Wpisy archiwalne w kategorii

woj.małopolskie

Dystans całkowity:16634.63 km (w terenie 2585.20 km; 15.54%)
Czas w ruchu:934:07
Średnia prędkość:17.66 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:297074 m
Maks. tętno maksymalne:214 (110 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:115327 kcal
Liczba aktywności:383
Średnio na aktywność:43.43 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Tusk zabroni jazdy rowerem po zmroku oraz w zimie?

Wtorek, 24 stycznia 2012 · Komentarze(12)
Każda nowa płyta solowa Anneke to miód na uszy gwarantujący ukojenie rozregulowanego codziennym trybem życia organizmu i umysłu. Jednym słowem coś dla ciała, coś dla ducha! Przydatne zwłaszcza, że czasy ciężkie a na horyzoncie od dłuższego czasu gromadzą się już ołowiane chmury zwiastujące rychłe ograniczenie swobód obywatelskich. Miejmy tylko nadzieję, że tym razem czołgi na ulice nie wyjadą...


Dopadli i mnie! Oni, znaczy się ta cała ACTA z Donkiem "Moja strona cieszy się bardzo dużą popularnością" Tuskiem na czele. Człowiek już nawet nie może wyjść spokojnie na rower po zmroku, bez narażenia na permanentną inwigilację! Dzięki uprzejmości grupy hak(i)erskiej Anonymous dotarł do mnie materiał będący zapisem obrazu pochodzącym z kamer przemysłowych umieszczonych przy ośrodku konferencyjno-wypoczynkowym "Kocierz".
Permanentna inwigilacja! © k4r3l

Kompleks znajduje się na wysokości 700m n.p.m. na granicy województw małopolskiego oraz śląskiego. Rozmawiałem wtedy przez telefon i obawiam się, że taśmy z nagraniami tej niezwykle luźnej gadki jadą już do IPNu.Ta sytuacja może niedługo przytrafić się Tobie drogi rowerzysto i Tobie szanowna bajkerko. Dlatego powiedzmy stanowcze N.I.E. dla ACTA! W przeciwnym wypadku będziemy zmuszeni zejść z rowerami do podziemia i z tego poziomu kierować ruchem oporu! Bądźmy jednak przy nadziei, tzn. dobrej myśli:)

Gdzieś na interwałach;) © k4r3l


Zaczynamy uphill! © k4r3l


Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jestem obserwowany... © k4r3l


Po zmro(c)ku: Kocierz :)

Sobota, 10 grudnia 2011 · Komentarze(7)
Dla mnie projekt-mistrz! Dość oryginalne podejście, świetne teksty. Aż dziw bierze, że odpowiedzialna za te dźwięki jest tylko jedna osoba - Wojtek z Sosnowca, czyli E2L. Właśnie zakupiłem dwie ostatnie płyty tego projektu, wsparłem andergrandowego twórcę :) Ale kto chce to znajdzie wszystkie albumy w necie.


No to sobie pojechałem :) Dziś dzień słoneczny, acz chłodny. Ja mimo to postanowiłem zaczekać aż się ściemni i wyszedłem na rower po 17. Cel teoretycznie prosty: Kocierz jednak teoria jak wiadomo rzadko kiedy ma z praktyką po drodze. Od połowy serpentyn towarzyszył mi brudny, zmrożony śnieg zalegający na poboczu. Im wyżej tym zimniej, ciemniej, a przed szczytem dodatkowo zaczęło prószyć. Na górze 5 minut odpoczynku i herbata z termosu. Temperatura około-zerowa, śnieg przymarznięty. Zjazd dość asekuracyjny, gdyż mokry asfalt łygotał się w blasku księżyca a gdzieniegdzie (głównie na zakrętach) przykrywała go drobna warstewka śniegu rzuconego przez podmuch wywołany szybko zjeżdżającym pojazdem bądź też halnym lubiącym sobie w tych okolicach pofolgować.
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie :) © k4r3l

Rowerzystów nie spotkałem po drodze żadnych, ale nie ma się co dziwić, o tej porze łatwiej trafić na złodziei choinek bądź też na gwałcicieli-pederastów w kostiumach św.Mikołaja. Ja chyba trafiłem na tych pierwszych, aczkolwiek równie dobrze mógł to być jakiś gajowy, który na legalu wiózł na swojej terenówce kilka upchniętych na pace świerków :) Tak czy inaczej było fajnie. Ps. "jajco" na full-trybie świeci spokojnie 5h (sprawdzone na akumulatorkach wyciągniętych prosto z blistra) a więc producent nie kłamie.

Lokalnie i testowo :)

Wtorek, 6 grudnia 2011 · Komentarze(16)
Są młodzi, są zdolni i dają czadu! Minerva! Stołeczne chłopaki ostro dają do pieca a moi sąsiedzi słuchają dobrej muzyki. Nie wiem czy chcą, ale słuchają :)


Dziś krótko, po zmroku, po cywilu, bez pulsaka, bez licznika. bez kasku nawet - tylko gps:) Spokojna jazda ze względu na wybite stery i dziwny klekot dochodzący z główki ramy - kolejna rzecz do przeglądu... Na chodniku, nie będącym typowym chodnikiem w rozumieniu prawa, a skrótem między jedną ulicą a drugą wpadłem na lekko podchmielonego gościa - klasyczne: ja w lewo i on w lewo :) Spoko, obyło się bez ofiar - się nawzajem przeprosiliśmy :) Ciepło dziś nawet, wreszcie halny ucichł, księżyc przebił się przez warstwę chmur a pomyśleć, że jeszcze rano postraszyło śniegiem! A jeździłem dzisiaj w celach testowo-rozpoznawczych o czym szerzej poniżej:)
"Mądre Jajeczko", czyli Smart Egg :) © k4r3l

W końcu mam przyzwoitą lampkę! Mój wybór padł na Smart'a, bo tylne światełko tej marki mam już dobrych kilkanaście lat i złego słowa o nim powiedzieć nie mogę. Nieco inaczej sprawa miała się z przednim świecidłem - stara, jeszcze żarówkowa konstrukcja marki Cyklop nie przetrwała próby czasu:) A więc jednookiego zastąpiło "jajeczko" czyli model znany pod kryptonimem Egg. Dwuwatowy trzeba dodać, bo są jeszcze jednowatowe i półwatowe. Kolor obudowy to biały, więc nijak pasuje do "kokpitu", ale nie mam świra na tym punkcie, więc olałem kwestie estetyczne - ma świecić i tyle.
Jajeczko z góry :) © k4r3l

Jajeczko z boku :) © k4r3l

Zasilanie dwoma akumulatorkami AA uważam za najbardziej optymalne. Mogę za jednym zamachem naładować dwa komplety, natomiast w drodze są już jedne z najlepszych na rynku, czyli Sanyo Eneloop XX, które polecił mi swego czasu Shovel. Miałem kiedyś problem z aparatem, który nie mógł wystartować na innych akumulatorkach, a na nowych bateriach chodził baaardzo krótko. Technologia zastosowana w tych akusach pozwoliła cieszyć się długim czasem pracy aparatu i od tego momentu wszystkie problemy zniknęły. W lampce mają spełniać podobną funkcję - przede wszystkim działać długo i również w ekstremalnych warunkach temperaturowych. Myślę, że zdadzą egzamin.
Jajeczko z profilu:) © k4r3l

Jajeczko w dwóch częściach :) © k4r3l

Co do samego światła, to oczywiście jestem mile zaskoczony. Nie mam co prawda porównania z innymi współczesnymi modelami, ale na moje sporadyczne wieczorno-nocne wypady powinno wystarczyć. Egg posiada trzy tryby świecenia: low (12h), high (5h) oraz stroboskop (18h) - w nawiasach znajdują się czasy pracy podane przez producenta. Obsługa odbywa się za pomocą jednego gumowego przełącznika. Brakuje możliwości bezpośredniego wyłączenia przez przykładowo dłuższe przytrzymanie przycisku - musimy przebrnąć przez poszczególne tryby by zakończyć sekwencję i całkowicie wyłączyć latarkę. W tym modelu zastosowano diodę Cree - o ile wierzyć folderkom reklamowym to z tych deklarowanych 2W da się uzyskać natężenie rzędu 36 luksów. czy to faktycznie możliwe? Nie wiem, nie znam się :) Ale jeżeli to prawda, to w porównaniu z innymi modelami: Sigma Pava (25 lux) czy Roxim RS3 (30 lux) wypada lepiej, zważywszy na cenę mniejszą o kilkadziesiąt procent. Światło generowane przez tą lampkę jest równomierne i przyjmuje formę okręgu z kilkoma słabiej doświetlonymi pierścieniami na obrzeżach. Barwy nie nazwałbym z pewnością ciepłą, zdecydowanie bliżej jej w drugą stronę, co mnie akurat nie przeszkadza. Różnica między trybem wysokim i niskim nie jest jakoś specjalnie wyraźna, jednak z pewnością docenimy możliwość zwiększenia mocy rażenia kiedy znajdziemy się w ciemnej d:) Efekt stroboskopowy raczej na rowerze się nie przyda. W sumie w sprzęcie tej klasy jest wszystko co potrzeba i grzechem byłoby wymagać za te pieniądze nie wiadomo czego :)
Efekt taki jak aparat, czyli marny. Na żywo widać o wiele więcej :) © k4r3l

Rozlatujący się dziad w blasku fleszy :) © k4r3l

Uchwyt montowany do roweru jest na pierwszy rzut oka lichy. W porównaniu do pancernego uchwytu cyklopa sprzed kilkunastu lat prezentuje się wyjątkowo krucho. Miejmy nadzieję iż został wykonany z odpowiednich tworzyw, gwarantujących jego wytrzymałość. Lampkę zakłada się jak i ściąga łatwo, wręcz intuicyjnie. Muszę jednak wyregulować obejmę, bo jak na prawdziwego speca przystało nie zajrzałem do instrukcji tylko posiłkowałem się kawałkiem dętki i obejma podczas jazdy kilkakrotnie się luzowała:) Mam nadzieję, że komuś ta mini-recenzja się przyda.

Andrzejkowo-urodzinowo :)

Niedziela, 27 listopada 2011 · Komentarze(16)
Rammstein jak zwykle w formie :) Nigdy nie byłem jakimś ultra-fanem ich twórczości, ale szczerze to nie znam ich słabego albumu. Zawodzili chyba tylko wtedy, gdy Til'owi zachciewało się śpiewać w języku Szekspira. Tym razem jest patriotycznie: germańskie party na kalifornijskiej plaży, czyli słowem: prześmiesznie :) Polecam klip :)


Po tygodniu kuracji antybiotykowej, a w sumie po dwóch tygodniach zupełnego niekręcenia w końcu ruszyłem tyłek i zrobiłem sobie taki wypad łączący przyjemne z pożytecznym:) Gdzieś po drodze zatrzymałem się na zakupy w małym wiejskim punkcie zaopatrzeniowym - tak sobie teraz myślę, że zziajany rowerzysta, który wpada pod koniec listopada do sklepu i prosi o 0,7 wyborowej, to musi być niecodzienny widok :) Także w związku z powyższym całe sobotnie popołudnie upłynęło dość szybko :)
Ponura zapora :) © k4r3l

Błotna masakra w Łodygowicach przy budowie nowej obwodnicy... © k4r3l

W niedzielę przyszedł czas na powrót. Jako, że kac wyparował już z poranną kawą, więc wydawać by się mogło, że kręcić będzie się lekko. Niestety, psikusa sprawił wiatr, który przez całą trasę uprzykrzał mi jazdę. Postanowiłem wracać przez Przegibek. Jeszcze wcześniej na Żywieckiej targały mną niespodziewane podmuchy bocznego wiatru połączonego z tumanami kurzu z pobliskiej budowy. Na przełęcz wkulałem się po japońsku, czyli jako tako :)
Skrzyczne niedzielnio-popołudniowe :) © k4r3l

Magurka Wilkowicka w promieniach zachodzącego słońca... © k4r3l

W Wielkiej Puszczy znalazłem się już po zachodzie słońca, a więc w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Na Beskid Targanicki wjechałem nie bez zadyszki :) Widać już oznaki schyłku formy - nie ma co ukrywać, w tym sezonie najlepsze dni mam już za sobą :) Do tego dochodzi też kolejny krzyżyk - tak, tak, starość nie radość, ale kręcić trzeba :) Ogólnie niedziela słoneczna, z naprawdę dobrą widocznością (nocny halny przegonił cały smog znad okolicy). Ciągle da się kręcić. Gdyby tylko to wiatrzysko raczyło się wyciszyć... Póki co sezon wciąż uznaję za czynny :)
Widoczek na Bielsko z podjazdu pod Przegibek :) © k4r3l

Fale na jeziorze to jeden ze sposobów na prezentację wiatru:) © k4r3l


Beskid Mały w mikroskali :)

Niedziela, 6 listopada 2011 · Komentarze(16)
Mastodon to zespół nieprzeciętny, wybitny, klasowy! Ostatnia płytka, tak jak i poprzednie, pokazują w pełni potencjał tych post-metalowych wywrotowców. Tutaj w kawałku zdecydowanie najbardziej łagodnym, z lekkim tylko pazurem. Na numer można oddać swój głos, gdyż znajduje się on w poczekalni Listy Przebojów Programu III Polskiego Radia. Ja już zagłosowałem, pora na Ciebie :)


Kolejna bajeczna niedziela. Na zegarze jedenasta, pogoda po wyklarowaniu jest wymarzona do kręcenia, a ja siedzę już godzinę nad mapą i kombinuję jak tu ugryźć Beskid Mały. Praktycznie wszystko w ostatnich tygodniach objeździłem. Zostały tylko szlaki kończące się na jakiejś głównej drodze, bądź też takie oznaczające dłuższy spacer z rowerem na plecach. Wybrałem wariant pośredni i zważywszy, że nie chciałem dzisiaj za dużo kręcić - stosunkowo krótki:)
Na Przełęczy Targanickiej :) © k4r3l

Na Kocierzu już przygotowani na zimę :) © k4r3l

Postanowiłem zrobić w odwrotnym kierunku kilka szlaków i tym sposobem dostac się na jeden z najbardziej atrakcyjnych widokowo szczytów w Beskidzie Małym - Potrójną. Zaczęło się konkretnie od asfaltowego uphillu na przełęcz Beskid Targanicki - po wypluciu płuc ruszyłem dalej zielonym w stronę Kocierza. Co tu dużo mówić - ten szlak ma jeden jedyny słuszny kierunek. I nie był to ten wariant, który mnie dziś czekał. Ale dużo prowadzenia nie było. Na tym odcinku, co mnie zaskoczyło, całkiem sporo turystów z kijami, psami, dziećmi...
Lagodniejszy fragment czerwonego w stronę Potrójnej :) © k4r3l

Polanka niedaleko Potrójnej - można nacieszyć oczy :) © k4r3l

Jednak prawdziwe oblężenie przeżywał szlak czerwony prowadzący od Kocierza na Potrójną. Momentami czułem się jak na jakiejś marketowej wyprzedaży :) Ale to z prostego względu - docierając na Przełęcz Kocierską samochodem nie trzeba się zbytnio namęczyć, żeby dojść na Potrójną. Co innego rowerem:) Zwłaszcza jesienią, kiedy to gruba warstwa liści skutecznie utrudnia podjeżdżanie. Ten odcinek także należy pokonywać w stronę przeciwną, czyli jedziemy od Leskowca w stronę Kocierza, a nie na odwrót:)
W stronę Leskowca i Gancarza :) © k4r3l

W stronę Skrzycznego, Żaru i Hrobaczej :) © k4r3l

No ale uparłem się i zrobiłem to w rewersie. O prawidłowym kierunku przypomniał mi mijany na szlaku rowerzysta, który oczywiście popylał sobie leciutko w dół podczas gdy ja walczyłem z upierdliwościami terenu. Na Potrójnej jak zwykle przy niedzieli całkiem sporo grupek turystów. Oddalam się nieco od tego zgiełku i już w ciszy i spokoju podziwiam rozległą panoramę: Leskowiec, Babia Góra, leciutko zarysowane za nią Tatry, Pilsko, Gibasów Groń, Skrzyczne, Żar, Hrobaczą Łąkę - poezja!
Na żółtym szlaku naprawdę żółto :) © k4r3l

Jawornicki krzyż na pamiątkę tragicznej śmierci andrychowskich narciarzy na Babiej Górze. © k4r3l

Zjazd do Targanic zapomnianym już żółtym szlakiem przez Jawornicę. Mniej więcej po jakichś 3 km zaczyna się ostra jazda w dół. Momentami trzeba sprowadzać - takiego skupiska liści i kamieni przy jednoczesnej stromiźnie dawno nie widziałem. Uff, na dole można odetchnąć. Szlak oczywiście fajny jeżeli chodzi o szybkość dotarcia do cywilizacji, ale przyjemności z jazdy nim nie ma praktycznie żadnej. Zresztą wszystko widać na poniższym profilu;)

HZ: 29% - 0:40:17
FZ: 23% - 0:31:45
PZ: 43% - 0:59:00


Pierwszolistopadowa Grupa Żurawnicy (i Leskowiec :)

Wtorek, 1 listopada 2011 · Komentarze(13)
Dziś na tapecie Lecznica Stałych Doznań - młoda kapela z Wrocławia, która sobie tak sprytnie żongluje stylami uzyskując w efekcie całkiem niezłe rozwiązania:) A przy okazji myślę, że kawałek wpisuje się w jeszcze obowiązującą stylistykę halloween'ową :) Polecam kupno tej płytki, zwłaszcza, że dochód ze sprzedaży jest przeznaczony na zbożny cel :) Obiecuję, że i ja stanę się nabywcą, jak tylko finanse wyjdą na prostą :)


Z rana krótka wizyta na cmentarzu w celu zapalenia lampek. W domu piekielnie ostry makaron z pomidorami i czosnkiem - idealne połączenie na tę porę roku - daje kopa i dodatkowo chroni organizm przed różnymi dziadostwami :) Początek tradycyjnie asfaltowy i mocno interwałowy w celu dotarcia do Rzyk, skąd udaję się na Leskowiec (922m n.p.m.), tym razem poprawnym wariantem, w 95% faktycznie nadającym się do jazdy. Przed samym szczytem mijam sztuk kilka zjeżdżających i kulturalnie witających się enduraków - nieźle sobie folgują na tych luźnych kamieniach :) Na górze krótki popas, żółtym szlakiem od strony Targoszowa podjeżdża chłopak z dziewczyną (także na fullach), kilka osób się wygrzewa w południowym słońcu - generalnie mocno rowerowa okolica się zrobiła....
Droga przez malowniczą wioskę Rzyki:) © k4r3l

Pierwsze widoczki z nowego podjazdu :) © k4r3l

Dziwna warstwa chmur - front czy pieron jakiś :) © k4r3l

Zjazd czerwonym to reminiscencja ostatniego wypadu z chłopakami z Bikestats. Z tym, że wówczas wspinaliśmy się tamtędy na Leskowiec - teraz postanowiłem zjechać sobie, bo z tego co zapamiętałem, szlak jest zacny:) I faktycznie, jeden z bardziej urozmaiconych zjazdów z tego szczytu. Dalej miałem wątpliwości czy przejechać całe pasmo Grupy Żurawicy czy też skrócić i od razu jechać na Śleszowice. Jako że słońce było wysoko wybrałem dłuższy wariant, oczywiście terenowy :) Gdzieś w połowie na zjeździe widząc swój wyprzedzający mnie nietypowy cień przełykam nerwowo ślinę i zatrzymuję się. Z podsiodłówki zwisa sobie luźna dętka... A więc o kluczach i spinkach mogę już zapomnieć. Wracam się kawałek do miejsca gdzie słyszałem metaliczny odgłos, ale wydawało mi się wtedy, że to kamień odbił się od ramy. Chwilę chodzę w tym miejscu ze wzrokiem wpatrzonym w podłoże - udaje się znaleźć tylko skuwacz - dobrze, że go miałem osobno :)
Widokówka z zielonego szlaku - z tamtych górek zjechałem:) © k4r3l

Dalej na zielonym - widok na Beskid Żywiecki :) © k4r3l

A tak wyglądają Śleszowice z czarnego szlaku :) © k4r3l

Pasmo Żurawnicy jest niezwykle malownicze, szlak wiedzie zarówno przez widokowe polany, między domostwami, jak i przez gęsty las. Zjeżdżalność tego wszystkiego jest spokojnie na poziomie 99% - są odcinki nieco bardziej błotniste, rozjeżdżone przez ciężki sprzęt, ale ogólnie jedzie się super! Po dotarciu do głównej drogi w Zembrzycach kieruję się asfaltem przez Tarnawę Dolną do Śleszowic, skąd mam zaplanowany kolejny uphill na Groń JP II. Tym razem kombinacją szlaków czarnego i niebieskiego. Czarny jest kapitalny, głównie trawiasty o niewielkim nachyleniu, ale leśne OSy również się zdarzają. Niebieski to już wyższy szczebel - ale również całość oprócz może 100m wypychu podjeżdżalna z młynka. Przy schronisku już pustawo, ostatni snikers i szpula w dół.
Tutaj musiałem się zatrzymać (Leskowiec / Rzyki) © k4r3l

Niesamowita paleta barw z widokiem na polankę "za" Leskowcem :) © k4r3l

Mua :) © k4r3l

Jestem pod wrażeniem tego jak ta pora roku upiększyła wszystkie góry dookoła - dzisiejszy dzień był jednym z najpiękniejszych i najcieplejszych ostatnio. Szkoda tylko, że już taki krótki ale i tak nie spodziewałem się tyle wykręcić, zwłaszcza, że wyjechałem dopiero przed 11. Ponoć taka pogoda ma się utrzymać jeszcze przez co najmniej dwa weekendy - a więc zapraszam w Beskid Mały i okoliczne pasma :)


HZ: 17% - 0:52:36
FZ: 21% - 1:02:51
PZ: 60% - 2:59:45

Wielka improwizacja w Małym Beskidzie ;)

Niedziela, 30 października 2011 · Komentarze(9)
Nowy sezon "Misfits" już czai sie za rogiem - macie jeszcze szanse, aby nadrobić zaległości (2 sezony po 6 odcinków - co to dla was:) A ja sobie dalej słucham w ramach odpoczynku od metalowego łomotu soundtracku z tego kapitalnego serialu, wypełnionego po brzegi niebanalną muzyką. Dziś takie sobie melancholijno-schizoidalne klimaty, jesiennie :)


Trip bez jakiegoś większego pomysłu - głównie po okolicy, a przy okazji przetestować szlaki przeze mnie jeszcze nie sprawdzane. Zacząłem od rzucającej o wschodzie cień na Andrychów Pańskiej Góry - i już na podjeździe złapałem zadyszkę:) Ogólnie miejsce jest bardzo fajne, przykładowo dla zaczynających przygodę z xc/mtb. Jazda po dywanie z liści oraz ukrytych pod nimi korzonkach daje wiele frajdy. Zielonym szlakiem udałem się dalej w kierunku Gancarza, ale żeby nie było tak klasycznie postanowiłem objechać jeden stromy podjazd w Zagórniku wyglądającym zachęcająco trawersem. Ten niestety wyprowadził mnie w pole, ale trzeba przyznać, że był to kapitalny odcinek. Jednak zyskaną wysokość niepotrzebnie straciłem - ale jechało się bosko ;)
Dolinki w objęciach Beskidu Małego :) © k4r3l

W tym miejscu rozpoczął się wypych żółtym szlakiem, który docelowo dochodzi do pierwotnie zaplanowanego zielonego. Ogólnie w górę nie było łatwo, ale jakby ktoś miał rower z pełnym zawieszeniem, mógłby sobie po tych wszystkich korzeniach pohasać zjeżdżając w przeciwnym kierunku.. W międzyczasie zrodził się w głowie plan - jadę na Leskowiec - to co, że drugi raz z rzędu:) Z tego szczytu jest kilka fajnych opcji zjazdowych, więc czemu nie. Oczywiście wypych pod Gancarz zaliczono - dziś w sumie uzbierało się ok 3 kwadransów samego podchodzenia - nie ma lekko:)
Wymagające korzonki na zielonym :) © k4r3l

Na szczycie spotykam ok. 50cio letniego bajkera z Choczni. Gość mnie zadziwia swoimi opowieściami o zdobywaniu Krowiarek i innych równie odległych miejscówek. A jeździ na podobnej budżetówce jak ja - Kellysie Salamandrze kupionym jak się okazuje w moim mieście za na posezonowej wyprzedaży za 900PLN. Jak widać do zdobywania kilometrów wcale nie potrzeba super sprzętu. Pogadaliśmy na Gancarzu jakąś chwilę i ruszyliśmy w stronę Leskowca. Facet całkiem nieźle podjeżdżał - praktycznie wszystko zrobiliśmy w siodle nie licząc kilku kamienisto-korzonkowych fragmentów skutecznie wybijających z rytmu.
Tym razem widok z Leskowca w kierunku zbiornika Świnna Poręba :) © k4r3l

Pod schroniskiem spora grupka turystów, w tym rowerzystów (także na full'ach) - widać, że to mekka miłośników dwóch kółek. Fajnie:) Na szczycie już luźniej - jak zwykle chwila na refleksje w towarzystwie niezbyt dziś widokowej panoramy i pora na powrót. Pożegnałem się kulturalnie i pognałem w kierunku żółtego szlaku prowadzącego do Gorzenia. Jeszcze tędy nie jechałem i przyznam, że żadna to rewelacja choć po drodze atrakcji nie brakuje (olbrzymie głazy zatopione częściowo w ziemi, po wielgachne skały w okolicach szczytu o słusznej nazwie Kamień). Ale to tyle - zjazdowo trochę się wymęczyłem głównie za sprawą sporej ilości luźnych kamyczków skrytych pod cienką warstwą liści i o mały włos a zaliczyłbym niezbyt przyjemne OTB - w porę się wyratowałem :)
Atrakcje na szlaku zjazdowym - tu: jeden z głazów :) © k4r3l

Atrakcji c.d. - zespół olbrzymich skał, ponoć wspinaczkowych:) © k4r3l

Po wyjeździe na asfalt udałem się czarnym szlakiem w kierunku Wadowic by tam znaleźć czerwony szlak rowerowy. Udało się, jednak przez słabe oznaczenia lub też moje roztargnienie gubię go i ląduję w... Kaczynie :) Niech to szlag :) Ale, ale przypominam sobie o żółtym szlaku, który przecina tę malutką miejscowość i może zaprowadzić mnie do domu. Znalezienie go nie było takie trudne, pododobnie jak początek podjazdu. Kilkaset metrów dalej trzeba było już skapitulować - ten odcinek miał dość spore nachylenie. Ale to tyle z niespodzianek - reszta tego szlaku nadawała się do pokonania go w siodle.
Powrót w promieniach szybko zachodzącego po zmianie czasu słońca :) © k4r3l

Pomimo czasem niezbyt trafionych wyborów (kilka upierdliwych wypychów;) to jestem zadowolony - pozytywne zmęczenie to jest jednak to :) Najbliższa okolica pokazała pazur - zresztą ponad 4h jazdy i zaledwie 50 przejechanych kilometrów mówi samo za siebie :) No i co najważniejsze - aura iście jesienna, a do tego słonecznie, ciepło - wszędzie dookoła kolory tożsame ze szlakami, którymi się poruszałem. Przypadek? :)

Nietypowy Leskowiec i część Beskidu Małego :)

Niedziela, 23 października 2011 · Komentarze(13)
Mało kto pewnie przetrwa ten soniczny atak kanadyjskiego Fuck The Facts, ale mnie ich ostatnia płyta pochłonęła na dobre. Dodam tylko, że za mikrofonem stoi kobita, jakby się ktoś nie zorientował w pierwszej kolejności :) Takie granie nazywa się dumnie "matematycznym" - a to dlatego między innymi, że jest niezbyt przyswajalne:) Zgadzacie się?


No i zachciało mi się gór, znowu;) Pogoda niezbyt zachęcająca - poranne mgły zamiast opaść wciąż niezbyt estetycznie prezentowały się za oknem. Ostatnie porcje makaronu na talerzu, banany spakowane, obcisłe przygotowane, więc nie było już odwrotu :) Do Rzyk dotarłem nawet szybko asfaltem, a pamiętam z młodszych lat, że ten odcinek to była trasa życia :)
Widoczki z podejścia :) © k4r3l

Na Leskowcu fajne widoczki, choć bywało lepiej ;) © k4r3l

W planach miałem podjazd na Leskowiec podpowiedzianą przez Shovel'a trasą w dużej mierze podjeżdżalną. Niestety, nawigatorem okazałem się w tym wypadku fatalnym, bo zamiast odbić w lewo przyjemną ścieżką wybrałem strome podejście na prawo. Podchodziłem, podchodziłem - a końca nie było widać - kapitalnie wyszedł ten odcinek na profilu wysokościowym :) Na szczycie wylazłem zza krzyża, czyli z najbardziej nieoczekiwanej strony;)
Widoczek ze szlaku w stronę wyciągu Pracica :) © k4r3l

Kapitalny trawers pod Gibasowy Groń :) © k4r3l

Na szczycie jak zawsze w takie dni sporo ludzi. Także dwóch endurowców, którzy puścili się w dół w stronę schroniska (nie obyło się bez instrukcji: "rozluźnij się [...] biegi masz ustawione" - dobrze, że siedziałem, bo bym się chyba przewrócił :))). Ale przede wszystkim mnóstwo słońca, co w dolinach niestety nie było takie oczywiste. W momencie zapomniałem o ostatnim półgodzinnym wypychu i ruszyłem dalej na szlak w stronę Łamanej Skały.
Trawiaście-zajebiaście :) © k4r3l

Zajazd na Gibasowym Groniu - można się napić czegoś ciepłego:) © k4r3l

Na Przełęczy Anula odbijam na szlak zielony - kolejną perełkę Beskidu Małego. Momentami wymagający, ale też i szybki (prędkości dochodzące do 40km/h mówią same za siebie). Obfity w atrakcje takie jak zespół jaskiń "Czarne Działy" oraz gigantyczne skały zwane "Zamczyskiem". Odsłaniający przed nami wspaniałe panoramy Beskidu Żywieckiego. Niestety dzisiaj widoczność nie była najlepsza, mogę się tylko domyślać, jak tutaj było tydzień temu...
Na trasie naprawdę dużo szybkich odcinków :) © k4r3l

Widoczki z okolic Łysiny (Ścieszków Gronia:) © k4r3l

Zjazd zielonym szlakiem w stronę Kocierza jak zwykle ekstremalny :) Dużo kamieni i piechurów. Ci najmłodsi donośnym głosem ostrzegali znajdujących się niżej towarzyszy krzycząc: roweeeeerr! :) Bardzo fajnie się tamtędy zjeżdża, ale zdecydowanie za krótko:) Teraz czeka mnie kolejny punkt programu czyli asfaltowy upill na Kocierz. A pomyśleć, że przed chwilą jeszcze byłem na podobnej wysokości, którą teraz musiałem wytracić, ech...
Ciekawostka: znak z dodatkowymi tabliczkami :) © k4r3l

Tamtędy czeka mnie podjazd :) © k4r3l

Podjazd bez napinki, końcówka sezonu więc nie ma co szaleć. Pod szczytem niespodzianka - wielgachna dziura w drodze już zasypana. Szosa czeka na nową nawierzchnię i chyba, co najbardziej zaskakujące, wyrobią się w terminie! Miało być zrobione na grudzień, więc wziąwszy pod uwagę finalne prace i odbiory techniczne raczej się zmieszczą w czasie!
Kościółek w malowniczej dolince Kocierza:) © k4r3l

Ten sam obiekt, inna perspektywa :) © k4r3l

Z Kocierza jeszcze jeden krótki odcinek w terenie - kapitalny flow, szum liści i blask zachodzącego powoli słońca. Na Beskidku niespodzianka - w dolinach niesamowicie szaro, mgliście! Jaki z tego wniosek? Nie ma się co sugerować pogodą na dole, wszak zawsze jest szansa, że na górze powyżej pewnego pułapu aura dopisze - będzie słonecznie i ciepło.

Ps. jestem ciekaw na jakim odcinku miałem to maksymalne tętno - ale to chyba błąd jakiś, było może góra 200 :) Generalnie większość trasy w Power Zone, więc jak widać Beskid Mały daje popalić :)


HZ: 20% - 0:49:01
FZ: 18% - 0:45:22
PZ: 55% - 2:13:52

Beskid Mały eMTeBe :)

Niedziela, 16 października 2011 · Komentarze(17)
Skończyłem drugi sezon "Wyklętych" i już niecierpliwie czekam na premierowe odcinki sezonu trzeciego. Tym czasem kolejny muzyczny kąsek, który znalazł się na soundtracku do tego serialu. Oto co ciekawego może wyjść ze współpracy szwedzkiego duetu: producenta i perkusisty Kleerup i wokalistki Lykke Li:


Kolejny jesienny wypad eMTeBe. Raz jeszcze po Beskidzie Małym - co tu dużo gadać, atrakcji tutaj co niemiara. Wybrałem się na Kocierz, by stamtąd zjechać do Czernichowa korzystając ze szlaków kolejno czerwonego (ostatnio jechałem tędy z chłopakami z BS;), a następnie niebieskiego. To właśnie na tym drugim szlaku straciłem rok temu aparat podczas wycieczki z Shovelem.
Babia Góra w jesiennej szacie ;) © k4r3l

Na czerwonym szlaku;) © k4r3l

Już na samym początku jazdy w terenie przystaję i podziwiam... Tatry! kapitalnie wyłaniające się zza Babiej Góry. Czegoś takiego jeszcze tutaj nie widziałem. Śnieżno-białe, ostre jak szpilki granie w południowym słońcu prezentowały się megadostojnie! Oczywiście na moich biednych fotach ich nie uświadczycie, ale na szczęście, co widziałem, to moje ;)
Na Taterki w takich okolicznościach można patrzeć godzinami ;) © k4r3l

Żar i Jezioro Międzybrodzkie (w tle pasmo Hrobaczej Łąki;) © k4r3l

Ten widok towarzyszył mi także na dalszych etapach wycieczki. Na Jaworzynie ucinam sobie pogawędkę ze starszym panem. Narzekamy sobie, tak tradycyjnie, po polsku, na dziadostwo na szlakach oraz na motocyklistów, których pełno w lasach. Mnie wyprzedziło dwóch takich, oczywiście nie muszę mówić ile przy okazji narobili hałasu. Debile...
Fragment niebieskiego z widokiem na Jezioro Żywieckie;) © k4r3l

Zjazd niebieskim trzeba zaliczyć do tych z górnej półki - należy się pilnować, bo miejsc do zaliczenia gleby po drodze nie brakuje;) Dużo luźnych kamieni, wypłukana ziemia uformowana w zdradzieckie rynny - fajnie;)
Pasmo Magruki Wilkowickiej i Czupla ;) © k4r3l

Wyjeżdżam na wysokości zapory w Tresnej i kieruję się asfaltami w stronę Przegibka by stamtąd wbić się na niebieski prowadzący na Gaiki. Już na szlaku mijam parę staruszków, którzy informują mnie, że przede mną jechało tędy sporo rowerzystów. Heh, i w w tym miejscu stara prawda, że świat jest mały, kolejny raz się potwierdza. W ogonie tej, jak się później dowiedziałem pokaźnej enduro-watahy spotykam Shovel'a wraz z dwójką znajomych. Wspinamy się wspólnie do Gaików i tam się rozjeżdżamy.
Popas na polance z epickim widoczkiem na Tatry ;) © k4r3l

Oni jadą na "kultowe agrafki" a ja mam w planach sprawdzenie zielonego szlaku w dół do Międzybrodzia Bialskiego. I co tu dużo pisać - szlak jest kapitalny. Może niezbyt wymagający, wręcz przeciwnie, łagodny, szeroki, ale ma taki, że się tak z angielska wyrażę "flow'", że po prostu się jedzie a gęba się cieszy. Robię krótki popas na polance gdzieś w połowie drogi. Stamtąd również kapitalnie widać Babią i Tatry - epicki widoczek!
Miedziany Żar ;) © k4r3l

Malutka zapora w Porąbce ;) © k4r3l

Powrót do domu tradycyjnie przez Wielką Puszczę. Już mnie ta droga nudzi, ale cóż, lepsza taka niż ruchliwa szosa przez Czaniec. Cisza, spokój, szum gum i strumienia płynącego wzdłuż drogi. Kolejne szlaki Beskidu Małego zostały spenetrowane. Raz jeszcze okazało się, że ta okolica ma spory potencjał. Zapraszam każdego, kto ma możliwość do wypróbowania tych jak i pozostałych prezentowanych na blogu wariantów.


HZ: 28% - 1:18:20
FZ: 16% - 0:43:47
PZ: 52% - 2:25:48

Lokalny klasyk ;)

Piątek, 30 września 2011 · Komentarze(7)
Krótki wyjazd po godzinie 17. Tym razem padło na najbliższy z możliwych uphill'i, czyli Przełęcz Kocierską. Od wczoraj nie zmieniałem opon, więc szło dość topornie (18m24s), ale za to odbiłem sobie na zjeździe szlakiem zielonym - oj, już zapomniałem jak tam się kapitalnie śmiga :)
Pod bramą ośrodka konferencyjno-wypoczynkowego "Kocierz" ;) © k4r3l


HZ: 20% - 0:14:37
FZ: 16% - 0:12:05
PZ: 61% - 0:44:37