam się do szałasu.
Panorama z Leskowca © k4r3l

Widok z Leskowca © k4r3l

Widok z Leskowca (północny-zachód) © k4r3l

Panorama z Leskowca (wschód) © k4r3l

Leskowiec © k4r3l

Żeby za bardzo nie kombinować, wracam się czarnym, sprawdzonym już, szlakiem. Jest stromy i bardzo techniczny. Po drodze zaliczam glebę na zlodowaciałym śniegu - pierwsze koty za płoty :)
Czarny szlak - Leskowiec © k4r3l

Czarny to także okazja do oglądania widoków. Ale nie ma się co wkręcać za bardzo w podziwianie krajobrazów, bo to bardzo wymagający zjazd, pełen gałęzi i luźnych kamieni...
Carny szlak - Rzyki © k4r3l

Ze szlaku wyjeżdżam w Rzykach Jagódkach i tam nówką asfaltem pędze grubo ponad cztery dyszki do Andrychowa. Jakaś konkluzja na koniec? Potwierdza się teza, że na chwilę obecną powyżej pewnego pułapu nie ma co liczyć na jazdę po górach na większą skalę. Taka jednak krótka wyprawa może pełnić rolę sprawdzianu naszych umiejętności przed tymi poważniejszymi wyzwaniami...

Z nowego albumu Deftones "Diamond Eyes". Tym razem coś bardzo chillout'owego:

06. Terenowo (w końcu:)

Środa, 24 marca 2010 · Komentarze(17)
Rześki poranek zmobilizował mnie do jazdy! Początkowo bez planu skręciłem w Targanicach, przed drogą na Kocierz, do Nowej Wsi. Jako że droga tam się kończy postanowiłem zawrócić. Po drodze mijam mostek zwiastujący początek czarnego szlaku na Kocierz. To jak kogoś interesuje turystyka piesza, ale na moje oko nie wyglądał on zachęcająco:
Zielony © k4r3l

Będąc znowu w Targanicach uderzyłem w kierunku Brzezinki. Jednak odpuściłem sobie ponowny atak na Przełęcz Beskid Targanicki, jeszcze przyjdzie na niego czas:) I tak rozpocząłem podjazd w stronę Trzonki drogą alternatywną, która jak się okazało zaprowadziła mnie w teren, czyli "Królestwo podjazdów bis":
Zielony © k4r3l

Krótko za tym podjazdem trafiam na malowniczą polankę, z której roztacza się widok na okrywającą cieniem Targanice Jawornicę (niestety robione pod słońce foty nie miały prawa się udać) oraz na Przełęcz Beskid Targanicki (wciąż poza zasięgiem:)
Zielony © k4r3l

Po krótkim odpoczynku pora ruszać dalej. Te bardziej odsłonięte leśne alejki już bardziej suche, więc i przyjemność z jazdy większa. Droga momentami jest mocno ubita - jak się okazuje prowadzi do zabudowań leżących w najwyższej części Brzezinki.
Zielony © k4r3l

Zielony © k4r3l

Wbijam na szlak zielony - jeden z ciekawszych w okolicy, idealny dla bikerów! Pod Trzonką stoi stary wagon pełniący rolę kempingu. Świetna miejscówka z wątpliwej jakości werandą oferującą jednak całkiem ciekawy widok (ośnieżony stok Kiczery).
Zielony © k4r3l

Zielony © k4r3l

Jak to mówią: im dalej w las tym więcej drzew. Warto dodać, że im więcej drzew tym mniej słońca i więcej błota. Ale jechać się jak najbardziej da:)
Zielony © k4r3l

Trzonka to taki niepozorny szczyt w Beskidzie Małym. Miejsce częstych rajdów szkolnych :) Ale ważne, że biegnący przez nią szlak zielony jest jednym z najlepszych w tym rejonie. Dwa zdjęcia poniżej wszystko wyjaśnią:)
Zielony © k4r3l

Zielony © k4r3l

Zjazd do Porąbki to niezła ekstrema, myślę, że miłośnicy enduro byliby zadowoleni z takich stromych i kamienistych odcinków. Zwłaszcza, że wrażenia wizualne są na najwyższym poziomie.
Zielony © k4r3l

Zielony © k4r3l

Zielony © k4r3l

Przy końcu szlaku pstrykam fotkę Jeziora Czarnieckiego. Ostatni fragment to już szybki zjazd szutrówką do Wielkiej Puszczy, przez którą wracam do Andrychowa. Na koniec jeszcze jedno kluczowe wyzwanie - Przełęcz Beskid Targanicki. Dzisiaj poczułem się jak "dwunożny kolektor słoneczny", naładowany energią wreszcie podjechałem ten niedający mi spokoju, krótki ale morderczy podjazd. Takie wiosenne słońce daje niezłego kopa!
Zielony © k4r3l


Jakby ktoś miał wątpliwości saksofon i gitary to kapitalne połączenie. Oto dowód:

Jesienne okolice

Sobota, 31 października 2009 · Komentarze(5)
Piękna jesień w okolicy. Nie oddadzą tego żadne zdjęcia czy nawet najbardziej wyczerpujące opisy. To trzeba zobaczyć na własne oczy - wystarczy wjechać do pobliskiego lasku...

Wyjechałem głównie, żeby pofocić. Podczas ostatniej wycieczki było strasznie ponuro, tym razem zaświeciło słońce. Efekty poniżej. W międzyczasie stuknęło 1500km w tym roku...