Ciąg dalszy realizacji noworocznych planów, a więc objazd najciekawszych szczytów górskich w okolicy. Tym razem padło na jeden z ciekawszych podjazdów, czyli Magurka Wilkowicka (909 m n.p.m.) od strony Łodygowic. Poranek słoneczny acz rześki, ruszamy. Do Wilkowic dojeżdzamy w tempie typowo rekreacyjnym, tam czekamy na Khronos'a w okolicy kościoła. Po 5 minutach jesteśmy w komplecie, pora ruszać. Oczywiście mamy problem, ze znalezieniem odpowiedniej drogi, ale w końcu, po konsulatacji z lokalsami, nam się udaje. Od samego początku wiadomo, że łatwo nie będzie. Po drodze miajmy entuzjastów turystyki pieszej z dziećmi, czworonogami a nawet wózkami (to chyba za karę:). Podjazd, mimo iż asfaltowy, daje się we znaki i trzeba robić co jakiś czas postój. Zza każdego łuku wyłania się jeszcze większa stromizna. Po kilkudziesięciu minutach oczom ukazuje się charakterystyczny zielony dach schroniska i już wiadomo, że cel osiągnięty. Na górze tłumy! Wszyscy skąpani w prawdziwie dziś łaskawym, wiosennym słońcu. Chwila odpoczynku na polance zleciała na luźnych gadkach i podziwianiu przelatujących całkiem nisko szybowców. W międzyczasie zastanawiamy się gdzie jechać. Tak żeby każdemu pasowało obstawiamy Czupel (933 m n.p.m. czyli najwyższy szczyt Beskidu Małego). Z Magurki prowadzi tam niebieski, miejscami mocno kaministy szlak. To raptem niecałe 3 km, więc droga w terenie mija szybko. Na szczycie Czupla przekonujemy się jaki wspaniały widok roztacza się na pobliskie okolice (Żar, Hrobacza Łąka, Jezioro Międzybrodzkie). Sesja zdjęciowa trwa w najlepsze, ale chłodny w tym rejonie wiatr daje się we znaki, więc wracamy z powrotem na Magurkę. Zjazd bez większych kombinacji tą samą drogą asfaltową. Oczywiście gdzie tylko się da to palce z klamek, ale w sumie na wiele nie można sobie pozwolić, za dużo ostrych zakrętów. Kilkudziesiącio minutowy podjazd rekompensuje ten zaledwie kilkuminutowy zjazd - no cóż, życie :) Na dole krótki przystanek i rozjeżdzamy się w swoje strony. Jak zwykle było super. Pogoda jak i towarzystwo dopisało. Po drodze mijaliśmy chmary bikerów i bikerek, wszystko to sprawiło, że najbliższy weekend majowy zapowiada się również pod znakiem dwóch kółek.
Garść fotek (polecam otworzyć panoramy w nowym oknie!)
@ Webit: potwierdzam, wjazd morderczy, ale na swój sposób ujmujący, że się tak wyrażę :)
@ AdAmUsO: później to chyba już tylko nad Żywieckie posiedzieć przy browarku :P a tak serio to można się kopsnąć jeszcze w stronę Łękawicy (za zaporą w Tresnej kierujesz się na Suchą Beskidzka)) i tam podjechać, również asfalt, na Łysinę (bardzo malowniczy i trochę mało znany szczyt!)
wiazd na Magurke to istnie pieklo :D jak narazie jest remis 1:1 (raz wjechalem, raz spasowalem 500m przed szczytem). i cala zime szykowalem sie wlasnie na kolejne zdobycie tej cholery :D
@ Bendus: heh, In Flames posiadam całą dyskografię, także znane i lubiane, a zdjęcia już wiszą:)
@ Kajman: pewnie, tam jest kilkanaście minut jazdy, a jak czasu będzie więcej, można zawsze na Hrobaczą podjechać:)
@ Sikor4fun: ja się teraz dowiedziałem o jakiejś akcji "polska na rowery" czy coś takiego, może to dlatego? :) a w górki to się kiedyś musisz wybrać koniecznie!