Wpisy archiwalne w kategorii

0-30

Dystans całkowity:4565.17 km (w terenie 760.20 km; 16.65%)
Czas w ruchu:271:58
Średnia prędkość:16.73 km/h
Maksymalna prędkość:66.60 km/h
Suma podjazdów:89746 m
Maks. tętno maksymalne:208 (107 %)
Maks. tętno średnie:161 (82 %)
Suma kalorii:32319 kcal
Liczba aktywności:188
Średnio na aktywność:24.28 km i 1h 27m
Więcej statystyk

Beskidzkie żenua ;)

Piątek, 27 września 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Z lekka dający popalić wyjazd, bo po primo: nieźle już pizga, zwłaszcza późnym popołudniem; secundo: zwodowałem w błotnistej kałuży dopiero co wyczyszczonego i wysuszonego po Istebnej buta (gdybym się nie zdążył wypiąć leżałbym w tej kałuży cały!), tertio: konkretny rozpiehdol na szlaku - dlaczego te ch*je od drzew nigdy po sobie nie sprzątają? Dlaczego robią taki syf, w dodatku na szlaku!? Mnie zawsze uczono, że należy posprzątać po skończonej robocie...
Jedna z lepszych widokówek w okolicy ;) © k4r3l

W sumie nie mogę narzekać, bo to tylko i wyłącznie moja wina - miał być asfaltowy Kocierz i takaż sama Targanicka, ale ja niczym siedzący i kuszący na ramieniu diobeł powtarzałem: "jedźmy w teren, będzie fajnie", hehe. Nie było. Żeby było ciekawiej Jakubiszon złapał gumę na zjeździe ze Złotej Górki, na szczęście w przednim kole, więc zmiana nie nastręczała kłopotu... Zniesmaczony i przemarznięty wróciłem po marnych 20km...

Istebna (epilog)

Poniedziałek, 23 września 2013 · Komentarze(0)
Powrót jeszcze w dzień rozjazdu. Wracamy na kwaterę, prysznic, pakowanko i pożegnanie z niezwykle uprzejmymi właścicielami oraz współlokatorami. Magda, dwa Tomki, Jarek i Albert (Rowerowy Kampinos, Biketires.pl) - fajnie było poznać i razem pokręcić. Jeszcze szybkie zakupy w biedrze (biedronka biedronce nie równa, w mojej mieścinie ten sklep to porażka, natomiast w Istebnej zakupy robi się z przyjemnością) na drogę i żegnamy się z Jackiem. Przed nim daleka droga - dojedzie dopiero w nocy, ale prawdziwi pasjonaci już tak mają ;)
Adekwatna mądrość z PKP Laliki ;) © k4r3l

Do Lalików docieram po 50 minutach zaliczając po drodze Ochodzitą. Z 15kg plecakiem łatwo nie było, a po drodze czekało mnie jeszcze kilka mniejszych podjazdów :) W pociągu cały przedział mój, dopiero za Żywcem zaczyna się robić tłoczno (a mówią, że pociągami nikt nie jeździ - media klamią!;) To był intensywny weekend!

Istebna (rozjazd i Barania Góra)

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(4)
Uczestnicy
Będzie piąty sezon brytyjskiego Misfits, a więc w temacie jeden z kawałków ścieżki dźwiękowej:


Pomaratonowy rozjazd rozpoczęliśmy przed 10 rano. Ja musiałem zdążyć na kwaterę tak by wyrobić się ze wszystkim przed pociągiem, więc postanowiliśmy dołączyć do warszawskiej ekipy i wyruszyliśmy częściowo trasą wczorajszego maratonu zdobywać Baranią Górę. Ekipa zacna, Magda, Jacek, dwa Tomki, Jarek, Albert a także moja skromna osoba.
Pomykamy sobie - Ochodzita na drugim planie ;) © k4r3l

Od Stecówki jechaliśmy szlakiem czerwonym, następnie odbiliśmy na czarny w stronę Karolówki. Po drodze mnóstwo czasu na fotki i krótkie postoje - bez napinki. Z tego szlaku zjeżdżaliśmy przez kilka kilometrów sympatycznym autostradowym trawersem aż dojechaliśmy do czarnego szlaku z Kamesznicy.
JPbike i fragment maratonowej trasy z soboty;) © k4r3l

Oczywiście wpakowaliśmy się na niego, choć momentami nie było łatwo. Ale szlak jest nie jest zbyt wymgający, sprawę komplikował nieco płynący jego środkiem strumień. Większość fragmentów była bardzo techniczna ale podjeżdżalna. Natomiast pchanie było krótki i niemęczące. Za to nagrodą były rewelacyjne widoki jakie z niego się roztaczały!
Korzonki to norma w tych okolicach ;) © k4r3l

Na Baraniej Górze wdrapaliśmy się na wierzę a będąc na samym szczycie okazało się, że jesteśmy... w chmurze ;) Magda z jednym z Tomków postanawiają zjechać czerwonym szlakiem do schroniska na Przysłopie a my pakujemy się w niebieski w kierunku Wisły Czarne.
Kultowe beskidzkie bale na czerwonym szlaku ;) © k4r3l

Co to był za szlak! Owiany sławą głównie w środowisku enduraków megawymagający odcinek, na którym nie raz, nie dwa trzeba było skapitulować. Natomiast satysfakcja z przejechania jego fragmentów była spora. Korzenie, kamienie - można było skończyć naprawdę w nieciekawym stanie. Ale szczęścicie w nieszczęściu ucierpiał tylko hak Jarka, który postanowił się złamać, z tego co widziałem jadąc za nim, na jednym z wystających kamieni. Zapasu nie było, ale ostatecznie udało się zamocować prowizorycznie ten ułamany.
Jedna z wielu okolicznych dróg pożarowych ;) © k4r3l

Szutrowymi spychaczówkami trawersującymi zbocze Baraniej zjeżdżamy do przecięcia czerwonego szlaku. Tam chwila oczekiwania na zbłąkanych Alberta i Tomka. Szybka rozkmina: jedziemy z Albertem i Jackiem czerwonym w stronę Kubalonki. Owszem będziemy się wracać przez moment po własnych śladach, ale przed nami jeszcze nieznany odcinek czerwonego.
Jarek na trawiastym singielku (czarny szlak) ;) © k4r3l

W takich okolicznościach świetnie się podjeżdża ;) © k4r3l

Teraz już wiemy dlaczego nie biegł tamtędy maraton. Na odcinku mniej więcej 1-1.5km to jedne wielkie moczary i gdyby nie rzucone na nie drewniane belki brodzilibyśmy w wodzie do co najmniej pół łydki. Na szczęście oprócz tego fragmentu szlak oferuje także świetny singiel porośnięty wysokimi trawami i poprzecinany sekcjami korzonek oraz kilka typowych beskidzkich zjazdów rąbanką.
Jacek szarżuje na niebieskim zjazdowym ;) © k4r3l

Odbijamy na żółty w kierunku Istebnej i dzięki garminowi Alberta sprawnie przedostajemy się do kwatery. Rowerom fundujemy niezbyt zdrową ale konieczną karcherową terapię a sami korzystamy z tradycyjnego prysznica. Istebna kolejny raz pokazała błotnisty szpon :) Ale dzięki temu było ciekawiej i bardziej survivalowo - czyli tak jak lubię!
/205640

Istebna (prolog)

Piątek, 20 września 2013 · Komentarze(5)
Dojazd tak samo jak na majowe Trophy - pociągiem do stacji PKP Laliki. Stamtąd już asfaltami do Istebnej. W połowie drogi zaczyna mżyć, schodzi mi na szukaniu miejscówki, niestety błądzę (z ciężkim plecakiem wjechałem aż na Stecówkę!;), nie chce mi się wyciągać kurtki i w efekcie przemakam. Zjeżdżam w dół, zatrzymuję się pod przystankiem i czekam na Jacka (JPbike), który właśnie przyjechał do Istebnej.
Rower w piwnicy gospodarzy, a kot pod drzwiami ;) © k4r3l

Zgarnia mnie razem z rowerem i już wspólnymi siłami przy telefonicznym wsparciu Mariusza (klosiu), który miejscówkę załatwił, ale niestety nie mógł przyjechać, docieramy do kwatery. Miał być krótki objazd ale rozlało się na dobre. Skoczyliśmy jeszcze po numer dla mnie do biura zawodów i po skromnej kolacji, piwku (a w moim przypadku także dwóch aspirynach;) poszliśmy spać.

Kocierz i Złota Górka terenowo ;)

Niedziela, 15 września 2013 · Komentarze(4)
"Lisek" norweskiego duetu Ylvis to ponoć taka europejska odpowiedź na gangam stajl i chyba nie ma nikogo, kto nie słyszałby tego hitu ostatnich tygodni. Jeżeli jednak nie słyszałeś to z dwóch powodów: a) mieszkasz w lesie, b) masz tysiąc innych, ważniejszych spraw na głowie niż youtube ;) Mnie jednak bardziej do gustu przypadła pełna dramaturgii i chórków na miarę Meat Loaf'a ballada o "Stonehenge". Śmiechłem tu nawet raz czy dwa i Wy pewnie też śmiechniecie :)


Ok, ogumienie zmienione. Mało tego, zachciało mi się zmienić okładziny na nie do końca zużyte metaliki i to był błąd. Na szczęście nie kosztował mnie zdrowia, choć równie dobrze mogłem wypieprzyć przedni hampel i byłoby bez różnicy. Dziś oswajanie się z terenem, a więc padło na najbliższą okolicę.
Trzeba zacząć od konkretnego podjazdu :) © k4r3l

Panoramka z Kocierza ;) © k4r3l

Górki niezbyt wysokie, ale podjazdy sztywniutkie i wymagające (1000m na 27km!). Tradycyjnie już terenowy uphill na Kocierz ażeby rozruszać ospałe nogi - poszło całkiem ok, kilka ścianek udało się podjechać przy dopingu sympatycznych starszych pań: "nie rozpraszaj pana, bo mu energii braknie" - niestety nie słyszałem czym mnie chciała rozproszyć, hehe . Po ostatnich deszczach błotka jest w sam raz:)
Poza szlakiem też ładnie :) © k4r3l

Z powrotem trochę butowałem pod Małą Bukową, bo chciałem wrócić przez okolicę dawno nie jeżdżonej Złotej Górki. I co Wam powiem, ale Wam powiem - od dzisiaj będę te okolice nazywał "Bikepark Złota Górka", bo to takie nasze małe Hafjell jest:) Jeździ się tam zajebiście, jest flow, są trawiasto-kamieniste odcinki, są singielki, są korzonki, są widoczki i jest autentyczny fun z jazdy! Spokojnie można zrobić tam kilka rundek, bo podjechać na stosowną wysokość można sobie asfaltem, o ile oczywiście kondycja pozwala.
Na błotko trzeba się uodpornić :) © k4r3l

Tak sobie jeździłem po tych terenach zastanawiając się jak ten potencjał można by wykorzystać, wszak nasza gmina ponoć taka proturystyczna jest. Ale wiecie, to taka turystyka jak z koziej dupy trąbka. Pobudowało się tu przeróżnych ośrodków wypoczynkowych, spa, minizoo, parków miniatur, parków linowych, dinolandii itp. Czyli na dobrą sprawę możesz to wszystko zaliczyć w jeden dzień. Samochodem. Natomiast patrząc na to ile dobrego w kwestii rowerowej dzieje się w takiej Istebnej czy Wiśle odnoszę wrażenie, że nasze tereny choć nieznane mogą rywalizować z tymi najbardziej popularnymi ośrodkami sportów rowerowych.
Krótka sekcja korzonkowa :) © k4r3l

Do wyregulowania na ten tydzień przerzutki - eselix znowu strzela focha przy zrzucaniu na młynek, a ixtek zaciąga przy żebatkach 26/30, a więc może być problem na podjazdach, których z pewnością w Istebnej nie braknie :)

Standard kocierski ;)

Wtorek, 10 września 2013 · Komentarze(3)
Wtorek. Trzeba wykorzystać okienko pogodowe, zwłaszcza, że na wg prognoz w kolejnych dniach będzie różnie a nie ma nic gorszego jak odpuścić, a potem żałować, że się nie pojechało. W końcu to 1,5h dla zdrowia, hehe. Klasyk kocierski mam już objechany do bólu, ale tym razem jechało mi się średniawo, a na dodatek w drodze powrotnej odezwał się mały głód, który przy dłuższym dystansie skonczył by się zapewne odcięciem. Poskromiłem go batonem musli i powróciłem bak tu hom ;) Dziś bez rekordów, bardziej rozjazdowo ;) A z racji, żem trochę zamulał zrobiłem foto na podjeździe, a co ;)
Jesień zagląda w Beskidy ;) © k4r3l

Szybki rower :)

Wtorek, 3 września 2013 · Komentarze(0)
Po robocie wpadłem do sąsiada pomóc w skonfigurowaniu wi-fi, a już po godzinie jechałem w stronę Kocierza :) O 18tej można załapać się jeszcze na słońce, ale powrót bywa już rześki ;) Będąc na szczycie nie potrafię sobie odmówić zjazdu na drugą stronę, żeby wspiąć się ponownie na tę przyjemną przełęcz ;)

Z widokiem na niziny ;) © k4r3l

Uphillowy rozjazd ;)

Niedziela, 25 sierpnia 2013 · Komentarze(2)
Można sobie potupać nóżką, a nawet dwiema :)


I weź tu zrób rozjazd po płaskim... No nie da się. Może się da, ale jak mam jechać w stronę tej plaskatości to aż mnie słabi;) Wolę już po raz n-ty jechać na Kocierz. No i pojechałem ;)

Nóżki po sobotnim uphillu wyraźnie odczuwalne, ale tylko do czasu gdy w Kocierzu Moszczanickim na kole siadł mi jakiś kolarz... Nie lubię być wyprzedzanym pod górkę, to taki deprymujące... Wobec czego zapomniałem o wczorajszych zawodach i czym prędzej się oddaliłem na bezpieczną odległość ;)

Próba generalna przed Uphill Równica ;)

Środa, 21 sierpnia 2013 · Komentarze(8)
Pierwszy od soboty wyjazd typowo treningowy, a więc żadnych rozjazdów po drodze :) Szybko i bez kombinacji na Kocierz sprawdzić jak noga podaje przed uphillem na Równicę. Udało się poprawić czas o przeszło minutę, a więc chyba dobrze ;) Aktualny rekord wynosi 14m15s (licząc od znaku 8% do ostatniego zakrętu w prawo przed wypłaszczeniem). Na Równicy będzie ciężko bo podjazd jest dłuższy od tego odcinka o ponad 1000m, z czego ostatnie ~600m to prosta, na której wypadałoby iść w trupa krzycząc w głowie: shut up legs! ;)
Suport z nowymi łożyskami :) © k4r3l

Dziś dokonałem wymiany łożysk w suporcie. Oryginalne (First - na allegro można dostać też całe suporty tego nieznanego mi producenta) wytrzymały raptem 4000km (w tym kilka błotnych dni w górach i myjkę ciśnieniową). Jako, że mam Accenta BB EX Pro wchodzą tam najprostsze "chinole" (6805 2RS) za 5 zeta na Allegro. Ja dałem 12PLN/szt. ale w sklepie stacjonarnym... Oferowali mi co prawda Koyo (80PLN za komplet, w sklepie internetowym dwa razy taniej;), ale nie byłem przekonany co do zasadności takiego wydatku. Zobaczymy ile się korba pokręci na takich budżetowych kulkach, najwyżej następnym razem wezmę te lepsze ;)

Kocierz z Krzyśkiem ;)

Czwartek, 18 lipca 2013 · Komentarze(5)
Uczestnicy
Wieczorna szybka rundka z Krzyśkiem (tool). Magurka nie wypaliła, ale w tygodniu naprawdę ciężko się zgrać z chłopakami z Bielska - czas i odległość robią swoje. Z Krzyśkiem jeszcze nie miałem okazji pokręcić, więc jazda na Kocierz upłynęła na pogawędkach i opowieściach okołorowerowych ;) Z tej racji tempa nie forsowaliśmy. Krzysiek na co dzień zasuwa na leciwym Authorze Mystic, który przynajmniej dla mnie wydaje się niezniszczalny. Mój model jest o rok starszy, ale prezentuje się równie dobrze, co przypomina mi o tym jak solidne sprzęty produkowała swego czasu ta czeska firma. Pewnie dalej bym na nim jeździł gdyby nie fakt, że odrobinę mi się z niego wyrosło i rama 19,5'' jest już niestety za mała...
Kiepsko wykadrowana fotka ze Złotą Górką w tle ;) © k4r3l

Żeby było ciekawiej namówiłem Krzyśka na zjazd do Kocierza Moszczanickiego, żeby wjechać na przełęcz z drugiej strony. Kolejny podjazd na spokojnie, ale mimo to coś zgłodniałem i musiałem się poratować batonem musli, żeby nie zaliczyć odcięcia jak Froome, hehe. Na szczęście nie spotkała mnie z tego powodu żadna kara czasowa ani tym bardziej finansowa, hehe. Zjazd z przełęczy już w kompletnych ciemnościach a jako, że nie dałem się wyprzedzić samochodowi i miałem kilka lumenów zza pleców gratis ;) Z Krzyśkiem rozstajemy się po jeszcze jednym mikrouphillu. Dzięki za wieczorne zakręcenie i udanego wypoczynku!

A na koniec jeszcze filmowa wspominajka z tegorocznego Trophy (wybaczcie ten niestrawny podkład muzyczny, ale na to wpływu akurat nie miałem;). Tak na marginesie, to dziś w radiowej Trójce była mowa o nadużywaniu młodzieżowego słowa "epicko", ale jak inaczej określić te 4 dni w Beskidach? Powiem więc, że było za-je-biś-cie oraz, że z przyjemnością wrócę tam za rok!