Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Medżik

Dystans całkowity:15951.04 km (w terenie 2015.20 km; 12.63%)
Czas w ruchu:868:37
Średnia prędkość:18.11 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:281975 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:173797 kcal
Liczba aktywności:312
Średnio na aktywność:51.13 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Przełęcze dwie... :)

Niedziela, 22 maja 2011 · Komentarze(6)
Dawno nie było u mnie coverów. Tak sobie myślałem co dać i wymyśliłem: Machine Head przerabiający The Police. I co Wy na to? Mnie się to podoba!


Końca świata nie było (nie licząc oczywiście porannego mega-kaca:), więc pora na rewers wczorajszej trasy :) Z małymi odchyleniami od pierwowzoru, ale kluczowe punkty zaliczone! Tym razem jadę częściowo przez Wilkowice - mniejszy ruch i trochę ciekawsza (czyt. uphillowa trasa:). Po wyjeździe na ul.Żywiecką wiadomo, stary, dziurawy asfalt, więc można zapomnieć o komforcie.
Skrzyczne zostaje za plecami... © k4r3l

Przy BP w Straconce włączam stoper jednocześnie pozdrawiając się z dwójką bikerów. Tych na drodze jest dzisiaj całe multum! W tej dzielnicy Bielska chyba ostro popadało, a więc dupa musi trochę zmoknąć :) Wjazd od tej strony jest IMHO lepszy, co jednak nie znajduje odbicia w czasie. 27minut i 54 sekundy (z kilkoma poświęconymi na regulację siodła:) - tyle zajmuje mi dotarcie pod mapę na przełęczy...
Wiadukt nad Żywiecką, się robi:) © k4r3l

Zjazd jak zwykle super, w oddali słychać burzę, przed którą chyba uciekłem (słychać, że kotłuje się w Beskidzie Śląskim. Na początku wyprzedzam seicento, bo kobita jedzie ciut przesadnie zachowawczo i dalej już bez problemu. Przy skrzyżowaniu korek, swoje trzeba odstać (miejsca z prawej strony brak, a jazda chodnikiem jest dla lamerów:) i można dalej śmigać do Porąbki...
Żar dziś prezentował się kapitalnie! © k4r3l

W Wielkiej Puszczy jak zwykle świetnie, kręci się ok, mijam 4 osobowe "żółte grupetto" i jadę w kierunku francy "Beskidka":) Na szczycie widzę ludziska w kaskach więc przyciskam w pedał, co by wstydu nie było :) Jak się okazuje stoją nad borockiem, który zerwał łańcuch na tym krótkim aczkolwiek sztywnym podjeździe. Było tam chyba z 10 chłopa, a ostatni jeszcze podjeżdżali...
Pit-stop w Wielkiej Puszczy :) © k4r3l

W Targanicach siada mi na kole jakiś biker, ale nie mija chwila i zostawiam go "far, far away w krainie bajki" :) Jeszcze mały epizod przy andrychowskim cmentarzu. Na skrzyżowaniu ucieka mi przednie koło, bo tam niedawno solidnie popadało i opona nie "złapała się" dobrze nawierzchni - trzeba się pilnować, bo nie wiele brakowało i byłaby gleba...

Przewyższenia nie podaję takiego jak na profilu, bo widać, że GPS momentami wariował, ale na pewno było kilkadziesiąt metrów więcej niż wczoraj, a to z racji wspinania się przez Wilkowice...

Dwie przełęcze... :)

Sobota, 21 maja 2011 · Komentarze(6)
Uwielbiam undergroundowe perełki... Na Energy Level Low trafiłem przypadkiem i od razu wpadłem w sidła tej nieszablonowej twórczości. Wojtek działa w pojedynkę, ale nie przeszkadza mu to tworzyć rzeczy wyjątkowych - świetny klimat i przemyślane, czasami dosadne, teksty. Jak dobrze poszukacie, to znajdziecie jego płyty dostępne legalnie w necie. Polecam!


Wyjazd po godz. 9, skwar niemożebny, kręci się ciężkawo. Pod Przełęczą Targanicką robię przystanek nad pętlą autobusową, bo zwyczajnie sił brak i nie ma czym oddychać - tak parno. Zjazd przez Wielką Puszczę bez incydentów, trochę wieje, ale z górki jest i nie trzeba się męczyć...
Beskid Mały jak zwykle daje radę :) © k4r3l

W Międzybrodziu na skrzyżowaniu odbijam w stronę Przegibka, po raz drugi zmierzyć się z podjazdem od tej strony. Upał się wzmaga, powietrze duszne, burzowe... Mija 26 minut i 10 sekund - melduję się przy zajeździe na przełęczy. Nie było lekko, ale od tej strony wjeżdża się, przynajmniej dla mnie, ciężko.
Wielka Puszcza = wielka frajda :) © k4r3l

Po drodze sporo bikerów, wszyscy jadą od strony Bielska do Międzybrodzia - pewnie na Żar albo nad jeziorka (całkiem słuszna koncepcja:). Był też jeden osioł w starej beemce, który ścinał ostro zakręty, ale takim to nie przegadasz... Chcąc sobie skrócić drogę wjeżdżam w jakąś uliczkę w Straconce i po raz drugi gubię się w tej okolicy:) Olewam te zagadkowe skróty i jadę prosto do skrzyżowania z ul.Żywiecką świadom tego co mnie zaraz czeka.
Początek podjazdu na Przegibek... się ciągnie i ciągnie :) © k4r3l

O dziwo nie ma tragedii. Oczywiście ruch spory, ale po tej stronie została położona nowa warstwa asfaltu, więc jedzie się bezproblemowo. Sznur aut ciągnie się w nieskończoność, ale tego można się było spodziewać. W pewnym momencie odbijam na Rybarzowice i tak docieram do Buczkowic. Przed rondem w Buczkowicach stara warstwa asfaltu na sporym odcinku została zdjęta, więc jedzie się tragicznie. W tym momencie dziwię się jak szosowcy dają radę na swoich oponach z takim ciśnieniem, jak ja na swoich 1.75 i nabitych do ok 5 barów mam już serdecznie dość tego mocno zrytego asfaltu na naszych drogach :)
I juz na sam koniec Skrzyczne - tam byliśmy tydzień temu :) © k4r3l


Standardowo-asfaltowo ;)

Środa, 18 maja 2011 · Komentarze(12)
Nightingale to jeden mniej znanych i niedocenianych zespołów prog-rockowych. Śpiewa w nim Dan Swano legenda szwedzkiego death metalu a obecnie producent muzyczny. Polecam ten kawałek fanom Dream Theater, Opeth i tym podobnych..., może jednak w studyjnej wersji, która jest zwyczajnie perfekcyjna...


Powrót do domu po pracy trasą, że tak powiem, oklepaną. Ale to że już znana nie znaczy, że już nic się nie może po drodze wydarzyć;) W Łodygowicach zostają przepuszczony na skrzyżowaniu Żywieckiej przez parę motocyklistów, w Zarzeczu z kolei ciśnienie podnosi mi kierowca ciężarówki z przyczepą, który spycha mnie na pobocze, pieprzony gbur!
W Zarzeczu (Jezioro Żywieckie i Beskid Żywiecki) © k4r3l

W Wilczym Jarze, gdzie w latach 70 ubiegłego stulecia miała miejsce jedna z najtragiczniejszych katastrof autobusowych zatrzymuję się, by z bliska obejrzeć postawiony ku czci zmarłych tragicznie pomnik. Rozpościera się stamtąd ciekawa panorama na Jezioro Żywieckie, a wysokość tego mostu robi wrażenie....
Widok z Wilczego Jaru... © k4r3l

Pomnik ofiar katastrofy autobusowej z roku 1978... © k4r3l

Przed podjazdem na Kocierz zatrzymuję się na chwilę by ustawić stoper, w międzyczasie dochodzi mnie kolarz na szosie i zaczyna podjazd. Przez pierwsze 2-3 serpentynki mam go na oku, ale z każdą chwilą odjeżdża coraz bardziej:) Mijam się z nim nieco powyżej ul. Widokowej, więc chyba nie najgorzej mi poszło - patrzę na stoper i widzę 17min 10sek, a więc całkiem ok :) Może bez plecaka byłoby lepiej...
Widok z Łękawicy na Beskid Śląski :) © k4r3l

Zjazd z Kocierza to już formalność, prędkość maksymalna to typowe dla tego zjazdu 68km/h. Całkiem przyjemny powrót ze średnią przez całe Targanice i Sułkowice powyżej 40km/h :)

Na koniec świata :)

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(12)
Dzisiaj Creed, bo Creed dobry jest, a nawet wyśmienity rzekłbym;)


No dobra, żartowałem:) Aż tak daleko nie pojechałem. Pobudka o 4 nad ranem, godzinę później wyjazd w góry :) W plecaku pompka i komplet opon zwijanych w teren;) Na kołach założone asfaltowe śmiganty i od razu zrobiło się... ciszej :)
Na moście pod Żarem :) © k4r3l

Nie wiem czy szybciej, bo wiało takie wiatrzysko, że momentami prędkość spadała nawet do 18km/h, co na tej trasie jest niezwykle cieniackim rezultatem :)
Mgła nad zaporą w Tresnej :) © k4r3l

Od Jeziora Żywieckiego dodatkową atrakcją jest mgła, ale szybko się przez nią przedzieram i docieram na "koniec świata", który... okazuje się być gdzieś na wysokości Zarzecza :)
Na końcu świata... a droga idzie dalej :) © k4r3l

Po przyjeździe śniadanie, zmiana opon (dwóch kompletów;) i o 9 jesteśmy gotowi by atakować Skrzyczne :) To be continued...

Co się odwlecze, to... czyli w końcu góry!

Sobota, 14 maja 2011 · Komentarze(22)
Oto zwiastun nowego albumu Chrome Division i motoryczny kawałek na dobry początek lektury :) Zastanawiam się czy jest to klip niskobudżetowy :D Przyznaję, głupie to, ale fajnie się przy tym jeździ :) No to jaaaazdaaaa!


Poranek był rześki, żeby nie powiedzieć chłodny. Parę kilometrów po wyjeździe zaczęliśmy żałować, że nie zabraliśmy nogawek, ale perspektywa długiego podjazdu nasłonecznionym zboczem Skrzycznego dodawała nam otuchy :)
Niewinny asfaltowy początek :) © k4r3l

Nie specjalnie się spieszyliśmy, bo stęskniliśmy się za górskimi widoczkami, które postanowiliśmy teraz chłonąć jak najintensywniej się da. O tym, że tempo było turystyczne niech świadczy fakt, że na 3/4 podjazdu doszedł nas endurowiec na fullu (prawdopodobnie był to znany z opowieści Autochotna, Maciej syn Kazimierza - pozdro!:)
Z każdym kilometrem poprzeczka idzie w górę :) © k4r3l

Podjazd jak już wielokrotnie opisywałem jest stosunkowo długi, ale niezwykle widokowy i stosunkowo łatwy. Niestety tym razy widoczki nie były perfekcyjne, zieleń została zastąpiona odcieniem niebieskiego - brakowało tej przejrzystości powietrza co chociażby w ubiegły weekend czy nawet dzień wcześniej...
Dłuuuugi podjazd ;) © k4r3l

Sesja niedaleko szczytu :) © k4r3l

Jako, że nie pokrywa się ten uphill z żadnym szlakiem turystycznym, toteż na trasie w górę nie spotkaliśmy praktycznie nikogo. Co innego natomiast na szczycie i zielonym w kierunku Malinowskiej. Tam aż roi się od ludzików :) Popas urządziliśmy pod wieżą nad schroniskiem, z dala od tych tłumów. Po kilkunastu minutach postanawiamy się zbierać i ruszamy w kierunku wspomnianej Malinowskiej Skały.
Popas pod masztem radiowo-telewizyjnym :) © k4r3l

Ów szlak jest niezwykle widokowy, momentami naprawdę szybki i dający generalnie dużo frajdy z jazdy! Po drodze wyprzedzają nas bajkerzy, jedni się witają, drudzy nie odzywają się nawet słowem, nie wiem od czego to zależy, mnie to w sumie zaczyna już powoli zwisać :) Pod Malinowską jak zwykle mały bikewalking a na szczycie straszne larmo, które narobiła spora grupka turystów, odstrasza nas i czym prędzej kierujemy się w stronę czerwonego szlaku, który ma nas zaprowadzić na Salmopol.
Jeden z szybszych fragmentów trasy ;) © k4r3l

Tym odcinkiem jeszcze nie jechaliśmy, więc okazuje się totalną zagadką. Początek trudny, ostry zjazd, głębokie żleby, a więc łatwo o glebę. Dalej już nieco łatwiej, ale widniejący w oddali szczyt Malinowa zwiastuje nieuchronnie zbliżający się konkretny podjazd...
Ostatnia przeszkoda na trasie - Malinów... :) © k4r3l

To dobry sprawdzian dla przyczepności Karm, które wyposażone w świeży bieżnik i dość konkretny rozmiar jak na xc (2.20) elegancko wspinają się w górę, nawet kiedy podniesie się cztery litery z siodełka. Ale jest oczywiście sucho, więc nie ma problemów z uślizgiwaniem.. I tak podjeżdżam kawałek po kawałeczku mniej więcej do połowy, dalej już niestety pary brak :)
Konkret! ;) © k4r3l

Zjazd z Malinowa nie jest jakiś rewelacyjny, czerwony szlak na tym odcinku jest nieprzewidywalny i trzeba się pilnować, a więc bez szaleństw. Ale jakoś się kulamy w dół i docieramy do zabudowań na Przełęczy Salmopolskiej. Jako, że czas mamy już ograniczony, więc odpuszczamy dalszą jazdę terenową w stronę Przełęczy Karkoszczonki i zjeżdżamy do Szczyrku.
Rzut oka na przejechaną trasę :) © k4r3l

Karmy na asfalcie szumią przeraźliwie, Rafałki to przy nich super-ciche gumy:) Ale to nie o hałas chodzi a o stosunek ceny do jakości - po pierwszym wypadzie na Kendach jestem maksymalnie zadowolony, dwie opony za cenę jednej i w dodatku tak dobrze sobie radzące w terenie. Ale czas pokaże czy mój optymizm nie jest przedwczesny :) Poza tym było oczywiście wypaśnie - w końcu to góry :)



Angino! Ty franco!

Czwartek, 5 maja 2011 · Komentarze(18)
Szlag trafił rowerowe plany na weekend. Zamiast urlopu i 4 dniowego weekendu jest 5 dniowe L4... I tak co roku... To jak już mam tak siedzieć na dupie to wolałbym przy jakiejś gorszej pogodzie, ale nie - się musiało to choróbsko przyplątać w momencie kiedy ma nastąpić poprawa warunków. Oj, nie prędko w te góry dotrzemy, nie prędko... Na otarcie łez muzyczka :) Trochę horror punka co by rozruszać spróchniałe kości:) Misfits!

Dziś warsztatowo, czyli wpis "0wy". Przyszła pora na wymianę ogumienia, wszak na komplecie Racing Raplhów Evo 2.1 jeżdżę od nowości, a więc jakieś 2500 km. Głównie po asfaltach, do czego przecież nie zostały stworzone, ale i w ostrym terenie i wysokich górach sobie użyły. Ich stan wizualny mówi sam za siebie. Tak wyglądają opony zajeżdżone przez 90kg osobnika na przestrzeni półtorej roku;)
Dzielny Rafałek po przejściach :) © k4r3l

Wraz ze zmianą opon przyszła mi na myśl lekka modyfikacja i zamiast jednego kompletu opon zaopatrzyłem się w dwa. Głupota, prawda? No ale cóż, nie jestem Blake'iem Carrington'em, więc wszystko odbyło się po kosztach :) Dzisiejszy odcinek sponsoruje literka K - wybór padł bowiem na firmę Kenda i modele: Karma i Khan :)
Od lewej: Kenda Karma 2.2 / Kenda Khan 1.75 © k4r3l

Karmy wiadomo, w góry, na szlaki. Rozmiar 2.20 to najszerszy na jakim mi było dane jeździć, przy Rafałkach wyglądają jak czołg, choć wg producenta różnica w szerokości jest niewielka: 56 do 54 na korzyść Karmy. To także moja pierwsza opona zwijana, a więc lżejsza i delikatniejsza od drutowych poprzedniczek. Do tego ta cena w porównaniu z konkurencją... Zobaczymy czy to wszystko będzie miało wpływ na 'awaryjność' - oby nie :)
W teren pojadę na tym :) © k4r3l

Na asfalty wybrałem, po niedługim namyśle, Kendy Khan o wymiarze 1.75. Dodatkowo wersja ta jest wyposażona w jakąś ceramiczną wkładkę (http://kenda.pl/index.php?page=k-shield), która ma zmniejszać ryzyko przebicia. Choć mając w pamięci Kajmanowego gwoździa dochodzę do wniosku, że niektórych rzeczy po prostu nie da się przeskoczyć... Oponki prezentują się zadziornie i już nie mogę się doczekać jakiegoś asfaltowego uphillu :) Oczywiście ważą sporo, ale to mnie akurat nie interesuje w tym wypadku, ważne, żeby się dobrze toczyły i wolno ścierały :)
A po asfalcie toczyć się będą Khany :) © k4r3l

Na zmianie ogumienia się nie skończyło, bowiem dotarło do mnie, że dwie tak różne opony oznaczają dwie różne wartości, które wklepujemy do licznika. Niestety moja Sigma nie posiada takiej funkcji, więc powoli rozglądam się za czymś oferującym taką możliwość... Drugą rzeczą, która wydaje się niezbędna przy tej konfiguracji to dobra pompka - kto dysponuje czterema kółkami problem rozwiązuje zapewne przy pomocy kompresora. Jednak dla mnie machanie miniaturową pompką wszędzie poza trasą jest delikatnie mówiąc mało komfortowe, więc pora chyba wybrać jakiś model stacjonarny z manometrem i dobrą końcówką:) Być może będzie to właśnie takie cuś:

Ok, to tymczasem! Nie wrzucajcie za dużo zdjęć, żebym się z zazdrości nie pochorował jeszcze bardziej :) Pozdro!

Kocierz do znudzenia (tym razem po pracy:)

Czwartek, 28 kwietnia 2011 · Komentarze(15)
Nowa płyta Totem już na rynku, więc warto się zainteresować :) Jakoś tym razem mi nie podeszła od razu, ale jest tu kilka świetnych kawałków. Wybrałem ten spokojniejszy, w którym Wera udowadnia, że nie tylko ryczeć potrafi, ale i klawo zaśpiewać. Enjoy!


Po pracy do Ani by odebrać Medżika, który nie wrócił ze mną po świetach, wszak lepiej późno niż wcale spalić nagromadzone tłuszcze :) A przybyło ich aż 4 kg :) W pracy dzisiaj przemeblówka - taszczenie regałów na 2 piętro (bo winda była za mała) to nic przyjemnego :)
Popas Medżika nad Żywieckim :) © k4r3l

Uzupełniam zapasy Oshee - mogę wybrać z 4 różnych kolorów/smaków, bo Ani spiżarka jest jak dobrze zaopatrzony barek dla rowerzystów, ale i nie tylko :) Padło na duet czerń i turkus :) Zresztą, wszystkie są bardzo smaczne i chyba spełniają swoją rolę - a może to tylko autosugestia?:)
Dziś wyjątkowo ładny widok z Tresnej ;) © k4r3l

Chwila przerwy nad Żywieckim - w tygodniu wały w Zarzeczu znacznie bardziej wyludnione, więc jedzie się git! Na podjazdach i otwartych przestrzeniach wieje dokuczliwy wiatr, ale z drugiej strony przynosi on potrzebne orzeźwienie, tyle tylko, że w pedał trzeba mocniej depnąć :)
Troszkę dalej i równie piękny widoczek :) © k4r3l

Na drodze sporo aut, więc olewam Międzybrodzie i śmigam szybko w stronę Żywca, by za moment odbić na spokojniejszą trasę przez Łękawicę i oba Kocierze. Tam też jak zwykle wiatrowe apogeum, ale do tego już przywykłem.
Napieranie przez Kocierz Moszczanicki;) © k4r3l

Odbijam sobie na podjeździe pod przełęcz, który, biorąc pod uwagę wcześniejszą harówkę w pracy, przebiega zadziwiająco dobrze. Trochę we znaki dają się plecy - to chyba wina długiego mostka, a może za nisko umieszczonej kierownicy? Albo plecaka ;) Po niespełna 18 minutach kręcenia pod górę melduję się przy zajeździe.
Kocierz zdobyty - 17m46s :) © k4r3l

Na koniec już tylko zjazd do Andrychowa. Uważajcie na tym odcinku, bo drogowcy łatali dziury i zostawili trochę syfu na drodze. Zresztą o wszystkim informują znaki, nie mogłem tylko zgodzić się z jednym - ograniczyć prędkość do 30 km/h - więc jechałem o 20 więcej. Szkoda trochę okładzin na hamowanie a i przyjemność z tego żadna;)

Baba, pedały i góry ;)

Sobota, 23 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Zapakowawszy świąteczną babkę w plecak udałem się standardem w kierunku południowo-zachodnim ;). Gdyby nie ona pewnie wybrałbym wariant terenowy (Kocierz, a następnie szlak czerwony i niebieski w kierunku Tresnej - a więc pasmo Jaworzyny), ale bałem się, że nie dojedzie w jednym kawałku ;) Z pozytywów to ostatni przejazd przez zielony szlak uświadomił mi, że w terenie, w górach można już bez problemu śmigać. No cóż, może następnym razem...
Przez Targanice :) © k4r3l

Pod Przełęcz Beskidek wspinam się w największym upale - słońce wysoko i mocno praży - nie ma lekko, ale podjazd stosunkowo szybko mija. Na szczycie krótki postój i prawie 7 km zjazd do Porąbki przez Wlk. Puszczę. Odcinek ów wyłożony kompletnie nowym asfaltem, więc i przyjemność z jazdy spora.
Pasmo Jaworzyny - maybe next time ;) © k4r3l

Przed zaporą w Porąbce odmachuję kcpr1 - nie było okazji do pogadania, bo tam pobocza brak a i objazd z powodu remontu mostu w Kobiernicach spowodował, że ruch na tym odcinku jest znacznie bardziej obfity. Generalnie bikerów na trasie mnóstwo - naliczyłem ok 20 sztuk, co daje 1 bikera na 2 km trasy :)
Popas nad Żywieckim ;) © k4r3l

Na pozostałym odcinku bez rewelacji - spodziewałem się więcej patroli policyjnych, ale nie spotkałem żadnego, pewnie pojawią się dopiero w poniedziałek. Na moment zawitałem nad Jezioro Żywieckie - chwila wytchnienia na jednej wolnej ławeczce i pora ruszać w drogę. Ogólnie jechało się git, ale powiewający wiatr skutecznie obniżał średnią.
Chmura nad Skrzycznym :) © k4r3l

Misja baba na rowerze zakończona powodzeniem. Na koniec pokropiło, ale był to na szczęście tylko straszak. Wieczorem pobłyskiwało się w oddali i na tym się na szczęście skończyło... Spokojnego wypoczynku dla wszystkich BS'owiczy!

Popracowo - uphill & teren ;)

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Węgrzy w natarcu :) Szybki utwór na szybką trasę :)



W pracy zajob taki, że się czasem odechciewa, ale w drodze powrotnej obmyślam złowieszczy plan krótkiego rowerowania. Pada na klasyk objeżdżony przeze mnie do znudzenia. Ale jest na tej trasie wszystko: interwały, ciekawy podjazd, widoczki, terenowy odcinek oraz asfaltowy zjazd gwarantujący błyskawiczny powrót ze średnią 40km/h :) Mniej więcej wygląda to tak:

Jeden z mini-podjaździków :) © k4r3l

Początek podjazdu :) © k4r3l

Poziom wyżej :) © k4r3l

Zasłużony odpoczynek :) © k4r3l

Szlak zielony, czyli terenowy debeściak! ;) © k4r3l


I na koniec mapka (niestety, tak szybko się zbierałem, że Holux nie zdążył złapać sygnału, więc brakuje ok 4km odcinka;)

Uphill beskidzki ;)

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(24)
Wake up! Ten numer znalazł się na soundtracku do Matrixa - filmu, który już 12 lat trzyma taki poziom, że współczesne produkcje do pięt mu nie dorastają a rzeczony utwór został wpleciony w finałową scenę niemalże idealnie! A Rage Against The Machine to klasa sama w sobie - reaktywowali się na koncerty, więc jeżeli tylko będą u nas, nie ma bata - jadę :)


Plan był prosty, jest pogoda jest kręcenie. A więc kilka zaplanowanych na ten rok uphill'ów w Beskidzie Małym. Przede wszystkim - Przegibek od strony Międzybrodzia. Wierzcie lub nie, ale jeszcze tego wariantu nie jechałem:) Pora więc na niego.
Standard przez Czaniec... © k4r3l

Podjazd sprawia wrażenie ciągnącego się w nieskończoność, głównie za sprawą długich, lekko wznoszących się prostych w Międzybrodziu. Jednak od momentu pierwszej serpentynki zaczyna się jazda górska ;) Sprawdzam GPS'a - oczywiście się świnia wyłączyła po drodze, więc liczyć zaczyna od momentu którejś z rzędu sperpentynki. Trudno :)
Serpentynka na podjeździe pod Przegibek... © k4r3l

Na Przegibku las aut, parking zawalony na maksa i nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby tam zrobić postój. Robię go nieco niżej przy malowniczej widokówce z Klimczokiem w tle! :) Pieprzona "turystyka samochodowa" doprowadza mnie ostatnio do szału. Niech to paliwo wskoczy na 6 zeta, to może będzie chociaż w weekend spokój na drogach...
Widokówka na B. Śląski poniżej przełęczy ;) © k4r3l

W Straconce fragment wydrukowanej mapy Wujka Google niezbyt zdaje egzamin, stąd małe kluczenie aż w końcu postanawiam nadłożyć drogi i wrócić na właściwy szlak. Żółty, w kierunku Łysej Przełęczy, zwanej również Siodłem. Fajna okolica, szlak jak najbardziej podjazdowy z jednym dosłownie 100 metrowym odcinkiem wyłożonym kamolami. Powyżej przełęczy spotykam bajkera i pytam o czarny szlak, którym on właśnie wyprowadził rower, Mówi, że na zjazd OK, ale ponoć robili go na siłę, bo jakiś bogacz postawił sobie chałupę na przełęczy i musieli zreorganizować przebieg szlaku. Wniosek: masz kasę, jesteś bogiem i nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa. Żegnamy się z bajkerem, on uderza czerwonym na Magurkę, ja mam trochę inny plan - również Magurka (909 m n.p.m.) ale asfaltem - czyli tradycyjny uphill beskidzki ;>
Kaskada przy ul Małej Straconki ;) © k4r3l

Trochę kręcę się przy Stalowniku - kolos robi wrażenie, podobnie jak wybrukowana droga prowadząca do niego. Koszmar :) Dalej czeka mnie fragment ruchliwą o każdej porze ul. Żywiecką. Na światłach odbijam w stronę Wilkowic i praktycznie od tego momentu zaczyna się zdobywanie Magurki. Choć ten właściwy podjazd jest znacznie później.
Czarny szlak z Łysej Przełęczy w kierunku Stalownika;) © k4r3l

Magurka, to prawdziwa su..a :) Oczywiście podjechanie jej w czasie poniżej 25 min. uważam, za mistrzostwo świata, może ze świeżym zapasem sił, ale po dwóch przełęczach zajęło mi to coś koło 31 minut (lol):) Po drodze wkurwiają mnie zjeżdżające audice i bmw - na wąskiej drodze, pełnej spacerowiczów z dziećmi, turystów - typowy objaw bezmyślności, próżności, lenistwa i lansu, zwany w skrócie debilizmem. Na szczycie coś się szykuje, są jakieś fundamenty i ogólny syf, błoto, a turyści zamiast na polance siedzą przy schronisku. Nie zabawiam tam długo, wykonuję telefon do bazy w Kalnej z meldunkiem, że zaraz tam się stawię :)
Zrujnowany Stalownik ;) © k4r3l

Po przyjeździe na miejsce wcinam przepyszną jajkownicę na masełku i z boczkiem (dzięki Anik!:), uzupełniam Oshee (tak to reklama, bo dobre :) i po tym małym co nieco mogę się zbierać w drogę powrotną :) Nie mam siły na walkę z kolejnym długim podjazdem, więc zamiast przez Kocierz, wracam tak jak wczoraj, przez Wielką Puszczę. Sporo patroli policji na drogach i dobrze, bo debili nie brakuje... Pod Przełęczą Targanicką opadam z sił (to już 90 kilometr więc nie ma się za bardzo czego wstydzić :), zrzucam ze średniej i młynkuję pod górę do samego końca ;)
Medżik na Magurce podziwia panoramę Beskidu Śląskiego ;) © k4r3l

Powrót już wiadomą trasą, bez zbędnego szarpania się. Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że do "setki" brakło 100m, mówi się trudno, masochistą nie jestem :) Jest pretekst by to poprawić :) Najbardziej martwi mnie jednak brak całkowitej sumy podjazdów, ale myślę, że spokojnie do uzyskanego wyniku można dodać z 200m :)

P.s. dorzucam garść fotek, co by zaspokoić potrzeby niektórych bikestatowiczy:)

Pasmo Klimczoka :) © k4r3l

A pod Magurką rewolucja :) © k4r3l

Ostatni zakręt przed szczytem :) © k4r3l

Na szczycie rewolucji ciąg dalszy :) © k4r3l

Sharp ride through hell ze Skrzycznym w tle :) © k4r3l

Droga przez Łodygowice :) © k4r3l