Wpisy archiwalne w kategorii

60-100

Dystans całkowity:9558.42 km (w terenie 1026.50 km; 10.74%)
Czas w ruchu:525:11
Średnia prędkość:17.87 km/h
Maksymalna prędkość:82.10 km/h
Suma podjazdów:172112 m
Maks. tętno maksymalne:286 (147 %)
Maks. tętno średnie:191 (98 %)
Suma kalorii:47639 kcal
Liczba aktywności:124
Średnio na aktywność:77.08 km i 4h 18m
Więcej statystyk

DPD z przygodami :)

Wtorek, 31 maja 2011 · Komentarze(11)
Jadąc sobie po górkach słuchałem sobie najnowszej Pati Yang. Jak zwykle genialna nutka! Chyba jedyne "elektroniczne" dźwięki jakie mi się podobają (mam wszystkie albumy, pora na kolejny:) Tym razem bliżej Boga... Pewnie klip kręcony w Świebodzinie:)


Kontynuacja ubiegłotygodniowego postanowienia, a więc kolejny raz do pracy na 2 kółkach:) Dziś wyraźnie cieplej niż ostatnio, jedzie się bajecznie:) Przegibek zdobywam tym razem w czasie 24:15, a więc poprzedni rezultat poprawiony o prawie 40s :) Na jakiś czas robię przerwę z podliczaniem, niech sobie nóżki odpoczną :)
Taki widoczek zostawiam za sobą :) © k4r3l

Będąc już w stolicy Podbeskdzia zaglądam do Ani i sprawdzam czy się nie obija w pracy ;) Później przez centrum koło teatru, Cechową i obok C.H. Sfera., gdzie stoi nowy pomnik dwóch kreskówkowych bohaterów: Bolko i Lolko :) (btw: dziś w "Trójce" z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka trwa dzień z Bolkiem i Lolkiem - ich przygody przedstawia Anna Maria Jopek:)
Bolek i Lolek w jednym stali domu, czy jakoś tak :))) © k4r3l

Po pracy misja: przebijanie się przez zakorkowane miasto - tym razem sprawniej niż tydzień temu, kierowcy zostawiają sporo miejsca po prawej stronie, można zawsze podjechać bliżej na skrzyżowaniu i zająć pole position:)
Czarno nad Straconką :) © k4r3l

W Straconce na horyzoncie pokazuje się granatowe niebo, to znak, że nad Przegibkiem zbierają się burzowe chmury. Ulewa dopada mnie na ostatnim łuku przed prostą prowadzącą do parkingu na szczycie. Tam znajduję schronienie pod daszkiem sklepiku, gdzie już ulokował się jeden endurowiec. Z krótkiej wymiany zdań dowiaduję się, że ma zamiar przez górki przedostać się do Kóz... A deszcz napieprza konkretnie, pioruny w walą niepokojąco blisko, nagle zrobiło się zimno jak diabli...
Nie widać, ale trwa właśnie nawałnica :) © k4r3l

Po jakichś 40 min przestaje, można się brać za zjazd. Jeden z moich najwolniejszych (ok. 18km/h:) i bardzo mokrych. Już dawno tak asekuracyjnie nie jechałem, ale te Kendy nie nadają się na mokre warunki... Strasznie człowiek marznie na zjeździe, kiedy nie musi pedałować... A dupa mokra :)
Zjazd do Międzybrodzia, na drodze ślisko i mokro:) © k4r3l

W Międzybrdziu już zdecydowanie cieplej, a w Porąbce po deszczu ani śladu, asfalty suchusieńkie... Wielka Puszcza mija ok, podobnie jak wyjazd na Przełęcz Beskid Targanicki... Krótki oddech i można toczyć się z górki do domu.
Droga się urywa? Nie, to podjazd na Beskidek:) © k4r3l

Uphill'owa trójca :)

Niedziela, 29 maja 2011 · Komentarze(19)
Wysyp płyt normalnie! A to nowy Amorphis, a to industrialny Pain... No i właśnie ten drugi tym razem, bo wyszło trochę zaskakująco, baaardzo rock'n'rollowo:) Czad!

W związku z organizowanym przez Niradharę i Kajmana "Meeting'iem u Niezależnych Krokodyli" postaram się uzupełnić ich i tak już bogate archiwum:) Kto jeszcze się nie zdecydował, niech wie, że to może być naprawdę udany weekend! Ot właśnie taki jak na załączonych fotkach:)

Niedziela. Poranki wiadomo, leniwe, więc wyruszam dopiero po 14. Bez planu, może jeden, bliski podjazd, co by nie wypaść z formy:) Wiadomo, musi to być Kocierz, bo to dobry podjazd jest... na początek :) Jedzie się obłędnie, słonko po wczorajszych ulewach praży ze zdwojoną mocą, a lekki wiaterek działa orzeźwiająco...
Kocierz ahead :) © k4r3l

Stoper jak zwykle włączam przy znaku /\ 8% i jazda. Po drodze wyprzedzam jednego bikera, kilku zjeżdżających macha powitalnie. Odmachuję ofkors, a wyprzedzanego naturalnie również pozdrawiam w ramach otuchy :) Na przełęczy jestem już po 16min i 31 sek, a więc rezultat zadowalający:) Pora na zjazd, początkowo miałem jechać na Łysinę, ale jakoś odbiłem w kierunku Międzybrodzia...
W tym miejscu zawsze wieje :))) © k4r3l

Za zaporą w Tresnej mija mnie dwóch szosowców-seniorów. Trzeba przyznać, że ładnie jadą, równo, a mną telepie na wszelkich nierównościach, nie znoszę tego, a tam jak na złość dziura na dziurze... Wspomniani kolarze odbijają w kierunku Żaru i ja kierowany intuicją również. To w sumie pierwszy tegoroczny atak na Żar, w dodatku nie planowany, chociaż zarzekałem się, że w niedzielę, przy tych tłumach nie będę tam wjeżdżał...
A to już zjazd i połatany asfalt... © k4r3l

Ale kiedy jak nie w niedzielę, po pracy czasu nie mam zbyt wiele, a sił też by raczej nie wystarczyło na taki szturm. Więc olewam te tłumy i nie myślę o niczym innym jak o dobrym czasie tego uphill'u. Po drodze wyprzedzam dwóch bikerów (jeden w jeansach, więc rispekta:) i siadam na koło wspomnianych szosowcom.
Widoczki na serpentynkach :) © k4r3l

Po kilkuset metrach dochodzę do wniosku, że nie odpowiada mi ich tempo i daje dyla :) Ale trzeba im przyznać, że trzymali się dzielnie. Chciałbym w tym wieku pomykać po takich górkach:)
Jeszcze o tym nie wiem, ale to następny cel :) © k4r3l

Na szczycie apogeum, ludu, że tak powiem, w pizdu! Dominujący strój to: faceci: jeansy, adidaski (koniecznie białe!), dziunki: cyc i pół dupy na wierzchu, obowiązkowo szpilki, w najlepszym wypadku gladiatorki:) Do przewidzenia, ale za każdym razem te ilości pseudoturystów mnie przerażają. Zostaję na start paralotniarzy i robię ewakuację. Aha, podjechałem w 31min i 15 sekund (licząc od kościoła do zbiornika).
Gładka jak szpachla tafla zbiornika :) © k4r3l

Zjazd ok, na niższych serpentynkach jakieś gówniarstwo pali gumę na skuterach. Szczyt debilizmu, bo cały żwir z pobocza ląduje na drodze, ale nie mam siły im wbijać do łba jakie mogą być tego konsekwencje, bo szczerze powątpiewałem w skuteczność przekazu lub może bardziej odbioru :)
Poszli! A raczej pobiegli, a potem odlecieli:) © k4r3l

Droga do Porąbki standard, ciągnę jeszcze mocno, chociaż czuć te dwa podjazdy w kolanie. Na szczęście droga przez Wielką Puszczę jak i podjazd pod Przełęcz Targanicką mogę uznać za udane :) Wcześniej blokuje dociśnięty amortyzator, co by się lepiej podjeżdżało z niższym kokpitem i to mi bardzo pomaga:)
Na szczyt można także dostać się łatwiejszą drogą :) © k4r3l

Kręciło się dzisiaj wyśmienicie! Dużo bikerów na trasie, od amatorów, po całe rodziny, fajnie...

Uphill beskidzki ;)

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(24)
Wake up! Ten numer znalazł się na soundtracku do Matrixa - filmu, który już 12 lat trzyma taki poziom, że współczesne produkcje do pięt mu nie dorastają a rzeczony utwór został wpleciony w finałową scenę niemalże idealnie! A Rage Against The Machine to klasa sama w sobie - reaktywowali się na koncerty, więc jeżeli tylko będą u nas, nie ma bata - jadę :)


Plan był prosty, jest pogoda jest kręcenie. A więc kilka zaplanowanych na ten rok uphill'ów w Beskidzie Małym. Przede wszystkim - Przegibek od strony Międzybrodzia. Wierzcie lub nie, ale jeszcze tego wariantu nie jechałem:) Pora więc na niego.
Standard przez Czaniec... © k4r3l

Podjazd sprawia wrażenie ciągnącego się w nieskończoność, głównie za sprawą długich, lekko wznoszących się prostych w Międzybrodziu. Jednak od momentu pierwszej serpentynki zaczyna się jazda górska ;) Sprawdzam GPS'a - oczywiście się świnia wyłączyła po drodze, więc liczyć zaczyna od momentu którejś z rzędu sperpentynki. Trudno :)
Serpentynka na podjeździe pod Przegibek... © k4r3l

Na Przegibku las aut, parking zawalony na maksa i nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby tam zrobić postój. Robię go nieco niżej przy malowniczej widokówce z Klimczokiem w tle! :) Pieprzona "turystyka samochodowa" doprowadza mnie ostatnio do szału. Niech to paliwo wskoczy na 6 zeta, to może będzie chociaż w weekend spokój na drogach...
Widokówka na B. Śląski poniżej przełęczy ;) © k4r3l

W Straconce fragment wydrukowanej mapy Wujka Google niezbyt zdaje egzamin, stąd małe kluczenie aż w końcu postanawiam nadłożyć drogi i wrócić na właściwy szlak. Żółty, w kierunku Łysej Przełęczy, zwanej również Siodłem. Fajna okolica, szlak jak najbardziej podjazdowy z jednym dosłownie 100 metrowym odcinkiem wyłożonym kamolami. Powyżej przełęczy spotykam bajkera i pytam o czarny szlak, którym on właśnie wyprowadził rower, Mówi, że na zjazd OK, ale ponoć robili go na siłę, bo jakiś bogacz postawił sobie chałupę na przełęczy i musieli zreorganizować przebieg szlaku. Wniosek: masz kasę, jesteś bogiem i nie widzisz dalej niż czubek własnego nosa. Żegnamy się z bajkerem, on uderza czerwonym na Magurkę, ja mam trochę inny plan - również Magurka (909 m n.p.m.) ale asfaltem - czyli tradycyjny uphill beskidzki ;>
Kaskada przy ul Małej Straconki ;) © k4r3l

Trochę kręcę się przy Stalowniku - kolos robi wrażenie, podobnie jak wybrukowana droga prowadząca do niego. Koszmar :) Dalej czeka mnie fragment ruchliwą o każdej porze ul. Żywiecką. Na światłach odbijam w stronę Wilkowic i praktycznie od tego momentu zaczyna się zdobywanie Magurki. Choć ten właściwy podjazd jest znacznie później.
Czarny szlak z Łysej Przełęczy w kierunku Stalownika;) © k4r3l

Magurka, to prawdziwa su..a :) Oczywiście podjechanie jej w czasie poniżej 25 min. uważam, za mistrzostwo świata, może ze świeżym zapasem sił, ale po dwóch przełęczach zajęło mi to coś koło 31 minut (lol):) Po drodze wkurwiają mnie zjeżdżające audice i bmw - na wąskiej drodze, pełnej spacerowiczów z dziećmi, turystów - typowy objaw bezmyślności, próżności, lenistwa i lansu, zwany w skrócie debilizmem. Na szczycie coś się szykuje, są jakieś fundamenty i ogólny syf, błoto, a turyści zamiast na polance siedzą przy schronisku. Nie zabawiam tam długo, wykonuję telefon do bazy w Kalnej z meldunkiem, że zaraz tam się stawię :)
Zrujnowany Stalownik ;) © k4r3l

Po przyjeździe na miejsce wcinam przepyszną jajkownicę na masełku i z boczkiem (dzięki Anik!:), uzupełniam Oshee (tak to reklama, bo dobre :) i po tym małym co nieco mogę się zbierać w drogę powrotną :) Nie mam siły na walkę z kolejnym długim podjazdem, więc zamiast przez Kocierz, wracam tak jak wczoraj, przez Wielką Puszczę. Sporo patroli policji na drogach i dobrze, bo debili nie brakuje... Pod Przełęczą Targanicką opadam z sił (to już 90 kilometr więc nie ma się za bardzo czego wstydzić :), zrzucam ze średniej i młynkuję pod górę do samego końca ;)
Medżik na Magurce podziwia panoramę Beskidu Śląskiego ;) © k4r3l

Powrót już wiadomą trasą, bez zbędnego szarpania się. Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że do "setki" brakło 100m, mówi się trudno, masochistą nie jestem :) Jest pretekst by to poprawić :) Najbardziej martwi mnie jednak brak całkowitej sumy podjazdów, ale myślę, że spokojnie do uzyskanego wyniku można dodać z 200m :)

P.s. dorzucam garść fotek, co by zaspokoić potrzeby niektórych bikestatowiczy:)

Pasmo Klimczoka :) © k4r3l

A pod Magurką rewolucja :) © k4r3l

Ostatni zakręt przed szczytem :) © k4r3l

Na szczycie rewolucji ciąg dalszy :) © k4r3l

Sharp ride through hell ze Skrzycznym w tle :) © k4r3l

Droga przez Łodygowice :) © k4r3l


Pasmo Równicy - pętla :)

Sobota, 2 kwietnia 2011 · Komentarze(18)
Nie podoba mi się nowa płyta Guano Apes, ale singlowy kawałek ma w sobie takiego pozytywnego "powera". Resztę można przesłuchać, ale naprawdę wybiórczo, klimat starych albumów gdzieś zwyczajnie wywietrzał...
[/youtube]
Wypad z rodzaju tych rekreacyjnych, chociaż ilość przewyższeń oraz długość trasy mogą mówić co innego. Jednak jechaliśmy sobie spokojnie, bo sama trasa była wymagająca, a Ania pierwszy raz w tym roku kręciła "pod chmurką".
Płyty na Karkoszczonkę... © k4r3l

Tych chmurek było dziś sporo, ale nie spadła na szczęście ani jedna kropla deszczu. Zaczęliśmy ostro, od ataku na Przełęcz Karkoszczonkę. Ten podjazd, choć sam w sobie krótki, potrafi złamać najwytrwalszych uphillowców. Przede wszystkim we znaki dają się betonowe płyty a la ser szwajcarski o całkiem sporym nachyleniu. Moment nieuwagi i już podpieramy się nóżką;)
Chłopaki chyba zbłądzili:) © k4r3l

Także technika podjazdu ma tu ogromne znaczenie. Mnie wystarczyło jej oraz sił do charakterystycznego skrętu w lewo. Tam zatrzymałem się i już nie ruszyłem. Do momentu rozpoczęcia się terenu właściwego wprowadziliśmy sobie rowerki bez napinki.
Widok z przełęczy, dziś raczej marny... © k4r3l

Po krótkim popasie na przełęczy zjeżdżamy do Brennej szlakiem żółtym. Tym razem jest więcej błota niż ostatnio, ale nie zrażając się tym ciśniemy z bananem na gębie w dół :) W planach jest zaciśnięcie na Paśmie Równicy małej pętelki.
Czantoria? O weryfikację proszę lokalesów :) © k4r3l

Korzystając ze szlaków rowerowych równoległych do głównej i ruchliwej drogi pokonujemy beztrosko kolejne kilometry. Rozwiązanie to jest całkiem ok, ale nierzadko napotykamy na utrudnienia, co często kończy się przenoszeniem rowerów przez strumyki czy większe krzaczory. Ale wszystko przyjmujemy na spokojnie, żeby nie powiedzieć na wesoło :)
Fragment ścieżki w Wiśle... © k4r3l

Po lewej mamy cały czas wspomniane pasmo i w momencie kiedy wyraźnie traci ono na wysokości postanawiamy obrać kierunek na Ustroń. Trafiamy niemalże idealnie na ulicę Lipowską, a następnie Leśną, którą zjeżdżamy z Górek Wielkich do Ustronia.
Skocznia w Malince - Adam dziękujemy! © k4r3l

Liczba rowerzystów w tych rejonach pozytywnie nakręca. Jeździ tu każdy, babcie, ciocie, dziadkowie (na rowerkach elektrycznych:), probajkerzy i bajkerzy niedzielni - słowem kręcą tutaj wszyscy! Także wszyscy sobie elegancko odmachujemy, bo to przecież nic nie kosztuje.
Sporo i takich 'bajkerów' na trasie... © k4r3l

I tak sobie mkniemy zielonym, a później niebieskim szlakiem rowerowym aż docieramy do Wisły. Trochę te ścieżki są robione czasami na siłę, bo nieraz prowadzą przez czyjeś pola i niezbyt przypominają te tradycyjne, znane z miast. Ale przynajmniej nie ma kostki, co oczywiście nas cieszy:)
Widokówka z Przełęczy Salmopolskiej (także marna :) © k4r3l

W Wiśle tłumy, więc jedyny krótki postój robimy sobie pod skocznią imienia Adama Małysza w Wiśle Malince. Dalej na przystanku przed ostatnim podjazdem tego popołudnia uzupełniamy zapasy - w ruch idzie tabliczka czekolady wespół z Oshee. Pod Przełęcz Salmopolską startujemy sobie na luzie, bo i czasu mamy sporo, a ścigać się nie ma z kim i po co :)
A to już skocznie w Szczyrku... © k4r3l

Podjazd jest jednym z dłuższych jakie w tym roku pokonałem, ale wydaje się całkiem przyjemny. Na pewno chciałbym sobie zrobić na nim czasówkę i zobaczyć w jakim rzeczywistym czasie mogę go zrobić. Może będzie jeszcze okazja w tym roku :) Zjazd do Szczyrku to już jeden wielki zieeeewww - prawie siedem dyszek na budziku i ogień:)

Beskid Mały na dziko :)

Sobota, 25 września 2010 · Komentarze(20)
Zeszłej nocy urządziłem sobie rzeźnię z "Maczetą" Rodrigueza w roli głównej. Ten film, podobnie jak "Planet Terror" mnie rozwalił;) I ta kapitalna obsada. Polecam!
Po wczorajszym wypadzie przyszedł czas na ciąg dalszy. Plan tej wycieczki układał się w głowie "na bieżąco". Zacząłem od asfaltowego standardu na Kocierz (18m18s). Okropnie wiało, stąd czas gorszy od najlepszego o minutę (przynajmniej tak to sobie tłumaczę;).
Osiedle Kiczora (Kocierz Rychwałdzki) © k4r3l

Po zjeździe odbijam na Kocierz Rychwałdzki - tamtejsza okolica to oaza spokoju, wodospady szumią, ruch znikomy, powietrze rześkie - aż chce się jeździć ;) I tak kusi mnie pierwsza lepsza odnoga asfaltowa pnąca się od razu mocno w górę. Na mapie miałem zaznaczoną pętlę, którą można w tamtym rejonie zrobić, ale to nie to, jak się później okazało...
Okolice osiedla Basie (Kocierz Rychwałdzki) © k4r3l

Serpentyna wiedzie na Osiedle Kiczory i urywa się w pewnym momencie, akurat wtedy kiedy zapowiadało się całkiem nieźle.. No trudno, pora wracać w dół. Następny atak na Osiedle Basie, tam spotyka mnie niespodzianka w postaci takiego znaku:
U nas prędzej pojeździsz po lesie, niż po mieście :) © k4r3l

Miło, nie powiem, ale trzeba dodać, że to droga dla rowerzystów tzw. zawziętych, na rowerach co najmniej klasy MTB, bo kamolce w ziemi dają w kość. Niestety i ta ścieżka kończy się ślepym zaułkiem.
Gibasówka - dojadę tam, o ile nie pobłądzę;) © k4r3l

Wracam kawałek do mijanego wcześniej leśnego szlabanu, przechodzę pod nim i rozpoczyna się jedna z lepszych części tej wycieczki - leśne, interwałowe serpentynki usłane gęsto ściółką i zakamuflowanym pod nią błotem;)
Kapitalny trawers Wielkiego Gibasów Gronia (898m n.p.m.) © k4r3l

Mam dzisiaj ewidentnego pecha do urywających się nagle ścieżek, bo i ta kończy się pod lasem i nie ma innego wyjścia jak podprowadzać. Tam odnajduję nową dróżkę, a na niej pełno śladów dzików/saren w błocie. Ze wzmożoną czujnością przeciskam się przez chaszcze, jest klimat;)
Widoczki stamtąd też całkiem klawe :) © k4r3l

Po wyjeździe na ubitą ścieżkę (szlak niebieski/zielony z Łamanej Skały) okazuje się, że jechałem przez Rezerwat Madahora. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Z dwóch możliwych kierunków - Leskowiec i Ścieszków Groń - wybieram ten drugi.
W rejonie ^Czarnych Działów^ (skały + 6 jaskiń) © k4r3l

Byłem tam co prawda miesiąc temu, ale tego odcinka szlaku nie znałem. Jak się okazuje - jest miodzio. Kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu co do kierunku jazdy - w drugą stronę byłoby zdecydowanie ciężej.
A to już osławione ^Zamczysko^ (skałki wspinaczkowe) © k4r3l

Po drodze zaliczam jeszcze wizytę przy Czarnych Działach - to jaskinie poniżej szlaku. Niestety praktycznie niedostępne dla zwykłych śmiertelników. A także odnajduję, tuż przed samą Łysiną, tzw. Zamczysko, czyli kompleks naturalnych skał-olbrzymów. Gdzieś w tym rejonie znajduje się także Jaskinia Lodowa.
Przytoczę tu cytat ze strony marcinnowak.eu: [...]We wschodniej części skałek znajduje się jedna z najbardziej tajemniczych jaskiń w Beskidach. Jaskinia Lodowa ma długość 59 metrów i głębokość 10 metrów. Co ciekawe po raz pierwszy zbadana została przez grotołazów niedawno, bo latem 2000 roku. Niedawno bezspornie stwierdzono, że lód utrzymuje się w niej przez cały rok. Ta osobliwość i cały obszar leży 700 m n.p.m. i jest najniżej położoną jaskinią lodową w Polsce.[...]
[...]Aż dziw, że nie założono tu jeszcze rezerwatu. Flora naprawdę tu szaleje. Specyficzny mikroklimat, wilgoć, roślinność cieniolubna i naskalna. To właśnie skałki „Zamczysko”. Nazwa jest potoczna i wiąże się z legendą – oczywiście – o zamku, który miał tu stać i zapadł się pod ziemię, pozostawiając jedynie podziemny tunel. Sądząc jednak po tych utworach pod spodem może znajdować się naprawdę spory system jaskiniowy. Tylko trzeba go odkryć![...]
A dla ciekawskich dołączam schemat jaskini: http://speleo.bielsko.pl/pages_historia/gmichalska/lodowawzam.html
Przy zejściu do Jaskini Lodowej © k4r3l

Dalej powrót już typowo asfaltowy przez Okrajnik, Łękawicę, Kocierz Moszczanicki. Na Przełęczy Kocierskiej wybieram wariant terenowy. Zjazd na Przełęcz Targanicką szlakiem usłanym z liści oświetlonym przedzierającym się przez drzewa soczystopomarańczowym słońcem to poezja. Na przełęczy już ostatnia sesja - tradycyjne, jesienne, zachodzące za górami słońce i można wracać do domu. Ufff:)
Zielony z Przełęczy Kocierskiej © k4r3l

GPS trochę się gubił (zwłaszcza w gęstym lesie), ale ja się mu nie dziwię, momentami to już sam nie byłem pewien dokąd jadę, chociaż mniej więcej widziałem, że trawersuję południowe, solidnie zalesione stoki wpierw Potrójnej, a później Łamanej Skały.
Zachodzik na Przełęczy Targanickiej © k4r3l

Beskid Wielkopolski;)

Środa, 18 sierpnia 2010 · Komentarze(15)
Wspólnego kręcenia w towarzystwie najlepszego poznańskiego bikera Jacka ciąg dalszy. Skoro gość Eli i Piotra kocha góry, nie było innego wyjścia, jak tylko wyznaczyć trasę zawierającą dwa klasyczne beskidzkie podjazdy + jeden krótki odcinek terenowy:) Ze względów logistycznych padło na Hrobaczą Łąkę (828m n.p.m.) oraz Żar (761m n.p.m.).
Przymiarka do Hrobaczej ;) © k4r3l

Spod Hrobaczej startujemy pewnie mając w głowach obrazy samochodów zdychających tam na pierwszym biegu. Przez moment jedziemy wspólnie, jednak za czwartym czy piątym łukiem Jacek jest już dobre 200m z przodu;) Dobrze, że na początku pstryknąłem mu fotę z podjazdu, bo potem już nie miałem okazji:)
Jazda! © k4r3l

Obiecałem sobie, że jak będę ponownie atakował ten szczyt to tym razem przystanę i zrobię kilka fot genialnej panoramy, która odsłania się w pewnym momencie podjazdu. Tym razem, postój był mi nawet na rękę:)
Warto się zatrzymać... © k4r3l

Pasmo Magurki Wilkowickiej © k4r3l

Droga zmienia się mocno poszarpany, stary asfalt. Po drodzę goście komplementują mojego poprzednika. Wypada mi się tylko zgodzić i kontynuować mozolną wspinaczkę. Nieco wyżej scenka z Golfem w tle - biedaczek się zasapał na podjeździe, spod maski ostro się kopciło, a kierowca coś tam próbował zdziałać.
Ser szwajcarski ;) © k4r3l

Na wysokości schroniska widzę Jacka, który już ostro foci okolicę i swój sprzęt. Na szczyt wjeżdżamy razem, oklaskom, wiwatom, flash'om i fajerwerkom nie ma końca :) Jacek dokładnie przygląda się temu 35m krzyżowi a następnie swoją uwagę skupia gdzieś na horyzoncie...
Nawet się nie zmęczył;) © k4r3l

Bikestats jest wszędzie ;) © k4r3l

Mamy zjechać do Międzybrodzia Bialskiego, więc oczywistym jest, że nie będziemy się wracać tą samą drogą. Wiem, że górski teren to środowisko, w którym mój kompan czuje się najlepiej, więc proponuję wykorzystanie szlaków pieszych i zjechanie na Przełęcz Przegibek (663m n.p.m.). Czerwony ma to do siebie, że jest bardzo zróżnicowany. Po stromym zjeździe następuje konkretne podejście.
Ossstrrrroooo! © k4r3l

I z pokorą - wspinaczka na Groniczki ;) © k4r3l

Na wysokości Gaików (808m n.p.m.) wbijamy na niebieski i tam już ostro ciśniemy w dół. Po drodze dziadki się pytają czy już wynaleziono nawigację do łatwiejszego wyszukiwania grzybów i upewniają się co do drogi na Gaiki:) Lecimy ostro w dół po kamiorkach, mijamy szlaban i mamy jeszcze kilkadziesiąt metrów na Przegibek, gdzie urządzamy postój.
Trochę płaskiego nie zaszkodzi ;) © k4r3l

Asfaltowy zjazd do Międzybrodzia to poezja, ale tym razem, z powodu dość silnego wiatru, nie da się ukręcić maksa... Przed nami kolejny cel - Żar. Przyglądamy się mu z mostu w Międzybrodziu Żywieckim - czeka nas 7km wspinaczka górskimi serpentynami. I znowu Jacek poszedł jak strzała!;) Wcześniej jeszcze telefon do Piotra, okazuje się, że on właśnie podjeżdża i jest już nad nami - spotkamy się na górze.
Tak się wjeżdża na Żar ;) © k4r3l

Jacka widzę później dopiero na postoju - jeszcze nie na szczycie, ale w miejscu skąd roztacza się świetny widok na lewy bok zbiornika, Skrzyczne i przelatujące nisko szybowce. To tylko przedsmak tego, co można zobaczyć z samej góry!
Przed szczytem... © k4r3l

Gość z Wielkopolski jest uradowany nie tylko samym podjazdem, ale właśnie tymi widoczkami. Dobrze, że miał cyfrówkę, bo w przeciwnym razie z pewnością zużyłby kilka rolek filmu :)
Król jest tylko jeden ;) © k4r3l

I już w komplecie :) © k4r3l

Na szczycie wieje, widoczność nawet dobra, pora jednak wracać. Szybki zjazd, na którym udaje mi się wycisnąć 70,5km/h i dalej powrót wojewódzką "948". Rozstaję się z Jackiem i Piotrem w Porąbce. Do przejechania mam jeszcze kilkanaście kilometrów, w tym 200m w pionie, czyli Przełęcz Beskid Targanicki (705m n.p.m.).
Zmęczeni ale zadowoleni ;) © k4r3l

W Wielkiej Puszczy kryzys, robię postój. W międzyczasie przejeżdzają goście na nazwijmy to trekingach. Jednego z nich mijam na samym podjeździe, drugi już poza zasięgiem. Wyjechał z sakwami. Okazało się, że jego kompan miał mniej szczęścia i zerwał łańcuch (rozerwało ogniwo, a spinka cała). Klął potem pod nosem na Sram'owski wynalazek. Okazało się, że są to długodystansowcy i w sumie dzisiaj mają w planach ukręcić ze 150km. Kiedy widziałem, że sobie poradzą (przystąpili do zakładania drugiej spinki) zjechałem w stronę Targanic a następnie do domu. W tym miejscu wielkie gratki dla Jacka, który jak się okazało, jest urodzonym w Wielkopolsce góralem i pokazał mi przez te dwa dni, gdzie jest moje miejsce ;) Trzymaj się Jacek, szerokiej drogi i do rychłego kręcenia! Podziękowania również dla Piotra i Eli, którzy wzięli gościa pod swoje skrzydła! Pozdrówki dla Was wszystkich!

Z Kocierza na Żar (i jeszcze raz Kocierz:)

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · Komentarze(10)
Ponownie odrobina lokalnego patriotyzmu - ziomki z Bielska-Białej, nazywają się NeWBReeD. Sprawdźcie ich, bo wymiatają!

Plan był prosty - zdobyć Przełęcz Kocierską (718m n.p.m.) i stamtąd czmychnąć czerwonym szlakiem w stronę Żaru tak by w drodze powrotnej wjechać ponownie na Kocierz ale od strony Łękawicy. Jako że Ania w Beskidzie Małym debiutowała, więc z góry ustaliliśmy, że tempo będzie lajtowe, bez zbędnej napinki. Wspinaczka na przełęcz obfitowała w kilka przystanków, w tym jeden dłuższy, pod wyciągiem, spędzony na rozmowie z poznanym bajkerem na kolarce, któremu dałem cynk o BS, więc zobaczymy (pozdrawiamy!). Oprócz nas, Kocierz tego dnia zdobywał jeden gość na góralu i probikerka na szosówce, która jak szybko wjechała tak i zjechała, składając się odważnie na serpentynach. Chwilę później rozłączamy się z poznanym bikerem i docieramy na górę:
Widok z przełęczy © k4r3l

Tam przekraczamy granicę województw małopolskiego i śląskiego:
Zmiana województwa © k4r3l

Z ulgą wjeżdżamy w las, który wita nas całkiem sporą ilością błota. Na szczęście im dalej tym błota mniej i można swobodnie jechać. Na trasie czekają nas dwa podejścia. Pierwsze pod Kocierz 879m n.p.m) i drugie pod Kiczerę. Już podczas pierwszego (o długości ok. 500m) dowiadujemy się, że nie będzie łatwo. Jest stromo, są luźne kamienie i przede wszystkim spokoju nie dają nam bezlitosne owady, które towarzyszą nam przez cały ten czas pod górę.
Na Kocierzu © k4r3l

Zejścia także momentami nie nadają się do jazdy, a już na pewno dla kogoś, kto w Beskidzie Małym jest po raz pierwszy. Lepiej po prostu nie ryzykować i pokornie sprowadzić rower. Ja zjeżdżam:) Momentami jednak droga jest naprawdę przyjemna i co najważniejsze, widokowa.
W stronę Kiczery © k4r3l

Od lewej: Czupel i Magurka + Żar:) © k4r3l

Drugie podejście może nie tak długie jak pod Kocierz, ale także mocno odczuwalne w łydkach. Jak wiadomo bez bikewalkingu w Beskidach nie ujedziesz, więc z pokorą wpychamy nasze rumaki pod górę.
Pasma Beskidu Małego © k4r3l

Kiczera (831m n.p.m)to górka obfitująca w bardzo ciekawe widoczki, chyba nawet ładniejsze niż na samym Żarze. Dlaczego? Może dlatego, że widać z niej właśnie Żar?:)
Bez komentarza :) © k4r3l

Można też tamtąd rzucić okiem w kierunku Beskidu Śląskiego i Jeziora Żywieckiego, szczytów Beskidu Małego (Czupel, Magurkę, Hrobaczą Łąkę), jak podziwiać widok Jeziora Czanieckiego oraz okolic Porąbki i Kobiernic.
Zachodnie pasma Beskidu Małego © k4r3l

W stronę Porąbki (Z Hrobaczą w tle:) © k4r3l

Zjeżdzając asfaltową drogą z Żaru zatrzymujemy się jeszcze nad lotniskiem, gdzie zawsze coś się dzieje.
Lotnisko pod Żarem © k4r3l

Drogą przez Tresną, Oczków i Łękawice przedzieramy się w kierunku Andrychowa, by po raz kolejny dzisiaj zmierzyć się z podjazdem pod Przełęcz Kocierską. Po drodze jeszcze spojrzenie przez ramię:
Przez Oczków © k4r3l

Dużo ostatnio mówi się o zamkniętej drodze na Kocierz. Jak się okazuje ruch został otwarty, ale tylko dla samochodów do 7m długości (czyli praktycznie wszystko oprócz tirów). Ale nawierzchnia wciąż nie wygląda ciekawie:
Roboty drogowe © k4r3l

Skutki majowych kataklizmów © k4r3l

Na przełęczy szybki telefon do domu - meldujemy, że za 25 minut będziemy na obiedzie:)
Zjazd już bez większych komplikacji, ale nie ma się co dziwić, skoro nawierzchnia po tej stronie jest nienaruszona:
Zjazd do Targanic © k4r3l

Świetny trip w miłym towarzystwie:) Zmęczenie jak najbardziej pozytywne, w domku zasłużone zimne piwko i... 2 tony czarnego do przerzucenia :)

Beskid Mały (na okrągło;)

Czwartek, 8 lipca 2010 · Komentarze(22)
Pozytywny temat muzyczny:

Plan dzisiejszego tripu zrodził się podczas porannego śnadania. Podjazd na Hrobaczą Łąkę (828 m n.p.m.) już od dawna nie dawał mi spokoju. Jednak żeby tam się dostać trzeba pokonać inny, nieco mniejszy, ale jednak dający się we znaki podjazd na Przełęcz Beskid Targanicki (705 m n.p.m.). Tym razem bez postoju - poszło nadspodziewanie gładko. Na przełęczy szybka regulacja rozregulowanego tylnego vbrake'a i można śmigać w dół delektując się kilkukilometrowym zjazdem przez Wielką Puszczę. Nieźle tam potrafi wypizgać, kiedy słońce nie jest jeszcze dostatecznie wysoko. Krótki posiłek nad brzegiem Soły z widokiem na majestatyczny szczyt Bujakowskiego Gronia i można ruszać w kierunku Hrobaczej.
Soła w Porąbce już spokojna © k4r3l

Zapora w Porąbce © k4r3l

Pierwsze dwa kilometry to elegancki asfalt, oglądam się za siebie i walczę z myślą o postoju i sfotografowaniu niesamowitej panoramy. Trudno, to ujęcie musi poczekać na ewentualny zjazd tamtą drogą, ja mam w planie podjechać Hrobaczą bez przystanków. Co w dalszej części drogi staje się nieco trudniejsze. Kończy się ten gładziutki asfalt i zaczyna się robić bardziej terenowo, a to za sprawą starej nawierzchni pełnej dziur i drobnych kamyków. Ale temat spokojnie jest do podjechania. Kiedy nad konarami drzew ukazuje się wierzchołek stalowego, trzydziestopięciometrowego kolosa, można odetchnąć z ulgą, choć koncentracja jest potrzebna nawet na tych ostatnich metrach - łatwo wypaść z tempa za sprawą nieco większych skał i korzeni przy samym schronisku.
Medżik na Hrobaczej:) © k4r3l

Panorama z Hrobaczej to w sumie nic rewelacyjnego - płaskie tereny, dymiące kominy, trzeba zmykać w las. Obieram azymut na Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m.), czyli najpierw czerwonym (niestety ze dwa razy rower na plecach) potem niebieski i tu już raczej tylko w dół. Na Przegibku pora na uzupełnienie wody - 3,5 PLN to trochę drogo jak za cisowiankę, ale już 1,5 PLN wydane na big milka okazuje się dobrą inwestycją:
Szkoda, że to nie Lotto :P © k4r3l

Z Przegibka niebieski na Magurkę Wilkowicką (909 m n.p.m.) to istna katorga. Fragmentami można jechać, ale szkoda się męczyć na dłuższą metę. Znacznie lepiej sobie przystanąć i odsapnąć podziwiając widoki. Po drodze natykam się na zorganizowane grupy borówkarskie (w skórcie ZGB) plądrujące okoliczne krzaczki. Nie wiem czy mają swoje legitymacje, ale łatwo ich rozpoznać po zabarwionych na fioletowo rękach i okolicach ust:)
W drodze na Magurkę © k4r3l

Na Magurce spotykam krowę i kilkoro amatorów kąpieli słonecznych. Niestety, drzewa i słupy sieciowe skutecznie psują panoramę Beskidu Śląskiego. Trzymając się dalej niebieskiego ruszam w kierunku Czupla (933 m n.p.m.). Trasa znana, zupełnie lajtowa i szybka do przejechania. Na szczycie jak zwykle miażdżące widoczki.
Medżik na najwyższym szczycie Beskidu Małego © k4r3l

Zjazd to taka mała kombinacja czterech szlaków. Kawałek niebieskim, następnie czerwony w kierunku Łodygowic, odbicie na żółty do Tresnej i na końcu przesiadka na zielony prowadzący do Czernichowa. Fragment czerwonego mimo, że w dół, jest bardzo ciężki, dobrze, że mnie oświeciło wcześniej, że zaczyna się zjazd i wypadałoby obniżyć siodło, bo OTB miałbym już przy pierwszej znaczącej nierówności terenu.
Najgorszy odcinek czerwonego © k4r3l

Natomiast dalsza jazda żółtym a potem zielonym to poezja! Dla takich odcinków warto się pomęczyć czy to podchodząc czy to sprowadzając. Najważniejsze, że po drodze nie brakuje malowniczych polanek, takich jak na przykład ta:
Żar z nowej perspektywy © k4r3l

Po opuszczeniu lasu zielony prowadzi w dół do Czernichowa świetnym asfaltem, którego nachylenie momentami wprawia w zdumienie (to byłby dopiero podjazd!). Jakby ktoś kiedyś chciał go sprawdzić, to ta droga, która odbija w górę obok Urzędu Gminy. Spokojnie dojeżdżam na zaporę w Tresnej.
Nieskazitelna tafla Żywieckiego © k4r3l

Tam rodzi się plan złowieszczy - a może by tak jeszcze jeden podjeździk?:) Przełęcz Kocierska (718 m n.p.m.) jest w zasięgu i wydaje się być optymalnym rozwiązaniem! A więc jazda! W dolinie Kocierza Moszczanickiego ciepły wiatr skutecznie obniża średnią.
W drodze na Przełęcz Kocierską © k4r3l

Pierwszy zakaz wjazdu pojawia się na rozdrożu pomiędzy podjazdem właściwym na przełęcz a drogą w stronę Kocierza Rychwałdzkiego. Jak się okazuje nie powstrzymało to kilku kierowców samochodów (no i mnie) od pokonania tego odcinka. Chwilę po minięciu znaku spotykam przy poboczu wystraszoną żmijkę:
Żmijka, mała taka © k4r3l

Droga na tym odcinku jest momentami mocno podziurawiona a w jednym miejscu nawierzchnia się po prostu zapadła, a więc wszyscy jeżdżący tamtędy muszą pamiętać, że robią to na własną odpowiedzialność - można stracić znacznie więcej niż kilka złotych więcej na objazd. Przełęcz Kocierska raz jeszcze bez postoju - świadczy to mniej więcej o tym, że dobrze się dzisiaj kręciło:) Na koniec zostawiam sobie jeden z moich ulubionych odcinków terenowych - zielony szlak łączący dwie przełęcze: Kocierską z Beskidem Targanickim.
Wylot zielonego (Wielka Bukówka) © k4r3l

Prawie 4 kilometry atrakcyjnego zjazdowo szlaku. Kapitalny etap, polecam każdemu rozszerzenie go o dalszy 'zielony odcinek specjalny' prowadzący aż do Porąbki - nie będziecie żałować!
Na Przełęczy Beskid Targanicki © k4r3l

Mistyczny Beskid Mały

Poniedziałek, 5 lipca 2010 · Komentarze(16)

Po żenującym, zawierającym nędzny kilometraż, mało rowerowym wpisie o baskecie czas na konkrety :) Pobudka o 05:00, szybki prysznic i lajtowy makaron, żeby nie spuchnąć za szybko:) Cel dzisiejszej wycieczki? W sumie było ich kilka. Sprawdzić żółty szlak z Kaczyny do Świnnej Poręby, następnie obadać kombinację czarny + niebieski ze Śleszowic jako wariant podjazdu na Leskowiec (922 m n.p.m.), no i w końcu przejechać czerwonym trasę Leskowiec - Przełęcz Kocierska (w odwrotnym niż ostatnio, ponoć lepszym, kierunku). Do Kaczyny standardowym już wariantem przez Zagórnik i Rzyki (os. Młocki Dolne).
Między Rzykami a Kaczyną © k4r3l

Żółty szlak zaczyna się dosyć niewinnie, ale nadzieja pryska za pierwszym skrętem - głęboka, stroma i kręta rynna - trzeba prowadzić. Bikewalking mam jak widać we krwi:) Tak jest praktycznie do samych Bliźniaków (564 m n.p.m) a nawet jeszcze kawałeczek dalej. Trud tej wspinaczki wynagradza dalszy (mniej więcej od Łysej Góry), znakomity odcinek tego szlaku, który jest praktycznie w 100% przejezdny, momentami można zaszaleć. Przy wylocie na drogę przesiadam się na czarny prowadzący do Ponikwi. Stamtąd, żeby uniknąć głównej drogi na Suchą Beskidzką, przemierzam wieś Koziniec. Jest trochę kluczenia, zaczyna mżyć, droga bardzo szybko robi się mokra, więc postój pod wiatą przystanku jak najbardziej wskazany. Przejazd odcinkiem remontowanej drogi numer "dwadzieścia osiem" (ruch wahadłowy) jest nieunikniony, ale o dziwo samochody długo stoją na światłach więc mogę śmignąć bezstresowo.
Szlakiem premiera - Świnna Poręba :) © k4r3l

Dalej poszukiwania odnogi prowadzącej do Śleszowic. Ta pnie się początkowo w górę i mam kolejny sprawdzian dla nóg:) Na granicy Mucharza i Śleszowic krótki postój przy sklepiku i uzupełnienie zapasów - w sumie wyjechałem tylko z pół litrową 'limonką':) Banany: check!, baton Lew razy 4: check!, Bystrzanka: check! i można dalej śmigać. Droga wyraźnie drugiej, albo nawet i dalszej kategorii - łata na łacie, dziura na dziurze, ale sama miejscowość bardzo ładnie położona.
Okolice Śleszowic © k4r3l

Czarny szlak z początku wije się między gospodarstwami by nieco dalej zamienić się w trawiasto-kamienisty podjazd. Mokra i wysoka trawa bez problemu dobiera się do napędu i trzeba kilka razy stawać i wyciągać tę cholerę. Szlak w pewnym momencie gubię, drogę tarasuje mi zwalone drzewo i trzeba przez te chaszcze jakoś je obejść. Wychodzę na przyjemną szutróweczkę, próbuję każdej opcji, po czym obieram stosowny kierunek, jak się w końcu okazuje, słuszny. Szlak robi się bardziej wymagający i płynnie przechodzi w niebieski na wysokości Skrzyżowania pod Makowską Górą (1h 20min na Leskowiec). Niebieski szlak tylko na początku nadaje się tylko do podprowadzania - dalsze jego etapy mają takie nachylenie, że siłą rzeczy wymuszają jazdę. I dobrze, bo bym się załamał, gdybym musiał na sam szczyt prowadzić...
Mistyczny niebieski © k4r3l

Nie mija kilkadziesiąt minut i wyłaniają się zabudowania schroniska na Groniu JP II. Na Leskowcu jak można było się spodziewać po okolicznościach aury widoczność zerowa, ale i tak banan na twarzy (i w ręce:) jest.
Mgliście na Leskowcu © k4r3l

Chodził mi po głowie dojazd na Łamaną Skałę i stamtąd zielonym na malowniczą Łysinę. Ale odpuściłem, bo w nogach już nie było takiego powera, żeby stamtąd wrócić przez Kocierz.
Panorama z Leskowca i wszystko jasne :) © k4r3l

Rewers czerwonego faktycznie ok - nie wiem jak ja to przejechałem w ub. roku, chyba tylko siłą woli:) Słońce pokazuje się jedynie na moment w okolicach Potrójnej. Od tego momentu szlak zmienia kolejny raz swoją postać.
Medżik i beskidzkie skały © k4r3l

Korzenie i skały charakterystyczne dla rezerwatu Madohora i okolic Łamanej Skały ustępują miejsca luźnym, typowo beskidzkim kamiorom. Ręce opadają, ale chociaż jest w dół:) Przełęcz Kocierska terenowo zdobyta :)
Przełęcz "Anula" © k4r3l

Teraz już bez kombinacji - puszczam się w dół do Targanic eleganckim asfaltem, gdzie na mojej ulubionej prostej z ograniczeniem do 60km/h rozwijam 10km/h więcej :P A więc siedem dyszek i "Medżik" w jednym kawałku - słowacka myśl technologiczna przetrwała próbę prędkościową!
Stacja wyciągu "Pracicy" © k4r3l

No i to by było na tyle, Beskid Mały kolejny raz mnie sprawdził. Jak to już kiedyś ktoś napisał: mały to on jest tylko z nazwy, bo wymagania wobec bikerów ma całkiem duże...
Pasma Beskidu Małego © k4r3l

05. Elektrownie i przełęcze

Niedziela, 21 marca 2010 · Komentarze(10)
Dzisiejszy trip sponsorowała cyferka "2". Były bowiem dwa województwa, dwie elektrownie, dwa jeziora, dwie przełęcze i dwa kółka oczywiście:) Początek to walka z wiatrem i podjazd na przełęcz Beskid Targanicki - niby tylko 562m.n.p.m. ale dla mnie to ściana! Łyknąłem ją z jednym przystankiem;)
Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Dalej relaksacyjny zjazd malowniczą doliną Wielkiej Puszczy. Szkoda, że asfalt w tak wielu miejscach nosi znamiona minionej zimy - tragedia!
Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Pierwsza elektrownia to Zapora Porąbka. Lód na Jeziorze Międzybrodzkim powoli ustępuje, ale to wciąż jeszcze nie to...
Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Dalej szybka jazda do Międzybrodzia Żywieckiego (cały czas po lewej towarzyszy widok Góry Żar, także elektrownia, ale jej nie wliczam, bo dzisiaj jej nie odwiedziłem).
Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Kolejny przystanek to Elektrownia Wodna Tresna. Widok robi wrażenie, podobnie jak panoramy dostępne z jej szczytu (Żar i zamarznięte Jezioro Żywieckie)
Osiemdziesiatka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

W Zarzeczu wyłania się majestatyczny widok ośnieżonego Skrzycznego i całego Pasma Baraniej Góry. Byle do lata i tam będziemy!
Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Po uzupełnieniu kalorii w Kalnej zaczyna siąpić (miało dopiero po 19:00 zacząć padać), ale wracać trzeba, bo nie mam lampek ze sobą. Powrotne 40 km to jazda w samym deszczu. Ale jest to deszcz wiosenny, więc oprócz mokrego tyłka, większej szkody nie wyrządził. Kilka wymuszonych postojów po wiatami przystanków i można jechać dalej. Kiedy nadarzała się okazja cykałem fotki Jeziora Żywieckiego:
Osiemdziesiątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

Wracam tą samą drogą do Tresnej, po czym odbijam na Oczków i dalej w kierunku Łękawicy, by nieco później skręcić na Kocierz Moszczanicki. Tam w dolinie zaczyna padać jeszcze bardziej:). Burczę pod nosem "..rwa, ..rwa", ale jadę dalej :)Przede mną ostatni atak 718 m.n.p.m, czyli nic innego jak Przełęcz Kocierska (byłem tam w piątek, ale tym razem podjeżdżam z drugiej strony). W tamtych rejonach temperatura ocyluje w okolicach 5*C, co jednak nie przeszkadza w wykręceniu 64km/h na zjeździe do Targanic. Dawno tak mi nie wypizgało jak w trakcie tego zjazdu:) Ale ogólne wrażenia jak najbardziej pozytywne.
Osiemdzieziątka © k4r3l

Osiemdziesiątka © k4r3l

I taka końcowa reflekcja. Po drodze mijałem wielu rowerzystów, w tym 3 bikerów na kolarkach, nie odmachali, a ja żałowałem, że nie miałem w ręce jakiegoś ciężkiego obiektu:) Czyżby kolarze (przez duże "K" oczywiście) olewali takich typowych bikerów rekreacyjnych? Solidarność, też mi coś...

Tam:
http://mapa.targeo.pl/Mapa_Polski,24,19.27376,49.78400?l=84f8443acb06a59b
I z powrotem:
http://mapa.targeo.pl/Mapa_Polski,24,19.27424,49.78416?l=e421bfe4caf858a2

Co by podtrzymać deszczowy klimat piosenka "Endelss Rain" X Japan. Dałbym "November Rain" Guns'ów, ale to już ograne, a poza tym gdzie tam do listopada :D