Miał być kolejny fajny wieczorno-nocny trening, kolejna górka zaliczona po zmroku. Tym razem w stronę Przegibka z myślą o Magurce, na której mnie jeszcze w tym roku nie było. Wszystko szło bardzo sprawnie, wręcz planowo do momentu osiągnięcia przełęczy między Międzybrodziem a Bielskiem. Tam króki postój pod Gawrą i zaczęło się - mega kłucie spod żeber - chyba jakaś chamska kolka czy coś. Oddech płytki, bo po każdym głębszym ból był nie do zniesienia. Plany poszły się je..ać. Zawróciłem, zjazd ultra wolny, bez dokręcania, w ogóle jakakolwiek aktywność ruchowa ograniczona do minimum. Tak zjechałem do Międzybrodzia i dalej już nie mogłem - musiałem zejść z roweru i najgorszy atak przeczekałem na przystanku. Na szczęście po 10 minutach ból ustał i mogłem już zupełnie normalnie wrócić o własnych siłach do domu. Masakra...
Na szczęście powrót już w o niebo lepszych warunkach. Przejazd po zmroku przez Wielką Puszczę to niekończący się festiwal migoczących blado-zielonych światełek - takiej chmary świetlików jeszcze nie widziałem. Aż przystanąłem w pewnym momencie z wrażenia, bo zjawisko było niecodzienne. Dalej już bez udziwnień - Przełęcz Targanicka i do domu...
Komentarze (6)
Może to przetrenowanie, czasami trzeba usiąść, odpocząć i napić się piwa :)
Jako wieczny hipochondryk i panikarz zacząłem podejrzewać najgorsze, ale jak przeszło to już przestałem się przejmować ;) Świetliki są naprawdę super trzeba tylko wyjechać trochę poza miasto :)
Szkoda, że się nie udało, ale za to świetliki są super też właśnie wróciłem z wieczornej wycieczki. Są ich tysiące. Pozdrawiam, głowa do góry niedyspozycja zdarza się nawet najlepszym.
Uu mam nadzieje ze nic powaznego. Kolke mialem ze 3 razy, ale zawsze szybko przechodzi jak sie odpusci albo zejdzie z rowera :/ Oby nie stan przedzawalowy ;)