Wpisy archiwalne w kategorii

30-60

Dystans całkowity:10702.89 km (w terenie 1826.50 km; 17.07%)
Czas w ruchu:618:41
Średnia prędkość:16.84 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:215214 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:57468 kcal
Liczba aktywności:252
Średnio na aktywność:42.47 km i 2h 30m
Więcej statystyk

Nóżka zaczęła podawać pod górkę;)

Czwartek, 12 września 2013 · Komentarze(5)
Z cyklu TERAZ POLSKA kawałek z płyty, która w roku bieżącym jest moim absolutnym numerem jeden w skali nie tylko krajowej. Panie i panowie: oto powracający w znakomitej formie łódzki Tenebris! Ps. domyślam się, że odbiór tego utworu może być ciężki, dlatego zaleca się przesłuchanie "Alpha Orionis" od a do z - wtedy czuć magię najpełniej!


Czwartek. Dzisiejszy trip to powtórzony wtorkowy, asflatowy trening (2 x Przełęcz Kocierska) z podwójną Przełęczą Targanicką, czyli taki uphillowy "le big mac", hehe. Kręciło się wybornie, wtorkowe zamulanie odeszło w niepamięć. Teraz już tylko zmienić ogumienie na jakiś konkretniejszy bieżnik i przypomnieć sobie jazdę w terenie, bo w sobotę maraton w Istebnej, w którym postanowiłem, z racji braku laku, wystartować. Nie ma to jak stanąć na starcie po raz pierwszy w ostatnim wyścigu cyklu (hehe), ale zachciało mi się podładować adrenaliną i endorfinami przed zbliżającą się zimą ;) No i jest okazja spotkania się dawno niewidzianymi kumplami :)
Szybko zaczyna już niestety zmierzchać :/ © k4r3l

Popołudniowy Żar ;)

Czwartek, 5 września 2013 · Komentarze(6)
Uczestnicy
Polska to kraj, który cierpi niedostatek dobrych wokalistów. I nie zmieni tego żaden "Voice of Poland". Na szczęście są (choć w tym przypadku już raczej: były) zespoły, które stanowiły wyjątek. Broken Betty jest/był jednym z nich...


Dostałem cynk, że na Żar wybiera się Janusz z Lamą, więc postanowiłem wyjechać im na spotkanie. Zadzwoniłem z zapory w Porąbce do Janusza i po kilku minutach już byli na miejscu :) Obaj na szosach, więc trochę popsułem im imidż swoim rozklekotanym góralem ;) Sam podjazd bez napinki, odpuściliśmy nawet jednemu takiemu pro-szoszonowi - a niech ma! ;)
Radek wartko napiera ;) © k4r3l

A to już Janusz na ciekawym tle ;) © k4r3l

Ze szczytu świetne widoki, każdy focił na lewo i prawo, bez opamiętania. Szybka przebierka w jakieś cieplejsze ciuchy (w moim i Radka przypadku to tylko rękawki), Janusz nie wiedzieć skąd wyciągnął kurtalona;) i zjazd. Na dole jeszcze krótka integracja-aklimatyzacja pod wiatą przystanku i ruszyliśmy pozwalając sobie po drodze na kilka szalonych sprintów w stronę Kobiernic, gdzie na rondzie sobie podziękowaliśmy i każdy popedalił w swoją stronę ;)
Ładnie było na szczycie :) © k4r3l

I ładnie na dole ;) © k4r3l

Wymuszone niziny ;)

Niedziela, 1 września 2013 · Komentarze(2)
Wspomnienie sobotniej trójkowej Ciemnej Strony Mocy:


Od rana deszcz, więc szlag trafił ambitniejsze plany. Na szczęście dziś ostatni dzień Mistrzostw Świata w RPA, więc na nudę narzekać nie można było. Najpierw emocjonujący eliminator XC a później festiwal szaleństwa podczas zawodów downhill'owych. Zza chmur zaczęło przebijać się słońce, co uznałem za dobry omen i po poszukiwaniu jesiennych ciuchów byłem gotów. Jednak nadciągające od zachodu granatowe chmurzyska zweryfikowały mój początkowy optymizm. Trzeba było uciekać w przeciwną stronę, czyli na płaskie... Raz do roku można sobie pozwolić ;)
P(ł)aścizna z górkami w tle ;) © k4r3l

Po kilku mocno interwałowych odcinkach na rozgrzewkę pojechałem czerwoną rowerówką w stronę Wadowic po drodze odbijając na Frydrychowice, Przybradz i Głębowice. Mimo longsleave'a i rękawków wcale nie było mi za gorąco, natomiast gacie 3/4 to fajny wynalazek. Najbardziej ucierpiały uszy - nie było czasu na poszukiwanie buffa, więc poratowałem się słuchawkami z muzą ;) Po drodze, jak na płaski i stosunkowo otwarty teren, wiało dość mocno, ale postanowiłem się nie dać. Trening zakończyłem dokładnie po 2h ze średnią ponad 26km/h, więc nie było tak źle ;) A no i suma summarum przewyższenia jakieś wyszły;)

Uphill Łysina ;)

Sobota, 31 sierpnia 2013 · Komentarze(6)
Niby płyta z tego roku, a brzmi jak sprzed czterach dekad! Do tego ten archaiczny klip! Taka sytuacja ;)


Miał być lajtowy wypad nad jezioro w celu kontemplacji nad kończącym się sezonem letnim lecz nic z tego nie wyszło, bo przegoniły mnie deszczowe chmurzyska. W Łękawicy na rozjeździe nie chcąc pchać się w oko cyklonu postanowiłem odjechać w przeciwnym kierunku. A że po drodze była Łysina? No cóż, to tylko kolejne uphillowe wyzwanie. Ale za to jakie!
Na szczycie ponuro i wietrznie, ale bajecznie ;) © k4r3l

Na tej górce byłem już w tym roku 2 razy, ale zawsze docierałem tam terenem (zielony szlak z Łamanej Skały). Z Łękawicy można tam dostać się całkiem przyzwoitym asfaltem. Ten krótki (~3km) lecz stromy podjazd z dwoma wypłaszczeniami po drodze oraz mega-sztywna (ponad 11%) końcówka wyciska z człowieka siódme poty. Dziś dodatkowo im wyżej tym mocniejszy wiał wiatr i pojawiały się pierwsze krople deszczu. Nagrodą za wjazd jest wyjątkowa panorama praktycznie całego Beskidu Żywieckiego!
ps.
Po drodze minąłem się również ze zjeżdżającym na nowej kolarce Krzyśkiem (chyba mnie nie poznał:), który powracał z wypadu na Żar z Dominikiem. Oprócz tego także kilku innych szoszonów mierzyło się z Kocierzem...

Nad jezioro ;)

Wtorek, 23 lipca 2013 · Komentarze(5)
Szybki wypad nad Jezioro Żywieckie. Nie lubię się spóźniać, więc wyjeżdżam z delikatnym zapasem. Po 9 km okazuje się, że był to słuszny wybór - łapię gumę. Zabieram się do wymiany i orientuję się, że nie mam łyżki, a z tego co pamiętam Conti MK II dość opornie wchodził na rafkę. Szczęście w nieszczęściu w podsiodłówce rozkręcił mi się doszczętnie multitool i za sprawą trzymających w kupie wszystkie klucze dwóch listw z mocnego tworzywa ściągam oponę ;) Wymiana dość sprawna udaje się nawet nie pobrudzić za bardzo - pobocze oferuje wszystko, nawet prymitywny podtrzymywacz do dopiero co nasmarowanego łańcucha ;)
Klameczka naprawiona i dętka w koszyku na bidon ;) © k4r3l

Powrót w naprawdę dobrym tempie - krótki pobyt na wałach w Zarzeczu zrobił mi naprawdę dobrze ;) To chyba zasługa tamtejszego wyjątkowo sprzyjającego mikroklimatu ;)

Leskowiec na szybko ;)

Sobota, 20 lipca 2013 · Komentarze(5)
Grzejemy szwedzkiego d-beat'a ;)


Zmiana gum, dość tego asfaltu na jakiś czas. Mimo, że noc wcześniej trochę popadało wybrałem się w teren, na Leskowiec. Zmieniłem nieco konfigurację opon - z kąta wygrzebałem X-Kinga 2.2, na którego tak kląłem gdy miałem założonego z tyłu i wpieprzyłem na przód - swoją drogą mimo drobnego bieżnika to niezły balon! A na tył wciepałem niezniszczalnego Mountain Kinga II (również 2.2) - balon nieco mniejszy, ale klocki wielgachne!
Gdzieś w Rzykach ;) © k4r3l

Niestety tak zachwalany przeze mnie Triton marki Duro okazał się zużywać bieżnik szybciej niż przypuszczałem - w zasadzie po Trophy nadawawał się już tylko na wyjazdy po bułki. Tak więc szlag trafił mój początkowy entuzjazm - użyta w tym modelu mieszanka gumy ściera się zaskakująco szybko (może to moja waga albo styl jazdy?) i tu już wiadomo skąd taka niska cena...
Na Groniu JPII ;) © k4r3l

Continentale w tej konfiguracji pracują lepiej niż założone na odwrót - przede wszystkim nie ma tego dziwnego uślizgiwania się tylnego koła, bo w przeciwieństwie do nerwowego na beskidzkim szlaku X-K, MKII pięknie się do wszystkiego klei. Chyba jedynym słusznym rozwiązaniem jest założenie kompletu takowych, tak jak zrobił to Marc.
Chwilowa cisza na szczycie ;) © k4r3l

Podjazd właściwy to 4km terenem i 400m przewyższenia. Na szczycie kontemplacja i podziwianie widoków zagłuszona przez debili na quadach i crossach, pojeby jeżdżą po szlaku jak gdyby nic. A szkoda, bo Babia jak na dłoni, podobnie Pilsko i bliższe pasma. Zjazd prawie tą sama drogą z lekkim odbiciem na techniczny odcinek czarnego szlaku - tam to zawsze łapska odpadają. Szybki asfaltowy powrót na dogasającego gryla i zimny browar :)

ps. SMS od Jacka - dotarli z Jarkiem właśnie pod Wieżę Eiffla. Przejechali prawie 1600km w 8 dni. Szacun! Jutro więc można wytężać wzrok oglądając ostatni etap Tour De France w Eurosporcie - może gdzieś tam migną nam znajome twarze ;)))

Niewypał uphillowy.

Środa, 3 lipca 2013 · Komentarze(6)
Kategoria 30-60, bike: Medżik, Sam
Miał być kolejny fajny wieczorno-nocny trening, kolejna górka zaliczona po zmroku. Tym razem w stronę Przegibka z myślą o Magurce, na której mnie jeszcze w tym roku nie było. Wszystko szło bardzo sprawnie, wręcz planowo do momentu osiągnięcia przełęczy między Międzybrodziem a Bielskiem. Tam króki postój pod Gawrą i zaczęło się - mega kłucie spod żeber - chyba jakaś chamska kolka czy coś. Oddech płytki, bo po każdym głębszym ból był nie do zniesienia. Plany poszły się je..ać. Zawróciłem, zjazd ultra wolny, bez dokręcania, w ogóle jakakolwiek aktywność ruchowa ograniczona do minimum. Tak zjechałem do Międzybrodzia i dalej już nie mogłem - musiałem zejść z roweru i najgorszy atak przeczekałem na przystanku. Na szczęście po 10 minutach ból ustał i mogłem już zupełnie normalnie wrócić o własnych siłach do domu. Masakra...
Przegibek jaki jest każdy widzi ;) © k4r3l

Na szczęście powrót już w o niebo lepszych warunkach. Przejazd po zmroku przez Wielką Puszczę to niekończący się festiwal migoczących blado-zielonych światełek - takiej chmary świetlików jeszcze nie widziałem. Aż przystanąłem w pewnym momencie z wrażenia, bo zjawisko było niecodzienne. Dalej już bez udziwnień - Przełęcz Targanicka i do domu...

Asfaltowy rozruch ;)

Sobota, 8 czerwca 2013 · Komentarze(3)
Ok, a to kawałek z płyty absolutnie genialnej, którą wałkuję ostatnimi dniami non-stop. Filter trafił idealnie z klimatem w czas...


Pierwszy wyjazd po tygodniowej regeneracji na siedząco, hehe. Trophy dało w kość nie tylko sprzętowi ale i mnie. Organizm osłabł, doszło przeziębienie i ogólne osłabienie. Z piątku na sobotę reanimowałem 'medżika', który bardzo dzielnie spisywał się w Istebnej - nie oglądając się na karbony, Foxy i XTRy dowoził mnie do mety każdego etapu, hehe. Konieczna była wymiana linek i pancerzy - błoto było dosłownie wszędzie. Tradycyjny przegląd supportu to już formalność. Po tych operacjach korby kręcą się bezgłośnie a biegi zmieniają się wręcz rewelacyjnie - prawie pięcioletni XT shadow pomimo luzów pracuje nadal bardzo przyzwoicie.
Nieprzyjemnie na horyzoncie ;) © k4r3l

Dziś zwyczajna pętelka po okolicy, oczywiście z podjazdami - Przełęcz Kocierska i Targanicka included ;) Sliki założone i nabite do 5bar rozkręcają sprzęt całkiem nieźle niestety przenosząc wszystkie niedoskonałości terenu na ręce :/ Chwilowo teren mi zbrzydł, zresztą nie chcę tam się pakować zaliczając powtórkę z rozrywki. Na szlaku znajdę się ponownie jak tylko zniknie stamtąd ta pierdząca brązowo-szara maź ;)
Jedna z lepszych widokówek w okolicy ;) © k4r3l

Dla przypomnienia poniżej zamieszczam zebrane linki do relacji z wszystkich 4 etapów Beskidy MTB Trophy 2013 ;)
Etap 1 Czantoria
Etap 2 Rysianka
Etap 3 Wielka Racza
Etap 4 Salmopol, Kubalonka

MTB Trophy 2013 - etap 4

Niedziela, 2 czerwca 2013 · Komentarze(23)
Uczestnicy
-----------> MTB Trophy 2013 - etap 3

Czwarty i ostatni etap to była, dla kogoś kogo nie pokonały dotychczasowe warunki i zdążył się obyć z górami, formalność. Przynajmniej teoretycznie. 20 minut przed startem oddaję rower do regulacji przerzutek naszym niezastąpionym Czechom - mają polew jak widzą 'zabandażowaną' złamaną klamkę hamulca.
Chwila dla Medżika - czyli Czesi w akcji ;) © k4r3l

Tym razem Grzegorz nie przebierał w środkach i na dzień dobry grubą czarną krechą odkreślił ponad 20km odcinek między Grabową a Malinowską Skałą w związku z czym Klimczok wypadł z gry, a my jechaliśmy bezpośrednio z Salmopolu fragment szutrówką, by chwilę później puśćić się w dół niezłym singlem rozgrzewając tarcze do czerwoności. Okolice są mi znane, ale niektóre opcje, głównie zjazdowe to popis Golonkowej wirtuozerii.
A tak się robi kiedy nie ma potrzebnego rodzaju klocków pod ręką ;) © k4r3l

Dziś wszystko od samego początku układało się po mojej myśli. Przede wszystkim pogoda - wreszcie mocne, czasem nawet zbyt mocne słońce sprawiało, że na podjazdach wreszcie można było się porządnie spocić. Etap może krótki ale miał kapitalny flow, zjeżdżałem prawie wszystko, no może oprócz stromej końcówki na początkowym odcinku.

Zjazd ze Smerekowca to istny ogień i gdyby nie pozamykane na trasie szlabany byłoby ostro na maksa. Na pierwszym bufecie nawet się nie zatrzymuję, proszę tylko o izo, a dziewczyna wrzuca mi jeszcze banana do kieszonki i cisnę w górę. Ale nie ma nic za darmo - na zajebiście długim i radosnym podjeździe pod Grabową, podczas którego udało się zmiażdżyć psychę wyprzedanych proriderów orientuję się, że tylne koło pomimo zamkniętego poprawnie zacisku, lata mi na boki. Pytanie, zjeżdżać ostrożnie czy cisnąć na maksa? To w końcu ostatni etap, krótki, więc najwyżej dojdę z buta - no to ogień! W międzyczasie spotykam Maćka z TWRu, który ma problemy z piastą, co kilka obrotów pojawia się jeden jałowy. Dopinguję go by próbował, może zaskoczy i faktycznie udaje się. Ale Maciek to żaden leszcz - pod górę ma wyraźnie mocniejsze kopyto ode mnie a i na zjazdach śmiga jak kozica rzuacając na jednym z nich przez ramie: "puść te klamki!!" ;) Na jednym ze zjazdów pytam ciągle teleportującego się na trasie Grzegorza ile jeszcze do mechaników - odpowiada, że na końcu zjazdu za jakieś 4km, hehe. Po takich zjazdach to ręce odpadają.
Jeden z wielu podjazdów na Trophy ;) © k4r3l

Przy bufecie okazuje się, że to nie konusy tylko jakaś śruba, do tej pory nie wiem co to, bo jeszcze tam nie zaglądałem. Pytam tylko Czecha czy dojadę na tym kole, kiwa twierdząco głową - mając świadomość ich bezcennej wiedzy i ogromnego doświadczenia postanawiam zaufać mu jak najlepszemu przyjacielowi i rozpoczynam mozolny podjazdo-wypych w kierunku Cienkowa Wyżnego. Tuż przede mną gość zrywa albo łańcuch albo hak, mówię mu, że ma szczęście, że tu akurat są mechanicy - on ich chyba nawet nie zauważył, hehe. Po zdobyciu szczytu zaczyna się kolejna seria ostrych zjazdów przerywana od czasu do czasu widoczkami z rozległych polan.
Wreszcie suchy etap ;) © k4r3l

Zjeżdżamy nad zaporę w Wiśle i atakujemy niczym zawodnicy TdP Kubalonkę od strony zameczku. Początkowo ciągnę pedały żywiołowo, potem niepotrzebnie zagaduję się z Rosjaninem, odpuszczam, wrzucam młynek tylko po to by chłop mi uciekł na zjeździe, hehe. Na tym samym zjeździe mija mnie też Marek, niewiele brakło bym go dziś objechał, hehe. Po drodze dużo dopingujących dzieciaków pytających o bidony. Gdyby stali gdzieś przy ostrzejszych zjazdach na pewno by się obłowili;) Ostatni fragment to kultowe już singielki w lasku przed samą metą, niestety odrobinę błotniste i korzeniste, więc trochę się męczę. Na metę wpadamy jeszcze z innej strony cisnąc po ścieżce usłanej drobnymi kamyczkami. Przy linii końcowej stoi jeszcze Marc, z bananami na gębach przybijamy piąteczkę i odbieramy gratulacje razem z koszulką "Made in Bangladesh", ale z jakże kultowym napisem: F I N I S H E R!
Niekończąca się ucieczka ;) © k4r3l

Czas 3:46:31 (181/325), na międzyczasie lepiej od Marka o prawie dwie minuty (na końcu dołożył mi 21 sekund, Maciek był lepszy o 2 minuty, a Mariusz (szybszy o 25min) jak zwykle poza konkurencją ;)

--

Co za weekend! Bez dwóch zdań polecam każdemu udział w Trophy pod jednym tylko warunkiem: nie róbcie siary i nie przyjeżdżajcie w Beskidy pierwszy raz właśnie na Trophy. Znajdźcie czas i wpadnijcie tu kilka razy w roku, oswójcie się z długimi podjazdami i wymagającymi zjazdami, dla bezpieczeństwa przemnóżcie tę trudność jaką Wam to sprawia razy dwa, bo jak pokazała tegoroczna edycja hasło, które przyświeca tym zawodom, czyli: spodziewaj się niespodziewanego to nie tylko chwytliwy slogan, to przede wszystkim przestroga!

Po spakowaniu manatek udajemy się z Markiem, Mariuszem, Maćkiem (później dochodzi także Kamil) na pizzę - pełny talerz, 32cm na grubym cieście, z podwójnym serem i brokułami nie robi na mnie wrażenia - znika to w zastraszającym tempie. Zimne piwo smakuje jak nigdy! Wszystko co dobre szybko się kończy - słowa niby wyświechtane ale jakże adekwatne do tego co działo się w Istebnej przez ostatnie cztery dni! Było genialnie! Wielkie dzięki dla Maćka z TWRu, który w drodze do Krakowa podrzucił mnie do domu. Podziwam chłopaka za upór - na pierwszym etapie połamał karbonową ramę, ale go ukończył. Wrócił się jeszcze w ten sam dzień do Krakowa po drugi rower i mógł spokojnie wystartować i przede wszystkim ukończyć Trophy. Bez determinacji nie ma satysfakcji!

Było tak jak w tytule!<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/TLXo9IFVboY"> <embed src="http://www.youtube.com/v/TLXo9IFVboY" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object><br>
Jedyny oficjalny reprezentant BS na Trophy - reszta się chowała w innych team'ach ;) © k4r3l


Wyniki:
Open: 243/314, M2: 66
Całkowity czas jazdy:11:02:30.1

Krótki beskidzki szpil ;)

Sobota, 18 maja 2013 · Komentarze(14)
Nowy Filter na horyzoncie a tymczasem ostra grzałka z ostatniego jak do tej pory albumu "The Trouble With Angels". Panów z pewnością ucieszy obecność w klipie Carmen Electry ;) Zresztą, whatever, liczą się dźwięki ;)


Krótko, żeby przetestować rower przed niedzielną, konkretniejszą trasą. Wyczyszczone i nasmarowane łożyska w suporcie ucichły, teraz z kolei wyczuwam skrzypienie z okolicy mostka/sterów, hehe. Mam nadzieję, że to nie ze starości a jedynie z powodu syfu, który gdzieś tam się przedostał...
Kapkę terenu musiałem zaliczyć (w górę i w dół;) © k4r3l

Dziś bardzo wietrzny dzień więc wyjechałem dopiero pod wieczór. Pojechałem do Porąbki, potem Wielka Puszcza a na koniec zostawiłem sobie Kocierz terenem. Bardzo przyjemnie na trasie, spotkałem kilku rowerzystów w tym dwójkę pro-ubranych w jednakowe stroje - zero odzewu/gestu z ich strony, pfff... Końcówka trasy w towarzystwie olbrzymiej tęczy, którą też uwieczniłem na załączonej panoramce ;)
Beskidowo-tęczowo ;) © k4r3l


ps. mapka w kształcie galopującej lamy :D