To będzie bardzo dobry album! Czekam, a tymczasem zajawka nowej Katatoni...
Dobrze jest wykręcić kilka km w tygodniu, nawet w taki upał :) Dziś w drodze powrotnej z Kocierza wyprzedził mnie zeszłoroczny predator. Coś kątem oka widziałem, że mi siedzi na kole, ale myślałem, że to skuter :) Potem wiozłem się na jego kole ze średnią 40km/h do samego Andrychowa :)
Dobra, teraz pewnie błysnę, ale może wiecie gdzie się podziało 14% mojego treningu? No bo jasno z pulsometru wynika, że łączny czas przebywania w 3 strefach to 86%. Czyżby wynikało z tego, że to brakujące 14& to coś poniżej HZ?
Trochę post metalu wrzucę, bo choć słucham tego rzadko, to tym razem jestem po prostu wpiekłowzięty. Total Devastation zaczynali jak większość Finów, łupiąc sobie death metal, grind. Tym razem polecieli w kosmos! Chociaż nie do końca, bo nowy album można podzielić na dwie części: tą mocniejszą i tą z klimatem! Ta druga to dla mnie transowe mistrzostwo!
Dziś troszkę dalej i raczej nieplanowany Salmopol. Trochę ciężko było przewidzieć czy będzie padać czy nie, w każdym razie duchota panowała typowo przedburzowa. W Międzybrodziu jakiś baran nie mógł mnie wyprzedzić i po chwili usłyszałem coś jakby przez megafon, że mam zjeżdżać z drogi. Przynajmniej takie skrawki dotarły do mnie. Myślałem, że mnie chuj strzeli. Pan i władca jechał z lawetą a na niej łódka. Wyprzedzając jego synalek jął szczerzyć zęby. Myślałem, że go dorwę nad jeziorem i zapytam co miał mi tam wtedy na drodze do powiedzenia i z tego wszystkiego przegapiłem skręt na Przegibek. Gościa już nie znalazłem więc pojechałem dalej...
Generalnie dzisiaj wkurwiało mnie kilka rzeczy. Głównie myślenie za innych uczestników ruchu (pieszych, kierowców a nawet czworonogów:). O ile psa, którego nieomal nie rozjechałem w drodze powrotnej można usprawiedliwić (ciężko zaponować nad wszystkimi czterema łapami na raz:), to już na pewno nie można odpuszczać tępym babom wysiadających w centrum Szczyrku z aut zaparkowanych na chodniku jak gdyby zaparkowały bezpośrednio w salonie fryzjerskim czy kosmetycznym, przechodniom łażacym po ulicy tam i nazad oraz gościom w cinquecento wymuszającym pierwszeństwo tylko po to, żeby bezczelnie mnie blokować na drodze. Barny i matoły dzisiaj dominowały na drogach.
Słowo daję, jeszcze kilka takich tripów i spierdzielam do lasu z przyrodą się zasymilować i poobijać na szlakach. Co mi właściwie dzisiaj przypomnieli uczestnicy MTB Trophy, których miałem przyjemność wyprzedzić na asfaltowym odcinku prowadzącym do bufetu na Salmopolu. Nie znam się na ścigach, ale chyba "cześć" się nie mówi a przynajmniej nie odpowiada. Zamiast tego jakieś tajemnicze "lewa wolna" albo "prawą będę ciął" (lub coś w ten deseń;) Chociaż z drugiej strony jak teraz przewinę pamięć do tego momentu, to wydaje mi się, iż jeden z nich był zawodnikiem czeskiego teamu, więc pewnie udawał Greka. Cwaniak. A i tak wam dupę skopiemy na Euro :) Szkoda, że zamiast frajerskiego "cześć" nie wykrzyczałem mu do ucha "Lewandowski, kurwa!" - pewnie by poskutkowało, w ten czy inny sposób, hehe.
Nie znałem tej kapeli, a trzeba przyznać, że są oryginalni. Pochodzą z Austrii ale ich wokalistką jest nasza rodaczka. Polecam nie tylko muzykę, ale także klip - jodłujące skarpetki to nie jest coś, z czym można się spotkać na codzień:)
Ha, niespodzianka, zdjęć nie będzie. Trasa już tak oblatana, że naprawdę nie ma czego specjalnie focić. Dziś dzień warsztatowy. Wymiana jednego odcinka pancerza tylnej zmieniarki na dłuższy (ostatnio coś źle przyciąłem i strasznie był momentami naciągnięty) wymusiła także nieplanowaną zmianę linki... Teraz śmiga jak trzeba i już nie przeskakuje na trybikach, co strasznie mnie wkurzało i wybijało z rytmu na podjazdach . Przy okazji dokręciłem sobie kasetę, bo trzy najmniejsze zębatki zdążyły się poluzować. Łańcuch przeczyszczony i nasmarowany, pracuje płynnie i cicho. Po 1000km podmieniam na nowy... Zobaczymy czy metoda wielołańcuchowa jest czegoś warta. Tyle.
W sumie rzadko słuchałem ostatnio H-Blockx, ale jakiś tam sentyment do tej kapeli mam, choć myślałem, że już dawno zawiesili gitary na kołkach. Nowy singiel jak dla mnie zbyt przesłodzony, a cała płyta na razie nie przypasiła, choć brzmienie fajne. Mam wrażenie, że raz chcą być U2 innym razem RHCP, kiedy indziej Foo Fighters... Brak mi starego, dobrego, jajcarskiego i rapowanego HBLX... Zresztą, posłuchajcie sami... Nijak się to ma do takich szlagierów jak: The Power, Move, Rising High, Go Freaky, no i perełki w tym całym towarzystwie, czyli Little Girl... Ewolucja ewolucją ale zeszmacenie to wciąż zeszmacenie...
A o trasie dla odmiany nie napiszę nic, bo też ileż można pisać ciągle o tym samym? Kilka razy w górę, kilka w dół, trochę płaskiego i tyle :) Żeby było jednak smaczniej zamieszczam fotkę z basenu na 700m n.p.m., który najwyraźniej jest gotowy na przyjęcie gości ośrodka na Kocierzu:)
Irlandzka kapela z kobietą-basistką, utalentowanym wokalistą i polskim rodzynkiem na perkusji, z którym miałem okazję kilka razy spotkać się na koncertach w Polsce, kiedy to jeszcze grał w innych zespołach. Szacun!
Sobotnie "do" i niedzielne "z" zebrane w jednym wpisie, czyli klasyczny tour de jeziora. Dłuższy postój zrobiłem sobie nad jak zwykle malowniczym Jeziorem Żywieckim na wałach w Zarzeczu. Sezon łódkowy już w pełni, o rybackim nie wspomnę, bo on trwa cały rok:)
Niedzielny powrót bez pary, może dlatego, że akurat w radiowej Trójce trwała sobie w najlepsze "Siesta", czyli jak zwykł mawiać jej autor "dwie godziny niezobowiązującej, niczym nie skrępowanej muzyki przyjaznej człowiekowi". Wszystko ok, tylko takie granie dobre jest na popołudniową drzemkę, a nie na rower...
Już pisałem kiedyś, że Andrus rządzi. Nic więc dziwnego, że jego ostatnia płyta była w ostatnich tygodniach najlepiej sprzedającym się albumem w Polsce! We wczorajszym notowaniu "Glanki i pacyfki" zanotowały awans o 18 miejsc i wylądowały od razu na drugim. Posłuchajcie, a przekonacie się, że zasłużenie :)
Dla niektórych cztery podjazdy występujące jeden po drugim to już konkret. Jasne, przynaję, że taka dawka to dość spore wyzwanie, ale skoro uczyniłem je swoim prawie codziennym rytuałem postanowiłem dorzucić do nich jeszcze jeden, tzw. Trzeci podjazd kocierski, czyli tak naprawdę piąty. Tym sposobem na niespełna 40km odcinku będzie można uzyskać ponad 900m przewyższeń! Jak dla mnie bomba i kiedy tylko będę się czuł na siłach z pewnością skorzystam z tego dodatkowego wariantu. Dziś jednak zostałem przy standardowych 810 metrach i żeby było trochę inaczej, tym razem zacząłem od Beskidka a dopiero na drugi ogień poszedł Kocierz ;)
Ostatnio kolega z pracy przyjechał na rowerze. Rower swoje lata ma, ale jak na tamte czasy poskładny z głową. Jednak szczególnie moją uwagę przykuły żółte obręcze - dokładnie takie jakie za mną chodzą o jakiegoś czasu. Oldschoolowe "stożki" wyglądają kozacko, prawda? Hmmm .... :)
Młócka od chłopaków z "greckiego" Nightrage. Właśnie ukazał się klip do singlowego kawałka. Profeska nieskalana w żadnym wypadku muzycznym gejostwem :)
W końcu magiczna góra Żar:) Pierwszy raz w tym sezonie, ostatnia, zeszłoroczna próba się nie powiodła, dlatego głód był spory:) Wcześniej usiadłem na kole kolarza, który wyjechał nieco przede mną chwilę przed początkiem podjazdu pod Kocierz. Miał parę, bo nie udało mi się stopić ok. 20 sekundowej przewagi. Na sam koniec sam się pogrążyłem, bo zacząłem bawić się pokrętłem od linki do tylnej przerzutki - w efekcie trochę zaorałem łańcuchem kasetę:)
Wracając do Żaru... Przede wszystkim warto tam zajechać właśnie w tygodniu i pod wieczór. Praktycznie nie ma żywej duszy. Posiedziałbym na szczycie dłużej, ale strasznie wiało. Ekscesów na trasie brak, a nawiązując do forumowego wątku o pozdrawianiu pragnę dorzucić swoje 5 groszy. Ostatnio bowiem na Podbeskidziu zauważam znaczącą poprawę w tej kwestii. Czy masz lat 20 czy 60, jeździsz na góralu czy szosie - reakcje są poprawne, tak przynajmniej było wczoraj. Jednak zdecydowanie należałoby zamiast "cześć" życzyć napotykanym rowerzystom smacznego, bo muszki wciąż nie dają za wygraną :)