Wpisy archiwalne w kategorii

60-100

Dystans całkowity:9558.42 km (w terenie 1026.50 km; 10.74%)
Czas w ruchu:525:11
Średnia prędkość:17.87 km/h
Maksymalna prędkość:82.10 km/h
Suma podjazdów:172112 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:191 (98 %)
Suma kalorii:47639 kcal
Liczba aktywności:124
Średnio na aktywność:77.08 km i 4h 18m
Więcej statystyk

Żywiecki uphill ;)

Poniedziałek, 15 kwietnia 2013 · Komentarze(8)
Szwecja. Kraj mlekiem i metalem płynący ;) Dziś zarzuciłem sobie na uszy kilka starych płytek reaktywowanego ostatnio Transport League. Niedługo wydają nową płytę i kto mniej więcej czai klimaty Entombed czy Danzig ten wie, że będzie miał do czynienia z brudnym, bujającym rock'n'rollem. Dobrze nakręca do jazdy ;)


Mówiłem już, że urlop w poniedziałek to najlepsza rzecz w całym tygodniu?:) Dziś pogoda jak z bajki, no może odrobinę wietrznej bajki, ale i tak było bosko - pierwszy raz na krótko od kolan w dół ;) Się więc wybrałem pouphillować, bo wczorajsza setka była baaardzo płaściutka, hehe. Na dobry początek Przełęcz Kocierska, później Przełęcz Ślemieńska i chwilę później Przełęcz Rychwałdzka, po raz pierwszy ul.Szkolną, gdzie nachylenie momentami ścinało z nóg ;)
Podjazd ul.Jasnogórską :) na Przełęcz Ślemienska ;) © k4r3l

Później, żeby trochę rozprostować ścięgna pocisnąłem do Tresnej - na zaporze chwilowy postój; w międzyczasie przebiegał jeden trenujący gość - trzeba Wam wiedzieć, że raz do roku, albo dwa, nie pamiętam dokładnie, organizowany jest tutaj maraton dookoła Jeziora Żywieckiego. W Międzybordziu spotkałem kolarza z kołem w ręku - podjechałem spytać czy nie potrzebuje pomocy, właśnie rzucał k*rwami do słuchawki - oponę szlag trafił. Na takie coś raczej nie mógłbym nic zaradzić, więc pożyczyłem mu powodzenia i odjechałem - był z okolic Żarnówki, więc nie tak wcale daleko domu.
Na przełęczy - okolica zachwyca :) © k4r3l

A to już okolice Rychwałdu - widoczek na ośnieżaone Skrzyczne ;) © k4r3l

Wielka Puszcza to temat na osobny wpis - o każdej porze roku urzeka. Dziś wyjątkowo raczyła mnie słońcem prześwitującym przez gałęzie drzew i szumem potoku, którym zima spływa z Beskidu Małego ;) Na zjeździe z Przełęczy Targanickiej wyrzuciło mnie na zakręcie (żwirek) i wylądowałem w niewielkim rowie ograniczonym na szczęscie wysoką ścianką, także tylko się do niej "przytuliłem", hehe. Pierwsze (oby i ostatnie;) szlify i stłuczenia zaliczone!
Prawie w domu ;) © k4r3l

Niniejszym namawiam wszystkich do poniedziałkowych urlopów - jeden taki w miesiącu i od razu człowiek czuje, że żyje ;) Widać, że nie tylko ja miałem taki plan, bo na drogach spotkałem sporo kręcących. Roboty drogowe na Żywiecczyźnie w toku - co chwila przejeżdżałem przez powycinane fragmenty dróg gotowe do załatania - pod tym względem nic się nie zmieniło, co roku ta sama przeprawa :/

Brain damage :)

Niedziela, 24 marca 2013 · Komentarze(12)
Dziś nie mogło pojawić się tutaj nic innego. Bo właśnie dziś fani Pink Floyd świętują 40-lecie (tak, tak! ) chyba najbardziej rozpoznawalnego albumu, który wg różnych źródeł na całym świecie sprzedał się w liczbie prawie 50 milionów egzemplarzy i tym samym znajduje się w pierwszej trójce najchętniej kupowanych płyt wszechczasów! Imponujące, prawda? Jako, że jest to koncept album uprasza się by słuchać w całości od A do Ż! ;) See you on the dark side of the moon :)


Do tego tripu pasowałby jednak "Brain Damage", bo chyba mnie powaliło, żeby jechać tak daleko przy -5*C o czym się przekonałem w samej końcówce, gdzie wypizgało mi na zjeździe z Kocierza i dodatkowo odcięło! Ale po kolei. Tradycyjnie szybki szpil przez Czaniec, Porąbkę i oba Międzybrodzia w pięknym, popołudniowym słońcu. Praktycznie do Rychwałdku ze średnią 29km/h - czuło się power.
Klasyczny widoczek Beskidu Małego ;) © k4r3l

Schody zaczęły się w momencie kiedy podjechałem pod sklep, gdzie okazało się, że włożony uprzednio do kieszonki w spodenkach banknot 20 złotowy wyfrunął wpizdu, nawet nie wiem jak, ani tym bardziej gdzie. Cóż, oby znalazł go ktoś, kto akurat będzie potrzebował go najbardziej ;) Mnie w jednej chwili żołądek skurczył się do rozmiarów ziarnka grochu. Byłem, jak to mówią, w czarnej dupie, nawet nie na półmetku a przede mną dwa dość mocne podjazdy - zachwalane przez Jeremiksa Hucisko, no i Kocierz...
Taka ulicap owinna być w każdej wsi i w każdym mieście ;) © k4r3l

Na dodatek miałem na kilku odcinkach ostro pod wiatr (wschodni, prawie 15km/h :/), co jeszcze bardziej mnie demotywowało. Ratowałem się co jakiś czas słodką, coraz zimniejszą herbatą z termosu i zimną (naturalne kostki lodu included;) wodą mineralną. Kiedy w Koconiu dokonałem nawrotu siły jakby wróciły, znów można było cisnąć 30 parę kilo na godzinę, ale nie oszukujmy się, miałem jakby z górki, hehe.
Z Huciska rozlegają się bajeczne widoki! © k4r3l

Nie mniej ładne są po drugiej stronie w Koconiu ;) © k4r3l

Podjazd pod Kocierz drugi raz z rzędu na odcięciu, zjazd jak wspomniałem na początku, zachęcający do używania łacińskich zwrotów potocznie uznawanych za obelżywe. W domu, kiedy tylko palcach wróciło czucie (hehe), przyrządziłem herbacinę po góralsku i wspomogłem się gorącym prysznicem. Co za ulga! No tak, niedziela palmowa, to i palma odbija :)
Na własnych śmieciach, choć województwo jeszcze śląskie ;) © k4r3l


Beskid na okrągło ;)

Niedziela, 17 marca 2013 · Komentarze(11)
Ponoć najnowsza płyta Davida Bowiego to najważniejsza premiera tego roku. Trudno się z tym nie zgodzić, bo chyba mało kto spodziewał się tak genialnego powrotu. Ja jednak mam dla Was jego stary kawałek, który Tarantino wykorzystał w kultowej scenie swojego przedostatniego filmu "Bękarty wojny". Efekt - ciary, ciary i jeszcze raz ciary!


Znowu zrobiła się zima, a ja jak na złość założyłem sliki. Żeby jednak odpuścić taką aurę? E-e, trzeba wykorzystywać każde pogodowe okienko, zwłaszcza, że pomimo lekkiego mroziku piękne słońce zachęcało do jazdy. Wymyśliłem sobie Przegibek i jak będzie ok, to powrót dłuższym wariantem. Przed Porąbką natknąłem się na Niradharę i, uwaga!, Kajmana! - jednak te nasze apele odniosły skutek i Piotr zadebiutował jeszcze tej zimy na rowerze :) Porozmawialiśmy chwilę a później odprowadziłem ich do centrum Porąbki, gdzie nasze drogi się rozeszły.
Kajmany w środowisku naturalnym ;) © k4r3l

Na głównych arteriach asfalty mokre, na lokalnych z kolei ślisko. Przegibek poszedł sprawnie, jak na pierwszy raz w tym roku - w Międzybrodziu minąłem się z jednym bikerem, natomiast na zjeździe do Bielska mijałem dwóch podjeżdżających od Straconki kolarzy. Zawitałem na chwilę pod Magurkę Wilkowicką, ale odpuściłem uphill, zwłaszcza, że czekał mnie powrót przez dawno nie jechany Kocierz. Znalazł się jednak jeden śmiałek, który zatrzymał się nade mną chyba z zamiarem wjazdu na szczyt....
Kolorwa tablica historyczna pod Magurką :) © k4r3l

Dalsza droga bez ekscesów, bo ruch jak na niedzielę przystało umiarkowany. Trochę pod Kocierzem osłabłem (jednak jazda na kanapkach to nie to samo co po makaronie;) i trochę się wlokłem. Rower uświniony, więc po powrocie tylko krótka konserwacja, bo na mycie za zimno...

Suchą szosą do Suchej ;)

Niedziela, 10 marca 2013 · Komentarze(13)
Nowa Alicja jakoś specjalnie mnie nie wciągnęła, choć z ostatecznym werdyktem wstrzymam się do premiery albumu. Poprzedni był zaskakująco dobry, więc są szanse, że panowie i tego materiału nie położą ;)


Niedzielne przedpołudnie prezentowało się wyjątkowo parszywie. Z zapowiadanych 10 stopni zrobiły się tylko 4, na dodatek chmury nie wyglądały zachęcająco. Zaufałem prognozie meteo, założyłem sliki i pojechałem do... Suchej ;) Drogi o dziwo suche, ruch znikomy. W samej Suchej Beskidzkiej spokojnie choć zimno. Powłóczyłem się po rynku i zawitałem pod zamek.
Pod zabytkową karczmą... ;) © k4r3l

Momentami na trasie był ogień.. armatni ;) © k4r3l

Jako że niedziela trafiłem pod 'dom kościelny', w którym urzęduje sobie poseł PiSu, a obok jest jeszcze salon ślubny - niezły trójkąt ber.. beskidzki, hehe. Uciekłem stamtąd w kierunku Wadowic ruchliwą jak diabli dwudziestką ósemką. Już zapomniałem jak ta trasa potrafi zmęczyć, podjazdy dawały w kość - to jednak nie to samo, co spokojny uphill na Kocierz... Minęło mnie dwóch machających bikerów - szacun ;)
Złooooooo ;) © k4r3l

W Papalandzie nie byłem wieki, stąd naszła mnie refleksja, że JPDrugi się pewnie w grobie przewraca jak patrzy na ten zabetonowany i wybrukowany rynek - no ale interes musi się kręcić, gdzieś te tłumy przyjezdnych trzeba przecież ugościć. Najlepiej niech posadzą tyłki na betonie... Bez kombinowania ze szlakami rowerowymi wróciłem główną drogą do Andrychowa. Szaro i ponuro, ale z perspektywy siodełka jakby lepiej ;)
Dżizas, w lecie to tu musi być patelnia ;) © k4r3l


/

Wokół jeziora ;)

Poniedziałek, 4 marca 2013 · Komentarze(12)
Nie tak dawno temu obchodziliśmy 33 rocznicę śmierci Bona Scotta - niezrównanego i wyjątkowego frontmana AC/DC! Skończył, co tu dużo gadać, marnie, ale to co po sobie pozostawił jest już nieśmiertelne i nikt mu tego nie odbierze! Trochę wesołego rock'n'rolla na dobry początek tygodnia ;)


Wybierałem się na ten urlop jak sójka za morze, w końcu się udało 'zabookować' jeden dzień i to na dodatek poniedziałek! Generalnie większość wita ten dzień niemrawą "kur*ą" rytualnie rzuconą tuż po przebudzeniu. Tak mam i ja, ale nie dziś. Dziś miało być inaczej. Pojechałem z myślą okrążenia Jeziora Żywieckiego. Na zaporze spotkałem sympatycznego kolarza z Kęt, który za dwa miech skończy 60tkę. Niezły jubileusz! On zawrócił na drugą zmianę, ja pojechałem w kierunku Żywca...
Bikestats! ;) © k4r3l

Chciałem sobie dychnąć w parku, ale słowo daję, to miasto jest antykomunikacyjne. To, że pobłądziłem to osobna kwestia, ale wystarczy, że człek przegapi jeden skręt i musi drałować kolejną rundę dookoła. Jednekierunkowych tam jak psów, tłok na ulicach, ludzi od groma. Wcale się nie dziwię Jeremiksowi, że tak często stamtąd wybywa w dalsze trasy, hehe.
Dziś wyjątkowo bez 'szczytowania', raczej płasko ;) © k4r3l

Olałem centrum i pojechałem na wały. Zjechałem nad samo jeziorko co przypłaciłem kilogramami szlamu na kołach, napędzie. Nawet pod tarczą zaczęło nieprzyjemnie zgrzytać, więc zdjąłem koło i wyczyściłem szczelinę między okładzinami... W drodze powrotnej sobie przypomniałem o "Krokodylach" i Funiu. Telefon, memory fajf i po chwili byłem w Kobiernicach.
Nadjeziornie, górsko, epicko! © k4r3l

Porozmawialiśmy chwilę z Elą i Funiem, Piotra niestety nie zastałem. Co do Funia, głównego gwiazdora, to ciężko go już nazwać psiną, bo wyrósł z niego owczarek-olbrzym! Bardzo sympatyczny zresztą, co widać na poniższych zdjęciach. Powrót przez Wielką Puszczę, a na końcu... do roboty, bo w tzw. międzyczasie miałem chyba z 5 telefonów. I weź tu urlop... ;)
najpierw cukierek © niradhara

a potem buzi © niradhara


;)

ps.nowe kółka idą do centrowania, standard ;)

761

Niedziela, 17 lutego 2013 · Komentarze(9)
Kidneythieves to nie tylko elektronika wepchana pomiędzy kąśliwe gitarowe riffy, to także akustyczne nagrania ukazujące głębię i wrażliwość tej muzyki. Tutaj wersja unplugged kawałka "Before I'm Dead", który w oryginale (również zajebistym;) pojawił się w filmie "Queen of the Damned". Ja tego nie widziałem, ale może ktoś widział i skojarzy ;)


Wyjazd raczej spontaniczny, chciałem pokręcić się po bliskiej okolicy ze wskazaniem na Kozubnik. No i faktycznie do Kozubnika dotarłem swoim ulubionym wariantem, czyli przez Bukowiec a później podjazdem ul.Karpacką. Budynki jeszcze stoją, śladów po rzekomym inwestorze brak. Może to i lepiej? W takiej formie to chyba zdecydowanie bardziej kultowa miejscówka, choć pytanie brzmi jak długo jeszcze te budynki będą opierać się próbie czasu?
Ul. Karpacka i najbardziej charakterystyczny budynek Kozubnika ;) © k4r3l

Z Kozubnika chciałem wracać przez Kocierz, ale w Międzybrodziu Żywieckim skusiłem się na wizytę przy dolnej stacji kolejki w celu małego rekonesansu. Jakoś tak wyszło, że na tym nie poprzestałem. Trochę wyżej, czyli gdzieś tak w od połowy drogi na Żar droga stawała się coraz bardziej biała. Mówię Wam, inny świat, piękniejszy - nie to co ta szaruga w dole i mokre asfalty. No i tym sposobem miałem 'terenowy' podjazd pod Żar;) Na szczycie widoków brak i zimno, a na dodatek oszczekał mnie stróżujący tam owczarek (swoją drogą współczuję biedakowi - mam nadzieję, że ma chociaż wypasioną budę), więc czym prędzej zacząłem odwrót. Chyba pierwszy raz czas podjazdu i zjazdu były tak do siebie zbliżone, hehe.
Żar w III aktach - parking pod stacją kolejki, mgła i szczyt :) © k4r3l

Na dole wybiłem sobie Kocierz z głowy i postanowiłem wracać przez Wielką Puszczę. Palce w stopach powoli zaczęły się odzywać, a na dodatek zaczęło wiać i ściemniać się. Przez Puszczę szybciutko pod Targanicką, tam butowałem trochę, żeby poprawić sobie krążenie przedniej części stopy. Ostatnie kilometry w kompletnej ciemności - dobrze, że chociaż lampkę tylną zabrałem i oczojebnego kurtalona a la Funio ;)

ps. podany uphill różni się od tego, co podaje GPSies, gdyż jest średnią wskazań odbiornika gps oraz wyliczeń GPSies :)

HZ: 21% - 0:44:35
FZ: 24% - 0:52:13
PZ: 46% - 1:38:44


Błotny Beskid Mały :)

Poniedziałek, 17 września 2012 · Komentarze(15)
Czasami mam problem z dodaniem odpowiedniej muzyki, bo tej dobrej jest naprawdę cała masa i co chwila ukazują się świetne krążki. Tym razem będzie absolutna nowość, najnowszy album Devina Townsenda. Posłuchajcie tylko jaki wspaniały, wręcz baśniowy klimat tworzy jego wyczesany wokal w duecie, z jak zwykle zjawiskową, barwą Anekke. Dwa najlepsze na tę chwilę głosy w muzyce rockowej!


-> MisterDry czyli Bartek skrzyknął swoich ziomków (-> Piksel oraz -> Outsider) i wczesnym rankiem opuścili Częstochowę i przyjechali w zakosztować trochę Beskidu Małego. Miało być jak najwięcej terenu, więc wybór padł na zielony szlak wiodący przez Gancarz w kierunku Leskowca. Ostrzegałem ich przed jednym ostrym podejściem właśnie pod sam Gancarz, ale w rzeczywistości było ich w sumie z 3-4 (bardziej lajtowe).
Gancarz - pierwsze wspólne foto po morderczym wypychu :) © k4r3l

To co zastaliśmy pod Gancarzem ostro siadło nam na psychę, ale humory nie odpuszczały. Szlak z wąskiej rynny, którą jako tako zawsze dało się wleźć na szczyt zmienił się w dwumetrową autostradę o chyba jeszcze większym nachyleniu niż wcześniej. Luźne kamienie i tony błota nie ułatwiały wspinaczki. To oczywiście efekt zwózki drzewa:/
Co można inego robić przy mapie?:) © k4r3l

Między Gancarzem a Groniem JPII zaliczam mini-glebkę z powodu nie wypięcia się z SPD. Co ciekawe na podjeździe, więc większych strat, oprócz dziury w kolanie, brak. Ale "klątwa Leskowca" podtrzymana, hehe. Pod schroniskiem tłumy, kiełbaska się piecze, dzieci z oazy tańczą i śpiewają, a my udajemy się do budki z zimnym, lanym browcem. W takich okolicznościach smakuje wybornie, tylko jakby ciężej wsiąść na rower i ruszyć ;)
Główny organizator tej beskidzkiej wyrypy - MisterDry ;) © k4r3l

Na Leskowcu widoki raczej marne, ale nie zrażeni tym rozpoczynamy zjazd czerwonym w kierunku Łamanej Skały. Chłopaki z Częstochowy ostro wymiatają, nie wiem czy to wina ich karbonowych cudeniek czy też może doświadczenia i techniki. Pewnie jednego i drugiego, ale tak czy inaczej szacun. Ja z kolei wreszcie mogę robić podjazdy na młynku, co znacznie wpłynęło na płynność pokonywania wzniesień.
Burza mózgów, czyli namierzanie Groty Komonieckiego:) © k4r3l

W okolicach Smrekowicy chłopakom zachciało się poszukać Groty Komonieckiego. Szkoda, że jeszcze nikt tego należycie nie oznakował. My musieliśmy skapitulować, zadowoliliśmy się jedynie odnalezieniem źródełka, gdzie uzupełniłem wodę (nawet smaczna;)
Pamiątkowe foto na "Anuli", czyli moment przed wjazdem na kultowy zielony :) © k4r3l

Zielony w kierunku Łysiny to poezja. Pisałem to wielokrotnie, napiszę raz jeszcze: to najlepszy szlak w Beskidzie Małym! Po drodze w okolicy Gibasów Gronia zaliczamy epizod serwisowy. Outsider łapie kapcia (sądząc po dziurce winny był jakiś kolec). Po drodze mijaliśmy naprawdę sporo ludzi, zawsze pełna kulturka, ale dopiero jakaś młoda matka z dzieckiem w nosidełku widząc nas zaczęła coś tam brąchać o PIESZYM szlaku. Nie wiem, ale dla mnie były to zawsze szlaki TURYSTCZNE. Nieważne.
Chłopaki cisną pod górkę, a kto robi zdjęcie?:) © k4r3l

Na Ścieszków Groniu rozsiadamy się na polance "pod drewnianym aniołem", czyli tej z najpiękniejszym widokiem w okolicy;) Anioł od ostatniego czasu teleportował się na słup energetyczny, szkoda, bo teraz dziwnie to wygląda. Chłopaki widać, że zadowolone, pogoda dopisuje. Niestety, ja się muszę zbierać, bo mam sprawę do załatwienia. Zostawiam ich pod czujnym okiem -> Jakubiszona (pisałem, że on też z nami jechał od początku?:) Mają w planach podjazd na Kocierz i potem jeszcze Potrójną i Jawornicę.
W takich okolicznościach przyszło nam urządzić popas:) © k4r3l

Wypad zaliczam do megaudanych, pomijajac to błoto, w które pakowaliśmy się przy każdej nadażającej się okazji i straty w sprzęcie (usyfiony napęd, zgubiona moja niezawodna, 14letnia tylna lampka - kto bieże lampkę w góry?). Stuprocentowe MTB, w prawdziwych, górskich warunkach, a nie takie jakieś na ścieżkach wysypanych żwirkiem. Dzięki za wypad chłopaki.

Na koniec dwie zacne panoramki: -> widok z przełęczy Anula oraz -> panorama spod Wielkiego Gibasów Gronia.

HZ: 20% - 1:13:4135
FZ: 28% - 1:45:18
PZ: 40% - 2:30:24

10.000km z Bikestats :)

Środa, 15 sierpnia 2012 · Komentarze(12)
Szwedzka Katatoniato perełka na skandynawskiej scenie, ich ewolucja z albumu na album to postawa godna naśladowania. Premiera najnowszego krążka zbliża się wielkimi krokami, więc jeśli lubisz ambitne rockowe granie to dobrze trafiłeś:)


Trzeba było godnie uczcić taki jubileusz:) Pojechałem na Hrobaczą (ileż można na ten Kocierz ciągle jeździć?:). Czas od głównej do schroniska 26:53! Pod krzyż się nie pchałem, bo raz, że za duże kamienie, dwa spotkałem Jakubiszona, który dzisiaj porwał się na zaliczenie wszystkich ważniejszych szczytów w Beskidzie Małym - miazga co ten chopok wyprawia! ;) Zaraz na początku gorszej połówki podjazdu pojawiło się nieprzyjemne błotko, będące efektem zwózki drzewa :/ Jeszcze gorzej się po czymś takim zjeżdżało...
Cel nr 2 :) © k4r3l

Ja dzisiaj wyjątkowo skromnie pokręciłem, bo po Hrobaczej udałem się tylko na Żar, gdzie spotkałem pewnego jegomościa z Aeroklubu Bielskiego, byłego mistrza. Pogadaliśmy trochę o lataniu na paralotni, wznoszeniu (czyli takim szybowcowym uphillu:) i o rowerach :) Jak się okazało jego żona pochodzi z Andrychowa, hehe. Na szczycie oblężenie - oczywiście najliczniejsi to "kolejkowicze" - łatwo poznać, głównie po obuwiu (kozaki (!) - to chyba przeciw żmijom :D, balerinki, sandałki, etc. :)
Kuba ciśnie pod Żar :) © k4r3l

Po ostrym zjeździe w Międzybrodziu się rozdzieliliśmy, Kuba pojechał zdobywać Magurkę a ja tylko, w drodze do domu, marną Przełęcz(kę) Targanicką:) Przed Porąbką minęła mnie dość długa kolumna zabytkowych autek (od Trabanta po Cadillaca:) Jednym Słowakom w takiej "perełce" się naraziłem, bo mnie strąbili kiedy wziąłem się za wyprzedzanie wolniejszej rowerzystki. A co to, że niby rowerzysta to wolno jechać musi? Rękę wystawiłem, więc nie wiem w czym mieli problem...

A tu poniżej taka panoramka z Żaru wykonana w darmowej i co najważniejsze online'owej aplikacji Dermandar



ps. Koncert Madonny dokładnie rok temu to pikuś przy moich dzisiejszych
przewyższeniach i dystansie! \m/

HZ: 31% - 1:02:15
FZ: 19% - 0:36:55
PZ: 40% - 1:19:32


Dookoła Jeziora Żywieckiego ;)

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · Komentarze(5)
Ostatnio Dominik zapodawał na blogu regionalny hip-hop, to ja sprezentuję Wam najbardziej znaną hardcore'ową kapelę z Bielska-Białej, w której śpiewa sympatyczna nauczycielka języka polskiego:) Właśnie zamówiłem sobie ich najnowszą płytkę, bo jest ogień! Oi!


Dzisiaj wreszcie można było gdzieś pojechać, niebo odrobinę pojaśniało, ale wciąż było bliżej deszczu niż dalej. Udało się nie zmoknąć. Na pierwszy ogień poszedł "dawno nie jeżdżony" Kocierz. Na dojeździe do Żywca niespodzianka - droga zamknięta (naprawiają jakieś osuwisko) - objazd w stronę Rychwałdku i wjazd do zakorkowanego centrum od cmentarza. Dalej szybki myk na puściutką obwodnicę i kierunek Bielsko.
Remont mostu w Kocierzu Moszczanickim;) © k4r3l

Powrót przez Tresną i ponownie Kocierz. Jakoś gorzej się jechało w tą stronę. Na podjeździe zatrzymała mnie para turystów - zgubili zielony szlak. W sumie się nie dziwię - po wyjściu z lasu na drogę oznaczenia nagle znikają. Pewnie ktoś wyciął nie to drzewo co trzeba...
Budowa ekspresówki na wysokości Łodygowic © k4r3l

Detonatory są ok, chociaż szalonej różnicy szybkościowej nie ma. Mało tego, mam wrażenie, że na zjazdach jadę wolniej (może to przez ich mniejszą wagę? Albo, co bardziej prawdopodobne, strach przed nieznaną mieszanką? hehe)

Standard środowo-czwartkowy:)

Czwartek, 9 sierpnia 2012 · Komentarze(12)
Czy tylko ja mam wrażenie, że ten cover Iron Maiden jest lepszy od oryginału?:) Jest moc, w końcu to klasyka!


Nie chce mi się rozdrabniać i robić dwóch osobnych wpisów, więc połączę 2 w 1. Zwłaszcza, że trasa oklepana. We środę z rana było bardzo ciepło. Powrót w czwartkowy wieczór w zgoła odmiennych warunkach - mocny wiatr i już niższa temperatura. Odczuwalna jednak tylko na początkowych zjazdach, po krótkiej rozgrzewce było mi już ciepło.
Dobre miejsce na reklamę gwarancją sukcesu :) © k4r3l

Po poniedziałkowej przygodzie z oponą postanowiłem zamówić komplet nowych i porządniejszych, które już za mną od jakiegoś czasu chodziły. Wybór padł na Maxxisy Detonatory w wersji drutowej 1.5 (60TPI, 5,5 Bar max.), czyli typowo asfaltowe przecinaki.
Asfaltowe przecinaki Maxxis'a;) © k4r3l


Poniżej tego, z racji swojej wagi, raczej nie zejdę:) Co ciekawe w obydwu andrychowskich sklepach rowerowych dętek pod ten rozmiar brak. Ale jak się dowiedziałem od jednego sprzedawcy on sam zakłada standardowe 1.75 - 2,2 i nie ma problemu (niektórzy wręcz zalecają rozmiar szerszą niż opona dętkę). Nabiłem do 5 barów i czekam na poprawę pogody, bo póki co jest do dupy.