Cover lepszy od oryginału? Dowód na to, że muzyka w filmach Tarantino odgrywa bardzo ważną rolę... Reaktywacja mojego poprzedniego aparatu okazała się nieopłacalna - w serwisie gość zaśpiewał za części i robociznę 270 złociszy. 4 lata temu wydałem na niego prawie tysiaka z ciężko zarobionych pieniędzy, trochę szkoda... Postanowiłem na alledrogo upolować coś lepszego, używanego, co nie miało bliskiego kontatku z beskidzkimi skałami;)
Plus zależało mi na czasie, bo Ania wpadła ostatnio w sidła hobby zwanego decoupage, czego efekty można zobaczyć tu: www.bulma.art.pl ;) Padło kolejny raz na Panasonic Lumix. Dziś wybrałem początkowo standardową trasę przez Zagórnik, więc nie mogłem nie zjechać na moment by sfotografować kaskadę Rzyczanki.
Dalej już trasa nabrała typowo terenowego charakteru, najpierw ścieżką dydaktyczno-przyrodniczą a następnie wbitka na zielony szlak w stronę Gancarza (802m n.p.m.). Tam jak zwykle mozolna, ale stosunkowo krótka (15 minut) wspinaczka pod sam szczyt.
Odcinek między Gancarzem a Groniem JP II (890m n.p.m.) jest lajtowy, nie licząc stromej końcówki. Dodatkowym utrudnieniem okazał się głęboki żleb ściągający rower do środka... Na Groniu pustki, zaczyna wiać halny, więc pora na longslave'a - od razu lepiej - można więc mykać na Leskowiec (922m n.p.m.).
Na szczycie niespodzianka, jeden gość szykuje się chyba do noclegu (karimatka, ognisko już płonie) - fajny klimat survivalowy, oby go tam nie przewiało;) Ja rzucam rower i biegnę sofocić zachodzące nad Beskidem Małym słońce. Uff, na szczęście zdążyłem;)
Jeszcze fotki panoramy Beskidu Żywieckiego i pora wracać. Z drugiej strony już nad horyzontem świeci księżyc w pełni. Wybieram opcję powrotną początkowo przez Groń JPII by nieco później połączyć się z czarnym szlakiem. Odpalenie mojej wysłużonej (jeszcze żarówkowej) lampki wydaje się koniecznością.
Jadę wolno, wręcz asekuracyjnie. Na dość stromym zjeździe kółko grzęźnie między korzeniami a ja robię malowniczego OTB'a. Nieźle. Lekko przekrzywione siodełko, dziura w kolanie i przytarta łydka. Zaczynam sprowadzać. Po chwili patrzę - nie ma licznika, a więc powrót na miejsce kraksy z latarką w ręku. Chwila wytężania wzroku i... jest :) Schodzę i z ulgą docieram do asfaltu w Rzykach Jagódkach. Teraz już lajtowo do domku;)
@ Alistar: to zapewne jakaś zmowa liczników:) kaskada Rzyczanki czeka na śmiałków, ale nie ma się co śpieszyć specjalnie, w zimie też wygląda ciekawie :)
@ Niradhara: i w sumie kogo większa wina chodnika czy żywopłotu? bo wpadłem w konsternację:)
k4r3l, też się niedawno wracałam po licznik, i też znalazłam :) Kaskada Rzyczanki "dopada" mnie już po raz kolejny... A kolana faktycznie bywają przydatne ;)
niradhara, bo to nożyce do żywopłotu trzeba z sobą mieć ;)
Elu, nie przejmuj się, gdzieś czytałem na jakimś bikelogu, że jeden krawężnik chciał połamać bikerowi nos, więc ten Twój, wiadomo świnia, ale jeszcze nie cham :) oczywiście kolana szkoda, bo jak wiadomo ogólnie - rowerzystom się przydaje :)
Moje prawe kolano wygląda dziś podobnie. Nie pisałam o tym na blogu, bo aż wstyd się przyznać, w jakich okolicznościach się to stało, a mianowicie w centrum Niepołomic ukradli drogę, próbowałam ominąć wykopy wąskim chodnikiem. Chodnik nagle się urwał, z czego podstępnie skorzystał żywopłot i mnie zaatakował :D No i gleba!
@ Kajman: zdjęcia oczywiście będą o ile pogoda dopisze, bo to jedne z ostatnich póki co słonecznych dni:/
@ Sikor: stary, zające o tej porze już dawno spały pewnie :) zachciało mi się zjeżdżać po korzeniach to mam za swoje :) cieszę się, że zachód się podoba :)
@ Jeremiks: nawet mi się podobała ta wywrotka :) dobrze, że ciemno było i nikt nie widział, bo wstyd :D pozdr!
@ Niradhara: aaa widzisz Elu, ostatnio z Jackiem jak jeździliśmy to o mały włos a bym się bardziej "przytarł" albo i połamał. nie mogę na tej mojej ramie jeździć bez trzymanki, bo mi wpada w taki rezonans, że gips murowanny :)
@ Karla76: dzięki. a licznik to już się mi chyba 3ci raz gubi i odnajduje :) widać nie chce być tak szybko zastąpiony lepszym modelem :)