Wpisy archiwalne w kategorii

Sam

Dystans całkowity:20124.17 km (w terenie 1696.70 km; 8.43%)
Czas w ruchu:999:58
Średnia prędkość:19.80 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:350273 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:127786 kcal
Liczba aktywności:420
Średnio na aktywność:47.91 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Kocierz v.2.2

Poniedziałek, 13 maja 2013 · Komentarze(3)
Teraz kawałek z płyty idealnie wpasowującej się do tego wszystkiego co dzieje ostatnio za oknem... Ponownie Szwedzi z Wolverine z ich ostatniego jak do tej pory albumu "Communication Lost". W ten sposób pokutuję fakt, iż przespałem kilka ich płyt ;) Tak dużo dzieje się w muzyce dobrego, że nie sposób wszystkiego ogarnąć. No, to moje mocne postanowienie poprawy, hehe.


Ależ mi głód jazdy doskwierał. Po totalnie wykańczającym psychicznie weekendzie nadszedł wcale nie lepszy poniedziałek, jednak po południu przestało padać i jakby się przejaśniło. O wyjeździe w teren mogłem zapomnieć, więc postanowiłem wytopić trzydniowego lenia na podjazdach. Z obszernego menu zafundowałem sobie podwójny Kocierz, podwójną Targanicką i na deser dwie krótkie, choć strome i sztywne tasiemki w tej samej okolicy. Na dobrą sprawę, gdyby dorzucić do tego jeszcze 'trzeci podjazd kocierski' wyszłaby z tego dobra traska do robienia siły ;) Opon nie zmieniałem, dopompowałem tylko powyżej 3bar i mimo rozmiaru 2.2 kręciło się nadzwyczaj dobrze. Czasami dłuższa przerwa jest wskazana, nie ma się co przepalać...
A po drodze było tak ;) © k4r3l


Lipa a nie trening :/

Czwartek, 9 maja 2013 · Komentarze(4)
Bez sensu ten wyjazd. Z roboty wróciłem zmęczony i wcale nie miałem ochoty na jazdę, ale jak zobaczyłem weekendową prognozę to się zwlokłem, przebrałem i pojechałem. Ale co to była za jazda... Zaduch, zero wiatru i znowu to popieprzone cykanie z supportu - może za mocno ostatnim razem skręciłem miski? Do tego doszła rozregulowana przerzutka - pora chyba wymienić pancerze i linki, bo tak dłużej być nie może... Na domiar złego skrzypiące siodło dało o sobie znać. Zdegustowany zawróciłem po kilku kilometrach i ledwie liźnięciu terenu. Po powrocie szybki serwis, podczas którego okazało się jeszcze, że tylna piasta złapała luz i coś niepokojąco zaczęło tam stukać... Normalnie rower orkiestra! ;)

Wokół Leskowca na czuja ;)

Niedziela, 5 maja 2013 · Komentarze(14)
Kiedyś moja ulubiona kapela, dawno tego nie słuchałem. Piękna rzecz!


Spontan po dawno albo wcale nie jeżdżonych szlakach. Spodziewałem się trochę taszczenia roweru, ale nie aż tyle. Ale to było upodlenie na własne życzenie - zachciało się zjechać ze szlaku i poeksperymentować. Żeby było śmieszniej na dzień dobry zaliczyłem glebkę na zielonym szlaku w okolicach Andrychowa. Leżąca w poprzek szlaku gałąź vs Karel: 1:0 ;) Milczeniem pominę wypych na Bliźniaki (572m n.p.m.) - to akurat było wkalkulowane w trip, natomiast dalsza część żółtego to już inna bajka - 5km kapitalnego zjazdu do wsi Koziniec niedaleko Świnnej Poręby.
Po mozolnym wypychu ;) © k4r3l

Widok na estakadę i tereny, którę za kilka lat znikną pod wodą ;) © k4r3l

Tam rozpocząłem poszukiwania zielonego szlaku, jednak bez powodzenia. I tak nieoznakowaną drogą zwózkową (trzeba dodać wyjątkowo bardzo dobrej jakości) kierowałem się na azymut i po kilku kilometrach dojechałem do poszukiwanego zielonego. Będzie trzeba nim zjechać, żeby sprawdzić gdzie się zaczyna ;)
Popas w przyjemnych okolicznościach ;) © k4r3l

Konkretny uphill w stronę Gronia JPII ;) © k4r3l

Na Leskowiec tym razem nie wjeżdżałem, a pod schroniskiem na Groniu byłem ok.14 i standardowo zamówiłem dużego okocimia oraz dla odmiany słuszną porcję frytków ;) Żeby nie powtarzać ubiegłotygodniowych odcinków wymyśliłem sobie zjazd czerwonym do Krzeszowa. Szlak ten jest świetny, przy dobrych warunkach przejezdny w dwie strony, niestety dziś, po 2 dniach intensywnych ulew, nadawał się tylko na zjazd. Było wodniście i błotniście, ale na tym etapie było mi to obojętne. Poza tym po piwku jakby blokada na zjazdach puściła i można było przygrzać w dół ;)
Dolny odcinek czerwonego - kumulacja strumeni ;) © k4r3l

A to już migawka ze szlaku skałek ;) © k4r3l

Z Krzeszowa skierowałem się na Targoszów by tam wspiąć się do pasma, z którego dopiero co zjechałem, jednak gdzieś zgubiłem planowany zielony szlak i znalazłem się na tzw. szlaku skałek. Generalnie nie polecam w tą stronę, dużo pchania mało jazdy ze względu na strome i kamieniste odcinki...
Ostatim razem krajobraz w tym miejscu zasnuty był mgłą ;) © k4r3l

Przerwa na Potrójnej... ;) © k4r3l

Droga powrotna już cały czas w siodle - tradycyjnie czerwonym szlakiem przez Łamaną Skałę, Potrójną i Kocierz. Na Anuli jak i Potrójnej krótka pogawędka z turystami, Ci pierwsi proponowali mi zjazd na zimne piwko do Krzeszowa, ale z przykrością musiałem odmówić ;) Powrót z Kocierza standardowo zielonym szlakiem, na zjazdach już dużo pewniej. I z takiego niepozornego tripu wyszło prawie 70km, gdzie 45km to ciężki teren a 29km to same podjazdy! ;)

Nieudany wypad + obszerny test opony :)

Piątek, 3 maja 2013 · Komentarze(6)
Dziś wszystkie portale muzyczne i nie tylko obiegła w błyskwicznym tempie wiadomość o śmierci Jeffa Hannemana - założyciela, głównego kompozytora, gitarzysty i tekściarza ikony thrash metalu - Slayer. 30 lat gry, 10 albumów, tysiące koncertów - to musi budzić szacunek!


To jeden z najkrótszych wyjazdów w sezonie, raptem 9km ale przynajmniej jest pretekst, żeby coś napisać ;) Rano sms od Seby, potem telefon do Wojtka i Kuby - plan zakładał wypad na Magurkę. Niestety w Czańcu się rozlało na maksa, Kuba drugi raz w ciągu kilku dni zerwał łańcuch, a na dodatek mnie coś irytująco cykało w supporcie... Mimo wszystko byłem zdziwiony, że po drodze spotkałem kilku zapaleńców: najpierw małą grupkę a później jeszcze dwie sztuki - jak widać majówka pogody nie wybiera... Żeby było śmieszniej zajebista pogoda ma być od poniedziałku, hehe. Przy okazji przetestowałem kurtkę Accenta - model Aqua jest przeciwdeszczowy chyba tylko z nazwy, może nadaje się na wiosenną mżawkę ale przy konkretnym opadzie wymięka... Jak się komuś nudzi zapraszam do lektury małego testu opony raczej nieznanej, choć wg mnie bardzo dobrej jak się okazuje marki...
Przymusowy postój na granicy województw ;) © k4r3l

Lekka, dobrze wykonana, zwijana i tania opona do MTB - może się zdziwicie, ale taka utopijna wizja wcale nie jest skazana na porażkę. Kiedyś gumą, która w prawie stu procentach odpowiadała temu opisowi była Kenda Karma wybierana przez liczne grono zwolenników górskich eskapad i zawodników. Nie była to jednak guma uniwersalna o czym świadczyły słabe osiągi w terenie błotnistym i grząskim. Jednak w tym przypadku mało która flagowa opona Schwalbe, Conti czy Maxxisa daje radę w takich warunkach i trzeba sięgać po ogumienie dedykowane. To jednak oznacza dodatkowe koszty i ma sens chyba tylko w przypadku jazdy na poziomie zawodniczym. W każdej innej sytuacji poradzimy sobie na tradycyjnych oponach, z tym że będzie odrobinę weselej kiedy trafimy na błoto (czyt. dancefloor;) Na Karmach przejeździłem dwa sezony w Beskidach - głównie Małym i Śląskim. Rozmiar 2.2 sprawia, że jest to jedna z szerszych gum, co wpływa znacznie na pewność w prowadzeniu roweru. Kiedy przyszedł czas na zmianę postanowiłem poeksperymentować i wybrać coś z wyższej półki, choć ciągle w wersji ekono - padło na Continentala i sugerowany przez producenta zestaw: Mountain King (w moim przypadku MK II) na froncie / X-King, oba w rozmiarze 2.2. O ile przedni MKII to opona, którą w pełni mogę zarekomendować (niezbyt szeroka, za to znakomicie wgryza się w glebę i ma bardzo dobrą przyczepność) o tyle wolałbym jak najszybciej zapomnieć o 'królu'. Już na dzień dobry zaskoczyły mnie drobniutkie, niskie i rzadko rozmieszczone klocki przypominające trochę Racing Ralpha. No cóż, dla 85kg rowerzysty to trochę za mało w Beskidy o czym przekonałem się już na drugim kontrolnym wypadzie w okolice Złotej Górki / Kocierza (B.Mały). Po powrocie okazało się, że opona jest lekko nacięta (prawdopodobnie winowajcą był jakiś ostry kamień) i brakuje kilku jakby urwanych klocków. Na dodatek mógłbym dużo napisać na temat przyczepności na szlakach, a raczej jej braku. Ciągłe gubienie kontaktu z podłożem doprowadzało mnie do szewskiej pasji i jak szybko ją założyłem, tak jeszcze szybciej ściągnąłem i rzuciłem równowartość ponad 80PLN w kąt.Nie chcąc kolejny raz przepłacać postanowiłem poszukać czegoś tańszego. Karmy już nie kupicie tak tanio jak kiedyś (jak ktoś miał szczęście mógł wyrwać tą oponę za niecałe 50PLN!). Ale tak się złożyło, że googlując za nowymi oponami trafiłem do sklepu sprzedającego... części do crossów/quadów i całego tego zmechanizowanego off-roadowego światka :) Zaciekawił mnie zwłaszcza jeden odnośnik, a mianowicie "Opony rowerowe MTB" a w nim kilka sztuk ogumienia o różnym przeznaczeniu i rozmiarach (od szosowych przecinaków po pancerne gumy do 29tek) jednego producenta: firmę Duro.
Trójząb w pełnej krasie ;) © k4r3l

Pierwsze słyszę, pomyślałem, ale zacząłem przeglądać i tak trafiłem na swój poszukiwany ideał. Jako, że jeszcze się nie zreformowałem i wciąż jeżdżę na 26'' to wybrałem model Triton w jedynie słusznym rozmiarze 2.20 i całkiem sympatycznym oplocie 60TPI. Darmowa przesyłka kurierska jeszcze bardziej zachęciła mnie do zakupu. Wizualnie oponka sprawiała bardzo dobre wrażenie. Klocki wyglądały na solidne i gęsto rozmieszczone. Zwłaszcza ucieszył mnie boczny bieżnik z naprawdę dużymi i trwałymi klockami, które przynajmniej teoretycznie powinny zapewnić dobrą przyczepność i stabilność w terenie. Tak szybko się pośpieszyłem z montażem, że zapomniałem o ważeniu, ale umówmy się, w takiej cenie to nie jest najważniejszy parametr. Producent podaje jednak, że jest to ~620g, a więc jeżeli wierzyć tym zapewnieniom bardzo przyzwoity wynik. Cechą charakterystyczną tej opony jest kierunkowość bieżnika, oczywiście możemy założyć ją odwrotnie zyskując prawdopodobnie kilka procent przyczepności kosztem szybkości, ale nawet i bez tego ten ważny w górach aspekt jest jakim trakcja wypada znakomicie. Nie było absolutnie żadnego problemu z montażem, bo trzeba przyznać, że trafiały mi się egzemplarze opon tak ciasnych, że każdorazowa zmiana przyprawiała mnie o skok ciśnienia. Oponę wcisnąłem na tył i w konfiguracji Continental MKII / Duro Triton ruszyłem na podbój Beskidu Małego (Żar-Kocierz-Leskowiec-ŁamanaSkała-Ścieszków Groń). Wszystkie te niedogodności wymienione przy okazji jazdy na Continentalu X-King zwyczajnie ustąpiły. Skończyło się nerwowe uślizgiwanie, skakanie po drobnych kamyczkach. Żeby jednak tak było musicie pamiętać, by nie przekraczać 3 BAR. Przy mojej wadze oscylującej w graniach 85kg, po uprzednim napompowaniu oponki do ciśnienia 3.2 BAR zmuszony byłem, po chwili wjechania w teren, o spuszczenie nadmiaru powietrza, co znacznie wpłynęło na komfort jazdy. Szlaki tego dnia były zawilgocone, wokół panowała gęsta mgła, temperatura nie przekraczała 15 kreski a na dodatek dzień wcześniej padało. Na ziemi wciaż sporo liści, a pod nimi cała masa niespodzianek. W takiej sytuacji chyba żadna opona nie będzie idealna, ale Triton (charakterystyczny, turkusowy trójząb na boku opony:) walczył dzielnie. Opona toczyła się pewnie i tak samo czułem się ja popylając, z prędkością dochodzącą momentami do ~35km/h, zielonym szlakiem w stronę Łysiny. Dość istotny wydaje się fakt, że oponka nie zabierała wszystkiego z podłoża, a jeżeli już coś się znalazło między klockami, to nie miała problemu by się pozbyć dajmy na to mieszanki błota ze ściółką.
Bieżnik Tritona 2.20;) © k4r3l

Generalnie każdy kto choć raz odwiedził tą część Beskidów wie, że tu nie ma żartów i dobra guma (oprócz oczywiście sprawnych hampli) to podstawa bezpiecznego i komfortowego przejazdu tymi szlakami. Po 44km ciężkiego terenu wróciłem z tarczą - tajwański trójząb uchronił mnie od złapania gumy czy wypadnięcia poza szlak a to wszystko za jedyne 49,83. W tym momencie śmiecham z tych wszystkich, którzy bujają się na gumach wartych 3 razy tyle i wracam do sklepu zanim z półek poznikają albo w najlepszym wypadku podrożeją najciekawsze modele marki Duro. Polecam! ps. o namiary na sklep z darmową póki co wysyłką pytać na priva;)

Po Beskidzie na czuja :)

Sobota, 27 kwietnia 2013 · Komentarze(5)
Dziś nie wszedłem w dobrze w trening a to za sprawą nasłuchiwania skąd dochodzi cykanie i kilku postojów. Coś dostało się między tarczę i klocki, poluzowanie zacisków pomogło. Rozkręciłem się gdzieś dopiero na 10km, tuż po wjeżdzie w teren. Trochę dzisiaj poimprowizowałem a to głównie dlatego, że niektóre szlaki w okolicy nie nadają się pod rower, można jednak trafić na masę świetnych, nieoznakowanych bocznych ścieżek. Kilka z nich wypróbowałem nie mając jednak pewności, w którym miejscu zakończę szwędanie.
1.Fajny singielek, 2.Jawornica, 3.Boisko, 4. Poza szlakiem ;) © k4r3l

A kręciłem dziś w okolicach Złotej Górki, z którą związana jest pewna legenda. "Mówi ona, że w jaskini Złotej Górki mieli swoją kryjówkę zbójnicy, chodzący na wyprawy na szczudłach, wzbudzając tym samym popłoch wśród miejscowej ludności. Podobno skarby zbójców do tej pory znajdują się w pieczarze na stokach Złotej Górki." * Nie wyobrażam sobie chodzenia w takich warunkach na szczudłach, ale jak wiadomo, w każdej legendzie jest ziarnko prawdy :) Po objechaniu kilku naprawdę świetnych miejscówek wybrałem się jeszcze na Kocierz. Generalnie dużo dziś podjeżdżania w terenie, jednak nie było tak jakbym sobie życzył. Wszystko to wina tylnego X-Kinga - ta guma to totalne nieporozumienie w beskidzkich warunkach, tyle razy mnie dziś wybił z rytmu podjazdowego, że chciałem go pociąć na miejscu ;) Duży minus dla Continentala za tą oponkę. Co innego Mountain King II - ta pracuje bez zarzutu, kapitalnie wgryzając się w glebę i świetnie łykająca wszelkie przeszkody ;)

* wikipedia ;)

(Beskid) Mały rekonesans ;)

Czwartek, 25 kwietnia 2013 · Komentarze(4)
Muzyczki nie ma, bo jest jakiś problem - bug związany jak mi się wydaje z wprowadzonymi na BS zmianami w kodzie... Info poszło do Błażeja...


Od jakiegoś czasu nurtowały mnie wąskie, wijące się ku górze drogi w okolicach Przełęczy Targanickiej postanowiłem więc sprawdzić jedną z nich. Dla bywających w tych okolicach: pierwsza w lewo po zjeździe z ul.Beskidzkiej ;) Miałem małą nadzieję, że jakimś cudem uda mi się dojechać tamtędy na wspomnianą przełęcz, żeby to potwierdzić zapytałem jednego lokalesa dokąd prowadzi ta droga i czy czasem nie kończy się na czyjejś prywatnej posesji. Niestety, zbyt wiele się nie dowiedziałem. W efekcie po znakomitym asfaltowym podjeździe znalazłem się na dość szerokiej, dzikiej leśnej ścieżynie, która niestety szybko zamieniła nieprzejezdny teren... Tak to już jest, że raz na jakiś czas trzeba się przespacerować z rowerem na plecach, ale nowe ścieżki same się nie odnajdą :)
Na szlaku i poza szlakiem ;) © k4r3l

Dalsza część trasy już raczej klasyczna (kierunek Kocierz). Ale w drodze powrotnej postanowiłem sprawdzić jedną ścieżkę odchodzącą od zielonego szlaku. Jak się okazało wyprowadziła mnie na jedną z wielu asfaltowych serpentyn prowadzących na Kocierz. Pod względem płynności może niezbyt udana trasa, ale to wciąż dobry trening techniki podjazdowej :) Dla spokoju ducha zamówiłem oponkę Duro (firma produkująca ogumienie głównie do quadów:) Triton 2.2 - zwijana za niespełna 50 pln z przesyłką kurierską to tyle, co nic :D

ps. Blase poczynił od dłuższego czasu zapowiadane zmiany na BS. Pojawiły się m.in.: nowe aktywności nie mieszające w statystykach (tylko dlaczego brak trenażera?!), przycisk rozwijający mapkę dołączoną do wpisu, dokładniejszy (co do sekundy:) czas, dodawanie uczestników wycieczki, info, że "Komentarz został poprawnie dodany";), a nawet możliwość wyboru kraju wycieczki. Dzięki mu za to! Parafrazując Kinga: Bikestats poszedł naprzód! :)

To nie są góry dla słabych opon ;)

Środa, 24 kwietnia 2013 · Komentarze(5)
Z cyklu zespoły których już nie ma, ale może się jeszcze reaktywują :) Fiński Sentenced nie był jakimś wybitnie przełomowym bandem. Owszem, nagrali kilka naprawdę dobrych albumów i wyprodukowali trochę hitów, poza tym przeszli spory progres od melodyjnego death metalu do bujającego a niekiedy naprawdę melancholijnego rocka. Tak sobie przypomniałem o nich, bo dostałem demko młodego zespołu z Finlandii (Mind Mirror), który wyraźnie inspiruje się swoimi starszymi kolegami.




Podobny trening do poprzedniego. Trasa niemalże bliźniacza, choć odrobinę cięższa niż dzień wcześniej a to ze względu na ciut większe przewyższenia i niesprzyjający uphillowi teren na tym wariancie (luźne kamienie, gałązki). Zjazd zielonym na Przełęcz Targanicką już nie rynną jak wczoraj tylko wężykiem ($) w dwóch miejscach przecinając ten niezwykle stromy i kamienisty szlak.
Boisko na prawie 600m n.p.m. ;) © k4r3l

Dziś w oczy rzuciła mi się rysa na tylnym X-Kingu. Jak się okazało to dość pokaźne rozcięcie o długości ok.3cm i dwa ścięte w tej samej linii klocki... Nie wiem czy to czymś na dłuższą metę grozi, ale wygląda na to, że na Trophy założę wysłużoną Kendę Karmę - nie ma co ryzykować. Swoją drogą, po tych kilkunastu kilometrach w wymagającym terenie, śmiem twierdzić, że Continental X-King to był niezbyt trafiony wybór. Owszem, boczne ścianki ma grubsze niż Moutain King II, ale klocki są zbyt niskie i zbyt miękkie, a opona ma tendencję do uślizgiwania i kompletnie, podobnie jak Karma, nie radzi sobie na grząskim podłożu... Z kolei bieżnik MKII prezentuje się niezwykle rasowo, solidnie i pewnie 'ciągnie' rower na podjazdach! ps. aaa, byłbym zapomniał - zjazd narciarskim, mega lipa, to już wolę po asfalcie :D
Oponka, jak nazwa wskazuje, w swoim żywiole ;) © k4r3l

Leskowiec i witamina D3 ;)

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · Komentarze(10)
Ok, obiecałem drugiego singla od Filter i oto on. Krótko i na temat.


Dziś było zajebiście, choć zza szyb słońce przekłamywało - w rzeczywistości było o wiele chłodniej. Uzbrojony w rękawki, nogawki i buffa na szyję (gardło naparza mnie od kilku dni) wyruszyłem na podbój szlaków Beskidu Małego. Z Andrychowa najszybciej w teren wjechać przez Pańską Górę (okoliczny pagórek, miejsce niedzielnych eskapad wielu spacerowiczów;). Tam swój początek ma szlak zielony, który pomimo kilku wymuszonych podejść jest bardzo miodny i momentami ma niezły flow. Chcąc uniknąć najostrzejszego butowania, czyli wspinaczki pod Gancarz odbiłem w nieoznakowaną ścieżkę i wyjechałem w centrum Rzyk. Po krótkiej asfaltowej kręconce znalazłem się ponownie w terenie, by rozpocząć uphill szlakiem serduszkowym na Leskowiec.
Beskidzki miks cz.1 ;) © k4r3l

Na szlakach zaskakująco sucho, pojedyncze błotne niespodzianki oczywiście się zdarzają, ale nie są one jakoś szczególnie uciążliwe. Dużo ludzi na tym odcinku, który jest w całości podjeżdżalny. Problemy zaczęły się dopiero na wąskim, trawersującym singielku pod Groniem JPII - tam jeszcze pełno śniegu o błota, jechać się nie da! Ale to jedyne takie nieprzejeżdżalne miejsce, od schroniska po sam szczyt (oprócz kilku brudno białych plam) już bez większych niespodzianek. Na szczycie garstka ludzi i wyjątkowo ciepło jak na tą górę - można było uzupełnić witaminę D3 delektując się ośnieżonym szczytem Babiej Góry, który był dzisiaj na wyciągnięcie ręki...
Beskidzki miks cz.2 ;) © k4r3l

Powrót nieco inną drogą - przez Gancarz a później już po własnym śladzie, czyli szlakiem zielonym w przeciwną stronę, do samego Andrychowa. Mam nadzieję, że pogoda się nie spipcy, bo póki co warunki w Beskidach są idealne do treningu. A Trophy, tuż, tuż :)

Pierwszy teren w Beskidzie Małym ;)

Sobota, 20 kwietnia 2013 · Komentarze(9)
Z racji dzisiejszego niezbyt entuzjastycznego wypadu nutka również stonowana, wręcz ślimacza, zupełnie jak tempo, które towarzyszyło temu ultra-krótkiemu wypadowi. Alice in Chains wracają i to wracają w wielkim stylu - poprzedni singiel z nadchodzącej płyty był delikatnie mówiąc słaby, ale "Stone" jest już o piekło lepszy. Był jeszcze trzeci kawałek, który wyciekł do sieci ("Phantom Limb") i tam działo się naprawdę dużo dobrego. Warto poszukać razem z wujkiem google, bo youtube go automatycznie kasuje...


Kompletna padaka dzisiaj wyszła. Pierwszy teren na nowych laczkach Conti (XK 2.2 na tył i MKII 2.2 na przód), więc powinno być ekscytująco, zamiast tego było tak sobie. Uphill zielonym szlakiem na Kocierz bez szału, generalnie sucho, ale wciąż dużo liści. Aha, no i trafiłem na 2 quadowców i jednego crossowca - oni to się chyba nigdy nie nauczą od czego są szlaki turystyczne... Na szczycie zrobiło się zimno i wietrznie, a więc niezbyt optymistyczna aura.
Migawki z terenowego uphillu na Kocierz - jest sucho;) © k4r3l

Zjechałem sobie czarnym szlakiem do Nowej Wsi - niestety tamten odcinek to porażka. Miejscami wciąż zalegał śnieg a dróżki były porozjeżdżane, błotniste i pełne gałązek po wycince... Trzeba poszukać innej alternatywy. Dalej odechciało mi się dalszej jazdy a to dlatego, że wczoraj nieźle przylamiłem i składając support założyłem na odwrót podkładki co zaowocowało naprawdę lipną pracą przedniej przerzutki, hehe. Ale przynajmniej odnalazłem przyczynę trzasków, zgrzytów - niesamowity syf wewnątrz supportu. Może jutro będzie lepiej...
Tak wyglądał support po 1000km zimo-wiośny ;) © k4r3l


/

Kocierzowo-balonowo ;)

Czwartek, 18 kwietnia 2013 · Komentarze(4)
Już tyle razy wspominałem tutaj o Kidney Thieves i chyba jeszcze długo będę ;) W zasadzie mógłbym tutaj zamieścić wszystkie ich utwory, bo każdy z nich ma olbrzymi potencjał. Jedne to przebojowe piosenki z chwytliwymi refrenami, drugie to te nieco bardziej rozbudowane, wielowątkowe i z sekundy na sekundę kapitalnie się rozkręcające. I właśnie z tej drugiej puli utwór "Placebo", który totalnie mnie zdominował swoją transowatością. Piękny soundtrack z płyty "Zerospace", która ma już 11 lat a wciąż wgniata w ziemię! ps. jak ktoś lubi elektroniczne brzmienia jest też remix ;)


Jeszcze wiosna dobrze nie pokazała na co ją stać, a tu już powiało latem. Strasznie ciepły był dzisiejszy dzień, żal siedzieć w robocie w taką pogodę... Dziś trochę wcześniej niż ostatnio, w efekcie na wysokości kościoła w Targanicach siadłem na kole kolarzowi. A, że siodełko miałem coś za nisko, myślę zatrzymam się na chwilę, podniosę, żeby przy wyprzedzaniu delikwenta nie wyglądać jak pokraka, hehe. No i się deko przeliczyłem - koleś miał mocne kopyto - wiecie, to był taki kolarz przez duże "ka". Nagrodą pocieszenia była możliwość objechania na dalszym etapie wspinaczki "niedzielnego" bikera ;) Za ośrodkiem, na wysokości ostatnio remontowanego odcinka niespodzianka - balon! Ktoś znalazł sposób na interes - cała sztuka polegała na tym, że nikt nim nigdzie nie leciał, tylko wznosił się tylko na jakieś 15-20m a dalej nie puszczały go liny cumujące. Chętnych jednak nie brakowało ;) Tak mnie ten balon rozkojarzył, że zamiast kocierskiego uphillu była rekreacyjna przejażdżka, dlatego odbiłem w drodze powrotnej na Przełęcz Targanicką i również zrobiłem ją z obu stron. Koniec końców wyszło nawet intensywnie ;) ps. nowy support do rozkręcenia - trzeszczy i stuka jak popieprzony, a to raptem 1000km i 14000m :/
Tego jeszcze nie grali - miłe urozmaicenie codziennej trasy ;) © k4r3l