Wpisy archiwalne w kategorii

bike: Medżik

Dystans całkowity:15951.04 km (w terenie 2015.20 km; 12.63%)
Czas w ruchu:868:37
Średnia prędkość:18.11 km/h
Maksymalna prędkość:74.00 km/h
Suma podjazdów:281975 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:196 (101 %)
Suma kalorii:173797 kcal
Liczba aktywności:312
Średnio na aktywność:51.13 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Beskid Mały na dziko :)

Sobota, 25 września 2010 · Komentarze(20)
Zeszłej nocy urządziłem sobie rzeźnię z "Maczetą" Rodrigueza w roli głównej. Ten film, podobnie jak "Planet Terror" mnie rozwalił;) I ta kapitalna obsada. Polecam!
Po wczorajszym wypadzie przyszedł czas na ciąg dalszy. Plan tej wycieczki układał się w głowie "na bieżąco". Zacząłem od asfaltowego standardu na Kocierz (18m18s). Okropnie wiało, stąd czas gorszy od najlepszego o minutę (przynajmniej tak to sobie tłumaczę;).
Osiedle Kiczora (Kocierz Rychwałdzki) © k4r3l

Po zjeździe odbijam na Kocierz Rychwałdzki - tamtejsza okolica to oaza spokoju, wodospady szumią, ruch znikomy, powietrze rześkie - aż chce się jeździć ;) I tak kusi mnie pierwsza lepsza odnoga asfaltowa pnąca się od razu mocno w górę. Na mapie miałem zaznaczoną pętlę, którą można w tamtym rejonie zrobić, ale to nie to, jak się później okazało...
Okolice osiedla Basie (Kocierz Rychwałdzki) © k4r3l

Serpentyna wiedzie na Osiedle Kiczory i urywa się w pewnym momencie, akurat wtedy kiedy zapowiadało się całkiem nieźle.. No trudno, pora wracać w dół. Następny atak na Osiedle Basie, tam spotyka mnie niespodzianka w postaci takiego znaku:
U nas prędzej pojeździsz po lesie, niż po mieście :) © k4r3l

Miło, nie powiem, ale trzeba dodać, że to droga dla rowerzystów tzw. zawziętych, na rowerach co najmniej klasy MTB, bo kamolce w ziemi dają w kość. Niestety i ta ścieżka kończy się ślepym zaułkiem.
Gibasówka - dojadę tam, o ile nie pobłądzę;) © k4r3l

Wracam kawałek do mijanego wcześniej leśnego szlabanu, przechodzę pod nim i rozpoczyna się jedna z lepszych części tej wycieczki - leśne, interwałowe serpentynki usłane gęsto ściółką i zakamuflowanym pod nią błotem;)
Kapitalny trawers Wielkiego Gibasów Gronia (898m n.p.m.) © k4r3l

Mam dzisiaj ewidentnego pecha do urywających się nagle ścieżek, bo i ta kończy się pod lasem i nie ma innego wyjścia jak podprowadzać. Tam odnajduję nową dróżkę, a na niej pełno śladów dzików/saren w błocie. Ze wzmożoną czujnością przeciskam się przez chaszcze, jest klimat;)
Widoczki stamtąd też całkiem klawe :) © k4r3l

Po wyjeździe na ubitą ścieżkę (szlak niebieski/zielony z Łamanej Skały) okazuje się, że jechałem przez Rezerwat Madahora. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Z dwóch możliwych kierunków - Leskowiec i Ścieszków Groń - wybieram ten drugi.
W rejonie ^Czarnych Działów^ (skały + 6 jaskiń) © k4r3l

Byłem tam co prawda miesiąc temu, ale tego odcinka szlaku nie znałem. Jak się okazuje - jest miodzio. Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu co do kierunku jazdy - w drugą stronę byłoby zdecydowanie ciężej.
A to już osławione ^Zamczysko^ (skałki wspinaczkowe) © k4r3l

Po drodze zaliczam jeszcze wizytę przy Czarnych Działach - to jaskinie poniżej szlaku. Niestety praktycznie niedostępne dla zwykłych śmiertelników. A także odnajduję, tuż przed samą Łysiną, tzw. Zamczysko, czyli kompleks naturalnych skał-olbrzymów. Gdzieś w tym rejonie znajduje się także Jaskinia Lodowa.
Przytoczę tu cytat ze strony marcinnowak.eu: [...]We wschodniej części skałek znajduje się jedna z najbardziej tajemniczych jaskiń w Beskidach. Jaskinia Lodowa ma długość 59 metrów i głębokość 10 metrów. Co ciekawe po raz pierwszy zbadana została przez grotołazów niedawno, bo latem 2000 roku. Niedawno bezspornie stwierdzono, że lód utrzymuje się w niej przez cały rok. Ta osobliwość i cały obszar leży 700 m n.p.m. i jest najniżej położoną jaskinią lodową w Polsce.[...]
[...]Aż dziw, że nie założono tu jeszcze rezerwatu. Flora naprawdę tu szaleje. Specyficzny mikroklimat, wilgoć, roślinność cieniolubna i naskalna. To właśnie skałki „Zamczysko”. Nazwa jest potoczna i wiąże się z legendą – oczywiście – o zamku, który miał tu stać i zapadł się pod ziemię, pozostawiając jedynie podziemny tunel. Sądząc jednak po tych utworach pod spodem może znajdować się naprawdę spory system jaskiniowy. Tylko trzeba go odkryć![...]
A dla ciekawskich dołączam schemat jaskini: http://speleo.bielsko.pl/pages_historia/gmichalska/lodowawzam.html
Przy zejściu do Jaskini Lodowej © k4r3l

Dalej powrót już typowo asfaltowy przez Okrajnik, Łękawicę, Kocierz Moszczanicki. Na Przełęczy Kocierskiej wybieram wariant terenowy. Zjazd na Przełęcz Targanicką szlakiem usłanym z liści oświetlonym przedzierającym się przez drzewa soczystopomarańczowym słońcem to poezja. Na przełęczy już ostatnia sesja - tradycyjne, jesienne, zachodzące za górami słońce i można wracać do domu. Ufff:)
Zielony z Przełęczy Kocierskiej © k4r3l

GPS trochę się gubił (zwłaszcza w gęstym lesie), ale ja się mu nie dziwię, momentami to już sam nie byłem pewien dokąd jadę, chociaż mniej więcej widziałem, że trawersuję południowe, solidnie zalesione stoki wpierw Potrójnej, a później Łamanej Skały.
Zachodzik na Przełęczy Targanickiej © k4r3l

Umarł król (LZ5), niech żyje król (LZ7)!

Piątek, 24 września 2010 · Komentarze(12)
Cover lepszy od oryginału? Dowód na to, że muzyka w filmach Tarantino odgrywa bardzo ważną rolę...

Reaktywacja mojego poprzedniego aparatu okazała się nieopłacalna - w serwisie gość zaśpiewał za części i robociznę 270 złociszy. 4 lata temu wydałem na niego prawie tysiaka z ciężko zarobionych pieniędzy, trochę szkoda... Postanowiłem na alledrogo upolować coś lepszego, używanego, co nie miało bliskiego kontatku z beskidzkimi skałami;)
Okoliczne gorki © k4r3l

Plus zależało mi na czasie, bo Ania wpadła ostatnio w sidła hobby zwanego decoupage, czego efekty można zobaczyć tu: www.bulma.art.pl ;) Padło kolejny raz na Panasonic Lumix. Dziś wybrałem początkowo standardową trasę przez Zagórnik, więc nie mogłem nie zjechać na moment by sfotografować kaskadę Rzyczanki.
Kaskada Rzycznaki w promieniach jesiennego słońca © k4r3l

Dalej już trasa nabrała typowo terenowego charakteru, najpierw ścieżką dydaktyczno-przyrodniczą a następnie wbitka na zielony szlak w stronę Gancarza (802m n.p.m.). Tam jak zwykle mozolna, ale stosunkowo krótka (15 minut) wspinaczka pod sam szczyt.
Tego krzyza bronić nie trzeba, stoi tu od lat © k4r3l

Odcinek między Gancarzem a Groniem JP II (890m n.p.m.) jest lajtowy, nie licząc stromej końcówki. Dodatkowym utrudnieniem okazał się głęboki żleb ściągający rower do środka... Na Groniu pustki, zaczyna wiać halny, więc pora na longslave'a - od razu lepiej - można więc mykać na Leskowiec (922m n.p.m.).
Trzeba się spieszyć, słońce już nisko... © k4r3l

Na szczycie niespodzianka, jeden gość szykuje się chyba do noclegu (karimatka, ognisko już płonie) - fajny klimat survivalowy, oby go tam nie przewiało;) Ja rzucam rower i biegnę sofocić zachodzące nad Beskidem Małym słońce. Uff, na szczęście zdążyłem;)
Zachód słońca w Beskidach © k4r3l

Epicki widoczek ;) © k4r3l

Jeszcze fotki panoramy Beskidu Żywieckiego i pora wracać. Z drugiej strony już nad horyzontem świeci księżyc w pełni. Wybieram opcję powrotną początkowo przez Groń JPII by nieco później połączyć się z czarnym szlakiem. Odpalenie mojej wysłużonej (jeszcze żarówkowej) lampki wydaje się koniecznością.
Panoramidło z Leskowca © k4r3l

Jadę wolno, wręcz asekuracyjnie. Na dość stromym zjeździe kółko grzęźnie między korzeniami a ja robię malowniczego OTB'a. Nieźle. Lekko przekrzywione siodełko, dziura w kolanie i przytarta łydka. Zaczynam sprowadzać. Po chwili patrzę - nie ma licznika, a więc powrót na miejsce kraksy z latarką w ręku. Chwila wytężania wzroku i... jest :) Schodzę i z ulgą docieram do asfaltu w Rzykach Jagódkach. Teraz już lajtowo do domku;)
Auć ;) © k4r3l


Beskidy we mgle

Poniedziałek, 20 września 2010 · Komentarze(13)
Chyba największy "hit" Szwedów z Katatonii:

Wczesnoporanny powrót do domu. Godzina 5:45, na termometrze 0 stopni, temperatura odczuwalna przy 30km/h na pewno ok. -3/-5*C, początkowo ciemno i mgła. Ocieplana bluza z membraną B'Twin zdała egzamin, podobnie jak rękawiczki Dartmoora, które jak widać nawet i w temperaturach około-zerowych dają sobie świetnie radę :)
Tresna we mgle © k4r3l

Pizga w sumie najbardziej po uszach, ale po 10 km już nic nie czuje (sprawdzam tylko asekuracyjnie czy mam jeszcze uszy;) mglisty klimat jest nie do opisania. Najciekawiej prezentuje się to w okolicach zapór, gdzie najlepiej widać ruch i gęstość mgły, która odbijając się od pochyłych ścian przelatuje nad drogą kilka metrów wyżej tworząc jedyny w swoim rodzaju tunel :)
Zapora w Porąbce © k4r3l

W Wielkiej Puszczy na 2 kilometrach nie ma nawierzchni. W sumie nawet po ściągnięciu starego asfaltu jest już i tak o wiele lepiej, na pewno równiej. Był to najgorszy fragment tej drogi i kiedy tylko drogowcy uporają się z tym odcinkiem jazda przez tę okolicę stanie się czystą przyjemnością!
Zdarta nawierzchnia © k4r3l

Ale nieco dalej widać jak poczyna sobie płynący wzdłuż drogi potok. Niezabezpieczone brzegi koryta to dla rwącej rzeki kwestia kilku godzin... Po "ataku" droga już nie wygląda na taką rewelacyjną - trochę przykry widok...
Osuwisko © k4r3l

Na Przełęczy Targanickiej wita mnie słońce wschodzące zza górującej nad okolicą Jawornicy. Rozpoczyna się piękny, słoneczny wrześniowy poranek...
Prawie w domu;) © k4r3l


Barania Góra (przez Skrzyczne)

Sobota, 18 września 2010 · Komentarze(17)
Ten wypad miałem w głowie już praktycznie na początku sezonu. Teraz mamy wrzesień i mogę dumnie rzec - Barania Góra (1214m n.p.m.) zaliczona ;) Ale od początku. Zaczęło się wszystko w sobotni, rześki poranek. Nie przygotowaliśmy się na takie (ok. 10 stopni) warunki, bo kurier nie dowiózł nogawek. No ale trudno, jak już jesteśmy w okolicy, to grzechem byłoby nie wystartować;)
Rześki poranek w Beskidach © k4r3l

Szybko przeciskamy się wiejskimi drogami Kalnej, Godziszki, Słotwiny i Lipowej by stamtąd rozpocząć nasz ulubiony podjazd na pierwszy górski cel dzisiejszej wycieczki - Skrzyczne (1257m n.p.m.).
Asfalcikeim na Skrzyczne? Czemu nie ;) © k4r3l

Słońce co chwila płata nam figle chowając się za pędzone wiatrem chmury. Ale na widoczki nie możemy narzekać, po prostu gdy jest nam zimno podkręcamy tempo na podjazdach.
Szutrowa autostrada... © k4r3l

Droga na Skrzyczne wznosi się łagodnie, początkowo jest to wąski asfalt, później zamienia się coś co kiedyś było asfaltem, następnie już praktycznie do samego szczytu jest to szeroka szutrowa autostrada - polecam w obie strony! Z tym, że na podjazdach można rozkoszować się widokami;)
Popas przy schronisku © k4r3l

Na szczycie tłumy, więc tylko szybki posiłek na wysokości schroniska i jedziemy dalej szukać słońca, bo akurat trafiliśmy na serię sporych chmurzysk, które skutecznie nas wychłodziły :)
W drodze na Malinowską Skałę... © k4r3l

W drodze na Malinowską Skałę (1152m n.p.m.) mijamy sporo rowerzystów, których oczywiście serdecznie pozdrawiamy. Dwóch z nich wyróżnia się dodatkowym wsparciem czworonożnych towarzyszy - ciekawy widok na tej wysokości.
Klasyczny zjazd po skałach;) © k4r3l

Pod Malinowską trzeba wprowadzać, tamtejsze skały studzą zapał do jazdy i nakazują chwilowy bikewalking. W międzyczasie dwóch bikerów podbiega z bajkami na plecach (gdzie im się tak śpieszy - nie wiadomo:). Faktem jest, że w dalszej drodze wyprzedza nas sporo riderów, ale nam na czasie specjalnie nie zależy;)
Beskidzki widoczek ;) © k4r3l

Pod Zielonym Kopcem (1154m n.p.m.) kolejny raz pokornie schodzimy z rowerów - nie ma się co szarpać ze sporym nachyleniem i luźnymi kamieniami. Mijają nas 'fullowcy' - jeden o mało co nie fiknął przez kierę, kiedy przyhamował na zjeździe - na pewno zrobiło mu się ciepło;)
Spod Zielonego Kopca... © k4r3l

Jedyną górką, która dzieli nas od celu "namber łan" jest Magurka Wiślańska (1140m n.p.m.). Tam docieramy raz prowadząc a raz jadąc - trochę ciężki teren pod rower, ale w sumie się z tym liczyliśmy.
Przed Magurką Wiślańską,,, © k4r3l

Natomiast to co zastaliśmy pod Baranią Górą przyćmiło wszystkie do tej pory napotkane przeszkody. W dwóch miejscach na wąskiej, trawersujacej szczyt ścieżce leżały powalone drzewa. Tak, że trudności mieli zwykli piechurzy, a co dopiero rowerzyści...
Rzut oka na pokonaną trasę... © k4r3l

Dalej pod sam już praktycznie szczyt prowadzimy na lajcie - ta góra nas zwyczajnie pokonała i nie baliśmy się do tego otwarcie przyznać:) Na górze kilka fotek, wychodzimy na wieżę widokową, podziwiamy 360stopniową panoramę Beskidów (a nawet i słowackich wierchów) - co tu dużo gadać, jest mega!
Okolice Baraniej Góry © k4r3l

W międzyczasie dojeżdża Shovel, który siedział nam na ogonie od Malinowa i razem już powoli zaczynamy staczać się tą samą drogą w dół. Robi się chłodniej a i pora coraz bardziej późna.
Shovel na ostatnim podjeździe © k4r3l

Wspólnie dokręcamy do Magurki Wiślańskiej i tam nasze drogi się rozchodzą. Shovel śmiga w kierunku Malinowksiej Skały, a my z Anią obieramy kierunek na Magurkę Radziechowską (1108m n.p.m.) z nadzieją odszukania dróżki, która nas doprowadzi do wyraźnie na mapie zarysowanej szutrówki. Niestety, właściwej drogi nie odnajdujemy i zamiast zjechać do Lipowej szlakiem zielonym postanawiamy wybrać trasę na dziko. Ile nas to będzie kosztowało dowiadujemy się za chwilę - 40 minut sprowadzania po stromym, kamienistym zboczu, którym na pewno kiedy leje płynie konkretny strumień:/
Wspólna fota musi być;) © k4r3l

"Ku..wom" i "jap..olom" nie ma końca ;) Ale nie poddajemy się i przy końcówce udaje nam się na szczęście wsiąść z powrotem na rowery. Czeka nas jeszcze jedna niespodzianka - żeby dostać się na drogę właściwą musimy przedostać się na drugą stronę rzeki Leśnianki. I tym mokrym akcentem kończy się nasz trip. W domu w zawrotnym tempie pałaszujemy kurze nóżki i stos frytek przy akompaniamencie zimnego Redsa i Taterki. Jest zmęczenie, ale jest też i satysfakcja! Kolejne szczyty zdobyte!
Skały przed Magurką Radziechowską © k4r3l


Wyścig z czasem

Piątek, 17 września 2010 · Komentarze(3)
Trzy akordy, darcie mordy - nowa płyta Helmet przypadła mi bardzo do gustu.

Trochę dzisiaj przycisnąłem na pedał, trasę specjalnie zmodyfikowałem, bo czasu miałem niewiele. A więc najpierw przez Czaniec, następnie drogą poniżej Bukowca w kierunku Porąbki a dalej już standard Międzybrodzie Bielskie, Czernichów, Tresna, Zarzecze, Bierna i Łodygowice.
Boczna droga do Porąbki © k4r3l

Ciepło, ale nad głową wisiały ołowiane chmury. W sumie oprócz przelotnych i naprawdę znikomych opadów na wysokości zapory w Tresnej obyło się bez przykrych pogodowych niespodzianek;)
W Międzybrodziu Bielskim... © k4r3l

Długopalczasete rękawiczki Dartmoora, w których przejechałem raptem 20km miały wadę - jakiś Pakistańczyk musiał spartaczyć sprawę i na palcu zrobiła się dziura. Zaniosłem więc do sklepu, gdzie sympatyczna właścicelka chcąc uniknąć reklamacyjnych opóźnień zobowiązała się sama to zeszyć. Trochę się zdziwiłem, no ale ok - w sumie nie ważne jak, byle szybko i skutecznie. Po odbiorze okazało się, że wszystko wygląda profesjonalnie, nic nie uwiera i można dalej jeździć:)
A to juz zapora w Tresnej © k4r3l

Żar znowu pogniewany... © k4r3l

Datal logger Holux'a ma jak widać po wykresie wysokościowym tendencję do świrowania, ale jeszcze nie obadałem wszystkich jego funkcji, gdyż odebrałem go na 5 minut przed wyjazdem i jedyne co zdążyłem to go załączyć. Generalnie fajny gadżet wyrwany za mniej niż 40% ceny, więc nic tylko się cieszyć;)
...i schowane Skrzyczne © k4r3l


Kocierz (instant)

Niedziela, 12 września 2010 · Komentarze(6)
Godzina to w sam raz, żeby na Przełęcz Kocierską (718m n.p.m.) wyjechać i wrócić. Pogoda dziwna. Pochmurno, na szczęście nie leje. Niby "tylko" 13 stopni, ale na podjeździe się delikatnie zagotowałem. Przy okazji testowałem rękawiczki z długimi palcami Dartmoora (wyrwane na przecenie w bielskim sklepie Authora) - wniosek: nadają się dopiero na temperatury zdecydowanie poniżej 10 stopni, powyżej tego dłonie "pływają"...
Targanice, w drodze na Kocierz © k4r3l

Problem osuwisk ciągle aktualny, wciąż powstają nowe. To najnowsze znajduje się (jadąc od strony Targanic) tuż przed wyciągiem - lewa strona jezdni jest zamknięta na kilkumetrowym odcinku - tam woda także wyrządziła szkody.
Na przełęczy... © k4r3l

Na Przełęcz docieram w czasie 16min30sek (a więc czas o 1min40s lepszy niż do tej pory). Kosztowało mnie to jednak sporo wysiłku (głównie przez źle dobrany ubiór). Człowiek jednak uczy się na błędach i następnym razem będzie z pewnością lepiej;)
Powrót. © k4r3l

Po deszczowym weekendzie:/

Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Skandal! Jedynie 5 km w ten weekend! A miało być tak pięknie, Beskid Żywiecki, polanki, górki, widoczki... Trzeba było obejść się smakiem (który to już raz?)... W niedziele od rana czekaliśmy na jakiś znak z nieba - no i się doczekaliśmy. Przycedziło w pewnym momencie konkretnym deszczem i zamiast roweru wybraliśmy poobiednią drzemkę z przygrywającą w tle "trójeczką"
Remont mostu w Łodygowicach © k4r3l

Ok siedemnastej zrywam się na nogi, patrzę przez okno a tam pięknie przyświeca niestety już zachodzące słońce. Byliśmy już tak "zmięci", że odpuściliśmy i tą sposobność - z dwoma kółkami wygrała kawa, która w ten przymulony dzień była zwyczajną koniecznością.
Widoczek z Zarzecza © k4r3l

Dzisiaj rano pora na powrót, nie pada, a więc nie ma konieczności ponownej konfrontacji z "pkp". Śmigam swoim standardem pozwalając sobie zrobić kilka fotek z przymusowego, na jakiś czas, kalkulatora. Początek niesamowicie chłodny, najwyżej 8 kresek powyżej zera - inwestycja w rękawiczki z długimi palcami to chyba kwestia czasu...
Nad Jeziorem Żywieckim (Tresna) © k4r3l

Kierowcy oczywiście pchają się na chama, na styk, a ja się muszę martwić pozapadanymi przy krawężniku studzienkami, w niektórych brak nawet kratek, więc to tylko kwestia czasu, jak ktoś coś urwie... Najlepiej żeby to był jakiś wójt, radny czy inna persona "z dojściami" - z pewnością przyśpieszyło by to naprawę poboczy...
Boisko w Czernichowie, góra Żar © k4r3l

Z dużą ulgą wjeżdżam do Wielkiej Puszczy, gdzie wiem, że czeka mnie sielankowy przejazd po spokojnej okolicy. Po drodze oczywiście na zaporze w Porąbce znudzeni "polucjańci" w schowanej w cieniu drzew "suce" pilnują (już będzie chyba trzeci miesiąc) by nikt nie pchał się w rejon zagrożony osuwiskami. Myślę sobie: "takim to dobrze". A chwilę później: "zaraz, to na to idą pieniądze podatników?!". Bez komentarza.
Jedna z kaskad w Wielkiej Puszczy © k4r3l

Jeszcze tylko przełęcz Beskid Targanicki, wyścig z popieprzonymi, wiejskimi, luźno biegającymi czworonogami i zjazd do Targanic, na którym o mało co a nie rozjeżdżam siedzącego na środku drogi tłustego jamnikowatego osobnika, który mnie jeszcze bezczelnie raczył pogonić. Skandal!

PKP: kierunek Beskidy :)

Sobota, 28 sierpnia 2010 · Komentarze(9)
Po odebraniu roweru Ani z serwisu (przegląd generalny, wymieniona kaseta + łańcuch, klocki i niektóre linki oraz pancerze) mieliśmy w planach śmignąć już klasycznie przez Porąbkę, Międzybrodzie i Zarzecze do Kalnej (czyli naszej standardowej bazy wypadowej w Beskidy: Śląski / Żywiecki). Jednak dzisiejsza niepogoda sprawiła, że trasę pokonaliśmy za pośrednictwem Przewozów Regionalnych.
Na tyłach... © k4r3l

Jeszcze w serwisie/sklepie udało mi się kupić bez wahania, po bardzo okazyjnej, jak przystało na stałego klienta, cenie kask Kellys Diva, który nie dość że pasował, to jeszcze trafił w gust właścicielki perfekcyjnie. W sumie to ja trafiłem;)
Ciasno, ale jedziemy:) © k4r3l

Podróż "pkp" jak zwykle nie mogła odbyć się bez niespodzianek. Już na dzień dobry dowiadujemy się, że z z do Bielska kursują jako tzw. "komunikacja zastępcza" autobusy. Więc pojawił się oczywisty znak zapytania - jak zareaguje na rowery kierowca? Bilety kupujemy od razu do Łodygowic, żeby mieć w razie czego dodatkowy argument w ewentualnym sporze. Na miejscu okazuje się, że "drajwer" ma oczywiście w związku z nadbagażem kilka "ale", wymachuje nam przed nosem jakimś papierkiem, że niby nie może rowerów przewozić (a ja myślałem, że służbiści to już gatunek wymarły), jednak wspólnie z panią konduktor przekonujemy go, żeby sobie jaj nie robił i zabrał nas na pokład - w końcu kursuje tymczasowo pod banderą kolei, leje jak z cebra a my mamy już przejazd opłacony :)
W Łodygowicach... © k4r3l

W B-B czekamy kilkanaście minut na skład do Żyliny. Ten okazuje się być wyjątkowo punktualny - jest jednak jeden kluczowy problem - nie posiada ani jednego przedziału dla rowerów - same kuszetki. Wbijamy się więc do ostatniego wagonu skąd mamy fajny widoczek na tyły. Jest ciasno, ale przynajmniej nikt nam z tego powodu problemów nie robi.
Test nowego kasku i "chlapacza" :) © k4r3l

W Łodygowicach wciąż pada, pod dachem starego kiosku przygotowujemy się na najgorsze, czyli 5km w deszczu i przy niezbyt przyjemnym wietrze:) Po drodze zaliczamy kilka wymuszonych przez nagłe pogorszenie się warunków pogodowych postojów. "Chlapacz" Ani, mimo że prowizoryczny zdaje się spełniać swoje zadanie;)
Tu z reguły widać Skrzyczne... © k4r3l

Szanse na jakikolwiek rower są już dzisiaj znikome - zobaczymy co uda się ukręcić jutro. Ostatnio weekendy są bywają zupełnie nieprzychylne jakimkolwiek dalszym wypadom. Jesień chyba faktycznie zbliża się wielkimi krokami...

Nieznany Beskid Mały

Środa, 25 sierpnia 2010 · Komentarze(12)
Kwasożłopy w natarciu - jeszcze mocno wakacyjny, jajcarski singiel z nowej płyty z praktycznie samymi kołwerami! Będzie miazga!

Tą część Beskidu Małego, a w zasadzie ten specyficzny, niebieski szlak między Kocierzem a Czernichowem o długości 7km z hakiem chodził mi po głowie od jakiegoś czasu. Miałem jechać z rańca, jednak nie mogłem się zebrać - ciągle coś było do zrobienia...
Na szlaku... © k4r3l

W południe odezwał się na GG Shovel - tyski bajker, któremu teren i górskie szlaki obce nie są. Umawiamy się na parkingu pod kauflandem i coś po 14 ruszamy zdobywać Przełęcz Kocierską. Wieje, więc nie zamiast główną, otwartą drogą w kierunku Targanic prowadzę gościa bocznymi, interwałowymi asfalcikami Brzezinki schowanymi między licznymi domostwami.
Zjazd czerwonym :) © k4r3l

Tym razem przełęcz podjeżdżamy w równe 20 min, ale czas ten upływa na ciągłym gadaniu, więc w sumie luźno i bez napinki, ale jedzie mi się całkiem nieźle, powietrze rześkie po wczorajszych opadach. Pod ośrodkiem krótki postój i śmigamy początkowo czerwonym prowadzącym w stronę Żaru. Jest tak samo błotnisty jak ostatnio, ale tym razem nie ryzykujemy i objeżdżamy boczną, wydeptaną przez turystów ścieżką.
Shovel napiera:) © k4r3l

Tam gdzie trzeba podprowadzać, czyli pod Beskidem (759m n.p.m.) wybieramy alternatywną drogę, przeznaczoną do zwózki drewna, która, jak wynika z mapy gdzieś tam łączy się z czerwonym na górze. Jest ona na tyle szeroka, że próbujemy podjeżdżać. Bikewalking'u jednak nie unikniemy i w końcowym fragmencie targamy kilkadziesiąt metrów z buta. Dalszy odcinek to już 100% jazdy. Na rozdrożu przesiadamy się na szlak niebieski prowadzący pod Jaworzynę. W międzyczasie mijamy parkę również na rowerach (dziewczynie współczujemy - popatrzcie na czym jedzie:) i dwóch krosowców na motorach.
"Turystyka górska" © k4r3l

Niebieski szlak okazał się wymarzonym odcinkiem dla pod XC. Raz pod górkę, raz dłuższy zjazd, ale trzeba uważać na kamienie, błoto i gałęzie. Generalnie radość z jazdy była ogromna! Jeszcze przed Jaworzyną spotykamy grupę turystów, którzy z racji tego, że "skończyła się im mapa" pytają nas dokąd prowadzi ten szlak, a my w zamian prosimy ich o zrobienie nam wspólnej fotki. I to był błąd. Podczas oddawania aparatu nie złapałem go zbyt pewnie i nie zauważyłem, że tamta dziewczyna ma jeszcze opaskę na ręce. Szarpniecie, wyśliźnięcie i aparat z kilkoma rykoszetami ląduje z wysokości ponad metra na beskidzkich kamieniach. Początkowo wydaje się, ze wszystko ok, ale po chwili już wiem - dzisiaj już po zdjęciach - obiektyw się nie chowa, generalnie coś tam w środku lata (pewnie jakieś plastikowe części odpowiedzialne za mechanikę - oby :)
Ostatnia fotka z aparatu:( © k4r3l

No to pod Jaworzynę (864m n.p.m.) wspinam się "na chama", żeby rozładować negatywne emocje. Nie inaczej jest na zjeździe, kiedy to okazuje się, że przed nami niesamowicie widokowa część szlaku a ja zostałem bez aparatu. Rozwijam 40km/h i z impetem wpadam w jedną z <em>wiecznych kałuż</em> na szlaku. Ta była żółta i wyjątkowo śmierdząca, więc trochę zeszło zanim się domyłem :) Od razu lepiej - adrenalina wygrała z wkur***niem :)
Na Jaworzynie... © k4r3l

Widoczek na Beskid Śląski © k4r3l

Jezioro Międzybrodzkie (w tle Hrobacza) © k4r3l

Z tej strony Żaru jeszcze nie widziałem :) © k4r3l

W planach było całkowite wykorzystanie niebieskiego odcinka, ale nie zauważamy rozdroża i wlatujemy ni z tego ni z owego na żółty szlak prowadzący do Tresnej. W sumie ok, mi to obojętne, byle by było w dół. I było, oj było! Tutejszy żółty z pewnością przypadłby do gustu maniakom [i]enduro</em>. Generalnie jest to rynna, która ma w sobie wszystko. Po środku żleb i wystające kamienie, po bokach gałęzie i ziemia przypominająca celinę. Jak nie trudno się domyśleć ściąga rower wraz bajkerem do środka, tak że czujemy się jak w oku cyklonu :) Shovel zauważa, że powyżej znajduje się ścieżka alternatywna, znacznie bardziej odpowiednia dla naszych hardtail'ów.
Żółty szlak - jest ostro! © k4r3l

W Tresnej zajeżdżamy na chwilę nad Jezioro Żywieckie skąpane w promieniach zachodzącego słońca (nie wiedziałem o tej miejscówce, ale jest bardzo fajna i oferuje zacne widoczki).
Jezioro Żywieckie i Skrzyczne © k4r3l

Jako, że czas nam się kończy postanawiamy już tylko wrócić przez Łękawicę i Kocierz do Targanic. Na asfalcie nie wiele się dzieje, więc lajtowym tempem toczymy się w kierunku podjazdu. Z osławionej ulicy Widokowej tym razem rezygnujemy i wybieramy wariant dłuższy ale przyjemniejszy. Na górze już się zaczyna ściemniać a nas czeka zjazd zielonym szlakiem w kierunku Przełęczy Targanickiej. Shovel zakłada oświetlenie i wbijamy w las. Faktycznie, ledwo co widać, ale odcinek na tyle znany, że wiadomo, czego się spodziewać. Do Andrychowa mkniemy z prędkością grubo powyżej 40km/h i pod kauflandem następuje zamknięcie pętli. Dzięki dla mojego kompana za wspólny wyjazd - było mega, no i fajnie poznać kolejnego bikestatowicza!

Track z GPS pożyczony od Shovel'a.

Łysina wieczorową porą:)

Niedziela, 22 sierpnia 2010 · Komentarze(18)
Nadrabianie straconego miesiąca maja, w którym to przejechałem 0 (słownie: zero!) kilometrów, w toku. W okolicy nie brak ciekawych miejscówek, ale jednak te klasyczne kuszą najbardziej. Jak się okazało nie tylko mnie, bo wjeżdżając na Przełęcz Kocierską (718m n.p.m.) mijałem sporo bikerów cisnących w dół. Jeden nawet pojawił się w zasięgu wzroku, tempo mieliśmy podobne, nawet chyba zbliżyłem się do niego w końcówce, bo widziałem jak odbija na czerwony szlak w kierunku Łamanej Skały. Tym razem zmierzyłem czas podjazdu i wyniósł on dzisiaj 18m10s (od znaku o 8% nachyleniu do tabliczek ze szlakami na przełęczy).
Bikestats rządzi w górach :) © k4r3l

No nic, ja postanowiłem zjechać tym razem kajmanowym skrótem i porobić trochę fot by pokazać jak ten podjazd mniej więcej wygląda. Oczywiście mijające się auta mają tam problem (jeden to nawet chciał trochę cofnąć pod górkę na wstecznym - pięknie go zniosło:) dla rowerzysty to już mniejsze zmartwienie - byleby klocki przyzwoicie hamowały:)
Trzeci podjazd kocierski 1 © k4r3l

Jeszcze rano wpadłem na pomysł by odwiedzić znajome sprzed roku miejsce. Ale wcześniej przejechałem się malowniczą doliną Kocierza Rychwałdzkiego. Chciałem ustrzelić jeden fajny wodospad, ale wszystko zajęte przez biwakujących ludzi, generalnie strach się zbliżać:) Ale za to odnalazłem ukryty za krzaczorami pomnik:
Pamięci żołnierzy... © k4r3l

Wspomniane miejsce to malowniczo położona wieś Łysina (ponad 700m n.p.m.). Żeby się tam dostać zmuszony byłem zjechać w penym momencie z głównej drogi i rozpoczęła się mozolna wspinaczka w poszukiwaniu zielonego szlaku, w towarzystwie wyjątkowo upierdliwej eskadry much :)
Droga przez Kocierz Rychwałdzki © k4r3l

Punkt czerpania wody © k4r3l

Do szlaku docieram po kilkunastu minutach na wysokości Gibasówki (842m n.p.m.). Szlak ostatnio zachwalał Shovel, tyle tylko że jechał w przeciwnym kierunku. Ja wybrałem przyjemniejszą, bardziej zjazdową opcję - w kierunku Ścieszków Gronia (779m n.p.m.). Do jaskiń, pomimo znaku, nie dotarłem - są dla rowerzysty poza zasięgiem, trzeba schodzić b.stromo w dół.
Do jaskiń "Czarne Działy" © k4r3l

Całkiem przyjemny zielony szlak... © k4r3l

Jaskini lodowej i tzw. "zamczyska" nawet nie szukałem - leżą poniżej zielonego szlaku, nie chciałem zjeżdżać z kursu, bo pora nie była już najwcześniejsza. Następnym razem poświęcę temu więcej czasu i uwagi - ponoć warto. Po drodze jest jednak na co patrzeć:
Paproć z Babią w tle :) © k4r3l

W stronę Kocierza... © k4r3l

Na szczycie chwila relaksu i bajeczne widoczki na masyw Babiej Góry, Pilsko i cały Beskid Żywiecki. Chciałoby się tam siedzieć i siedzieć, ale jako, że było już po 18 postanowiłem wracać. W tym celu zjechałem zielonym szlakiem w stronę Kocierza Rychwałdzkiego - bardzo fajny odcinek zjazdowy, momentami b. wymagający.
Medżik na Łysinie © k4r3l

Genialna panorama z Łysiny © k4r3l

Kapitalne miejsce na działeczkę:) © k4r3l

"Wsi spokojna, wsi wesoła..." © k4r3l

Na dole chwila zawahania - którędy podjeżdżać? Jednak opcja hardcore'owa, choć zdecydowanie krótsza wzięła górę i wybrałem trzeci podjazd kocierski;) Tym razem kręciło się gorzej niż ostatnio z Jackiem. Młynkowałem praktycznie non-stop czego rezultatem jest czas (liczony między znakami nakazującymi jazdę w łańcuchach), który wyniósł 11m09s. Przynajmniej teraz mam się do czego odnieść:)
Trzeci podjazd kocierski 2 © k4r3l

Dzisiaj zjazd z przełęczy wyjątkowo nieterenowy - szybko (max 71km/h) i do celu (przez Targanice do Andrychowa). I to by było na tyle. Polecam wszystkim odwiedzenie Łysiny (można ją także zdobyć pokonując wymagający podjazd od strony Okrajnika, tak jak robi to chociażby Jeremiks;).